Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDD - czyli?


Paulinovva

Rekomendowane odpowiedzi

U mnie w domu było wesoło. Jedyną formą rozmowy pomiędzy rodzicami jaką pamiętam była kłótnia, z biegiem czasu coraz rzadziej się zdarzająca. Ewentualnie kilka "normalnych" słów, ale to wyłącznie na pokaz przed kimś, żeby nie było widać jak jest naprawdę. W żadnym wspomnieniu nie zachowała się spokojna rozmowa między nimi, no chyba że byłem wtedy zbyt mały by pamiętać.

Ojciec z jakimś nagłymi wybuchami emocji. Jak byłem mały czułem przed nim ogromny respekt, nie miałem odwagi sprzeciwić i nieraz... bałem. Matka histeryzująca zdecydowanie za bardzo, miałem w niej jednak oparcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anel92, wlaśnie mój ojciec alkoholik sadysta wmawia nam że mamy za dobrze i że trzeba nam wpierdolić :-|

nienawidze go, i nie rozumiem czemu mama tkwi w tym wszystkim

 

Ja kompletnie nie rozumiem kobiet, które tkwią w takich związkach. Ktoś wie co takiego kieruje kobietą, którą własne dzieci błagają aby się rozwiodła, a ona nadal trwa i trwa i pozwala na piekło? Z czego to wynika?

 

U mnie ta sama wymówka - kasa. Co więcej wpędzanie mnie w poczucie winy, twierdzeniami: "Za co byś skończyła wymarzone studia?". "Żylibyśmy jak nędzarze." Pierwsze wspomnienie z tego świata - matka leży na ziemi, ja obok niej a ojciec kopie ją po brzuchu. Mówię mu (już wtedy gadałam) i płaczę by tego nie robił bo to boli mamę. Później prosiłam by od niego odeszła. 9 lat wcześniej zanim mnie urodziła, brat był maleńki i pamieta jak książeczke czytał. Ojciec w tym momencie wlazł i złapawszy ją za włosy pierdolnął ją o ścianę. Powiedział mi o tym kilka miesięcy temu jak gadaliśmy szczerze po pijaku.

 

W pewnym momencie otworzyłam oczy i zobaczyłam w matce również kata (nie ofiarę jak przedtem), zresztą ona też była dobra - rwanie rysunków, szarpanie za włosy, wyzwiska przy odrabianiu lekcji. W pewnym momencie przestałam się uczyć.

 

-- 12 maja 2014, 23:02 --

 

Nie rozumiem jednego. Skoro już 9 lat się prali po mordach to po co mu było jeszcze jedno dziecko - widz do patrzenia na to wszystko? Jedno istnienie nie wystarczyło? Musieli mnie jeszcze powołać na świat by publika była gęstsza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem jednego. Skoro już 9 lat się prali po mordach to po co mu było jeszcze jedno dziecko - widz do patrzenia na to wszystko? Jedno istnienie nie wystarczyło? Musieli mnie jeszcze powołać na świat by publika była gęstsza?
A czy tacy ludzie w ogóle myślą logicznie? U mnie 20 lat "rozwiązywali problemy", ciągle te same, ciągle tak samo, nie było zbyt wielu bójek, ale przemoc psychiczna sięgała często zenitu, atmosfera zastraszenia była czymś naturalnym. Do dziś nie potrafię wybaczyć, nie mam zamiaru, bo muszę się z tym całym bagnem, które mi po tym zostało wciąż każdego dnia mierzyć. I czasem dostaje przez to wielkich napadów nienawiści do obojga z nich, bo nie widzę tu tylko jednego winnego, a ani jednego mądrego.

Nie wiem co zrobić żeby pozbyć się całego tego ciężaru, to tak długo już trwa :-| Terapia? Opowiadanie obcemu człowiekowi historii swojego życia? Już kilku opowiadałem częściowo, nic się nie zmieniło oprócz lekkiej ulgi na moment, na prawdę nie wiem.

 

A najbardziej żałuję, że nie doświadczyłem i wcale nie zapowiada się na to zwykłych prostych rzeczy, które inni mają jakby z przydziału, normalne życie, kobieta u boku, cieszenie się prostymi sprawami.

