Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

badziak jesli widzisz, ze ktos sie smieje i wiesz dlaczego to robi to nie masz aleksytymii, pomimo tego, ze nie czujesz emocji. mowie tu tez o innych emocjach, ktore dana osoba przezywa.

Pytałam z ciekawości. Cierpię raczej na nadmiar uczuć negatywnych aniżeli ich brak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy uczucia mogą same wygasnąć? Kiedyś byłem pełen różnych uczuć: uwielbiałem - lubiłem - nie przepadałem - a wreszcie nienawidziłem. Od kilku lat obserwuję u siebie stopniowy zanik uczuć. Takie wyrównanie do poziomu uśrednionego, wyzerowanie, neutralizacja.

 

Co ciekawe, uczucia zanikają z tej dodatniej strony - najpierw zanikło to, co uwielbiałem. Bo na przykład kiedyś lubiłem muzykę. A od lat niczego nie słucham, bo mnie męczy, wolę ciszę, wyłączam po paru minutach. Jakiś czas temu kupiłem wypasiony komplet głośników. Dacie wiarę, że drugi rok leży nie wyjęty z pudełka? Nie chce mi się go podłączać, bo po co? Czego będę słuchał? Mam płyty kupione przed laty, jeszcze z rozpędu. Nowe płyty ulubionych wykonawców. Leżą do dziś w folijkach, nierozpakowane. Dalej: pasjonowała mnie fotografia. Skończyło się tym, że kupionym przed laty super sprzętem cykam incydentalne fotki jakimś pierdołom - kotki, kwiatki, zachód słońca nad morzem, jakieś kościoły czy cholera wie, co jeszcze. A potem i tak nie mam ochoty tych zdjęć oglądać, leżą gigabajty na dysku bez sensu. Tworzę kolejne foldery, ale wiem, że polecenie "wklej zdjęcia z karty" to moja ostatnia w nich wizyta. Rower stoi w pokoju, tylko miejsce zabiera. Od lat na niego nie wsiadłem. Kiedyś ciągnęło mnie do świata. Przed podróżowaniem w nieznane powstrzymywał mnie tylko brak pieniędzy. Potem zacząłem zarabiać, teraz mógłbym pojechać choćby do Chile. Ale mi się nie chce. Nie interesuje mnie, co tam jest. Pewnie ta sama nuda, tylko po ichniemu, na cholerę mam to oglądać? Jako młodziak zbierałem masę rzeczy - a to znaczki, a to minerały, a to cośtam. Teraz już chyba tylko butelki po dżinie, żeby potem zrobić w nich nalewki i uwalić się kiedyś, nieodmiennie licząc na to, że po pijaku zmieni mi się nastawienie do życia. Uwielbiałem gotować - nowe przepisy, przyprawy, egzotyczne smaki, eksperymentowanie, te rzeczy. Teraz mogę zjeść cokolwiek, byle nie śmierdziało, żeby nasycić głód i mieć spokój z obowiązkiem podtrzymania funkcji życiowych. Seks - to samo. Kiedyś - radość, zmysły, perwersja, wyuzdanie. Teraz - fizjologia, byle mieć z głowy.

 

Co bardzo kiedyś lubiłem, teraz zaledwie - co najwyżej - wywołuje delikatne uczucie pozytywne. Ale nie zawsze.

 

To, co lubiłem, właśnie pomału zanika. Robię wiele rzeczy, ale z rozpędu, z przyzwyczajenia. Właściwie to dają mi coraz mniej przyjemności. Hm, chyba właściwie w ogóle mi przyjemności nie dają. Jedna za drugą odchodzą czynności, które wykonywałem dlatego, że dawały mi przyjemność. Jeśli coś jeszcze robię, to albo z obowiązku (mycie się), albo z przyzwyczajenia (podlewanie kwiatków - pewnie kiedyś przestanie mi się chcieć i wszystkie wyzdychają).

 

W sumie optymalnie jest siedzieć na kanapie i oglądać durne filmy (telewizji jako takiej jeszcze nie oglądam, ale przypuszczam, że wszystko do czasu - przyjdzie moment, a zacznę śledzić popisy taneczne celebrytów). Albo drzemać. Albo włączyć komputer, udawać, że się pracuje albo czyta, i łupać w kolejnego pasjansa. Ostatni wynik (właśnie sprawdziłem) - 235 partii, 77 procent wygranych.

