Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Hmm...spor tu cierpieniu. A Ty, Korba, odczuwasz cierpienie? Albo lęk, niepokój? Czy nic. Takie zupełne nic. Ja nawet nie mam złego nastroju. Taki obojętny. Brak uczuć, czyli znów odczuwasz cierpienie...? A co ja mam zrobić, żeby też móc czuć cierpienie? Jest jakiś sposób?

Korba, to dzięki terapii Ci się poprawia, czy bierzesz też jakieś leki? Ja obecnie wszystko odstawiłam. Nic mi nie pomagało, a mam już dość efektów ubocznych. Po odstawieniu leków też nie zauważyłam żadnej zmiany; ].

W tej chwili to czekam tylko na relacje z działania leków Zawilinskiego.

Brak uczuć, wydaje mi się, że chyba jednak mamy co innego... Nie wiem czy to dobrze, i dla kogo dobrze;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica, cierpienie takie samo z siebie, z życia, ze zmęczenia, poza tym odczuwam lęk, tępą, głuchą rozpacz. Biorę zarówno leki, jak i chodzę na terapię, od niedawna.

Niestety wraz z odczuciami wróciły myśli samobójcze i potrzeba okaleczania się.

Ale wszystko co odczuwam, to negatywne stłumione uczucia, takie jakby za mgłą, za szybą.

Tak jak pisze Krwiopij, to, co odczuwam, jest okropnie przykre.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czuję rozpaczliwe cierpienie, które prowadzi mnie do myśli samobójczych, ale jest to cierpienie bez powodu. Ja nie wiem co mi jest. Ja już nawet opętanie podejrzewałam, ale i to zostało wykluczone przez 3 różnych egzorsyctów...co do tego, że jestem dręczona przez szatana ta tajeniczą chorobą, to nie mam wątpiwości.

Dodam, że jak się dzieje coś naprawdę złego, typu ktoś z rodziny zachorował - to nie czułam NIC. A to odrealnione cierpienie czuję cały czas...po prostu cały czas mam strasznie zły nastrój.Poprawiło się na krótk po amitryptylinie, ale teraz się widocznie mój organizm przyzwyczaił i cierpienie powróciło.

Generalnie cierpienie pojawiło się gdy zniknęły mi uczucia do mojego bylego już chłopaka. Bo ja znim równocześnie chciałam być i nie chciałam. I cierpiałam, że nie czuję, że chcę, że się przymuszam do bycia z Nim. Zamotane. Tak mi się porobiło. Po prostu chciałam chcieć z Nim być. Ale jakoś przestałam chcieć.Choć z drugiej strony chciałam. Chciałam żeby mi uczucia powróciły. Potem pojawił się temat schizofrenii prostej, który od roku mam w podświadomości. Przez prawie rok czulam rozpacz z tego powodu.Potem z chłopakiem definitywnie zerwałam. Ale tak byłam przyzwyczajona do czucia cierpienia, że tak już zostało. Mam 100% anhedonię. Nie odczuwam w ogóle pozytywnych rzeczy.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest tu w końcu ktoś, kto ma tak jak ja? Żadnych uczuć? Żadnego cierpienia, żadnych lęków, żadnego poczucia winy, martwienia się, żadnej rozpaczy, złości itd...? Ja nawet nie odczuwam żalu, do siebie, czy do innych. Nie odczuwam też pustki ani samotności. Nie czuję nawet, że jest mi źle. Po prostu dostrzegam, że kiedyś było inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z ręką na sercu nie czuję ani smutku ani zazdrości...ani tęsknoty, radości, bliskości, miłości, szczęścia, ale też smutku, zazdrości, lęk i strach przestałam też ostatnio odczuwać...czasami się lekko wkurzę na kogoś, ale to jest bardzo powierzchowne, płytkie uczucie.

Za to cały czas czuję takie odrealnione intensywne cierpienie...nie wiem co to jest...najbliżej chyba do przygnębieni i rozpaczy...po porstu bardz zły nastrój chyba...rozpacz z powodu braku uczuć i lęk przed tym, że to się nigdy nie skończy albo, że okaże to się schizofrenię prostą...chyba sobie w tym momencie odpowiedziałam na pytanie, o które męczył mnie mój tata: co to jest to cierpienie? Taki ból psychiczny, rozpacz, że to się nigdy nie skończy, że nigdy nie poczuję nic pozytywnego, że będę leżeć jak warzywo, co już niestety realizuję..

W zasadzie to chciałam Wam podziękować dziewczyny kochane Krwiopijku i Refren za wybijanie mi z głowy tej schizofrenii prostej, bo pewnie macie rację...mam taką nadzieję...chyba się doprowadziłam do tych myśli samobójczych romyślając przez rok czasu o tej schizofrenii prostej. Przez ostatnie 3 dni znów jest mną gorzej. Zmusiłam się przed chwilą do spaceru, bo praktycznie się nie ruszam ostatnio i mialam uczucie jakby te wszystkie emocje się gdzieś we mne dusiły...za szybą..że nie mogę do nich dotrzeć i ich wyrzucić z siebie,a wiem, ze to by mi przyniosło uwolnienie...

