Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy wymagam zbyt wiele?


Fioletowa25

Rekomendowane odpowiedzi

Zostałam namówiona do napisania tego tematu przez moją partnerkę, którą od jakiegoś czasu usiłuję nakłonić do rzucenia palenia. Twierdzi, że wymagam od niej zbyt wiele i że jestem despotyczna.

 

Problem zaczął się, gdy postanowiłyśmy razem spędzić życie. Wcześniej jej palenie nie przeszkadzało mi, zresztą do tej pory nie mam problemu z "doraźnymi" skutkami palenia, tzn z zapachem, sprzątaniem petów czy kosztami.

 

Martwi mnie to, że długoletnie palenie (moja partnerka pali już od prawie 10 lat) jest praktycznie niezawodnym sposobem na sprawienie sobie raka płuc lub nerek. Szacuje się, że w naszym pokoleniu na nowotwór umrze przynajmniej 30% osób, a rak płuc stanowi najczęstszy przypadek tej choroby, sprawa więc nie jest jakąś abstrakcją. Na dodatek moja partnerka od dziecka ma problemy z sercem. Jestem głęboko przekonana, że walcząc o to, by rzuciła palenie walczę o jej życie. Nie chcę za kilka lat zostać sama, opłakując śmierć ukochanej osoby - śmierć, której można było uniknąć.

 

Usiłowałam jej to wielokrotnie wytłumaczyć. Często stwierdzała, że spróbuje rzucić - ograniczała lub wytrzymywała bez palenia jakiś czas po czym wracała do nałogu. Dwa razy obiecała, że na pewno rzuci palenie. Twierdziła, że nareszcie odkryła w sobie motywację; że teraz już sama tego pragnie.

 

Cóż, wygląda na to, że po prostu mnie okłamała. Cały czas zdaje się nie rozumieć, o co mi tak naprawdę chodzi. Twierdzi, że robię to z sadyzmu, że chcę ją zgnębić. Usiłuje mi wytłumaczyć, że rzucanie palenia to trudne zadanie oraz że palenie jest przyjemne - tak, jakby sądziła, że to ją usprawiedliwia i że są to koronne argumenty przeciwko moim. Jestem w stanie zrozumieć to, jak bardzo jej ciężko i pomóc jej, ale chciałabym, aby wykazała odrobinę wolnej woli. Mogłaby to zrobić chociażby nie przeinaczając moich słów, kiedy o tym rozmawiamy i nie zarzucając mi, że namawiam ją do rzucenia tylko dlatego, że gnębienie jej sprawia mi przyjemność. Na razie w ogóle nie dostrzega moich racji, ma swoją wizję mnie jako potwora, który postanowił dręczyć swoją partnerkę tak nonsensownym wymaganiem (porównała zakaz palenia do zakazu malowania paznokci na pomarańczowo - jako coś kompletnie absurdalnego i nie mającego związku z praktycznymi zagrożeniami). Wkłada mnóstwo energii w przekonywanie mnie, że nie mam prawa wymagać od niej takich poświęceń i że będzie palić, bo jej się to podoba i już.

 

Dzisiaj emocje sięgnęły zenitu. Dałam jej ultimatum - rzucenie palenia jako warunek bycia razem. Chciałabym po pierwsze być ze zdrową osobą a po drugie wiedzieć, że poważnie podchodzi ona do naszej wspólnej przyszłości i do moich obaw o jej zdrowie.

Zarzuciła mi despotyzm i wymuszanie swoich racji szantażem emocjonalnym. Odpowiedziałam jej na to, że faktycznie szantażuję ją, bo uważam, że jeśli nie ma dość silnej woli by podjąć właściwą decyzję w tak ważnej i dotyczącej nas obu sprawie, to mam prawo ją do tego zmusić.

 

Chciałabym (tzn właściwie ona chciałaby) zapytać Was o zdanie: Czy to za dużo? Czy stosuję zbyt ostre środki? Czy mam prawo wymagać od osoby, która ma być moim partnerem życiowym dbania o własne zdrowie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj emocje sięgnęły zenitu. Dałam jej ultimatum - rzucenie palenia jako warunek bycia razem.

