Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Mam 17 lat od jakichś 3 - 4 lat mam nerwicę natręctw. Mój problem polega na natrętnym myciu rąk, całego ciała i sprawdzaniu czy wszystko dobrze wykonałem, oraz oczywiście natrętne myśli... Na kąpiel potrzebuje ok 2 godziny... W grudniu potrzebowałem nawet 5 - 6 godzin, co trudno sobie wyobrazić. Wkręciłem sobie że mam raka i wtedy się to mocno nasiliło oraz kiedy rozpocząłem nową szkołę liceum. Zawsze się długo myłem (ok. godziny) Mam cały rytm dnia przez to mycie i sprawdzanie przestawiony. Byłem u lekarza w listopadzie który przepisał mi fevarin, który brałem 3 razy dziennie (3 tabletki na dzień) po którym byłem strasznie senny, nerwowy itd.

Brałem go w sumie przez miesiąc, później stopniowo odstawiałem. Teraz zaczynam brać sertralinę, narazie w bardzo małych dawkach 1/4 tabletki na dzień, aż do całej tabletki na dzień.

Mam do Was pytanie jak sobie radzić z tym natręctwem i myślami ?

I jeszcze jedno co według Was mogło wywołać u mnie nn ? Czy to przez to że zawsze się niepotrzebnie przejmowałem wszystkim i chciałem aby było jak najlepiej ? Zawsze byłem spięty i nieśmiały w kontaktach z ludźmi, często w starej szkole się ze mnie śmiali, miałem problemy w rozmowie z dziewczynami, zawsze się stresowałem, ale teraz jest już z tym lepiej.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukasz17, też Cię dobrze rozumiem. Miałam ten sam problem. Potrafiłam siedzieć w wannie całą noc a rano nieprzytomna jechać do pracy. Brałam fevarin, sertralinę również i wiele innych leków i dopiero solian mi pomógł wyjść z tego chorego schematu. Poproś lekarza o solian, on działa przeciwlękowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukasz17, wiesz aby pozbyć się natrętnych myśli powinieneś je ignorować, całkowicie jakby ich nie było. Jeśli się zastanawiamy nad natrętnymi myślami, szukamy jak tu się ich pozbyć tylko je nasilamy :( Jeśli odpędzamy je na siłe też tym je nasilamy :(

 

Dlatego należy ignorować. Jak przychodzą ignorować je i dać im przejść, nie odpychać ich.Jak jakiekolwiek myśli związane z natręctwami przychodzą ignoruj je :) Jeśli jakby odruchowo, czy intuicyjnie zaczynasz się zastanawiać nad natręctwami też to ignoruj :) Stopniowo będą męczyć coraz mniej, aż odejdą :D

 

Co do natrętnego mycią i porządku wiesz, miałem inne natręctwa, ale wydaje mi się że powinieneś też je ignorować. Jak czujesz potrzebą aby coś sprawdzić ignoruj ją. Jak chcesz już skączyć mycie skończ, ignoruj natrętne myśli które każą ci dużej. Na początku będą mocno męczyć, ale tak jak z myślami stopniowo im dłużej będziesz ignorować będą męczyć mniej :) Natrętne czynności są trudne do odzwyczajenia się, dlatego jak się nie powstrzymasz też to ignoruj i spróbuj następnym razem.

 

I jeszcze jedno co według Was mogło wywołać u mnie nn ? Czy to przez to że zawsze się niepotrzebnie przejmowałem wszystkim i chciałem aby było jak najlepiej ? Zawsze byłem spięty i nieśmiały w kontaktach z ludźmi, często w starej szkole się ze mnie śmiali, miałem problemy w rozmowie z dziewczynami, zawsze się stresowałem, ale teraz jest już z tym lepiej.

