Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

1 godzinę temu, little angel napisał(a):

takie sny są bardzo miłe, ale jeszcze milej byłoby poczuć to ciepło w rzeczywistości...

z drugiej strony, co przeżywa się w snach, jest bardzo odczuwalne, świat snów to inny wymiar

 

mogłabym spać cały czas, niestety cierpię na płytki sen i bezsenność, wszystko mnie wybudza

pozostaje więc zbudowanie tak swojej rzeczywistości, by oddawała senne marzenia :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, little angel napisał(a):

udzieliła mi się choroba jęczy buły, może od głupiego ludu walczącego w imię niczego, za dużo wiadomości z kraju przyjęłam i się zdenerwowałam, zdecydowanie wolę swój świat...

Wiadomości z kraju -> omijam, nie czytam, nie słucham. Irytuje dziecinada, dużo spraw na świecie ważnych się dzieje i to zdecydowanie lepiej poznać jeśli cos juz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy mi na tym, aby kogoś poznać i nawiązać jakąś relację, (chociazby przez internet), ale czuję, że jestem nic niewarta i przez częsty brak czasu nie potrafię rozwijać żadnych znajomości, a później wstyd mi się odezwać po paru dniach ciszy.

W realu to już nie mam pomysłu, jak poznać kogokolwiek.

Jestem żałośna i czuję, że nie zasługuję na nikogo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Shyra napisał(a):

Zależy mi na tym, aby kogoś poznać i nawiązać jakąś relację, (chociazby przez internet), ale czuję, że jestem nic niewarta i przez częsty brak czasu nie potrafię rozwijać żadnych znajomości, a później wstyd mi się odezwać po paru dniach ciszy.

W realu to już nie mam pomysłu, jak poznać kogokolwiek.

Jestem żałośna i czuję, że nie zasługuję na nikogo

Gadu gadu gadu :P nikt nie jest żałosny, nie ważne jakie problemy ma! Czujesz wstyd ale musisz przełamywać go. Wyjaśniaj dlaczego odpisujesz co kilka dni, ja mam tak samo a ostatnio to nawet w ogóle przestałam odpisywać nawet nie wiem czemu, chyba chce przerwy. I chyba to coś czego można chcieć? Ale to prawda że niektórzy nie zrozumieją itp. ich strata. Musisz się przemoc i próbować. @warrior11właśnie kogoś szuka na potrenowanie wymyślania tematów rozmów, kilka dni akurat mu będzie na przemyślenia 😘😘😊 piszcie do siebie

A skąd jesteś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To i u mnie jest taki problem. W rzeczywistości nigdy nie potrafiłem w "znajomości", ale przez Internet szło mi chyba okej. Jednak od dawna już tak nie jest. Wycofałem się, nie wiem o czym rozmawiać z innymi, mam tylko jedną osobę z którą piszę. Na jakichś discordach ciężko mi nawet się przywitać, bo co dalej...? I tak samo, nie czuję się wart czasu który ktoś inny by na mnie poświęcał. Nie mam nic do zaoferowania. Nic się u mnie nie dzieje poza tym, że jest źle. Oddzielić to od znajomości nie bardzo się da, bo trzeba byłoby kłamać, udawać, że jest okej, a to bez sensu. No a obarczać znów kogoś swoimi problemami nie chcę. 
Fajnie byłoby znów nauczyć się rozmawiać, ale nie potrafię się przełamać, a wiadomo, że od tego trzeba zacząć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Dalila_ napisał(a):

Gadu gadu gadu :P nikt nie jest żałosny, nie ważne jakie problemy ma! Czujesz wstyd ale musisz przełamywać go. Wyjaśniaj dlaczego odpisujesz co kilka dni, ja mam tak samo a ostatnio to nawet w ogóle przestałam odpisywać nawet nie wiem czemu, chyba chce przerwy. I chyba to coś czego można chcieć? Ale to prawda że niektórzy nie zrozumieją itp. ich strata. Musisz się przemoc i próbować. @warrior11właśnie kogoś szuka na potrenowanie wymyślania tematów rozmów, kilka dni akurat mu będzie na przemyślenia 😘😘😊 piszcie do siebie

A skąd jesteś?

