Skocz do zawartości
Nerwica.com

nadopiekuńcza matka


Rekomendowane odpowiedzi

U mnie ani sąsiedzi ani "znajomi" z lat szkolnych nie pytają, co u mnie.

U mnie już praktycznie też. Nawet dla nich już głupio pytać jeżeli z góry wiadomo jaka będzie odpowiedź. Zauważyłem, że nawet oni wtedy czują się bardzo niezręcznie. A to pytanie jest oznaką dobrego wychowania, zauważyłem, że oni zagadują byle co ponieważ tak zostali nauczeni, że trzeba coś zagadać. A teraz to nawet zagadywanie praktycznie się skończyło ponieważ nie mają o co mnie pytać, widzę u nich wielkie zakłopotanie z tego powodu ponieważ nie wiedzą co powiedzieć do mnie. Zresztą dziwię się, że ktokolwiek w ogóle chce mi podawać jeszcze rękę, to coś niespotykanego. Przecież ja sam omijam te wszystkie osoby szerokim łukiem, jestem w stosunku do nich oschły, prezentuję postawę jakbym miał ich wszystkich w dupie, a to oni łaszą się o kontakt ze mną. Tak jakbym był jakimś naburmuszonym hrabią, chore. A tak na prawdę to jestem samotny, nie zrozumiany i smutny, tylko, że boję się tych wszystkich osób, odczuwam lęk, moje zmysły się wyostrzają, wzrok się zmienia, ton głosu ulega zmianie, twarz się wykręca. Wtedy wyglądam jak jakiś kosmita i tak samo się zachowuję.

 

Ja kiedyś myślałem, że to z rówieśnikami jest coś nie tak i jestem jedynym normalnym chłopakiem w szkole.

Być może myślałem nawet podobnie. Sam nie wiem teraz co myślałem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, widziałem, że odstaję od reszty, myślałem, że po prostu taki jestem, taką mam osobowość.

 

U mnie w rodzinie są też niezaradni mężczyźni (co prawda nie tak skrajnie, jak ja, no ale też niezaradni), ale maminsynkami nie są.

Moja rodzina cała jest pokręcona. Ty nawet sobie nie wyobrażasz co tutaj się dzieje. To jak najlepsza komedia ever.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie już praktycznie też. Nawet dla nich już głupio pytać jeżeli z góry wiadomo jaka będzie odpowiedź. Zauważyłem, że nawet oni wtedy czują się bardzo niezręcznie. A to pytanie jest oznaką dobrego wychowania, zauważyłem, że oni zagadują byle co ponieważ tak zostali nauczeni, że trzeba coś zagadać.

Do mnie, jak ktoś w szkole coś zagadał, to miałem odczucie, że ma wrogie zamiary wobec mnie.

 

Moja rodzina cała jest pokręcona. Ty nawet sobie nie wyobrażasz co tutaj się dzieje. To jak najlepsza komedia ever.

U mnie w rodzinie tylko ja jestem pokręcony, reszta osób jest w miarę normalna, odstaję od nich. Wiem, że to głupie, ale bywa tak, że wkurza mnie, że moja rodzina nie jest nienormalna.

 

-- 04 paź 2014, 01:02:07 --

 

Matka kiedyś powiedziała do ojca, żeby nie był pewien, że jest moim biologicznym ojcem.

W takim przypadku mogłem odziedziczyć swoją nienormalność po biologicznym ojcu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do mnie, jak ktoś w szkole coś zagadał, to miałem odczucie, że ma wrogie zamiary wobec mnie.

Jak do mnie ktoś zagaduje to odnoszę wrażenie, że po to aby tylko ze mnie się pośmiać lub po to bo tego wymaga kultura mimo, że taka osoba czuję się bardzo zakłopotana rozmową ze mną i w głębi siebie ma mnie głęboko w dupie, a nawet mnie nie lubi.

 

U mnie w rodzinie tylko ja jestem pokręcony, reszta osób jest w miarę normalna, odstaję od nich. Wiem, że to głupie, ale bywa tak, że wkurza mnie, że moja rodzina nie jest nienormalna.

To jakieś przedziwne. To jakim cudem Ty aż taki odstajesz? Przecież ktoś musiał Cię wychować na swoje podobieństwo.

 

Matka kiedyś powiedziała do ojca, żeby nie był pewien, że jest moim biologicznym ojcem.

W takim przypadku mogłem odziedziczyć swoją nienormalność po biologicznym ojcu.

A myślałeś może o podkradnięciu włosa dla ojca i zrobieniu badań DNA na ojcostwo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jakieś przedziwne. To jakim cudem Ty aż taki odstajesz? Przecież ktoś musiał Cię wychować na swoje podobieństwo.

Jak widać, nikt nie wychował mnie na swoje podobieństwo.

 

A myślałeś może o podkradnięciu włosa dla ojca i zrobieniu badań DNA na ojcostwo?

