Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Dziwne to jest. Zawsze w domu rodzinnym mam więcej objawów, cofam się w rozwoju, choć żadna krzywda mi się już tutaj nie dzieje. Mam tu też dostęp do wagi, więc cieszę się spadkiem dwóch kilogramów. Dziwne, dziwne, że zamiast cieszyć się tak zwyczajnie, ja mam w głowie myśl, że jestem już TAK BLISKO jakiegoś celu, którego nawet nie znam dokładnie. Wiem, że zdrowy rozsądek nie pozwoli mi znowu zrobić sobie krzywdy, ale jednak ciężko się żyje z takim, a nie innym mózgiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Warto unikać żywności wysoce przetworzonej, unikać mięsa (da się zastąpić fasolą, grochem, gorczycą, bobem, to co dzisiaj sprzedaje się jako mięso często nie ma wiele z mięsem wspólnego), unikać fast-food'ów, unikać białego pieczywa i przede wszystkim, nałożyć sobie szlaban na biały cukier i słodkie napoje, nie łudzić się, że słodki napój light czy czekolada light coś zmienia. Cukier w postaci sacharozy budzi wilczą żądzę obżerania się, bez porównania łatwiej się kontrolować, kiedy człowiek nie tyka tego świństwa. Producenci żywności lubią ładować cukier jako wypełniacz do produktów wysoce przetworzonych (sosy, jogurty, naprawdę trzeba się pilnować) właśnie po to, żeby potęgować u konsumentów niezdrowe łaknienie. Bez porównania łatwiej kontrolować się kiedy człowiek rzuci w diabły tą truciznę, zysk jest potrójny: na zdrowiu, na zębach i na wadze. Pozorne pobudzenie skutkuje późniejszym otumanieniem i fałdami tłuszczu zmagazynowanymi na czarną godzinę. Lepiej zastąpić to coś fruktozą i glukozą zawartą w owocach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy objawy takie jak:

- niby jem, ale gdy mi nikt nie przypomni, bądź nie zrobi nic do jedzenia to zapominam i nie czuję się jakoś głodny

- zjem byle co i już czuję się najedzony

- 47 kg przy wzroście 167 cm w wieku 16 lat

wliczają się do zaburzeń odżywiania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BrakPomysluNaNick01, a jak jest w kwestii postrzegania siebie? Samemu ze sobą jest Ci dobrze, nie masz problemów z akceptacją siebie?

Niby nie boję się zyskać na wadze i myślę, że powinienem przytyć, ale jednocześnie jak mi waga lekko skoczy to czuję się niekomfortowo. Mój wygląd mnie nie obchodzi i widzę, że wyglądam jakbym był głodzony, ale jakoś dziwnie jest spróbować przytyć. Może to jakiś przejaw podświadomej autoagresji, bo nie jest mi ze sobą samym dobrze i nie chce mi się za bardzo żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzę. Z natury jestem nieśmiałą osobą i nawet przez gardło nie przeszłoby mi powiedzenie, że dzieje się takie coś.

 

szkoda...czasem warto sie przelamac.

 

wiesz jak mi trudno bylo zaczac terapie? strasznie sie balam...siostra mnie namawiala pol roku.potem po 2 tyg. terapii ucieklam.ale wrocilam

uwierz mi ze warto

moje zycie b.sie zmienilo na lepsze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lilith, jestem pod opieką psychiatry. Chodziłam do psychologa ale zrezygnowałam. Do terapii też mi jakoś nie po drodze...

W lutym wyszłam ze szpitala i było chwilę okej. Wszystko stopniowo wraca. Ja już jestem zmęczona tym, że jest ciągle źle. Obojętnie jak się staram.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro już jestem na tym forum, to myślałam, żeby napisać takiego posta, choć niektórzy mogą uznać go za zbiór banałów.

Na zaburzenia odżywiania cierpiałam około 10 lat. Myślę, że zaczęło się w podstawówce, a skończyło gdzieś pod koniec studiów licencjackich. Raz było lepiej, raz gorzej. Chudnięcie, tycie, chudnięcie. Obecnie mam 25 lat i mogę powiedzieć, że czuję się po części z tego wyleczona. Tzn. wyleczona - zawsze coś siedzi w głowie, pozostaje, niestety. Czasami nadal łapie się myśl, że ktoś szczuplejszy ode mnie jest lepszy, ale od razu ją od siebie odrzucam. Czasami nie chce się jeść (ale to już raczej na tle nerwowym). Jednak na co dzień jem normalnie, nie wymiotuję, nie ćwiczę kompulsywnie. To dla mnie ogromny krok. Nawet jak chcę zrzucić parę kilo, to już nie głodząc się tygodniami, nie ćwicząc po 5 godzin dziennie, nie wymiotując. Zresztą obecnie mam normalną, szczupłą, umięśnioną sylwetkę. Taką, którą kiedyś uznałabym za grubą, ale obecnie uważam, że jest w porządku, choć jeszcze mam zamiar się lepiej wyrzeźbić (ale już bez natręctwa).