Dzięki za te słowa. Staram się wyjaśniać, ale niestety niektórzy nie potrafią tego wyrozumieć... Choć i tak staram się już w miarę regularnie, bo bywalo, że mogłam tygodniami się nie odzywać przez gorsze samopoczucie

1 godzinę temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

To ja mam podobnie, ale u mnie to czasem idzie w tygodnie 🙂 

 

Czemu uważasz, że jesteś żałosna i nic nie warta? Przez co dokładnie?

Szczerze, to nie potrafię na to odpowiedzieć. Po prostu moja samoocena leży i kwiczy. Od zawsze myślenie, że co najgorsze, to ja. Zdaje sobie sprawę, że wiele sobie wmawiam i źle siebie oceniam, choć czasem obiektywnie nie mam do tego żadnych powodów

 

Godzinę temu, Happyandsad napisał(a):

To i u mnie jest taki problem. W rzeczywistości nigdy nie potrafiłem w "znajomości", ale przez Internet szło mi chyba okej. Jednak od dawna już tak nie jest. Wycofałem się, nie wiem o czym rozmawiać z innymi, mam tylko jedną osobę z którą piszę. Na jakichś discordach ciężko mi nawet się przywitać, bo co dalej...? I tak samo, nie czuję się wart czasu który ktoś inny by na mnie poświęcał. Nie mam nic do zaoferowania. Nic się u mnie nie dzieje poza tym, że jest źle. Oddzielić to od znajomości nie bardzo się da, bo trzeba byłoby kłamać, udawać, że jest okej, a to bez sensu. No a obarczać znów kogoś swoimi problemami nie chcę. 
Fajnie byłoby znów nauczyć się rozmawiać, ale nie potrafię się przełamać, a wiadomo, że od tego trzeba zacząć. 

Rozumiem Cie, tez nie potrafię sie jakoś przełamać. 

 

 

 

Jesli ktoś potrafi sprawić, bym czuła się 'bezpiecznie', to potrafie się otworzyć i sama zaczynać oraz ciągnąć różne tematy i wtedy taka relacja trwa dłużej niż chwilę. Ale ostatnio o to jakoś ciężko i zwykle po spróbowaniu się kończy.

 

No ale nie poddaję się, więc może kiedyś się coś uda

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Myślałaś kiedyś, z czego się to wzięło? Dzieciństwo?

Sama nie wiem..kiedys na terapii próbowałam dojsc do powodu, ale chyba nie bylo zadnych wydarzeń, ktore moglyby na to tak wpłynąć.

Od zawsze sie duzo stresuje, nie akceptuje, a nie zostalam w dzieciństwie za cos zwyzywana, nie uslyszałam tez nic zlego na temat swojego charakteru czy wyglądu, nie mialam żadnej traumy 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

A jak te znajomości wyglądają tak naprawdę? Gdy zaczyna się robić zbyt blisko, to czujesz się przytłoczona, i przez to uciekasz? Może być tak, że to jest lęk przed porzuceniem (zniknę, zanim zostanę odrzucona, co na pewno nastąpi)?

Troche tak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Shyra napisał(a):

przez częsty brak czasu nie potrafię rozwijać żadnych znajomości, a później wstyd mi się odezwać po paru dniach ciszy.

Ja tu widzę dziurę w logice. Przepraszam, czy ktokolwiek na tym forum ma ze swoimi znajomymi codzienny kontakt? 
Bo ja na pewno nie i nie sądzę, żeby ktokolwiek chociażby co 2 dni kontaktował się ze znajomymi zawsze. Może na etapie nastoletniości tak było, ale będąc dorosłym każdy ma swoje życie, pracę i swoje sprawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Catriona napisał(a):

Ja tu widzę dziurę w logice. Przepraszam, czy ktokolwiek na tym forum ma ze swoimi znajomymi codzienny kontakt? 
Bo ja na pewno nie i nie sądzę, żeby ktokolwiek chociażby co 2 dni kontaktował się ze znajomymi zawsze. Może na etapie nastoletniości tak było, ale będąc dorosłym każdy ma swoje życie, pracę i swoje sprawy.

