Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

specjalnie zignorowałam polecenie i nie wykonałam zadania w pracy...

nie mam nic na swoje wytłumaczenie

nie mam nic do powiedzenia w tym temacie...

nie mam ochoty się tłumaczyć...

z nerwów boli mnie serce i mam spięte całe ciało...

nie wiem czemu to sobie robię ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obaj siedzą w tym syfie po uszy. Mogą dzięki związkowi pójść razem na dno albo odwrotnie. Z resztą ja jestem w tym temacie nie doświadczony może nie potrzebnie pisałem.
No siedzą, a jeśli mowa o związku, to nie dość, że w syfie własnym, to jeszcze drugiego człowieka. W kwestii egoizmu zmieni to tyle, że będzie on obustronny, także przynajmniej będą kwita. ;) Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak połączenie dwóch bagien, może spowodować, czy ułatwić wyjście z takiego multibagna, ale ja też nie jestem doświadczona w temacie, to czuję się usprawiedliwiona w swojej niewiedzy. :)

 

 

Niech mnie ktoś dobije. Może to mi pomoże
Też bym chciała, żeby ktoś mnie dobił :( z tym, że z góry uprzedzam, że gwarancji odwdzięczenia się nie daję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak połączenie dwóch bagien, może spowodować, czy ułatwić wyjście z takiego multibagna, ale ja też nie jestem doświadczona w temacie, to czuję się usprawiedliwiona w swojej niewiedzy. :)

Chodzi o zrozumienie drugiego człowieka. Osoba bez zaburzeń może być niewyrozumiała (już kilka takich postów mi się przewinęło jeśli dobrze pamiętam).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[

Dla kogo najgorszą?

Pytanie retoryczne...

 

A to jest akurat szczyt egoizmu, a nie ukochania, samemu żyjąc w życiowym bagnie, ciągnąć jeszcze za sobą innych ludzi w ten syf.

Obaj siedzą w tym syfie po uszy. Mogą dzięki związkowi pójść razem na dno albo odwrotnie. Z resztą ja jestem w tym temacie nie doświadczony może nie potrzebnie pisałem.

Ala1983

Ja myślę, że doprowadzenie do tragedii oznacza samobójstwo ale może też oznaczać coś innego np. tak zwany toksyczny związek czyli jedno nie chcę odejść od drugiego żeby nie skrzywdzić itd. :)

PS Akurat pisałem o samobójstwie jako jednej możliwości z wielu rodzaju tragedii.

Jak dwie osoby mają nie teges pod deklem nie trudno o toksyczny związek :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A inną sprawą jest powód, dla którego jesteś na forum - chorujesz? Leczysz się?

 

Gdybym był zdrowy nie zaglądałbym tutaj. Ostatnia diagnoza to fobia społeczna + zaburzenia lękowo-depresyjne. Antydepresanty biorę od kwietnia tego roku. Czy i jak pomagają to inna kwestia,pewne jest że bez nich było by jeszcze gorzej. Zdaje sobie sprawę że leczenie farmakologiczne to nie wszystko i powinienem chodzić na psychoterapię, najlepiej jakąś indywidualną, bo w grupowej siebie nie widzę póki co. Może w przyszłości. Mam za sobą epizod leczenia poznawczo - behawioralną, ale za krótki, myślałem że ogarne się sam bez niczyjej pomocy i za wcześniej ją przerwałem. Ale to było już parę lat temu. Najgorsze jest że w tym g*wnie tkwię od wczesnego dzieciństwa i już mam dosyć tego wszystkiego, po prostu nie radze sobie ze sobą. Myśli samobójcze chwilami nie dają mi spokoju. Pisząc na tym forum sam nie wiem czego oczekuję, chyba jakiejś akceptacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A inną sprawą jest powód, dla którego jesteś na forum - chorujesz? Leczysz się?

