Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nadopiekuńcza matka - toksyczna matka !


Rekomendowane odpowiedzi

A do Magdalenybmw....jesli takie dobre uklady masz z mama, czy moge sie zapytac dlaczego wobec tego przed wczorajsza jej wizyta, 2 dni sprzatalas, balas sie , i mialas bole glowy....? Jesli nie chcesz nie musisz odpowiadac.

 

Wiesz co, ja sama bym sie chętnie dowiedziała. Myślę, że to objaw fobii społecznej która zrodziła się w mojej głowie na skutek nerwicy. Tyczy się to nie tylko mojej mamy ale wszystkich innych ludzi poza moim chłopakiem. Wszystkich. Ja sie boję każdego spotkania, z każdym. I każde przeżywam.

Moja mama była u mnie, i było bardzo fajnie :smile: Szkoda że tak krótko. Jak by teraz zadzwoniła ze dziś wpadnie to bym sie nie bała. Być może jest to spowodowane tym (ten strach) że rzadko sie z nią widzę. Ale mam z nią bardzo dobry kontakt, przyjacielski. Kłóciłyśmy się jak byłam nastolatką (ale to chyba normalne). Odkąd sie wyprowadziłam jest bardzo dobrze. Mama mnie wspiera a ja ją. Do mojego 6go roku życia wychowywała mnie sama ale nigdy nie popadła w paranoję i nie chciała mi zastąpić ojca. Wg mnie świetnie sobie poradziła. A to że sprzątałam- a Ty nie sprzątasz jak masz mieć gości? ;) Przecież to normalne że sie sprząta żeby było ładnie i czysto. A bóle głowy mam już od tygodnia conajmniej i mam je nadal- chyba ciśnienie.... :?

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A bóle głowy mam już od tygodnia conajmniej i mam je nadal- chyba ciśnienie.... :?

Pozdrawiam!

 

Te bole głowy na bank miałaś spowodowane migreną w związku ze zmianą pogody, ja ostatnio miałam taki ból przez 3 dni, gdzie nawet tabletka za bardzo nie pomogła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kotecek- O, dzięki ! Pocieszyłaś mnie! Ja tak mam pare razy w roku :( Teraz też troszkę mnie boli, ale tylko troszkę. I to już wina nerwicy ;)

 

A co do mamy- moja teściowa mi uwielbia rzeczy przeszukiwać. Mimo, iż nie jestem jej dzieckiem. Musi pilnować czy przypadkiem narkotyków nie chowam :mrgreen: Dobrze, że z nią nie mieszkam ale jakiś czas u niej stacjonowałam i codziennie miałam rewizję moich rzeczy. Raz znalazła pustą butelkę po wódce w moich rzeczach i zrobiła awanturę. Spoko.... :evil: Wszystko z troski naturalnie ! A innym razem wzieła moją bieliznę i bez pytania wyprała i powiesiła w ogródku na widoku wszystkich ludzi dookoła :roll: Żebym sie nie musiała przemęczać robiąc pranie. Z troski to wszystko, z nadopiekuńczości.... Już jej dzieci to za mało, trzeba też zadbać o ukochanych jej dzieci i zrobić z nich swoje dzieci :evil: Na siłę.

 

....

Mam nadzieję że ona nie czyta tego forum :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magdalenabmw, w życiu bym sobie nie pozwoliła, żeby obca baba, którą w gruncie rzeczy jest teściowa, przeszukiwała moje rzeczy. Swoją drogą też nie sądzę, żeby ona wpadła na taki pomysł. Szanujemy się nawzajem, ale takie rzeczy... :shock:

Nie zwracałaś jej uwagi, że robi coś nie tak :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magdalenabmw, w życiu bym sobie nie pozwoliła, żeby obca baba, którą w gruncie rzeczy jest teściowa, przeszukiwała moje rzeczy. Swoją drogą też nie sądzę, żeby ona wpadła na taki pomysł. Szanujemy się nawzajem, ale takie rzeczy... :shock:

Nie zwracałaś jej uwagi, że robi coś nie tak :?:

 

No niestety wpadła na taki pomysł i to nie raz :? Tłumaczyła się potem że to z troski (wiesz, ja jestem młoda i do tego jestem z jej najmłodszym dzieckiem które ona po prostu maltretuje swoją miłością - więc i na mnie ta cholerna troska sie przelewa).

 

Za pierwszym razem jak tak zrobiła- wpadłam w furię. Spakowałam swoje rzeczy i mówię że spieprzam do swojego domu bo nie wytrzymam za chwilę (a jestem raczej wybuchowa). I zrobiłabym to, gdyby nie fakt że prowadziłam tam interesy i nie mogłam pozwolić sobie na wyjazd tego dnia, ani nawet miesiąca. Musiałam zostać.

