Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samobójstwo...czyn wzniosły, czy tchórzostwo...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

za tą fasadą dalej jestem ja jako ja, ale wyglądając pięknie czuję się lepiej

Nie rozumie, to dobrze, że o siebie dbasz i sprawia Ci to przyjemność, więc to dbanie to chyba tak nie do końca na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

belinda Cieszę się, że udało Ci się odkryć cenę swojego życia i że nie popełniłaś tego samobójstwa. Nie myśl o tym, że zginiesz śmiercią samobójczą, nie myśl też wogóle o niej. Koncentruj się na tym, że dokonałaś właściwego wyboru. Każdego dnia upewniając się w swoim przekonaniu. Trzymam w kciuki :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po prostu staram się chociaż to trudne - codziennie popatrzeź w lustro po umalowaniu się i ubraniu ładnie i powiedzieć: no Nevada, jesteś zajefajna!

 

czasem wychodzi to beznadziejnie, ale staram się. a życie samobójcy najczęściej doceniają po nieudanej próbie, kiedy to im płukanki żołądka robią, narzygają się, zszyją nadgarstki, posiedzą w psychiatryku i tak im to już zbrzydnie że wolą żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja uwazam ze samobojstwo to tchorzostwo!! sama zmagam sie (juz w sumie prawie z tego wyszlam ) z nerwica lekowa, depersonalizacja, derealizacja i innymi takimi. mialam stany kiedy nie chcialo mi sie zyc, nie widzialam sensu, meczylo mnie samo istnienie, ale teraz mge wam z cala pewnoscia powiedziec ze samobojstwo to tchorzostwo i najczesciej popelniaja je ludzie ktorzy tak naprawde nie chca sie zabic tylko sa w desperacji i chca zwrocic na siebie uwage. prawda jest taka ze zycie jest darem, nikt nie wie co jest po smierci, a samo zycie moze dac tyle dobrego- zwiedzanie pieknych krajow, poznawanie nowych ludzi, zakochanie sie (tak tak kazdego to w koncu dopadnie, moja mama po 50 latach zycia sie 1wszy raz zakochala!!!!!!!!!!!) , wiele wspanialych rzeczy. czy warto z nich rezygnowac? smierc nadejdzie kiedys sama, czy warto sie do niej tak spieszyc? a moze wlasnie nie ma sie odwagi zeby zrobic cos innego, cos co wymaga odwagi i sily, cos czego inni sie po nas nie spodziewaja a co nas uszczesliwi, czy nie warto najpierw wykorzystac wszystkie mozliwe warianty abo byc spelnionym ?? w zyciu jest tak ze raz na gorze raz na dole, to ze teraz jestes na dole nie znaczy ze za miesiac,dwa, rok, 15 lat bedziesz na gorze. czy warto z tego rezygnowac?? smierc kiedys nadejdzie czy tego chcemy czy nie ale zycie juz 2gi raz prawdopodobnie do nas nie zawita !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chca zwrocic na siebie uwage.
Wcale nie twierdzę, że samobójstwo to czyn wzniosły, według mnie to poprostu samotność skłania innych do tego typu zachowań. Nigdy jednakże nie powiem,że samobójstwo to tchórzostwo. Łatwo jest nam oceniać innych, gdy nie wczuwamy się nawet w ich sytuacje, widząc ich problemy najczęściej stoimy z oboku, a gdy dojdzie do tragedii, myslimy sobie o tych ludziach: TO BYLI TCHÓRZE, KTÓRZY CHCIELI ZWRÓCIĆ NA SIEBIE UWAGĘ... Ale sami nie kiwneliśmy nawet palcem, żeby może porozmawiać, podać pomocną dłoń... Lepiej skupić się na przyczynie, czyli na naszym postępowaniu...