 

Za to uczucia negatywne trzymają się mocno. Czego nie lubiłem, nie lubię nadal, to się nie zmieniło. Czego nienawidziłem - tak samo. Tu hierarchia pozostaje niezmieniona. Do kategorii "nie lubię" i "nienawidzę" nie dochodzą nowe rzeczy, ale i stare z niej nie wypadają. Ale zdumiewające, że wielu rzeczy nienawidzę zupełnie bez powodu. Na przykład księży. No dobra, jestem ateistą, ale co mi księża złego zrobili?! Nic zupełnie. Z żadnym bodaj nigdy nie rozmawiałem. Nie przyłażą do mnie, nie napastują, nie próbują nawracać, kasy im nie daję, trzymają się z daleka. Co mnie ugryzło? Niech żyją, jak sobie chcą i jak tam mogą, live and let live, ale mnie emocjonalnie szlag trafia na ich widok. Czemu, u licha? Myślę sobie wtedy: "Co cię do jasnej cholery to obchodzi, nie twoja sprawa", ale zanim adrenalina mi spadnie, chwilę trwa. Albo skarpety do sandałów. W końcu co mnie obchodzi obcy facet? Czy ja z nim mieszkam albo pracuję albo czy ja go muszę znać? Nie muszę. Za 10 sekund zniknie mi z oczu i więcej go nie zobaczę. Niech zakłada na siebie, co mu się żywnie podoba, niech chodzi nawet z majtami na czaszce, jego broszka. No ale widok tych skarpet do sandałów tak mnie wkurza, że bym gościa najchętniej zatrzymał i zwymyślał od wieśniaków, a potem dał po pysku. Znowu - w imię czego? I tak dalej, tak jest ze wszystkim.

 

Żeby przynajmniej te złe uczucia też się wychładzały, ale nie. Przynajmniej byłbym wtedy jakiś taki uśredniony, wyekstrahowany, no, spokojny jakiś, a tak to rosnę na jakiegoś nienawistnika. Nie chciałem być taki, ale cholera, życie, co zrobić. Ludzie na wózkach też nie chcieli na nich jeździć.

 

Macie też coś takiego? Odnajdujecie się w mojej schizie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawiliński to co Ty w końcu masz? Schizofrenię prostą czy osobowość schizoidalną? Czy jedno i drugie?

 

Kamil Sz., ja mam identycznnie jeśli chodzi o zanik uczuć pozytywnych i zanik zainteresowań. Dramat. Jakbym upośledzona była. Tylko że z uczuciami negatywnymi jest tak samo. Nie ma ich.

Zastanawiam się nad jedną rzeczą, ale nie wiem czy będziesz w stanie się nad taka opcją stanowić. Nad Twoją nienawiścią do księży. Może masz coś w rodzaju opętania? Stąd Twoja nienawiść do księży i pozostałe problemy. Mógłbys się udać do księdza egzorcysty. Nie musisz być wierzący chyba, ale musiałbyć rzecz jasna przemóc swoją niechęć do księży. Poza tym mogę Ci powiedzieć, że niezdolność do odczuwania przyjemności nazywa się anhedonia.I może mieć najróżniejsze przyczyny.Ile masz lat? Masz już swoją rodzinę, dzieci? W zasadzie to Ci zazdroszczę, że czujesz chociaż negatywne rzeczy, bo ja nie czuję nic. Odnośnie spraw metafizycznych mogę wszystkim polecić rewelacyjną książkę pt. "Egzorcyści i psychiatrzy".

Co do mnie to mam się fatalnie. Czuję wielką ogromną rozdzierającą pustkę. I nie mam depresji. To na pewno nie depresja. Tylko pustka.I mało co mnie interesuje, nic mnie nie pociąga, nie wiem co mam robić w tym szpitalu. W domu zresztą nie byłoby lepiej. ieTracę nadzieję.Myślę, że może pomógłby mi jakiś lek, jak Niemądremu, ale tu mi go na pewno nie podadzą...bo tu tylko te terapia psychoanalityczna...Ogólnie czuję się okropnie. Nkie wierzę, że mi jakieś rozmowy pomogą na to, że mój mózg nie generuje emocji...ale muszę tu być ze względu na rodzinę...no a jak już jestem, to bedę dawać z siebie wszystko.

Zawilinski, moja podstawowa diagnoza brzmi: mieszane zaburzenia osobowości. Choć miałam też diagnozę zaburzenia schizotypowe, a jedna lekarka dala mi na skierowaniu do szpitala nawet schizofrenię.Ale potem w tym szpitalu zmienili to na za, schizotypowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się nad jedną rzeczą, ale nie wiem czy będziesz w stanie się nad taka opcją stanowić. Nad Twoją nienawiścią do księży. Może masz coś w rodzaju opętania? Stąd Twoja nienawiść do księży i pozostałe problemy. Mógłbys się udać do księdza egzorcysty.

 

Nienawisc wobec ludzi ktorzy nosza skarpetki do sandalow jest typowa dla opetanych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, czepiasz się. Chodziło mi o księży. I to tylko luźna sugestia. Każdy jest sam panem swojego losu. Przynajmniej o tyle, o ile nie ogranicza go choroba czy jakieś inne niezależne od niego kwestie.

 

[Dodane po edycji:]

 

No więc, po odbycie kilkunastu godzinnej rozmowy z Magicem jestem pewna że mamy to samo...i obawiam się, ze JEST to schizofrenia prosta. Jutro będę rozmawiała z lekarzem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem na psychoterapii, i nie rozmawiam o uczuciach, z tego prostego powodu, że ich nie odczuwam. I w końcu trafiłam na terapeutę, który stara się to przyjąć do wiadomości.