Uwierz że niektórzy piszą cały czas. Czacha dymi

To chyba zależy od stylu przywiązania. Jeden potrzebuje kontakt mieć non stop, a drugi nie bo go przytłacza. Albo moja siostra ona sama w mieszkaniu nie może być za długo, a ja potrzebuje minimum kontaktów 

2 godziny temu, Happyandsad napisał(a):

To i u mnie jest taki problem. W rzeczywistości nigdy nie potrafiłem w "znajomości", ale przez Internet szło mi chyba okej. Jednak od dawna już tak nie jest. Wycofałem się, nie wiem o czym rozmawiać z innymi, mam tylko jedną osobę z którą piszę. Na jakichś discordach ciężko mi nawet się przywitać, bo co dalej...? I tak samo, nie czuję się wart czasu który ktoś inny by na mnie poświęcał. Nie mam nic do zaoferowania. Nic się u mnie nie dzieje poza tym, że jest źle. Oddzielić to od znajomości nie bardzo się da, bo trzeba byłoby kłamać, udawać, że jest okej, a to bez sensu. No a obarczać znów kogoś swoimi problemami nie chcę. 
Fajnie byłoby znów nauczyć się rozmawiać, ale nie potrafię się przełamać, a wiadomo, że od tego trzeba zacząć. 

No to na co czekacie, @Shyrateż gra na tym discordzie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ej dawno nie marudziłem bo właśnie nie wiem na co tu ponarzekać 🙂 bebechy nawet nie bolały ostatnio, to zaczęły troche znowu się odzywać ale da się przeżyć, dzisiaj pizze opierniczyłem z pizzeri największą z podwojnym serem i chyba mi starczy na caly dzien, teraz mi sie pic caly czas chce xd kaszel męczy od tych fajek co jaksi czas i w nocy budzi ten kaszel z piskiem i łaskotaniem, pozatym krzywo mi rosną paznokcie u stóp te najwieksze i mam jakby deformacje z tylu lba, taki guz jakby po lewwj stronie na dole ale to z kosci jest a nie zaden tluszczak bo tluszczaka juz mialem na lbie to mi wycieli, obojczyk tez jeden od jakiegos czasu mam wysuniety do przodu bardziej i w mostku tam na koncu ta kosc jest podwinieta jakby do gory bo to czuej jak dotykam no i jeszcze te szumy uszne od kregosulpa szyjnego pojawiaja sie jzu nei tylko podczas lezenia ale przy czynnosicach w pewnych momentach, na cal szczescie nie pojawaija sie jak siedze przy kompie i gram nawet nie chce myslec ze moga sie pojawic... ten garb na szyi coraz wiekszy mi sie robi, z dobrych rzeczy to sercowych napadow nei ma jakos choc cisnienie znowu cos sie przypierdala lekko powyzej normy potrafi byc mimo ze schudlem nawet te kilka kilo, o ciekawwa rzecz taka ze zdarza mi sie miec nieraz napad ogromnej zsennosci ze spie po 18-20 godzin, dzisaij tak bylo, polozylem sie kolo 12 w poludnie a wstalem po 9 rano i nie czulem sie z tym zle hehe a wre3cz przeciwnie xd kurde ja nei wiem jak w tym wieku tyle juz problemow mam to nei wiem co to bedzie dalej. kurde nei wiem czy isc do lekarza wkońcu, najbardziej sie boje tego kaszlu ale mialem niby rok temu rtg klaty i bylo niby ok a jzu wtedy mialem kaszel ale nie taki jak teraz tzn bez tego pisku no i spirometrie mialem w kwietniu w tym roku to tez niby ok wyszlo, dusci sie jakos nei ddusze jak cos robie czy jade rowerem, poprostu w pewnej chwili czuc okropne laskotanei jakby cos wpadlo do gardla i jest ten dziwny kaszel, moj wujek co ma raka pluc ale narazie malego to ma inny dzwiek kaszlu i nei budzi go w nocy z tego co mowi, boje sie ze jesli nawet to nei rak to moze byc poczatek jakeigos poochp albo astmy od fajek czy whatever, ja mam w planach rzucic ale nei chce tego robic jeszcze teraz choc z drugiej strony zaplanowalem sobie ze w ciagu najlbliszych 3,5 roku to zrobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja też jeśli już to z jedną osoba mogę popisać tylko. Takto odpisuje co kilka dni częściej >7. A takich osób naprawdę bratnich dusz dla mnie to miałam w życiu 3, i tylko z jedną kontakt był bieżący! Miałam teorię że to dlatego ze mam wiele cech neuroatypowych, Ale nie musi być mogę byc po prostu takim rodzajem człowieka. Ludzie sa różni 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam tak, że jak nie ma konkretnego tematu, który mnie interesuje i powiedzmy nie mam cokolwiek do przekazania, to siedzę cicho i się nie odzywam. No bo co mam mówić? Nie umiem rozmawiać o niczym, śmieszkować itp. Poza tym czuję się przytłoczona, gdy ktoś czeka na moją odpowiedź. No chyba, że jest to ktoś oswojony, wtedy czuję ten luz z odpisywaniem. Wiem, że mogę odpisać lub nie. Ale ostatnio spaliłam wszystkie mosty, więc i tak z nikim nie piszę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Verinia napisał(a):