Dla mnie życie stanowi najcenniejszą wartość, ale nie zamierzam zamykać się obszarze własnych problemów. Jeśli ktoś, poczuje się samotny i opuszczony, to niech napiszę do mnie na GG. Spróbuję pomóc...Może właśnie tak, pomagając innym, przestanę myśleć o własnych cierpieniach... Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hah. Powiedz to człowiekowi w ciężkiej depresji. Na pewno odrazu niebo mu się rozjaśni i zacznie szukać celu w życiu. Jeśli ktoś podjął decyzje o samobójstwie, nie będzie interesował się tym co może nastąpić. Dla niego cała przyszłość jest beznadziejna, bez zadnych szans na lepsze. Moze się mu nawet wydawac, ze jest obciążeniem dla innych, niepotrzebnym, nic nie wartym, marnym człowieczkiem. Więc takie gadanie nie ma kompletnie sensu, bo i tak żaden niedoszły samobójca nie wysłucha tego. Nie jest prawdą, że po nieudanej próbie, zaczyna doceniać się życie. Wciąż jest ten sam ból. I nie jest prawdą, że samobójcy robią to na pokaz. Oj zdecydowanie nie. Mam prośbę, aby nie wypowiadać się na temat który jest tak obcy. Ten kto nie był na skraju życia i śmierci nigdy nie zrozumie, co to znaczy wiedzieć i czuć, że za godzinę nie będzie się istniało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie i na 100% samobójstwo to tchórzostwo wielkie wielkie jak mur Chiński najłatwiej jeśli chodzi o rodzine uciec od problemu a jeśli chodzi o nerwicę to jest to zwykła ucieczka bezsensowna. Ludzie sie zabijają przez głupotę innych i swoją jest to naprawdę trudny temat mający wiele kwestii do

omówienia

Próba popełnienia samobójstwa jest najczęściej poprzedzona stanem ciężkiej depresji. Nie wszystkie rodzaje depresji wiążą się jednak z chęcią popełnienia samobójstwa. Samobójstwo popełnia się zazwyczaj pod wpływem impulsu w pierwszej, ostrej fazie depresji albo po przejściu w fazę utajoną.

Istnieje udowodniony związek pomiędzy nagłośnieniem w mass mediach faktu popełnienia samobójstwa a wzrostem liczby popełnionych samobójstw.[potrzebne źródło] Wzrost ten sięga średnio 1000% w przypadkach samobójstw sławnych ludzi i kilkaset procent w przypadku mniej znanych osób, wzrasta także liczba wypadków samochodowych (zwykle są to samobójstwa mające upozorować wypadek) i katastrof lotniczych.

 

Badania potwierdzające powyższą korelację przeprowadził socjolog David Philips w 1974 na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego i nazwał ją efektem Wertera nawiązując do książki Johanna von Goethego, Cierpienia młodego Wertera i podobnego efektu masowych samobójstw mającego miejsce tuż po opublikowaniu książki w 1774 (wówczas w niektórych krajach w związku z tym faktem zakazano jej dystrybucji). Philips wyjaśniał efekt Wertera jako skrajny przykład działania jednostki zgodnie z regułą społecznego dowodu słuszności — fakt popełnienia samobójstwa przez np. sławną osobę jest dla potencjalnych samobójców wystarczającym powodem aby dojść do wniosku iż odebranie sobie życia jest właściwą decyzją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmierć nie jest wcale taka zła. Nie rozumie, dlaczego robi się z niej takie łoł. Każdego z nas czeka prędzej czy później. Po co w ogóle o tym myśleć? Przecież jutro może nas coś trzasnąć i już nas nie będzie. Sekundy decydują o naszym życiu. Co dzień ocieramy się o śmierć. Lepiej ten czas poświęcić na życie a śmierci poświęcać będziecie jak umrzecie.

Trochę kontrowersyjne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzecz dotyczy samobójstwa.

Dwa lata temu zmarł mój stryj. Powiesił się na klamce. Znalazł go mój tato. Widząc co przeżywa osoba która traci w ten sposób kogoś bliskiego, muszę wam powiedzieć że jest to straszne. Myślę że nie da się nawet tego opisać. Poczucie winy i tak głebokie cierpienie.. Ono chyba pozostaje w człowieku już do końca życia.

