Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość narcystyczna


milhouse

Rekomendowane odpowiedzi

Zołzik,

wydaje mi się, że jakby mi ktoś zdiagnozował choćby depresję, to poczułabym się a)wyjątkowo, b) poczułabym ulgę, że to wszystko jednak nie jest normalne.

Inna sprawa, że problem stałby się dostrzegalny nie tylko dla mnie. Czytałam gdzieś, że narcyzi nie widzą swoich problemów, dopóki nie spadnie im na głowę jakaś katastrofa, więc nie wiem, czy rzeczywiście takim narcyzem jestem, ale chciałabym się wreszcie czegoś o sobie dowiedzieć.

Czyli jeszcze nie stwierdzili Ci w ogóle nic? Dla mnie diagnoza depresji przyniosła ulgę, bo od dawna to wiedziałam i wreszcie miałam dowód, że nie wymyślam sobie problemów. Plus nadzieję, że to da się wyleczyć. I z perspektywy czasu myślę, że to lepsze niż informacja o zaburzeniu osobowości, czyli czymś, co zostanie na stałe. Nie wydaje mi się jednak, że jeśli pójdziesz do terapeuty, od razu (lub w ogóle) usłyszysz, że masz coś więcej niż depresję czy nerwicę.

 

Mam też kłopot z natury takiej, że nie wyobrażam sobie wizyty u specjalisty. Przychodzę i co? Zaczynam jakąś litanię? Już to widzę w swoim wykonaniu. "Nie wiem, po co przyszłam, w sumie wszystko jest okej..."

Chyba właśnie tak to powinno wyglądać, że przy pierwszej wizycie opowiesz o sobie, nie tylko o tym co Cię męczy, ale o swoim życiu w ogóle. Jeśli boisz się, że się w tym pogubisz albo zabraknie Ci słów, to możesz wcześniej się przygotować, a nawet to napisać. No i bądź pewna, że specjalista nie zostawi tak tego "w sumie wszystko jest okej" (bo nie jest, skoro przyszłaś), będzie Cię o wszystko dopytywać. Wiadomo, że początki są trudne, ale ogólnie nie ma się czego bać.

 

Łeb mi pęka, ugh. I znów zastanawiam się, czy wszystko, co tutaj napisałam, jest prawdą. Od zarania dziejów mam coś takiego. Rozmyślam sobie nad czymś i nagle - "ale czy ja rzeczywiście tak myślę?"... i wkładam wielki wysiłek w to, by odkryć, co rzeczywiście myślę, i nie wiem. Każda moja myśl wydaje mi się niesprawdzona, niegodna wiary (teraz nie wiem, czy to co napisałam o tym myśleniu jest prawdą :shock::mrgreen: ). Przepraszam, zagalopowałam się trochę.

Też tak czasem mam. :P I nie wiem, z czego to wynika. Z braku zaufania do siebie w ogóle, z przekonania już od dziecka, że nie powinnam czuć tego, co czuję?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy ktokolwiek z Was myślał kiedyś, że sobie ten narcyzm wymyśla, żeby poczuć się bardziej wyjątkowo? Bo ja tak myślę nieustannie. Też nie wiecie, jacy jesteście? Ja nie mam pojęcia. Jak się "wpatruję w siebie", to widzę zupełną pustkę. Człowieka bez osobowości, bez niczego. Zastanawia mnie, czy ktoś jeszcze czuje to samo.

 

Dla mnie tekst o "osobowości narcystycznej" w wypisie ze szpitala przez moment sprawił, że poczułam się wyjątkowo. Jakby to było coś lepszego niż "zwykła" depresja. Ale potem już nie, tak jak gdyby to znaczyło, że jestem zła lub przynajmniej ludzie mnie za taką uważają. Nie wiem, czy warto szukać potwierdzenia takiej diagnozy.

 

Przez krótką chwilę czułem się identycznie. Nawet w jakiś sposób mnie to podbudowało, ale później już nie było tak kolorowo. Myślę, że my narcyzi mamy tak spaczone poczucie własnej wartości, że wystarczy byle błahostka, by poczuć się wyjątkowym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam,

 

miałam mieć diagnozę wcześniej, ale czekam coś na znak od specjalistow, miałam dostać tel. od nich. Więc diagnozy długo chyba na razie nie będę mieć, na to trzeba czasu, a to dopiero pierwsza będzie moja poważna terapia - b. chcę by taka była.

