Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

lulu.onthebridge, Borderline. Jak żyć z osobą o skrajnych emocjach.

Od samego początku jak ją jeszcze czytałam przy swoim partnerze to chowałam, żeby tylko nie czytał i nie nauczył się tych metod o których piszą.

 

 

Nadal mam silną pokusę by dowalić paru osobom. Zniszczyć ich spokój... cokolwiek. Czuję się trochę jak na głodzie :? Chodzę po mieszkaniu, gdy siedzę bujam się , za chwilę kładę się na łóżko, zwijam w kłębek, zaciskam dłonie na poduszce, mam ochotę na wszelakie używki! i czuję, że nie chcę tego czuć... :evil:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę się uspokoić ostatnio, czuję się jakby moje życie wisiało na ostatnim włosku. Tu zmienne myśli, ich natłok, tu jakiś silny atak paniki, to znowu dolegliwości fizyczne. Cholera, chcę to zatrzymać. Przedwczoraj miałam atak depersonalizacji, dzisiaj w nocy jakieś paranoiczne myśli. Ku.rwa, no. Jestem osaczona przez swoje emocje, popadam w hipochondrię znowu; nowe choroby psychiczne i fizyczne sobie wymyślam. Ja jestem w stanie dużo znieść, ale bez przesady... Wczoraj doszłam do wniosku, że mój filtr sączący świat zewnętrzny to takie spaczenie, że czasem już czuję, że nie mam żadnego wyjścia, a będzie tylko gorzej. Macie jakieś sposoby na uspokojenie tego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, podobno cwiczenia oddechowe pomagaja. Trzeba sie skupic na swoim oddechu, poczuc swiadomie powietrze przeplywajace przez kolejne drogi oddechowe tam i z powrotem. Pozbywac sie wszelkich mysli niemal automatycznie, aby nie przeszkadzaly w skupieniu na oddechu. Probuje... :-).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I wychodzi? ... bo na mnie źle działa, więc nie próbuje nawet.

 

 

Dziś miałam "atrakcyjny" poranek, trochę mnie to kosztowało wysiłku, wróciłam właśnie i poczułam się strasznie senna więc chyba zdrzemnę się.

Jutro znów ważny dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawe kwestie poruszacie, a dawno nie zaglądałam.

 

co do płci terapeuty - miałam ten sam dylemat, rozmawiałam z lekarzami i na pewno ma to bardzo duże znaczenie, ale zdania są różne. mam podobny do opisywanych przez niektóre z Was problem, mianowicie terapia z mężczyzną zapewne wiązałaby się z uwodzeniem, i nie ma tu nawet znaczenia poziom atrakcyjności fizycznej tego terapeuty. pani ordynator z oddziału, na którym przebywam, powiedziała, że zakocham się i terapia padnie. od innej psychiatry usłyszałam, że takie zakochanie może być przedmiotem pracy na terapii, tylko terapeuta będzie musiał to wszystko utrzymać, a to duże wyzwanie. ostatecznie poszłam do kobiety, bo więcej terapeutek niż terapeutów. nie czuję nienawiści do kobiet, zdarza mi się mieć za to takie przykre stany odcięcia emocji przy nich. ale nie jestem pewna, czy to naprawdę jest sprzężone z płcią. w obecnej terapii ciążę chyba ku relacji matka-córka.

 

ze swoją tożsamością płciową mam gigantyczny problem. ostatnio przerabiam na swojej terapii nienawiść do swojego ciała, choć bardziej w kategoriach takich, że to ciało ma dorosłe potrzeby i wygląd, za to psychika poszukuje matki i ma dziecięce pragnienia (nawet w związkach z facetami), co daje dwa przeciwne kierunki i nienawiść do ciała, a potem się okaleczam/zabijam/głodzę. przez długi czas wydawało mi się, że kocham dziewczynę (moją "przyjaciółkę"), ale po latach widzę, że właściwie prawie jej nie znałam. że ja w ogóle mam problem z poznawaniem kobiet, bo wydają mi się w jakiś sposób obce. może to kwestia tego, że jestem ciągle dziewczynką (mimo 23 lat na karku), ale czuję, że jest coś z tą męskością u mnie. jakoś łatwiej mi ją wyczuć, mój ojciec też zawsze traktował mnie bardziej jak chłopca, uważał, że mam analityczny umysł, że będę świetnym kierowcą (faktycznie złym nie jestem), no i ostatecznie wybrałam architekturę jako studia. na chwilę obecną nawet nie mam pojęcia, czy to kiedykolwiek było tym, czego chciałam. ani nawet czego chcę teraz. schodzę z tematu, ale naprawdę nie wiem, czego chcę. boję się ostatnio wszystkiego, mam ciągłe myśli samobójcze. jest źle do tego stopnia, że wczoraj poprosiłam o zapięcie w pasy na noc, żeby niczego sobie nie zrobić. jadę na relanium, tylko ono mi pomaga (oprócz tego biorę wenlafaksynę, mirtazapinę i depakine - ta ostatnia bleee, nie cierpię, ale teraz już nie mam wyboru, zapisał mi to neurolog, bo po próbie samobójczej nabawiłam się padaczki).