Ona ma to do siebie że robi awanturę, człowiek sie nie odzywa tylko słucha jej żalów, a jak wchodzi do pokoju jej mąż zobaczyć co sie dzieje to ona wpada w płacz, histerię i krzyczy że nikt jej nie szanuje itp i często do tego symuluje ból serca :roll::shock: Paranoja....

 

Dlatego powiedziałam jej tylko raz że NIE ŻYCZĘ SOBIE więcej takich akcji bo jestem dorosła. Jeszcze pare razy jej sie zdarzyło, ale już przymykałam oko bo wiem że tłumaczenie nic nie da, a krzyczenie na nią tym bardziej. I zawsze po tym jak zrobiła awanturę a ja siedziałam cicho to potem jak sobie przemyślała to przychodziła przeprosić i udawała że nic sie nie stało.

 

Zawsze jej wybaczałam bo w gruncie rzeczy to fajna kobieta, znam ją już tyle lat, trochę razem mieszkałyśmy i było wiele bardzo fajnych chwil z nią, można powiedzieć że na swój sposób ją kocham nawet no i wiem że ona to z troski robi, dlatego wybaczałam.

 

Teraz od kilku miesięcy sie do niej nie odzywam bo pare przykrych rzeczy mi powiedziała, a potem udawała że nic sie nie stało i mi słodziła przez telefon. Ale tym razem przegieła i bez 'przepraszam' nie ma co liczyć na moje wybaczenie.

 

Niestety takiego typu mamy sie nie zmieni, już tak ma i amen :? Mimo iż ona ma też jazdy z nerwicą to mam nadzieję że tego nie czyta bo w ogóle już sie na amen obrazi ;):P

Ale sie rozpisałam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to że sprzątałam- a Ty nie sprzątasz jak masz mieć gości? Przecież to normalne że sie sprząta żeby było ładnie i czysto.

 

Magdalena ja juz przed przyjsciem kogos nie sprzatam , robie to tylko i wylacznie dla siebie, ale tez keidys jak mial ktos przyjsc to robilam tak jak ty. Dzis poprostu robie to dla siebie, bez wzgledu na to czy ktos ma przyjsc czy nie. Bo jesli ten ktos mnie ma oceniac po tym jak mam w domu, to lepiej nie miec takich znajomych. Zawsze mam czysto, ale to wynika z tego ze poprostu tez mi specjalnie nie ma kto nabrudzic. Ale nauczylam sie rowniez nieuzalezniac sie od opini innych , co o mnie mysla i dlatego uwolnilam sie . A musze przyznac ze mialam podobne jezdy jak ty te dwa dni za kazdym razem jak moja matka miala przyjechac. Wiedzialam ze ona ma w domu do perfekcji wysprzatane i martwilam sie zawsze czy spelniam jej oczekiwania.

 

Od lat mi to przeszlo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eeee nie nie :smile: Ja ogólnie mam gdzieś co kto o mnie myśli, ale z natury jestem bałaganiarzem i myślę że gdybym nie ogarneła domu to moja mama dostałaby zawału i po ptokach hehe :mrgreen: Także ja na co dzień ogarniam mieszkanie, ale jak ktoś ma przyjść to wolę tak porządniej posprzątać- nie to że dla gości ale właśnie dla siebie, bo to jest dla mnie często jedyną motywacją do tego aby porządnie dom wypucować i aby potem przez jakiś czas mieć czysto na cacy ;) Nie należę po prostu do pedantów i ma mi kto brudzić- nie licząc mnie to jeszcze mam chłopaka bałaganiarza i kota który wszystko rozwala.

 

Ale nie róbmy off topu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam taki problem z teściową. Mój ukochany też ma 24 lata a ona traktuje go jak by miał pięć.

Ostatnio zrobiła mu przez telefon awanturę o jakiś rachunek! Facet sam mieszka, sam na siebie zarabia a tu takie rzeczy, żeby mama dzwoniła z reprymendą .... I krzyczy na niego jak na 15 latka i w ogóle nie chce go słuchać. A jak w końcu on nie wytrzymuje i ryknie na nią to ona zaczyna płakać że on jej nie szanuje.... Boże, już mam dość tego. :evil: Lubię ją, ale ta jej nadopiekuńczość jest mordercza.

Kochana! Czytając Twoją wypowiedz, czuję się gdybym czytała o sobie. Tylko ostatnie.... Nie ukrywam faktu, że nie przepadam za kobietą, która urodziła mojego narzeczonego.