 

Ale co raz bardziej zaczynam wierzyć w to, że mogę mieć narcyzm. Mam 20 lat teraz. A powiedzmy, że odkąd pamietam, od nastoletniego okresu swojego życia, żartuję sobie z tego, że jestem taka narcystyczna. "Och, przecież wiadomo, że to ja będę na okładce!" - do tego 'hahaha' i wszyscy na to się śmieją. Cała sala. Ja mam chwilową radość z tego. Ale czy to było szczere? Potem w pokoju siedzę i czuję się sztuczna.

 

Do d...py z takim czymś. Mam to wszystko o czym tu pisaliście. Tylko jestem chyba bardziej arogancka. I cieszę się z tego po cichu.

 

Może mi to minie ale nie sądzę. Bo to wszystko co mam to takie podobne do tego co pisaliście i do tych info co znalazłam w necie.

 

Nie mogę jeść publicznie, nie mogę nie patrzeć w lustro czasami, bo może się rozmazałam a to ważne dla mnie by dobrze wyglądać. By ludzie mnie postrzegali za taką jaką chcę. Ale tak się nie da. Przecież jestem jaka jestem. Czyli?... Nie wiem jaka.

 

Cięłam się. Piłam do nieprzytomności. Ryzyko lubiłam, zdradzałam. To wszystko może była nieprawda? Byleby zwrócić na siebie uwagę? W każdym razie jestem pewna, że to było po to by cokolwiek poczuć.

 

Chciałabym być radosna. Czerpać z życia.

 

Jak widzę innych radosnych to mnie wkurzają.

 

A co do talentow. To ja na prawdę je mam. Nie jestem głupia. Mądra też nie za bardzo. No nie wiem nawet jaka jestem, ale umiem malować, rysować i tworzyć muzykę.

 

Jak miałam 13 lat to odkryłam w sobie muzykę. I od tego się zazczęło uwielbianie siebie. Swojego głosu, pieknego śpiewu. Zagram wiele na gitarze. W ogole mogłabym grać na wielu instrumentach, bo mam słuch muzyczny. Nie mogę tego przeżyć, że nigdy chyba nie będę umiała na niczym grać.

 

I tak żyję marząc, że będę kimś.

 

No i w sumie miałam swój zespol. I coś tam. Ludzie przychodzili. Ale nie lubili mnie bo patrzyłam ze sceny z wyższością. Nie mogłam inaczej. Uważam wielu ludzi za głupich. Czuję do nich nienawiść tak w ogole. Wg mnie wiele ludzi nie zna się na muzyce. Bez sensu. Przecież to, że 90% moich znajomych słucha disco polo to nie znaczy, że są głupi prawda? - żart. Bo nie wiem jak to wytłumaczyć. Wystepujesz przed kimś tam, zamiast się cieszyć że słucha twojej muzyki to gardzisz nim.

 

Mam za wygorowane ambicje. Szkoda.

 

Chcialabym byc przecietna, czuc przecietnie i nie mieć problemow. Nie czuje przecietnie - bo uwazam sie ponad. Tylko i wylacznie dlatego.

 

Ciezko mi tez jest ze swoja fizycznoscia. Lubie czasem czuc sie mesko, wladczo, ale najczesciej to lubie byc dominą , chłodną i wyniosła królową. I do tego umiem się zrobić na ładną. A może i taka jestem. Wrzucalam mnostwo zdjec na fb kiedys. Bawiło mnie, że ludzie mnie podziwiaja, pisza jaka jestem piekna. Wspaniala. I cos tam. Dostalam sie na super akademie. Tez gratulacje.

 

