Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Abbey, samemu można to jakoś przetrwać, ale jeśli w grę wchodzi bliska osoba...

 

Dla mnie jeszcze parę tygodni temu najgorsze były poranki. Boże, jak ja nie chciałam zasypiać, wiedząc, że rano się obudzę... A kiedy już się budziłam i musiałam wstać do szkoły, od razu nachodziły mnie okropnie natrętne myśli, że chcę umrzeć, że po prostu muszę to zrobić, tylko żeby nie musieć tego dnia przeżywać. Jak było naprawdę źle, to po prostu się kładłam i leżałam do popołudnia, aż się uspokoiłam, przestałam trząść i przeszło mi uczucie lęku. Myśli o śmierci powoli przechodziły w obojętność i jakoś 'funkcjonowałam', ale nie mogłam kompletnie nic zrobić pożytecznego. A te myśli rano były tak przykre... Chyba prawie najgorsze uczucie, jakie mnie do tej pory spotkało, tak silna chęć autodestrukcji, bez przyczyny, żadnego uzasadnienia. Ale ostatnio jest o wiele lepiej. Jednak te epizody trwają czasami po miesiąc lub dwa i przez to wiele rzeczy zawalam. Tak samo było w zeszłym roku i dwa lata temu jeszcze. Modlę się tylko, żeby to nie wróciło, bo wtedy nie jestem w stanie żyć normalnie. I skąd się to bierze, jak sobie z tym poradzić...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carandile, nie wiem jak sobie poradzić. widzę,że jak myśli są dość silne to w terapii nie tyle pracujemy na nich co na emocjach jakie się z nimi wiążą,nie pogłębiamy ich, nie analizujemy ich treści (chyba dlatego że mogłoby to wzmocnić fantazje ???). co do życia z tym na co dzień to zupełnie nie mam pomysłu. dlatego o to samo pytałam na forum. moim sposobem było po prostu przesypianie całych dni. w sumie to tylko leki pomogły, wyciszyły. teraz za cel stawiam sobie,żeby to nie wracało w aż takim natężeniu. aha, i rozmowa z t. też mi pomogła. że ktoś wie z czym walczę. i to, że poprosiła o deklarację, że nic sobie nie zrobię. zadziałało jak coś ochronnego, bo bardzo ufam t. a poza tym powoli, baardzo powoli wtedy już wychodziłam z najgorszych dni.

 

Abbey, ciężko jest nieść jeszcze czyjeś problemy kiedy samemu tak trudno z własnymi. o ile to są rzeczy mniej ostateczne niż myśli samobójcze, to mi nawet i przyjemność sprawia słuchanie ludzi kiedy się zwierzają. gorzej gdy taki temat. wtedy paraliżuje mnie odpowiedzialność i strach o drugiego człowieka. bo co powiedzieć? samej sobie nie umiem pomóc w tej kwestii więc co dopiero innym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carandile, nie wiem jak sobie poradzić. widzę,że jak myśli są dość silne to w terapii nie tyle pracujemy na nich co na emocjach jakie się z nimi wiążą,nie pogłębiamy ich, nie analizujemy ich treści (chyba dlatego że mogłoby to wzmocnić fantazje ???). co do życia z tym na co dzień to zupełnie nie mam pomysłu. dlatego o to samo pytałam na forum. moim sposobem było po prostu przesypianie całych dni. w sumie to tylko leki pomogły, wyciszyły. teraz za cel stawiam sobie,żeby to nie wracało w aż takim natężeniu. aha, i rozmowa z t. też mi pomogła. że ktoś wie z czym walczę. i to, że poprosiła o deklarację, że nic sobie nie zrobię. zadziałało jak coś ochronnego, bo bardzo ufam t. a poza tym powoli, baardzo powoli wtedy już wychodziłam z najgorszych dni.

