Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy leki antydepresyjne leczą nieszczęśliwą miłość?


lady_destroy

Rekomendowane odpowiedzi

lady_destroy, to musi lekarz ocenic czy Ci taki lek jest potrzebny. Ja biore ALventa w najmniejszej dawce czyli 75 mg (teraz schodze), dostalam ten lek jak wpadlam w depresje po rozstaniu z bylym, mimo ze ja zerwalam to coz..kochalam tego czlowieka i bylo mi masakrycznie ciezko, w sumie wydaje mi sie ze wpadlam w pewnego rodzaju obsesje/uzaleznienie od niego. Non stop o nim myslalam itp itd, nie moglam sie od tego uwolnic, a dodatkowo ciagle o tym myslalam i plakalam. Tak jak wyzej pisalam zeszlo mi to po 3 mies brania leku, stopniowo jak bralam ten lek to sie lepiej czulam, nie mialam juz z nim chceci kontaktu, po prostu mnie ten lek jakby odrobine znieczulil, i oderwal mojej mysle od niego. Pozniej to juz poszlo gladko, znowu myslalam o innych sprawach, rzeczach itd. Teraz owszem czasami go wspominam, ale na zasadzie doswiadczen, i wcyiagniecia wnioskow, nie ma juz we mnie ani odrobiny uczucia do niego....takze dla mnie ten lek byl strzalem w 10. Porozmawiaj z lekarzem psychiatra na ten temat, po rozmowie sie okaze czy Ci jest potrzebny ten lek :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo się cieszę,że leki pomagają trochę i w sprawach sercowych.Szczerze mówiąc szukałam właśnie takiego tematu i nie mogłam znaleźć.Wczoraj właśnie byłam u psychiatry,dostałam Citronil i Zolsanę na sen.Generalnie u mnie nałożyło się kilka spraw,bo rozwód,przeprowadzka ,problemy ze znalezieniem mieszkania,problemy finansowe,potępienie mnie przez moją rodzinę,ale taka nieszczęśliwa miłość też...I bardzo nie mogę sobie poradzić z moimi emocjami,płaczem i samą sobą.I mam nadzieję,że właśnie Citronil wytłumi te moje emocje i pozwoli zapomnieć i jakoś przetrwać...Trzymajcie kciuki kochani.....pozdrawiam....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie rozumiem jak ktokolwiek może ryzykować utratę uczuć, emocji, istoty społeczeństwa z powodu nieszczęśliwej miłości... Chyba najgorsze cierpienie jest lepsze od nie czucia niczego. Sama bałam SSRI i wiem jak to wyglądało, w tamtych czasach chyba nawet śmierć najbliższych by mnie nie wzruszyła. Rozumiem leczenie depresji, nerwicy, ale miłości? Nigdy tego nie zrozumiem, mimo że sama miałam złamane serce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawe jak długo trwała Twoja nieszczęśliwa miłość? u mnie trwa to już ponad 4 lata, nie jestem w stanie zakochać się w kimś innym, pracuję z tym człowiekiem, widuję go na co dzień i nie potrafię przechodzić obok niego obojętnie po tym, co między nami było. wściekam się, dostaję jakiejś agresji i muszę się bardzo powstrzymywać, żeby nie pójść do jego gabinetu i nie robić mu scen. a kilka razy miało już to miejsce... zdaję sobie sprawę jakie to beznadziejne, ale w chwili jak jestem w pracy i go widzę, to ja mam zupełnie inny tok myślenia, przypomina mi się wszystko, jak mnie wykorzystał, jak wykorzystał moją naiwność, a teraz nawet się do mnie nie odezwie w ciągu dnia. po prostu mam wielką ochotę zniszczyć go, zniszczyć jego życie tak jak on zniszczył mnie. jakbym spotkała gdzieś jego kobietę, jestem pewna, że wszystko bym jej opowiedziała i to ze szczegółami... niech on też trochę ma kłopotów w życiu...

 

dlatego uważam, że leki mogłyby mi pomóc, właśnie OBOJĘTNOŚĆ bardzo by mi się przydała, bo inaczej naprawdę popełnię jakąś głupotę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lady_destroy przepraszam Cię, chyba za ostro zareagowałam, ale dla mnie SSRI to naprawdę wielkie niebezpieczeństwo i ostateczność. Moja nieszczęśliwa miłość - przez trzy lata spotykałam go codziennie, przez kolejne parę lat żyłam z bólem w sercu i robiłam głupie rzeczy których żałuję. Uleczyła mnie dopiero terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dobrze, myslałam, że Cię uraziłam, chyba jestem przewrażliwiona ostatnio. :?

Nie są niebezpieczne dla każdego, mówiłam o własnych przeżyciach. Przez prawie trzy miesiące miałam wrażenie jakby ktoś mi skradł duszę. Byłam, istniałam, ale tylko fizycznie. Zniknął niepokój i lęki, to prawda, ale zniknęła miłość, czułość, przywiązanie. Spotykałam się z ludźmi, których kocham, rodziną, przyjaciólmi, ale raczej wiedziałam, że są mi bliscy niż to czułam. Dla mnie to był koszmar. Jakbym znajdowała się za jakimś murem odgradzającym mnie od wszystkiego i wszystkich. Kiedy odstawiłam leki i wróciły uczucia, to było jakbym obudziła się z długiego, koszmarnego snu.