Mnie cały czas zastanawia Twoja diagnoza Zawiliński, ta schizofrenia prosta. Kto Ci ja posatwił? W przychodni? W rejonowym szpitalu? Czy w porządnej klinice? A może lekar prywatny? Ja uważam, że dobrze by było jakbyś pojechał na diagnozę do jakiegoś renomowanego ośrodka. Ja zawsze z calego serca będę polecać IPIN w Warszawie.

Topielico - a czy miałaś jakieś badania w kierunku organicznego uszkodzenia mózgu? PRzede wszystkim testy neuropsychologiczne? taki jest standardowy test polegający na tym, że psycholog Ci pokazuje obrazek z figurami geomterycznymi, a Ty go potem masz przerysować z pamięci? Poza tym rezonans, eeg? BO może CI się coś po prostu, nie daj Boże, uszkodziło w mózgu?

Bo powiedzmy, że u mnie początek zaniku uczuć mógłby mieć podłoże psychologiczno - depresyjne... ale czemu mi ta cała reszta uczuć zanikła to nie wiem. W każdym razie ja naprawdę byłąm wszędzie gdzie mogłam i zrobiłam sobie wszelkie możliwe badania. Jeszcze mi tylko rezonans funkcjonalny mózgu został i bardzo dużo mogłoby to badanie wykazać, bo ono na bieżąco pokazuje, które części mózgu działają, tylko, że mi wyszły dobrze testy neuropsychologiczne i nie chcieli mi już dalej dać skierowania, a za drogie to badanie, żeby robić prywatnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odczuwam nic, nic, nic, nic; ] Brak uczuć skoro czujesz cierpienie, rozpacz, czasem złość ( płytko, ale zawsze), to czy to nie jest rodzaj właśnie zaburzeń osobowości z nałożoną na to depresją? Ja nie odczuwam nic. Nawet się tym nie umiem przejąć. Smutek... to było cudowne uczucie... takie delikatne w porównaniu do rozpaczy... Ale nie, smutku oczywiście też nie czuję. Argh, nawet lęku! Jak można nie odczuwać lęku? Przed niczym. Tzn owszem, myślę, że gdybym stała na wysokim wieżowcu, na wąskim parapecie, to pewnie trzęsłyby mi się ręce, oblał by mnie może nawet pot, tętno by wzrosło itd.. ale co z tego skoro nie czułabym strachu? Kiedyś obawiałam się przechodząc nocą przez ciemne, wąskie uliczki, gdzie często bywały jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. A teraz? Nic.

Moje myśli samobójcze nie wynikają z cierpienia, nie są impulsywne. Czasem, gdy znów nic nie robię, bo w niczym nie odczuwam sensu, gdy sobie przypominam jak wiele miałam zainteresowań, co było ważne dla tej osoby którą kiedyś byłam, to po prostu sobie myślę, że nie ma sensu tak trwać. Bo po co? Ani ja czuję, ani się już niczym nie pasjonuję, nie odczuwam przyjemności, wartości które były dla mnie ważne, są teraz kompletną abstrakcją... Więc po prostu: po co? Bo dla innych jestem ważna? Ok, rozumiem, oni też byli dla mnie ważni, kochałam ich. Ale teraz? Przecież nawet nie czuję, że się dla mnie liczą, więc dlaczego miałabym nie zrobić czegoś dla siebie?

Na razie nie robię. Obiecałam sobie, że będę się trzymać priorytetów tej dziewczyny, która kiedyś czuła, która kiedyś żyła. A dla niej ONI byli ważni. No to trwam. Jak już pisałam, nie mam nawet złego nastroju.

