Skocz do zawartości
Nerwica.com

nrcz20

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia nrcz20

  1. Witam wszystkich. Widzę, że jest tu trochę "pokrewnych dusz" Od dłuższego czasu podejrzewam u siebie narcyzm, aczkolwiek pewne cechy mojej osobowości są specyficzne i niepodobne do klasycznego narcyzmu, opisywanego przez Was. Może ktoś z Was mi podpowie, czy jestem narcyzem, czy raczej w stronę innych zaburzeń kierować swoje spojrzenie. Jedno uznaję za pewnik - normalny nie jestem... Cechy, które obserwuję u siebie: 1. Ekstremalna nadwrażliwość na każdą krytykę. Ba, nie tylko na krytykę, ale na wystawienie się na okazję do krytyki lub śmieszności. Pamiętam, jak kiedyś okazało się, że przez pół miasta paradowałem z odstającym na czubku głowy kępkiem włosów - później przez trzy dni nie wychodziłem z domu, mało jadłem i myślałem o samobójstwie, choć przeplatało się to ze śmiechem z samego siebie i zadziwieniem swoją głupotą, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że osoby, które mnie widziały z tym "czubem" mnie nie znały, więc powinienem mieć ich zdanie w d... 2. Kiedy gdzieś chodzę, wszędzie patrzę w swoje odbicie - witryny sklepów, szyby samochodów, lustra. Chodzę idealnie wyprostowany, choć zdaję sobie sprawę, że zapewne jeszcze śmieszniej wyglądam jako nadęty pajac, niż bym wyglądał jako zgarbiony quasimodo. No ale przynajmniej kręgosłup mam w nienajgorszym stanie 3. Używam religii tylko do własnych celów, choć mam z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia. Chwile gorącej wiary są zdominowane przez chwile zwątpienia, ale zaszczepiłem w sobie niebezpieczny, ekstremalny konserwatyzm kulturowy - kiedy widzę pary obscenicznie się całujące, słyszę o aborcji, zdradzaniu partnera czy w ogóle seksie przedmałżeńskim, dostaję wręcz histerii i mam ochotę rzucić się z pięściami na zwolennika powyższych zachowań. Wyznaję skrajnie surową etykę i jej przestrzegam, ale dla chrześcijańskiej miłości bliźniego i przebaczenia nie ma w niej miejsca. Tylko ja mam monopol na wizję świata, a jeśli Pismo Święte stoi z moimi przekonaniami w sprzeczności, to ono się myli, a nie ja. A wszystko dlatego, że wokół mnie jest dużo wojujących ateistów - dla mnie są bezwartościowym bydłem, ja jestem lepszy. Kilka lat temu było odwrotnie - otaczali mnie katolicy a ja zgrywałem wielkiego ateistę-bluźniercę. Sam nie umiem powiedzieć, czy wierzę w Boga, choć bardzo bym chciał. 4. a) Mam blisko 20 lat a nigdy nie zaangażowałem się w żaden związek. Każdą potencjalną "klientkę" (zarówno wtedy, gdy byłem wojującym ateuszem, jak i teraz) odpychałem od siebie tak silnie, jak mogłem - jeśli była brzydka, nie wahałem się być chamski do granic możliwości (do jednej powiedziałem: "nie jestem zoofilem, świń nie r....m"), a jeśli była ładna, to w obawie przed zaangażowaniem chwytałem się forteli - umawiałem ją z kimś innym, zadawałem sobie niewyobrażalny ból emocjonalny ośmieszając się przed nią - byleby tylko się zniechęciła. b) Nie mogę jednak powiedzieć, że nie umiem kochać. Kocham do przesady moją mamę, skoczyłbym za nią w ogień i nie wyobrażam sobie tego dnia, kiedy ode mnie odejdzie - najprawdopodobniej wtedy się zabiję. Całe szczęście, że jest jeszcze młoda i silna... Tylko ją kocham a każdą inną kobietę traktuję jak ścierwo. c) Na dokładkę moich dziwactw, w ramach [sarkazm]mojej żelaznej konsekwencji[/sarkazm] nie wykorzystuję kobiet. Ranię je czasem, gdy odtrącam ich zainteresowanie, chociaż nie przemawia do mnie, że komuś naprawdę mogłoby na mnie zależeć. W ogóle nie rozumiem ludzi, którzy mocno przeżywają tę sferę życia, chociaż ja sam miewam napady żalu, że jestem sam i będę sam już zawsze. Ale nigdy nie rozpaliłem