Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

Ponieważ ani wierzę w psychoterapię ani mam z nią pozytywne skojarzenia*...

 

"mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka :bezradny: Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości"

 

M_n- czy to znaczy, że chciałabyś/oczekiwałabyś, aby terapeuta był dla Ciebie bliską osobą? Ja bym się bał takiego układu, ale to moje prywatne zdanie. Terapeuta ma być, wg mnie, chłodnym obserwatorem, moderatorem, komentatorem, który w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie prowadzi lub udaje, że prowadzi. Obawiam się, że przy układzie "bliski terapeuta" zbyt szybko pojawił by się fałsz, złudne nadzieje i oczekiwania, nierówne relacje ze poczuciem odrzucenia na końcu. To jest "lekarz", a nie przyjaciel czy przytulanka.

 

* taka kwadratura koła, oparta na doświadczeniu. Kiepskie nastawienie już od początku terapeutę stawiają na przegranej pozycji. A w momencie, gdy miesiąc kosztuje dobrych parę stów, a o pierwszych efektach ani widu ani słychu, niechęć się pogłębia. A im większa niechęć, tym mniejsza wiara w końcowy sukces... a im mniejsza wiara...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezus, też mam takie myśli, ale stwierdziłam, że mi nie ubędzie, jak będę lubić kogoś kto jest ważniejszy dla mnie niż ja dla niego. Wiem, że to nie jest to samo, co relacje poza terapią i nie zamierzam o tym zapominać. Jak się skończy terapia, to będzie mi smutno, ale od tego się nie umiera i po jakimś czasie przechodzi. W sumie nie mam powodu czuć się odrzucona, jeśli takie są reguły, a nie jakieś widzimisię. Takie są założenia, a co wyjdzie w praktyce, to się dopiero okaże:) No i może takie myślenie też jest chore. Już uważam za efekt uboczny psychoterapii to, że zbyt często się zastanawiam, czy to co robie i myślę jest normalne :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem (nie)przyjemność spotkać w swoich problemach kilku terapeutów (?)..

Każdy z polecenia, każdy w ładnymi kolorowymi dyplomami na ścianach, każdy słono ceniący swój czas.

 

Pierwsza, dobrych dwadzieścia lat temu, właścicielka potężnej "fabryki" więcej czasu poświęcała na personel i sprawy administracyjne swojego przybytku. Po kilku spotkaniach dałem sobie spokój- później miała sprawę, za wystawianie lipnych papierów :twisted:

 

Druga- kilka lat temu zrobiła dość głupią rzecz, która jak się poniewczasie dowiedziałem jest od strony zasad nie do przyjęcia. Wiedziałem, że jednocześnie spotyka się z moją żoną, która po śmierci ojca nie mogła się pozbierać. Tyle, że wyszedł z tego groch z kapustą, gdzie nie bardzo było wiadomo z kim-o czym- dlaczego rozmawia. Ja przychodziłem z moimi problemami, aby przegadać całą sesję o dołach mojej żony. I dla odmiany- nader często miast rozmawiać o traumie mojej żony, rozmawiały o moich lękach. Nic mądrego z tego nie wyszło- zwłaszcza, że odkąd zaciągnęła kredyt hipoteczny, nie mogliśmy się opędzić od propozycji kolejnych terminów spotkać- najlepiej codziennie...

 

Trzecia- ja wiem, z dokładnością 99 % na czym polega mój podstawowy problem. A przy spotkaniach z tą terapeutką, przez kilka miesięcy przerabialiśmy dzieciństwo i okres nastoletni. Gdzie co prawda jest początek moich problemów, ale uznałem, że zanim ogarniemy następne dekady i ewentualnie do czegoś zaczniemy dochodzić, będę musiał kredyt wziąść :why: Jeśli dobrze pamiętam, tydzień w tydzień 180 zł/godzina. Poddałem się...

 

Czwarta, która miała plan. Rozpisany niemal co do każdego uderzenia serca i oddechu. Plany, tabelki, cele, metody- nie było istotne, z czym na bieżąco przychodzę, ważniejsze było, czy "zadanie domowe" wykonałem. Miałem napisać "wypracowanie", to tematem spotkania było wypracowanie- całkowicie nie miało znaczenia, czy jest coś ważniejszego do omówienia. A, że dodatkowo był standardowo problem z zaparkowaniem samochodu, to... podziękowałem.

 

Moja lek. psychiatra, do której od wielkiego dzwonu chodzę, sama przyznała, że ja w najmniejszym nawet stopniu nie jestem klientem na psychoterapię. I w sumie sama proponuje mi tabletki, widząc że w taki syf wierzę- szkoda, że jeszcze na działające w sposób porządny nie trafiliśmy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ ani wierzę w psychoterapię ani mam z nią pozytywne skojarzenia*...