A po co ? Matka mogła np. tak sobie to powiedzieć. A nawet jeśli matki tekst miał jakieś podstawy, to nie odczuwam jakiegoś dużego zainteresowania, by się więcej dowiedzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja matka jest osobą o bardzo niskich wymaganiach. Odkąd poślubiła mojego ojca to nigdy z nim nigdzie nie wyjechała, nie licząc czasami spacerów po mieście. Nigdy mój ojciec jej nic nie kupił (ani na imieniny, ani na urodziny, ani na rocznicę, ani na dzień kobiet). Nigdy chyba za mojego życia nie uprawiała nawet z ojcem seksu bo byli tak jakby pokłóceni już od moich narodzin, nawet nie okazywali sobie czułości, nie całowali się, nie mówili sobie miłych słówek itp. Ten związek jest jakiś kosmiczny, tak jakby na siłę. Zastanawiam się czy może ten związek nie jest jakiś fikcyjny, mój stary jest jakimś pedałem, a moja matka starą lesbą. Odkąd pamiętam to jej rola w tym domu ograniczała się do: sprzątaczki, kucharki, niewolnicy i obiektu drwin. Moja matka robi za białego murzyna w 21 wieku. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki, nawet nic nie burknie, nie ma żadnych potrzeb, ani fizycznych, ani emocjonalnych. Gdy patrzę na prozę życia mojej matki to chce mi się wymiotować, no bo co to za życie? Kto w ogóle wychował taką osobę z zerowym poczuciem wartości? Kto wychował takiego murzyna? Jej rodzice od zawsze dla mnie byli nieźle fiśnięci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja matka jest osobą o bardzo niskich wymaganiach. Odkąd poślubiła mojego ojca to nigdy z nim nigdzie nie wyjechała, nie licząc czasami spacerów po mieście. Nigdy mój ojciec jej nic nie kupił (ani na imieniny, ani na urodziny, ani na rocznicę, ani na dzień kobiet). Nigdy chyba za mojego życia nie uprawiała nawet z ojcem seksu bo byli tak jakby pokłóceni już od moich narodzin, nawet nie okazywali sobie czułości, nie całowali się, nie mówili sobie miłych słówek itp. Ten związek jest jakiś kosmiczny, tak jakby na siłę. Zastanawiam się czy może ten związek nie jest jakiś fikcyjny, mój stary jest jakimś pedałem, a moja matka starą lesbą. Odkąd pamiętam to jej rola w tym domu ograniczała się do: sprzątaczki, kucharki, niewolnicy i obiektu drwin. Moja matka robi za białego murzyna w 21 wieku. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki, nawet nic nie burknie, nie ma żadnych potrzeb, ani fizycznych, ani emocjonalnych. Gdy patrzę na prozę życia mojej matki to chce mi się wymiotować, no bo co to za życie? Kto w ogóle wychował taką osobę z zerowym poczuciem wartości? Kto wychował takiego murzyna? Jej rodzice od zawsze dla mnie byli nieźle fiśnięci.

 

Po części moja matka prowadzi podobny żywot, ale jakieś tam drobne prezenty dostaje na urodziny od ojca no i raz w roku jedzie na jakąś wycieczkę z kościoła, ale ogólnie to tez poza praca i usługiwaniem niewiele ma z życia, dzisiaj chyba żadna młoda kobieta by się na takie coś nie godziła ale w jej roczniku 1946 to dość powszechne a plusem jest to że ojciec nie pije alko i nie używa przemocy a to już coś dla kobiet w tym wieku.

Moi rodzice nigdy razem nie spacerowali odkąd pamiętam nawet do kościoła chodzą zawsze osobno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po części moja matka prowadzi podobny żywot, ale jakieś tam drobne prezenty dostaje na urodziny od ojca no i raz w roku jedzie na jakąś wycieczkę z kościoła, ale ogólnie to tez poza praca i usługiwaniem niewiele ma z życia, dzisiaj chyba żadna młoda kobieta by się na takie coś nie godziła ale w jej roczniku 1946 to dość powszechne a plusem jest to że ojciec nie pije alko i nie używa przemocy a to już coś dla kobiet w tym wieku.

Moi rodzice nigdy razem nie spacerowali odkąd pamiętam nawet do kościoła chodzą zawsze osobno.

Moja matka nie dostaje żadnych prezentów, nie przypominam sobie aby kiedykolwiek dostała nawet jakiś kwiatek czy cokolwiek. Na żadne wycieczki również nigdzie nie jeździła. Jak żyję, a mam już 22 lata, to NIGDY nie byłem z nimi nigdzie i oni sami również nigdzie nie byli. Tak jak pisałem wcześniej, nasze wypady ograniczały się tylko czasami do wspólnego spaceru po mieście lub wyjścia do sklepu. A właśnie, czemu dla tych kobiet z wcześniejszych roczników to było powszechne? Dlaczego dalej nie jest to powszechne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po części moja matka prowadzi podobny żywot, ale jakieś tam drobne prezenty dostaje na urodziny od ojca no i raz w roku jedzie na jakąś wycieczkę z kościoła, ale ogólnie to tez poza praca i usługiwaniem niewiele ma z życia, dzisiaj chyba żadna młoda kobieta by się na takie coś nie godziła ale w jej roczniku 1946 to dość powszechne a plusem jest to że ojciec nie pije alko i nie używa przemocy a to już coś dla kobiet w tym wieku.

Moi rodzice nigdy razem nie spacerowali odkąd pamiętam nawet do kościoła chodzą zawsze osobno.

Moja matka nie dostaje żadnych prezentów, nie przypominam sobie aby kiedykolwiek dostała nawet jakiś kwiatek czy cokolwiek. Na żadne wycieczki również nigdzie nie jeździła. Jak żyję, a mam już 22 lata, to NIGDY nie byłem z nimi nigdzie i oni sami również nigdzie nie byli. Tak jak pisałem wcześniej, nasze wypady ograniczały się tylko czasami do wspólnego spaceru po mieście lub wyjścia do sklepu. A właśnie, czemu dla tych kobiet z wcześniejszych roczników to było powszechne? Dlaczego dalej nie jest to powszechne?

