Skocz do zawartości
Nerwica.com

alicja_z_krainy_czarów

Użytkownik
  • Postów

    723
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

2 obserwujących

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia alicja_z_krainy_czarów

  1. Ech ja też Wam powiem, że się ostatnio gorzej czuję, drapie mnie w gardle, kaszel, oczywiście myśli nowotworowe na tapet - rak płuc, krtani, tchawicy, przełyku i tym podobne. Szczególnie że byłam osłabiona ostatnimi czasy. Już nie mam do tego siły, też chcę zmienić pracę, bo obecna mnie wykańcza (chciałabym pracować zdalnie).
  2. Masz oczywiście rację co do tego życia w hipochondrii - w zasadzie jest się zdrowym i nawet jeśli kiedyś naprawdę zachorujemy, to czy te momenty, kiedy byliśmy zdrowi, a zachowywaliśmy się jak chorzy nie będą czymś, czego żałujemy? Ja już teraz żałuję lat spędzonych na lęku wolnopłynącym, na tym, że zawsze jestem skupiona na swoim ciele i trudno mi się tak po prostu cieszyć, wyluzować. Wiem, że to też jakaś forma ucieczki od rzeczywistości, to skupianie się na chorobach. Z kolei w poprzednim roku zdecydowałam się na terapię, nadal ją kontynuuję i to poznawczo-behawioralną, ale niestety w dużej mierze kilkanaście spotkań opierało się na wałkowaniu przeszłości - myślałam, że tak byłoby na terapii psychodynamicznej - i osobiście nie widzę w tym wszystkim sensu, te spotkania i uzewnętrznianie się nie dają mi żadnej ulgi ani niczego. Mówię, jak się czuję i nic z tego absolutnie nie wynika. Mnie chyba ogólnie przeraża nieistnienie, chciałabym bardzo wierzyć w życie po śmierci, że coś nas czeka. Po prostu sam fakt, że moje życie i moich bliskich się skończy napawa mnie bezsensem. Wiem, że myślami nic tutaj nie zdziałam, nie zmienię tego, że kiedyś umrę, ale trudno mi się nadal z tym pogodzić, że człowiek jest obdarzony taką świadomością, a jednocześnie życie ludzkie nie znaczy nic. Choć mam czasami takie myśli, że co z tego, że umrę, skoro teraz tak naprawdę nie żyję. Nie mam dzieci, ale gdybym miała, to wydaje mi się, że takie sprawy warto załatwić tak na wszelki wypadek i tyle. Byłam ostatnio nie tyle świadkiem śmierci młodej osoby, co po prostu gdzieś tam w moim bliskim otoczeniu ta osoba zmarła w młodym wieku i chyba mogę napisać tyle, że wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Czasami jestem zupełnie przekonana, że cierpię na śmiertelną chorobę i to jest dla mnie tak realne, jakby się działo naprawdę, ale przy diagnozie nie wiem, co bym zrobiła. Wydaje mi się, że wtedy spędzenie ostatnich chwil z bliskimi jest kluczowe, ale powiem ogólnie - nie wiem, co bym zrobiła.
  3. Nie da się tak naprawdę "oficjalnie" zdiagnozować nerwicy, bo można ją zdiagnozować na podstawie tego, że za Twoim obecnym stanem nie odpowiadają żadne fizyczne niedogodności, jesteś przewrażliwiony na punkcie własnego zdrowia, wsłu/cenzura/esz się w swój organizm i wyolbrzymiasz wszelakie objawy. Także na pewno to jest nerwica, psychiatra nie wyciągnie magicznego urządzenia i nie stwierdzi na tej podstawie "o to, nerwica". Oczywiście nerwica nie wyklucza chorób fizycznych, ale nic, co opisujesz, nie wskazuje na SLA.
  4. Jak doszłaś do tego podejścia, jakie masz? Dzięki terapii czy własnej pracy? Naprawdę Twoje podejście jest godne podziwu, szczególnie u osoby, które miała hipochondrię. Jeśli chodzi o bóle brzucha, to też wydaje mi się, że większość osób w tym wątku - podobnie jak ja - jest wyczulonych na najmniejszą oznakę bólu z organizmu, nawet jeśli jest to ból o bardzo lekkim natężeniu. A tymczasem jednak jak coś poważnie boli, boli nas głównie po jedzeniu itd., to wówczas da się to mimo wszystko odróżnić i wtedy nie ma co dawać się zbywać lekarzom.
  5. Sama sobie średnio radzę z nerwicą, ale spójrz obiektywnie, ile badań przeszedłeś i wszystko było w porządku - to, co piszesz o swoich odczuciach mięśniowych, to słowo klucz "wydaje mi się". Mnie się dużo rzeczy wydaje, a później okazuje się na badaniach, że źle mi się wydawało. Gdybyś miał SLA, to uwierz mi, nie przegapiłbyś tego i nie objawiałoby się to w taki sposób, że masz czegoś wrażenie, ale miałbyś poważne i postępujące problemy z poruszaniem kończynami. Poczekaj na wizytę u psychiatry.