 

jak emocje opadną w nadir....to pewnie sie z tego wycofasz...

naprawde byłabys w stanie rozstac sie z nią bo pali?

ja rozumiem wszytskie twoje obawy, masz w tym wszytskim rację...

ale....

teoretycznie masz prawo wymagac od partnera dbania o zdrowie...

ale....

stosujesz nieludzkie metody....

 

chociaz...moze efektywne

 

ja bardzo boje sie kazdego ultimatum....

skad pewnosc ze ktos wybierze tak jak nam sie wydaje ze powinien....

 

nałóg jest nałogiem....

pomóż jej inaczej

chyba ze potrafisz ją przestac kochac na pstryk, bo nadal pali...

potrafisz? jasne ze nie....

 

Czy to za dużo? Czy stosuję zbyt ostre środki?

nie wymagasz za duzo

ale owszem, IMHO srodki są zbyt ostre

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi o to, że ja nie bardzo widzę inne wyjście. Próby namówienia jej, trafienia do niej logicznymi argumentami po prostu nie działają, bo ona uparcie powtarza swoją mantrę, że robię to tylko po to, by ją dręczyć i umocnić swoją władzę. Zupełnie nie dostrzega zdrowotnych aspektów palenia, kompletnie nie docierają do niej moje apele mimo, że tłumaczyłam jej to wielokrotnie jak dziecku. Zazwyczaj jest bardzo bystra i w innych sytuacjach dobrze się rozumiemy, ale w przypadku rozmów o paleniu zachowuje się tak, jakby uzależnienie odbierało jej rozum. Przykro mi to mówić, ale czasami naprawdę rzuca idiotyczne stwierdzenia pozbawione jakiejkolwiek logiki czy konsekwencji. Potrafi na przykład ze szczerym przekonaniem utrzymywać, że skoro lubi sam akt palenia (trzymanie papierosa, zaciąganie się, wypuszczanie dymu) a nie skutki działania nikotyny, to problem właściwie nie istnieje (nie wiem, jak to rozumieć... uważa, że nie zachoruje, bo pali tak... na niby?).

Skoro nie umiem jej przekonać racjonalnie, postanowiłam się odwołać do emocji.

 

Dodatkowo takie ultimatum to dobry sprawdzian dla nas. Jeśli nałóg okaże się ważniejszy, to będzie to dla mnie bardzo ważna informacja - powie mi o tym, że nie zależy jej na mnie tak bardzo. Oczywiście, że nie będę umiała przestać jej kochać od razu, ale czasami nie warto być z kimś, kogo kochamy, jeśli nie spotykamy się z szacunkiem i partnerstwem.

 

Poza tym, jeśli wybierze papierosy zamiast mnie i odejdzie teraz - nadal żywa - to po stracie będę czuła przede wszystkim złość. To łatwiejsze do zniesienia niż rozpacz, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

że robię to tylko po to, by ją dręczyć i umocnić swoją władzę

 

cos jest na rzeczy skoro tak mówi....widocznie nie pierwszy raz usiłujesz cos na niej wymóc

 

"umocnic władzę", znaczy ze juz ją posiadasz? To nie jest układ partnerski...?

ty masz włądzę a ona ma sie poddac, po raz którys...?

moze cel jest szczytny ale to machiawelizm ....

 

Dodatkowo takie ultimatum to dobry sprawdzian dla nas.

 

to działa w obie strony...pomysl, ona moze powiedziec to samo....

ze jestes w stanie z niej zrezygnowac bo pali....

ze zamiast ja wspierac i jej pomóc wolisz postawic takie ultimatum....

