Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

chalkwhite, to bardzo celne ujęcie. problem rozmycia tożsamości jest właśnie trywializowany. w dobie tej komercyjnej szmiry jaką nam serwują w mediach z prędkością przekraczającą możliwości percepcyjne, każdy nagle doznaje poczucia "bycia nijakim", "nie wiem kim jestem", "nie wiem jaki jestem". to nawet zrozumiałe, żyjemy w społeczeństwie ryzyka, w społeczeństwie zblazowanym i dekadenckim, rozjątrzonym erotycznie i jednocześnie roszczeniowo nastawionym do świata. nie musimy walczyć na froncie, więc walczymy o siebie w inny sposób. chcemy być inni, wyjątkowi, unikalni i nawet nie zauważamy, kiedy stajemy się tacy sami jak masa :roll: . każdy może dziś powiedzieć "nie mam tożsamości!" a w następnej chwili przejść spokojnie do picia herbaty. skoro każdy tak może, to prawdopodobnie nie stanowi to dużego problemu. a my właśnie nie możemy. nie możemy o tym zapomnieć, wyłączyć tego, odłożyć na półkę, bo to wraca i przypomina o sobie w codziennych sytuacjach.

 

ja swoją drogą mam do samej siebie tak małe zaufanie, że nie potrafiłabym powiedzieć "nie mam tożsamości" gdybym nie usłyszała tego od specjalisty. on przypieczętował moją samowiedzę, utwierdził mnie w przeczuciach. z kolei ciężko się dziwić, skoro do dziś, słyszę od matki, że czytam jakąś książkę tylko dla tego, że mój brat ostatnio ją czytał. nie dla tego, że lubię powieści XIX wieczne, tylko dla tego, że ktoś kogo cenie ją czytał, więc ja powtarzam tą czynność. rozumiecie. zaczynam się zastanawiać, czy ona nie ma racji? gdzie jest prawda? przestaje wiedzieć co tak na prawdę o tym myślę. to jest banalny przykład, ale takie traktowanie przewijało się przez całe moje życie. nigdy nie dostałam prawa głosu, zawszy byłam traktowana jako czyjeś echo, nigdy jako własne zdanie. wieczne zaprzeczanie moim uczuciom i poglądom "ty wcale tak nie myślisz, tylko on ci tak powiedział"... do szału mnie to doprowadzało. status własnego zdania otrzymywałam tylko wtedy, gdy całkowicie zgadzałam się ze zdaniem matki :roll: mam wrażenie, że to miało spory, niszczący wpływ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ej, a może na chwilę przydałoby się zapomnieć o diagnozie? nie jesteśmy bpd tylko ludźmi :o po co się tak nakręcać cały czas?

 

-- 21 sty 2013, 17:22 --

 

ej, a może na chwilę przydałoby się zapomnieć o diagnozie? nie jesteśmy bpd tylko ludźmi :o po co się tak nakręcać cały czas?

mam tą diagnozę od paru lat i co z tego? mojej rodziny czy znajomych nie obchodzi czy ja jestem bpd, abc czy hwdp. oni na mnie patrzą jak na osobę, człowieka, a nie bordera. dobrze by nam zrobiło gdybyśmy też czasem spojrzeli na siebie w ten sposób, zamiast budować sobie pomnik z własnych porażek i cierpienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdybym ja się przejmowała tym za kogo mnie biorą ludzie i co o mnie myślą, to dawno bym wyskoczyła przez okno.. ja chcę sama w sobie to zaakceptować i czuć jakąś tożsamość, a niestety mam problemy z poczuciem tożsamości, z poczuciem istnienia czy bycia kimkolwiek jakkolwiek i gdziekolwiek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co to tożsamości, dopiero ostatnio zaczelam zdawać sobie sprawę z tego że wcale nie jestem taka jak mi sie wydawalo. mam 26 lat a do niedawna myślałam o sobie w taki sam sposob w jaki określiłam się w gimnazjum... teraz widze że albo były to marzenia albo sztywno powtarzane schematy obronnego działania.. a nie potrafie odpowiedziec sobie na podstawowe pytania dotyczace siebie. niby stawiam sobie cele, czuje czasem czego chcę, ale zawsze jest to ucieczka od jakiegos aktualnego cierpienia a nie faktycznie dążenie do czegoś..