 

Dla kobiet po 50-ce zwłaszcza na wsiach wakacje to abstrakcja tak samo jak tzw równouprawnienie bo facetowi garów myć i gotować nie przystoi. Facet jest od zarabiania a kobieta od zajmowania się domem i nie ma mieć żadnych pasji :mrgreen: no chyba że szycie lub coś w tym stylu. Facet który pracuję i nie pije i nie biję za dużo to już coś dziś niestety wymagania wzrosły. :evil:

 

A co do wyjazdów, wycieczek mój ojciec w związku ze swa pasją zwiedził całą Polskę a kawał Europy a matka to może kilka razy w roku dalej niż 10 km od miejsca zamieszkania się rusza dla niej wyjście do kościoła to już podróż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może i ja dołożę swoją historię do tematu. Jestem tu nowa także przy okazji się witam ;) I to będzie raczej długi post, także z góry przepraszam :smile:

 

Mam na imię Ola i mam 27 lat. Od dziecka nie byłam zbytnio szczęśliwa, raczej ciągle zamyślona i stojąca "z boku" wśród grupy rówieśników. Nie mam rodzeństwa i zawsze otaczali mnie ludzie starsi ode mnie, co najmniej o 10-15 lat.

 

Moi rodzice są nauczycielami. Do czasu liceum chodziłam do szkoły, w której oboje uczyli, choć się przeciw temu buntowałam. Byłam grzecznym dzieckiem, choć ciekawym świata i wszystkiego co mnie otacza, ale oczywiście cała moja rodzina twierdzi dziś inaczej, dla nich byłam rozwydrzonym bachorem, nie to co inne dzieci. W szkole byłam prymuską. Niestety dobra nauka nie wystarczała mojej rodzinie, zwłaszcza tacie i mojemu dziadkowi - tacie mojego taty, który mieszkał z nami na tym samym podwórku. A ja naprawdę lubiłam się wtedy jeszcze uczyć, bo wiedza również była formą odkrywania czegoś nowego... W każdym razie w moim życiu, tak jak w życiu każdego ucznia, zdarzały się lepsze i gorsze chwile. Przez gorsze chwile mam na myśli dostanie ocenę 4 (a nie 5, czy 6), co zdarzało się naprawdę nieczęsto. U mnie w domu urastało to do rangi klęski żywiołowej. Dziadek z tatą pytali mnie, czemu dostałam gorszą ocenę, czego się nie nauczyłam, kto z uczniów z mojej klasy okazał się ode mnie lepszy. Oczywiście nauczyciele nie dawali mi taryfy ulgowej, bo rodzice wręcz o to błagali. Bolało mnie to bardzo, ponieważ wobec innych nauczycielskich dzieci z mojej klasy nauczyciele byli stronniczy, ja starałam się mocno, a oni wcale, a i tak kończyliśmy na koniec roku z podobnymi świadectwami. Niekiedy nauczyciele pytali mnie o rzeczy wykraczające poza program nauczania, a byłam z tego bezprawnie rozliczana. Do tego dochodził u mnie brak prawdziwych przyjaciół. Oczywiście, od pewnego wieku bawiłam się z innymi dziećmi na mojej ulicy, ale rodzice pozwalali mi być za furtką max 3 godziny i to jak odrobiłam lekcje, co oczywiście sprawdzali. O godzinie 6 wieczorem lub wcześniej furtka się zamykała, a ja patrzyłam przez okno w kuchni z płaczem jak inne dzieci grają w siatkę, czy w klasy. Nie miałam też żadnego zwierzaka. Byłam kompletnie sama. Na początku gimnazjum poznałam jedną dziewczynę, którą po krótkim czasie zaczęłam uznawać za koleżankę od serca. Obie dobrze się uczyłyśmy, obie miałyśmy o czym rozmawiać, zaczęłyśmy się odwiedzać, bo nasi rodzice uznali, że jesteśmy dobrymi materiałami na przyjaciółki. Niestety pech chciał, że ta dziewczyna zakochała się w chłopaku, z którym chodziła moja kuzynka. Powiedziałam jej o tym i przyjaźń szybko się skończyła. Nauczyciele, rodzice próbowali nas godzić, a ta dziewczyna i inne dzieci z klasy zaczęli się nade mną znęcać. Byłam samotna, ale z powodu tej sytuacji stałam się samotna jeszcze bardziej. Do końca gimnazjum nie znalazłam już bratniej duszy, dzieci zrzucały mnie z ławek, nikt nie chciał ze mną siadać w ławce, na wfie to ja obrywałam najmocniej piłkami, czy kijami do hokeja po nogach. Ale nikomu się nie skarżyłam, do czasu aż mama to zauważyła i narobiła w szkole afery, po której było jeszcze gorzej, bo przecież musiała się wtrącać w moje sprawy. Dzieci winiły mnie też za dobre oceny, a sprawę pogorszył fakt, że przez 1 rok tata uczył mnie historii. Dzieci sądziły, że tata