Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

@LIGHTING CRASHES

 

Niestety studiowałem w rodzinnym mieście i mieszkałem z rodzicami i dlatego nic mnie tam nie trzymało. Wszystkie stresy z zewnątrz zawsze ściągam do domu, a tam są one kumulowane, bo nikt nie jest w stanie mi pomóc sobie z nimi poradzić, a rodzice nie radzą sobie też ze swoimi. Jeżeli studia, to w innym mieście, ale też nie bardzo widzę sens, bo wolę zacząć się spełniać i dokształcać się samemu przez przebywanie z innymi ludźmi, w wolontariacie zajmując coraz to wyższe szczeble itd. Maturę zdałem, bo zdałem... Nie mam szans na najlepsze uczelnie, ale spróbować zawsze można. I też nie bardzo wierzę, że serio są "lepsze" i "gorsze". Zależy, na jakich ludzi się trafi. W Warszawie można trafić na zalanych w trupa głupców, a w Lublinie znaleźć przyjaciół, ale... no różnie może być. Jak bym się nie dostał na "lepszą" uczelnię, nie byłaby to dla mnie tragedia, ponieważ najważniejsi w mojej opinii są ludzie, a wyjazd uczy samodzielności i odcina od części bodźców utrzymujących problemy przy życiu. Dochodzą nowe... Ale jakie - jeszcze nie wiem.

 

W domu nie mam najgorzej... Ale nie jest dobrze. I najgorsze, że tak, jakby przeze mnie... Jak wchodzę do domu, to włącza się we mnie inny tryb postępowania, takie jakby "przetrwanie" - z matką ostro, z ojcem w sumie też. Ma to korzenie w tym, że matka kiedyś była zawsze w stosunku do nas agresywna i w sumie nadal jest (ale już nie tak do nas) pomimo ogromnych zmian na lepsze, jak idzie gdzieś ulicą, to jej się wiecznie coś nie podoba, że ktoś zajechał komuś drogę, że ktoś przeszedł na czerwonym... Mieszkanie niewyremontowane, matka w domu, ojciec pracuje w kółko w tej samej firmie, a kiedy proponuję im, żebyśmy razem się wzięli do roboty i zrobili np. kawiarnię, to nic z tego nie wychodzi, bo widzą sporo barier i zrzucają na mnie obowiązek spełniania swoich marzeń - idź do szkoły, skończ studia, poznaj ludzi, idź do AIP, załóż firmę - tyle tylko, że razem zawsze raźniej. Po co mam samemu się męczyć i robić coś z obcymi ludźmi... Tym bardziej, że czuję, że samemu zwyczajnie nie dam rady. Czuję potrzebę życia z kimś i trochę dla kogoś, a na pewno nie całkiem dla siebie. Wiem, że to chore podejście, ale tak już mam. Chociaż też jestem egoistą. :twisted:

 

Studia to "miejsce dla ogarniętych". A ci "nieogarnięci" do piachu? Do innego pojemnika, z odpadami niesegregowanymi? Dlatego w sumie się na nie nie wybieram. I cały świat wydaje mi się miejscem, w którym nie ma dla mnie miejsca. I nie tylko dla mnie. Więc nie wiem, dokąd iść. Wszystko mi jedno. Jeszcze tylko dwa wolontariaty, w styczniu ostatni i nic mnie nie będzie trzymało w domu. Chodzę też zaoczne, żeby zaliczyć technika informatyka, ale poszedłem tam hobbystycznie, bo trochę mnie interesują komputery, ale w tym zawodzie nie chcę pracować, ale moim priorytetem jest się czuć dobrze, a tak się czuję jedynie biorąc udział w niektórych wolontariatach. To jest jakieś wyjście, ale nie potrafię pomagać innym, jeżeli muszę pomóc sam sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Głównie pragnę wolności. która umożliwi...

- komuś zakochać się we mnie z wzajemnością

- poświęcić większą część życia rodzinie

- przeżyć życie bez nadmiaru agresji fizycznej i psychicznej

- szacunek do siebie i innych

- stworzenie schludnego otoczenia do życia i miejsca pracy

- przeżywanie sztuki w sposób bardzo emocjonalny i angażowanie się w nią

 