 

Wiesz miałem podobnie i większość osób ma przesto nerwice :( nieśmiałość zbyt dużo stresu :( Ogólnie to powinieneś więcej korzystać z życia. Jak masz zainteresowania czy pasje rozwijaj je, więcej się baw. Szkoła jest ważna, ale trzeba też dbać o swój nastrój.

 

Nerwica przychodzi też kiedy za dużo pracujemy i odmawiamy sobie radości w życiu. Ja miałem tak :( szkoła czasem może wywołać dużą presje (dla ludzi nieśmiałych zwłaszcza :( ) w końcu doszedłem do takiego poziomu, że zmuszałem się do nauki nie pozwalałem sobie prawie w ogóle na przerwe (to już była pewnie początkowa forma nerwicy) przez co zupełnie wykończyłem swój umysł. Teraz gdy więcej korzystam z życia, skupiam się na swoich zainteresowaniach i rozwijam je, więcej korzystam z życia czuję się już dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Mam 20lat, studiuję, mieszkam z rodziną.

moja nerwica jest nietypowa (chyba, bo nie znalazłam nikogo innego z takimi objawami). Otóż odczuwam wstręt do mydła i detergentów, wszelkich szamponów, żeli, proszków, śmieci.

Brzydzę się dotknąć przedmiotów które maja z wyżej wymienionym jakąkolwiek styczność, myję ręce samą wodą i stosuje żel antybakteryjny(żele są dopuszczalne), proszek do prania wsypuje w ilości absolutnie minimalnej, bo mam wrażenie, że usztywnia ubrania i zostaje na nich po wysuszeniu, w dodatku mam b. wrażliwy węch i nie znoszę chemicznych zapachów. Śmieci nie wyrzucam, sama staram się "produkować" głównie papierowe "na rozpałkę" w kominku.

Ale moja historia zaczyna się, jak pamiętam, gdy miałam jakieś 6-7 lat.

Byłam dzieckiem, które potrafiło zużyć mydło na jednym posiedzeniu w łazience, uwielbiałam myc wannę, rozpakowywać mydła i układać je w szafie, wąchać i bawić się nimi.

Nic nie wskazywało na jakieś zaburzenia, miałam przy tym duży fun, mycie bez problemów.

Niestety pewnego dnia rodzice wkurzeni na mojego brata postanowili wyżyć się i na mnie-mianowicie przyczepili się do tego co robię w łazience z mydłem. Darli się strasznie, pamiętam, że bałam się wtedy, że ojciec rozwali mi głowę o brzeg wanny. Kazali mi umyć ręce po swojemu, a potem znowu darcie się, ubliżanie i "uczenie" od początku jak się myje ręce. Od tamtego wydarzenia obsesyjnie unikałam owego obiektu zwanego mydłem, myłam ręce samą wodą, potem doszło do tego unikanie zlewu i wanny(bo tam też jest mydło). Myłam ręce w bidecie.

Pamiętam, że liczyłam dni, tygodnie i miesiące o tamtego zdarzenia, po ok. 3ch tygodniach nie byłam w stanie normalnie umyć rąk w zlewie.

W miarę upływu czasu natręctwo rozszerzyło się o proszki, żele i wszystkie chemiczne pieniące się substancje służące do mycia. Przestałam brać kąpiele (bo mydliny i piana osiada na ciele) i zaczęłam brać długie prysznice, niestety mam tak do dziś :( proporcja wygląda tak: 1-2min to namaczanie i nakładanie szamponu i żelu, 15-25min spłukiwanie tego dziadostwa (w tym ok 1-2 min przerwy w połowie na sprawdzenie czy włosy nadal się pienia i rozczesanie ich w równy przedziałek, tak, żeby woda NA PEWNO weszła miedzy każdy włos i zabrała szampon). Ogólnie, to masakra, ostatnio nasiliło mi się do tego stopnia, że nie wpadam w totalną panikę podczas mycia, bo moja mama zakręca mi wodę na amen. Na razie zrobiła to 2 razy, byłam spłukana, ale moja nerwica twierdziła, że wcale nie, miałam wrażenie, że oblepia mnie szampon i mydło, że jestem śliska i spieniona, że śmierdzę mydłem które jednocześnie zasusza mi skórę jak sól mumię. To były chyba traumy, bo po takim wydarzeniu jestem przez cały dzień rozbita, nie mogę normalnie wejść do pokoju, siadam na podłodze i pilnuję się, żeby nie dotknąć niczego i nie przenieść na to mydła. Nie mogę się wtedy uczyć, a wszystko czego dotknę muszę spłukiwać wodą (po tym jak sama oczyszczę się z mydła).