daje mi pytania do sprawdzianów, co nie było prawdą. Potem nastał czas liceum i sądziłam, że będę miała nieco więcej wolności, bo przecież nikt mnie tam nie zna, bo jestem bardziej dorosła, bo mniej więcej wiedziałam już wtedy co chcę w życiu robić. Nic bardziej mylnego. Miałam 2 koleżanki (które po skończeniu liceum przestały mnie znać), ale rodzice coraz bardziej ciosali mi kołki na głowie za naukę, bo poznałam chłopaka i pewnie nie chciałam się uczyć. Przez ich nagonkę na mnie, kolejne wyrzuty, że pewnie sobie nie poradzę w życiu, że oni się będą wstydzić faktycznie pogorszyłam się w nauce, a raczej skupiłam się na nauce przedmiotów, które mogą mi się przydać na studiach. Do matury średnio się przygotowałam, choć i tak zdałam ją nieźle, niemniej jednak zabrakło mi kilku punktów, by dostać się na dzienne studia. Od tej pory rodzice zawsze wypominali mi już pieniądze wkładane w moją edukację. Gdy poszłam na studia po raz 1 zauważyłam, że coś dziwnego się ze mną dzieje, że nie potrafię się otworzyć, że każda krytyka (nawet konstruktywna na zajęciach) mnie boli, że nie umiem jej przetrawić, że skoro nie jestem taka perfekcyjna na tip top, to znaczy, że jestem nikim, zaczęłam panicznie się objadać, przez co przytyłam ok 15 kg. Oczywiście zawaliłam rok, bo tak bardzo zapętliłam się w myślach, że nie dam sobie rady z tym wszystkim. Nie pomagały mi smsy i tel. od rodziców, co robię, gdzie jestem, czy się uczę, żebym im dała dostęp do mojego konta USOS, by mogli sprawdzić moje oceny. Dzwonili nawet jak byłam na zajęciach, w domu przeszukiwali mi szafki w poszukiwaniu indeksu, grozili, że będą dzwonić na uczelnię, czy faktycznie tam chodzę. Obsesyjny perfekcjonizm wpojony mi przez rodziców i lęk przed uczeniem się sprawił, że przestałam chodzić na uczelnię. Wróciłam do domu, schudłam, uparłam się, że dam sobie radę i że nie będę się już przejmować zdaniem rodziców. Ponownie rozpoczęłam studia i znowu załamanie, poznałam chłopaka, z rodziny sławnych dziennikarzy, zakochałam się w nim na zabój, a on okazał się alkoholikiem, gdy mnie pierwszy raz uderzył uciekłam od niego, ale tak bardzo nie mogłam patrzeć na uczelnię, że znowu zrezygnowałam ze studiów. I załamałam się totalnie, rodzina zamiast mnie wesprzeć, cokolwiek, tylko ciosała mi kołki na głowie. Że jestem gruba, niechlujna, że się obżeram, choć nie mam powodu, że znowu zawaliłam studia i co oni powiedzą, że już głupsi ode mnie studia pokończyli, itd., itd. W końcu uwierzyłam na tyle w ich kłamstwa, że studiów do tej pory nie skończyłam, nadal walczę z otyłością, nie umiem normalnie egzystować w 1 domu z rodzicami (obecna sytuacja finansowa nie pozwala mi od nich uciec raz na zawsze, bo nie mam pracy, a w moim rodzinnym mieście, bez wykształcenia jej nie znajdę, wiem, bo już próbowałam), doszło nawet do tego, że stałam się dla rodziców kimś w rodzaju służącej - prałam, prasowałam, robiłam obiady, wysprzątałam 2 zagracone domy. A oni nadal swoje, czegokolwiek bym nie zrobiła to i tak nie zasłużę sobie nigdy na ich miłość (choć doszło do tego, że próbowałam ją sobie kupić staraniem się o ich względy jak pies), zresztą podejrzewam, że oni nie potrafią kochać. Czasem się zastanawiam, czy ja w ogóle potrafię... Choć wydaje mi się, że już nie, nie po tym co było między mną a tym alkoholikiem. Rodzice wspierali mnie jedynie i to połowicznie w sytuacjach naprawdę kryzysowych, bo przecież "trzeba było za mnie ten burdel odkręcić", a przez odkręcenie burdelu mam na myśli - wzięcie dokumentów z uczelni, kupienie dla grubaski większych ciuchów, czy oddanie wziętego przeze mnie psa z powrotem do schroniska. Nikt nie wie o mojej sytuacji, bo przed rodziną, znajomymi rodzice grają cudowne małżeństwo i rodziców, a ja mam ochotę tylko wyć z bólu. Żyjący jeszcze dziadkowie, rodzice mojej mamy, nie wtrącają się w moje życie, bo sądzą, że jestem nadwrażliwa, nie wierzą w moją wersję lub udają, że nie wierzą. Ale przyjmują wersję swojej córki, która udaje, że zrobiła wszystko, by mnie wyprowadzić na ludzi.