 

następny temat, który mnie zaciekawił i trochę zaskoczył, to mmpi: ja też miałam podwyższone wyniki na większości skal! wtedy to był początek mojej "przygody" ;) z psychiatrią i psycholog sugerowała nazwaną przez Was "przesadę", właściwie nazwała to agrawacją. oczywiście nie zostawiłam tego sobie tak w spokoju i jakiś rok później zrobiłam sobie sama ten test, znalazłam materiały pomagające w interpretacji i okazało się, że podwyższone wyniki (zwłaszcza na którejś z tych pierwszych kontrolnych skal, ale nie pamiętam już) może pojawiać się u osób z bpd, które mają płynną tożsamość. wydaje mi się, że o to właśnie chodzi w naszym przypadku...

 

aha, co do chadu i bpd. podstawowa różnica jest dość istotna, chodzi o reaktywność na sytuacje z życia, zwłaszcza interpersonalne - to one będą powodowały u osób z bpd wahania nastroju. plus kluczowa dla bpd reakcja na opuszczenie przez ważny obiekt. natomiast może być też tak, że te zaburzenia współwystępują - na oddziale, na którym jestem, poznałam taką pacjentkę.

 

przepraszam za pisaninę bez ładu i składu, musiałam się wygadać. trzymajcie się ciepło. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uczyniłam własny dom więzieniem. Jest źle.

 

Dopiero się obudziłam. Śpię z przerwami od 4 w nocy poprzedniego dnia. Prawie dobę. Boli mnie już kręgosłup i nawraca migrena. W przerwach dowiedziałam się o nadchodzącej poważnej operacji ojca. Czuję się, jakbym śpiąc, czuwała tylko, a po wstaniu, jakbym ciągle spała, jakby mój mózg był na skraju wykończenia. Ja już nic nie wiem. Wszystko mi się miesza. Czuję się osaczona z każdej strony. O szóstej muszę wstać, iść do szkoły z poczuciem wstydu, bo odleciały mi kolejne dwa dni z tygodnia. Nie jestem już w stanie się wytłumaczyć, boję się, że niedługo będą chcieli mnie wyrzucić.

 

W głowie mam pustkę albo natłok myśli. Uświadamiam sobie, że ostatni rok jest jak wytwór wyobraźni, to nie mogłam być ja, wydaje się ostatnią możliwą do zdarzenia rzeczą na ziemi. Teraz jest tak, jakby go nigdy nie było. Znowu jestem odizolowaną od świata, zalęknioną dziewczynką. Nie odróżniam już bólu psychicznego od fizycznego, w duszy modlę się, żeby to był jakiś guz. Cokolwiek fizycznego. Kolejny rok z rzędu powtarza się ta sytuacja. Codziennie cierpię i atakowana jestem lękiem po trochu, trochę bardziej, aż w końcu przychodzi taki moment jak ten, że nie mogę ruszyć dalej. Z tą różnicą, że z każdym rokiem mam na koncie wypróbowanych więcej leków, więcej wyjść. To wieczne napięcie i brak hamulców w mojej głowie w końcu mnie zabije.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, długo jesteś w szpitalu?

właściwie większość roku 2013 upłynęła pod znakiem psychiatryka. najpierw kwiecień-czerwiec spędzony na 7f, z którego mnie wypisano z informacją, że nie nadaję się na terapię i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będę. jak wyszłam, wpadłam w głęboki dół, cięłam się bez opamiętania i marzyłam o śmierci, ale jednocześnie byłam tak wykończona, że nie umiałam nawet podnieść się z łóżka i rzucić się z balkonu czy tam nażreć się leków. znajomy z 7f wymusił na mnie szantażem wizytę w centrum interwencji kryzysowej i stamtąd trafiłam na zamknięty. to wszystko odbyło się bardzo szybko, miałam jakieś 1,5 tygodnia przerwy między 7f i tym oddziałem. we wrześniu wyszłam, ale poważna kłótnia z moim (już nie) chłopakiem doprowadziła do tego, że wybiegłam od niego z całym moim zapasem leków, po drodze kupiłam wódę, po czym wszystko to zaaplikowałam sobie do jamy ustnej i połknęłam. kiedy chłopak mnie znalazł, już zaczynałam zapadać w śpiączkę. po odtruciu znowu na zamknięty. i tak siedzę tutaj do teraz...