Brak uczuć, miałam testy neuropsychologiczne i wyszły mi jakieś nieprawidłowości, ale oczywiście na chwilę obecną zupełnie nie pamiętam co to było; / Gdzieś miałam te wyniki niby, ale nie wiem, gdzie włożyłam. ( Tak, moja pamięć jest równie doskonała zarówno do ważnych spraw dotyczących mnie jak do kolorów elewacji domów przy ulicy, którą przejeżdżam) O uszkodzeniu nic nie pisali, raczej o jakimś dziwnym rozwoju mózgu (niedorozwoju? xD).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja depresje mialem wyindukowana sertralina i tylko dlatego mialem depresje tzn. mowie o tym ze mialem dola, cienko widzialem przyszlosc wiec to na pewno serotonina. teraz nie biore zadnych lekow na podtrzymanie serotoniny i trzymam sie normalnie. sa takie leki ktorych razem brac nie wolno i kropka. lekarz wie co jest dobre a co nie, kropka. ogolnie to wrocilem do stanu sprzed depresji tzn. nie czuje w ogole emocji. ale ten requip ma 2 duze wady: powoduje duza sennosc i duze mdlosc wiec sie przerzuce na piribedil glownie z tego powodu, ze na nim jest mniejsza sennosc, a poza tym jest to lek o wydluzonym uwalnianiu dlatego bedzie sie rownomiernie wchlanial. stosujac requip przez okres prawie 2 tygodni moge powiedziec, ze agonisci dopaminy DZIALAJA. na razie czuje, ze zapachy sa ostrzejsze, dzwiek jakby mial glebie, ale musze odlozyc requip, bo co to za leczenie kiedy sie w dzien chodzi na rzesach, dlatego powiem swojej lekarce co zauwazylem biorac requip i powiem, zeby mi przepisala pronoran czyli piribedil i tyle. a przeslanki o tym, ze moga powstac glosy to juz jest GRUBO przesadzone, bo ja tu nie lecze parkinsona, w ktorym laduje sie DUZO leku, a potem L-dope. to co my mamy brac to sa male dawki. powiedzcie, ze nazwa was przeraza: lek na chorobe Parkinsona. bzdura. jak ktos nie wie co ten lek robi to moze sobie do konca zycia chorowac na schize prosta, kiedy na necie wiele osob sie wypowiada, ze sa pozytywne skutki stosowania chocby pronoranu. ja tu nie pisze, zeby siac nadzieje. mam w d*pie nadzieje i wiare, bo juz sie dawno temu na tym przejechalem. jak chca ludzie wierzyc w boga to niech wierza. wiem tylko tyle, ze zaden bog ci nie pomoze. umiesz liczyc licz na siebie. byle miec noradrenaline i dopamine na odpowiednim poziomie, no serotonine tez i do tego moja ukochana muzyke, bo tylko muzyke kocham. ludzi mam w dupie, bo sie przejechalem jak Zablocki na mydle. problem jest tego typu, ze nie wiem ile czasu te leki beda dzialac, ale na razie sobie tym d*py nie zawracam. bo tylko w muzyke wierze, bo wiem, ze muzyka mojemu zyciu nadaje sens, a sens poczujecie jak podniesiecie dopamine. i jeszcze raz: stoicie tylko w miejscu wierzac, ze neuroleptyki wam pomoga w braku emocji. mi 3 lata brania neuroleptykow wystarcza zwlaszcza, ze nie bylo nic a nic efektu poprawy. co bedziecie dodatkowo gasic emocje, ktorych juz nie ma? no, radze sie zastanowic. a poza tym widze, ze lekarze w polsce sa 100 lat za murzynami, a co dopiero za USA czy UK. jeszcze jedno co zauwazylem wlasciwie dzisiaj, bo wczoraj wskoczylem na 0,5mg requipu i dzisiaj rano tez wzialem requip 0,5mg, to to, ze jakby wrocilo mi czesciowo poczucie rytmu przy sluchaniu muzyki. jak myslicie, ze rzad, ze rodzice, ze bog, ze psychiatra, ze psycholog wam pomoze to jestescie w duzym bledzie. tu moze pomoc odpowiednio dobrana chemia. aha, ale jak juz podnosic dopamine to do takiego stopnia, w ktorym bedziemy czuc pewnosc siebie i spokoj. nie chodzilem na zadna psychoterapie, zlotowki na to nie wydalem, chodzilem tylko na diagnostyczne badania psychologiczne i na pogaduchy o zyciu z psychologiem, ale to tylko stracony czas. a jak ukladac sobie zwiazek to tylko z zdrowym czlowiekiem (najlepiej z pielegniarka albo psychiatra:P).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, Ja takie rzeczy czasem czuję, mam dobry test :

 

http://amos81.wrzuta.pl/audio/0jV9Dfrr8Ma/there_s_no_place_like_home

 

Na mnie to działa...

Vi. chlopie nawet jeszcze lepszy efekt daje soundtrack Tears In Rain z filmu Blade Runner. i nawet to nie pomaga. mogliby ci gwalcic na twoich oczach twoja zone, dziewczyne, a ty i tak bys nic nie czul. wiec po prostu przyjmij, ze brak emocji to brak emocji. z pustego nie nalejesz.

 

robili mi rezonans magnetyczny glowy, ale wszytko bylo ok. zadnych patologii. w wypisie mam: nie potwierdza diagnozy schizofrenii konstelacja skal VTS (RT, CORSI, COG). nie wiem co to ta konstelacja. diagnoze dostalem zaburzenia osobowosci schizoidalne. bylo to w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 7 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego Klinika Psychiatrii i Psychoterapii w Katowicach Górnośląskie Centrum Medyczne. no wiecie duzo doktorkow, najwiecej chyba lekarek psychiatrow, jedzenie bylo dobre, arteterapeutka byla mloda ladna blondynka, ale mnie tak plastyka interesuje jak swinie to czy jutro jest zacmienie slonca, a ze bylem zmeczony to pozniej nie pozwalali nam lezec w lozkach. jedyna rozrywka byl tv i wlasne radio. bo glowy do ksiazek nie mialem, do niczego nie mialem. byl jeden klient, ktory odwalil taka akcje, ze jego ojciec juz wychodzi, zamykaja drzwi, a ten z rozpedu w drzwi i ucieka do ojca. zlapali go, zamkneli drzwi, a ten zeby go wypuscili. widzialem w jakim byl stanie. powiem, ze byl zalamany, ze go zamykaja w szpitalu psychiatrycznym, ale nie wiem z jakiego powodu. moze dlatego, ze izolacja, ze z czubami bedzie siedzial. oczywisice w pasy, zastrzyki na uspokojenie, bo krzyczal i plakal, zeby go wypuscili, ze chce do rodziny, do domu, potem chodzil zresocjalizowany przez uspokajacze, ale glownie spal. potem przychodzila do niego dziewczyna. nie wiem jakbym to odebral jakbym mial emocje, ale widziec zalamke emocjonalna mlodego czlowieka, ktory w dodatku krzyczy i placze. szok. ale nie dla mnie, bo mnie to w ogole nie ruszylo, jedynie co poczulem to trzesace sie cialo ze strachu. ludzi, ktorzy sa po 60-tce to mi za bardzo nie zal, bo oni juz swoje przezyli, ale taki mlody czlowiek nawet porzadnie zycia nie skosztowal, a tu choroba jak cie pierdyknie w leb to sie potem ciezko podniesc albo w ogole i jedyna perspektywa to renta socjalna. aha, byl tam klient, ktory juz 46-sty raz byl hospitalizowany. wiec chyba raczej dobrze byloby sie wziac za skuteczne leczenie skoro lekarze tego nie potrafia, a brak emocji lecza psychoterapia-> smiech :D .