 

Teraz moja wersja prawdy o moich rodzicach. Ojciec miał bardzo podobną sytuację ze swoim ojcem, co ja z nim i powtarza jego błędy, choć ja mu tych błędów nigdy nie wybaczę. Jest oschły, nie umie okazywać uczuć, czasem mu się to tylko zdarza na imprezach rodzinnych jak się już podpije, a wie dobrze jak ja reaguję na wyznania po alkoholu i że już nigdy nie zareaguję na coś takiego normalnie...

 

Matka, hmm, matka niestety jest najgorszym typem kobiety, który z miłości oddaje wszystko facetowi. Efekt jest taki, że ojciec nią poniewiera - krzyczy, bo kromka chleba jest źle ukrojona, bo mama nie trzymając moczu czasem zaleje deskę klozetową, albo ostatnio - złamała rękę, by mu zrobić na złość, bo zamówili nowe meble do swojego pokoju i teraz nie ma mu kto pomagać. Przez to mama wyżywa się na mnie i to mnie obarcza dodatkowo winą za to, że nie jest szczęśliwa w małżeństwie. Wręcz daje sygnały, że przecież chcę kiedyś skończyć studia. Więc wychodzi na to, że to ja mam się czuć winna za jej nieudane życie i w rzeczywistości tak się właśnie czuję. Gdy dochodzi do nieporozumień między mną a tatą, który np. w sklepie krzyczy na mnie, bo za wolno po nim idę, zawsze stanie po jego stronie, jeszcze go za to przepraszając. Uważam, że stosuje wobec mnie i matki psychiczną przemoc. Nie mogąc już wytrzymać tego wszystkiego próbowałam się targnąć na swoje życie łykając dużą dawkę tabletek, które skutecznie doprowadziłyby mnie do zapaści. Niestety rodzice skutecznie doprowadzili mnie do wymiotów, nawet nie wzywając karetki. Jedyne co powiedzieli to, cytuję: mama - trzeba odwieźć gówniarę do wariatkowa, no psychiczna jakaś, tata - przypierdolić ci? Oczywiście mama jest również ubezwłasnowolniona finansowo - oddała tacie nawet kartę do bankomatu, całą swoją pensję, tak że teraz nawet o podpaski musi się prosić.

 

Próbowałam wizyt u psychologów - jedni okazywali się totalnymi ignorantami, czyli bierzemy kasę i przez godzinę zero słowa do pacjenta, gdy wydawało mi się, że znalazłam kogoś odpowiedniego to niestety zrezygnowałam, bo nie potrafiłam znieść tego, że i taką relację moja matka chce kontrolować, bo lekarz powinien ją poinformować o czym rozmawiałam z nim, powinien jej dać zalecenia, itd.

 

Życie z nadopiekuńczymi rodzicami wcale nie jest takie łatwe. Jedni mówią, weź ucieknij, żyj na własny rachunek, ja próbowałam już tego 2 razy i za każdym razem ich obsesja kontroli doprowadzała do tego, że zawalałam swoje życie. A teraz po prostu na to życie nie mam siły, nie mam też środków finansowych, by od rodziny uciec i ich nigdy więcej nie zobaczyć, a najchętniej to bym właśnie zrobiła. Uważam, że to oni powinni się leczyć lub inaczej - wszyscy w tej rodzinie powinniśmy, ale ja nie dlatego, że jestem szalona, a dlatego, że stałam się ich ofiarą. Ale oni nigdy nie przyznają się (nawet przed sobą), że popełnili ogromny błąd. Sami zresztą stwierdzili, że nie mają sobie absolutnie nic do zarzucenia. Nie chcę już mówić tu dosłownie o wszystkich sytuacjach, które mnie z nimi spotkały, bo musiałabym stworzyć książkę. Niemniej miło jest się tu komuś wyżalić, nawet jeśli jesteśmy dla siebie zupełnie obcymi osobami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87, Twoi rodzice zniszczyli w Tobie ciekawość świata, stłamsili Cię, wpędzili w lęki i depresje. Jesteś inteligentną, wrażliwą, świadomą kobietą a jednak nie potrafisz się od nich uwolnić. Wiem jakie to jest obezwładniające bo przeżywałam podobne rzeczy. Musisz za wszelką cenę stanowić sama o sobie - rodzice nawet nie powinni, nie muszą wiedzieć o terapii. Nie wiem czy sama sobie poradzisz. Skoro już targnęłaś się na swoje życie, myślę że będzie Ci ciężko. Zrób tak jak ja. Nie pracujesz, więc masz czas żeby znów podjąć terapię za darmo na NFZ. I nie licz na to, że terapeuta będzie Ci radził cokolwiek. Lecz mimo to, za jego pomocą będziesz potrafiła emocjonalnie odciąć się od rodziny, nauczysz się jak radzić sobie w tym kotle. Problem wagi jest teraz nieistotny. Musisz zacząć zdrowieć od podstaw. W tej chwili jedzenie jest ucieczką, dzięki której nie oszalałaś z bólu do końca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że do tej pory próbowałam zrobić wszystko, żeby mimo wszystko zasłużyć sobie na ich miłość. Ostatnio mieli rodzinną imprezę i ja gotowałam, bo lubię gotować, ale kiedy ojciec zaczął na mnie krzyczeć, żebym szybciej gotowała, bo mu zaraz przychodzą goście i co on powie, a ja wyglądałam jak kocmołuch stojący nad garami to zrozumiałam, że czegokolwiek bym nie zrobiła i tak nigdy nie będzie dobrze i po prostu zarzuciłam to gotowanie i wyszłam z domu. Rodzice jak zwykle mnie uznali za winną i od tygodnia się do mnie nawet nie odzywają a sobie z dziubków jedzą, a ja znowu z bólu nadmiernie jem, chociaż już tak dobrze szło mi z dietą. Ale byłam głupia, bo wciągnęłam w odchudzanie i jeżdżenie do ośrodka mamę, ojciec nam pozazdrościł, że gubimy wagę i też kazał przygotowywać sobie diety. I teraz zamiast walki o siebie muszę walczyć o 3 osoby, a przecież ledwie ze sobą daję sobie radę. Ech, na jakiej planecie ja do tego wszystkiego dopuściłam to nie wiem :why:

 

-- 28 lis 2014, 16:51 --

 

Dzisiaj wywołałam burzę w domu, choć nie wiem, czy dobrze zrobiłam, bo wiem, że z tego powodu będę mieć tu piekło... Umówiona byłam z rodzicami, że miesięcznie na swoje potrzeby dostanę kwotę 150 zł, niestety, jak zwykle sądzono, że żartuję i że wcale pieniądze na jakieś ubranie, kosmetyk, czy wyjście do kina są mi niepotrzebne :cry: Udawano przez pełen tydzień, że nie było tematu, że między sobą nie przedyskutowali tej kwestii, etc. Rozpętała się kłótnia, bo ja nie mam prawa do pieniędzy. W takim razie oznajmiłam, że:

 

1. Od tej pory nie interesuje mnie domowe życie i że przestaję robić za ich sprzątaczkę, praczkę, służącą, etc. i że piorę, sprzątam tylko za siebie i że nie życzę sobie za mnie zmywania, prania, itd. - chociaż i tak ja to głównie robiłam, nie sprzątałam tylko wtedy gdy byłam chora, a i tak moje leki były za drogie...