 

"mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka :bezradny: Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości"

 

M_n- czy to znaczy, że chciałabyś/oczekiwałabyś, aby terapeuta był dla Ciebie bliską osobą? Ja bym się bał takiego układu, ale to moje prywatne zdanie. Terapeuta ma być, wg mnie, chłodnym obserwatorem, moderatorem, komentatorem, który w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie prowadzi lub udaje, że prowadzi. Obawiam się, że przy układzie "bliski terapeuta" zbyt szybko pojawił by się fałsz, złudne nadzieje i oczekiwania, nierówne relacje ze poczuciem odrzucenia na końcu. To jest "lekarz", a nie przyjaciel czy przytulanka.

 

* taka kwadratura koła, oparta na doświadczeniu. Kiepskie nastawienie już od początku terapeutę stawiają na przegranej pozycji. A w momencie, gdy miesiąc kosztuje dobrych parę stów, a o pierwszych efektach ani widu ani słychu, niechęć się pogłębia. A im większa niechęć, tym mniejsza wiara w końcowy sukces... a im mniejsza wiara...

 

Mezus... taka moja sugestia i przemyślenie sprawy...

 

Osoba, która trafia na terapię ma swoje oczekiwania, każda osoba inne. Jeśli akurat, w danym etapie życia brakuje komuś tej bliskiej osoby... pacjent ma takie oczekiwaniawzględem terapeuty. W wielu przypadkach, żeby nie napisać, że w każdym... pacjenci traktują terapeutów na zasadzie przeniesienia, nieświadomie jak matkę, ojca, inną osobę bliską.

Dopiero w końcowym etapie psychoterapii, po wielu miesiącach pacjent może traktować terapeutę jak specjalistę. Chociaż tak jak napisałam wcześniej... nie zawsze tak jest. Nie jest to ani źle, ani dobrze. Na podstawie takich przeniesień terapeuta zyskuje wiele cennych informacji o pacjencie, wtedy wie, gdzie tkwi problem. Temat rzeka :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, czy uważasz, że w relacji terapeutycznej pomiędzy pacjentem a terapeutą wszelkie pojawiające się uczucia są tylko kwestią przeniesienia?

Mnie wydaje się, że w krótkoterminowej pewnie tak jest, ale kiedy spotykamy się z terapeutą długo, to moim zdaniem pojawia się autentyczne przywiązanie i poczucie bliskości, które wynika ze spotkania z drugim człowiekiem. Moja T często używa słowa bliskość i nie wydaje mi się, aby miało ono oznaczać przeniesienie. Wydaje mi się, i terapeuci też często o tym mówią, że te autentyczne uczucia pojawiają się z czasem także u nich w stosunku do pacjenta, bo oni tez są ludźmi, też czują. Zatem przeniesienie jest, owszem, ale nie wyklucza chyba prawdziwej sympatii, przywiązania, bliskości pomiędzy pacjentem i terapeutą? Ale może się mylę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra w stopniu dr, pełniący kilka lat funkcję ordynatora oddziału psychiatrycznego powiedział mi, że psychoterapeuta to nic innego jak mentalna dziwka. Wg mnie psychoterapia działa tak samo jak normalna rozmowa między ludźmi. Można rozładować stres, negatywny ładunek emocjonalny, pozytywnie się podkręcić. To może w jakimś stopniu prowadzić do poprawy samopoczucia. Reszta to pseudonaukowe wywody nie mające poparcia w żadnych dowodach czy badaniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Półtora roku, dwie terapeutki, dwa nurty i ciągle tylko gadam o dzieciństwie a nie usłyszałam co mam zrobić, żeby uporać się ze swoimi lękami, napięciem, stresem, stanami depresyjnymi itp. I na dodatek jak przyciskam terapeutkę, to ona tylko gada, że nie może mi udzielać rad. A przecież ja jej nie pytam o to czy mam wziąć kredyt, gdzie iść do pracy ani na jaki kolor pomalować mieszkanie tylko o radzenie sobie ze swoimi uczuciami, emocjami i myślami. Kto ma mi w tym pomóc jak nie ona?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KoratAle nie rozumiem takiego postępowania terapeutów, choć mi to tłumaczono, że "czynnikiem leczącym jest oddziaływanie grupy", dlatego terapeuci ingerują jak najmniej w to, co się dzieje.