 

teraz, gdy siebie "poznaję", właściwie cały czas dochodzę do wniosku, że jestem chodzącym kryzysem emocjonalnym i zespołem objawów i że to jedyna stała prawda o mnie, bo jakiekolwiek moje przejawy indywidualności/cechy charakteru po krótkiej analizie okazują się skleconym naprędce narzędziem do przeżycia, zniesienia kolejnego dnia. a robię to zupełnie bezwiednie

 

dokładnie tak. bardzo nieprzyjemne jest zdanie sobie sprawy z tego, że wszystko co czynię i czym jestem jest przejawem mojej osobowości, wszelkie proby radzenia sobie, jakieś niby zmiany w czasie terapii - bedące wynikiem blokowania przez terapeutę innych moich możliwości działania, są tylko ukazaniem innego aspektu tej mojej (zaburzonej) osobowości.. i aby to zmienić musiałabym wyjść z siebie! Jedyna droga ktorą widze to powoooolne dojrzewanie w terapii, chociaż zwykle wątpię w możliwość takiej jakościowej przemiany :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, dokładnie to miałam na myśli. często nawet się zastanawiam, czy nie jestem po prostu taką właśnie osobą przytłoczoną tym światem i przez to przeżywającą trudności (btw uwielbiam się katować myślami, że jestem zdrowa i wszystko sobie wmawiam, bo boję się wziąć odpowiedzialność za swoje życie).

 

z kolei ciężko się dziwić, skoro do dziś, słyszę od matki, że czytam jakąś książkę tylko dla tego, że mój brat ostatnio ją czytał. nie dla tego, że lubię powieści XIX wieczne, tylko dla tego, że ktoś kogo cenie ją czytał, więc ja powtarzam tą czynność. rozumiecie. zaczynam się zastanawiać, czy ona nie ma racji? gdzie jest prawda? przestaje wiedzieć co tak na prawdę o tym myślę. to jest banalny przykład, ale takie traktowanie przewijało się przez całe moje życie. nigdy nie dostałam prawa głosu, zawszy byłam traktowana jako czyjeś echo, nigdy jako własne zdanie. wieczne zaprzeczanie moim uczuciom i poglądom "ty wcale tak nie myślisz, tylko on ci tak powiedział"... do szału mnie to doprowadzało. status własnego zdania otrzymywałam tylko wtedy, gdy całkowicie zgadzałam się ze zdaniem matki :roll: mam wrażenie, że to miało spory, niszczący wpływ.

ja właściwie dokładnie ze względu na to uznałam, że ciężko u mnie z tożsamością. samodzielnie. nie ufam sobie i swoim zdolnościom do wglądu (bo już wiele razy wydawało mi się, że mam super wgląd i że dobrze coś oceniam, po czym budziłam się z ręką w nocniku, bo w ukryciu przed samą sobą rozwijałam jakąś kolejną chorą historię), ale w tym przypadku mam konkretną przesłankę. zawsze mi zarzucano, że upodabniam się do ważnych dla mnie osób. no właśnie byłam traktowana jak takie echo bez swojego zdania. (odnoszę wrażenie, że pod tym względem miałyśmy podobnie w domu). wydaje mi się, że to wyrobiło we mnie nawyk potwierdzania swojego istnienia poprzez dopasowywanie siebie do otoczenia. gdy udaje mi się to odrzucić, staję się uosobieniem... braku. i pustości. (wtedy w ogóle boję się wyjść z domu, bo wyjście = interakcje z ludźmi = konieczność wykazania się zachowaniami uwidaczniającymi posiadanie osobowości, a to jest dla mnie w takich momentach nie-do-znie-sie-nia, mam tak od dziecka).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie czytam sobie wikipędię ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_osobowo%C5%9Bci ) i natknąłem się na taki zapis:zaburzenie osobowości.... "kategoria zaburzeń zachowania, wyłączających nerwice i psychozy,... ". Czy to oznacza, że jeśli ktoś ma zdiagnozowaną nerwicę nie można u niego zdiagnozować zaburzenia osobowości? Wiadomo, że ktoś z nerwicą czy psychozą nie będzie się normalnie zachowywał. Czy w związku z tym aby móc zdiagnozować zaburzenie osobowości trzeba wykluczyć nerwicę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie czytam sobie wikipędię ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_osobowo%C5%9Bci ) i natknąłem się na taki zapis:zaburzenie osobowości.... "kategoria zaburzeń zachowania, wyłączających nerwice i psychozy,... ". Czy to oznacza, że jeśli ktoś ma zdiagnozowaną nerwicę nie można u niego zdiagnozować zaburzenia osobowości? Wiadomo, że ktoś z nerwicą czy psychozą nie będzie się normalnie zachowywał. Czy w związku z tym aby móc zdiagnozować zaburzenie osobowości trzeba wykluczyć nerwicę?

 

przecież tam jest wyraźnie zaznaczone, że to stara definicja, która była w użyciu do 1980 roku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, zielona, a może jest w tym trochę prawdy? jest przecież taki element w bpd jak przejmowanie czyjejś tożsamości, związany z z mechanizmem symbiozy? (nie chcę oczywiście sprawić wam bólu chociaż pewnie to będzie miało taki skutek)

 

Nie nie podam definicji tożsamości bo nie pamiętam takich szczegółów, zleży od teorii. Mogę powiedzieć co to dla mnie oznacza. To poczucie bycia odrębnym od innych i świata oraz pewne poczucie stałości, ciągłości doświadczenia, posiadanie swojej historii. Podstawą jego kształtowania się jest ponoć kontakt z własnym ciałem a to u bpd od niemowlęctwa nie może mieć miejsca, bo zabiłaby nas siła negatywnych emocji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selma, prawda.