 

Kiedyś mi się wydawało, że przecierpię w życiu tyle ile muszę, a potem wszechświat mi to jakoś w końcu zrekompensuje, to chyba nazywa się optymizmem... już chyba nie mam w sobie dużo tego optymizmu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siddhi, tylko terapia. Dzięki niej już w jakimś stopniu się z tym pogodziłam. Takie myśli jak dziś, które tu wypisuję zdarzają się coraz rzadziej. Dzięki terapii mam perspektywę na długi i udany związek (mam problemy z zaufaniem, z zaangażowaniem, boję się facetów) który właśnie staram się budować. Przeszłości nie wymażesz ale można nauczyć się z tym żyć znośniej.

 

Ostatnio był artykuł w Newsweeku o mężczyźnie (około 35 lat), który podał swoich rodziców do sądu za to że niszcząc mu dzieciństwo, zjebali dorosłe życie i zdrowie. Pozwał ich na 150 tys. zł. Kiedyś myślałam, że takie sprawy to normalne w tym kraju, gdzie patola się gęsto ściele. A w artykule napisali, że to sprawa precedensowa i nie wiadomo jaki może być wyrok sądu. Kiedyś sama się zastanawiałam czy nie odwalić takiego numeru swoim w ramach odwetu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luktar, Dziękuję za to co napisałaś. Poruszyłaś bardzo ważne sprawy. Przyznam, że czytając o twoim pierwszym wspomnieniu duchowo się popłakałam. Mam nadzieję, że ułoży ci się wszystko, a będzie tak na pewno, bo widać, że nad tym pracujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siddhi, tylko terapia. Dzięki niej już w jakimś stopniu się z tym pogodziłam.
Myślę o tym, może za jakiś czas zdecyduję się spóbować.
Dzięki terapii mam perspektywę na długi i udany związek (mam problemy z zaufaniem, z zaangażowaniem, boję się facetów) który właśnie staram się budować.
Nadal ten, którego chciałaś ostatnio zostawić...?
Przeszłości nie wymażesz ale można nauczyć się z tym żyć znośniej.
Oby.
Ostatnio był artykuł w Newsweeku o mężczyźnie (około 35 lat), który podał swoich rodziców do sądu za to że niszcząc mu dzieciństwo, zjebali dorosłe życie i zdrowie. Pozwał ich na 150 tys. zł. Kiedyś myślałam, że takie sprawy to normalne w tym kraju, gdzie patola się gęsto ściele. A w artykule napisali, że to sprawa precedensowa i nie wiadomo jaki może być wyrok sądu. Kiedyś sama się zastanawiałam czy nie odwalić takiego numeru swoim w ramach odwetu...
Może Twoja sytuacja była czarno-biała i dlatego mogłabyś sobie na coś takiego pozwolić, ja bym nie wytrzymał wyrzutów sumienia, poza tym to słabe, już wolałbym się odciąć zamiast walczyć w ten sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość Waszych postów dotyczy właśnie typowej przemocy w rodzinie, fizycznej i psychicznej. Nie ma tutaj wątpliwości czy rodzina jest dysfunkcyjna. Jednak w moim przypadku (opisanym nieco wcześniej) nie jest to ani trochę oczywiste. Mogę ją tak określić tylko ze względu na własne odczucia?

Zastanawiam się po prostu gdzie jest źródło czy ważny czynnik moich problemów - jestem nim ja sama czy może jednak rodzice..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lenka30, dzięki za słowa otuchy i wsparcie. Teraz pojawiają się nowe wątki w rodzinie w tym molestowanie mojej mamy przez jej brata w dzieciństwie. Próbuję być silna i wspierać mamę. Dziś znów ojcu odwaliło po wódzie. Rzucił w mame metalowym krzesłem, do mnie też już leciał ale mama go zatrzymała. Brat też już ma dość. Musimy ustalić we trójkę co można z nim zrobić, jak odsunąć od nas póki jeszcze żyjemy.

 

Siddhi, Tak to ten chłopak. Zrozumiałam, że działam kolejny raz po schemacie a chłopak jest niczemu winny. Bałam się zaangażować, nasze problemy napompowałam do wysokości pałacu kultury. Zrozumiałam to, przeprosiłam, wytłumaczyłam. Wybaczył mi i jesteśmy razem. Dostaję od niego ogromne wsparcie, uczucie, czułość. Gdyby nie on, nie wiem jak przetrwałabym dzisiejszy koszmarny dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co powiecie o tym? http://zwierciadlo.pl/2014/seks/toksyczna-milosc

 

Czy ktoś z Was jest "Nałogowcem Kochania"? Do mnie takie osoby można powiedzieć że wręcz się kleją, chociaż tego wcale nie chcę. Można totalnie ignorować, a i tak w moim otoczeniu będą się "popisywać" by jakkolwiek zwrócić na siebie uwagę. Oczywiście uciekam od tego (mam co nieco wspólne z "Nałogowcem Unikania Bliskości").