Mój mężczyzna ma 28 lat i długo szukał sposobu na swoją matkę. Próbował chyba wszystkiego by ich relacje wyglądały zdrowiej. W końcu dojrzał do tego by udać się po poradę do psychologa, nie mógł sobie już poradzić z rodzicielką. Doszło do tego, że urwał z nią kontakt, inaczej się nie dało. Ja tę decyzję szanuję i akceptuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joana- zerwanie kontaktu to już ostateczność, choć czasem konieczna :( Mam nadzieję że u nas do tego nie dojdzie, aczkolwiek już jest sytuacja taka że w ogóle nie odwiedzamy jego rodziców i rozmawiają (oni z moim) przez telefon raz na dwa tygodnie...

 

Czasem rodzice sami są sobie winni. Chcieli dobrze, a nie wyszło... Jak widać zbytnia miłość jest toksyczna.

Najważniejsze że Tobie jest z NIM dobrze, bo w końcu to z nim mieszkasz, nie z jego matką ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magdalena niestety ( a może i stety) u nas nie było innego wyjścia. Relacje mojego mężczyzny z matką były hmm dosyć dziwne. W skrócie:Ona - zaborcza egoistka, tyranka i manipulantka, która nie potrafiła rozmawiać a ograniczała się jedynie do krzyku, on - dorosły facet, który nie mógł mieć swojego zdania w żadnej sprawie, nie mógł mieć swojego życia, ponieważ zaraz był płacz, wyzwiska, lament matki.

Często i gęsto zerwanie kontaktu lub ogranieczenie go do minimum jest jedynym wyjściem, inaczej człowiek żyje w zawieszeniu i nie jest w stanie stać się samodzielny. Grunt to trafić na taką druga połowę, która sama dojrzeje do tej decyzji. Mam koleżankę, która wymusiła na swoim facecie zaprzestanie kontaktów z rodzicami co nie wyszło jej na dobre i obróciło się to przeciwko niej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam w rodzinie podobny przypadek. Dziewczyna mojego kuzyna stwierdziła że jego matka jest zbyt zaborcza (wg mnie absolutnie nie była) i nakazała mu zerwać kontakt z rodzicami i rodziną. Wyjechali 600km od domu i tam zamieszkali nie dając znaku życia nikomu przez 5lat. Po pięciu latach tamta krowa mu rogi doprawiła i kuzyn skruszony wrócił do nas.... prosząc o wybaczenie. Teraz ma inną kobietę i normalne stosunki z rodziną i mamą.

 

Więc nie można przeginać. Ale rozumiem że to czasem jest jedyny sposób. Moja teściowa w stosunku do rodzeństwa mojego lubego podobnie sie zachowuje, ale na szczęście oni mają mądrych partnerów/partnerki i tak jak ja trzymają te kontakty na smyczy. Tzn mieszkamy dość daleko od rodziców i rzadko sie widujemy (choć był czas że co chwilę sie odwiedzaliśmy).

 

Ale w Waszej sytuacji to faktycznie było jedyne wyjście, łatwo mi sobie wyobrazić taką matkę która wydając syna kobiecie czuje sie jak by syn ją zdradzał a ta kobieta by jej go zabierała na zawsze.

 

Moja teściowa też raz taką akcję zrobiła- złapała swojego synka za głowę i zaczeła go całować i krzyczeć że to jej dziecko itp i patrzyła na mnie wzrokiem mordercy jak by ona była jego żoną a ja jego kochanką, ale cóż... ja tylko sie uśmiechnełam pod nosem i pomyślałam że nawet na psychiatrę już za póżno.... :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:Moja teściowa też raz taką akcję zrobiła- złapała swojego synka za głowę i zaczeła go całować i krzyczeć że to jej dziecko itp i patrzyła na mnie wzrokiem mordercy jak by ona była jego żoną a ja jego kochanką, ale cóż... ja tylko sie uśmiechnełam pod nosem i pomyślałam że nawet na psychiatrę już za póżno.... :

 

 

Magdalena chyba nie tylko sie usmiechnelas pod nosem , bo jednak byla ta historja warta dla ciebie napisanie jej tu , czyli musiala wywolac rowniez inne emocje u ciebie nie tylko usmiech.

 

Moge ci tylko powiedziec ze niestety a moze i stety kazde dziecko bedzie zawsze dzieckiem dla matki bez wzgledu na wiek. Nie wiem co ci tesciowa chciala przez to pokazac, ale podejrzewam ze ma problem z wyborem partnerki przez syna. Co ci nie musi ujmowac bo nie jestes uzalezniona od jej opini. Na marginesie wspomne tylko ze kazdy partner wymagajacy od swojego partnera zrezygnowac z rodziny w momencie postawienia takowego ultimatum, poprostu przegrywa.

 

Moze warto sie zastanowic co twoja tesciowa tak naprawde chce uzyskac swoim zachowaniem, dlaczego, no i co chciala ci pokazac przez ciebie opisana sytuacja.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BladeM- to może opiszę całą sytuację żeby jasno było.