 

ludzie sa slabi...miałas kiedys jakis nałóg?

masz rację, odbiera część rozumu i racjonalnego myslenia

oraz uruchamia mechanizm wyparcia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym umacnianiem władzy to kolejny problem. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam silną osobowość i dlatego zawsze starałam się wysłuchać jej i mieć pewność, że wspólnie podejmujemy decyzje korzystne dla nas obu, że do niczego jej nie zmuszam. Kiedy to ja miałam na jakiejś zmianie więcej zyskać zawsze po sto razy upewniałam się, czy na pewno ona też tego chce, czy nie czuje się zmuszona, czy to na pewno także jej wola. Odpowiadała, że tak, a teraz wypomina mi tamte przypadki jako przykład mojego despotyzmu. Ta sytuacja jest pierwszą, w której naprawdę usiłuję coś wymusić. Jeśli wcześniej czuła się zmuszana do czegokolwiek, to ukrywała to przede mną i przekonywała mnie, że wszystko jest w porządku a teraz, po fakcie, ma w ręce gotowe "dowody" mojej tyranii. To też boli, bo czuję się oszukana, zmanipulowana. To jednak chyba temat na inną dyskusję.

 

 

"

to działa w obie strony...pomysl, ona moze powiedziec to samo....

ze jestes w stanie z niej zrezygnowac bo pali....

"

Powiedziała mi tak. Cały czas jednak sprawia wrażenie, jakby sądziła, że sednem sprawy jest samo palenie - przykry zapach, wydatki. Uważa, że jestem okrutna, skoro na jednej szali kładę wszystko, co jest między nami a na drugiej coś tak błahego. Nie rozumie, że na tej drugiej szali w moim rozumieniu nie znajduje się błahostka - zasmrodzone zasłony, pożółkłe zęby - ale jej życie, które jest dla mnie największym skarbem.

 

Mówiłam jej kiedyś, że samo palenie jako czynność mi to nie przeszkadza i nie wycofuję się z tego. Przeszkadza mi myśl, że za jakiś czas szpitalny oddział onkologiczny może stać się moją codziennością i że będę stawać na głowie, by zdobyć dla niej leki, które i tak jej nie wyleczą tylko przedłużą czas na pożegnanie. Ona nie chce tego zrozumieć i tak naprawdę to doprowadza mnie do tak silnych emocji. Narażam się na oskarżenia o podłość, o najgorsze cechy charakteru, znoszę jej humory, wielogodzinne kłótnie, wiem, że oczernia mnie przed naszymi wspólnymi znajomymi; mogłabym zrobić wszystko gdyby tylko zechciała okazać odrobinę chęci współpracy. Robię to wszystko, bo zależy mi na niej, a ona odwraca wszystko do góry nogami i nazywa mnie sadystką.

 

Nie mogę jej "pomóc" w rzuceniu palenia, bo ona tego nie chce robić. Żeby jej "pomóc" najpierw muszę sprawić, by w ogóle zaczęła walkę z nałogiem.

 

Nie wiem, co mogłabym zrobić inaczej...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fioletowa25, czlowieka uzaleznionego zadne ultimatum nie zmusi do rzucenia... to ona musi tego chciec.

Tez pale i wiem jak to dziala. Na Twoim miejscu zakupilabym te ksiazke http://www.allen-carr.pl/ksiazki/70-allen-carr-prosta-metoda-jak-skutecznie-rzucic-palenie i poprosila ( nie zazadala) zeby ja sprobowala przeczytac. Znam kilka osob ktore nie pala po przeczytaniu. Ja zaczelam i samoistnie ilosc wypalonych fajek spadla mi z 20 do 5 bez bolu i wyrzeczen ale niestety zarzucilam przeczytanie reszty. Zabiore sie znowu we wrzesniu jak bedzie wiecej czasu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój Mąż od lat pali fajkę...mnie dym przeszkadza, zresztą ze względu na przebyte choroby, najbliżsi oszczędzają mnie :D . Jednak nie chciałam zabraniać, a jedynie ustaliliśmy zasady, które pozwalają Mężowi na realizowanie swojego ulubionego hobby :D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fioletowa25, wg mnie Wasze problemy są głębsze, niż tylko palenie.