Ja mam tak, że jak nie ma konkretnego tematu, który mnie interesuje i powiedzmy nie mam cokolwiek do przekazania, to siedzę cicho i się nie odzywam. No bo co mam mówić? Nie umiem rozmawiać o niczym, śmieszkować itp. Poza tym czuję się przytłoczona, gdy ktoś czeka na moją odpowiedź. No chyba, że jest to ktoś oswojony, wtedy czuję ten luz z odpisywaniem. Wiem, że mogę odpisać lub nie. Ale ostatnio spaliłam wszystkie mosty, więc i tak z nikim nie piszę. 

Mam podobnie. Często nie potrafię się wbić w rozmowę, nawet tutaj, na forum. Siedzę z boku i czuję, że nie bardzo mam coś do dodania. Nie dlatego, że nic nie myślę czy nie czuję, tylko po prostu — czasem nie umiem tego ubrać w słowa albo nie wiem, czy to w ogóle ma sens. I rozumiem to aż za dobrze, to uczucie wycofania, bycia trochę obok. Bywa, że zaczynam myśleć, że może niektórzy po prostu już tak mają. Że są stworzeni do bycia w cieniu. Tylko że to bardzo łatwo prowadzi do momentu, w którym człowiek się po prostu poddaje. Zamykamy się, rezygnujemy z prób, a przecież… jeśli komuś naprawdę zależy — to właśnie warto próbować.

Nie chodzi o wielkie gesty, tylko o to, żeby nie odpuszczać od razu. Bo nawet jeśli coś nie pójdzie, jeśli rozmowa się urwie, jeśli zrobi się niezręcznie — to przecież każda taka sytuacja może nas czegoś nauczyć. Każda porażka, chociaż frustrująca, przybliża nas trochę do sukcesu. Do lepszego zrozumienia siebie, swoich reakcji, i może też innych ludzi. Sam też nie jestem święty — często coś źle zinterpretuję, wciągnę się w swoje myśli, nie odezwę się wtedy, kiedy powinienem. Ale wiem już, że nie ma sensu karać się za to bez końca. Lepiej spróbować znowu — może inaczej, może z kimś innym, ale spróbować.

I co ważne: nie ma co z góry narzucać sobie presji. Nic tak nie blokuje, jak przekonanie, że trzeba się odezwać, że muszę być bardziej otwarty, że powinienem coś napisać. To działa odwrotnie — wtedy jeszcze bardziej się zamykamy. Presja zabija naturalność. A przecież relacje, te wartościowe, nie rodzą się z przymusu. One się tworzą tam, gdzie jest miejsce na ciszę, na niezręczność, na autentyczność.

A temat do rozmowy? Zawsze się znajdzie. Może nie od razu, może nie w każdej chwili — ale każdy człowiek ma w sobie coś, czym może się podzielić. Jakąś historię, myśl, spojrzenie na świat. Czasem wystarczy jedno zdanie, żeby uruchomić coś więcej. Nie trzeba być duszą towarzystwa, żeby być kimś, z kim warto pogadać. Trzeba tylko być sobą — i dać sobie prawo do bycia takim, jakim się jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Prince of darkness napisał(a):

Mam podobnie. Często nie potrafię się wbić w rozmowę, nawet tutaj, na forum. Siedzę z boku i czuję, że nie bardzo mam coś do dodania. Nie dlatego, że nic nie myślę czy nie czuję, tylko po prostu — czasem nie umiem tego ubrać w słowa albo nie wiem, czy to w ogóle ma sens. I rozumiem to aż za dobrze, to uczucie wycofania, bycia trochę obok. Bywa, że zaczynam myśleć, że może niektórzy po prostu już tak mają. Że są stworzeni do bycia w cieniu. Tylko że to bardzo łatwo prowadzi do momentu, w którym człowiek się po prostu poddaje. Zamykamy się, rezygnujemy z prób, a przecież… jeśli komuś naprawdę zależy — to właśnie warto próbować.