 

2. Powiedziałam wreszcie po raz 1 głośno, że to ich uważam za nienormalnych - bo już cichaczem mówili między sobą, że trzeba coś ze mną zrobić i że trzeba zabrać mi telewizor, internet, etc. Ciekawe co dalej - jedzenie? ubranie? żebym nago chodziła?! Skoro i tak prócz rzeczy (niekiedy wieloletnich) nie mam nic nowego w swoim pokoju, a rzeczy, które kiedyś miałam - np. swoje garnki oni przejęli, to ja olewam od nich pieniądze, nie chcę już nic, bo i tak nic bym nie dostała.

 

3. Powiedziałam też, że od tej pory zamierzam mówić dosłownie każdemu o swoim stanie, że mam depresję i kto mnie w nią wpędził i że nie ukończyłam studiów - do tej pory to była ogromna tajemnica i boją się ujawnienia tej tajemnicy, bo to ich rozwścieczyło wręcz, wywaliłam ich również z fbooka i zagroziłam, że jeśli nie spasują to 600 osób dowie się całej sprawy.

 

4. Powiedziałam, że zamierzam iść do lekarza rodzinnego (znajoma mamy) i powiedzieć o swoim stanie zdrowia i prosić o skierowanie do psychologa lub psychiatry na nfz i powiem wszystko.

 

5. Zadzwoniłam do babci (mamy mojej mamy) i również oznajmiłam, że od tej pory ma nie ukrywać prawdy o mnie, bo ja nikogo nie zabiłam ani nie okradłam, bym musiała się ukrywać przed ludźmi. BO TO RODZINA WPĘDZIŁA MNIE WE WSTYD, ŻE NIE SKOŃCZYŁAM STUDIÓW I PRZYTYŁAM, TO JESTEM NIC NIE WARTA.

 

6. Oznajmiłam także, że nie zgadzam się na to, by rodzina była ze mną na diecie, że od tej pory jeździmy osobno na spotkania odchudzające i dobór diety, że nie przygotowuję posiłków dla 3 osób (często 3 różnych posiłków), że od tej pory nie odpowiadam za zrobienie listy zakupów. Jeśli nie dadzą mi pieniędzy na odchudzanie i poprawę mojego stanu zdrowia, to trudno.

 

7. Od tej pory jestem też na ich imprezach gościem, a nie robolem, o ile w ogóle zechcę w tych imprezach uczestniczyć, a wątpię, że będę chciała.

 

8. Powiedziałam też, że zamierzam szukać od stycznia pracy, a właściwie rozsyłać maile już teraz, bo na swoje wydatki nie zamierzam więcej się prosić. Choćbym i miała zostać dziwką, to już nie poproszę o złamany grosz. Ani na odchudzanie, ani na terapię. Może pójdę do babci jeśli zabraknie mi pieniędzy, ale też nie wiem. Wyślę cv do tego miejsca gdzie odchudzają mnie, a nuż dadzą mi szansę... Oby mi dali...

 

9. Nie będę ich informować o niczym, bo skończyła się nade mną obsesja kontroli i władzy, którą mają ze względu na mój brak zarobku.

 

10. Dodałam też, że jeśli czymś mi zagrożą - zabraniem pieniędzy na jedzenie i ubranie, telewizji, internetu, etc. to narobię im koło dupy, nawet kosztem braku miejsca zamieszkania - napiszę do mediów o swoim problemie (a mam paru znajomych w czołowych mediach, bo studiowałam bądź co bądź 2 lata dziennikarstwo), napiszę na fbooku, do pracodawcy moich rodziców i do kuratorium, by sami nie mieli już środków do życia i zawiadomię policję o znęcaniu się nade mną psychicznym.

 

11. Mam odłożone trochę grosza, choć nie wiem, czy to wystarczy i wstawię sobie tu do pokoju drzwi z zamkiem i nikomu nie dam klucza. Lub odłożę sobie na coś innego.

 

Oczywiście rodzina zareagowała agresją wobec mnie i słowami, że znowu do wariatkowa ją, że nie mamy sobie nic do zarzucenia, że jesteśmy normalni :blabla:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87 no, to pojechałaś ;) Nawet nie wiesz jak Cię rozumiem. Ja mam już męża i własne dziecko a moja matka ciągle traktuje mnie jak niepełnosprawną :bezradny: Niestety mieszkamy razem. Ciągła kontrola, wytykanie, poprawianie, przypominanie... Mam tego po uszy :time: Właśnie przed chwilą krzyknęła mi, że pranie mi się wyprało i żebym powiesiła :silence: No, przecież jak k*wa nastawiłam to wiem, że trzeba je powiesić!!!