Po co mi to, skoro nie lubie siebie i innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :) , bylem u psychologa/psychoterapeuty tydzien temu.Powiedziano mi, ze mam bardzo zblizone objawy narcystycznego i antyspolecznego zaburzenia osobowosci.Nie postawiono mi diagnozy ze wzgledy na mlody wiek (19 lat), tlumaczac sie ze diagnoza w moim wieku moze mi tylko zaszkodzic.Osobiscie obstawiam ze mam NZO + cechy os. antyspolecznej.Najwiekszym problememem w tym wszystkim to fantazje/wizje dotyczace idealnej milosci, wladzy, pieniedzy, kariery.Sa one w stanie odciagnac mnie od kazdej wykonywanej czynnosci.Podczas badan psychologicznych stwierdzono u mnie bardzo duzy poziom impulsywnosci oraz zaburzen uwagi.Oprocz tego wszystkiego mam problem z nadpobudliwoscia psychoruchowa.Nie spie do 3/4 nad ranem, bo caly czas jestem pobudzony.Wykonujac jakas czynnosc (np. czytanie ksiazki) nie potrafie jej wykonac tak jakbym chcial.Siedzac na komputerze, potrafie oderwac sie od niego, a nastepnie wyjsc i wejsc z mojego pokoju okolo 5 razy.Dodam ze podczas mojej nadpobudliwosci psychoruchowej caly czas wyobrazam sobie siebie posiadajacego wladze, pieniadze, dziewczyne marzen.Zastanawiam sie czy to wszystko spowodowane jest przez elementy zaburzenia narcystycznego czy wchodzi w gre takze AADD ?.Cierpie takze na bezsennosci.Prosze o pomoc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lepiej napisz co ten caly psychoterapeuta zaoferowal Tobie w formie pomocy. Mowil jak mozna Tobie pomoc?

 

. Dla mnie czytanie ksiazki to tez ciekawa historia. Poczawszy od ciaglego krecenia sie,zmiany pozycjii (element natrectw) do gonitwy mysli az w koncu rzucam to w cholere i laze po domu;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że mam w jakimś tam stopniu osobowość narcystyczną. Obecnie w depresji, dlatego zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. Idę jutro do psychologa... chyba mu o tym powiem, choć pewnie wtedy stwierdzi że to nie możliwe, żebym sama u siebie to stwierdziła, bo narcyzi nie szukają zazwyczaj pomocy (?)

 

Jestem przeświadczona o tym, że jestem znacznie bardziej inteligentna od innych osób. Jestem również ładniejsza i bardziej utalentowana. Inni ludzie mnie mało interesują, ale potrzebuję mieć wielu "przyjaciół" żeby czuć się wartościowym człowiekiem. Patrzę na innych z góry i zawsze myślę sobie, że są strasznie głupi i brzydcy, nie to co ja :105: Jestem perfekcjonistką. Wszystko co robię, musi być najlepszej jakości. Bardzo dbam o swój wygląd. Wszyscy moi nauczyciele, lekarze, koledzy ze studiów są niekompetentni. Przyjaciół traktuję zazwyczaj jako środek do zapewniania mi moich potrzeb. Potrzebuję towarzystwa na jakieś wyjście, potrzebuję opowiedzieć o swoich problemach - oni mają być dla mnie. Nienawidzę pomagać, bo twierdzę, że sama nie oczekuję nigdy niczyjej pomocy więc inni powinni też sobie sami radzić a jak nie potrafią, to są głupi. Jeśli ktoś mnie nie traktuje tak jak chcę, nie daje mi poczucia, że jestem ważna, wyzwala się we mnie ogromna agresja i złość. Zrywam kontakt i oczekuję przeprosin. W związkach z mężczyznami szukam potwierdzenia mojej wysokiej wartości - facet ma mnie adorować i dawać poczucie wysokiego statusu społecznego. Spotykam się tylko z facetami, którzy mają elitarny zawód - prawnik, lekarz, pilot, inżynier... Jeśli mnie "trafi" to po kilku tygodniach zafascynowania zaczynam widzieć wszelkie wady drugiego człowieka, które są dla mnie nie do przejścia. Chyba nie wiem co to znaczy kogoś kochać, chociaż do tej pory uważałam siebie za osobę bardzo uczuciową. Dopiero ostatni z facetów wydał mi na koniec naszego związku niezwykle trafny osąd, który zrównał moje poczucie własnej wartości z ziemią - że nie tworzę żadnego związku, tylko wymagam i oczekuję, grożę, a inni ludzie mają mi wypełniać moją pustkę emocjonalną. No i depresja.