Nie chodzi o wielkie gesty, tylko o to, żeby nie odpuszczać od razu. Bo nawet jeśli coś nie pójdzie, jeśli rozmowa się urwie, jeśli zrobi się niezręcznie — to przecież każda taka sytuacja może nas czegoś nauczyć. Każda porażka, chociaż frustrująca, przybliża nas trochę do sukcesu. Do lepszego zrozumienia siebie, swoich reakcji, i może też innych ludzi. Sam też nie jestem święty — często coś źle zinterpretuję, wciągnę się w swoje myśli, nie odezwę się wtedy, kiedy powinienem. Ale wiem już, że nie ma sensu karać się za to bez końca. Lepiej spróbować znowu — może inaczej, może z kimś innym, ale spróbować.

I co ważne: nie ma co z góry narzucać sobie presji. Nic tak nie blokuje, jak przekonanie, że trzeba się odezwać, że muszę być bardziej otwarty, że powinienem coś napisać. To działa odwrotnie — wtedy jeszcze bardziej się zamykamy. Presja zabija naturalność. A przecież relacje, te wartościowe, nie rodzą się z przymusu. One się tworzą tam, gdzie jest miejsce na ciszę, na niezręczność, na autentyczność.

A temat do rozmowy? Zawsze się znajdzie. Może nie od razu, może nie w każdej chwili — ale każdy człowiek ma w sobie coś, czym może się podzielić. Jakąś historię, myśl, spojrzenie na świat. Czasem wystarczy jedno zdanie, żeby uruchomić coś więcej. Nie trzeba być duszą towarzystwa, żeby być kimś, z kim warto pogadać. Trzeba tylko być sobą — i dać sobie prawo do bycia takim, jakim się jest.

No właśnie. Być sobą. Tylko tyle, i aż tyle. Całe życie nad tym pracuje. Często łapię się na tym, że to bardzo źle, że komuś nie odpisuję. I wszyscy znikają. A ja nie umiem w rozmowy. NIe nadaję się na small talk. Czasem umiem i chcę, ale to bardziej z bliskimi. Z obcymi jestem zdystansowana, coś tam mogę powiedzieć zabawnego, ale potem odchodzę, szybko kończę rozmowę. Krępuje mnie to, że stoję z kimś i rozmawiam, bo go spotkałam.  Wszędzie tak presja bycia "jakimś", tym przebojowym. Kurde, ja jestem obserwatorką. Lubię zażartować, ale żeby z kimś dłuuugo gadać - o nie, niewykonalne. No chyba że trafi swój na swego, to wtedy mogę gadać długo. Ale to się zdarza raz na 1000000000 lat xD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Verinia napisał(a):

No właśnie. Być sobą. Tylko tyle, i aż tyle. Całe życie nad tym pracuje. Często łapię się na tym, że to bardzo źle, że komuś nie odpisuję. I wszyscy znikają. A ja nie umiem w rozmowy. NIe nadaję się na small talk. Czasem umiem i chcę, ale to bardziej z bliskimi. Z obcymi jestem zdystansowana, coś tam mogę powiedzieć zabawnego, ale potem odchodzę, szybko kończę rozmowę. Krępuje mnie to, że stoję z kimś i rozmawiam, bo go spotkałam.  Wszędzie tak presja bycia "jakimś", tym przebojowym. Kurde, ja jestem obserwatorką. Lubię zażartować, ale żeby z kimś dłuuugo gadać - o nie, niewykonalne. No chyba że trafi swój na swego, to wtedy mogę gadać długo. Ale to się zdarza raz na 1000000000 lat xD

Totalnie Cię rozumiem. Mam bardzo podobnie i serio aż mnie uderzyło, jak dobrze to opisałaś. Z tym „byciem sobą” niby banał, ale w praktyce to czasem największe wyzwanie. Też często mam wyrzuty sumienia, że komuś nie odpisałem, że się wycofałem z rozmowy, choć wcale nie miałem złych intencji. A potem ludzie znikają i zostaje tylko to poczucie, że coś się zawaliło — przez brak słów, przez ten dystans, który sam się włącza.