Najbardziej boję się, że ktoś wrzuci mi mydło lub którąś z TYCH rzeczy do pokoju. Raz mój brat wrzucił mi na łóżko kostkę mydła. Zaczęłam je spłukiwać z kołdry i polewać wodą (to było w 2giej gim), ale mama zorientowała się co robię i skończyło się wyrzuceniem pościeli przez okno oraz awanturą prawie do rana.

Moja matka jest osobą dominującą, jej metody wychowawcze opierają się na upokorzeniu, szantażu i przemocy (nie fizycznej, a psychicznej). Czasami traktuje nas po partnersku, ale ja już jej nie ufam, bo wiem , że przy kolejnej awanturze będzie wykorzystywać wszystko co jej powiem przeciw mnie.

Kiedyś chodziłyśmy do psychiatry, bo ktoś sprawił , że uwierzyła iż NN to nie jest wymysł wrednego dziecka a prawdziwa choroba. Po raz pierwszy poszłyśmy do psychiatry dziecięcego-była to starsza babka, która uznała, że jestem rozpuszczona jak dziadowski bicz i mam jakieś dziwne fanaberie. Potem dłuuugo bałam się samego hasła psychiatra, dopiero w liceum poszłam znowu, zapisywała mi prozaki, ale może w zbyt małych dawkach bo średnio po 2ch miesiącach natręctwa wracały.

Generalnie, mam swoją teorię na temat nasileń mojej NN. Między 13 a 17 rokiem życia nerwica ustąpiła chyba całkiem, został po niej cień, może była uśpiona? Znalazłam w tedy hobby, poznałam nowych ludzi, moja mama zachowywała się normalnie.

Niestety w połowie liceum wszystko zaczęło wracać, spłukiwanie woda rąk, długie prysznice, w tym okresie moje życie towarzyskie zaczęło się sypać, poszłam wtedy po raz drugi do lekarza i zaczęłam brać na TO prochy. Potem pojawiły się problemy w rodzinie, mama wpadła w depresję, ja też, obie łykałyśmy prozaki. Dostałam się na studia, w między czasie matka znienawidziła mojego chłopaka. Moja nerwica szaleje okropnie od marca a od miesiąca naprawdę mam ochotę czasami się zabić byle nie czuć tego ch**ernego mydła na sobie. Jednocześnie matka chodzi po domu i wrzeszczy na wszystkich, potrafi dostać szału i postawić cały dom na nogi bo prawdopodobnie ktoś nie posprzątał po sobie kubka, boję się korzystać z łazienki gdy jest w domu, nasłuchuje jej kroków, panikuję, że zacznie walić w drzwi, zakręci wodę, zdemoluje mi pokój. Wyprowadzka nie wchodzi w grę, bo nie utrzymam się sama - nie znajdę pracy tak dobrze płatnej żeby płacić wynajem pokoju i uczyć się jednocześnie.

Od 5tego roku życia wyrzucałam śmieci, nie miałam z tym żadnych problemów do czasów liceum. Nie wiem, podejrzewam, że mój wstręt bierze się z ciągłego straszenia mnie tym, że ze średnią 4 coś w podstawówce i gimnazjum skończę jako żulica i zamieszkam w śmietniku. Ponadto jak byłam dzieckiem mama lubiła wkręcać mi, że wyrzuciła moją zabawkę/kasetę z bajkami do śmieci i jeśli jeszcze chcę je zobaczyć to mam je sobie stamtąd wygrzebać. Tak, przeszukiwałam worki na śmieci, a kiedy wracałam bo nie mogłam niczego znaleźć ona wyciągała poszukiwaną rzecz z szafki...