To jak z tą schizofrenią prostą w końcu jest? Czuje się w niej cierpienie, czy nic się nie czuje?

I jak wam leki pomagają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem na psychoterapii, i nie rozmawiam o uczuciach, z tego prostego powodu, że ich nie odczuwam. I w końcu trafiłam na terapeutę, który stara się to przyjąć do wiadomości.

 

Wiec jak wyglada ta terapia ?O czy rozmawiacie na spotkaniu? I Gdzie sa tacy terapeuci??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja takiego znalazłam po dłuuugich poszukiwaniach. On prowadzi psychoterapię zorientowaną na proces. Rozmawiam o tym co pamiętam, o tym co uważałam kiedyś za ważne. Staram się w miarę możliwości odpowiadać na jego pytania. To pierwszy terapeuta, który wydaje mi się kompetentny, naprawdę oddany swojej pracy/powołaniu, no i sam wydaje się zbliżać do definicji zdrowego człowieka;). Jeżeli interesują Cię dane, to zapytaj się przez pw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niemądry, nadal mi się wydaje, że piski w głowie, to objawy wytwórcze. Ale to mniej ważne. Ważniejsze, że masz lek, po którym więcej czujesz i który Cię stawia na nogi. Lek, o którym większość z nas może tylko pomarzyć...ja o takim leku, terapii czy cudzie, który przywróciłby mi uczucia i chęć do życia, marzę dniami i nocami...a Ty masz taki lek i po jakimś czasie przestajesz go zażywać...no gdzie tu logika...Chłopie, jak ja bym miała taki lek, po którym bym więcej czuła, to mogłabym byc zmulona, moglabym spać po 16h/ dobe, moglabym byc niezdolna do pracy i SZCZESLIWA, że CZUJE cos.

Napisz prosze jaka jest minimalna dawka po ktorej zaczynasz cos czuć... i po ilu dniach zazywania zaczynasz cos czuć na ketrelu?Jesli ta terapia mi nie pomoże, to może też spróbuję z ketrelem. Brałam ketrel przez 5 lat, ale w bardzo małej dawce na sen i wtedy jeszcze mialam uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć ja sklanialbym sie w mojej diagnozie do osobowosci schizoidalnej, ale z zanikiem emocji i tyle. pustki jako takiej nie czuje, ale nie mam motywacji i nie mam emocji. i to ja sobie diagnozy osobowosc schizoidalna nie wymyslilem tylko lekarze robili ta diagnoze. dlaczego nie uwazam, ze to schizofrenia prosta? bo mialem tak ze dwa razy, ze po 2 i 3 latach nie czucia emocji nagle, ale krotko poczulem emocjonalnie strach. a poza tym jak sie decydujesz na diagnoze schizofrenia prosta to tak jakbys umarla, bo wg mnie branie neuroleptykow na brak emocji nie jest do konca trafionym pomyslem, nawet atypowych, bo jak wiadomo neuroleptyki bierze sie na nadmiar emocji, a nie na brak.

i znowu jestem nocnym markiem tzn. chodze spac o 3 albo 4 nad ranem i spie do 12 albo 13. po prostu dopiero o 3 albo 4 czuje zmeczenie. i nie to ze sie przestawilem tylko tak mialem od zawsze, ze siedzialem do pozna, bo nie czulem zmeczenia. no i musze na to jakies tablety wziac na recepte od psychiatry, bo jak pojde do pracy to bede NIECO zmeczony spiac jedynie 2 godziny przez pojsciem do pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się nad jedną rzeczą, ale nie wiem czy będziesz w stanie się nad taka opcją stanowić. Nad Twoją nienawiścią do księży. Może masz coś w rodzaju opętania? Stąd Twoja nienawiść do księży i pozostałe problemy. Mógłbys się udać do księdza egzorcysty. Nie musisz być wierzący chyba, ale musiałbyć rzecz jasna przemóc swoją niechęć do księży.

 

Wiesz, ja się nad tym nie raz zastanawiałem. Ale po pierwsze nie wierzę w tak uproszczone pojmowanie Zła, jak to ujmuje katolicyzm - że jakaś istota, która w istocie jest symbolem, upostaciowieniem Zła, przejmuje fizyczną władzę nad człowiekiem. Zło jest niestety bardziej nieuchwytne, nie da się go wypędzić ceremoniałami, odmawianiem łacińskich formuł. Na pewno nie wtedy, kiedy się w to nie wierzy.

 

Po drugie, gdyby mnie opętał jakiś Szatan, czułbym chyba pociąg do zła, ja wiem, chęć działania przeciwko Bogu. A tymczasem Kościół i ludzie szczerze, głęboko i pozytywnie wierzący, traktujący wiarę jako środek do czynienia dobra, do pracy nad sobą, budzą raczej moją sympatię. Nie czuję nienawiści na widok kościelnych gadżetów typu wizerunki Jezusa czy świętych, pieśni, modlitwy, woda święcona. Nie mam w sobie nic z fascynacji złem, nic z tych rzeczy. Kiedyś wręcz z podziwem oglądałem na Youtubie nagrania z rekolekcji pewnego księdza - nie żeby mnie przekonał do swoich poglądów, ale emanowała z niego bardzo pozytywna energia.

