Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

1 godzinę temu, Wirginia Zachodnia napisał:

Mi się wydaję, że nie. Że warto walczyć do końca. Że jeszcze mam czas by odejść na zawsze. Że myśl o śmierci zostawię na później, na starość. A co jeśli po tamtej stronie nie ma nic ? 

 

Walczyć nie potrafię, nie umiem się zmienić. Jedyne wytchnienie daje mi sen, a sen to jest takie małe "nic", więc to "nic" ostateczne jest jedyną opcją, żeby dłużej nie cierpieć (pod warunkiem, że po drugiej stronie nie czekają mnie gorsze męki).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, bezniczego napisał:

 

Walczyć nie potrafię, nie umiem się zmienić. Jedyne wytchnienie daje mi sen, a sen to jest takie małe "nic", więc to "nic" ostateczne jest jedyną opcją, żeby dłużej nie cierpieć (pod warunkiem, że po drugiej stronie nie czekają mnie gorsze męki).

Nie poddawaj się. Każdy dzień coś nam daje. Też mam ostatnio gorszy czas, czasami chciałabym gdzieś zniknąć. Wiem też, że mam męża , rodziców i wszystkich kocham i nie chcę ich zostawiać. 

Wierzę, że jeszcze przyjdą lepsze dni, że ta pandemia się skończy i powoli wrócimy do formalności. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, MagZam napisał:

Nie poddawaj się. Każdy dzień coś nam daje. Też mam ostatnio gorszy czas, czasami chciałabym gdzieś zniknąć. Wiem też, że mam męża , rodziców i wszystkich kocham i nie chcę ich zostawiać. 

Wierzę, że jeszcze przyjdą lepsze dni, że ta pandemia się skończy i powoli wrócimy do formalności. 

 

Dziękuję za te słowa. Niestety nie przystają one do mojej sytuacji, bo u mnie normalnie nie jest od wielu lat i pandemia nie ma na to żadnego wpływu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat trochę dla mnie. Czasem mam myśli samobójcze. Kiedyś nieistnienie wydawało mi się jak jakieś największe szczęście. To głupie, bo nie można być szczęśliwym gdy kogoś nie ma. 

Czasem mam przytłumioną świadomość, głównie rano gdy jestem na tyle przytomny by kontaktować, ale nie na tyle, żeby mieć w pełni obudzony umysł. I wcale mi się to nie podoba. To jest po prostu marność. Niebyt to zwyczajnie marność. Bieda i nędza.

 

Sen to taki naturalny niebyt i warto z niego korzystać. Może dlatego z taką chęcią lubię leżeć w łóżku. 

 

Ostatnio próbuję też medytacji, którą nazwałem świadomość niebytu. Mam wrażenie, że wszystko jest jakby zanurzone w jakimś niebycie. Że nawet jak coś mówisz to pod spodem zawsze jest cisza. Nawet gdy jest hałas cisza jest pod spodem. Może to taka przepychanka pojęciowa, ale coś w tym jest.

 

Reasumując moją wypowiedź, niebyt nie jest tematem obcym człowiekowi i też stanowi jakiś element jego życia. Czasem czegoś nie mamy i czasem to nawet lepiej. Ja nie mam kaktusa w pokoju i nie rozpaczam. Chociaż lubię kaktusy, nawet sobie zapiszę żeby kupić. Niebyt stanowi jakąś pokusę, jakąś tęsknotę. Zdaje się być takim "wiecznym odpoczynkiem" w innej wersji. Ale jeśli to prawda, że niebyt nie może istnieć bez bytu, bo jest jego zaprzeczeniem to może lepszym rozwiązaniem jest znalezienie równowagi między bytem a niebytem. Myślę, że odrobina ciszy, jakiejś bierności, nudy, sen, mogą to dać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.05.2020 o 21:14, Heledore napisał:

Jeszcze będzie dobrze, zobaczysz.

Co dla Ciebie oznacza brak normalności?

 

Stale obniżony nastrój, anhedonia, ciągłe odczuwanie lęku, przez co nie potrafię sprostać wymaganiom dorosłości. Nie żyję jak moi rówieśnicy - nie chodzę do pracy, nie rozwijam się, a przez to nie mam ochoty na cieszenie się życiem.

Edytowane przez bezniczego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.05.2020 o 12:41, Heledore napisał:

Brzmi to niepokojąco. Rozmawiałeś o swoim samopoczuciu z lekarzem? Albo chociaż z terapeutą?

Dlaczego twierdzisz, że się nie rozwijasz? Nie trzeba chodzić do pracy, żeby się rozwijać.

 

Tak, rozmawiam o tym z terapeutą. Tak, można rozwijać się nie pracując, ale ja nie widzę sensu w rozwoju, który nie daje mi zabezpieczenia finansowego. To pieniądze w głównej mierze umożliwiają realizowanie celów, zapewniają poczucie bezpieczeństwa, dają pewną wizję przyszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lilith napisał:

Wbrew pozorom to dobrze. Oswaja Cię z tym wszystkim. A skoro boli, to znaczy, że nie masz tego przepracowanego.