Jestem w stanie wyrzucić śmieci tylko i tylko wtedy, jeśli zaraz po tym pójdę się umyć i wypiorę ubrania.

Ubrania piorę sobie sama, (zresztą nie tylko ja,mój brat też) bo już dawno nauczyłam się, że tylko w ten sposób mam absolutna pewność, że nie zostaną zachlapane domestosem, wrzucone do bębna pralki razem z kostką mydła, nikt nie wsypie po brzegi do wszystkich przegródek proszku, tak że wszystko będzie sztywne i capiące chemią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MałaHexa, czytając Twój post widzę dużo podobieństw jeśli chodzi o dominujące matki. Niewątpliwie takie wychowanie wpływa na pojawienie się nerwicy natręctw. Nie masz w domu stabliności i poczucia bezpieczeństwa, co wywołuje nawroty.

U mnie jest podobnie jesli chodzi o dominacje matki, natomiast nie robiła mi takich dziwact jak np. tobie z zabawkami. Natomiast mój ojciec wiecznie się o wszystko czepiał, że to nie tak leży jak powinno, a jeszcze w czasach szkolnych straszył mnie że skoncze na smietniku, chłop mnie zatłucze za to jak mu obiadu nie ugotuje itp. Mogłam bym na forum przytoczyć mnóstwo przykładów i napisać książke.

 

Nie wiem czy aktualnie bierzesz leki, ale musisz wiedzieć, że one są niezbędne w leczeniu czy raczej zaleczeniu choroby, by móc stanąć na nogi i w miare normalnie funkcjonować. Ważna też jest psychoterapia behawioralno-poznawcza, która uczy jak walczyć z myślami i kompulsjami chroniąc przed kolejnym nawrotem.

 

ps. jeśli chodzi typowość, to Twoja jest jak najbardziej typowa. Na pw wysłałam Ci wiadomość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Mam 20lat, studiuję, mieszkam z rodziną.

moja nerwica jest nietypowa (chyba, bo nie znalazłam nikogo innego z takimi objawami). Otóż odczuwam wstręt do mydła i detergentów, wszelkich szamponów, żeli, proszków, śmieci.

Brzydzę się dotknąć przedmiotów które maja z wyżej wymienionym jakąkolwiek styczność, myję ręce samą wodą i stosuje żel antybakteryjny(żele są dopuszczalne), proszek do prania wsypuje w ilości absolutnie minimalnej, bo mam wrażenie, że usztywnia ubrania i zostaje na nich po wysuszeniu, w dodatku mam b. wrażliwy węch i nie znoszę chemicznych zapachów. Śmieci nie wyrzucam, sama staram się "produkować" głównie papierowe "na rozpałkę" w kominku.

Ale moja historia zaczyna się, jak pamiętam, gdy miałam jakieś 6-7 lat.

Byłam dzieckiem, które potrafiło zużyć mydło na jednym posiedzeniu w łazience, uwielbiałam myc wannę, rozpakowywać mydła i układać je w szafie, wąchać i bawić się nimi.

Nic nie wskazywało na jakieś zaburzenia, miałam przy tym duży fun, mycie bez problemów.

Niestety pewnego dnia rodzice wkurzeni na mojego brata postanowili wyżyć się i na mnie-mianowicie przyczepili się do tego co robię w łazience z mydłem. Darli się strasznie, pamiętam, że bałam się wtedy, że ojciec rozwali mi głowę o brzeg wanny. Kazali mi umyć ręce po swojemu, a potem znowu darcie się, ubliżanie i "uczenie" od początku jak się myje ręce. Od tamtego wydarzenia obsesyjnie unikałam owego obiektu zwanego mydłem, myłam ręce samą wodą, potem doszło do tego unikanie zlewu i wanny(bo tam też jest mydło). Myłam ręce w bidecie.