 

jednym z moich swiatow, do ktorego nikt nie ma wstepu jest muzyka, dlatego jak slucham sobie muzyki to nie istnieje dla swiata zewnetrznego.

 

jak widze ladna dziewczyne ladnie ubrana, do tego jeszcze ma na sobie ladny zapach to nie moge oderwac od niej wzroku. ale emocji zero.

 

[Dodane po edycji:]

 

Zawilinski, psychiatrów nie polecam xD. Ja idę na tę specjalizację. A na miano zdrowej osoby nie aspiruję ; )

Topie-lica jak sie wyleczysz to bedziesz mogla leczyc skutecznie takie przypadki jak ty. tylko pamietaj - nie wysylaj pacjentow z takim przypadkiem jak ty na psychoterapie, no chyba ze chcesz dac zarobic marcji :P. ale nie ma, nie bylo i nie bedzie dwoch takich samych przypadkow wiec trzeba niezle myslec, zeby kogos zdiagnozowac, a najwazniejsze dobrac odpowiednie leki.

ja bym sie nie pchal w:

- psychiatria dzieci i adolescentów – specjalizuje się w pracy z dziećmi i nastolatkami oraz ich rodziną, bo to trzeba miec cierpliwosc do gowniarzy i pokolenia gimnazjum

- psychiatria sądowa – zastosowanie psychiatrii w sądownictwie, niezbyt to bezpieczny rodzaj psychiatrii skoro orzekasz, czy jakis kryminalista ma jakas chorobe i trzeba uwazac, zeby nie wpasc za falszywa diagnoze z korzyscia dla przestepcy czyli za lapowe

- psychiatria geriatryczna – interesuje się badaniem, zapobieganiem i leczeniem zaburzeń psychicznych u osób starszych, nie wiem, jeszcze jestem mlody, a o starosci bede myslal jak bede stary wiec jakbym mial byc psychiatra to chcialbym przywracac do zycia ludzi doroslych - najlepiej "gorace szprychy"

- psychiatria wojskowa – bada zaburzenia psychiczne w kontekście wojny, trzeba uwazac zeby nie rzucili w ciebie "granatem" (jablkiem? :P) albo zeby cie nie zastrzelili z miotly, ogolnie ci ludzie maja zryta psychike doszczetnie

a poza tym trzeba byc caly czas pod telefonem i sluchac jak ci ludzie placza jakie to oni maja problemy z psychika

do tego trzeba miec powolanie, nie wolno sie bac chorych psychicznie ludzi, ogolnie trzeba byc otwartym na ludzi i trzeba miec odpornosc psychiczna, zeby nie przejmowac sie stanem swoich pacjentow, bo to roznie moze sie skonczyc

a poza tym jest odpowiedzialnosc, bo byle lekow nie mozna przepisac. no, ale jesli masz badania diagnostyczne to wedle prawa mozesz mu przepisac leki, ktore odpowiadaja diagnozie, nawet jesli ta diagnoza ma niewiele wspolnego z prawda (czyzby tu byla mowa o nas?).

6 lat studiow lekarskich, potem 5 lat specjalizacji na psychiatre, potem iles lat praktyki, kursy, szkolenia coroczne - fuck meczacy zawod, bo trzeba na dyzurach nocnych siedziec i pocinac w Simsy na kompie :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest strasznie...nie czułam się nawet na siłach przeczytać co napisaliście..jest strasznie...cierpienie osiąga poziom ekstremalny...mam bardzo złe myśli

I to co piszesz, Zawiliński, to mi tylko potwierdza opinię, że nasze problemy nie mają źródła psychologicznego, tylko biochemiczny...a ja teraz pól roku muszę spędzić na psychoterapii cierpiąc straszliwie...a może by mi ten agonista dopaminy też pomógł, a tak będę go mogła spróbować dopiero za pół roku...bo przecież tam mi nikt takiego leku nie zapisze...

Wiem jedno, nikt z otoczenia, nasi rodzice, siostry, bracia nie potrafią sobie nawet wyobrazić przez jakie my piekło przechodzimy...i nas krzywdzą swoim niezrozumieniem, ale ja ich nawet rozumiem... też gdybym tego nie przeszła, nie umialabym sobie wyobrazić jak człowiek cierpi nie mając uczuć, zainteresowań, jak nie wie co se sobą zrobić, jak ma myśli samobójcze itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica, cierpienie takie samo z siebie, z życia, ze zmęczenia, poza tym odczuwam lęk, tępą, głuchą rozpacz. Biorę zarówno leki, jak i chodzę na terapię, od niedawna.