Small talk? U mnie to raczej misja specjalna. Z bliskimi potrafię się otworzyć, pośmiać, pogadać od serca. Ale z obcymi... no bywa różnie. Coś tam powiem, czasem nawet rzucę jakiś żart, ale zaraz mam potrzebę się zwinąć. Krępują mnie te przypadkowe spotkania i te rozmowy, które niby trzeba prowadzić, bo tak wypada. W głowie już tylko: „jak się elegancko wycofać, żeby nie wyszło dziwnie?”.

I masz rację — wszędzie ta presja, żeby być „kimś”: wygadanym, towarzyskim, przebojowym. A ja po prostu taki nie jestem. Jestem bardziej obserwatorem. Lubię się pośmiać, ale żeby z kimś długo gadać, ot tak... to nie zdarza się często. Chyba że faktycznie trafi swój na swego. Wtedy rozmowa leci sama z siebie i człowiek nawet nie zauważa upływu czasu. Tylko że takie połączenia to rzadkość — jak wygrana na loterii.

I wiesz co jest najgorsze? Że z racji pracy z ludźmi muszę często nakładać maskę. Udawać wiecznie kogoś, kim nie jestem — otwartego, elastycznego, zaangażowanego w każdą rozmowę. A wewnętrznie tylko odliczam minuty do końca. I najcięższe są właśnie te kontakty z osobami, których nie za bardzo lubię, ale muszę z nimi być, współpracować, rozmawiać. To mnie totalnie psychicznie drenuje. Czuję, jak mi z każdej takiej wymuszonej interakcji uchodzi energia. I jak tu żyć, panie premierze, jak mawia stara dewiza… 😅

Ale mimo wszystko — wiem, że nie mogę się całkiem zamknąć. Czasem naprawdę coś głupiego palnę pod presją, żeby tylko zabić ciszę, ale coraz częściej staram się po prostu być sobą — nawet jeśli to oznacza bycie cichym, zdystansowanym czy „niezgrabnym” w rozmowie. Bo może w końcu trafi się ten ktoś, z kim nie trzeba będzie niczego udawać. I to wystarczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Prince of darkness napisał(a):

Totalnie Cię rozumiem. Mam bardzo podobnie i serio aż mnie uderzyło, jak dobrze to opisałaś. Z tym „byciem sobą” niby banał, ale w praktyce to czasem największe wyzwanie. Też często mam wyrzuty sumienia, że komuś nie odpisałem, że się wycofałem z rozmowy, choć wcale nie miałem złych intencji. A potem ludzie znikają i zostaje tylko to poczucie, że coś się zawaliło — przez brak słów, przez ten dystans, który sam się włącza.

Small talk? U mnie to raczej misja specjalna. Z bliskimi potrafię się otworzyć, pośmiać, pogadać od serca. Ale z obcymi... no bywa różnie. Coś tam powiem, czasem nawet rzucę jakiś żart, ale zaraz mam potrzebę się zwinąć. Krępują mnie te przypadkowe spotkania i te rozmowy, które niby trzeba prowadzić, bo tak wypada. W głowie już tylko: „jak się elegancko wycofać, żeby nie wyszło dziwnie?”.

I masz rację — wszędzie ta presja, żeby być „kimś”: wygadanym, towarzyskim, przebojowym. A ja po prostu taki nie jestem. Jestem bardziej obserwatorem. Lubię się pośmiać, ale żeby z kimś długo gadać, ot tak... to nie zdarza się często. Chyba że faktycznie trafi swój na swego. Wtedy rozmowa leci sama z siebie i człowiek nawet nie zauważa upływu czasu. Tylko że takie połączenia to rzadkość — jak wygrana na loterii.