 

Zresztą księży i te skarpety do sandałów podałem jako przykład. Wkurza (mówię o irracjonalnym wkurzaniu) mnie znacznie więcej rzeczy. Ale nie pisałem np. o strażnikach miejskich, urzędnikach, dresiarzach czy kanarach, bo oni ogólnie sympatii w społeczeństwie nie budzą, więc moja niechęć nie jest tu niczym oryginalnym.

 

Poza tym mogę Ci powiedzieć, że niezdolność do odczuwania przyjemności nazywa się anhedonia.I może mieć najróżniejsze przyczyny.

 

No tak, ale u mnie to raczej zanik przyjemności rzekłbym "wyższego" rodzaju - sztuka, muzyka, poezja, literatura. Kiedyś to miałem, teraz praktycznie nie. Przyjemność sprawiają mi proste, prymitywne rozrywki. Mówiłem o tępym waleniu pasjansa...

 

Ile masz lat? Masz już swoją rodzinę, dzieci? W zasadzie to Ci zazdroszczę, że czujesz chociaż negatywne rzeczy, bo ja nie czuję nic.

 

Trzydzieści, ponad. Rodzinę mam - żonę, dzieci nie mam, bo nigdy nie chciałem i dalej nie chcę. A co do negatywnych uczuć to ja się obawiam, że u mnie atrofia też postępuje, tylko do negatywów przejdzie później. Za książkę dziękuję, zaraz sobie ściągnąłem i postaram się przeczytać.

 

I nie mam depresji. To na pewno nie depresja. Tylko pustka.I mało co mnie interesuje, nic mnie nie pociąga

 

No więc ja też wątpię w depresję u siebie - ja wcale przy tym wszystkim nie jestem przygnębiony, załamany czy coś. Przeciwnie - mój najczęstszy nastrój to obojętność, zrelaksowanie, ale ogólnie wesoły humor. Tylko że to jest taka wesołość nijak nie przekładająca się na energię do działania. Poza tym u mnie nie ma to żadnego negatywnego przełożenia na fizjologię - jedzenie, spanie, seks, stan zdrowia, wydalanie, sprawność psychoruchowa - wszystko jest w normie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem załamana, o ile człowiek bez uczuć może być zalamany.Jestem na tej terapii, ale w ogóle tu nie pasuję.Tu ludzie mają raczej nadmiar emocji. A ja się pogrążam w coraz większej pustce. Brak uczuć, brak zainteresowań, zanik wyższej sfery człowieczeństwa, zanik marzeń, celów. Nie potrafię marzyć, od dawna nie potrafię. Widocznie marzenia też sa związane z emocjami. Tu zajęć jest bardzo mało. 2 razy w tyg. terapie indywidualna albo 3 razy w tyg. grupowa - w zależności kogo na co skierują. Oprócz tego raz w tyg. psychorysunek i codziennie zebranie społeczności. I to wszystko. A ja cały czas się nudzę, ale raczej nie z niedoboru zajęć, tylko z braku emocji. I nie robię nic. Tak sobie siedzę jak osoba upośledzona. Gapię się w komputer bez sensu. Ale w domu też w ostatnim czasie tak było. Nie mam żadnej wizji swojej przyszłości...wydaje mi się, że mi się pogarsza to, że nie mogę się w nic zaangażować. W ogóle wydaje mi się, że cały czas mi sie pogarsza. Jak mnie dadzą na terapię indywidualną, to boję się, że bede cały czas milczeć...o czym mam mówić jak nic nie przeżywam? To jest okrutne cierpienie, bo nie mogę wyskoczyć oz mojego ciała,by poczuć się lepiej.

Kamil Sz, ja też emocje negatywne czułam dłużej niż pozytywne,tak mi sie wydaje.

 

[Dodane po edycji:]

 

dostałam od Magica:

http://www.mtbiznes.pl/doc/zmien_swoj_mozg_pdf.pdf?sid=9e3c3b95f745c792ba9cb6374d34b958

Topielico, nasza wykształcona medycznie siostro, co o tym sądzisz? Czy takie badanie SPECT można zrobić w Polsce? Ile kosztuje?