Nie chcę występować tutaj w roli jakiegoś moralizatora, zresztą nie zliczę ile razy ja sama miałam myśli samobójcze. Zdaję sobie sprawę też, że każdy ma prawo decydowania samemu o sobie. Ale jeśli kiedykolwiek przyjdzie ten najgorszy moment , to proszę i życzę wam z całego serca, niech zwycięzy w was wola walki i miłość i do bliskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a widzisz, ja nie mam typowych mysli samobojczych. widze sens zycia i chce zyc, uwazam, ze zycie jest piekne, widze jak wiele moge zorbic dobrego i naewt zbaralam sie juz do realizacji. a mimo to istnieje ryzyko ze pewnej nocy sie zabije - nie chcac tego - poniewaz miewam bardzo ostre stany lękowe. pomijajac je, choruje na anoreksje i bulimie, czyli jednym slowem zabijam sie kazdego dnia.

i wierz mi, ze nie chce umierac, doksonale wiem jak wielki jest bol po stracie bliskiej osoby. ale jelsi jednak ktorego dnia juz nie obudze sie - czy bedzie to oznaczac ze jestem egoistka...? nie chce by moi bliscy cierpieli, ale nie oszukujmy sie - moja rodzina ciepriec na pewno nie bedzie. a inni ludzie? pewnie tak. ale czy maja prawo mnie obwiniac? przeciez to ci INNI LUDZIE nie zrobili nic, by mi pomoc kiedys, caly ten cholerny swiat patrzyl na moj koszmar udajac ze go nie dostrzega. a ja teraz nie mam sil dzwigac ciezaru przeszlosci, chociaz tak bardzo chce zyc, tak bardzo marze o PRZYSZŁOŚCI.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 11:38 pm ]

nie no to bez sensu. nie wiem po co to napisalam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wcale nie bez sensu, dobrze że napisałaś. Teraz ja nie chcę występować w roli moralizatora, zwłaszcza, że sam ciągle sie jakoś ocieram o ''ryzyko'', chyba w pewien sposób podobnie, jak Ty, (zrobił nam sie kącik samobójców-teoretyków, a czasem wręcz z doświadczeniem praktycznym - sorka, wiem, że to totalnie idiotyczny i nie na miejscu żart, ale jakoś nie mogłem sie powstrzymać, mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) ) ale zwróc uwagę na fragment tego, co się z Ciebie ''wyrwało":

 

a inni ludzie? pewnie tak. ale czy maja prawo mnie obwiniac? przeciez to ci INNI LUDZIE nie zrobili nic, by mi pomoc kiedys, caly ten cholerny swiat patrzyl na moj koszmar udajac ze go nie dostrzega. a ja teraz nie mam sil dzwigac ciezaru przeszlosci, chociaz tak bardzo chce zyc, tak bardzo marze o PRZYSZŁOŚCI.

 

Użyje pewnej przenośni - nie chodzi mi o wygodnictwo w sensie stricte, ale... Taka jakby podświadomą ''wygodę", unik - zauważ, w jakiś sposób zawsze masz komu podzielić ''winę'' za niepowodzenia! Jesteś sama odpowiedzialna za swoje życie, możesz sie wyleczyć całkiem, ale gdy już będziesz zdrowa, nie załagodzisz ''obawy'' przed niepowodzeniami podziałem odpowiedzialności za nie na świat i okolice - nie wygląda to trochę tak, podświadomie? (lub świadomie)

 

Oczywiście, to pozorny strach, gdy sie wyleczysz, obawy będziesz przyjmować normalnie, bez potrzeby ''uników'' i wytłumiania ich reakcjami chorobowymi, ale pewnie tak to teraz wygląda. Obawa. Pozornie lżej Ci, gdy możesz za to "poobwiniać" świat, czyż nie?