 

Pojechaliśmy do teściów, niestety mój chłopak nie załatwił jakiejś ważnej sprawy o którą prosili go rodzice. Zapomniał. Zrobili straszną awanturę, krzyczeli i na mnie i na niego, w końcu teściowa zaczeła krzyczeć że to moja wina bo siedzieliśmy u moich rodziców za długo i on pewnie nie zdążył dlatego tej sprawy załatwić.

 

Wkurzyłam sie za to że drze sie na mnie bez powodu, wsiadłam do auta i powiedziałam że chcę wracać do domu. Na co ona mi mówi- dlaczego chcesz wracać? Odpowiedziałam jej że żle sie tu czuje jak ktoś na mnie krzyczy. Na co ona że to nie mój dom tylko jej syna, i to on ma sie tutaj dobrze czuć, nie ja. To był cios poniżej pasa. Ale siedziałam cicho.

 

I wtedy ona zaczeła szlochać że jak teraz jej synka zabiorę do domu to znaczy że go buntuję przeciwko rodzicom i złapała go za głowę całując i patrzyła sie na mnie jak bym jej dziecko zabrała. A potem stwierdziła- Nie masz dzieci więc nie możesz wiedzieć co to miłość ! I powiedziała że jeśli pojadę do domu to będę jak jego była która go buntowała. Tutaj przegieła. Porównać mnie do jego byłej, która ją okradała z pieniędzy! Wysiadłam z auta i bez słowa poszłam do pokoju. Siedziałam w nim trzy dni- żeby nie myśleli że syna buntuje po czym wsiadłam w auto, rzuciłam 'do widzenia' i odjechałam.

 

Masz rację, tamta sytuacja wywołała we mnie skrajne emocje. Od tamtej pory nie odzywam sie do niej, mimo że ona dzwoni i udaje że nic sie nie stało. Ja ją pokochałam jak swoją matkę, mieszkała ze mną, dbała o mnie i nigdy wczesniej nie dała mi powodu abym mogła sądzić że mnie nie lubi.

 

Nie wiem co o tym myśleć. Czasem zachowywała się tak że ją uwielbiałam- piekła mi moje ulubione ciasta, jeżdziła ze mną na zakupy, farbowała mi włosy, przytulała, rozmawiała całe noce ze mną... była jak mama. A tu nagle takie coś. A przeciez ja nic złego nie zrobiłam ani nie powiedziałam!

 

Nie wiem też za co mogłaby mnie nie lubić. Jestem grzeczna, kulturalna, dbam o jej syna i kocham go. Nie może mi NIC zarzucić.

 

Nie wiem o co tu chodzi. Na razie trwam w tej chorej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BladeM- to może opiszę całą sytuację żeby jasno było.

 

Pojechaliśmy do teściów, niestety mój chłopak nie załatwił jakiejś ważnej sprawy o którą prosili go rodzice. Zapomniał. Zrobili straszną awanturę, krzyczeli i na mnie i na niego, w końcu teściowa zaczeła krzyczeć że to moja wina bo siedzieliśmy u moich rodziców za długo i on pewnie nie zdążył dlatego tej sprawy załatwić

 

Moze odpowiem tak po kolei i z punktu widzenia matki (co nie znaczy ze jej zachowanie jest dobre)

 

Matka/rodzice zaufali ze ich syn zalatwi cos co bylo wazne. Zawiodl ich!!! No coz czyli skoro zawiodl, a z tego co piszesz, matka bardzo go kocha, bylo latwiej dac tobie winne, aby sie nie wsciekac na syna ktorego kocha. To co tobie powiedziala, mialo rozladowac uczucie zlosci do syna, ty poprostu dostalas za niego.

Wkurzyłam sie za to że drze sie na mnie bez powodu, wsiadłam do auta i powiedziałam że chcę wracać do domu.

CZyli tak wlasciwie powinnas sie na swego lubego zezloscic bo on zawiodl matke, a ty dostalas za niego.

 

Na co ona że to nie mój dom tylko jej syna, i to on ma sie tutaj dobrze czuć, nie ja. To był cios poniżej pasa.

 

Jest to nie mile zdanie i raczej powinna tak nie mowic, ale pomojajac to powiedziala tylko prawde. Bo to nie jest twoj dom i nigdy nim nie bedzie. Dotknelo cie to bardzo bo emocjonalnie czolas sie zwiazana z tym domem i czulas sie jak u matki. Gdybys miala zdrowy dystans wiedzac ze nie jest to twoj dom, jej wypopwiedz by ciebie nie dotknela. Jej wypowiedzi nie mozesz zmienic i jej myslenia tez nie, ale mozesz zmienic twoje myslenie. Zdystansuj sie do tej sytuacji i poprostu obserwuj to z pozycji widza (bo takowym jestes)

 

 

I wtedy ona zaczeła szlochać że jak teraz jej synka zabiorę do domu to znaczy że go buntuję przeciwko rodzicom i złapała go za głowę całując i patrzyła sie na mnie jak bym jej dziecko zabrała. A potem stwierdziła- Nie masz dzieci więc nie możesz wiedzieć co to miłość !