Niestety wraz z odczuciami wróciły myśli samobójcze i potrzeba okaleczania się.

Ale wszystko co odczuwam, to negatywne stłumione uczucia, takie jakby za mgłą, za szybą.

Tak jak pisze Krwiopij, to, co odczuwam, jest okropnie przykre.

 

[Dodane po edycji:]

 

To ja też się pod tą podpiszę . Jednak zauważam poprawę .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawilinskiciekawe ujęcie pracy psychiatry, zwłaszcza to o smisach, hehe; ). Wiesz, to było moim marzeniem, zanim przeszłam na drugą stronę biurka; / Takie moje małe powołanie. Zawsze chciałam tak raczej holistycznie podchodzić do człowieka, więc miałam w planach ogarnąć i psychoterapię, a w miarę wolnego czasu i psychologię. No ale w obecnym stanie to ja nie wiem nawet czy skończę studia; ] Więc teraz za daleko nie wybiegam w przyszłość. Zależy mi jedynie na wyzdrowieniu.

A za dziećmi to ja za bardzo nie przepadam; ) Zostawię tę dziedzinę psychiatrii innym ludziom ( bo jakoś większość pała do nich wielką sympatią ; P )

Prawdę mówiąc jeżeli udałoby mi się wyjść z tego stanu, to myślę, że w ogólnym rozrachunku, może by mnie to czegoś nauczyło ( chociaż ta lekcja mogła trwać 3 miesiące, a nie 3 lata z tym samym skutkiem; / ) Bo jaki sens miałoby cierpienie, jeżeli nie zrozumienie tego cierpienia? Tzn nie mówię, że to jakiś odgórny sens; ] Bo w takowe nie wierzę. Ale myślę, że do pewnego stopnia człowiek sam może mu nadać sens...Jednak chyba jedynie wtedy, gdy ono może się skończyć, i gdy nie przekracza pewnego progu... Przynajmniej mi się tak wydaje; / Chociaż, jeżeli chodzi o odczuwanie cierpienia, to wszyscy wokół mnie czują większe cierpienie niż ja.

A jednak... mój stan byłby dla mnie cierpieniem, gdybym mogła czuć. Więc tak go rozpatruję.

Bark uczuć, wytrzymaj jeszcze trochę. Owszem, chemia chemią... Ale psychoterapia też tą chemię może zmienić. Pamiętaj, że coś czujesz. Odrealnione cierpienie to też uczucie, więc może nie masz tego samego co my... Jednak sporo może się kryć w psychice. Nie możesz w tej chwili całkowicie wykluczyć, że ta psychoterapia Ci nie pomoże. Musisz spróbować wszystkiego! I wiem, że umiesz wierzyć. Umiesz. Więc daj temu szansę. Nic na tym nie stracisz. Jeżeli to nie wyjdzie, wtedy spróbujesz z tymi lekami na parkinsona.

Twój stan jest ciężki, ale musisz dać radę, do czasu aż znajdziesz dla siebie lekarstwo ( nieważne co nim będzie, czy terapia, czy lek). A potem, to wiesz... Po tym stanie... to chyba wszystko będzie cudowne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nie mam zdiagnozowanej socjopatii. Jesli chodz o moja diagnoze, to jest tak: niektorzy lekarze uwazaja ze mam ciezka depresje, inni ze mam bardzo lekka.. Osobiscue uwazam , ze moj stan, to nie depresja, a reakcja na swiadomosc zycia w " bezczuciu".

 

Podziwiam Was Wszystkich, ze macie ochote na wypisywanie tak dlugich postow. Ja od miesiaca nie pracuje. leze calymi dniami skulona w lozku, od czasu do czasu cos zjem i tak wyglada moj dzien. Nie chce mi sie nawet tutaj nic pisac. Czytam to co piszecie i probuje znalezc cechy wspolne, ot jedynie to.

 

Mam jeszcze problem z posiadaniem zdania/ stanowiska na dany temat. Nie wiem , czy wiaze sie to z brakiem przezywania emocji, czy nie. Z tego co czytam Wy chyba nie macie z tym problemu????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć: "Potem pojawił się temat schizofrenii prostej, który od roku mam w podświadomości. Przez prawie rok czulam rozpacz z tego powodu."

"chyba się doprowadziłam do tych myśli samobójczych romyślając przez rok czasu o tej schizofrenii prostej."

Ło mamusiu, ratunku, rok?!!!!! Aaaaaaaaa! Dziewczyno, tak na maksa, że mam schizofrenię prostą wierzyłam przez dwa dni, potem temat się przewijał, ale już miałam nadzieję, że się mylę. A te dwa dni to było piekło, leżałam jak nieprzytomna w omdleniu i w momentach kiedy wracała mi świadomość myślałam, jak będzie wyglądać moje życie, też mi się wydawało, że będę rośliną i traciłam z rozpaczy przytomność z powrotem.

Rok to stanowczo za długo. Ktoś Ci musi to w końcu wybić z głowy, bo się wykończysz. Kiedy jedziesz na tą terapię? Może lepszy byłby na razie jakiś oddział specjalizujący się w głębokich depresjach, są takie, proponowali mi to na Sobieskiego.