Wiem że nie mam przepracowanych wielu rzeczy, ale ona po prostu jedzie po bandzie. Dopiero kilka spotkań A ona mnie już zmeczyla ciężkimi pytaniami...I dlatego tak cholernie to boli i potrzebuje wsparcia, żeby to przetrwac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doświadczyłem dwóch róznych sposobób myslenia o samobojstwie. 

 

Pierwszy to taki napięciowy, wynikający z logiki. Człowiek żyjąc w napięciu w szczytach tego bólu dochodzi do logicznego wniosku, ze moze zakoncZyc cierpienie poprzez dokonanie krzywdy na samym sobie.

 

Drugi, doswiadczam, gdy po ilus kolejnych dniach/miesiecach ciągłego doła, człowiek zamyka oczy i gdzieś z głębi nachodzi mnie myśl, spontaniczna, bez uzycia woli czy logiki, jakby intuicja, , a moze to anioł przemawia, że te życie sie wkońcu skończy- coś mówi mi "już ok Pawełku, to wkońcu kiedyś sie skończy, to życie wkońcu odejdzie" i wtedy człowieka otula na chwile takie uczucie ulgi i spokoju.

 

I tak sobie to rozkminiłem, ze ten drugi przykład jest bardziej niepokojacy, bo świadczy że cierpienie dotknęło i zatruło źródło, że na rdzeniu powstała rysa, nie ma powrotu do szczesliwego zycia. Człowiek za dużo doświadczył i zobaczył. I wcale nie trzeba patrzeć na zewnatrz zeby zobaczyc zbyt dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Lilith napisał:

Po prostu wyrzucić to z siebie. Wtedy będziecie mogły o tym spokojnie porozmawiać i być może ta rozmowa pomoże. 

A Ty tak potrafiła wymusić z siebie?

Boję się tego, że zacznie reagować na to np, wyśle mnie do psychiatry albo co najgorsze pomyśli że trzeba wezwać do mnie pogotowie i boję się, że nie będę jej umiała udowodnić, że nie potrzebuje tego i sama podejmie decyzje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lilith napisał:

Ja cały czas odpowiadam twierdząco u psychiatry. Od 13 lat mam myśli samobójcze tylko o różnym natężeniu. Swobodnie rozmawiam na ich temat, bo po co to trzymać w sobie. Tak naprawdę u mnie od pojawienia myśli do czynów jest dość długa granica. Ale tak - jak lekarz zapyta, to mówię co i jak.

 

Ale dusić w sobie i się bać to też nie jest rozwiązanie. Wtedy dopiero myśli samobójcze szaleją...

I nigdy nie wypisuje  Ci skierowania do szpitala? Bo ja tylko raz się przyznałam i od razu dostałam skierowanie z informacją, że zawsze może wezwać pogotowie jak się nie zgodzę bo widzi że myśli szaleją i nie dają mi spokoju

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Lilith napisał:

Raz dostałam do kliniki, ale nie poszłam. Dawno temu. Teraz zawsze w rozmowie zaznaczam, że co innego myśli, a co innego czyny. Mój obecny psychiatra to rozumie. 

Zazdroszczę. Moja mam od 6 lat i nie wyobrażam sobie mieć kogoś innego ale jej reakcje są mocno wyolbrzymione

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Lilith napisał:

To już mój drugi lekarz mężczyzna. No nie jest łatwo, ale po prostu wywalam kawę na ławę wciąż mając w głowie, że to lekarz.

Chyba już zdążyłam zadać Ci to pytanie kiedys😁 bo przypomniałam sobie odpowiedź Twoja😁

Ja omijam wizyty jak diabeł święconej wody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naszły mnie ostatnio myśli samobójcze. Przychodziły, odchodzily, dawały się we znaki. Próbowałem je ignorować, były zbyt silne, by było to możliwe. Nie miałem z kim o tym pogadać, nie wiedziałem komu mogę powiedzieć, by uzyskać wsparcie. 

Zadzwoniłem na telefon zaufania i ta rozmowa bardzo mi pomogła. 

Możliwe, że będę potrzebować leków. Nie brałem ich nigdy i wolałbym ich unikać, ale w ostateczności nie będę mieć wyjścia.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.06.2020 o 22:45, todu napisał:

Naszły mnie ostatnio myśli samobójcze. Przychodziły, odchodzily, dawały się we znaki. Próbowałem je ignorować, były zbyt silne, by było to możliwe. Nie miałem z kim o tym pogadać, nie wiedziałem komu mogę powiedzieć, by uzyskać wsparcie. 

Zadzwoniłem na telefon zaufania i ta rozmowa bardzo mi pomogła. 

Możliwe, że będę potrzebować leków. Nie brałem ich nigdy i wolałbym ich unikać, ale w ostateczności nie będę mieć wyjścia.

 

Myśli samobójcze są takie, że raz przychodzą a raz odchodzą. Byleby nie przechodziły w czyny. 

Leki pomagają przy myślach samobójczych. Byłeś już u psychiatry? Czy to będzie pierwsza wizyta?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×