To może niech chorzy sami się gromadzą w takie grupy, przynajmniej nie będzie trzeba płacić takim terapeutom za nicnierobienie.

Żałosne, co ma w ogóle dać pogadanka chorych osób w kółeczku. Każdy pokwęka co mu dolega i rozejdą się w swoją stronę. To tak samo jak w poczekalni u lekarza.

Heh dobry pomysł, może spotkajmy się gdzieś przy piwku popłaczmy i będzie git.

A tak btw "będzie lepiej" czy to nie ty jesteś założycielką tego tematu pt "Jakie suple żrecie i jak się czujecie". Dawno mnie tu nie było, nick kojarzę ale avek chyba nowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem dobrym przykładem nieskuteczności terapii. Chodziłem 3 lata i efekty są niewielkie. Moje główne problemy, czyli natręctwa, fobia społeczna i zaburzenia osobowości nie zostały rozwiązane. Według mojej byłej już terapeutki wielkich efektów nie należy oczekiwać od psychoterapii. Można tylko trochę usprawnić moje funkcjonowanie. Wcześniej myślałem, iż poprzednie terapie były nieskuteczne, gdyż były za krótkie. Najdłuższa z nich trwała rok, łącznie uczestniczyłem w 4 psychoterapiach. Trochę straciłem wiarę w skuteczność terapii. Może nurt mi nie podpasował (dwie pierwsze były psychodynamiczne, dwie kolejne humanistyczne)? Może terapia grupowa by coś więcej dała?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Malarz cieni, mam bardzo podobne wrażenia po paru latach psychodynamicznej (druga terapia) i też myślę, że grupowa i żywszy kontakt z ludźmi dałyby więcej efektów. O ile wiem, to w terapii lecznicza jest więź z terapeut(k)ą. Jak sądzicie, ile czasu trzeba poświęcić na jej tworzenie, a kiedy lepiej stwierdzić, że nie warto takiej terapii ciągnąć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam raz na psychoterapii i nigdy więcej. Kiedy z niej wyszłam czułam się jeszcze gorzej, cały czas płakałam i czułam się "zdeptana przez buta psychoterapeutki". Przez całą rozmowę miałam wrażenie, że ta kobieta uważa mnie za dziwadło. Kiedy rozmawiałam o uczuciach (nawet tych pozytywnych) czułam, że traktuje je niepoważnie. Może źle trafiłam, ale na pewno nie zdecyduję się pójść już do psychoterapeutki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zle trafilas-zdecydowanie.

szkoda ze to cie zniecheca do terapii, moze sprobuj jeszcze raz, poszukaj kogos z dobrymi opiniami.

 

ja trafilam b.dobrze.polecam terapie.ale w jej trakcie tez czesto plakalam, rozpacz, dno nawet mysli s.

ale to sa etapy ktore trzeba przejsc zeby bylo lepiej.i jest lepiej-tyle rzeczy sie u mnie zmienilo i nastawienie

przede wszystkim :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zlasu, jak długo chodzisz na terapię? Ja w zeszłym tygodniu rozpocząłem grupową i powiem Ci, że bardzo ciężko jest.

Ok. 4 lata. Widzę postępy, choć czasem mam wrażenie, że np. w temacie budowania relacji, nad czym ostatnio mocniej pracuję, utknąłem w jakimś punkcie, gdzie mi ta terapia więcej nie pomoże, a sam sobie nie poradzę. O grupowej myślę, bo może być okazją do przyjrzenia się brakowi ochoty do bycia w centrum uwagi:) A jak tam Twoje wrażenia z grupowej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zlasu, to bardzo długo już chodzisz. Moje wrażenia są takie, że chodzenie na grupę kosztuje mnie sporo nerwów. Mam problem z mówieniem przed grupą i jestem jedną z tych osób, która najmniej się odzywa. Na razie za 2 mną 2 sesje i jest to dopiero taki wstęp. Moja była terapeutka mówiła, że na pewne rzeczy ciężko będzie u mnie indywidualną pomóc, że być może grupowa będzie bardziej przydatna. W Twoim przypadku może być podobnie. Pytałeś terapeutę o tą formę pomocy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Malarz cieni To Twój pierwszy kontakt z grupową terapią?