Mysle ze mowiac cos na temat milosci, miala na mysli milosc matki do dziecka. Niestety musze jej przyznac racjie, bo to zreszta zupelnie logiczne, nie mozesz czuc jak matka bo nia nie jestes. Co absolutnie nie stawia cie w zlym swietle. Ona to tylko powiedziala bo chciala podkreslic to co czuje (niestety raniac ciebie) Zrozumiec matke i jej uczucia mozna naprawde tylko wtedy gdy sie samemu juz jest matka. Poprostu ze wzgledu na wiek i sytuacje zyciowa nie jestes jeszcze matka, co nie znaczy ze jak bedziesz miec dziecko nie bedziesz umiala pokochac.

I powiedziała że jeśli pojadę do domu to będę jak jego była która go buntowała. Tutaj przegieła. Porównać mnie do jego byłej, która ją okradała z pieniędzy! Wysiadłam z auta i bez słowa poszłam do pokoju. Siedziałam w nim trzy dni- żeby nie myśleli że syna buntuje po czym wsiadłam w auto, rzuciłam 'do widzenia' i odjechałam

 

Przeciez nie porownala ciebie dokladnie tymi slowami(tamta mnie okradla i ty jestes taka sama) to juz jest twoja interpretacja. Ona tylko porownala cie do jego ex jesli chodzi o "utrate syna"

 

Masz rację, tamta sytuacja wywołała we mnie skrajne emocje. Od tamtej pory nie odzywam sie do niej, mimo że ona dzwoni i udaje że nic sie nie stało. Ja ją pokochałam jak swoją matkę, mieszkała ze mną, dbała o mnie i nigdy wczesniej nie dała mi powodu abym mogła sądzić że mnie nie lubi.

 

Tu tez mogla cie tak zranic bo ty sama interpretowalas stosunki z nia jak prawie z matka. Ona nie jest nie byla i nigdy nie bedzie twoja matka. Gdybys ja z dystansem traktowala jak osobe obca,bo takowa jest, nie mogla by ona wywolac u ciebie takich emocji.

Nie wiem co o tym myśleć. Czasem zachowywała się tak że ją uwielbiałam- piekła mi moje ulubione ciasta, jeżdziła ze mną na zakupy, farbowała mi włosy, przytulała, rozmawiała całe noce ze mną... była jak mama. A tu nagle takie coś. A przeciez ja nic złego nie zrobiłam ani nie powiedziałam!

 

W zwiazku z tym tak jak juz pisalam zachowaj zdrowy dystans. Przyjzyj sie sytuacji realnie a nie tak jak bys chciala aby bylo. To jego matka nie twoja. Ty ja mozesz ale nie musisz lubiec, ona moze ale nie musi ciebie lubiec.

Nie wiem też za co mogłaby mnie nie lubić. Jestem grzeczna, kulturalna, dbam o jej syna i kocham go. Nie może mi NIC zarzucić.

 

Ona ci tez nic nie zarzuca, ale jestes rywalka w jej oczach i to akurat ma kazda matka , jedna do skali chorobliwej a inna zupelnie rozsadnie. Danie dziecku (nie tylko synowi) "wolnosc" i pozwolenie odciecia tej niewidocznej "pepowiny" jest dla kazdego rodzica nie tylko matek, bardzo duzym i czasami bolesnym krokiem. Musze zacytowac twoja tesciowa:zrozumiesz to jak bedziesz miec juz prawie dorosle dzieci i tez przez to bedziesz przechodzic.

 

Dlatego ustosunkuj sie do sytuacji z dystansem a nie beda ci ciosy tesciowej tak trafialy.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Ci za odpowiedz! Tym bardziej że odpowiedziałaś mi z pozycji matki, jak widzi to matka. To ciekawe spostrzeżenia. Trafnie też zauważyłaś że na pewno nie bolało by mnie to tak gdybym sie do niej emocjonalnie nie przywiązała. Niestety tak sie nie stało... Przywiązałam się i te słowa (nagłe i bez ostrzeżenia) zawaliły mi grunt pod nogami.

 

Teraz już ochłonełam i zachowuję dystans, chyba nawet większy niż powinnam. Bardzo chętnie sie z nią pogodzę, ale czekam na ludzkie 'przepraszam'.