Mi neurolog proponował rezonans funkcjonalny mózgu, ale sam nie mógł zapisać, neuropsycholog nie zgodził się, bo dobrze mi wyszly testy neuropsychologiczne, a prywatnie mnie na takie coś nie stać... więc interesuje mnie czy w Polsce jest ten SPECT dostęny i ile kosztuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic nie sądzę, nie jestem wykształcona medycznie, a tylko studiuję medycynę, a chyba wiecie jak w takim stanie wygląda nauka? Najwyżej mogę się spytać o to paru profesorów, jak będę miała zajęcia z psychiatrii, albo na kole psychiatrycznym, jak któryś z lekarzy pofatyguje się, by tam zajrzeć. Ale już pewnie wy się szybciej tego dowiecie. Swoją drogą, mój psychoterapeuta powiedział, że siedzenie na tym forum nie jest dla mnie dobre ; ] więc, być może na jakiś czas chyba was opuszczę. Ale gdyby stał się cud i mi sie poprawiło, to oczywiście was powiadomię. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówiąc szczerze ja już tracę nadzieję...jestem na tej terapii i wszyscy gadają o emocjach....a u mnie sie pojawia zadna emocja...zadna...nie pamietam juz nawet za bardzo jak to bylo cos czuc.... wczoraj sie troche zirytowalam na tatę, bo mi przerywał, ale miałam wrażenie, że to też była taka plytka emocja, że w zasadzie jej jakby nie czułam...ale i tak się cieszę, że jakieś oznaki życia we mnie sie odezwały...to był wyjątek...najbardziej mi brakuje tych uczuć głębszych, wyższych... nie mam pojecia jak ma wygladac moja przyszosc...tu na terapii sa osoby ktore maja przytlumione emocje, ale nie ma nikogo kto by nic nie przezywal...dziwnie sie czuje...nic mnie nie smuci, ani nie raduje...tylko czesto czuje pustke albo nieokreslone cierpienie nie majace zwiazku z rzeczywistoscia...moge tylo obserwowac wszystko nie moge sie w nic zaangazowac...nawet proste prace jak sprzatanie wychodza inaczej jak sie je robi z sercem...a ja nie moge...nie moge niczego robic z z zaangazowaniem...i NIC mi sie patologicznie nie chce...nie no moje życie bez jakichkiolwiek emocji jest straszne...nic mnie nie interesuje...nic nie robi na mnei wrażenia...mogliby mi powiedziec, ze domek z basenem wygrałam, albo przeciwnie, ze jutro umrę i nie poczułabym NIC.Boże, ja już nie mam siły...jak tu żyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie nic...mówią, że będą mnie obserwować i że będę miec terapie indywidualna 2 x w tyg. Szczerze mówiąc jadąc tu byłam przetkonana, że będę mieć terapię grupową, bo takie dostałam zalecenia przy wypisach ze szpitali. Indywidualną to miałam w moim mieście i nic to nie dało. Zajęc jest tu bardzo mało, w zasadzie całe dnie nic nie robię, ale prawda jest taka, że w domu też siedziałam tylo pogrążona w bezstanie - stanie, w ktorym nie ma emocji, marzeń, planów, w ktorym nie jest sie już człowiekiem. Teortycznie mogłbym tu rozmawiać z ludźmi lub np. rysować, pisac coś itd. ale własnie problem polega na tym, że jak się nic nie przeżywa, to ie można ani z ludxmi za bardzo rozmawiać, ani tworzyć nic...kiedyś pisałam różne opowiadania itd., mialam bardzo bogatą osobowość i wyobraźnię, ale zostały tego marne resztki...czas urozmaicam sobie oglądając stare odcinki RANCZA, bo ich nigdy nie oglądalam, a mam nagrane...dziś jak oglądłam wątek o miłosci Kusego i Lucy to powiedzmy, że poczułam jakies dalekie echa jakichs emocji, ale bardzo bardzo blade:( Nic nie zostało z tej emocjonalnej pełnej temperamentu dziewczyny:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od 2 lat.To znaczy 2 lata temu się zaczęło, a potem stopniowo zanikało i teraz już nic nie przeżywam. A od 2005r. mi się już spłycały emocje. A dlaczego to nie wiem...nie mam pojęcia...jak mi zanikły emocje, to zanikła mi też motywacja, dążenia, cele...niczego z tych rzeczy nie czuję i tak żyję jak osoba upośledzona z dnia na dzień.

Niemądry, a skoro Ty masz senność po ketrelu, ale Ci pomaga, to nie może Ci lekarz czegoś i iinnego zapisać zamisat ketrelu? Na pzyklad solianu? słyszałam, że jest dobry na objawy negatywne, a może nie zamula...ja go kiedyś próbowałam brać, ale dostałam akatyzji czyli mega silnego niepokoju i przymusu chodzenia...tak, że sobie myślę, że maże jest to lek aktywizujący...są jeszcze inne neuroleptyki jak abilify, fluanksol i inne... ja ich nie mogłam. Po abilify też dostałam akatyzji, a po fluanksolu niepokoju...tak sobie więc myślę, że może by Cię te leki nie zmulały, tylko aktywizowały...u mnie lekarze mówią, że skoro źle toleruję większość neuroleptyków, to prawdopodobienstwo, że nie mam schizofrenii się zwiększa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć opisz jak wyglada terapia na twoim oddziale. opisz tez ile taka terapia czasu trwa dziennie, ile osob w niej uczestniczy. ile ludzie maja lat?

