Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

ja jestem na lekach, dopiero miesiac, ale czuje poprawe, moze nie jest to jakas kosmiczna odmiana, ale przynajmniej jakos spie i mam bardziej mglisty umysl (w tej sytuacji to bardziej pozytyw niz negatyw). w srode kolejna wizyta u psychiatry. chyba zmienie leki nasenne, biore Miansegen, po ktorym pochlonelabym tone slodyczy, mam doslownie nieposkromiony apetyt, a raz, ze nie jest to zbyt zdrowe, to jakos niekoniecznie chce przytyc. moj przyjaciel widzi poprawe w moim zachowaniu, moze to tez kwestia tego, ze nie chce byc ciezarem dla innych, w kolko nawijac jak jest mi ciezko, czasem wole pomilczec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coraz częściej zaczynam odczuwać zdenerwowanie takie niezdrowe, a równocześnie gonitwę myśli z której nic nie wynika, kłębowisko myśli i nic więcej, potem czuję się bardzo zmęczony, przygnębiony, i smutny, a po jakimś czasie wszystko się zmienia o 180 stopni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj był dobry dzień... Wierzyłam w siłę pociechy... Dziś znowu czuję, jakby mnie jakaś gigantyczna pięść przyciskała do łóżka. Jakbym była robakiem, z którego za chwilę na prześcieradle zostanie tylko plama... Moje dzieci mnie potrzebują, wiem to, tylko dla nich chcę walczyć. I tak bardzo mi smutno, że mają matkę, która nie wpaja im radości życia :( A przecież jeszcze kilka miesięcy temu było dobrze... Wykańcza mnie ten brak poczucia bezpieczeństwa. Bardzo się boję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich! Właściwie nie wiem od czego mam zacząć. Pięć lat nie było mnie na tym forum. Mam 26 lat i mieszkam już parę lat za granicą. Jakoś w miarę tam egzystuję, choć dla większości forumowiczów byłoby to niezrozumiałe, że przez ten czas niczego się nie dorobiłem. Dużo osób, które przesiedziały za granicą chociaż parę lat dorobiło się i zapewniło sobie jakiś start życiowy w Polsce (dom, dobry samochód, własna firma etc.). Ja wyjechałem z myślą zostania tam na stałe. Na początku studiowałem tam, jednak z powodów finansowych (problemy z pracą, brak stypendium i wsparcia rodziny) musiałem studia przerwać.

 

Obecnie mam swoją działalność, jednak nie jestem z niej zadowolony. W zasadzie żyję jak prekariusz bez pewności jutra. W Polsce dużo osób ma wsparcie rodziny, nie musi płacić drogiego czynszu za mieszkanie i niebotycznych rachunków (kto płaci w PL 400 PLN miesięcznie za prąd??!!). Ponadto przez wspólnika jestem traktowany jak pracownik (określone godziny pracy, kiedy muszę być w biurze, kontrolne telefony itd.). Ostatnio np były pretensje, że zliczając mój czas pracy na dzień nie wychodzę na 8 godzin. Jednakże ta branża nie jest jak fabryka i czas pracy średnio przekłada się na zarobki. Dużo jest zależne od szczęscia i kontaktów.

 

Pewnie dużo z Was pomyśli, że w życiu nic nie robiłem i powinienem się dostosować do tego stanu rzeczy. Nic bardziej mylnego!! Zrezygnowałem ze swojej całej młodości, żeby coś zbudować i sobie zapewnić! Przez parę lat pracowałem po 12 godzin dziennie włącznie z weekendami, działając w branży, która jest bardzo niepewna!! Nie byłem w tym czasie nigdzie na wakacjach, prawie nie miałem znajomych, nie byłem w żadnym związku.