Zgadzam się całkowicie z:

'jesli cie drazni ze partner nie zakręca pasty do zębów to poszukaj problemu glębiej, bo pasta jest tylko czubkiem góry lodowej"
Kwestia palenia jest tutaj tym najmniej znaczącym czubkiem góry lodowej.

Myślę, że obie powielacie schematy z Waszej przeszłości: ona nie do końca potrafi wypowiedzieć swoje argumenty, mimo, że wie jakie są (czyżby kiedyś nikt się nie liczył z jej zdaniem, przez co nie umie go wypowiadać i bronić?), z kolei Ty dostrzegasz jej bierność i swoją argumentacją chcesz ją 'zahartować', 'zmobilizować' (tak jak niegdyś 'hartowano', 'mobilizowano' Ciebie lub kogoś Ci bliskiego?).

 

Wasze obecne relacje wyglądają mniej więcej tak:

Twoją partnerkę bardzo dotykają sytuacje, gdy próbujesz ją do czegoś nakłonić - najprawdopodobniej wtedy czuje się jakby nie była akceptowana, szanowana i kochana przez Ciebie. I na tym się skupia jej obrona, a nie na argumentach jakie wtedy padają. A skupiając się na obronie siebie, nie działa w kierunku zrobienia tego, do czego ją nakłaniasz. Wtedy Ty postrzegasz jej reakcję, jakby nie trafiała do niej Twoja argumentacja (jakby się przed argumentami broniła), przez co szykujesz kolejne, mocniejsze argumenty... a ona z powodu tych argumentów (które odczytuje jako coraz większy brak akceptacji dla siebie), oddala się jeszcze bardziej. :roll:

Jak takie relacje miałyby dobrze rzutować na Wasz związek? :time:

 

Obie mogły byście zyskać, gdybyście starały się współpracować i wzajemnie czerpać z siebie przykład: ona mogłaby trochę 'nauczyć się' dzięki Tobie, jak bronić swojego zdania, a Ty od niej jak wyrażać swoje zdanie i wsparcie tak, by nikogo nie urazić. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta diagnoza chyba jest zdumiewająco trafna. Obie pochodzimy z rodzin w pewnym sensie dysfunkcyjnych. Ona cały czas jest traktowana przez rodziców jak dziecko, prawie jak ich własność. Aby się rozwinąć i dorosnąć musiała niemal "uciec" z domu. Wmawiano jej, że jest mniej warta od jej brata (który - przykro mi to mówić - jest kompletnym głąbem) i że nie poradzi sobie sama w życiu; że jedyną rolą, w której może się spełnić jest rola żony pozostającej pod całkowitą kontrolą męża.

 

Ja z kolei wychowywana byłam bez żadnych emocjonalnych relacji. Sama nauczyłam się, że rozum triumfuje nad emocjami a ponieważ uczucia, jakich doznawałam w rodzinnym domu nigdy były przyjemne, postanowiłam wytrenować się tak, by nie czuć nic. Przeszłam już jedną, trwającą pół roku terapię w związku z tym i obecnie czuję się znacznie lepiej, nauczyłam się wsłuchiwać w siebie i nie bać się uczuć, ale przekonania o wyższości racjonalizmu nie potrafię i nie chcę się pozbyć.

 

Tak czy siak czuję, że muszę znaleźć jakiś sposób na ten nałóg - ustawianie relacji między nami może odbywać się równolegle. Na pewno zajmie to trochę czasu. Myślę, że mogę skorzystać z Twoich cennych obserwacji, ale chcę oddzielić spór wokół palenia jako symptom problemów natury emocjonalnej od palenia jako problemu zdrowotnego per se, który trzeba rozwiązać szybko i skutecznie, niezależnie od ewentualnej pracy nad problemami emocjonalnymi. Nie chcę czekać, aż może kiedyś jej się "zachce" rzucić lub nie. To zbyt ważna sprawa, by robić z niej poligon psychologicznych doświadczeń.