 

jak sobie radzicie na wolności? ja doszłam do takiego momentu, że boję się wypisu. naprawdę nie wiem, co mi może jeszcze odpalić. ciało mam całe pocięte i pozszywane, aż się dziwię, że nie uszkodziły mi się żadne nerwy. przeraża mnie nawet widok ludzi wykonujących normalne czynności, kiedy jadę na albo wracam z terapii: wiecie, ludzie robią zakupy, jeżdżą tramwajem lub autobusem, wychowują dzieci, życie się kręci, a mi coś ostro poprzestawiało się w głowie i jestem jak pusta skorupa. weekendy są najgorsze. wtedy nie ma lekarzy, nie ma terapii. ciągle ryczę i przepraszam wszystkich, że jestem taka uciążliwa. nie znoszę siebie za to użalanie się. do czego ja doprowadziłam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okazało się, że przypadkiem wpisano na MOJĄ godzinę kolesia na badania sądowe, prawdopodobnie w systemie nie było jeszcze widać moich zapisów i wyszło jak wyszło. Najśmieszniejsze że czułam się winna że tracę przez jakąś wadę systemu czy coś :D przeprosiła mnie milion razy i wymyśliła że odda mnie dziś w ręce koleżanki żebym sobie ten mmpi zrobiła. wcale nie chciałam go robić, znów połowy nie mogłam rozgryźć, nie wiem czy one rozumieją że piekielnie trudno ocenić mi swoje postrzeganie siebie, świata, ludzi jednoznacznie, nie ma szans. Ciekawe jakie gówno tym razem wyjdzie -.- A jak znów nie wyjdzie to co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Synsa, Przecież test powinien być tylko dodatkiem do diagnozy. Bo jak widać nie można na nich do końca polegać, bo albo wychodzi, że mamy wszystko albo wcale nie wychodzi. No, ale może ja czegoś nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra chciała koniecznie żebym zrobiła więc zrobiłam. Czekam jeszcze na wyniki testu IQ bo też robiłam aby 'lepiej poznać siebie' :D Mam czasami głupie myśli że jestem tak naprawdę po prostu wybitnie mało inteligentna chociaż to by był szczerze mówiąc szok, albo na głupią wyglądam dlatego mi to każą robić -.-

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, mysle ze dobrze by bylo zebys sobie zanotowala na jakiejs tablicy memo bądź na kartce- spis czynnosci i obowiazkow , ktore bedziesz wykonywac od pon do pt- moze byc przy wspolpracy z terapeutką. chodzi o organizacje czasu.zeby wszystko posklejac.

bierzesz leki? regularnie?i czy są odpowiednie?

ludzie tez potrafią byc pusci.chodzi o to bys nauczyla sie radzic sobie ze sobą. moze Twoja terapetka za mało sie stara? czy ustaliłas juz sobie jakąś hierarchię wartosci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakiś czas temu była tu kłótnia na temat posiadania dziecka... otóż mój lekarz powiedział, że w każdej chwili mogę odstawiać leki, terapeutka też jest za, stanie się to po ślubie i w chwili kiedy mój przyszły mąż poczuje się gotowy... muszę znaleźć pracę, trzeba odłożyć trochę, choćby na mebelki dla dziecka, łóżeczko dostaniemy... bardzo chcę być matką, myślę o tym coraz częściej, może dlatego że do ślubu już niedaleko, niecałe 5 miesięcy, jestem przed trzydziestką... czuję że będę dobrą matką, a on będzie dobrym ojcem, choć pewnie błędów nie unikniemy, jak to w każdym rodzicielstwie... dziecko nie będzie chrzczone, samo wybierze sobie wiarę jeśli będzie tego potrzebowało - o to już jest jazda w mojej rodzinie, będę pierwszą która nie ochrzci niemowlęcia... mamy już imiona wybrane... chcemy mieć jedno dziecko, ale jeśli kiedyś wyjdzie wpadka z drugim, to i drugie pokocham...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Malpka bubu, ja mam swoje zdanie nt. posiadania dzieci przez borderow. Ale jesli Twoj przyszly maz wie o Tobie wszystko, i czuje sie na silach miec rodzine, to ja Wam kibicuje. W koncu po to sie bierze slub zeby miec dzieci. Po prostu ciezar stabilnosci tej rodziny bedzie spoczywal na ojcu, ktory powinien byc bardzo dojrzaly i odpowiedzialny. Popieram plany zaniechania chrztu. Czy slubu tez nie bierzecie w kosciele?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zapominajmy, że w wielu przypadkach bordery słabną i często zdrowieją m.in dzięki trosce, cierpliwości, właściwemu postępowaniu i miłości odpowiednich partnerów. Czasami przecież nie jest się borderem "na najwyższym poziomie" i nie odpieprza aż tak.

Mnie tam wizja posiadania dziecka przeraża ale ja jak na razie jestem prawie nie leczona więc się nie wypowiadam i wiem zresztą, że dziecko byłoby teraz moim wrogiem w stosunku do partnera. Chyba zresztą w ogóle nie chcę mieć dziecka. Sama nim jestem mimo tego, że prawie 30 na karku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna
Nie zapominajmy, że w wielu przypadkach bordery słabną i często zdrowieją m.in dzięki trosce, cierpliwości, właściwemu postępowaniu i miłości odpowiednich partnerów. Czasami przecież nie jest się borderem "na najwyższym poziomie" i nie odpieprza aż tak.

Ładnie napisane. I zgadzam się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja podświadomość jest taka dziecinnie kreatywna. Śniło mi się, że wchodziłam do różnych rzek, nocą i dniem, i ich wody zmieniały się na w połowie krwistej barwy i wrzące, w połowie stalowe i zamarznięte, więc stąpałam po tych drugiej części, starając się nie zostać pochłoniętą przez fale, które nadchodziły z tyłu...doprawdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×