 

Ostatnio myślę poważnie nad jakimś psychiatrą, problem w tym, że kiedy wszystko mija, to nie mogę przyjąć do siebie, że to może wrócić i uważam się za zdrową osobę. Ale mam jeszcze jedną rzecz, z którą muszę się udać w najbliższym czasie, więc jak się uda, to myślę, że o tym też wspomnę. Może jeśli zacznę wcześniej coś z tym robić, to nie wróci więcej. Mój sposób to właśnie przesypianie dnia, ale wtedy z kolei mam niepokój dotyczący problemów ze szkołą. I koło się zatacza... Więc to nie jest wyjście, muszę jakoś te 2-3h pierwsze w szkole przetrwać, potem jest już normalniej.

Ja nie chcę sobie nic robić. Jednak rano emocje negatywne są tak silne, natarczywe myśli tak dołujące, że ciężko to przetrwać jakoś.

A długo na terapię uczęszczałaś, nim zaczęłaś zauważać zmiany u siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zachęcam do wizyty u psychiatry. porozmawiacie, rozwieje Twoje wątpliwości, obawy, może też skieruje na terapie. ja akurat do lekarza pierwszy raz trafiłam od terapeutki, dość dawno temu. myślałam wtedy, że sobie chyba żartuje...ale to też był inny czas nasilenia objawów.

 

co do czasu zmian. niezwykle trudno mi to jakoś ułożyć chronologicznie zmiany we mnie, łatwiej drogę do terapii. kilka razy zmieniałam ośrodki. byłam u psychologa na początku, potem w interwencji kryzysowej u (jak się potem okazało) pedagoga, w przychodni u psychoterapeutki (krótko, bo jej nie znosiłam), na dwóch grupowych i dopiero na samym końcu trafiłam do obecnej terapeutki. od czasów pierwszej terapii grupowej zaczęły zachodzić zmiany - najpierw totalny upadek w dół i załamanie psychiczne, potem powolne i żmudne uczenie się na nowo własnych emocji, reakcji, interakcji. na pewno wyprostowałam sobie relacje z rodzicami, zrozumiałam przyczyny wielu swoich zachowań, stałam się pewniejsza siebie, podjęłam kilka wyzwań które kiedyś wydawały mi się niewykonalne, na długi czas przestałam sobie robić krzywdę, mniej dokopuję sobie w myślach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

huśtawka, dziś nie mogę, ale dzięki za troskę. Sama muszę dać sobie z tym radę.

 

-- 06 sty 2015, 01:23 --

 

No i wciąż mam te myśli o samobójstwie, tzn. pojawiają się co jakiś czas. Ostatnio pojawiła się też myśl, żeby rozstać się z mężem. Na szczęście wszystkie te myśli są słabe, te głosy nie mają siły przebicia, co zrozumiałam dzięki terapii. Mogę z nimi dyskutować, powiedzieć im: "nic mi nie możesz zrobić, jesteś słaby". To pomaga, po iluś tam sekundach przechodzi. Nie pozwalam, żeby to trwało dłużej. Ale lęk pozostaje. Co, jeśli kiedyś nie dam rady i poddam się tym myślom? Pojadę cholera wie gdzie, od jakiegoś obcego miasta, żeby tam skoczyć z jakiegoś mostu albo budynku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy jest już podobny wątek, przyznam się nie sprawdzałam tego.

 

Wróciłam do punktu wyjścia. Nie wiem co mam zrobić. Szukam skutecznego sposobu na śmierć. Taka żeby była długa i bolesna, tak aby pozwoliła mi cierpieć za to wszystko co zrobiłam ludziom.

Jak odejdę to wyprawią imprezę ze szczęścia, że taka pizda jak ja odeszła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:time:

 

-- 21 gru 2014, 14:21 --

 