 

Gdybym był zdrowy nie zaglądałbym tutaj. Ostatnia diagnoza to fobia społeczna + zaburzenia lękowo-depresyjne. Antydepresanty biorę od kwietnia tego roku. Czy i jak pomagają to inna kwestia,pewne jest że bez nich było by jeszcze gorzej. Zdaje sobie sprawę że leczenie farmakologiczne to nie wszystko i powinienem chodzić na psychoterapię, najlepiej jakąś indywidualną, bo w grupowej siebie nie widzę póki co. Może w przyszłości. Mam za sobą epizod leczenia poznawczo - behawioralną, ale za krótki, myślałem że ogarne się sam bez niczyjej pomocy i za wcześniej ją przerwałem. Ale to było już parę lat temu. Najgorsze jest że w tym g*wnie tkwię od wczesnego dzieciństwa i już mam dosyć tego wszystkiego, po prostu nie radze sobie ze sobą. Myśli samobójcze chwilami nie dają mi spokoju. Pisząc na tym forum sam nie wiem czego oczekuję, chyba jakiejś akceptacji.

 

Jeśli 95 to Twój rocznik

Zgadza się, to mój rocznik.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A inną sprawą jest powód, dla którego jesteś na forum - chorujesz? Leczysz się?

 

Gdybym był zdrowy nie zaglądałbym tutaj. Ostatnia diagnoza to fobia społeczna + zaburzenia lękowo-depresyjne. Antydepresanty biorę od kwietnia tego roku. Czy i jak pomagają to inna kwestia,pewne jest że bez nich było by jeszcze gorzej. Zdaje sobie sprawę że leczenie farmakologiczne to nie wszystko i powinienem chodzić na psychoterapię, najlepiej jakąś indywidualną, bo w grupowej siebie nie widzę póki co. Może w przyszłości. Mam za sobą epizod leczenia poznawczo - behawioralną, ale za krótki, myślałem że ogarne się sam bez niczyjej pomocy i za wcześniej ją przerwałem. Ale to było już parę lat temu. Najgorsze jest że w tym g*wnie tkwię od wczesnego dzieciństwa i już mam dosyć tego wszystkiego, po prostu nie radze sobie ze sobą. Myśli samobójcze chwilami nie dają mi spokoju. Pisząc na tym forum sam nie wiem czego oczekuję, chyba jakiejś akceptacji.

 

No to, że tak powiem witaj w naszym smutnym klubie. Jeśli oczekujesz akceptacji, to tutaj z pewnością ją znajdziesz - nikt Ci nie powie, że masz muchy w nosie i leniwy jesteś, jak to często się określa depresjonistów. A jak powie, to go opieprz, bo nie powinien 8)

Co nie znaczy, że jak trzeba, to Cię nie kopniemy w tyłek i nie ustawimy do pionu ;) Więc jak piszę, że masz wziąć tyłek i wstać, to nie dlatego, że deprecjonuję Twoje uczucia, tylko dlatego, że jak wstaniesz, to poczujesz się lepiej :smile:

Mając 20 lat i nie będąc Tutsi ani Hutu i nie umierając na raka naprawdę masz całkiem niezłą perspektywę, mimo tego, co Ci się teraz wydaje. I wierz mi, że Twoi znajomi czy do kogo tam się porównujesz nie wiedzieć po co, naprawdę nie mają takiego sielankowego życia jak Ci się wydaje (wszyscy zakładamy maski, nieprawdaż?) i nie są tacy poukładani, jak Ci się wydaje.

Na boga, kto ma 20 lat i jest poukładany, chyba kot... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dwie osoby mają nie teges pod deklem nie trudno o toksyczny związek :twisted:

Myślę, że tak jest jest ale nie jest to regułą.

Widziałem kiedyś program o różnych odchyłkach ("Tabu Polska" albo samo "Tabu" z National Geo dokładnie nie pamiętam) i sporo było tam par (niektórych może by to zdziwiło ale nie mnie).

Wspólne odchyłki oznaczają zarazem wspólne zainteresowania, zrozumienie problemu, akceptację odchyłki.

Człowiek zdrowy pomyśli wariat/ka muszę szybko odejść od niej/niego zanim zrobi mi krzywdę czy coś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielony95, wiataj :D , tutaj na pewno ją znajdziesz, bo wszyscy na to liczymy i na ogół otrzymujemy...

