Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam tak, że każde dłuższe przebywanie wśród ludzi powoduje we mnie taki dyskomfort, napięcie, że sama się wycofuję. To sytuacja do której nie jestem przyzwyczajona, więcej czasu spędzałam samotnie. Aż mnie dziwi jak ja te wszystkie szkoły przeszłam, bo w pracy to już jest problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, rozumiem,ja zaleznie od towarzystwa,jesli jest fajnie to moge siedziec,jednak zwykle do netu ciagnie,w pracy czy rodzina to jedne i te same pyski i pi razy drzwi wiedza o moich problemach,traktuja mnie tak jak wczesniej,nie dostalem plakiety czub/wariat/swir.

co nie zmienia faktu,poczucie alienacji i samotnosci jak bylo tak jest...

w szkolach o tym az tak nie myslalem nigdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko co z przyczynami tego... :<

A wszystko zaczyna się tak> rodzisz się w określonej rodzinie, tudzież w rodzinie zaburzonej, patologicznej, w której wszystko odbywa się nie tak jak powinno. I wtedy dziecko zaczyna mieć różnego rodzaju lęki, zastraszenie, nie czuje się bezpieczne. Po wyjściu z domu, dajmy na to do przedszkola czuje ciągle zagrożenie, nawet od ludzi tam spotkanych, przenosi to z domu. Zamyka się w sobie. Często jeszcze dzieci upatrują w sobie w takim osobniku ofiarę, której można dokuczyć, wtedy lęki i nichęć do ludzi wzrasta dwukrotnie. W dziecku zanika chęć budowania relacji, cofa się, unika, wybiera samotność. A później to już wiesz.. nie masz tej umiejętności.... i tak idziesz przez życie.

 

Tak było u mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie sam nie wiem,mózgownica "zablokowała" większość wspomnień z dzieciństwa,czarne dziury w głowie,niewiele pamiętam - co bardziej wybiórcze momenty.

Przyczyny,pewnie rozwód starych którzy gonili za własnymi sprawami,mnie i rodzeństwu zapewniali wszelakie potrzeby doraźne (pożywienie,miejsce zamieszkania,te i inne pierdoły) jako tako niczego nie brakowało chyba prócz ich samych że tak to ujmę.

Do tego sporo było i jest krytyki po dziś dzień,myślę że to też mogło mieć wpływ na samoocenę.

co do szkół,końcówka podstawówki i gimnazjum to porażka była.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jako tako niczego nie brakowało chyba prócz ich samych że tak to ujmę.

No i tu jest odpowiedź na wszystkie nasze problemy. Albo brakowało albo nie umieli, nie chcieli..

 

-- 05 paź 2013, 14:29 --

 

I zamiast zająć się życiem to człowiek się tak zatrzymał i stoi. Strasznie mnie to denerwuje, ale ciężko sobie teraz pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro człowieka w jakimś tam sensie samemu sobie zostawili,i głównie co nawkładali do łba to samokrytykę i inne,nie nauczyli jak się "szanować" że tak to ujmę,to wyłażą braki z dawnych lat.

szkoda tylko że to co się dzieje np w wieku 7 lat,może mieć wpływ na to co jest obecnie,brak samoświadomości przychodzącej z wiekiem,człowiek płaci nie tylko za swoje błędy. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To mnie ciekawi,czemu tak jest,z wyboru,ludzie nie te,sami odrzucamy,czy o so chodzi?

U mnie to jest kwestia chronicznego braku czasu u ludzi w moim wieku. Akurat miałem takich znajomych w szkole średniej i trochę później, że wszyscy byli ambitni i nie uszkodzeni na tyle by nie mogli skończyć szkół, więc poszli na studia, często gdzieś na drugi koniec Polski, dużo pracuję, itp. i się kontakt urwał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szkoda tylko że to co się dzieje np w wieku 7 lat,może mieć wpływ na to co jest obecnie

bardzo szkoda.

człowiek płaci nie tylko za swoje błędy.

no niestety, serce pęka. (Mimo, że obiecałam sobie już się tak nad tym nie rozczulać)

U mnie to jest kwestia chronicznego braku czasu u ludzi w moim wieku.

No to też kolejna przyczyna. Ale główne siedzą w dzieciństwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jaki wpływ na mój charakter i zachowanie miało wczesne dzieciństwo. Pierwszy duży kontakt z rówieśnikami na masową skalę miałem w wieku 6 lat. Wcześniej stykałem się z nimi raz na jakiś czas (głównie jak byli goście) a tak to kręciłem się wśród dorosłych. W moim zadupiu nie było rówieśników, najbliższa taka osoba była parę kilometrów dalej tak to wśród sąsiadów były albo dzieci starsze ode mnie albo dziewczynki. Ze wspomnień osób starszych i własnych wyłania się taki obraz że preferowałem samotnictwo mniej więcej od momentu pójścia do zerówki. Wcześniej to też mogło się pojawiać ale albo tego ja nie pamiętam bądź nikt nie pamięta albo występowała preferencja samotnictwa lecz nie na tak dużą skalę. W każdym razie zerówka była tym pierwszym miejscem gdzie zetknąłem się z grupą więcej niż 4-5 dzieci. Mam takie przebłyski że gdy inni bawili się wspólnie zabawkami ja coś dziobałem sam albo przeglądałem gazety (nauczyłem się czytać i pisać w wieku 4 lat). Później to już 8 lat gnojenia w szkole, samotność, poczucie wyobcowania i strach. Były nawet myśli samobójcze w wieku 8-9 lat (sic!). Dobra, kończę smęcić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swoją początkową przeszłość zasłyszałem częściowo od matki. Nie pamiętam pierwszych kilku lat dzieciństwa, jedynie od matki zasłyszałem, że wtedy się w domu czasem nieciekawie działo (ojciec bywał po pijaku agresywny wobec niej, w czasie ciąży także). Potem pojawiają się wspomnienia z czasem coraz więcej. Pierwsze wspomnienie mam z okresu, gdy miałem jakieś niecałe 6 lat.