 

Ja ostatnio mam też znaczy (chorobliwy) deficyt uwagi.

 

I niestety mechanizm ten działa najczęściej na zasadach:

1.zrobić z siebie ofiarę (pogrążyć się w tym jak najbardziej się da i obsmarkać przy tym obowiązkowo, a wszystko ma sprawić realny ból i tak tez się dzieje)

2. obarczyć za to winą drugą osobę (wyższy stopień użalania się nad sobą, plus wkręcenie drugiej osobie jak bardzo jest winna i zła do szpiku kości)

3.agresja - zwykle w tym momencie nadchodzą zachowania acting in lub out (in- walisz swoją głową o ścianę, out - walisz czyjąś głową o ścianę)

4.oczekiwanie na przeprosiny, kajanie, całowanie, innymi słowy - skupienie całej możliwej uwagi drugiej osoby na sobie, poprzez wpędzenie jej w poczucie winy, a najlepiej w ogóle jak się wcześniej zagrozi odejściem, a druga osoba trzyma się kurczowo i błaga, żeby zostać przy niej. To taka namiastka przynależności i bycia ważnym, jak mama kura i jej dzieci, które dryp-dryp nigdy nie chodzą nigdzie bez niej, bo by je wessała czarna dziura)

5. po przyjęciu na siebie winy przez drugą osobę i godzinne przepraszanie następuje rozluźnienie napięcia i powrót do rzeczywistości.

 

Wiele razy taki szajs przechodziłam (jako prowodyr co prawda :roll:), ale to również bardzo charakterystyczne dla bpd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selma, ja? Dlaczego zaburzonego? :shock:

To raczej ja tu wykazuję cechy zaburzenia, nie k.

 

Co mi daje ta wiedza?

Cóż, pewnie tyle, co alkoholikowi świadomość uzależnienia, czyli niewiele.

W samym momencie rozpoczęcia całej "akcji" zwykle tracę zdolność do logicznego postrzegania i w pierwszych etapach i tak nic nie da się zrobić.

Czasem, bardzo rzadko co prawda, udaje się to szybko zakończyć, gdy K nie da się wyprowadzić z równowagi i od samego początku buja mną na wszystkie strony, mówi, że będzie dobrze, że kocha swoją małą Anię, głaszcze etc etc. Wtedy czasami udaje mu się nakierować mnie tak, że płaczę mu w rękaw i obsmarkuję (w histerii) koło godziny, a on utwierdza mnie cały czas, że mała Ania jest biedna, i że mnie kocha.

Niestety, częściej gówno z tego wychodzi, bo emocje biorą górę nad zdrowym myśleniem i nic innego się nie liczy - cały świat się kończy, dopowiadam sobie niestworzone historie i cyrk na kółkach czas start.

Fala nienawiści niszczy wszystko i odpycha każdego, kto tylko waży się zbliżyć, a ja topię się w swojej samotności.

Współczuję K. czasem, że się ze mną ożenił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taa... Wiem o czym piszecie :? .

Ja tam nie wiem co mi jest. Narazie się terapeutyzuję i wybieram do psychiatry (może w końcu uda mi się tam dotrzeć), ale niestety wiem co znaczy TO czuć :(. Sama nie wiem, czy to pustka, która rozdziera, zabija, czy też nadmiar emocji. Wymieszanych emocji, których nie da się znieść. Wiem jedno - straszne uczucie i wydaje się, że będzie trwało wieczność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

górka górka. wymyśliłam dzisiaj sobie co chcę robić w życiu i byłam w takim stanie, że chciałam rzucić pracę, szkołę, którą niedawno zaczęłam, spakować się i wyjechać żeby zacząć realizować swoje nowe plany, na szczęście trochę nad tym już panuję i póki co nic nie zrobiłam, bo wiem, że jutro byłby płacz, ale maniakalne myśli na temat pomysłu nie dają mi spokoju, a w weekend zaczyna mi się sesja ;>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie euforia rodzi się z jakiejś małej "podniety" czy to plany na nowy dzień, czy marzenia, wyobrażenia, ...

gorzej z tym wewnętrznym przymusem robienia czegoś, rozdarciem, napływem emocji i myśli, bo to silnie autodestrukcyjne i zawsze ciąży ku dołowi i rozpaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niestety, dokładnie. Muszę coś robić. Po prostu MUSZĘ, bo czuję, że jak nie zrobię, to spadnę znowu w dół. Może też z tego samego powodu nie potrafię się skupić. :roll: Myślenie też nie wchodzi w grę. Wygaduję takie głupoty, że głowa mała. Piszę byle pisać. W ogóle to ja jestem naj naj, życie jest różowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×