 

misty-eyed, witaj, witaj :)

W takim razie bede musiał się tutaj rozgoscic i pozostac na dłużej ;)

 

Nie no, nie żebyśmy wyganiali, ale lepiej dla nas żeby nikt tutaj nie pozostawał dłużej tylko zdrowiał i wiał jak najdalej od tego smutnego jak ... forum ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Morphine90 ma rację. Gdy człowiek czuje się dobrze to nie ma nawet ochoty tutaj wchodzić i się udzielać. Gdy mi się polepszyło i było już ze mną ok to usunąłem tutaj konto i nie wchodziłem przez kilka miesięcy. Niestety ponownie wróciłem bo obecnie jestem w dołku ale tylko na chwilę, niedługo stąd spieprzam. Mam nadzieję, że do nowego roku się ogarnę, tak aby 2016 rok zacząć pozytywnie. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę się wyżalić.

UWAGA: Będzie długo.

 

Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec jest alkoholikiem, moja mama chorowała na schizofrenię, łatwego dzieciństwa nie miałam. Gdy miałam 12 lat, moja mama zmarła na raka. Kończyłam wtedy szkołę podstawową. Po jej śmierci moje starsze rodzeństwo zdecydowało się zabrać mnie do siebie, żebym mogła mieć lepszy "start " w życiu.

Ten okres był jednym z gorszych okresów w moim życiu. Brak akceptacji, zrozumienia, chęci zwrócenia na mnie uwagi sprawiły, że majac 13 lat,próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy pierwszy raz od swojej siostry usłyszałam, że jestem tchórzem. Stwierdziła, że osoby,które targają się na swoje życie, uciekają od problemów. A ja byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Podczas swojego "pobytu" u rodzeństwa, mieszkałam w internacie. Codzienne wracanie ze szkoły do pustego pokoju, gdzie nie masz się do kogo oddawać sprawiało, że czulam się jeszcze bardziej samotna. Mialam problemy ze snem, nie jadlam, nie uczylam sie. Wizyty u psychologa i psychiatry srednio pomogly, przez leki bylam bardziej obojetna. Kończąc drugą klasę gimnazjum, moje rodzeństwo postanowiło mnie spowrotem wysłać do domu. Pomimo ojca alkoholika, cieszyłam się, bo on jako jedyny dawał mi zainteresowanie, którego potrzebowałam w tamtym czasie. Szybko się to zmieniło, gdy poznał kobietę o wiele lat młodszą od siebie. Jakoś do końca gimnazjum dotrwałam. Poszlam do dobrego liceum, ale to nie był koniec problemów. Przez tę kobietę, ojciec się bardziej rozpił. Zaczęły się w domu libacje, u mnie problemy w nauce (kiedy Ci muzyka bardzo głośno nawala przez pół wieczora, to nie możesz się skupić). Doszło nawet do tego,że mogłam nie zdac do następnej klasy, co było dla mnie szokiem, chociażby dlatego, że gimnazjum udało mi się skończyć z dobrą średnią.

W poszukiwaniu pomocy, dzwoniłam do swojego rodzeństwa. Nie oczekiwałam od nich za wiele, chociaż dobrego słowa, propozycji przyjazdu na weekend. Jednak gdy zrobiło się bardzo źle, zadzwoniłam do żony swojego brata i usłyszałam, że ja też muszę sobie radzić, bo oni (moje rodzeństwo) przez to przeszli, więc ja też powinnam. Nie miałam po tych słowach siły już prosić ich o jakąkolwiek pomoc.

Ostatecznie z pomocą wyszedł moj były chłopak. Zabrał mnie do siebie, pomógł skończyć liceum, dzięki niemu i pomocy jego rodziców, dostalam się na studia.

Wiecie co mnie najbardziej boli? To, że z pomocą wyszły do mnie obce osoby, nie własna rodzina. Z jednej strony kocham ich, ale z drugiej mam ochotę im wykrzyczec, że są najgorsi.

Nie byłam w tamtym okresie (i nie jestem) idealna. Ale czy to znaczy, zeby odwrócić się od 17 letniej(tyle mialam lat gdy wyjechalam z domu) dziewczyny? Zostawić ją na pastwę losu?

Do teraz mam problemy ze zrozumieniem tej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawa historia z tego wzgledu, ze to Twoj byly chlopak Ci bardzo pomogl. Z doswiadczenia wiem, ze obcy ludzie zazwyczaj przechodza obojetnie, bo maja wieksze problemy (typu: "którą bluzkę wybrac...). Oczywiscie nie wszyscy tacy sa a Ty mialas ogromne szczescie, ze Ci sie taki "byly" chlopak trafil. Nic tylko pozazdroscic, ze wgl ktos Ci przyszedl z pomoca. Przypuszczam, ze jestescie razem i mam nadzieje, ze sie Wam dobrze uklada :)

Z rodzinami to juz niestety tak jest, ze jak przychodzi co do czego to czesto Ci wypominaja ile to Ci juz na[pomagali itp, z powinnas sama zaczac sobie radzic, albo po prostu nie zwracaja uwagi, bo uwazaja, ze dopoki nikt z zewnatrz nie zauwaza problemu to takowy nie istnieje. Nasza szara rzweczywistosc...