 

Chciałabym się zmienić ale to chyba niemożliwe. Nie potrafię się zmusić do kochania kogoś o kim myślę, że jest głupi, a myślę tak praktycznie o każdym. Wszyscy ludzie mnie denerwują. Moim marzeniem jest być "normalną" i potrafić kogoś uwielbiać wraz z jego wadami, nie być tak impulsywną, chciwą poklasku, stworzyć szczęśliwą rodzinę w której wszyscy się szanują. Obecnie sądzę, że nigdy nie będę szczęśliwa. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym się zmienić ale to chyba niemożliwe. Nie potrafię się zmusić do kochania kogoś o kim myślę, że jest głupi, a myślę tak praktycznie o każdym. Wszyscy ludzie mnie denerwują. Moim marzeniem jest być "normalną" i potrafić kogoś uwielbiać wraz z jego wadami, nie być tak impulsywną, chciwą poklasku, stworzyć szczęśliwą rodzinę w której wszyscy się szanują. Obecnie sądzę, że nigdy nie będę szczęśliwa. :roll:

Mam tak samo... nie potrafię szczerze pokochać. Mnie nawet nie interesują inni ludzie. Wiem, że to zabrzmi paskudnie, ale jedynym ciekawym tematem jest dla mnie moja osoba. Oczywiście udaję - słucham, co do mnie mówią i zadaję pytania, jakby interesowała mnie odpowiedź, ale tak naprawdę mam to gdzieś, a takie udawanie jest dla mnie męczące. Nie umiem zmusić się do szczerego zainteresowania drugim człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Widzę, że jest tu trochę "pokrewnych dusz" :P

 

Od dłuższego czasu podejrzewam u siebie narcyzm, aczkolwiek pewne cechy mojej osobowości są specyficzne i niepodobne do klasycznego narcyzmu, opisywanego przez Was. Może ktoś z Was mi podpowie, czy jestem narcyzem, czy raczej w stronę innych zaburzeń kierować swoje spojrzenie. Jedno uznaję za pewnik - normalny nie jestem...

 

Cechy, które obserwuję u siebie:

1. Ekstremalna nadwrażliwość na każdą krytykę. Ba, nie tylko na krytykę, ale na wystawienie się na okazję do krytyki lub śmieszności. Pamiętam, jak kiedyś okazało się, że przez pół miasta paradowałem z odstającym na czubku głowy kępkiem włosów - później przez trzy dni nie wychodziłem z domu, mało jadłem i myślałem o samobójstwie, choć przeplatało się to ze śmiechem z samego siebie i zadziwieniem swoją głupotą, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że osoby, które mnie widziały z tym "czubem" mnie nie znały, więc powinienem mieć ich zdanie w d...

2. Kiedy gdzieś chodzę, wszędzie patrzę w swoje odbicie - witryny sklepów, szyby samochodów, lustra. Chodzę idealnie wyprostowany, choć zdaję sobie sprawę, że zapewne jeszcze śmieszniej wyglądam jako nadęty pajac, niż bym wyglądał jako zgarbiony quasimodo. No ale przynajmniej kręgosłup mam w nienajgorszym stanie :P

3. Używam religii tylko do własnych celów, choć mam z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia. Chwile gorącej wiary są zdominowane przez chwile zwątpienia, ale zaszczepiłem w sobie niebezpieczny, ekstremalny konserwatyzm kulturowy - kiedy widzę pary obscenicznie się całujące, słyszę o aborcji, zdradzaniu partnera czy w ogóle seksie przedmałżeńskim, dostaję wręcz histerii i mam ochotę rzucić się z pięściami na zwolennika powyższych zachowań. Wyznaję skrajnie surową etykę i jej przestrzegam, ale dla chrześcijańskiej miłości bliźniego i przebaczenia nie ma w niej miejsca. Tylko ja mam monopol na wizję świata, a jeśli Pismo Święte stoi z moimi przekonaniami w sprzeczności, to ono się myli, a nie ja. A wszystko dlatego, że wokół mnie jest dużo wojujących ateistów - dla mnie są bezwartościowym bydłem, ja jestem lepszy. Kilka lat temu było odwrotnie - otaczali mnie katolicy a ja zgrywałem wielkiego ateistę-bluźniercę. Sam nie umiem powiedzieć, czy wierzę w Boga, choć bardzo bym chciał.

4.

a) Mam blisko 20 lat a nigdy nie zaangażowałem się w żaden związek. Każdą potencjalną "klientkę" (zarówno wtedy, gdy byłem wojującym ateuszem, jak i teraz) odpychałem od siebie tak silnie, jak mogłem - jeśli była brzydka, nie wahałem się być chamski do granic możliwości (do jednej powiedziałem: "nie jestem zoofilem, świń nie r....m"), a jeśli była ładna, to w obawie przed zaangażowaniem chwytałem się forteli - umawiałem ją z kimś innym, zadawałem sobie niewyobrażalny ból emocjonalny ośmieszając się przed nią - byleby tylko się zniechęciła.