 

I rozumiem to, że ona go kocha. Ale nie rozumiem jak może myśleć że ja go nie kocham skoro nie wiem co to miłość bo nie mam dzieci. Przecież miłość do mężczyzny to inna miłość niż do dziecka. I wątpię że jak urodzę dziecko to jego zacznę kochać inaczej.

Poza tym nie mogę zrozumieć tej jej chorobliwej zazdrości. Moi rodzice jakoś nie traktują mojego chłopaka jak rywala, tylko jak syna. I naprawdę go kochają jak swoje dziecko !

Bo jak można traktować prawie 25 letniego mężczyznę jak 5 letnie dziecko? ... Jego matka jak ogląda jego zdjęcia kiedy był mały... zaczyna płakać. Przecież to jest normalne że dziecko kiedyś dorasta i odchodzi z domu. I już nie jest synusiem mamusi.

 

Pokręcone to wszystko. Rozumiem miłość matki, no ale bez przesady...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I rozumiem to, że ona go kocha. Ale nie rozumiem jak może myśleć że ja go nie kocham skoro nie wiem co to miłość bo nie mam dzieci.

Bo milosc do dzieci jest bezwarunkowa, niezalezna od wad charakteru lub popelnianych bledow

Przecież miłość do mężczyzny to inna miłość niż do dziecka. I wątpię że jak urodzę dziecko to jego zacznę kochać inaczej.

Jak urodzisz dziecko to milosc do twojego chlopaka bedzie na nastepnym etapie , czyli glebsza, bo obojetnie co w zyciu sie wydazy jestescie wtedy zwiazani wlasnie dzieckiem do konca zycia (mam na mysli emocjonalne zwiazanie)

Poza tym nie mogę zrozumieć tej jej chorobliwej zazdrości. Moi rodzice jakoś nie traktują mojego chłopaka jak rywala, tylko jak syna. I naprawdę go kochają jak swoje dziecko !

I tu twoja reakcja jest zwiazana z twoim punktem widzenia. Sprobuj spojrzec na to gdyby twoja mama tak sie w zwiazku z toba zachowywala. Ja kiedys mialam taki problem z moja tesciowa az zrozumialam ze zloscily mnie jej wypowiedzie i ta wielka jej milosc do mojego ex, moja zlosc powodowalo , wiem o tym dzis, codzienne widzenie tego czego bylo mi od mojej matki brak.

Bo jak można traktować prawie 25 letniego mężczyznę jak 5 letnie dziecko? ...

Moj starszy syn ma dzis 23 lata mlodszy 16, ala jak patrze na nich i mowie do nich to widze tych malych chlopcow ktorych wychowalam, tego sie u zadnej matki nie da wylaczyc.

Jego matka jak ogląda jego zdjęcia kiedy był mały... zaczyna płakać.

I tu zrozumiesz dlaczego plakala jak bedziesz miala swoje dzieci, ona nie placze bo jej syn jest dorosly, bo to kolej zycia. Ona placze bo patrzac na te zdjecia musi sie zegnac z czasem przeszlym z odcinkami jej zycia, ktore z pewnoscia byle wspaniale , czasami smutne, ale zawsze emocjonalne. To akurat potrafie zrozumiec.

Przecież to jest normalne że dziecko kiedyś dorasta i odchodzi z domu. I już nie jest synusiem mamusi.

Mamusi synkiem kazdy syn zostanie na cale jej zycie. I tu trzeba to na wlasnej skorze przezyc aby to zrozumiec.

 

Wiesz Magda moj mlodszy syn akurat jest w okresie zmiany z dziecka na mezczyzne. Patrze na to obserwujac go i w moim sercu jest radosc ze wychowalam go na wspanialego mlodego mezczyzne, jest tez taki smutek bo dzieci sa dla kazdej matki centrum jej zycia i gdy opuszczaja gniazdko, to w sercu matki staje sie pustka.Nie naleze do matek zaborczych i wychowujacych starymi metodami, a mimo tego dzis wiem co miala moja matka kiedys na mysli klócąc sie ze mna mowiac "zobaczysz jak to jest jak bedziesz miala swoje dzieci" dzis wiem o czym mowila. Nie wiem tez jaka bede kiedys tesciowa, jedyne co wiem nie bede stawac synom w drodze, co bolu serca matki nie zmienia, on zawsze bedzie taki sam. Moze pomysl sobie co czuje ojciec prowadzacy corke do oltarza, co mysli matka dajaca synowi blogoslawienstwo przed slubem.