  6. Piję ogólnie sporo wody - z trzy litry dziennie - i robiłam to nawet przed braniem Nexpramu, ale ta suchość jest dla mnie uciążliwa - napędza natrętne przełykanie śliny i hipochondrię. No nic, na następnej wizycie to zgłoszę; ogólnie na początku Nexpram działał na mnie dobrze, ale najlepiej przez pierwsze dwa tygodnie. Później było umiarkowanie, bo nie było lęków, ale za to senność. Obecnie lęki wróciły z mniejszym natężeniem - terapia średnio mi pomaga, miałam bardzo stresującą sytuację w życiu - spadło mi libido, pojawiła się anhedonia, do wielu rzeczy się zmuszam, bo najchętniej nadal bym spała (chociaż taka prawdziwa senność senność jest mniejsza, na początku mogłam przespać z 12 godzin).
  7. Czy ktoś po esci miał okropną suchość w ustach? Oczywiście mam zamiar zgłosić ten objaw lekarzowi na kontroli, ale biorę jakoś esci od czerwca tamtego roku i obecnie zauważyłam taką suchość w gardle od paru tygodni. Jest to bardzo uciążliwe.
  8. O idealnie opisałaś to, co mnie trapi - może bez węzłów, bo nawet nie umiem ich znaleźć - przełykam ślinę i momentalnie gardło wysuszone, obrzęk. Jeszcze ostatnio zauważyłam, że czasami coś mówię i nagle jakby mi brakowało oddechu, tak się "zapowietrzam". Nawet nie mam siły sobie ostatnio chorób szukać, chciałabym, żeby mi objawy po prostu minęły - ale wiem, że to tak nie działa.
  9. Skoro się badałaś w listopadzie, to nie tak dawno temu. Ja już miałam morfologię ponad rok temu i zbieram się, żeby iść. Ja mam tak samo jak Ty, nawet z fajkami, mam zrywy, że rzucam, później znowu palę, potrafię całą noc myśleć, że na pewno mam już od tego raka. Po prostu nonsens. I strach przed badaniami - ja bym wolała - wiem, że każdy z nas na jednym wózku jeździ i hipochondria jest okropna, nerwica tak samo, nie da się tego wartościować - ale wolałabym przesadzać z badaniami niż ich się tak panicznie bać. Po prostu ja potrafię cały tydzień przeżywać, że na badania mam iść medycyny pracy, prawie mdleć, ostatnio przed badaniem USG piersi to prawie nie zemdlałam przed gabinetem. Straszne to jest. Ja kaszlu nie mam strasznego, ale czasami mam rano, to może być po prostu od suchego powietrza; kiedyś dawno temu miałam dwugodzinny kaszel bodajże po tym, jak byłam w pomieszczeniu praktycznie bez tlenu. Ale też chciałabym zrobić RTG płuc, ale mnie to badanie tak przeraża, że nie wiem, jakbym sobie poradziła z oczekiwaniem na wyniki; z drugiej strony gdybym się przebadała i było wszystko ok, to może by mi było łatwiej raz na zawsze rzucić ten syf, jakim są fajki. Dokładnie masz rację, że zaglądanie tutaj, upewnianie się 'Czy też tak macie" itd. nic dobrego nie daje. Mnie terapeutka wprost odradziła korzystanie z forum, ale czasami to jedyne, co mi pomaga choć poczuć się "normalnie", że nie jestem jedyną osobą na świecie, która ma takie problemy i tak sobie "wymyśla". Mamy szansę na leczenie i ja wiem, że obiektywnie to jest nonsensowne, jak można się bać chodzić do lekarza. Ale niestety można. I nie tylko zwalałabym to na pacjentów, bo niestety nie każdy ma pieniądze na badania - ja olewam ze strachu najczęściej, ale naprawdę są ludzie, którzy mają utrudniony dostęp do badań i nie stać ich na skorzystanie z wizyty np. prywatnej u endokrynologa. Ja byłam prywatnie na USG tarczycy, wydałam wtedy te trzysta złotych, ale na NFZ ile bym czekała - pewnie kilka lat.
  10. To mam to samo co Wy jedynie nie widzę powiększonych węzłów, ja nawet nie umiem ich wymacać, ale ciągle mnie coś w tym gardle drapie. Ech jak zwykle bardzo mądry post i oczywiście masz rację, ostatnio terapeutka też mi powiedziała parę rzeczy, z którymi mogę powiedzieć "zgadzam się", ale zastanawia mnie to, jak się z tym pogodzić i nie popaść w kompletną depresję. Bo jak nawet nie ataki paniki i nerwica, to przychodzi u mnie takie smutne pogodzenie się z tym wszystkim i wtedy popadam też w jakąś anhedonię. Tak samo nie mam pojęcia, jak walczyć z tym napięciem w ciele, tą nadpobudliwością motoryczną.