A z takimi zaburzeniami jest jak z kulą śniegową, jak się zacznie, to potem już nie potrzebna jest przyczyna, tylko wszystko narasta samo z siebie, bo jedne objawy wywołują następne i dołek wywołuje głębszy dołek. Poza tym nawet z tych postów widać myśli depresyjne, których Ty prawie nie zauważasz, więc podobnie na początku mogło się wydarzyć w Twoich uczuciach coś, czego nie umiesz określić i namierzyć. Plus przemęczenie pewnie, które "pomaga" rozwalić czułe układy nerwowe.

Tak jak mówiłam, mam zdiagnozowane zaburzenia osobowości i początki mojej choroby też wiążą się z zawirowaniami uczuciowymi, tylko, że ja sobie wmówiłam, że powinnam coś czuć do chłopaka, do którego nigdy tak naprawdę nic nie czułam i to była moja skomplikowana konstrukcja myślowa. Nie mówię, że jest analogia, ale przy pewnych cechach osobowości i delikatnym układzie nerwowym pewne sytuacje, które dla innych są zupełnie zwykłe i normalnie się przez nie przechodzi, mogą wywołać różne powikłania.

Póki co, bije od Ciebie głęboką depresją.

Naprawdę, na siłę zmuszaj się do czegokolwiek, co Cię odrywa od przykrych myśli. Przynajmniej raz dziennie spacer, mimo, że to może być nieziemski wysiłek i pozornie nic Ci nie da. I całkowity zakaz myśli o schizofrenii prostej!!! Już starczy tego cierpienia.

 

[Dodane po edycji:]

 

PS A depresje bywają też endogenne, czyli bez zewnętrznych przyczyn, czasami wystarczy jakieś zaburzenie hormonalne, lub w ogóle nie wiadomo skąd.

 

[Dodane po edycji:]

 

PS A depresje bywają też endogenne, czyli bez zewnętrznych przyczyn, czasami wystarczy jakieś zaburzenie hormonalne lub w ogóle nie wiadomo skąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren jak brak emocji to brak emocji i tyle. a ze ma do tego jeszcze depresje no to dno totalne. depresja to gowniane gowno. aha, leczenie ludzi z brakiem emocji za pomoca nadziei w stylu psychoterapia ci pomoze jest tylko dowodem na brak wiedzy czym brak emocji sie objawia. nie wiem moze polscy psychiatrzy maja malo doswiadczenia w tym wzgledzie, ale powiem szczerze ze serotonina to nie wszystko. tu chodzi o rownowage wszystkich neuroprzekaznikokw czyli serotoniny, noradrenaliny i dopaminy. a z tego co mowili ludzie, ktorzy lecza sie agonistami dopaminy to poczuli spokoj i pewnosc siebie wiec nie wiem czy branie lekow tylko na serotonine jest takie skuteczne w zaburzeniach depresyjnych. ale za duzo dopaminy tez nie mozna miec, bo wystarczy spojrzec na narkomanow - ci to by tylko dopamina zyli, nic nie jedli nic nie pili tylko by latali. ale wydaje mi sie, ze uzaleznienie agonistami MOZE byc znikome chocby ze wzgledu na to, ze zeby latac trzeba ich duzo, a to duzo kosztuje. a zeby latac taniej wystarczy amfa albo extasy, ale od tego to apteki nie sa. i powstaje 1000 teorii dlaczego czlowiek jest samotny i do tego 1000 terapii zamiast po prostu zajrzec do mozgu i popatrzec co w mozgu ma wplyw na taka a nie inna percepcje. rzygac mi sie chce od tych kursow asertywnosci i rozwoju osobistego. albo masz pewnosc siebie, charyzme i umiejetnosc przekonywania do najwiekszych pierdól i wtedy nikt ci nie podskoczy albo tych cech nie masz i mozesz sobie na 1001 kursow chodzic, a to i tak nic nie zmieni. i to nie prawda, ze tego nie da sie zmienic. dlaczego sa ludzie, ktorzy takie kozaki byli w zyciu, wszystko im sie udawalo, a tu nagle dno. bo chemia spadla w dol albo w gore poszybowala. dlatego ta chemie trzeba odkrecic w druga strone. ale do tego sa jeszcze doswiadczenia zyciowe i czy umiemy z nich wyciagnac wnioski. ale czym sa doswiadczenia zyciowe jesli nie wiedza i emocjami, ktore daja nam sile do dzialania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam u znanego neurologa i on mi wlaśnie zapisał coś na dopaminę..ale czy to jest bezpieczne? Mam obawy. Możesz dać linka do forum gdzie piszą ludzie, którzy stosowali takie leki? Czy też mieli zanik emocji? Boże ja już nie wiem co robić, z jednej strony byłam u znanego neurologa, który mi zapisdał coś na dopaminę, ale z drugiej to jest lek neurologiczny, nie psychiatryczny...z trzeciej strony za 2 dni jadę na PÓŁROCZNĄ terapię i tam pewnie wielki oczy zrobią jak powiem że biorę lek neurologiczny i nie sądzę, żeby mi go kontynuowali...no naprawdę nie wiem co robić...