 

Żebyś mnie dobrze zrozumiała - nie jestem przeciwniczką brania leków, szczególnie przy depresji czy nerwicy, czasami jest to wręcz konieczne, ale musisz się zastanowić, czy ryzyko nie jest zbyt wielkie. Naprawdę polecam terapię. Trzymam kciuki i pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no właśnie ja też mam takie wrażenie, że koleżanka sama sobie zaprzecza ;) skoro zabijają miłość, to jednak leczą? pomijając już fakt skutków ubocznych leków, to omówmy tę kwestię leczenia tej nieszczęśliwej miłości oraz spłycenia uczuć. ja to rozumiem tak: w przypadku, kiedy ktoś jest w normalnym szczęśliwym związku, a musi brać leki SSRI z powodu powiedzmy nerwicy i wskutek przyjmowania tych leków partner stanie się obojętny dla tej osoby to wtedy działanie SSRI jest negatywne. a jeśli dana osoba jest samotna, nieszczęśliwie zakochana, ta druga strona tych uczuć nie odwzajemnia, a wręcz zabawiła się tylko tą osobą, to w takim przypadku jak leki wpłyną na to, że "obiekt westchnień" stanie się obojętny, to działanie SSRI jest lecznicze. ja naprawdę MĘCZĘ się z tym już długi czas, widuję tę osobę na co dzień, nie panuję nad sobą, robię z siebie idiotkę, szukam pretekstów do kontaktów, a gość mnie zlewa brzydko mówiąc. a po tym, co było między nami wcześniej nie potrafię pogodzić się z "porażką" i odrzuceniem... nie umiem zakochać się w kimś innym, mam pewnego rodzaju obsesję. i wy tu twierdzicie, że ja chcę się porwać z armatą na komara???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

doszłam do wniosku, że NAPRAWDĘ muszę coś z tym zrobić, bo to będzie trwało do końca mojego życia...

Do końca życia to raczej nie, ale z pewnością kilka lat młodości to może Ci gość zabrać. Czemu jeszcze nie byłaś u tego psychiatry?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie chodzi o to, ze sie czlowiek odkochuje, tylko antydepresant troche czlowieka znieczula, problem postrzegany czy to miłosć czy to smutek, depresja itd staje sie mniej odczuwalny, przez co skupiamy sie na innych sprawach, nie myslimy o jednym i mamy czas poukladac sobie sprawy w glowie. Pozniej sie okazuje....ze juz tego problemu nie ma, bo skoro juz o nim nie myslimy, nie pograzamy sie w smutku, depresji...robimy cos innego...i temu poswiecamy czas :mrgreen: Natomiast ja jestem teraz w ZDROWYM zwiazku i b mocno kocham swojego partnera, a co najwazniejsze czuje sie szczesliwa i nic nie stepia moich uczuc... ale to kazdego decyzja....co powinien zrobic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusia, to bardzo dobrze, że antydepresanty Ci pomogły i jednocześnie nie znieczuliły za bardzo. ja myślę, że jak ktoś ma tendencję do obsesyjnego zakochania i wciąż tkwi w zakochaniu i nie potrafi z tego wyjść to jest już stan CHOROBOWY i powinien to leczyć. ja też powinnam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lady_destroy, wlasnie, obsesyjne,to jak natrectwo...ja tez tak mialam ze mimo ze ja zerwalam to non stop myslalam o tej osobie i pograzalam sie coraz bardziej w depresji. Teraz akurat biore 37,5 mg najnizsza dawke (zeszlam z 75mg) i jest super...uczucia moje kwitna do aktualnego partnra, o bylym nawet jak czasem wspomne to na zasadzie dawnego znajomego - i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio jest ze mną bardzo źle, za tydzień mam wizytę u psychiatry... Przeraża mnie moje własne zachowanie :( Dosłownie czołgam się przed tym facetem i żebrzę o najmniejszą uwagę z jego strony. Przedwczoraj poszłam do niego i prawie się popłakałam, widział to, powiedziałam mu, że całkiem się zgubiłam, bo nie wiem zupełnie, co mam robić, jak się zachowywać, aby mnie nadal lubił... wiem, jakie to chore, ale w jego obecności ja nie potrafię myśleć głową, kierować się rozsądkiem. On był z lekka zniecierpliwiony, twierdził, że ma w chwili obecnej trochę problemów w pracy i prywatnych, że nic nie poradzi, że ja wszystko biorę do siebie i ogólnie jestem przewrażliwiona, że wcale mnie nie unika, jest wszystko ok, to ja stwarzam problemy. Dzisiaj co chwila spotykałam go jak sobie "gruchał" i żartował z różnymi koleżankami z pracy. Jakoś te wielkie problemy osobiste mu nie przeszkadzały w tym. Do mnie rzucił tylko "cześć mała" i tak jest od jakiegoś czasu. Ewidentnie trzyma mnie na dystans, ja to widzę, wytrzymuję jakiś czas, po czym jak emocje wezmą górę i wybucham i mam do niego pretensje on twierdzi zawsze, że jestem przewrażliwiona i stwarzam problemy, że wszystko jest ok. I to jest takie błędne koło, którego nie potrafię przerwać. Czuję potworną zazdrość kiedy widzę jak jest miły dla innych koleżanek, a mnie tak "zlewa" po tym, co było. Jedynie jak urządzę szopkę tak jak ostatnio to przez parę dni rzuci "cześć mała", albo "co robisz" itp. ale mam wrażenie, że to jest tak dla "zamydlenia mi oczu". Do szału mnie doprowadza to, że on nie chce powiedzieć mi wprost w oczy nawet tych bolesnych słów, tylko tak zbywa, chowa głowę w piasek i trzyma na dystans, robi łaskę jak się odezwie. Dzisiaj miałam nieodpartą chęć, żeby po prostu mu przywalić w mordę i modliłam się, żebym tego nie zrobiła. Ale boję się, że w końcu stracę kontrolę nad sobą i coś mu zrobię :((( Ciekawe, czy nadal niektórzy tu będą uważać, że w moim przypadku leki antydepresyjne to "armata na komara"... A jak w końcu rzeczywiście zrobię mu coś złego???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×