I w sumie na razie tyle mi przychodzi do głowy, a jestem bardziej skomplikowany. Nadrzędną sprawą jest posiadanie celu życia i możliwość jego realizacji. Miłość... Jestem aż nazbyt wrażliwy, dlatego wciąż przeżywam związek, którego nie współtworzę już od 3 lat. I chętnie podjąłbym pewne kroki, by tą miłość odzyskać, ale racjonalnie wiem, że nie ma sensu, że muszę jej dać spokój, właśnie tą wolność, której tak bardzo każdy z nas pragnie. I tak cierpię, bo jestem zdolny do poświęceń, a nikt tego nie docenia. Ci, co robią wszystko byle jak, czują się lepiej, niż ja, kończą studia, rozmawiają ze wszystkimi i potem nie mają problemu wkręcić się w jakieś środowisko, a ja pomimo tego, że do szczęścia pragnę głównie jednej osoby i spokoju z zewnątrz, niby tak niewiele, a czuję jakby zakazywało mi się tego, że po prostu nie mogę, że mam kończyć szkoły i pracować, pracować... być byle jaki, chociaż taki nie jestem. Oprócz tego kompletnie nie radzę sobie z emocjami... Głównie dlatego, że nie mam się do kogo przytulić i kogo wspierać, a wszelkie próby wspierania samego siebie kończą się emocjonalnym fiaskiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz...prawdziwa miłość to poczucie bezpieczenstwa,przy któym wzrastamy..dlatego dążę do niej ja i Ty i wielu innych

mamy jeszcze w sobie wiare,że będzie lepiej...choć pokrzywdzona przeszłość stygmatyzuje nasza teraźniejszość i to widac w naszych oczekiwaniach..relacjach lub ich braku..

podmucham Ci w ego:)jestes naprawde b mądry:) widzsz wiecej niz inni i to wazne..

szkola /studia/wszelka materia edukacyjna to taśmowa produkcja bezmózgów. ucza nas by nie myslec niezaleznie by czasem nie wyrodzily sie jakies dusze reformatorskie bo to bbb niebezpieczne dla systemu

 

a to,ze chcesz zyc tez dla kogos to wielki skarb w wspolczesnym swiecie

malo kto jest zdolny do poswieceń

wiekszosc to hedonisci,ktorzy boja sie ''prawdziwego zycia''

 

-- 11 lis 2014, 14:05 --

 

destruktorzeMyśli masz piękną piosenkę w opisie^^

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że miłość to nie tylko uczucie bezpieczeństwa, ale to jest bezpieczeństwo, które jest prawdziwe, jeżeli dwóch kochających się ludzi poświęcają jemu swój czas i pracę. Największe bezpieczeństwo, jakie jesteśmy sobie w stanie zapewnić, będąc ludźmi. Wszelkie materialne bezpieczeństwo (emerytura, etat, pieniądze, kruszce, nieruchomości...) jest tylko marną iluzją.

 

Spora część ludzi wybiera się na studia, żeby znaleźć "dobrą pracę", a mnie nie uszczęśliwi żaden kredyt na mieszkanie, który można zaciągnąć, mając 'dobrą pracę". Jeżeli kobieta, która jest po 30 zaciąga kredyt na mieszkanie, przeraża mnie to, w jakim ja jestem stanie dojrzałości czy świadomości, skoro ja już mając 20 lat dostrzegam niebezpieczeństwo takiego kredytu (nie mając takiego kredytu, mogę korzystać z okazji i wynająć gdzieś taniej mieszkanie, bo np. kolega mi to załatwi, mogę zmienić miejsce pracy, otoczenie, nie muszę cały czas zarabiać i wpłacać bankowi i gdybym zainwestował 100-300 tysięcy złotych w dobrą firmę, myśląc optymistycznie, po kilku latach mógłbym zarabiać o wiele więcej, niż ktoś, kto pracuje 20-40 lat u kogoś). Ta inteligencja, czy zwyczajnie osobowość, którą posiadam, nie pozwala mi swobodnie żyć w polskim (i pewnie nie tylko) społeczeństwie, ponieważ priorytety, które mam wydają mi się piękniejsze, niż priorytety większości i przez to nie wiem, jak osiągnąć ich spełnienie. Nie mam wzorca, nie widzę kogoś, kto by mi pomógł, bo sam w sobie się przecież nie zakocham ani sam sobie nie dam szczęścia, nalewając 300 kaw dziennie. I jednocześnie mam świadomość, że często pomoc oferowana większości jest też tylko iluzją prawdziwej pomocy, że tak naprawdę mądrze pomóc można mi, a nie komuś, kto żyje po to, żeby kupić sobie mieszkanie i samochód. Mądrze pomóc można komuś, kto opiera swoje życie nie na dobrach materialnych, a na uczuciach, relacjach z innymi. Pieniądze są ważne i dlatego chcę mieć własną działalność gospodarczą, jak i teraz czuję potrzebę zarobku, choćby dlatego, że uważam, że pieniądze nie są problemem pracodawcy. Jeżeli wyobrażam sobie siebie jako właściciela firmy, myślę, że po kilku latach działalności będę w stanie zatrudniać pracowników i zapewnić im godny zarobek i tak chcę zrobić. Wiadomo, że w życiu różnie się może stać, ale i tak nie będzie gorzej, niż oddać 30 lat swojego życia komuś obcemu, który nie spełnia założeń, które są dla mnie bardzo ważne.