 

nie wiem co to bylo, ale moze risperidon albo olanzapina i to chyba po nich przytylem 15kg. a miec dodatkowo 15kg i nie chciec sie ruszac to tylko klopot, bo sie czlowiek szybko meczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niemądry, ja też tak mam z tym, że mi się nie chce...tak potwornie. Przy czym nie czuję się zmęczona, po prostu mi się tak patologicznie nie chce. Anormalnie.To już jest baniec w rdzo daleko od normalności. Tak samo bym miała gdybym wygrała w totka. Obojetność. Potrafię godzinami siedzieć i myśleć co mogłabym albo powinnam zrobić i nie mam dość woli, żeby wstać i to zrobić. Jakbym nie panowała nad swoją wolą. Ale staram się zmuszać.Ale robie bardzo bardzo mało. Potarfie godzinami siedzieć i mysleć o tym, co moglabym albo powinnam zrobić i nie mam dość silnej woli, żeby wstać i to zrobić. Jakbym nie panowała nad swoją wolą.Czasami patrzę na moją spracowaną Mamę i wiem, że powinnam Jej pomóc, ale nie mam dość woli, żeby coś zrobić. Staram sie trochę pomagać w domu, ale wszystko jest na przymus i wszelka aktywność wywoluje u mnie wielką frustrację. Przynajmniej jakieś uczucie.

 

A czy macie tak, że nie macie poczucia wlasnej osoby? Jakbyście psychiki nie mieli? Że nie przeżywacie nic w srodku? Ani dumy, ani wyrzutów sumienia ani poczucia winy, literalnie NIC jakby Wam psychika, tożsamość zanikła? Ja tak mam i ta utrata poczucia wlasnej tożsamości jest chyba najgorsza.Czuję się przez to strasznie zagubiona, zdezorientowana, jest to okropne, ale mogę to Panu Bogu powiedzieć...jak mowiłam to rodzinie, to ze mnie szydzili...

 

Co do terapii to mam o niej jako takiej i o tutejszym zespole jak najlepsze zdanie i widzę i słyszę wokól, ze ludzie pod jej wpływem się naprawdę zmieniają. Tylko, że tu nie ma ludzi z takim probleme jak ja. Ludzie tu mają głónie problemy z charakterem, z zachowaniem, jakieś destruktywne emocje typu lęk i złość.

 

[Dodane po edycji:]

 

Pochłania mnie pustka...ona pożersa moje zainteresowania, uczucia już dawno pożarła, zabiera mi dążenia i marzenia...

Poza tym problemem jest rozmowa - mam taką pustke ,glowie, że ciągle milczę...nie wiem jak ta terapia bedzie wyglądała, jak ja nic nie przezywam i do tego mam pustkę w głowie...zastanawiam się o czym ja w ogóle myslę i w sumie stwierdzam, że cale twórcze myslenie też mi zanikło i ze głównie to chyba myślę jak się żle czuje, o tym, ze nie mam uczuc itd.Powiedzmy, że przez kilka sesji opowiem o swolim problemie, o dotychczasowym zyciu itd...ale jak ma wygldać terapia jak ja nic nie przezywam, to naprawdę nie wiem...mam nadzieje, ze ten terapeuta bedzie wiedzial co robic.

 

Niemadry,ale napisz dokladnie czy Ci uczucia, zwl. te wyzsze wracaja po tym ketrelu?

 

PS Zauwazyliscie ze wiekszosc z nas pisze tak skladnie i rzeczowo, ze w ogole po nas nie widac, ze nic nie przezywamy ze mamy pustke itd?

 

[Dodane po edycji:]

 

Ciekawe czy jest ktoś, komu zanikły uczucia, a potem się pojawiły?Czy to już do końca życia tak będziemy bez uczuć, bez marzeń, bez zainteresowań

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z mowieniem psychologowi o braku emocji jest jak z glodnym psem. nie przetlumaczysz. i tak bedzie robil swoje pomimo tego, ze mu mowisz jak sie wewnetrznie czujesz. wiec ja sobie po jakims czasie dalem spokoj z mowieniem, ze nic nie czuje, ze nie mam motywacji. a jak powiem, ze nie mam motywacji to od razu slysze - to sie zmuszaj, moze to samo przyjdzie. co bedziecie mowic choremu na nerwice lekowa, zeby sie nie bal? albo choremu na brak emocji, zeby sie zmusil poczuc emocje? od 4 lat nie czuje emocji codziennie, nie mam motywacji a oni bezczelnie mi mowia, zebym sie zmuszal to moze cos mi zacznie sprawiac przyjemnosc. no i kto tu nie mysli racjonalnie? oni wszystkie choroby odnosza do siebie. to w koncu leczy sie jego (psychologa) czy mnie? nie widac w ogole obiektywizmu w leczeniu. juz mnie te madrosci zyciowe jak to sobie mozna poradzic z zyciem nudza. jakby wszystko bylo takie latwe to mielibysmy utopie, ale jak widac nie mamy.

 

brak uczuć bierzesz jakies leki? macie tam psychiatre? robili ci jakies testy, badania, rozmowy?