Pamiętam, że liczyłam dni, tygodnie i miesiące o tamtego zdarzenia, po ok. 3ch tygodniach nie byłam w stanie normalnie umyć rąk w zlewie.

W miarę upływu czasu natręctwo rozszerzyło się o proszki, żele i wszystkie chemiczne pieniące się substancje służące do mycia. Przestałam brać kąpiele (bo mydliny i piana osiada na ciele) i zaczęłam brać długie prysznice, niestety mam tak do dziś :( proporcja wygląda tak: 1-2min to namaczanie i nakładanie szamponu i żelu, 15-25min spłukiwanie tego dziadostwa (w tym ok 1-2 min przerwy w połowie na sprawdzenie czy włosy nadal się pienia i rozczesanie ich w równy przedziałek, tak, żeby woda NA PEWNO weszła miedzy każdy włos i zabrała szampon). Ogólnie, to masakra, ostatnio nasiliło mi się do tego stopnia, że nie wpadam w totalną panikę podczas mycia, bo moja mama zakręca mi wodę na amen. Na razie zrobiła to 2 razy, byłam spłukana, ale moja nerwica twierdziła, że wcale nie, miałam wrażenie, że oblepia mnie szampon i mydło, że jestem śliska i spieniona, że śmierdzę mydłem które jednocześnie zasusza mi skórę jak sól mumię. To były chyba traumy, bo po takim wydarzeniu jestem przez cały dzień rozbita, nie mogę normalnie wejść do pokoju, siadam na podłodze i pilnuję się, żeby nie dotknąć niczego i nie przenieść na to mydła. Nie mogę się wtedy uczyć, a wszystko czego dotknę muszę spłukiwać wodą (po tym jak sama oczyszczę się z mydła).

Najbardziej boję się, że ktoś wrzuci mi mydło lub którąś z TYCH rzeczy do pokoju. Raz mój brat wrzucił mi na łóżko kostkę mydła. Zaczęłam je spłukiwać z kołdry i polewać wodą (to było w 2giej gim), ale mama zorientowała się co robię i skończyło się wyrzuceniem pościeli przez okno oraz awanturą prawie do rana.

Moja matka jest osobą dominującą, jej metody wychowawcze opierają się na upokorzeniu, szantażu i przemocy (nie fizycznej, a psychicznej). Czasami traktuje nas po partnersku, ale ja już jej nie ufam, bo wiem , że przy kolejnej awanturze będzie wykorzystywać wszystko co jej powiem przeciw mnie.

Kiedyś chodziłyśmy do psychiatry, bo ktoś sprawił , że uwierzyła iż NN to nie jest wymysł wrednego dziecka a prawdziwa choroba. Po raz pierwszy poszłyśmy do psychiatry dziecięcego-była to starsza babka, która uznała, że jestem rozpuszczona jak dziadowski bicz i mam jakieś dziwne fanaberie. Potem dłuuugo bałam się samego hasła psychiatra, dopiero w liceum poszłam znowu, zapisywała mi prozaki, ale może w zbyt małych dawkach bo średnio po 2ch miesiącach natręctwa wracały.

Generalnie, mam swoją teorię na temat nasileń mojej NN. Między 13 a 17 rokiem życia nerwica ustąpiła chyba całkiem, został po niej cień, może była uśpiona? Znalazłam w tedy hobby, poznałam nowych ludzi, moja mama zachowywała się normalnie.