 

I matka synow jest o wiele ciezej niz matka corek. Matka corki zyskuje jeszcze syna a matka syna traci i nie dostaje corki na dokladke. Wiem ze wszystko w rekach kazdego jak to sie ulozy, ale dziewczyna zawsze bedzie ciagnac do domu rodzinnego a chlopak chce wolnosci i wylotu na swiat. Moze przymruż troche oczy na tesciowa bo na to co w niej sie dzieje nie masz wplywu. Przypomnij moze sobie czasami jak cie denerwuje moje slowa.

 

 

Tego typu sytuacje sa dla obu stron bolesne. Ty cierpisz bo cos cie boli ona tez bo nie dosc ze ja cos boli to ona tez dokladnie wie ze robi ci krzywde ale to wie zawsze dopiero po fakcie. Popatrz czasami na nia z poblazaniem a z pewnoscia zmienia sie wasze uklady

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dziwne wrażenie że jak kobieta zostanie matką to sie bardzo zmienia jej podejście.

Rozumiem miłość matczyną, ale zaborczość nie jest fajna. A dziecko które ma taką 'zbyt' kochającą matkę zaczyna ją nienawidzić zamiast kochać bardziej bo ona go irytuje... Bo jak by nie patrzeć taki 20 paro latek ma już swoje życie i nie chce żeby mama mu sie wtryniała we wszystko.

 

Dziękuję Ci za odpowiedz :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety mam ten problem. Moja mama z babciá też się "wtryniają". Jestem 24 letnią kobietą. Każdy telefon od znajomych jest komentowany, gdy wracam skąś naturalnym wydaję się zdawanie relacji jak, z kim, gdzie, co kto powiedział, żądają nawet szczegółów. Ale jest mi tak ciężko z tym walczyć, bo moja mama robi to samo- opowiada ze szczegółami WSZYSTKO swojej mamie (babci). U nas w domu to jest poprostu normalne, nie wiem jak mogłabym sie przeciwstawić. kiedyś nawet próbowałam odmówić przymusowego zwierzania się, to stwierdziły: "to o czym mamy gadać, o pogodzie? , to normalne że sie rozmawia, ale jak nie chcesz mówić, to możemy się wogóle nigdy nie odzywać..." :cry:

Obrałam strategie olewania, coś im tam rzucę, niech mają, jakies informacje, całej prawdy nie mówię jeśli nie chcę, udaję, że sie z nimi zgadzam, nawet jeśli mam inne zdanie. Mimo, że jestem kobietą, to widzę w sobię takiego starszego mężczyznę schowanego za gazetą, który przytakuje paplajacej żonie i dla świętego spokoju sie z nia zgadza.

Gorzej, że jeśli chodzi o takie poważne kwestie, to nie mam wyboru, np. chciałam wyjechać na stypendium, to mi nie pozwoliły, we wakacje chciałabym gdzieś pojechać, to też nie mogę. Tylko mogę mieć wybór w kwestiach takich, jak z kim się umówić (nie ze wszystkimi mi wolno, ale zawsze mogę je okłamać) Ale boję się, że kiedyś mi to nie będzie wystarczyło i będe chciała od życia czegoś więcej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U nas w domu to jest poprostu normalne, nie wiem jak mogłabym sie przeciwstawić. kiedyś nawet próbowałam odmówić przymusowego zwierzania się, to stwierdziły: "to o czym mamy gadać, o pogodzie? , to normalne że sie rozmawia, ale jak nie chcesz mówić, to możemy się wogóle nigdy nie odzywać..." :cry:
Ten zacytowany prze Ciebie tekst wskazuje na szantaż emocjonalny, któremu najwyraźniej uległaś.

 

A czym mogłoby się skończyć Twoje "postawienie się" i odmówienie "zeznań" ?

Któraś z nich miałaby odwagę przełożyć przez kolano 24-letnią kobietę, by wymierzyć "sprawiedliwość rodzicielską" ? :shock: Kazałyby Ci się wyprowadzić z domu ? Czy może po prostu obraziłyby się "śmiertelnie" i zamilknęłyby, co byłoby Ci na rękę. ;) Gdybyś wytrwała dostatecznie długo w tym postanowieniu (bez ulegania ich presji czy ulegania próbom wzbudzania w Tobie poczucia winy), prawdopodobnie to one by "pękły" pierwsze (zwykle "toksyczni" ludzie nie wytrzymują zbyt długo, gdy nie mogą zatruwać swymi "toksynami") i zgodziłyby się na "Twoje warunki".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, ale ja sie panicznie wręcz boje ich gniewu, u nas kłutnia nie wygląda jak zwykłe pokrzykiwanie, to jest szlochanie, udawanie przez babcie zawałów serca, wielkie słowa, w końcu zawsze i ja nie wytrzymuje i płaczę, bo tego się nie da znieśc ot tak.Dochodzenie do normalności trwa po takim czymś tygodniami. No nie wierzę, że myślisz, że zranić można tylko przełożeniem przez kolano...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście wiem, że nie tylko rękoczynami można ranić.