 

Obecnie jestem w związku (mój pierwszy związek), przez co również wynająłem mieszkanie, bo wcześniej wystarczał mi tylko pokój. Jednak nie tak to sobie wyobrażałem. Przed tą osobą nie szpanowałem samochodem, chatą ani kasą jak wielu synków nowobogackich Polaków. Nie mam samochodu i wtedy też nie miałem. Mimo to mam wrażanie, że to jest układ wyłącznie materialny, co wychodzi w kłótniach, kiedy słyszałem teksty w stylu: "Skoro mam się z Tobą męczyć, to przynajmniej chcę pojechać na dobry urlop!!" , "Patrz, ile chłopak Anki zarabia!!! Ma firmę, jeździ dobrym samochodem, lecą teraz na fajny urlop!! On właśnie kupuje sobie mieszkanie. A ty co?? Jesteś dziadem i dziadem będziesz!!!" , "Haha, i co ty możesz robić??!! Sprzątać ulicę!! Ja przynajmniej mam zawód (czyt. zasadnicza szkoła zawodowa), a ty tylko maturę, którą możesz sobie najwyżej d*** podetrzeć!!!".

 

Wiem, że jestem głupi, że nadal jestem z tą osobą. Po tych kłótniach były przeprosiny, że to wszystko było w nerwach. Jak pewnie się spodziewacie, po paru dniach było znowu to samo :cry: .

 

Chcę to wszystko zakończyć. Codziennie jestem zmęczony i smutny. Nawet nie mam energii, jak mówię. Denerwuję się, że muszę wracać do toksycznego mieszkania, a rano iść do toksycznej pracy. Jestem coraz bardziej znerwicowany, często rzucam przedmiotami, krzyczę :( . Nie zasłużylem sobie na taki los!! Szukałem wartościowej osoby, a trafiłem na kloakę :/ . W pracy też mi nie wychodzi!!

 

Moi znajomi z LO w większości mają fajne życie (nawet w Polsce). Dużo ma już swoje mieszkania własnościowe i samochody (obie rzeczy kupione oczywiście przez zaradnych i dobrych rodziców), fajne związki. Pokończyli dobre studia.

 

Ja niestety nie mam alternatywy. W Polsce żadnej rodziny nie mam, tzn. mam, ale nie utrzymuję z nią kontaktu. Moi rodzice rozwiedli się jak byłem mały i mieszkałem z matką kątem u jej rodziców. Jak dorastałem nie miałem nawet swojego pokoju, o jakichś spotkaniach ze znajomymi, imprezach, nie było mowy. Moja matka piła i wpadła w długi, przez co musiała sprzedać nasze mieszkanie, odziedziczone po jej ciotce. Brat mojej matki mnie nie lubi a nawet nienawidzi, uważając mnie za przemądrzałego gnojka (oczywiście nie jestem taki!!!). Kilka razy podczas "rodzinnych" uroczystości zwyzywał mnie przy wszystkich i chciał mnie pobić, bo odpyskowałem mu za jego docinki. Oczywiście nikt się za mną nie wstawił. Nawet dziadek stwierdził, że "wujek miał prawo mnie wyprosić i załatwić sprawę na zewnątrz (tzn. dając mi po pysku, 19letniemu chłopakowi, który nic nie zrobił)". Mój ojciec ma mnie też zupełnie gdzieś. Mieszka za granicą ale w innym kraju i nie mam z nim kontaktu (prawie 7 lat). Z jego rodziną, tzn. ciotką i kuzynostwem, nie mam kontaktu, bo dla nich jestem za biedny. Jak próbowałem kiedyś dzwonić do kuzyna, nawet nie raczył odebrać komórki i oczywiście nie oddzwonił.

 

Jest mi smutno, jak widzę, jakie życie mają moi równieśnicy. Są szczęsliwi, mają dobry życiowy start. A ja w moim życiu miałem i mam tylko szambo!! Jako żyd wierzę w Boga, ale czasem myślę, że mam złą karmę :( . Widzę po prostu jak zaczyna powtarzać się scenariusz z życia moich rodziców: toksyczny związek, sięganie po alkohol i papierosy, brak stabilności życiowej, zero dorobku. Moj ojciec skonczyl studia, a matka ma wyksztalcenie srednie, wiec nie byli osobami skazanymi z gory na patologie i pomoc z MOPSu.

 

W pracy też nie mam żadnej alternatywy. Nie mam wykształcenia, żeby załapać jakąś dobrą pracę. Poza tym jestem w rasistowskim kraju, gdzie na dobre stanowiska zatrudniają tylko swoich mimo oficjalnie otwartego rynku pracy. A gastarbeiterzy mają tylko wypełniać lukę i wykonywać drecksarbeit, której żaden Niemiec się nie podejmie. Na otworzenie czegoś zupełnie własnego mnie nie stać, a bardzo o tym marzę, żeby być niezależnym i to nie tylko teoretycznie, jak teraz.