Tak Refren, od ROKU się obawiam, że to schizofrenia prosta, bo jest coraz gorzej i ja nie wiem jak to tłumaczyć...w ogóle jest strasznie...nie wyobrażacie sobie w jakim jestem stanie...od roku czuję bezgraniczne cierpienie, od roku nie mialam dnia, w którym bym czuła coś dobrego. Tylko bezgraniczne cierpienie. JAk misię poprawiało, to bardzo lekko i tylko na kilka godzin.A radość czy w ogóle coś pozytywnego ostatnio czułam 2 lata temu. Więc mam nadzieję, że mi się terapia przyda...tylko nie wiem co zrobić z tym lekiem od neurologa....nie macie pojęcia jak to jest dzień w dzień od roku czuć niewyobrażalne cierpienie. JA się obawiam, że to się nigdy nie skończy, że będę tak cierpiała przez następnych 40-50 lat. I stąd myśli samobójcze.ALe ja naprawdę chcę żyć. Tylko nie cierpieć tak.Mówiąc szczerze byłam w ostatnim roku w 6 szpitalach i nigdie nie spotkałam osoby, która by tak strasznie cierpiała jak ja...któr aby czuła od rana do wieczora takie bezgraniczne cierpienie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, schizofrenicy podobno nie mają świadomości choroby... zastanawiam się jednak, czy można mieć stany schizofreniczne... czasem się tak czuję. Jestem wtedy święcie przekonana, że jestem największym zerem na planecie i we wszechświecie również. Siła, jaką wtedy czuję, skłaniająca mnie do unicestfienia swojego istnienia jest niepochamowana i wręcz - nieświadoma. Podobno to nie schizofrenia. Chyba bym wolała jednak, aby nią była...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pronoran, ale boję się brać, bo jednak nie jest lek psychiatryczny...to świetny neurolog podobno, ale jednak neurolog, nie psychiatra...nie wiem, jutro jadę na terapię, zobaczymy co tam powiedzą, może mi welbutrin np. zapiszą? TO też działa na dopaminę ( podobno słabiej) ale jest to normalny lek przeciwdepresyjny...

Mi bardzo przeszkadza nie sam brak uczuć do innych, bo do tego się już przyzwyczaiłam i można powiedzmy kochać rodzinę rozumowo ( samym osądem rozumu założyć, że się ich kocha) i nie czuć tego. Ale mi strasznie przeszkadza co innego - nie mam poczucia samej siebie. Nie wiem jak to nazwać. Nie czuję nic na żaden temat, nie mam marzeń, planów, nie mam poczucia, że mam na coś chęć...po prostu nie ma mnie, jakby moje ego znikło... czuję się bardzo czśto tak dziwnie przez to...np. idę gdzieś, albo robię coś, albo mówię, ale nie mam poczucia, że to robię...naprawdę ciężko to wytłumaczyć...tak jakby mi psychika znikła...w ogóle nie przeżywam tego co robię...to jest koszmarne...

Dawniej np. szłam sobie na przystanek, CZUŁAM, że jest wiosna, że ptaszki spiewają, albo, że jest wstrętna brudna listopadowa plucha, CZUŁAM COŚ, czułam, że mam ochotę jak najszybciej wrócić do domu i zaszyć się w ciełym kącie, albo, że przeciwnie MAM OCHOTĘ na rower/ na lody/ na pogadanie z kimś...a teraz tego wsystkiego jestem pozbawiona...nic nie czuję..nie czuję, żebym miała ochotę na cokolwiek...jak coś robię albo coś się dzieje, to w ogóle tego nie przeżywam...czysty automat. I ta wszechogarniająca pustka...nie przeżywam, muzyki, filmu, księżki...to są bardzo konkretne zubożenia. Nawet jeśli nie są one spowodowane schizofrenią tylko zaburzeniami osobowości, to w niczym nie umniejsza to ich uciążliwości.Straszne to jest. Po prostu straszne. Czy Wy też tak macie z tym poczuciem siebie? Ja na przykład często mam wrażenie, że nie ja IDĘ, tylko wyprowadzam swoje ciało...jakbym psychiki i duszy nie miała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pronoran, ale boję się brać, bo jednak nie jest lek psychiatryczny...to świetny neurolog podobno, ale jednak neurolog, nie psychiatra...nie wiem, jutro jadę na terapię, zobaczymy co tam powiedzą, może mi welbutrin np. zapiszą? TO też działa na dopaminę ( podobno słabiej) ale jest to normalny lek przeciwdepresyjny...

Mi bardzo przeszkadza nie sam brak uczuć do innych, bo do tego się już przyzwyczaiłam i można powiedzmy kochać rodzinę rozumowo ( samym osądem rozumu założyć, że się ich kocha) i nie czuć tego. Ale mi strasznie przeszkadza co innego - nie mam poczucia samej siebie. Nie wiem jak to nazwać. Nie czuję nic na żaden temat, nie mam marzeń, planów, nie mam poczucia, że mam na coś chęć...po prostu nie ma mnie, jakby moje ego znikło... czuję się bardzo czśto tak dziwnie przez to...np. idę gdzieś, albo robię coś, albo mówię, ale nie mam poczucia, że to robię...naprawdę ciężko to wytłumaczyć...tak jakby mi psychika znikła...w ogóle nie przeżywam tego co robię...to jest koszmarne...