 

Czy to aż tak poważny problem, że wymaga psychoterapii? Czy psychoterapeuta może przyjąć dwie osoby, jeśli problem dotyczy pary? Oczywiście chodzi o porady refundowane przez NFZ, a z racji naszego statusu poradnia małżeńska raczej nie wchodzi w grę.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona cały czas jest traktowana przez rodziców jak dziecko, prawie jak ich własność.

a czy Ty nie robisz tego samego?

Tak czy siak czuję, że muszę znaleźć jakiś sposób na ten nałóg - ustawianie relacji między nami może odbywać się równolegle. Nie chcę czekać, aż może kiedyś jej się "zachce" rzucić lub nie.

Chcesz decydowac za nia co dla niej dobre

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona cały czas jest traktowana przez rodziców jak dziecko, prawie jak ich własność.

a czy Ty nie robisz tego samego?

 

Bardzo bym tego nie chciała.

 

Tak czy siak czuję, że muszę znaleźć jakiś sposób na ten nałóg - ustawianie relacji między nami może odbywać się równolegle. Nie chcę czekać, aż może kiedyś jej się "zachce" rzucić lub nie.

Chcesz decydowac za nia co dla niej dobre

 

Nie. Zdecydowanie nie. Uważam, że mam prawo zmusić ją, by w tak ważnej dla mnie kwestii zrobiła to, co dla mnie jest dobre. Przyjmując moje oświadczyny złożyła mi pewną obietnicę i teraz chcę te postanowienia od niej wyegzekwować. Palenie, tak samo jak jazdę z pijanym kierowcą, bez zapiętych pasów, uprawianie pewnych sportów bez odpowiednich zabezpieczeń traktuję jak łamanie danej mi obietnicy, że spędzi ze mną życie. To trochę tak, jakby co dzień pakowała jedną swoją rzecz przed planowaną wyprowadzką.

Wiem, że to może brzmieć trochę jak "oszukać przeznaczenie", ale przecież nasza kultura zna takie takie pojęcie jak "śmierć przedwczesna". Nie można uniknąć wszystkich wypadków i chorób, ale można znacząco obniżyć prawdopodobieństwo wystąpienia sporej części z nich. Nie oczekuję, że wyeliminuje możliwość przedwczesnej śmierci całkowicie, ale może obniżyć szanse.

 

-- 18 lip 2012, 14:32 --

 

P.S.

(Nie wiem, dlaczego nie mogę edytować powyższego postu)

 

Niedawno słuchałam opowieści koleżanki, której mąż postanowił polatać na paralotni przy niesprzyjającej pogodzie. Żona próbowała go od tego odwieść, ale się uparł. Teraz jest kaleką. Może gdyby owa koleżanka była bardziej uparta, czy wręcz "despotyczna" nasłuchałaby się epitetów pod swoim adresem i musiała znosić fochy przez kilka dni, ale miałaby teraz zdrowego męża.

 

Wychodząc za niego obiecywała mu, że nie opuści go w chorobie, ale zapewne miała na myśli nieprzewidziane wypadki czy choroby, które rozwijają się niezależnie od trybu życia. Jak można traktować taką przysięgę w obliczu wypadku, któremu mąż uległ na własne życzenie? Czy żona faktycznie nie miała prawa bezwzględnie żądać od niego, by w tym feralnym dniu zrezygnował z ulubionego sportu?

 

Uważam, że mój przypadek jest podobny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czy siak czuję, że muszę znaleźć jakiś sposób na ten nałóg - ustawianie relacji między nami może odbywać się równolegle.

...

chcę oddzielić spór wokół palenia jako symptom problemów natury emocjonalnej od palenia jako problemu zdrowotnego per se, który trzeba rozwiązać szybko i skutecznie, niezależnie od ewentualnej pracy nad problemami emocjonalnymi.

Wątpię w skuteczność owej równoległości rozwiązywania problemów.

Skoro oczekujesz z jej strony ustępstwa w postaci rzucania palenia, sama ustąp w kwestii tego, że to się musi stać 'teraz i już'. Uparciuchu! ;)

Poza tym z powodu tego, co jej rodzice wbili jej do głowy, szanse na całkowite rzucenie palenia są bardzo małe; większe są szanse na stopniowe ograniczanie.