"Dlaczego tu wstąpiłem? Dokąd jadę? Przed czym i dokąd uciekam? – Uciekam od czegoś strasznego i nie mogę uciec. Jestem zawsze z sobą i to ja właśnie tak siebie męczę. Ja – tu go macie – jestem cały tutaj. Ani majątek w Penzeńskiem, ani żaden inny, nie mogą nic dodać, nic ująć. To ja, to ja obrzydłem sobie, jestem dla siebie nieznośny, męczący. Chciałbym zasnąć, zapomnieć i nie mogę. Nie mogę uciec od siebie. (…) Lęk, strach, zdaje się, że strach przed śmiercią, a jak człowiek sobie przypomni, pomyśli o życiu, to strach przed umierającym życiem. Życie i śmierć stapiały się jakoś w jedno. Coś rozdzierało moją duszę na kawałki i nie mogło rozedrzeć. (…) Coś się rwie, ale się nie rozrywa. Męcząca i męcząca oschłość, i złość, nie czułem w sobie ani kropli dobroci, tylko stałą, spokojną złość na siebie i na to, co mnie stworzyło. A co mnie stworzyło? Bóg, powiadają. Bóg. (…) Przez całą noc cierpiałem nieznośnie, znów męcząco odrywała się dusza od ciała. – Żyję, żyłem, powinienem żyć i nagle śmierć, unicestwienie wszystkiego. Po co więc życie? Umrzeć? Zabić się od razu? Boję się. Czekać śmierci? aż przyjdzie? Jeszcze bardziej się boję. A więc żyć? Po co? Żeby umrzeć. – Nie wychodziłem z tego kręgu. (…) I nagle zrozumiałem, że tego wszystkiego nie powinno być. Nie dość na tym, że tego być nie powinno, że tego nie ma, a jeśli tego nie ma, to nie ma także śmierci, ani strachu i nie ma już we mnie dawnego rozdarcia i już się niczego nie boję. Tu to już całkiem spłynęło na mnie światło i stałem się tym, czym jestem. Jeśli tego wszystkiego nie ma, to nie ma przede wszystkim we mnie. Od razu tu, w kruchcie, rozdałem wszystko, co miałem przy sobie: trzydzieści sześć rubli, żebrakom i poszedłem do domu piechotą, rozmawiając po drodze z ludźmi"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieodgadniona26, wow, ok ok weź łyżeczkę ALE KURWA SŁUCHAJ UWAŻNIE, a więc weź łyżeczkę hmm NIE weź łyżkę. potem hmm 2 litrowe lody ulubionego smaku, potem koc ew. kołdra, i najbardziej ważna rzecz serio bez tego nie wyjdzie JAKIŚ WYCISKACZ ŁEZ. na mnie to działa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- treści o zamiarze dokonania próby samobójczej, które będą skutkowały natychmiastowym usunięciem Użytkownika z forum.

 

Czysto teoretycznie.

 

Pomyślmy jednak,czy zrobiłaś już wszystko co mogłaś, i na co miałaś siły by poprawić swoją sytuacje?

Jeśli masz siły by szukać sposobu na śmierć,to są i siły by poprosić o pomoc,czy tu,czy specjalistów,czy gdziekolwiek,nie umniejszam temu że jest ci ciężko,bo pewnie jest,ale i te emocje za jakiś czas przejdą,więc może to jeszcze nie czas,by decydować się na ten ostateczny krok.

Trzymaj się i nie pozwól pożreć do końca własnym demonom

 

A jako tako,nie udzielamy tu rad,opinii i reszty JAK się zabić,to nie jest forum od tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arhol, te a ja no paczaj jaka rada neee :roll:

 

nieodgadniona26, zrozum, że nie tędy droga, a jako wyciskacz łez polecam płynące wieżowce lub gwiazd naszych wina. Lody z biedry bo są zajebiste, kocyk z kotkiem albo czymś w ten deseń, i paczaj jaki samobój udany :), a potem jak już skończysz samobujować wejdź na foro i opisz fabułę filmu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Czysto teoretycznie.

 

Pomyślmy jednak,czy zrobiłaś już wszystko co mogłaś, i na co miałaś siły by poprawić swoją sytuacje?

Jeśli masz siły by szukać sposobu na śmierć,to są i siły by poprosić o pomoc,czy tu,czy specjalistów,czy gdziekolwiek

 

Wiesz co, jest jeden zasadniczy problem. Ja nie mam prawa prosić o pomoc kogokolwiek. Wtedy wyjdzie że jestem słaba i nieudacznikiem gorszym niż już jestem.

 

Fizil wiesz co u mnie w domu nie ma czegoś takiego żebym mogła w spokoju się zamknąć gdzieś i film obejrzeć. Jak bym to zrobiła to będzie wtedy wytykanie co chwila że nic nie robię tylko filmy oglądam i tak ciagle

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×