 

Swój związek chciałbym zakończyć i też rozpocząć coś nowego, żeby mieć chociaż tą namiastkę rodziny. Ja nigdy się na taki układ (sponsoring) nie godziłem i zostałem oszukany!!!

 

Proszę, poradźcie mi coś, bo sam nie wiem co robić. Mam tylko teoretyczne rozwiązania, które w praktyce nie mają miejsca. Gdybym miał alternatywy, np. kapitał i własną firmę, dobrą pracę, rodzinę w Polsce, rzuciłbym to wszystko w cholerę! Tutaj niestety z najprostszych prac wyżyć się nie da. Może to są duże pieniądze na Polskę, ale tutaj to nic, bo masz drogi czynsz, opłaty, koszty życia. Jakbym podjął taką pracę, musiałbym iść do urzędu pracy po zasiłek uzupełniający. Wszystko starcza tylko na styk i na przeżycie.

 

Z góry dziękuję za Waszą pomoc!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wytrzymuję psychicznie. Za dużo tego wszystkiego. Egzaminy, a miedzy nimi o bardzo ważna wizyta u lekarza. Zawsze po takim przypomnieniu jest mi bardzo źle. Boje się ze dowiem się coś okropnego, coś co mnie zniszczy. W dzieciństwie moja mama za mnie załatwiała te sprawy. Cały czas był okres wyparcia z mojej strony. Nie dopuszczałam do siebie myśli że jestem i będę chora. Teraz ja muszę się z tym zmierzyć choć nie potrafię podejść do tego bez emocji. Nie potrafię w ogóle myśleć o tym. Ale żyć z tym też nie mogę i nie chcę.

Jestem głupia bo nawet jak poszłam do psychiatry to się bałam powiedzieć. W ogóle nie potrafię o tym rozmawiać. Taki wstyd i wrażenie że każdy(nawet lekarz) będzie czuł odrazę, wyśmiewał, patrzył jak na inną itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam brzydki zwyczaj pisania na tym forum tylko wtedy, kiedy jest źle. A przez większość czasu jest przecież dobrze i ogarniam swoje życie...

W każdym razie dzisiaj pomyślałam sobie, że jestem głupia i na pewno nie zdam egzaminu licencjackiego. Co z tego, że coś tam wiem, a reszty się douczę, skoro może mnie zwyczajnie zatkać? Na co mi wysoka średnia i stypendium rektora, skoro jednej wykładowczyni obawiam się tak, że ciężko mi się wypowiedzieć w jej obecności? Ech.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już od samego rana czuję mętlik w głowie, trudno mi sklecić jakieś zdania, totalna dezoriętacja i bezradność. Moje myśli są niesamowicie ciężkie lasują, się w głowie niemal jak wapno w skrzyni do gaszenia, czuję ucisk w skroniach, ręce mi opadają i nogi mam jak z waty. Nie mogę o tym nikomu mówić bo uznają mnie za wariata i już nigdy nie będę wiarygodny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie daję rady... Walczę z myślą, że pora do psychiatry iść... Tyle, że nie stać mnie, żeby pójść prywatnie, a do lekarzy pracujących w poradniach publicznych nie mam zaufania... Nie mam dobrych doświadczeń. W sumie to potrzebuję tylko receptę, więc może jednak... terapii żadnej nie chcę, bo nie uważam, żebym się z niej dowiedziała czegoś, czego sama o sobie nie wiedziałam, przerabiałam to już... A rady co do sposobów okiełznania rzeczywistości, udzielane przez kogoś, kto nie choruje na depresję, są moim zdaniem nierealne... Telepie mnie, zaczyna być naprawdę niefajnie, nie chcę tak... Nie chcę znowu brać leków...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie daję rady... Walczę z myślą, że pora do psychiatry iść... Tyle, że nie stać mnie, żeby pójść prywatnie, a do lekarzy pracujących w poradniach publicznych nie mam zaufania... Nie mam dobrych doświadczeń. W sumie to potrzebuję tylko receptę, więc może jednak... terapii żadnej nie chcę, bo nie uważam, żebym się z niej dowiedziała czegoś, czego sama o sobie nie wiedziałam, przerabiałam to już... A rady co do sposobów okiełznania rzeczywistości, udzielane przez kogoś, kto nie choruje na depresję, są moim zdaniem nierealne... Telepie mnie, zaczyna być naprawdę niefajnie, nie chcę tak... Nie chcę znowu brać leków...