Jeśli ona traktuje palenie jako formę relaksowania się, odprężenia, to wywierając na nią presję, tylko zwiększysz 'jej potrzebę palenia'.

Więcej osiągniesz, gdy będziesz ją wspierała w rzucaniu palenia. Po prostu chwal ją, gdy uda jej się wytrzymać kolejne dni na mniejszej 'dawce' papierosów. A nawet, jeśli np. pod wpływem stresującej sytuacji znów wypali więcej, przekonuj ją do tego, że skoro raz się jej udało ograniczyć palenie, to ten sukces może powtarzać wielokrotnie, że potrafi to osiągnąć. Wzmacniaj jej wiarę w siebie, to że potrafi zapanować nad nałogiem, który najwidoczniej teraz panuje nad nią. To jest najskuteczniejszy sposób na całkowite (choć stopniowe) rzucanie palenia, choć na pewno nie najszybszy.

Od biernego (ale i 'łatwego') wymagania, skuteczniejsze jest aktywne (i trudne) wspieranie. :great:

Przypuszczam, że właśnie z powodu Twojej chęci wyzbycia się emocji, trudniej Ci dostrzec jak ważne jest dla niej wsparcie... a przez to nadal stawiasz na racjonalizm.

 

Co do terapii, to myślę, że warto, byście obie wybrały się terapie ukierunkowane na 'naprawienie' błędów Waszych rodziców, czyli dla niej na odbudowanie poczucia własnej wartości, a dla Ciebie jednak na 'powrót do emocji' (które na co dzień bywają zarówno pozytywne, jak i negatywne - a nie tylko krzywdzące, negatywne jak w Twoim domu rodzinnym!).

Ewentualna terapia dla par wtedy, gdy nadal będą występowały problemy w komunikacji między Wami.

 

Na naszym forum postów nie można edytować po pewnym czasie (nie pamiętam ile to jest dokładnie minut).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gods Top 10 - Twoje przemyślenia są bardzo trafne i cenne, więc może Cię powykorzystuję jeszcze troszkę?

 

Widzisz, piszesz o pomocy, wspieraniu. Zagwozdka polega na tym, że ja nie mam jej w czym wspierać, w czym pomagać. Mimo, że wciąż obiecuje i zapewnia to tak naprawdę nie podjęła jeszcze decyzji o rzuceniu palenia. Stara się mnie uspokoić, udaje...

 

Teraz na przykład mamy taką sytuację: Jest krucho z pieniędzmi, co było dobrym pretekstem do kolejnej rozmowy. Umówiłyśmy się, że do końca miesiąca ma jej wystarczyć określona ilość papierosów. Przystała na to dość chętnie.

Wcześniej opowiadała mi, że łatwiej się jest powstrzymywać kiedy ma wolny dzień i miło spędza ze mną czas, natomiast po ciężkim dniu pracy albo w stresie bardziej ciągnie ją do papierosów.

 

W weekend (typowy leniwy, piżamowy weekend, kiedy spędzałyśmy czas na ulubione przez nas sposoby, było miło, bezstresowo, romantycznie, wręcz bajecznie) zaczęła wypalać swój "przydział" w szalonym tempie. Poradziłam jej, żeby teraz się powstrzymała teraz, kiedy ma dobre warunki do walki z nikotynowym głodem i zostawiła sobie więcej papierosów na potem, kiedy będzie miała większą ochotę.

Odparła, że teraz wypali tyle, ile chce (to był bodajże jej czwarty papieros tego dnia - w spokojną, szczęśliwą sobotę) a potem, przez kolejny tydzień (w pracy!) wytrzyma o jednym papierosie dziennie.