I wiesz co jest najgorsze? Że z racji pracy z ludźmi muszę często nakładać maskę. Udawać wiecznie kogoś, kim nie jestem — otwartego, elastycznego, zaangażowanego w każdą rozmowę. A wewnętrznie tylko odliczam minuty do końca. I najcięższe są właśnie te kontakty z osobami, których nie za bardzo lubię, ale muszę z nimi być, współpracować, rozmawiać. To mnie totalnie psychicznie drenuje. Czuję, jak mi z każdej takiej wymuszonej interakcji uchodzi energia. I jak tu żyć, panie premierze, jak mawia stara dewiza… 😅

Ale mimo wszystko — wiem, że nie mogę się całkiem zamknąć. Czasem naprawdę coś głupiego palnę pod presją, żeby tylko zabić ciszę, ale coraz częściej staram się po prostu być sobą — nawet jeśli to oznacza bycie cichym, zdystansowanym czy „niezgrabnym” w rozmowie. Bo może w końcu trafi się ten ktoś, z kim nie trzeba będzie niczego udawać. I to wystarczy.

Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci w pełni swobodę bycia sobą. Wśród bliskich nie zastanawiamy się, czy coś źle powiedzieliśmy, czy źle wypadliśmy. To są nasi sprzymierzeńcy, którzy na akceptują. A z obcymi to różnie bywa. Te konwenanse, te rozmówki. Jakieś dowcipy. Ja się z dowcipów nigdy nie śmieję, bo ich nienawidzę. Czasem jestem oschła i niemiła jak już czuję, że schodzi ze ,mnie energia, gdy ludzier za dużo gadają. A jestem sprzedawcą i muszę być sympatyczna, rozgadana itd. Robię to, ale jak wracam do domu to już z nikim nigdzie nie wychodzę. To forum to moje jedyne miejsce na którym mam jakimś kontakt ze światem. Chociaż tym wirtualnym. Ale lubię tu być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Verinia napisał(a):

Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci w pełni swobodę bycia sobą. Wśród bliskich nie zastanawiamy się, czy coś źle powiedzieliśmy, czy źle wypadliśmy. To są nasi sprzymierzeńcy, którzy na akceptują. A z obcymi to różnie bywa. Te konwenanse, te rozmówki. Jakieś dowcipy. Ja się z dowcipów nigdy nie śmieję, bo ich nienawidzę. Czasem jestem oschła i niemiła jak już czuję, że schodzi ze ,mnie energia, gdy ludzier za dużo gadają. A jestem sprzedawcą i muszę być sympatyczna, rozgadana itd. Robię to, ale jak wracam do domu to już z nikim nigdzie nie wychodzę. To forum to moje jedyne miejsce na którym mam jakimś kontakt ze światem. Chociaż tym wirtualnym. Ale lubię tu być.

Masz rację — przyjaciel to ten, który daje Ci pełną swobodę bycia sobą. Wśród bliskich nie ma tego strachu, że coś źle powiedziałeś czy wypadłeś inaczej, niż byś chciał. Oni po prostu Cię akceptują, z każdą niezręcznością i cichym momentem. Z obcymi to zupełnie inna bajka — to ciągłe granie w konwenanse, udawanie, że wszystko jest okej, kiedy tak naprawdę myślami już jesteśmy gdzie indziej.

Podziwiam, że udaje Ci się utrzymać tę twarz w pracy, zwłaszcza po tylu rozmowach dziennie. Muszę zapytać, czy po całym dniu takich interakcji masz czasami ochotę po prostu odciąć się od wszystkiego? Że jak wrócisz do domu, to już nie masz siły na żadną rozmowę, nie chcesz wychodzić, ani kontaktować się z nikim? Takie ciągłe bycie „w kontakcie” potrafi być naprawdę wykańczające, zwłaszcza gdy wymaga od nas udawania, że wszystko jest okej, nawet gdy wewnętrznie czujemy się wypompowani.

Odnośnie żartów w większości to po prostu kiepskie próby rozluźnienia atmosfery, które nie wywołują u mnie żadnych pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie – zazwyczaj czuję tylko zażenowanie, że muszę w ogóle udawać, że to śmieszne. Wiesz, co jest najgorsze? To, że kiedy dla nas coś jest normalne i naturalne, to u innych wywołuje konsternację. Z automatu jesteśmy postrzegani jako oschli, zimni, czy nieprzyjaźni, bo nie dajemy się porwać tym „żartom” czy rozmowom, które z góry zakładają jakąś „lekkość”. A my po prostu nie czujemy się w tym dobrze.