b) Nie mogę jednak powiedzieć, że nie umiem kochać. Kocham do przesady moją mamę, skoczyłbym za nią w ogień i nie wyobrażam sobie tego dnia, kiedy ode mnie odejdzie - najprawdopodobniej wtedy się zabiję. Całe szczęście, że jest jeszcze młoda i silna... Tylko ją kocham a każdą inną kobietę traktuję jak ścierwo.

c) Na dokładkę moich dziwactw, w ramach [sarkazm]mojej żelaznej konsekwencji[/sarkazm] nie wykorzystuję kobiet. Ranię je czasem, gdy odtrącam ich zainteresowanie, chociaż nie przemawia do mnie, że komuś naprawdę mogłoby na mnie zależeć. W ogóle nie rozumiem ludzi, którzy mocno przeżywają tę sferę życia, chociaż ja sam miewam napady żalu, że jestem sam i będę sam już zawsze. Ale nigdy nie rozpaliłem uczucia kobiety, żeby potem ją rzucić - niezależnie od przybranego światopoglądu, uważałem to za nieetyczne i złe. Wiem, że teraz się plączę, ale ja sam nie umiem się zdecydować.

d) Pozostając w temacie relacji z innymi ludźmi, nie potrafię żadnych nawiązać. Od kilku miesięcy nie widziałem się z żadnym znajomym, tylko kilku widziałem przelotem. Co ciekawe, mało kto zdaje sobie sprawę z mojej samotności, bo nikt tak naprawdę nie wie, kim jestem, gdzie mieszkam, ilu i jakich mam znajomych. Sąsiedzi to nawet nie wiedzą, jak mam na nazwisko. Rozpylam wokół siebie zasłonę dymną, która jest nie do przejścia dla wszystkich.

5.

a) Prawie nie odczuwam empatii. Bywa, że niszczę przedmioty w domu, chociaż - co specyficzne - najpierw zawsze dokładnie rozważam, czy ten wybuch nie przyniesie mi straty ekonomicznej, najczęściej wyżywam się na poduszkach. Potwornie gardzę menelami na dworcu - że śmierdzą, że klną (chociaż sam często klnę), uważam ich za padlinę, wartą jedynie, by umrzeć. Nienawidzę swoich sąsiadów, bo lubią zakłócać ciszę nocną (kolejna rzecz, na której punkcie jestem przewrażliwiony). A jakoś wybitną pogardą darzę osoby "zależne" - kobiety (rzadziej mężczyzn), które nie potrafią żyć bez faceta, nie umieją uwolnić się od związku, być chłodne, odejść od bijącego je faceta (takim typem też gardzę, ale to raczej normalne). Strasznie mnie denerwowało, gdy jakaś znajoma zwierzała mi się, że ma problem z chłopakiem i dziwiła się, że moją jedyną radą było "rzuć go". Nie uznaję nigdy innych metod, niż spalenie za sobą mostów.

b) Mam też wielką pogardę dla typowości. Typowy łysiejący ojciec z zakolami i wąsami, matka o kwadratowej figurze bez fryzury, syn kochający piłkę nożną i puszczająca się córeczka. Weekend majowy w Zakopanem, wczasy w Grecji lub Egipcie, rosołek i Familiada w niedzielę - nie potrafię zapanować nad wyśmiewaniem takiego stylu życia.

c) Jestem potwornie skąpy i chciwy, ale w zakresie chciwości postępuję bardzo rozważnie. Dużo oszczędzam, ale o tym cii, pieniądze lubią ciszę ;)

d) Potrafię być bardzo empatyczny w chwilach słabości. Bywają takie dni, że pękam i czuję się słaby, marny i bardzo, bardzo smutny. Szczególnie dużą empatię odczuwam względem przedmiotów - pluszaków, maltretowanych poduszek. Wobec ludzi bardzo rzadko, aczkolwiek gdy poruszy mnie np. jakiś program tv o nieszczęśliwych, bardzo pokrzywdzonych przez los ludziach - potrafię się rozpłakać.