Znam ją i wiem, że tak nie będzie. Teraz przekonuje, że da radę... Rzuca słowa na wiatr i tak naprawdę nie wiem, czy ona sama naiwnie wierzy w swoje obietnice czy po prostu kłamie w żywe oczy. Doskonale wiem, że wkończy swój "limit" w dwa dni, a potem będzie błagać, awanturować się, zachowywać się jak narkoman na głodzie... Znajdzie sposób, żeby namówić mnie na kupienie kolejnych papierosów mimo, że się umawiałyśmy (albo kupi je bez mojej wiedzy, ewentualnie wyżebrze). Nie jestem przecież w stanie jej odmówić, kiedy jej głód sprawia, że nasz dom staje się piekłem, miejscem nie do wytrzymania. Cały czas płacze lub krzyczy, nie da się z nią normalnie porozmawiać, nie jest w stanie normalnie funkcjonować... Zawsze w takich sytuacjach mam ochotę wyjść z domu ale wiem, że to nic nie da.

 

Podsumowując: gdy jest "syta", zaspokojona, łatwo przychodzi jej obietnica ograniczenia lub rzucenia. Potem, gdy dopadnie ją głód krzyczy, że nigdy nie chciała rzucać, że mnie okłamała bo ją zmusiłam, że nie ma i nigdy nie miała zamiaru rzucić. Nie wiem, kiedy mówi prawdę - boję się, że jednak wtedy, kiedy jest "na głodzie".

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potem, gdy dopadnie ją głód krzyczy, że nigdy nie chciała rzucać, że mnie okłamała bo ją zmusiłam, że nie ma najmniejszego zamiaru rzucić. Nie wiem, kiedy mówi prawdę

Wiec po co ja zmuszasz? Poczytaj sobie o uzaleznieniach.... nie wiem czy Ty masz jakies nalogi ale Twoje posty swiadcza o tym, ze kompletnie ich nie rozumiesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, po co ją zmuszam do czego?

Nie wiem, o co pytasz. Jeśli chodzi Ci o to, po co zmuszam ją do rzucenia to... włóż trochę wysiłku w przeczytanie moich postów.

 

I tak, zmagam się z chorobą. Wiem, co to znaczy odmawiać sobie czegoś gdy myśl o tej przyjemności przesłania cały świat. Uważam jednak, że cechą człowieka dojrzałego jest panowanie nad takimi ciągotami, uświadamianie sobie ich źródła i znoszenie konsekwencji.

 

Jak rozumiem, Ty nadal tkwisz w nałogu, prawda?

Zabawne, jak często nałogowi palacze ze wszystkich sił bronią swojego prawa do nałogu, ile energii wkładają w usprawiedliwianie siebie i swoich "kolegów po fachu". Argument, że nie można rzucić palenia bo to trudne jest troszkę niepoważny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Troszkę mnie nie było.

 

Fioletowa25, przede wszystkim to, co jest dla Ciebie 'łatwe', nie musi takie być dla Twojej partnerki. Dlatego wskazane byłoby z Twojej strony jak najwięcej wyrozumiałości. To nie tak, że tylko ona powinna zmieniać swoją postawę, ale również i Ty swoją postawę!

 

Dobrze, że staracie się ustalać kompromis w postaci limitu papierosów. Jednak błędem jest natychmiastowe bezwzględne egzekwowanie go, zwłaszcza w przypadku, gdy tak samo postępowali wobec niej jej rodzice (na konsekwencję przyjdzie czas później, gdy Wasze wzajemne wsparcie będzie skuteczniejsze).

Znacznie bardziej skuteczne byłoby wypracowanie kompromisu, ale jednocześnie zrozumienie z obu stron, jeśli się którejś stronie nie uda dotrzymać warunków. Inaczej mówiąc: zamiast komunikatów w stylu 'a nie mówiłam/wiedziałam że Ci się nie uda' itp., lepsze byłyby w tym miejscu komunikaty typu: 'rozumiem dlaczego nie udało się, bo miałaś ciężki dzień/tydzień, jednak wierzę w Ciebie, w to że dasz radę!' (przy czym takie komunikaty są tym skuteczniejsze, im bardziej szczerze wypowiadane).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×