 

smieszy mnie to, ze diagnoza jest stawiana w tak krotkim czasie. 570 pytan to malo. a tak w ogole po co 570 pytan jesli chory sam wie jak sie czuje, a czesto pytania sie powtarzaja na ten sam temat i nie ma pytan np. jak to jest w naszym przypadku czyli czy czujesz emocje, uczucia? przeciez to chory jest w swoim ciele, a nie lekarz w ciele chorego.

sa w ogole jakies statystyki co do skutecznosci leczenia psychiatrycznego w polsce czy tylko wypisuja leki i wypad za drzwi? w szkolnictwie widze teraz jest tak, ze nudne sa zajecia, a wymagania maja. do tego zajecia maja niewiele do rzeczywistosci, ktora nas otacza. a potem sie dziwia, ze uczniowie, studenci sa nieprzygotowani, zieloni, nie potrafia zastosowac wiedzy w praktyce. powiem jedno: edukacja w naszym kraju lezy, psychiatrow i psychologow tez sie to tyczy. wlasciwie to sie nie dziwie, ze psychiatrzy nie wiedza jak leki dzialaja skoro oni sie ucza tylko o chorobach czyli psychopatologii, a nie o wplywie lekow na zdrowie czlowieka. patrzcie: lecza lekami, a ucza sie o objawach czyli diagnostyka, a powinni do tego uczyc sie jak skutecznie leczyc, a dokladniej czym skutecznie leczyc. w rzeczywistosci wychodzi na to, ze nawet diagnostyki nie potrafia porzadnie przeprowadzic. czemu? nie wiem, moze jak to jest w naszym szkolnictwie, ze maja wiele nikomu niepotrzebnych przedmiotow. oni z takiego psychiatry chcielby zrobic prawnika prawa psychiatrycznego, dyrektora szpitala psychiatrycznego, bieglego sadowego, specjaliste od nerwic, schizofrenii, depresji, zaburzen odzywiania, uzaleznien. jak cos jest do wszystkiego to jest do niczego. i tyle. taki psychiatra fizycznie nie moze wszystkiego wiedziec, bo nie ma na to czasu, bo praktyka wymaga czasu, zeby wyrobic sobie metody leczenia (jak w sporcie - trening czyni mistrza), nie ma pieniedzy, bo ksztalcenie kosztuje duzo, musi przeciez miec czas dla swojej rodziny - on nie zyje tylko dla chorych (czytaj dla przepisywania lekow, ktore czesto gesto sa mu podsuwane przez przedstawicieli farmaceutycznych, mam na mysli ze zamiast tanszych odpowiednikow psychiatrzy przepisuja drogie leki, a odpowiednik jak wiadomo to DOKLADNIE ta sama chemia), po kolejne psychiatrow w polsce jest malo, bo jak juz mowilem ksztalcenie czaso i kosztochlonne czesto kosztem czasu prywatnego, dlatego duzo lekarzy decyduje sie byc stomatologiem - walnie taki stomatolog gabinet i kasa leci. postepy w stomatologii. jakie postepy? wiercisz, wypelniasz i gotowe. mozg to nie zab. a poza tym majac do czynienia z ludzmi chorymi psychicznie psychiatra bog wie jakiej szajby sie moze nabawic. czy oni biora na odpornosc psychiczna jakies leki? po prostu polska sluzba zdrowia jest niedofinansowana, przeladowana, przestarzala i ogolnie jakas taka do bani. czyli jak jestes zdrowy to sie ciesz, a jak jestes chory to sie modl :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No oczywiście, że są bordery. Glupio by było wypytywać ludzi co im dolega,ale tak na pierwszy rzut oka to myślę, że jest tu full borderów. i myslę, że im ta terapia nprawdę może pomóc. Jak bedę mieć wiecej czasu to napiszę jak to tu wygląda.

 

Niemądry, ale czy ci uczucia wyższe wracają? Miłość, poczucie więzi z bliskimi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, to się spotkamy na oddziale, jak będziesz na konsultacjach.Napisz kiedy Ci wyznaczyli konsultację.Ja ogólnie tu nie pasuję, mój przypadek jest jakimś ewenementem. Wydaje mi się, że więkoszość osób tu ma problemy charakterologiczne, nie radzą sobie z destruktywnymi problemamia, albo tłumią emocje albo mają bulimię itd. Z tego co widzę, to jak ktoś się zaangażuje i chce zmienić swój charakter i podejście do życia, to ten oddział w tym pomaga.Ja tu nie pasuję, nie mam wpływu na to, że nic nie czuję...jestem cieakwa co mi powiedzą terapeuci na mój przypadek jak mnie bardziej poznają.Dziś mialam spotkanie z terapeutą. Miałam jeszcze o czym mówić, bo przedstawiłam swoją historię, ale o czym będziemy dalej mówić, jak ja nic nie przeżywam, to nie wiem.

Topielico, mam do Ciebie pytanie czy też nie przeżywasz w ogóle rzeczywistości i czy masz tak jak ja z tym brakiem poczucia własnej osoby, o czym napisałam wczesniej?