6. Nie umiem się uczyć tego, co istotne, za to bardzo dobrze zapamiętuję to, co nieistotne. Znam na pamięć wszystkie kraje świata i ich stolice, od USA po Królestwo Tonga (tak, takie coś istnieje) i nie potrafię zapanować nad pogardą, jaką żywię dla "podludzi", którzy nie mają tej wiedzy. A z faktu, że sam mam nikłą wiedzę naukową i nie mogę się nazwać specjalistą w żadnej dziedzinie, zdaję sobie sprawę, ale - jak to ktoś napisał w którymś temacie na tym forum - rozumieć i czuć to dwie różne sprawy. Szczerze pogardzam ludźmi wierzącymi w horoskopy i czary, dzwoniące do wróżbitów, generalnie wykazujące każdy możliwy przejaw ciemnoty i ludowego zabobonu - i nie panuję nad tym. Czasem mówię, że chętnie zaj...bym tych j... podludzi, którzy w takie coś wierzą i jeszcze w momencie wypowiadania tych słów zaczynam tego żałować.

7. Patologicznie kłamię. Kłamię, gdy mogę powiedzieć prawdę, ale jest ona potencjalnie nudna dla rozmówcy. Czasem moje kłamstwa wymykają się spod kontroli, ale - nie chwaląc się - jestem bardzo dobrym kłamcą i większość z moich krętactw nigdy nie została ujawniona. Moje kłamstwa mi jednak nie wystarczają, więc tworzę swój idealny świat. Wymyśliłem sobie własne państwo, o którym piszę artykuły w stylu encyklopedycznym i przechowuję je w dokumentach, w dobrze ukrytym folderze. Tam jest wszystko - stworzony od podstaw język z własnymi regułami gramatycznymi i (obecnie) 3204 słowami, artykuły o ludach i plemionach wcześniej w tym państwie funkcjonujących, redagowana gazeta na wzór Dziennika Polskiego z tego miejsca - i wszystko to po nic. Nigdy tego nie zamierzam publikować. Tam tworzę swój, nie idealny, ale swój świat, gdzie ja de facto jestem bogiem i wszystko idzie tak, jak ja zaplanuję. Marzę o tym, żeby tak było naprawdę.

8. Miewam napady potwornego załamania, ciągnące się nieraz całymi dniami, a czasami trwające pół minuty. Wtedy "krzyczę szeptem" teksty w stylu "Boże, zabij mnie!" albo rwę sobie włosy z głowy. Czasami występuje autoagresja, ale łagodna, w postaci intensywnego walenia się pięścią w czoło (jak małpolud :lol: ). A często po chwili wstaję i... wszystko jest w porządku, świat jest piękny i kolorowy. I ani śladu smutku, czy czegoś. Nic się nie stało.

9.

a) Nie jestem psychopatą. Dobrze znam psychopatię i dużo o niej czytałem, poza tym jeżeli ktoś twierdzi publicznie, że jest psychopatą, to na 99% nim nie jest, ale za to bardzo lubi zwracać na siebie uwagę i możliwe, że jest narcyzem. Psychopatia jest dużo poważniejsza, bo - jak pisał Robert D. Hare, specjalista w tej dziedzinie - nie ma aktualnie leczenia psychopatii a można jedynie próbować wmówić chorym, że postępowanie w miarę zgodne z normami społecznymi będzie dla nich opłacalne. Notabene polecam "Psychopaci są wśród nas", bardzo ciekawy materiał, ale to do innego tematu raczej i pewnie wielu z Was to zna :P

b) Nie słyszę głosów, nie mam omamów ani napadów paniki. Odżywiam się normalnie i właściwie normalnie egzystuję, choć mam problemy ze znalezieniem pracy. No ale w obecnej sytuacji nie jestem w tym osamotniony...

 

I jeszcze kilka faktów o mnie:

Nie byłem nigdy bity, rodzina kochała mnie bardzo, chociaż miałem tylko mamę, babcię i dziadka (nawet ojciec gdzieś tak do 17 roku życia utrzymywał ze mną ciepłe relacje, z resztą do dziś przysyła alimenty). Mama była bardzo dobra, ale nadopiekuńcza. W szkole mnie gnębili, bo miałem straszne parcie do nauki i konsekwentnie sabotowałem każdą najmniejszą zabawę, byle tylko się uczyć. Strasznie chciałem być fizykiem i czytałem książki do fizyki mojej babci (kij, że nic nie rozumiałem). Dzieci tego nie rozumiały, bo wolały szaleć, niż się uczyć. Podejrzewam, że to one zadały mi tę "ranę narcystyczną", o ile u mnie taka występuje. W gimnazjum byłem już totalnie zgnojony a zacząłem odżywać dopiero w LO, oczywiście paląc za sobą mosty i przeprowadzając się do innej dzielnicy.