Pytałem, mówiła że indywidualna lepiej działa przy pracy nad budowaniem więzi. Kiedyś dawno temu chodziłem też na grupową i miałem podobnie jak Ty, że publiczne gadanie było cholernie trudne i z reguły siedziałem cicho. Na początku roku byłem na paru warsztatach prowadzonych z grupką (przez zupełnie innego terapeutę) i widzę, że się trochę zmieniło. Z tej ekipy może będzie jakaś obsada na grupę terapeutyczną, więc ten temat za mną teraz łazi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zlasu, to bardzo długo już chodzisz. Moje wrażenia są takie, że chodzenie na grupę kosztuje mnie sporo nerwów. Mam problem z mówieniem przed grupą i jestem jedną z tych osób, która najmniej się odzywa. Na razie za 2 mną 2 sesje i jest to dopiero taki wstęp. Moja była terapeutka mówiła, że na pewne rzeczy ciężko będzie u mnie indywidualną pomóc, że być może grupowa będzie bardziej przydatna. W Twoim przypadku może być podobnie. Pytałeś terapeutę o tą formę pomocy?

 

Hej! :D Widzisz jedziemy na tym samym wózku:). To jest moja pierwsza terapia grupowa i ogólnie pierwsza terapia w życiu;). Moje wrażenia są/były super, bo kontakt z fajnymi ludźmi, na przerwach można sobie porozmawiać o pierdołach i się pośmiać. Dopóki nie musiałam na sesji wczoraj wypowiedzieć się o sobie i jak minął mój tydzień. Dodam, że swojej sesji jeszcze nie miałam. Dopiero za 2 tygodnie;). I co się ze mną działo? Osoba po której ja miałam odezwać gębę, zaczęła podsumowywać swój tydzień, na luzie, na spokojnie. A ja wiedząc, że za chwilę będę musiała przy grupie (przy której na przerwach czuje się super i na luzie) mówić, a tym bardziej przy terapeutach, poczułam gorąc na twarzy , ręce zaczęły mi drzeć i się pocić, w głowie total pustka, a w tle głupi śmiech, że kobieta przede mną opowiadała o poważnych sprawach związanych ze swoim zdrowiem i chorą tarczycą, a wyglądało to tak, że się z tego śmieje ;) . I co? Moje podsumowanie wyglądało tak, że śmiejąc się mało co powiedziałam, bo czułam spojrzenia wszystkich na sobie i nie mogłam wyluzować, powiedziałam coś szybko , krótko i podziękowałam, aby kolejna osoba mogła mówić. Wiem, że terapeuci widzieli moją somatykę na bank, bo jak sobie siedzą wyprostowani, to zaczęli się nachylać prawie że nade mną :P

 

Malarz cieni napisz jak Ty się czułeś podczas swoich dwóch sesji i czy miałeś problem z tym, że musisz się odezwać w grupie? Bo wspomniałeś, że masz fobie społeczną.

I pytanie do Was czy moje zachowanie może świadczyć o fobii społecznej czy to lęk przed wystąpieniami publicznymi? Bo jak by terapeuci wyszli z sali, to z tymi ludźmi nawet mogłabym imprezę przysłowiowo zrobić;) .

Ja nie wiem jak sobie poradzę na swojej sesji, którą będę miała za 2 tygodnie :mrgreen: To mnie paraliżuje, a nie chciałabym zrezygnować z terapii przez coś takiego. Poza tym, jeśli będę się bała odzywać na sesjach, to nic z terapii nie wyniosę i nie pomoże mi.

Czy ktoś miał podobny problem i jeśli tak to jak sobie z tym radziliście? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I pytanie do Was czy moje zachowanie może świadczyć o fobii społecznej czy to lęk przed wystąpieniami publicznymi? Bo jak by terapeuci wyszli z sali, to z tymi ludźmi nawet mogłabym imprezę przysłowiowo zrobić;) .

Jeżeli przyczyną tych reakcji są terapeuci a nie sama grupa, to ja bym w tym widział raczej jakiś lęk przed kimś u władzy, autorytetem, szefem, rodzicem. Tak w ogóle to wy na grupie możecie tak swobodnie wygłupiać się na przerwach? Jak ja na grupową chodziłem to terapeuci walczyli z tym jak mogli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje wrażenia są/były super, bo kontakt z fajnymi ludźmi, na przerwach można sobie porozmawiać o pierdołach i się pośmiać.

Ja w ogóle nie rozmawiam z nikim przed terapią i wcale nie uważam uczestników za ciekawych, może z 3 osoby na 9 darzą niewielką sympatią. Oni natomiast przed i po terapii sobie gadają jakby się znali bardzo długo, ja mam problem z rozmową nawet w sytuacji mniej oficjalnej niż sesja.