  11. Ech pewnie macie rację, na razie mam inne rzeczy na głowie, ale jak to się skończy, to rozważam lekarza, ale też pamiętam, jak byłam u laryngologa z trzy lata temu z paniką, wtedy chodziło o to, że mam przerośnięte migdały (od zawsze, ale tego pięknego dnia stwierdziłam, że to nowotwór) i potraktował mnie co najmniej protekcjonalnie. Teraz tak samo - pójdę i powiem, że dziwnie przełykam ślinę, to nie wiem, czy mnie znowu nie wezmą za rozhisteryzowaną wariatkę, do tego oczywiście boję się diagnozy i koło się zamyka. Leki mi pomagają na ataki paniki, nie mam ich w ogóle, ale na myślenie mi nie pomagają; zastanawiam się też, czy ta suchość w gardle to nie od leków. Terapia też niestety nie, a chodzę na nią pół roku. Ostatnio jeszcze trafiam na historie, że ktoś dostał raka z dnia na dzień (narządów rodnych) - piszę tutaj o działaczce Joannie Głuszek, bardzo poruszająca historia i bardzo jej współczuję. Zresztą znajoma mojej rodziny - ale starsza - też doświadczyła tego samego. Ostatnio ciągle trafiam na takie newsy. Do tego nadal palę - muszę rzucić - a z drugiej strony myślę sobie, że wszyscy chorują na raka, tyle palę, to już za późno. Bezsensowne, chore myślenie - już podejrzewam, że moje otoczenie ma mnie dosyć. Do osób chodzących na terapię - czy terapia Wam pomogła? Jeśli tak, to po jakim czasie?
  12. Tak, mam to teraz cały czas. Obsesyjnie przełykam ślinę i czuję się, jakbym miała coś w środku, a jednocześnie bez problemu przełykam jedzenie i płyny. Czuję suchość w gardle. Myślę już o raku krtani albo gardła. Niestety, mam obecnie gorszy czas.
  13. @minou dzięki za cenne informacje i powiem, że z tym opisem utożsamiam się aż za bardzo. Podobnie jak Ty w życiu codziennym zawsze byłam roztrzepana i słyszałam "ogarnij się". Spacery do kuchni i wrócenie bez tego, po co poszłam, chowanie pilota do lodówki, zostawienie klucza w drzwiach czy portfela na ławce, ciągłe kontrolowanie "czy na pewno wszystko wzięłam", mylenie terminów to coś, co znam aż nazbyt dobrze. Tak samo również nadpobudliwość małej motoryki - obgryzanie paznokci, ruszanie rękami, ruszanie nogą, obgryzanie ołówków, długopisów itd. to coś, co robię od zawsze. Twój posty uświadomił mi, że powinnam iść się zdiagnozować w tym kierunku, a nawet nigdy bym o tym nie pomyślała - bo, tak jak piszesz, utożsamiałam ADHD z chłopcami biegającymi od ściany do ściany. Również odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę, ale wówczas wkręcenie się maksymalnie w zadanie, bez zwracania uwagi na bodźce zewnętrzne towarzyszy mi od zawsze. Szkoda tylko że w Polsce - może w sumie nie tylko w Polsce - nadal diagnozowanie ADHD u osób dorosłych nie jest takie częste, ale widzę kilku specjalistów w moim mieście. Choć myślę, że moja obecna terapeutka nie zna się na tym i będę musiała ją prawdopodobnie zmienić. Bardzo się cieszę - bez ironii zupełnie - że w Twoim otoczeniu są same dobre doświadczenia w tym obszarze. Mam nadzieję, że jeśli kiedykolwiek - odpukać - mnie bądź moją rodzinę spotka choroba, to będę mieć takie doświadczenia. Niestety, w moim otoczeniu te doświadczenia nie były dobre - może dużo tutaj robi miejsce zamieszkania. Późne wyniki badań, brak pomocy, nieprawidłowa diagnoza, nieprzedstawienie wszystkich opcji leczenia, brak wsparcia, grubiańskie podejście to coś, z czym znajome mi osoby niestety się zetknęły. Jak @minou pisała o Danii - jak dobrze kojarzę? - i o tym, jak się leczy tam nowotwory, to byłam pod wielkim wrażeniem, że tam tak to wygląda. U nas może u niektórych wygląda to dobrze, bo nie chcę uogólniać, ale niestety są przypadki, że to przebiega nie tak, jak powinno.