 

[Dodane po edycji:]

 

Wszystkim zainteresowanym napiszę teraz o samym szpitalu i terapii. Szpital jest ogromny jenst to w zasadzie całe osiedle psychiatryczno-neurologiczne. Oddział Zaburzeń Osobowości mieści się niestety w najbrzydszym budynku z lat, jak sądzę, 50-tych. Reszta to budynepczki jak przypuszczam z początku XXw. Sam oddział też piękny nie jest, delikatnie mówiąc. Za pierwszym razem jak przyjechałam na konsulatcję, to byłam przerażona, potem się stopniowo oswajałam. Plusem jest to, że jest kilka pokoi 2osobowych, a to w szpitalu komfort. Łóżka sa niestety brzydkie metalowe ale można mieć własną pościel. wmnie to naj ogóle można mieć różne rzeczy umilające pobyt jak np.laptopy, komórki itd. Wspominam o tym, bo na przykład w w Warszawie to jest zabronione. Z tym, że tam jest więcej zajęc, tu zajęcia zredukowane sa do minimum.Plan dnia wygląda następująco:7.30 śniadanie potem badzo dokładne sprzątanie pokoi łącznie z myciem podłogi codziennie. 8.30 -sprawdzanie porządku. Potem to już wyglada różnie. Codziennie jest 45-minutowe zebranie społeczności. Ludzie tam się wywnętrzają przy wszystkich ze swoich problemów. Jako, że ja nie odczuwam żadnych emocji, to najzwyczajniej nudzi, ale dybym miała emocje, to pewnie bym przeżywała i wyciągnęła cos z tego dla siebie. No i sedno sprawy - terapia. Ma się albo grupową 3 razy w tyg. albo indywidualną 2 x w tyg. No i jeszcze z zajęć obowiązkowych jest psychorysunek raz w tyg. Codziennie o godz. 10.30 jest tzw. coffee break tzn. luźne spotkanie przy kawie, w którym uczestniczą też terapeuci i pielęgniarki. 2-3 razy w tyg. ma się obowiazkową 45-min. rozmowę ze swoją pięlegniarką nt co się aktualnie dzieje, co się przeżywa...ja nie przeżywam literalnie NIC, więc nie wiem o czym bedę mówić...mogę najwyżej opowiadać jaki film ostatnio oglądałam,bo oglądamy tu sobie z koleżanką w laptopie.Tak, ze reasumując wiekszość dnia jest wolna...jak na razie to nie widzę szansy, żeby omiast jak ktośtaka terapia mogła pomóc wygenerować jakieś emocje, natomiast

 

[Dodane po edycji:]

 

Nic nie wskazuje jak na razie na to, żeby taka terapia mogła pomóc wygenerować jakieś emocje, natomiast wierzę, że może pomóc na klasyczne zaburzenia osobowości. Ja będąc tu stwierdzam coraz bardziej, ze mam normalny charakter. Nie miałam nigdy takich jazd żeby sie ciąć, żeby mieć bulimię czy anoreksję, żeby bać się bliskości, żeby nie akceptować własnego ciała, żeby byc bardzo kłótliwym i wprowadzać podziały, miec jakieś fochy, dąsy itd. Nie wiem jakie informacje jeszcze mogę przekazać. Jest tu sporo osób o orientacji homo lub bi. Na odziale jest pralnia, 2 lodówki, kuchenka mikrofalowa, 2 czajniki i toster. Są porządne estetyczne łazienki.

Myślę, że na klasyczne zaburzenia osobowosci ta terapia naprawdę pomaga jeśli ktoś chce zmienić swój charakter i od początku pracuje nad tym. Poznałam tu miłą, symapatyczną, delikatną dziewczyne i nie mogłam uwierzyć jak ona mi opowiadała jaka byla przed terapią.

Natomiast dla zaniku uczuć widze tu marne szanse.

Chciałabym poznać kogoś, komu też tak doszczętnie zanikły uczucia i wróciły po jakims czasie. To by mnie podniosło na duchu. Ale wszystkie osoby jakie znam miały co najwyżej częściowy zanik uczuć.

 

[Dodane po edycji:]

 

Niemądry, myślę,że jak Cię ten ketrel tak zamula, że aż nei mozesz go zażywać, to powinieneś skonsultować się z lekarzem. Może Ci zamieni na coś innego. Na przykład olanzapina już w dawce 10mg ma działanie terapeutyczne z tego co się orientuję, mógłbyś brać raz dziennie przed snem. No ale to lekarz msi zdecydować. Jest dość dużo różnych neurleptyków przecież.

A z risperidonem uważaj - ja dostałam po nim nagle silnych myśli samobójczych i z tego co gdzieś czytałam, to on często powoduje mysli samobójcze. Lepiej uprzedź o tym rodzinę lub ludzi ,z którymi mieszkasz, żeby Cie mieli na oku. Mówiąc nawiasem to ja też tak mam odkąd mi zanikły uczucia, że nie mam w ogóle potrzeby kontaku z ludźmi, nawet z najbliższą rodziną...to znaczy potrzbuje ich, bo sobie nie radzę, ale zupelnie zanikkla mi więź i to uważam, za strasznie niesprawiedliwe ze strony losu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×