Niestety w połowie liceum wszystko zaczęło wracać, spłukiwanie woda rąk, długie prysznice, w tym okresie moje życie towarzyskie zaczęło się sypać, poszłam wtedy po raz drugi do lekarza i zaczęłam brać na TO prochy. Potem pojawiły się problemy w rodzinie, mama wpadła w depresję, ja też, obie łykałyśmy prozaki. Dostałam się na studia, w między czasie matka znienawidziła mojego chłopaka. Moja nerwica szaleje okropnie od marca a od miesiąca naprawdę mam ochotę czasami się zabić byle nie czuć tego ch**ernego mydła na sobie. Jednocześnie matka chodzi po domu i wrzeszczy na wszystkich, potrafi dostać szału i postawić cały dom na nogi bo prawdopodobnie ktoś nie posprzątał po sobie kubka, boję się korzystać z łazienki gdy jest w domu, nasłuchuje jej kroków, panikuję, że zacznie walić w drzwi, zakręci wodę, zdemoluje mi pokój. Wyprowadzka nie wchodzi w grę, bo nie utrzymam się sama - nie znajdę pracy tak dobrze płatnej żeby płacić wynajem pokoju i uczyć się jednocześnie.

Od 5tego roku życia wyrzucałam śmieci, nie miałam z tym żadnych problemów do czasów liceum. Nie wiem, podejrzewam, że mój wstręt bierze się z ciągłego straszenia mnie tym, że ze średnią 4 coś w podstawówce i gimnazjum skończę jako żulica i zamieszkam w śmietniku. Ponadto jak byłam dzieckiem mama lubiła wkręcać mi, że wyrzuciła moją zabawkę/kasetę z bajkami do śmieci i jeśli jeszcze chcę je zobaczyć to mam je sobie stamtąd wygrzebać. Tak, przeszukiwałam worki na śmieci, a kiedy wracałam bo nie mogłam niczego znaleźć ona wyciągała poszukiwaną rzecz z szafki...

Jestem w stanie wyrzucić śmieci tylko i tylko wtedy, jeśli zaraz po tym pójdę się umyć i wypiorę ubrania.

Ubrania piorę sobie sama, (zresztą nie tylko ja,mój brat też) bo już dawno nauczyłam się, że tylko w ten sposób mam absolutna pewność, że nie zostaną zachlapane domestosem, wrzucone do bębna pralki razem z kostką mydła, nikt nie wsypie po brzegi do wszystkich przegródek proszku, tak że wszystko będzie sztywne i capiące chemią.

Natręctwa bardzo zbliżone do początkowych moich schizów tylko ja nie miałam obrzydzenia do mydła. Zużywałam je całe podczas prysznica. Czy obrzydzenie do mydła na pewno wzięło się z urazu do incydentu z dzieciństwa bo mi to wyglada na przemoc psychiczną

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MałaHexa, nie wiem czy mozesz sie tym pocieszyc ale moja nerwica bazuje na tym samym.

po pierwsze - z tym mydlem to mam bardzo podobnie. myje rece po kilkadziesiat minut zeby miec pewnosc ze nic na nich nie zostanie a i tak zazwyczaj nie moge pozbyc sie wrazenia ze wciaz sa niedomyte. i boje sie czegokolwiek nimi dotknac. wiec powtarzam czynnosc. kapieli tez nie biore bo przeciez woda w wannie jest 'skazona'. takze pozostaje mi prysznic i tu tez zazwyczaj splukuje sie godzine. w ogole wizyty w lazience sa dla mnie koszmarem.

po drugie - co do psychiatry dzieciecego to tez za dobry wspomnien nie mam. wlasciwie przez to jeszcze bardziej jestem uprzedzona do wiekszosci lekarzy i korzystam z ich uslug tylko gdy nie widze juz innego wyjscia.