  14. Dziękuję za odpowiedź, trochę się z Twoją historią utożsamiam; mam podobnie ze zmęczeniem, nakręcaniem się na jakiś temat, ludzie często mi mówili w sposób potoczny, że chyba mam "ADHD". Nie przyszłoby mi to do głowy, bo tak naprawdę przez całe dzieciństwo dobrze się uczyłam, nie miałam raczej kłopotów z zapamiętywaniem, ale jednocześnie od zawsze byłam bardzo roztrzepana, bujałam w obłokach, cierpiałam na niepokój psychoruchowy itd. Umiałam też wysiedzieć na lekcji np., tylko zmieniam często pozycję, telepię nogą. Z roku na rok widzę u siebie tego coraz więcej. Tylko średnio w sumie chciałabym brać lekarstwa, wolałabym terapie, ale obecna terapia mi nawet nie pomaga. Jako że nakręcamy się sami na tym forum, to jak powiedziałam, nie opiszę tych dwóch historii ze swojego otoczenia, ale to nie były przypadki, że te osoby się nie badały; to były przypadki błędu lekarskiego. Te osoby więcej się badały niż przeciętny człowiek, którego znam, to po prostu były przypadki jak na loterii. Życie nie jest zawsze proste i sprawiedliwe. Choć tak, uważam, że sporo racji masz - wielu ludzi zaniedbuje. Sama do nich należę, bo panicznie się boję badań (choć w epizodzie hipochondrycznym trochę ich zrobiłam). Ponadto, niestety leczenie nowotworów w Polsce jest tragedią - znam kilka relacji bezpośrednich, słuchałam też ostatnio podcastu na ten temat. Nie ma wsparcia psychologicznego, nikt Ci nie mówi, co masz zrobić, gdzie się udać, trzeba mieć ogromną siłę walki. Nie wspomnę o wsparciu finansowym, bo go po prostu nie ma.
  15. @minou zawsze z zainteresowaniem czytałam Twoje posty, masz bardzo rozsądne podejście do nerwicy i ogólnie wydajesz się bardzo mądrą osobą. Gdzieś mi mignęło, że otrzymałaś diagnozę ADHD. Zaczęłam ostatnio się nad tym zastanawiać - wcześniej nawet nie sądziłam, że można to stwierdzić u osób dorosłych. Nie pytam się nerwicowo o objawy, bo wiadomo że diagnozę wykonam w razie czego u specjalisty, ale mogłabyś przybliżyć, jak u Ciebie przebiegała droga do tej diagnozy, na jakiej podstawie to stwierdzono? Zauważyłam u siebie prokastynację, niepokój psychoruchowy (trudno mi wysiedzieć w jednym miejscu), problemy z uwagą - łatwe rozproszenie, dużą niecierpliwość, problemy z motywacją do codziennych czynności i tak ostatnio czytałam o ADHD i zastanawiam się, czy u mnie to też "tylko" nerwica. To, że się nie wypowiadałam, nie oznacza niestety, że u mnie dużo lepiej. Biorę leki z grupy SSRI i ataków paniki mam mniej; bardzo doraźnie benzo (Xanax 0,25, biorę maksymalnie raz w tygodniu). Ale co - nadal o chorobach czasami myślę, po lekach odczuwam lekką anhedonię. Niestety, odnoszę wrażenie, że psychoterapia absolutnie nic mi nie daje. Chodzę na nią od lipca. Na razie omawiamy w sumie moje życie - nadal. Mam na pewno problemy z regulowaniem swoich emocji, natomiast poza tym, że ten fakt został stwierdzony, to nic poza tym. Zastanawiam się, jak ta praca na terapii powinna wyglądać, wiem, że nikt za mnie niczego nie zrobi, ale te spotkania mnie stresują i kolejny czynnik stresogenny jest w moim życiu. Byłam u fizjoterapeuty i też odnoszę wrażenie, że mam problemy z tym odcinkiem szyjnym, ale ogólnie nic nie stwierdzono niepokojącego. Ciągle odkładam badania, muszę w końcu wykonać sobie morfologię, iść do ginekologa, na USG piersi kontrolne to bodajże w maju. Męczę się z nerwowym przełykaniem śliny. Odnoszę wrażenie, jakby coś tam było, ale bez problemu jem czy piję. Jakieś tam bóle raz mam, raz nie mam. Dzisiaj otrzymałam bardzo druzgocącą wiadomość; nie będę zdradzać szczegółów i proszę, żeby nie pytać, szczególnie o objawy, bo to miód na hipochondrię, ale pomyślałam sobie ponownie, jakie życie jest ulotne i kruche. Ciężko sobie z takimi sytuacjami poradzić i chyba się po prostu nie da. Już któryś przypadek, że ktoś dostaje diagnozę nowotworu i po krótkim czasie go nie ma.
×