Wiele osób tego nie rozumie i raczej nie zrozumie, a brakuję człowiekowi już czasami siły na znoszenie tego rodzaju "wątpliwych atrakcji na co dzień".  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie cierpię "żartów".

Nie rozumiem w ogóle,jak ( i po co!) można mówić, tylko po to, żeby mówić.😁😁

A wierzcie mi, nie brakuje ludzi, którzy dużo mówią,bo oni się tym karmią.

Albo jak mąż nawraca mi ze trzy razy do jednego tematu.Mówię mu człowieku, powiedz to raz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, Prince of darkness napisał(a):

Masz rację — przyjaciel to ten, który daje Ci pełną swobodę bycia sobą. Wśród bliskich nie ma tego strachu, że coś źle powiedziałeś czy wypadłeś inaczej, niż byś chciał. Oni po prostu Cię akceptują, z każdą niezręcznością i cichym momentem. Z obcymi to zupełnie inna bajka — to ciągłe granie w konwenanse, udawanie, że wszystko jest okej, kiedy tak naprawdę myślami już jesteśmy gdzie indziej.

Podziwiam, że udaje Ci się utrzymać tę twarz w pracy, zwłaszcza po tylu rozmowach dziennie. Muszę zapytać, czy po całym dniu takich interakcji masz czasami ochotę po prostu odciąć się od wszystkiego? Że jak wrócisz do domu, to już nie masz siły na żadną rozmowę, nie chcesz wychodzić, ani kontaktować się z nikim? Takie ciągłe bycie „w kontakcie” potrafi być naprawdę wykańczające, zwłaszcza gdy wymaga od nas udawania, że wszystko jest okej, nawet gdy wewnętrznie czujemy się wypompowani.

Odnośnie żartów w większości to po prostu kiepskie próby rozluźnienia atmosfery, które nie wywołują u mnie żadnych pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie – zazwyczaj czuję tylko zażenowanie, że muszę w ogóle udawać, że to śmieszne. Wiesz, co jest najgorsze? To, że kiedy dla nas coś jest normalne i naturalne, to u innych wywołuje konsternację. Z automatu jesteśmy postrzegani jako oschli, zimni, czy nieprzyjaźni, bo nie dajemy się porwać tym „żartom” czy rozmowom, które z góry zakładają jakąś „lekkość”. A my po prostu nie czujemy się w tym dobrze.

Wiele osób tego nie rozumie i raczej nie zrozumie, a brakuję człowiekowi już czasami siły na znoszenie tego rodzaju "wątpliwych atrakcji na co dzień".  

Okropnie jestem wyczerpana po tej pracy. Zamykam się w pokoju i czasem nie oglądam nic, nic nie robię, tylko odpoczywam w ciszy. Muszę się wtedy naładować i pobyć sama, będąc sobą.

 

Często się męczę w pracy, bo to udawanie to ogromny wysiłek. Bywało tak, że postanowiłam nie udawać i zaraz klienci - "OOO, Pani to dzisiaj bez humoru". No i jak tu kurde to wytrzymać? No nie. Muszę zagadywać, uśmiechać się itd. Bo tego ode mnie oczekują ludzie.

3 minuty temu, Maat napisał(a):

Ja też nie cierpię "żartów".

Nie rozumiem w ogóle,jak ( i po co!) można mówić, tylko po to, żeby mówić.😁😁

A wierzcie mi, nie brakuje ludzi, którzy dużo mówią,bo oni się tym karmią.

Albo jak mąż nawraca mi ze trzy razy do jednego tematu.Mówię mu człowieku, powiedz to raz!

no właśnie są ludzie, którzy gadają. gadają i gadają, a tak naprawdę nie ma w tym żadnej treści. Niektórzy się popisują i to mnie wtedy wkur.wqbia :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Przemek_Leniak napisał(a):

na zewnątrz jest tak zimno że zamarzł mi intelekt
a w sumie jest 7 stopni celsiusa na plusie
i nie pada jak wczoraj - warunki zatem idealne niby a jednak ziąb 
chyba źle znoszę październik po prostu
 

Oj, ja jeszcze bardziej. Nawet pod kocem jest mi zimno, a co to będzie jak przyjdzie zima. 

Lubię jesień ciepłą i deszczową tylko a zimę ciepłą i śnieżną. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×