po trzecie - smieci brzydze sie wynosic i robie wszystko by ktos to zrobil za mnie. ale jesli juz musze to robie to w rekawiczkach i jeszcze potem dlugo czyszcze rece.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie. A mianowicie mam jedno natręctwo (nie wliczając reszty) które bardzo mi utrudnia życie - ciągłe uczucie potrzeby do toalety. Mam je od jakiś 2 miesięcy. Boje się oddalić od domu. :/ Macie jakiś pomysł jak to natręctwo troche załagodzić albo się go pozbyć? Psychiatre mam dopiero we wrześniu a zanim coś zacznie działać czy leki czy terapia to pewnie kolejne miesiące, jak sobie samemu z tym trochę poradzić? Bardzo proszę o pomoc bo musze jakoś żyć - wychodzić z domu, do szkoły do ludzi. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc

mam na imie Agnieszka i chcialabym opowiedziec swoja historie i prosic o rade.

Dziecinstwo mialam bardzo trudne. Ojciec alkoholik, przemoc w domu. Ale to bylo daawno i myslalam ze mam to za soba. Dwa miesiace temu po zarzuciu pewnego leku poczulam sie bardzo zle i wezwalam karetke. Stwierdzono ze to reakcja na ten lek. Nastepnego dnia wyszlam ale zaczelo sie ze mna dziac cos dziwnego. uczucie goraca, dreszcze i strach ze moge umrzec ze cos ze mna nie tak. codziennie pojawialy sie nowe objawy. Dwa tygodnie spedzilam praktycznie w lozku a pozniej wcale nie bylo lepiej. Prawie codziennie ladowalam u lekarzy. Zrobiono mi badania krwi, serca i stwierdzono ze to nerwy. Nie moglam uierzyc ze nerwy tak moga dzialac. Caly czas czulam jak cos lazi wewnatrz mojego ciala, uczucia pieczenia i goraca. Balam sie isc do sklepu boje sie sama zostac w domu bo jak mi sie cos stanie to kto mnie znajdzie. Pozniej jakies dziwne uczucia strachu i przerazenia. duzo by o tym pisac. Dzisiaj w nocy obudzilam sie z uczuciem strachu w glowie i myslami ja wariuje ze mna jest cos nie tak. Nie wiem jak sobie z tym radzic. Nie biore zadnych lekow tylko takie ziolowe na uspokojenie i melisa. Kusi mnie zeby wziasc antydepreanty i poczuc sie w koncu dobrze i moze normalnie ale boje sie. Czy ja wariuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, to jest tylko uczucie że mi się chce, bo chodzę do tej toalety i nic. Nie jestem chory gdyż już byłem z tym u lekarzy. :/

 

-- 06 sie 2013, 08:48 --

 

Mam pytanie. A mianowicie mam jedno natręctwo (nie wliczając reszty) które bardzo mi utrudnia życie - ciągłe uczucie potrzeby do toalety. Mam je od jakiś 2 miesięcy. Boje się oddalić od domu. :/ Macie jakiś pomysł jak to natręctwo troche załagodzić albo się go pozbyć? Psychiatre mam dopiero we wrześniu a zanim coś zacznie działać czy leki czy terapia to pewnie kolejne miesiące, jak sobie samemu z tym trochę poradzić? Bardzo proszę o pomoc bo musze jakoś żyć - wychodzić z domu, do szkoły do ludzi. :/

 

 

Błagam niech ktoś coś doradzi! Wakacje dobiegają końca a ja bede musiał jakoś iść do szkoły! Pomóżcie! Możecie pisać na pw!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, mam na imię Wojciech, mam 20 lat z nerwicą natręctw zmagam się gdzieś tak od 10 lat. To tyle jeśli chodzi o prezentację mojej osoby, teraz opowiem wam moją historię, a i zarazem zadam wam kilka pytań, mam nadzieję że mój post nie będę zbyt chaotyczny i zrozumiały dla każdego, więc przechodzę do meritum.