Wszelkie rozmowy kończą się tak samo - że ja coś sobie ubzdurałam, a ona przecież chce dobrze. Z tego chcenia wylądowałam na terapii i muszę się leczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To fajnie, że przynajmniej kogoś masz, bo ja nie mam absolutnie nikogo. Rodzice - wiadomo, babcia i dziadek - wierzą w słowa swojej córki lub udają, że nie widzą problemu, choć sądzę, że raczej to pierwsze. Wszyscy spoza mojego domu - znajomi mojej kochanej rodzinki, ich współpracownicy, reszta rodziny - nikt o niczym nie wie, bo wpędzono mnie w taki strach i załamanie, że sama zaczęłam to ukrywać i się tego mocno wstydzić. Nie mam też kolegów i przyjaciół, w ogóle - bo po prostu wszyscy mnie olali na pewnych etapach swojego życia, bo założyli rodziny, bo po liceum już koleżanka pomagająca w nauce przestała być potrzebna, itd. Ja nigdy nie kończyłam tych kontaktów pierwsza i zawsze o tych ludziach myślałam, ale przestałam się starać, skoro oni nawet nie zdobyli się na wysłanie mi raz do roku życzeń na święta. Zwierząt nie mam, bo kategorycznie zabraniają tego moi rodzice, wiedząc jak przez to cierpię. Miałam kiedyś psa i to tylko dlatego, że dostałam go od chrzestnej na urodziny i nie wypadało odmówić (bo jakby wyszli w oczach rodziny), ale skończyło się tym, że gdy jeszcze się uczyłam i nie mogłam przyjechać do domu dość długo, bo sesja i te sprawy, to psina zachorowała i zdechła - o czym moi rodzice nie byli łaskawi mnie poinformować, potem się tłumaczyli, że ja się powinnam była uczyć i dlatego to ukryli, nienawidzę ich... Wyobrażasz sobie - wchodzisz do domu, wołasz psa, którego kochasz i odpowiada cisza, a potem tekst - wiesz, zdechł, miał raka czegoś tam, nie mówiliśmy ci, bo miałaś sesję egzaminacyjną, a nauka jest najważniejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87, Spodobało mi się to co napisałaś na pierwszej stronie swojego wątku, że postawiłaś się tym obcym Tobie ludziom czyt. rodzicom. Tak. Obcy ludzie potrafią okazać więcej ciepła niż ci tyrani. Pozostałych 10 stron nie chciało mi się czytać :D . Miałem podobnie. Kiedyś dobry uczeń, ale przecież ojcu to nie wystarczało. Każda czwórka z matmy z której byłem słaby, była symbolem klęski. Perfekcjonizm wpojony od dziecka. Dzisiaj leję na to wszystko. Dzisiaj to ja utrzymuję mojego ojca i jeśli coś mu się nie podoba to niech zachowa to dla siebie :D . Twoi rodzice też się starzeją i radzę im pamiętać, że mają jedną córkę na starość :D . Osiągniesz wszystko co zechcesz Olu, ale dojdź do tego małymi kroczkami. Nie zniechęcaj się porażkami. Porażka to informacja zwrotna - tak się nie uda, trzeba spróbować innego sposobu. Na nowy rok urzędy pracy dostaną dofinansowanie na płatne staże dla bezrobotnych. Ja znalazłem w ten sposób pracę i pracuję już 2,5 roku łącznie ze stażem. Uderz już teraz i zapytaj o staż. Jestem z Tobą mała. Dasz radę. Wiem to. Musisz mieć jakiś ogólnie rozrysowany plan w swojej głowie. Wykonuj go na tyle na ile dasz radę. Mi to pomaga :) . Przypomina mi się film "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i wątek zawalenia szkoły przez młodego. Kondrat wtedy porównał wykonanie planu poprawienia oceń do meczu tenisowego. Myśl o jednej piłce, o jednej ocenie. Reszta jest nieważna w tej chwili. Myśl o tej jednej pieprzonej lecącej w Twoim kierunku piłce i odbij ją. Później następna i następna i następna. Tak samo wychodzę z mojej deprechy i takie nastawienie naprawdę pomaga :) . Spróbuj. I powiem Ci jeszcze, że dzięki przeżytym doświadczeniom jesteś jak dla mnie super wartościową dziewczyną, w przeciwieństwie do ludzi, którzy nie zetknęli się w życiu z problemami. Po prostu polubiłem Cię :) . Życzę Ci powodzenia :) . Pisz co u Ciebie, a zajrzę czasami na ten wątek :) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87 myślę, że dla własnego dobra powinnaś czym prędzej wyprowadzić się z tego domu - chyba że już to zrobiłaś. Ja bardzo żałuję, że zdecydowałam się na zamieszkanie z rodziną w moim rodzinnym domu. Może nie miałabym teraz pięknego domu z ogrodem ale miałabym spokój i mogłabym żyć pełnią życia. To był duży błąd, który kosztuje mnie teraz bardzo wiele :cry: Terapia powoli pozwala mi zrozumieć jak bardzo sfrustrowaną i nieszczęśliwą osobą była i jest moja mama. Ja przez całe życie starałam się ją zadowolić i nigdy mi się to nie udało. Jako osoba dorosła słyszę, że jestem złą żoną, że nie nadaję się na matkę, że nie powinnam zakładać rodziny itp Jedyne co aktualnie czuję do matki to złość i agresja.