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie. kiedy mialam kilka lat nie bylam odpowiedzialna za sowje zycie. nie obwiniam swiata. to tak zabrzmialo, ale tak naprawde najbardziej obwiniam siebie. moze do swiata mam jakis zal... ale poczucie winy nosze w sobie, chociaz teraz juz doskonale zdaje sobie sprawe, ze za nic nie odpowiadam (za nic = za TAMTE wydarzenia, nie za sowje zycie).

jesli chodzi o uniki... jest ich wiele. z niektorych zdaje sobie sprawe, z innych pewnie nie. kiedys zreszta bylo ich znacznie wiecej. pracuje nad soba caly czas, ale w tym momencie paralizuje mnie choroba, nawrot.

pisze rozne rzeczy, czesto pod wplywem emocji. ale cokolwiek pisze, wiem jedno - nie poddam sie. kiedy jednak mowie ze "nie dam juz rady, to koniec" nie znaczy ze klamie, w momencie w ktorym to pisze, dokladnie tak czuje. i moze wlasnie wyrazenie tego pomaga mi, bo po chwili moge spojrzec na te slowa i stwierdzic "jak to nie dasz rady?!?! oczywiscie ze dasz! rusz tyłek, zacznij dzialac, a bedzie dobrze!".

 

a co do "samobojcow teoretykow"... hehe, nie ma to jak czarny humor:P:P ja tam wole nie teoretyzowac:P wole praktykowac - choc nie takie rzeczy;) ale rozumiem co miales na mysli. to okropne uczucie, kiedy jest sie nawiedzanym, nie wiadomo skad, przez takie mysli... ale trzeba z nimi wlaczyc, bo co innego pozostaje w takiej ystuacji? na pewno nie praktyka;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I słuszne podejście, a że nie jesteś odpowiedzialna za tamte wydarzenia - jasne, że NIE! Ale jesteś za te teraz i jeśli to co się działo miałoby decydować o Twoim życiu teraz, to, brutalne słowa, za dziś byłabyś odpowiedzialna tylko Ty ;) Ale się nie dasz i będzie dobrze.

 

A co do praktyki, podzielam :lol: Ja chyba w sumie wiem, skąd mnie nawiedzają takie - ot, w chorobie mnóstwo rzeczy to jakis ''unik'' i 'cudowny środek, chyba pokutuje idiotyczny stereotyp, że to miałby być koniec wszystkiego i tzw. Święty spokój. Ot kolejny unik, tyle, że jestem przekonany - ze swoimi problemami trzeba sobie poradzić i ''dupa blada'', czy po tej, czy po tamtej, samo to się nic nie dzieje ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z własnego doswiadczenia wiem, że miłość do bliskich nie hamuje człowieka przed samobójstwem.

 

Szczera prawda.

 

Uscislajac: hamuje najpierw, na samym poczatku jak zaczynasz o tym myslec. Potem juz wszystko ci zwisa. To z wlasnego doswiadczenia. Poza tym czytalam o tym kiedys, to jest cale zjawisko odrzucania bliskich w umslach samobojcow zeby zminimalizowac poczucie winy. I to tez szczera prawda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi depresja kojarzy się ze schodzeniem pod wodę... Coraz głębiej, coraz ciemniej, coraz ciszej i samotniej... Tonie się i tonie...

A przecież tonącej osobie trzeba rzucać tyle kół ratunkowych, ile się da...

Przywiązanie do rodziny może być jednym z nich.

Takie jest moje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goplaneczko opisałaś dokładnie to co ja przeżyłam.Wybrałam właśnie taką śmierć,ale na szczęście w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę,że nie mogę zrobić tego mojej rodzinie a szczególnie mamie.I chociaż nie raz przeżywałam ciężkie chwile,czarne mysli czasem wracają,to nie żałuję mojej decyzji,bo teraz jestem potrzebna właśnie jej.I to właśnie moja mama była i jest dla mnie tym kołem ratunkowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×