 

Miło :smile: Tylko nie wiem, czy moje ego nie jest zbyt rozrośnięte od tlenu, którym je karmię... 8) To znaczy, sam jestem świadomy tego, że np. warto kogoś kochać z wzajemnością itd. ale mam też swoje wady, nie jestem bardzo dobrym człowiekiem... będąc kochanym miałbym szansę taki być, a goniąc za pracą i pieniędzmi wśród ludzi równie zagubionych tej szansy nie dostanę. Jedną już straciłem, choć nie obwiniam się do końca za tamtą miłość, bo wina była zarówno obustronna z wewnątrz, jak i z zewnątrz (jej rodzina), a byliśmy młodzi, oddaleni od siebie o wiele kilometrów, więc... przez to mam też spory niedosyt, ale może i lepiej było rozstać się tak, niż byśmy mieli ze sobą zamieszkać i np. pójść na studia i by wyszły wszystkie nasze wady i konflikty.

 

Teledysk nakręcony telefonem przez szybę myślę, że oddaje klimat tej piosenki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak na 20latków jesteśmy zbyt świadomi parwdy świata

nie wiadomo co z tym począć

ja poszłam na studia po których realnie(czytając rozmorządzenia menu) nie dostanę pracy

 

przy drugiej osobie zeczywiscie mamy okazje by stawac sie lepszymi

czułam to przez chwile,gdy zainteresował sie mną,był szalony...miałam wtedy wieksza motywacje by walczyc tez o sb

ale gdy mn poznal uciekl...moze to i lepiej..kolejny nizdolny do milosci...

 

co do teledysku..w istocie nakrecenie go przez szybe jest b wymowne

czesto mowie mojej mamie gdy nie moge juz jej sluchac...NIE MAM CZASU ZYC!! wciaz mam nadzieje,ze zrozumie...ale ona mnie nie widzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może przeczekać do 50? :great:

 

Ludzie na ogół się nie zmieniają. Jeśli u kogoś nie znalazłaś zrozumienia, to go tam nie znajdziesz. Może jakieś super traumatyczne przeżycia albo mega motywujące są w stanie mocno zmienić zachowanie człowieka, ale całkowicie od początku mało kto ma odwagę zacząć żyć. Pewnie się to zdarza, ale w szczególnych przypadkach.

 

Pracy po niczym nie ma. Nie wynika to z tego, że jesteśmy beznadziejni, tylko z tego, że ci, którzy nas urodzili, włożyli pracę w coś, co się nie rozwija i przez to nie ma tu dla młodych ludzi miejsca, Nasi rodzice pragnęli zaspokoić swoje potrzeby, czemu się wcale nie dziwię, bo rzeczy materialne dają złudną wolność, zwłaszcza po zmianie ustroju musiały one robić na ludziach niemałe wrażenie, ale niestety firmy, w jakich zarabiali na nie opierały się i nadal to robią na wyzysku ludzi. Myślę, że da się w Polsce jak i wszędzie znaleźć swoje miejsce, gdzieś się wkręcić, zainteresować kogoś swoją osobą, ale jest to strasznie trudne, bo ludzie nadal nie są otwarci na wiele rzeczy, zamykają się w kręgu szkoła-praca-dom. Nie jest aż tak beznadziejnie, żeby nie można było zrobić niczego, ale skoro gdzieś jest lepiej i ktoś nam to przekazał, to uciekamy. Gdyby w Polsce ktoś zajął się młodymi ludźmi i zaprosił ich do siebie, myślę, że znaleźliby się chętni, ale tutaj wszystkiego trzeba szukać samemu i się odechciewa.

 

Niestety, tutaj się tylko wymaga. I my wymagamy od innych i od nas wymagają zbyt dużo. Jesteśmy biednym krajem, trzeba to wziąć "na klatę" i postawić na kulturę i rozwój. Niestety, rząd przyciąga firmy produkcyjne i czyni z nas tanią siłę roboczą zamiast ambitnych, wykształconych i pojętnych ludzi z pasją, tworzących ciekawe i unikalne w skali światowej rzeczy. A taki widzę w Polakach potencjał.