 

Ogólnie jestem bardzo nieszczęśliwy i bardzo szczęśliwy zarazem. Nie wiem, jak to opisać. Równomiernie rozkładają się w moim życiu stany podobne do depresyjnych, stany kompletnej obojętności i stany wielkiej szczęśliwości. Zależy to od wielu rzeczy - od pogody, od odniesienia w danym dniu jakiegoś sukcesu (lub nie), czasem od niczego. Czasem chciałbym żyć normalnie, być normalny, umieć kochać kogoś oprócz mamy i umieć kogoś choćby szczerze polubić. A czasem jestem szczęśliwy, bo przekonanie o własnym narcyzmie (czy słuszne, tego nie wiem) daje mi poczucie wyjątkowości, a że jestem leniwy, to również poczytuję sobie za pozytyw brak życia towarzyskiego (nawet, gdy je miałem, nienawidziłem imprez i podobnych zgromadzeń, a o 21:00 zawsze jestem już w łóżeczku i grzecznie lulam). No i mam też stany, w których dostaję prawdziwej "nirvany" - szczególnie, gdy jest ładna pogoda. Patrzę na rośliny z okna albo idę gdzieś na spacer i chcę płakać ze szczęścia nad cudem stworzenia, życia i pięknem tego świata. Tyle tylko, że nastrój może zepsuć mi dosłownie wszystko a wtedy... No, lepiej nie mówić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nrcz20, ciężko powiedzieć, czy masz zaburzenie narcystyczne. Wg mnie nie - raczej jakąś nerwice, ponieważ objawy są jak sam mówisz szerokie. Lekko nienormalny jesteś na pewno :lol: Ja tu widzę natręctwa, perfekcjonizm, egocentryzm, autoagresję, labilność emocjonalną, więc wszystko takie nerwicowe bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na sąsiednim wątku zdiagnozowano mnie jako narcyza, więc się dopisuję,

choć gdybym był narcyzem, to jedno zaburzenie osobowości było by mi za mało.

Jedno zaburzenie to może mieć każdy. A kilka zaburzeń na raz to dopiero świadczy o tym,

że ma się bogate życie wewnętrzne. Chociaż skoro ograniczyłem życie zewnętrzne, to tyle mojego,

co sobie poszaleją w środku. Zdobyłem książkę "narcyzm przegląd koncepcji psychoanalitycznych."

130 stron pełnych koncepcji jak to coś nazwać i brak koncepcji, jak to leczyć.

Bycie indywidualnością mi pasuje, ale z zarozumialstwa to byłbym nawet chętny się wyleczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na słynnym 7F w Krakowie zdiagnozowano u mnie narcyzm, co było dla mnie zaskoczeniem bo po wstępnej diagnozie BNO (zaburzenia osobowości bliżej nie określone) spodziewałem się każdego wyniku, poza narcyzmem i borderline. A tu niespodzianka - osobowość narcystyczna :smile:

 

Częściowo nie zgadzałem się z tą diagnozą, coś we mnie się broniło i opierało, ale im dłużej przyglądam się swemu życiu z perspektywy czasu - tym bardziej widzę, że jest ona trafna. 26 czerwca wracam na oddział i im bliżej tej daty tym bardziej się boję. Trzymajcie za mnie kciuki, bo potrzebuję pomocy - nie tylko w leczeniu zaburzeń osobowości, ale i depresji w której jestem od dobrych kilku miesięcy, a przed którą bronię się popadając z zupełną obojętność i niewrażliwość na bodźce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NPD to chyba ulubiona diagnoza lekarzy z 7F :D

 

A tak serio to nie utożsamiaj się zbytnio z tym. Rozumiem, że był to pobyt diagnostyczny, tak?

 

Z tego co wiem, diagnoza końcowa po całych 6 miesiącach jest w 70% przypadków inna od tej początkowej. W obecnych czasach każdy ma bardziej czy mniej nasilone cechy narcystyczne. Nawet najbardziej zaburzony border :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, był to pobyt diagnostyczny. Może masz rację, żeby zbytnio nie utożsamiać się z diagnozą DelRey :smile: Choć przyznam, że na razie się wkręciłem w poszukiwanie info, analizowanie, porównywanie pewnych niuansów opisu NPD i wypowiedzi na forum z własną osobą. Ale pewnie to normalne na samym początku przygód z diagnozą. Utożsamienie się przynosi pewną ulgę - łatwiej postrzegać siebie w sposób określony jako np. narcyza niż "bezbarwny", ciągle zastanawiając się co mi jest. Lepiej jest mieć jakiś punkt zaczepienia :smile:

 

DelRey, byłeś na 7F? Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie radzę? Różnie. Wzloty i upadki. Nie jestem w terapii. Póki co staram się pomagać sam sobie. Wiem doskonale skąd u mnie wzięło się to zaburzenie. Czasami samoświadomość pomaga, czasami przytłacza. Staram się być szczery i nie manipulować ludźmi - wychodzi mi jak dotąd. Pracuję nad swoją samooceną, która pod tą narcystyczną maską jest niższa niż 0. To w jakimś minimalnym stopniu daje mi zadowolenie z siebie i nie szukam już zapewnienia u innych. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z drugiej strony nie jestem takim książkowym narcyzem. Takich jest wyjątkowo mało. Drażni mnie to, że o tym zaburzeniu pisze się w samych negatywach, praktycznie nie dając ludziom nadziei. Każdy narcyz jest inny, inne jest nasilenie problemu. Na amerykańskim forum poznałem ludzi, którzy są w terapii i pomaga im to w znaczny sposób. Są też tacy, którzy po usłyszeniu diagnozy sami 'coś' z sobą robią. Z różnym skutkiem. Myślę, że od września wrócę na poznawczo-behawioralną, bo zeszłego roku otworzyła mi oczy na pewne sprawy i dała jakieś nadzieje.

W razie czego pisz na PW.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i fajnie sobie poczytać o liście objawów i znaleźć je u siebie zyskując naukową etykietkę.

IMO wiele (nie wszystkie) tzw. zaburzeń osobowości, w tym narcystyczna wynika z tego,

że ludzie nie wiedzą kim naprawdę są po co. IMO ludzie narcystyczni w poprzednich wcieleniach mogli być kimś ważnym i

to przeświadczenie przetrwało w nich. Czujemy, że w pewnych aspektach jesteśmy lepsi, ale nie znając konkretnej prawdy i jej implikacji uogólniamy tę słuszną lepszość w jakimś niezbadanym aspekcie na całość naszej osoby. Zwykle bezzasadnie.

I nie możemy tego udowodnić innym, bo nie wiemy o co konkretnie chodzi. Wynikają z tego sprawy takie jak pycha,

której ofiarą padamy. Czyli czujemy się lepsi i skupiamy się na okazywaniu tego, zamykając się na rozwój i na ludzi. Pycha to wielki ciężar. Ponieważ nie wiemy w czym i dlaczego jesteśmy lepsi konkretnie , ta pycha jest zwykle teoretycznie bezzasadna, bo nie będąc świadomym swoich mocnych stron po prostu wywyższamy się w kwestiach, w których obiektywnie jesteśmy przeciętni lub gorsi. Powoduje to falę frustracji, konfliktów z otoczeniem. Nie jesteśmy szczęśliwi i ludzie nie są szczęśliwi w kontakcie z nami. Psychologia nie obejmująca wiedzy o poprzednich wcieleniach nie potrafi rzecz jasna skutecznie leczyć zaburzeń wynikłych z poprzednich wcieleń. Streszczając się info dla wszystkich narcyzów. Tak jesteście lepsi. Czyli, że z poprzedniego wcielenia macie jakieś predyspozycje i talenty. Jeśli je odkryjecie możecie mieć radość w tym wcieleniu. Jeśli zrozumiecie, że być lepszym w jakiejś tajemniczej kwestii nie znaczy być lepszym we wszystkim i od wszystkich, otworzy się przed Wami droga do przepracowania pychy poprzez naukę pokory i będzie łatwiej żyć z pokorniejszymi narcyzami i łatwiej będzie żyć skromniejszym narcyzom. Niestety każda zaburzona osobowość jest indywidualnością i nie stworzę via forum zbiorczej metody diagnozy / terapii, ale pewien kierunek myślę że wskazała. Zrozumienia zasadności swoich konkretnych mocnych stron i przyjęcie do wiadomości, że w pozostałych kwestiach jesteśmy tacy jak inni ludzie i warto popracować nad kwestią pychy.

Jeśli ktoś jest w stanie zrozumieć to i zacząć odkrywać swe rzeczywiste mocne strony jak i przyjąć do wiadomości swe słabości, to będzie mu trochę lepiej. Dziękuję za przeczytanie mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×