uczucia kobiety, żeby potem ją rzucić - niezależnie od przybranego światopoglądu, uważałem to za nieetyczne i złe. Wiem, że teraz się plączę, ale ja sam nie umiem się zdecydować. d) Pozostając w temacie relacji z innymi ludźmi, nie potrafię żadnych nawiązać. Od kilku miesięcy nie widziałem się z żadnym znajomym, tylko kilku widziałem przelotem. Co ciekawe, mało kto zdaje sobie sprawę z mojej samotności, bo nikt tak naprawdę nie wie, kim jestem, gdzie mieszkam, ilu i jakich mam znajomych. Sąsiedzi to nawet nie wiedzą, jak mam na nazwisko. Rozpylam wokół siebie zasłonę dymną, która jest nie do przejścia dla wszystkich. 5. a) Prawie nie odczuwam empatii. Bywa, że niszczę przedmioty w domu, chociaż - co specyficzne - najpierw zawsze dokładnie rozważam, czy ten wybuch nie przyniesie mi straty ekonomicznej, najczęściej wyżywam się na poduszkach. Potwornie gardzę menelami na dworcu - że śmierdzą, że klną (chociaż sam często klnę), uważam ich za padlinę, wartą jedynie, by umrzeć. Nienawidzę swoich sąsiadów, bo lubią zakłócać ciszę nocną (kolejna rzecz, na której punkcie jestem przewrażliwiony). A jakoś wybitną pogardą darzę osoby "zależne" - kobiety (rzadziej mężczyzn), które nie potrafią żyć bez faceta, nie umieją uwolnić się od związku, być chłodne, odejść od bijącego je faceta (takim typem też gardzę, ale to raczej normalne). Strasznie mnie denerwowało, gdy jakaś znajoma zwierzała mi się, że ma problem z chłopakiem i dziwiła się, że moją jedyną radą było "rzuć go". Nie uznaję nigdy innych metod, niż spalenie za sobą mostów. b) Mam też wielką pogardę dla typowości. Typowy łysiejący ojciec z zakolami i wąsami, matka o kwadratowej figurze bez fryzury, syn kochający piłkę nożną i puszczająca się córeczka. Weekend majowy w Zakopanem, wczasy w Grecji lub Egipcie, rosołek i Familiada w niedzielę - nie potrafię zapanować nad wyśmiewaniem takiego stylu życia. c) Jestem potwornie skąpy i chciwy, ale w zakresie chciwości postępuję bardzo rozważnie. Dużo oszczędzam, ale o tym cii, pieniądze lubią ciszę d) Potrafię być bardzo empatyczny w chwilach słabości. Bywają takie dni, że pękam i czuję się słaby, marny i bardzo, bardzo smutny. Szczególnie dużą empatię odczuwam względem przedmiotów - pluszaków, maltretowanych poduszek. Wobec ludzi bardzo rzadko, aczkolwiek gdy poruszy mnie np. jakiś program tv o nieszczęśliwych, bardzo pokrzywdzonych przez los ludziach - potrafię się rozpłakać. 6. Nie umiem się uczyć tego, co istotne, za to bardzo dobrze zapamiętuję to, co nieistotne. Znam na pamięć wszystkie kraje świata i ich stolice, od USA po Królestwo Tonga (tak, takie coś istnieje) i nie potrafię zapanować nad pogardą, jaką żywię dla "podludzi", którzy nie mają tej wiedzy. A z faktu, że sam mam nikłą wiedzę naukową i nie mogę się nazwać specjalistą w żadnej dziedzinie, zdaję sobie sprawę, ale - jak to ktoś napisał w którymś temacie na tym forum - rozumieć i czuć to dwie różne sprawy. Szczerze pogardzam ludźmi wierzącymi w horoskopy i czary, dzwoniące do wróżbitów, generalnie wykazujące każdy możliwy przejaw ciemnoty i ludowego zabobonu - i nie panuję nad tym. Czasem mówię, że chętnie zaj...bym tych j... podludzi, którzy w takie coś wierzą i jeszcze w momencie wypowiadania tych słów zaczynam tego żałować. 