 

A skoro bez dobrej znajomości języka nie da się za granicą zarabiać jako humanista, to studia humanistyczne w Polsce nie mają sensu. Zawsze lepiej nauczyć się języka obcego i studiować tam, gdzie chcemy żyć, albo nawet tylko wyjechać gdzieś na studia. Nawet w Polsce będzie łatwiej się wybić z zagranicznym dyplomem.

 

Ale jeśli te studia są twoją pasją, ciekawią cię, to warto je skończyć.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak na studiach mozna sie czegos nauczyc

napisalam,ze nie dostane pracy,bo idac na ten kierunek mialam wiedze gdzie moge szukac pracy

teraz moje ''kompetencje''sie pozmienialy i nie moge isc tam gdzie chcialam

ale luz jakos mnie to nie spina na te chwile;p spelniam sie w wolontariacie,wiec nie jest tak zle

 

 

a Ty destruktorzemysli: co proponujesz???? mamy robic swoje i na wlasna reke walczyc o sw wolnosc subiektywnie pojmowana??

przestac plynac z prądem jak zdechla ryba??

 

po dluzszyma czasie brakuje na to po prostu sil..brakuje tej drugiej osoby u boku,ktora bedzie podzielac tw wartosci,priorytety etc..ktora w chwili slabosci potrzasnie za ramiona z banalnym textem..ej jestem tu...

 

-- 11 lis 2014, 14:53 --

 

Przez internet poznałem drugą osobę na drugim końcu Polski, której bardzo chciałbym pomóc, ale niestety nie mogę. Miała być zwykła rozmowa przez gg, a skończyła się zżyciem z mojej strony i kolejnym bólem w sercu, coś jednak sprawia, że chodź nie chce mi się z nikim rozmawiać w sposób elektroniczny, to po prostu muszę ci wysłać numer gg. lighting mogę ci wysłać na pw? odblokujesz pw?

juz mozesz;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja proponuję zebrać się w większą kupę i stworzyć jakąś firmę lub fundację, publicznie przedstawiać jej założenia i pokazać ludziom, że można zrobić coś dobrego. Oczywiście zrobić to wtedy, kiedy chociaż część z nas będzie miała doświadczenie w tych sprawach i podoła, a sam cel może być świeżym pomysłem. Niestety, na studiach i w innych takich miejscach każdy ma swoje życie, a raczej swoją pracę i materialne potrzeby do spełnienia, bo zobowiązania rodzinne jak najbardziej rozumiem. Ale zamiast decydować się szukać samemu pracy, lepiej zbierać się po kilka osób i działać.

 

A jeśli tak się nie da, myślę, że lepiej iść pod prąd, niż znaleźć się byle gdzie i robić byle co. Tylko trzeba to robić z głową. Przełamywać swoje bariery, wychodzić do ludzi, bo oni też mają takie problemy, jak my, większe lub mniejsze. Okazje tworzymy sobie sami.

 

Tylko jest też cienka granica między szaleństwem a rozważnym dążeniem do spełnienia własnych celów. Jeżeli komuś się po prostu nie chce i znalazł sobie taką wymówkę, że on chce robić to, a nie tamto, to mu ten plan nie wypali. Ale jak ktoś działa na jakieś płaszczyźnie życia i się czuje z tym dobrze, to jak najbardziej powinien zarabiać z tego jakieś pieniądze, chociaż takie, które pozwolą mu na życie i prawidłowe wychowanie dzieci.

 

Jeżeli chodzi o desperackie kroki... Zawsze lepiej klepać biedę na Kubie, niż w Polsce. Cieplej, a i ta bieda powszechna. I języka się nauczymy. A w międzyczasie może jakaś rewolucja tam będzie i coś w niej zdziałamy? Musimy być tam, gdzie możemy działać. Jeżeli możemy tylko siedzieć i się przyglądać, trzeba zmienić swoje miejsce albo chociaż chwilowo perspektywę, by wrócić ze świeżym umysłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LIGHTING CRASHES, jaka praca? jaki kierunek? wiecej szczegółów niż takie ogólne zarysy

jestem na pedagogice spejalnej spec. edukacja i rehab os z niepelnosprawnoscia intelektualna:) chcaialm byc nauczycielka w szkole specjalnej,ale do tego bd musiala zrobic dodatkowy kierunek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kopcia w dupcię? :mrgreen: Okeeej... :P

 

"Szukam sposobów, by kiedyś polecieć jak Ikar

Na skrzydłach tej wolności

I jeśli mam jak on spaść, to spadnę jak on

Ale szczęśliwy, bo żyłem naprawdę"

 

I tutaj widzę mur odległości. Np. ja bym cię zabrał gdzieś w przyjemne miejsce, poza tym, z kimś niemal każde miejsce może być przyjemne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×