Bywały trochę nieprzyjemne sytuacje z ojcem, ale nic jakiegoś bardzo strasznego, bo ojciec mimo, że pił, już nie bywał agresywny.

Najgorszy był chyba okres mojego pierwszego roku życia, bo wtedy mieszkał z moimi rodzicami jeszcze brat mojej matki (także pijak) i babcia, która wtedy jeszcze podobno chciała wszystkimi rządzić.

Od okresu niemowlęcego do zerówki często lądowałem w szpitalu z powodu nawracających anemii, odwodnień.

Matka była nadopiekuńcza, zawsze mnie we wszystkim wyręczała. Babcia też mnie we wszystkim wyręczała, gdy u niej bywałem.

Krytyki jakiejś ostrej ze strony rodziców nie kojarzę. Zawsze też mogłem powiedzieć o problemach w szkole matce, a ojcu to różnie bywało.

Pierwszy kontakt z rówieśnikami z tego co kojarzę miałem w zerówce.

Zawsze byłem największym milczkiem, ani w zerówce, ani w żadnej innej potem szkole nie spotkałem większego milczka ode mnie. W zerówce pamiętam, że gdy inne dzieci się bawiły ze sobą, ja spacerowałem po dywanie, na około jego środka geometrycznego.

Dokuczać zaczęto mi od pierwszej klasy podstawówki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krytyki jakiejś ostrej ze strony rodziców nie kojarzę. Zawsze też mogłem powiedzieć o problemach w szkole matce, a ojcu to różnie bywało.

Mogłabym powtórzyć Twoje słowa - u mnie w domu było dokładnie tak samo. Pytanie, czy naprawdę wszelkim naszym niepowodzeniom przysłuża się dzieciństwo? Bo w mojej opinii jednak tak nie jest. W grę wchodzi także genotyp, predyspozycje, to, że ludzki mózg zbadany jest jedynie cząstkowo, w dodatku - zwierzęta też mają w miocie silniejsze i słabsze okazy - do nich też powinniśmy stosować martyrologię dzieciństwa? W ogóle, pytanie, do jakiego stopnia jesteśmy panami samych siebie, a do jakiego kierują nami prawa natury jest jak wąż gryzący własny ogon. Zupełnie jak pytanie o sens istnienia... To smutne, ale właśnie dlatego, że nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, jestem obecna na forum. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może są czasami jakieś wrodzone silne predyspozycje, silna podatność, przez co wtedy bardzo niewiele wystarczy w dzieciństwie, by mocno skrzywić psychikę. Lub też może jakieś drobne nieprawidłowości w przebiegu ciąży, które trochę mogą zaburzyć formowanie się np. tych części mózgu, które odpowiedzialne są za sferę psychiczną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to nie wiem jak to nazwać..nadawaniem sie do miłości?

 

Widze że kobiety mnie nie chcą,wątpie zeby to był mój wygląd czy kasa...po prostu coś jest we mnie nie tak.Pewnie wrażliwość,widze że wrażliwi mają u kobiet przejebane,trzeba je czesciej olewać nieprzywiązywać się.Nie wiem co poza tym,no coś jest we mnie co odrzuca kobiety i tyle nikt mnie nie chce kochać choć zdaje mi sie ze nie ma zadnych "obiektywnych" czynnikow ktore by to powodowały,po prostu jest cos nie tak ze mna i kobiety to czują,gardzą takimi jak ja i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to nie wiem jak to nazwać..nadawaniem sie do miłości?

 

Widze że kobiety mnie nie chcą,wątpie zeby to był mój wygląd czy kasa...po prostu coś jest we mnie nie tak.Pewnie wrażliwość,widze że wrażliwi mają u kobiet przejebane,trzeba je czesciej olewać nieprzywiązywać się.Nie wiem co poza tym,no coś jest we mnie co odrzuca kobiety i tyle nikt mnie nie chce kochać choć zdaje mi sie ze nie ma zadnych "obiektywnych" czynnikow ktore by to powodowały,po prostu jest cos nie tak ze mna i kobiety to czują,gardzą takimi jak ja i tyle.

 

A myjesz się, zęby czyścisz, nogi Ci nie śmierdzą, nie jedzie Ci z pyska? :D czasami powody są prozaiczne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×