To co napisałaś o psie to okrucieństwo. Nie rozumiem jak rodzice mogą robić coś takiego swojemu dziecku :evil:

Nie mamy wpływu na to jakich mamy rodziców. Ale mamy wpływ na to co zrobimy ze swoim życiem. Wszystko przed Tobą!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wszystkie słowa otuchy, wiele dla mnie znaczą :smile:

 

Niestety obecnie moim głównym problemem jest to, że jestem od rodziców zależna finansowo, nie mam też ukończonych studiów, co zawęża mi pole poszukiwania pracy w moim rodzinnym mieście. A trafiłam do niego z powrotem, bo głupia zgodziłam się zrezygnować z mieszkania w stolicy, bo częściowo płacili za nie rodzice i widząc mój stan (który jest przecież wyłącznie moją winą :roll: ) nie chcieli go dłużej dofinansowywać, czyli de facto zmuszono mnie do powrotu do rodzinnego domu... A w moim rodzinnym mieście perspektywy pracy są marne, żeby nie powiedzieć totalnie zerowe. Wiem, bo próbowałam już tu znaleźć pracę :-| Pieniędzy odłożonych mam bardzo mało, więc nie starczy na rozpoczęcie w pełni samodzielnego życia. Niemniej jednak chcę dalej poszukać pracy i odkładać sobie pieniądze, by móc zapisać się choć na jeden rok studiów. Nie wiem jeszcze jak to zrobię i gdzie znajdę pracę, ale może się uda. A na studiach (choć zwykle to olewają) po prostu powiem, że nie mam pieniędzy na płatne studia od kolejnego roku, przyznam się szczerze do swojej choroby i tego, że nie mogę liczyć tak naprawdę na wsparcie rodziców, pomimo tego, że są wypłacalni i zapytam jak mi mogą pomóc, bo co innego mi pozostanie? Może znajdę też gdzieś tani pokój lub akademik, czy coś. I zmienię numer telefonu, a z rodziną będę się kontaktować wtedy tylko w sprawach życia lub śmierci. Bo w innych już nie chcę. Kontaktu pełnego z nimi nie zerwę, bo to oni są okrutni, a nie ja i choć próbują ze mnie zrobić człowieka podobnego sobie, to ja jestem inna i dlatego teraz cierpię.

 

Z chęcią też przeczytam każdą książkę o tematyce toksycznych rodziców, bo do tej pory takich nie znałam i nie czytałam, a warto pogłębić wiedzę na temat samej siebie :) Także jak znacie jakieś lektury w tej tematyce to śmiało piszcie tu, czy mi na PW :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87, pamiętaj o tych płatnych stażach o których Ci napisałem. Urzędy Pracy dostają teraz nowe fundusze na aktywizację bezrobotnych i naprawdę warto z tego skorzystać. Działaj dziewczyno naprawdę Ci kibicuję. Dasz radę wierzę w Ciebie :) !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandrine87, pamiętaj o tych płatnych stażach o których Ci napisałem. Urzędy Pracy dostają teraz nowe fundusze na aktywizację bezrobotnych i naprawdę warto z tego skorzystać. Działaj dziewczyno naprawdę Ci kibicuję. Dasz radę wierzę w Ciebie :) !!!

 

Hmm, a jak to w ogóle wygląda? Wiesz coś więcej na ten temat? Bo ja nie jestem zarejestrowana jako bezrobotna (ukrywanie prawdy przed wszystkimi o mnie), mam ubezpieczenie zdrowotne dobrowolne (bo przecież jakbym coś sobie zrobiła to niech mnie NFZ leczy, więc rodzice zmuszeni byli dać kasę na to).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już Ci mówię:

- idziesz do Urzędu Pracy, pobierasz takie żółte druki, wypełniasz w domu tak jak Ci powiedzą tam na miejscu

- jeśli pomagasz w gospodarstwie rolnym rodziców to rejestrujesz się w KRUS czy jak to tam się zwie, a wtedy nie możesz rejestrować się w UP

- po wypełnieniu druków, niesiesz je do UP i czekasz na decyzję o zarejestrowaniu która przyjdzie listownie

- decyzja będzie pozytywna jeśli obecnie nie masz pracy zarobkowej

- jako bezrobotna możesz korzystać z pomocy UP czyli skierowanie na płatny staż, na prace interwencyjne, giełda pracy, oferty pracy

 

Płatny staż wygląda tak: 6 miesięcy pracujesz w jakiejś firmie na "przyuczeniu". Przykładowo jako szwaczka, będziesz się uczyć obsługi maszyny do szycia, zasad panujących przy pracy na Twoim stanowisku, szkolenie BHP. Po pół roku dostajesz zatrudnienie na kolejne pół roku. Po tym czasie mogą przedłużyć Ci umowę, albo mogą też Cię zwolnić - różnie z tym jest. Warto jednak skorzystać ze stażu. Płacą malutko, ale lepiej tak niż siedzieć na łasce i niełasce tyranów. Sam tak zaczynałem, a teraz mam umowę o pracę od dwóch lat :) . Pamiętaj że żadna praca nie hańbi. Byłem już hyclem, śmieciarzem, brałem udział w pracach przy kanalizacji miejskiej, zamiatałem ulicę, kopałem rowy, a teraz jestem operatorem CNC :) . Każdy od czegoś zaczyna.

 

Dajesz mała dajesz :) !!!

 

-- 29 lis 2014, 16:30 --

 

A i jako bezrobotna możesz się ubezpieczyć samodzielnie w UP i korzystać z lekarza na NFZ. Kiedy pracujesz na umowie o pracę, ubezpiecza Cię zakład pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i jezcze jedno,gdybys zdecydowal sie przeneisc na studia ktore nie sa platne(bo zrozumialam,ze na takie chodzisz)masz mozliwosc skozystania ze stypendiow i dofinansowan. A praca w weekendy w innym miejscu np w tej Wawie? Albo na odwrot- mozesz wziac urlop dziekanski,przez ten czas pracowac w jakiejolwek pracy-ja np zalapalam sie na telemarketing-odlozyc i wrocic na studia;)

Ale wyprowadzka jest koneiczna;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×