7. Patologicznie kłamię. Kłamię, gdy mogę powiedzieć prawdę, ale jest ona potencjalnie nudna dla rozmówcy. Czasem moje kłamstwa wymykają się spod kontroli, ale - nie chwaląc się - jestem bardzo dobrym kłamcą i większość z moich krętactw nigdy nie została ujawniona. Moje kłamstwa mi jednak nie wystarczają, więc tworzę swój idealny świat. Wymyśliłem sobie własne państwo, o którym piszę artykuły w stylu encyklopedycznym i przechowuję je w dokumentach, w dobrze ukrytym folderze. Tam jest wszystko - stworzony od podstaw język z własnymi regułami gramatycznymi i (obecnie) 3204 słowami, artykuły o ludach i plemionach wcześniej w tym państwie funkcjonujących, redagowana gazeta na wzór Dziennika Polskiego z tego miejsca - i wszystko to po nic. Nigdy tego nie zamierzam publikować. Tam tworzę swój, nie idealny, ale swój świat, gdzie ja de facto jestem bogiem i wszystko idzie tak, jak ja zaplanuję. Marzę o tym, żeby tak było naprawdę. 8. Miewam napady potwornego załamania, ciągnące się nieraz całymi dniami, a czasami trwające pół minuty. Wtedy "krzyczę szeptem" teksty w stylu "Boże, zabij mnie!" albo rwę sobie włosy z głowy. Czasami występuje autoagresja, ale łagodna, w postaci intensywnego walenia się pięścią w czoło (jak małpolud ). A często po chwili wstaję i... wszystko jest w porządku, świat jest piękny i kolorowy. I ani śladu smutku, czy czegoś. Nic się nie stało. 9. a) Nie jestem psychopatą. Dobrze znam psychopatię i dużo o niej czytałem, poza tym jeżeli ktoś twierdzi publicznie, że jest psychopatą, to na 99% nim nie jest, ale za to bardzo lubi zwracać na siebie uwagę i możliwe, że jest narcyzem. Psychopatia jest dużo poważniejsza, bo - jak pisał Robert D. Hare, specjalista w tej dziedzinie - nie ma aktualnie leczenia psychopatii a można jedynie próbować wmówić chorym, że postępowanie w miarę zgodne z normami społecznymi będzie dla nich opłacalne. Notabene polecam "Psychopaci są wśród nas", bardzo ciekawy materiał, ale to do innego tematu raczej i pewnie wielu z Was to zna b) Nie słyszę głosów, nie mam omamów ani napadów paniki. Odżywiam się normalnie i właściwie normalnie egzystuję, choć mam problemy ze znalezieniem pracy. No ale w obecnej sytuacji nie jestem w tym osamotniony... I jeszcze kilka faktów o mnie: Nie byłem nigdy bity, rodzina kochała mnie bardzo, chociaż miałem tylko mamę, babcię i dziadka (nawet ojciec gdzieś tak do 17 roku życia utrzymywał ze mną ciepłe relacje, z resztą do dziś przysyła alimenty). Mama była bardzo dobra, ale nadopiekuńcza. W szkole mnie gnębili, bo miałem straszne parcie do nauki i konsekwentnie sabotowałem każdą najmniejszą zabawę, byle tylko się uczyć. Strasznie chciałem być fizykiem i czytałem książki do fizyki mojej babci (kij, że nic nie rozumiałem). Dzieci tego nie rozumiały, bo wolały szaleć, niż się uczyć. Podejrzewam, że to one zadały mi tę "ranę narcystyczną", o ile u mnie taka występuje. W gimnazjum byłem już totalnie zgnojony a zacząłem odżywać dopiero w LO, oczywiście paląc za sobą mosty i przeprowadzając się do innej dzielnicy. Ogólnie jestem bardzo nieszczęśliwy i bardzo szczęśliwy zarazem. Nie wiem, jak to opisać. Równomiernie rozkładają się w moim życiu stany podobne do depresyjnych, stany kompletnej obojętności i stany wielkiej szczęśliwości. Zależy to od wielu rzeczy - od pogody, od odniesienia w danym dniu jakiegoś sukcesu (lub nie), czasem od niczego. Czasem chciałbym żyć normalnie, być normalny, umieć kochać kogoś oprócz mamy i umieć kogoś choćby szczerze polubić. A czasem jestem szczęśliwy, bo przekonanie o własnym narcyzmie (czy słuszne, tego nie wiem) daje mi poczucie wyjątkowości, a że jestem leniwy, to również poczytuję sobie za pozytyw brak życia towarzyskiego (nawet, gdy je miałem, nienawidziłem imprez i podobnych zgromadzeń, a o 21:00 zawsze jestem już w łóżeczku i grzecznie lulam). No i mam też stany, w których dostaję prawdziwej "nirvany" - szczególnie, gdy jest ładna pogoda. Patrzę na rośliny z okna albo idę gdzieś na spacer i chcę płakać ze szczęścia nad cudem stworzenia, życia i pięknem tego świata. Tyle tylko, że nastrój może zepsuć mi dosłownie wszystko a wtedy... No, lepiej nie mówić.
×