 

A ja wiedząc, że za chwilę będę musiała przy grupie (przy której na przerwach czuje się super i na luzie) mówić, a tym bardziej przy terapeutach, poczułam gorąc na twarzy , ręce zaczęły mi drzeć i się pocić, w głowie total pustka, a w tle głupi śmiech, że kobieta przede mną opowiadała o poważnych sprawach związanych ze swoim zdrowiem i chorą tarczycą, a wyglądało to tak, że się z tego śmieje ;) . I co? Moje podsumowanie wyglądało tak, że śmiejąc się mało co powiedziałam, bo czułam spojrzenia wszystkich na sobie i nie mogłam wyluzować, powiedziałam coś szybko , krótko i podziękowałam, aby kolejna osoba mogła mówić. Wiem, że terapeuci widzieli moją somatykę na bank, bo jak sobie siedzą wyprostowani, to zaczęli się nachylać prawie że nade mną :P

Ja nie mam takich objawów somatycznych, u mnie jest tylko i aż duże zdenerwowanie. Najgorzej jest przed wypowiedzią, często wychodzi, że mówię na końcu i jak wiem, iż moja kolej ma nadejść, to zaczyna się paraliż. W trakcie mówienie nie jest tak źle, ale słychać, że jednak wypowiadanie się sprawia mi trudność.

 

Malarz cieni napisz jak Ty się czułeś podczas swoich dwóch sesji i czy miałeś problem z tym, że musisz się odezwać w grupie? Bo wspomniałeś, że masz fobie społeczną.

Tak jak pisałem wcześniej bardzo się denerwuję, najgorzej jest tuż przed samą sesją. Wtedy mam stan przedzawałowy, już 2-3 dni wcześniej zaczynam się stresować. Bez pytania odzywam się na grupie bardzo rzadko, mimo iż czasem chciałbym coś powiedzieć. Czuję się, jakby ktoś zasznurował mi usta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam raz na psychoterapii i nigdy więcej. Kiedy z niej wyszłam czułam się jeszcze gorzej, cały czas płakałam i czułam się "zdeptana przez buta psychoterapeutki". Przez całą rozmowę miałam wrażenie, że ta kobieta uważa mnie za dziwadło. Kiedy rozmawiałam o uczuciach (nawet tych pozytywnych) czułam, że traktuje je niepoważnie. Może źle trafiłam, ale na pewno nie zdecyduję się pójść już do psychoterapeutki.

Raz tzn. na jednej sesji tylko?

 

Wizyty u terapeuty to nie wizyty u cioci Halinki na imieninach. To profesjonalna sesja, na której można wiele dowiedzieć się wraz z upływem czasu o sobie, o swoich "deficytach" na różnym polu. Potem wyciąga się wnioski i pracuje się nad sobą, żeby w przyszłości radzić sobie z problemami. trudnymi sytuacjami, relacjami etc.

 

Uważam, że pochopnie wyciągnęłaś wnioski. Z każdej sesji na początku wychodzi się z gorszym samopoczuciem, ale tylko po to, żeby przepracować to, co trudne. Czasami pracuje się nad sobą na takich sesjach parę lat. terapia w nurcie Psychodynamicznym, żeby mogła dać efekty, to trzeba na nią uczęszczać minimum 2 lata.

 

Po jednej sesji nie można niczego powiedzieć, a tym bardziej zwalić wszystkiego na terapeutę. To ty idziesz na sesję ze swojej własnej nieprzymuszonej woli bo chcesz nad sobą pracować. Jeśli jest inaczej, jesteś nieprzekonana do terapii... uwierz... nie ma to najmniejszego sensu.

Tak jak wcześniej napisałam... terapia to nie głaskanie po główce. to ciężka, mozolna praca nad sobą pod okiem terapeuty. Terapia to plac budowy... na początku jest na nim bałagan... wszystko porozrzucane, cegły, zaprawa murarska. Pod koniec budowy... widać już porządek... fundamenty-najważniejsza podwalina, później pierwsza, druga kondygnacja budynku... wszystko po to, żeby zbudować na placu budowy mocny, na mocnym gruncie stojący nowy dom. Tym domem masz być Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pół roku temu udało mi się załapać na NFZtowską terapię na rusznikarskiej, czekałam nie dłużej niż dwa tygodnie. Byłam na dwóch sesjach, na trzecią nie przyszłam, ponieważ miałam mały kryzys, zadzwoniłam dzień później – na moje miejsce kogoś już przyjęto, dadzą mi znać, gdy zwolni się miejsce ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem na dwóch sesjach narazie. Rozumiem, że to malutko i to nawet nie jest początek, ale jakoś nie bardzo wiem, jak ma mi pomóc ta forma leczenia. Nawet jeśli wywalę swoje problemy grupie, to co to da? A terapeuci prawie w ogóle się nie odzywają. Narazie jestem rozczarowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×