 

Bez przesady z tym brakiem zaufania do lekarzy z poradni NFZ... Większość lekarzy pracuje zarówno w sektorze prywatnym jak i publicznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bylam dzis u lekarza, zmienilam leki nasenne, mam rowniez podniesiona dawke lekow porannych. kazdy dzien jest tak samo przygnebiajacy i beznadziejny jak poprzedni. boje sie tak naprawde kazdego kolejnego. moje zycie, to kompletna klapa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez przesady z tym brakiem zaufania do lekarzy z poradni NFZ... Większość lekarzy pracuje zarówno w sektorze prywatnym jak i publicznym.

Jakoś przez 2 lata korzystania z pomocy na nfz, nic mi nie pomogli, pseudo porady, udzielane w takiej formie, jakby to była łaska, jakby publiczna służba zdrowia nie musiała być profesjonalna i jakby to, że opłacam składki było nic nie znaczącym faktem. Poszłam do prywatnego ośrodka 10 lat temu, miałam wtedy na ten cel pieniądze zebrane, bo bardzo chciałam wyzdrowieć. Postawili mnie na nogi w błyskawicznym tempie. Podejście do pacjenta? Diametralna różnica. Czułam, że jestem pod fachową opieką. I przede wszystkim ludzie, którzy się mną tam zajęli, nieustannie się szkolą, co niewątpliwie świadczy o tym, że zależy im na rzetelnym podchodzeniu do problemów pacjenta, a nie psychologii spychologii pt. jakoś to będzie... Nie przeczę, że w publicznych poradniach zdrowia psychicznego pracują znający się na rzeczy fachowcy, ale ja na takiego nie miałam szczęścia trafić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. Specjaliści w poradni publicznej bagatelizowali mój problem, w prywatnej już pierwszego dnia wytłumaczyli na czym polega depresja i pomogli mi ją odpowiednio dobranymi lekami zwalczyć. Depresja pojawiła się w moim życiu ponownie dopiero po 10 latach. Chętnie wróciłabym do prywatnej kliniki, ale chyba w tym momencie musiałabym się zapożyczyć. A długi do spłacenia raczej nie sprzyjają leczeniu. Pozostaje mi zatem szukać fachowca w poradni publicznej, mam nadzieję, że się uda. Lekarz, który prowadził mój przypadek w prywatnej klinice, nie pracuje w publicznej placówce. Tylu ma pacjentów prywatnie, że nie starczyłoby mu czasu na pracę w państwowej służbie zdrowia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dłuższego czasu mam kłopoty z pamięcią, bardzo mi ciąży ten problem, nie potrafię się odnaleźć w żeczywistości, uczucie zagubienia w każdym temacie. Najgożej mam z tym co wydażyło się wczoraj i przed chwią, jest to bardzo uciążliwe w życiu, nie wiem czym to jest spowodowane, czyżby mój mózg aż tak się zlasował, że może być już tylko gożej? Gonitwa myśli nie pozwala mi więcej napisać, poprostu brak mi słów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj czuję się trochę lepiej, wczoraj byłem aż za bardzo aktywny i na wieczór byłem bardzo zmęczony. Nadal zadaję sobie pytanie, czy uda mi się wyjść z tej depresji, jakieś światełko w tunelu widać, ale to nie jest jeszcze to. ZUS wezwał mnie na kontrolę, bo nadal jestem na L-4, wczoraj byłem w przychodni skserować kartotekę, lepiej mieć przy sobie takie dokumenty bo mogą wymagać dowodu, że się nadal leczę u psychiatry, znowu nerwówka, zawsze się denerwuję w ZUSie, taki tam już jest nastrój złowieszczy widać to po wszystkich pacjętach, złe narazie jestem dobrej myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×