Dawniej np. szłam sobie na przystanek, CZUŁAM, że jest wiosna, że ptaszki spiewają, albo, że jest wstrętna brudna listopadowa plucha, CZUŁAM COŚ, czułam, że mam ochotę jak najszybciej wrócić do domu i zaszyć się w ciełym kącie, albo, że przeciwnie MAM OCHOTĘ na rower/ na lody/ na pogadanie z kimś...a teraz tego wsystkiego jestem pozbawiona...nic nie czuję..nie czuję, żebym miała ochotę na cokolwiek...jak coś robię albo coś się dzieje, to w ogóle tego nie przeżywam...czysty automat. I ta wszechogarniająca pustka...nie przeżywam, muzyki, filmu, księżki...to są bardzo konkretne zubożenia. Nawet jeśli nie są one spowodowane schizofrenią tylko zaburzeniami osobowości, to w niczym nie umniejsza to ich uciążliwości.Straszne to jest. Po prostu straszne. Czy Wy też tak macie z tym poczuciem siebie? Ja na przykład często mam wrażenie, że nie ja IDĘ, tylko wyprowadzam swoje ciało...jakbym psychiki i duszy nie miała.

 

[Dodane po edycji:]

 

A jednak w zasadzie jestem pewna, że mam schizofrenię prostą. Rzeczywisty świat coraz mniej mnie obchodzi. Dziś przyjechał do mnie były chłopak,z którym prawie ślub planowałam i nasze spotkanie było żałosne. Miałam taką pustkę w głowie, że się w zasadzie nie odzywałam...z grzeczności spytalam co tam w pracy...jak opowiadała, to już mi myśli uciekały w "mój" świat. Byłam jednak na tyle obecna w rozmowie, że dalam radę powiedzieć zgodnie z prawdą, że Mu bardzo zazdroszczę takich zwyklych codziennych problemów w pracy...mój Panie Boże, ile ja bym za takie problemy dała...byle być obecną, zaangażowaną w rzeczywistość...potem znów milczalam albo odzywalam się półsłowkami...ja ktoej do niedawna buzia się nie zamykała...w końcu poczulam narastającą frustrację z tego powodu, że nic nie czuję, że jak mój były chłopak mnie przytulał to czułam się jakbym worek mąki przytulała...frustracja zaczęła narastać..frustracja to jedna z odmian mojego uczucia cierpienia...zaczęłam się coraz gorzej czuć, chciałam zostać sama.

Ponadto cały czas czuję napięcie w ciele...i już nie wiem czy to z powodu psychiki czy po olanzapinie, ale jest to bardzo nieprzyjemne...dobrze się czuję tylko jak siedzę.

Ogólnie jestem kompletnie załamana i pozbawione wszelkiej nadziei, że moje życie jeszcze będzie chociaż w miarę normalne...i nie czuję nic, co ja bym mogła zmienić w tej sytuacji, bo co mogę zrobić, że przestałam czuć emocje i dążenia i zainteresowania mi się skończyły...co ja mogę zrobić? TO niezależne ode mnie, a jeśli niezależne to oznacza tylko jedno: schizofrenia prosta.Tak ja to widzę.

 

[Dodane po edycji:]

 

A jednak w zasadzie jestem pewna, że mam schizofrenię prostą. Rzeczywisty świat coraz mniej mnie obchodzi. Dziś przyjechał do mnie były chłopak,z którym prawie ślub planowałam i nasze spotkanie było żałosne. Miałam taką pustkę w głowie, że się w zasadzie nie odzywałam...z grzeczności spytalam co tam w pracy...jak opowiadała, to już mi myśli uciekały w "mój" świat. Byłam jednak na tyle obecna w rozmowie, że dalam radę powiedzieć zgodnie z prawdą, że Mu bardzo zazdroszczę takich zwyklych codziennych problemów w pracy...mój Panie Boże, ile ja bym za takie problemy dała...byle być obecną, zaangażowaną w rzeczywistość...potem znów milczalam albo odzywalam się półsłowkami...ja ktoej do niedawna buzia się nie zamykała...w końcu poczulam narastającą frustrację z tego powodu, że nic nie czuję, że jak mój były chłopak mnie przytulał to czułam się jakbym worek mąki przytulała...frustracja zaczęła narastać..frustracja to jedna z odmian mojego uczucia cierpienia...zaczęłam się coraz gorzej czuć, chciałam zostać sama.

Ponadto cały czas czuję napięcie w ciele...i już nie wiem czy to z powodu psychiki czy po olanzapinie, ale jest to bardzo nieprzyjemne...dobrze się czuję tylko jak siedzę.

Ogólnie jestem kompletnie załamana i pozbawione wszelkiej nadziei, że moje życie jeszcze będzie chociaż w miarę normalne...i nie czuję nic, co ja bym mogła zmienić w tej sytuacji, bo co mogę zrobić, że przestałam czuć emocje i dążenia i zainteresowania mi się skończyły...co ja mogę zrobić? TO niezależne ode mnie, a jeśli niezależne to oznacza tylko jedno: schizofrenia prosta.Tak ja to widzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×