Pozdrawiam i zycze powodznia :)

 

 

 

Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec jest alkoholikiem, moja mama chorowała na schizofrenię, łatwego dzieciństwa nie miałam. Gdy miałam 12 lat, moja mama zmarła na raka. Kończyłam wtedy szkołę podstawową. Po jej śmierci moje starsze rodzeństwo zdecydowało się zabrać mnie do siebie, żebym mogła mieć lepszy "start " w życiu.

Ten okres był jednym z gorszych okresów w moim życiu. Brak akceptacji, zrozumienia, chęci zwrócenia na mnie uwagi sprawiły, że majac 13 lat,próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy pierwszy raz od swojej siostry usłyszałam, że jestem tchórzem. Stwierdziła, że osoby,które targają się na swoje życie, uciekają od problemów. A ja byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Podczas swojego "pobytu" u rodzeństwa, mieszkałam w internacie. Codzienne wracanie ze szkoły do pustego pokoju, gdzie nie masz się do kogo oddawać sprawiało, że czulam się jeszcze bardziej samotna. Mialam problemy ze snem, nie jadlam, nie uczylam sie. Wizyty u psychologa i psychiatry srednio pomogly, przez leki bylam bardziej obojetna. Kończąc drugą klasę gimnazjum, moje rodzeństwo postanowiło mnie spowrotem wysłać do domu. Pomimo ojca alkoholika, cieszyłam się, bo on jako jedyny dawał mi zainteresowanie, którego potrzebowałam w tamtym czasie. Szybko się to zmieniło, gdy poznał kobietę o wiele lat młodszą od siebie. Jakoś do końca gimnazjum dotrwałam. Poszlam do dobrego liceum, ale to nie był koniec problemów. Przez tę kobietę, ojciec się bardziej rozpił. Zaczęły się w domu libacje, u mnie problemy w nauce (kiedy Ci muzyka bardzo głośno nawala przez pół wieczora, to nie możesz się skupić). Doszło nawet do tego,że mogłam nie zdac do następnej klasy, co było dla mnie szokiem, chociażby dlatego, że gimnazjum udało mi się skończyć z dobrą średnią.

W poszukiwaniu pomocy, dzwoniłam do swojego rodzeństwa. Nie oczekiwałam od nich za wiele, chociaż dobrego słowa, propozycji przyjazdu na weekend. Jednak gdy zrobiło się bardzo źle, zadzwoniłam do żony swojego brata i usłyszałam, że ja też muszę sobie radzić, bo oni (moje rodzeństwo) przez to przeszli, więc ja też powinnam. Nie miałam po tych słowach siły już prosić ich o jakąkolwiek pomoc.

Ostatecznie z pomocą wyszedł moj były chłopak. Zabrał mnie do siebie, pomógł skończyć liceum, dzięki niemu i pomocy jego rodziców, dostalam się na studia.

Wiecie co mnie najbardziej boli? To, że z pomocą wyszły do mnie obce osoby, nie własna rodzina. Z jednej strony kocham ich, ale z drugiej mam ochotę im wykrzyczec, że są najgorsi.

Nie byłam w tamtym okresie (i nie jestem) idealna. Ale czy to znaczy, zeby odwrócić się od 17 letniej(tyle mialam lat gdy wyjechalam z domu) dziewczyny? Zostawić ją na pastwę losu?

Do teraz mam problemy ze zrozumieniem tej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie się boję, że skończę pod mostem..nawet jeśli zacznę studia i te skończę.. Boję się, że nigdy nie znajdę pracy, nie będę umiała na siebie zarobić, że nigdy nie będę samodzielna i niezależna..A do tego boję się, że dwie najbliższe mi osoby umrą a ja zostanę całkiem sama.. bo poza nimi nie mam nikogo. Boję się życia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×