 

Moja nerwica natręctw objawiała się początkowo obsesyjnym myciem rąk, i pytaniem rodziców czy nic im się nie stanie gdy udawali się w podróż np. do pracy, i o ile to opanowałem, tak pewnego dnia poprzednie natręctwa zmieniły się w obsesyjne myślenie o bogu. I tutaj zaczyna się problem z którym borykam się od pierwszej klasy gimnazjum, byłem osobą wierząca, znaczną część dnia spędzałem z babcią która była religijna, modliłem się także z nią, wierzyłem, a moja choroba się tylko nasilała. W końcu powiedziałem babci o moich myślach, ona powiedziała rodzicom że mam nerwicę i poszedłem początkowo do psychologa po wizytach u którego efekt był żadnej, następnie do psychiatry. I tutaj się zaczęło, dostałem rispolet i asentrę której dawkę w postaci 200mg biorę do dzisiaj, było już tak dobrze, że nawet schodziłem z leków, lecz wtedy objawy choroby wracały. W pewnym momencie rispolet przestał działać, zacząłem brać ketrel 25mg na wieczór, , stosuję go od 3 lat i wszystko było dobrze aż do zeszłego miesiąca kiedy, dziewczyna którą uważałem za bratnią duszę, powiedziała że traktuje mnie jak kolegę po tamtejszym wieczorze, załamany położyłem się i od rana zaczęło się znowu.

Moje życie obfitowało w różne przeżycia, śmierć babci, ojca, nie powodowały powrotów choroby, tylko po prostu wszystko było dobrze do czasu, następnie budzę się rano i historia się powtarza. W wieku 15 lat przestałem wierzyć w boga, nie ze względu na chorobę, tylko że zainteresowałem się temat i doszedłem do wniosku że to bez sensu(nie chcę obrazić osób religijnych, to jest moje zdanie nie musicie się z nim zgadzać)mimo to natrętne myśli mam na temat właśnie boga. Ciągle słyszę w głowię zdanie "Bóg jest kochany", a gdy próbuję to blokować odczuwam niepokój. Mam już dość mojej choroby nie daje mi normalnie funkcjonować, z moim lekarzem widzę się dopiero w październiku, chciałbym zacząć dodatkowo uczęszczać na psychoterapię, by wzmocnić efekt leczenia farmakologicznego i dowiedzieć co ją powoduje, zarówno od strony biologicznej jak i od emocjonalnej, i między innymi tutaj piszę, liczę że wasze doświadczenie pomoże mi podjąć właściwe kroki w zrozumieniu biologicznego podłoża nerwicy natręctw. Dodam że jestem na diecie niskowęglowej, postanowiłem powrócić do kickboxingu który trenowałem przed śmiercią ojca, czy dieta tez może mieć wpływ na zachowanie mózgu?

 

Przepraszam jeśli napisałem chaotycznie, co faktycznie mogło mieć miejsce, ale jeżeli chciałbym wszystko dokładnie opisywać, wszystkie swoje przeżycia to brakłoby mi dnia :). Pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vernici

czy dieta tez może mieć wpływ na zachowanie mózgu?

jak najbardziej, zmniejszona ilość węglowodanów ma znaczenie na samopoczucie , jeszcze bardziej jak zrobisz to drastycznie ,

masz tu link do fajnego artykułu o tym temacie --- http://www.sfd.pl/Spo%C5%BCycie_w%C4%99glowodan%C3%B3w_a_serotonina-t185234.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że nie. Osoba z NN wie doskonale, że to co robi jest głupie, ale z powodu lęku który ją paraliżuje robi to dalej. Ma normalny kontakt z rzeczywistością tylko jest on utrudniony przez natręctwa myślowe lub ruchowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no wlasnie ja mam urojenia w nerwicy natrectw a nie zadna schizofrenie

 

chodzilo mi np.o to ze jak np mysle ze szafka jest brudna i jej nie dotkne to jestem o tym przekonana na 100 procent i nie wydaje mi sie to glupie, po prostu tak mysle i nie chodzi tu o to ze jak jej dotkne to stanie sie cos zlego tylko o to ze jak jej dotkne to ja bede brudna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×