Pytam o to, bo chciałbym mieć spokój. I nie wiem jaką postawę przyjąć, skoro ignorowanie nie daje skutku, a odtrącać kogoś po chamsku przecież nie będę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siddhi, Tak to ten chłopak. Zrozumiałam, że działam kolejny raz po schemacie a chłopak jest niczemu winny. Bałam się zaangażować, nasze problemy napompowałam do wysokości pałacu kultury. Zrozumiałam to, przeprosiłam, wytłumaczyłam. Wybaczył mi i jesteśmy razem. Dostaję od niego ogromne wsparcie, uczucie, czułość. Gdyby nie on, nie wiem jak przetrwałabym dzisiejszy koszmarny dzień.
Hmm, nie spodziewałem się po tym co pisałaś ostatnio, że tak się skończy, powodzenia, i trochę zazdroszczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luktar, dobrze czytać, że z facetem się ułożyło, a z drugiej strony problemy w rodzinie... no cóż, nie zazdroszczę. Natomiast to dobry pomysł, żebyście razem usiedli i zrobili burzę mózgów, tak mi się wydaje, że może to wzmocnić wasze relacje, relacje waszej trójki. Trzymam kciuki, żeby się udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość Waszych postów dotyczy właśnie typowej przemocy w rodzinie, fizycznej i psychicznej. Nie ma tutaj wątpliwości czy rodzina jest dysfunkcyjna. Jednak w moim przypadku (opisanym nieco wcześniej) nie jest to ani trochę oczywiste. Mogę ją tak określić tylko ze względu na własne odczucia?

Zastanawiam się po prostu gdzie jest źródło czy ważny czynnik moich problemów - jestem nim ja sama czy może jednak rodzice..

Myślę, że w niejasnych sytuacjach chyba tylko psycholog/psychoterapeuta po dokładnym opowiedzeniu mu o swoich problemach i o swojej rodzinie może stwierdzić, czy jest ona dysfunkcyjna i czy była decydującym czynnikiem wywołania problemów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Przeczytałam wszystkie posty w tym wątku i co chwilę pojawiało się zdanie, które opisuje mnie, moje spaczone postrzeganie świata, mój dom.

Na psychoterapii okazało się, że ojciec traktował mnie jak partnerkę, natomiast moją mamę sprowadził do nic nie znaczącej roli. Pamiętam, że w domu zawsze panował strach przed tym, że on się może zdenerwować. Od małego byłam przyczajona i kontrolująca to, czy w domu jest dobrze, czy znów będą kłótnie, ciche dni, podczas których ja byłam posłańcem wiadomości między rodzicami ;/

Często widziałam i słyszałam ich kłótnie i wyzwiska. Moja mama uważała, że to jest normalne- ona jest DDA, chociaż nigdy nie była u żadnego psychologa.

 

Generalnie mój problem polega na tym, że nie zgadzam się z relacją panującą w moim domu- strachem mamy przed ojcem, jego wieczną złością i poniżaniem i pogardzaniem mamą. Ich wzajemną nienawiścią do siebie.

I tym, że tylko do mnie odnoszą się normalnie. A ja mam wtedy wyrzuty sumienia, bo skoro ojciec warczy na mamę to ja się czuję winna, że ze mną rozmawia normalnie.

Przez to wszystko boję się mężczyzn, boję się związków, uciekam przed jakąkolwiek bliższą relacją, ba! Jak tylko mogę to nie umawiam się nawet na randki ani z kolegami na jakiekolwiek spotkania.

Jestem zaangażowana uczuciowo od 4 lat- nie wiem, czy to jest miłość- z uczuć umiem nazwać tylko te negatywne. Od 4 lat cierpię, bo nie potrafię się do niego zbliżyć, nasza relacja opiera się głównie na komunikatorach internetowych, mimo tego, że mieszkamy od siebie zaledwie 5 minut drogi...

Jest mi z tym koszmarnie. Boję się, że stracę coś, co może być prawdziwe i że przez całe życie będę żałowała niewykorzystanej szansy, a mimo tego nadal nie umiem nic z tym zrobić.

Obezwładniający strach.

 

Trochę się rozpisałam, nie spodziewałam się, że gdy już się zacznie, to później sunie jakby automatycznie i nie można przestać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×