Chyba przede wszystkim - jaki banał - jednak jakoś pokochałam i zaakceptowałam siebie. To wymagało sporo pracy, no bo jak się siebie nienawidzi, no to jest trudno. Zmieniłam sporo w swoim wyglądzie (kolor włosów, fryzura, ubiór), przestałam ćwiczyć kompulsywnie, a zaczęłam z pasji (taniec, ćwiczenia siłowe, spacery). Od jakiegoś czasu zdrowo się odżywiam - cóż, w tamtych czasach żywiłam się czasami kostkami rosołowymi. Ćwiczenia fajnie uformowały mi sylwetkę. Przytyłam, ale kiedy porównuję zdjęcia, widzę, że wyglądam lepiej niż kiedyś. Zauważyłam, że jestem atrakcyjna dla płci przeciwnej, że jestem ładna, tylko tego nie widziałam. Zrozumiałam, że naprawdę jedyna osoba, która uważa mnie za grubasa, to ja. Zaczęłam jeść normalnie, choć nadal przed długi czas nie jadłam publicznie - często nawet w toalecie spożywałam posiłek, bo bałam się, że inni pomyślą, że jak ja mam prawo tyle jeść itd. W końcu zrozumiałam, że ja mam gdzieś, ile jedzą inni, co jedzą - i dzięki temu zaczęłam w końcu funkcjonować jak człowiek, nie bałam się powiedzieć na głos, że jestem głodna, czy zjeść kanapki przy wszystkich. Myślę, że kluczem tutaj jest wyrobienie sobie samooceny i nieuzależnianie jej od wagi. Waga to nic stałego. Nie jestem dla mnie teraz dramatem, że nie noszę spodni w najmniejszym rozmiarze. Chyba też jakoś pojawiły się u mnie nowe problemy i przestałam darzyć jedzenie takim emocjonalnym stosunkiem.

Wszystko to zajęło dużo czasu i moich chęci. Zrozumiałam dodatkowo chyba, że jak jeszcze tak będę robić przez 10 lat, to w końcu moje zdrowie nie wytrzyma. Co zabawne, teraz poszłam w stronę hipochondrii, a w tamtych czasach w ogóle mnie to nie interesowało, żywiłam się kawą, colą zero i fajkami. Życie bywa przewrotne ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nikt mi nie pomagał, nikt mnie też w tym nie wspierał, nawet rodzina. Sama sobie pomogłam ;) przynajmniej w tym obszarze. Myślę, że kluczem jest tutaj po prostu zrozumienie pewnych rzeczy plus pokochanie i zaakceptowanie siebie. Jednak piszę o tym teraz, jakby to było szalenie proste, a tak naprawdę to długi, trudny proces, szczególnie jeśli się siebie nienawidzi. Ja z całą pewnością siebie nienawidziłam. 

Tylko mój stan nie wymagał hospitalizacji. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja miala anoreksje  w wieku 16 lat. teraz mam 37.

wtedy w najgorszym stanie wazylam 40 kg i  wygladalam jak kosciotrup/mam zdjecia/

lekarz juz mnie wysylal do szpitala. ale obiecalam mojej mamie ze zaczne jesc, ze sama z tego wyjde.

i udalo sie))nie chodzilam na zadna terapie,nigdzie.sama wyszlam z anoreksji.

teraz uwazam ze mialam MEGA silna wole walki.

oczywiscie dziewczynom ,ktore czuja ze sobie nie poradze,polecam terapie.

a teraz waze 65 kg przy wzroscie 165 i bardzo dobrze czuje sie z ta waga, zdrowo sie odzywiam,

zaakceptowalam siebie ,przynajmniej w kwestii wagi.teraz nie chcialabym byc takim szkieletem jak wtedy,za nic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam Was od dłuższego czasu i czuje że nie tylko ja mam takie problemy i jednocześnie widzę że można z tego wyjść. Mam bulimia, kompulsywne objadanie się sama już nie wiem co to jest. Do tego depresje, nadwage, bezsennosc biorę wenlafaksyna 225mg I będziemy iść do dawki aż nie wystąpią objawy uboczne, lamitrin 200mg, trittico 150, jak to nie pomoże to egzysta. Chodzę na terapię poznawczo- behawioralna. Zaczyna mnie ona przerażać mam coraz bardziej zmieniać swoje nawyki z tygodnia na tydzień A ja już nie mam siły bo przecież jakby to bylo takie proste to 8 lat temu bym to już skończyła. Usłyszałam od niej że stawiam opór A ja się boję tego, tych zmian. Myślicie że szczera rozmowa z nią w czwartek pomoże bo ja coraz bardziej się czuje się tak że mamy protokół-plan leczenia na 20 tygodni i co tydzień odznaczyc trzeba kolejny punkt A to jak mi z tym ciężko to już poboczne sprawa bo przecież 20 tygodni. Nie wiem czy w dobry wątku to piszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×