W każdym razie to, co napisałaś wskazuje, jak bardzo jesteś przez mamę i babcię zniewolona. Praktycznie wszystko, co robisz, co mówisz, co myślisz, dostosowujesz do tego, co one by powiedziały. :roll:

Dalsze Twoje zwlekanie, przyzwalanie na to, co one robią z Twoim życiem powoduje, że będzie Ci coraz trudniej żyć po swojemu, wg własnych planów i marzeń. Chcesz w ten sposób żyć kolejnych kilkadziesiąt lat ?

Zdaję sobie sprawę, że to wymaga odwagi, by zerwać te więzy (przy czym i tak najlepszym wyjściem jest wyprowadzka, a "stawianie się", to tylko półśrodek). Ale może "łatwiej" będzie Ci podjąć taką decyzję, gdy pomyślisz ile jeszcze możliwości, szans stoi przed Tobą, niż gdybyś musiała odrzucić wiele z tych możliwości z powodu toksycznej rodziny ? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety mam ten problem. Moja mama z babciá też się "wtryniają". Jestem 24 letnią kobietą. Każdy telefon od znajomych jest komentowany, gdy wracam skąś naturalnym wydaję się zdawanie relacji jak, z kim, gdzie, co kto powiedział, żądają nawet szczegółów. Ale jest mi tak ciężko z tym walczyć, bo moja mama robi to samo- opowiada ze szczegółami WSZYSTKO swojej mamie (babci). U nas w domu to jest poprostu normalne, nie wiem jak mogłabym sie przeciwstawić. kiedyś nawet próbowałam odmówić przymusowego zwierzania się, to stwierdziły: "to o czym mamy gadać, o pogodzie? , to normalne że sie rozmawia, ale jak nie chcesz mówić, to możemy się wogóle nigdy nie odzywać..." :cry:

Obrałam strategie olewania, coś im tam rzucę, niech mają, jakies informacje, całej prawdy nie mówię jeśli nie chcę, udaję, że sie z nimi zgadzam, nawet jeśli mam inne zdanie. Mimo, że jestem kobietą, to widzę w sobię takiego starszego mężczyznę schowanego za gazetą, który przytakuje paplajacej żonie i dla świętego spokoju sie z nia zgadza.

Gorzej, że jeśli chodzi o takie poważne kwestie, to nie mam wyboru, np. chciałam wyjechać na stypendium, to mi nie pozwoliły, we wakacje chciałabym gdzieś pojechać, to też nie mogę. Tylko mogę mieć wybór w kwestiach takich, jak z kim się umówić (nie ze wszystkimi mi wolno, ale zawsze mogę je okłamać) Ale boję się, że kiedyś mi to nie będzie wystarczyło i będe chciała od życia czegoś więcej...

 

Też mam 24 lata i podobny problem. Ja nigdy przedtem tego nie dostrzegałam, ale w końcu pozbierałam do kupy pewne spostrzeżenia no i wyklarowała mi się całkiem zgrabna konkluzja. Moja mama nie pozwala mi dorosnąć.

Kiedy byłam dzieckiem nie mogłam wychodzić na podwórko, bawiłam się sama, no chyba, że raz na kilka tygodni spotkałam się z córą jej koleżanki. To była moja jedyna przyjaciółka... Kiedy poszłam do szkoły nie umiałam odnaleźć się wśród większej grupy dzieci, nieustannie poszukiwałam jednej koleżanki, którą miałabym na wyłączność, z którą czułabym się bezpiecznie. Nie mogłam nic zrobić bez konsultacji z mamą. Każde obcięcie włosów okupione było awanturą, nawet wtedy, gdy miałam jakieś 13 lat.

Moja rodzicielka zawsze bardzo się starała, żeby mi niczego nie brakowało, tylko, że najczęściej miałam to, co podobało się jej, a nie mi:urządzała mi pokój, wybierała farby na ścianę. A ja udawałam, że tak naprawdę takie szczegóły są mi obojętne.

U mnie w domu nie można niczego przestawić wedle własnego uznania, no chyba, że dany pomysł ewentualnie przypadnie do gustu mojej mamie.

Wielokrotnie wzbudzała i wzbudza we mnie poczucie winy wobec spraw, które zupełnie takich odczuć nie wymagają. Wyjście na imprezę, wyjście z przyjaciółmi do kina w godzinach późniejszych niż 20 wieczorem... Wyobrażacie sobie, że ona potrafiła powiedzieć do swojej 23 letniej jeszcze wówczas córki "20:00 do kina, tak późno? Nie możecie umawiać się po południu?". Ktoś inny nie zawracałby sobie takimi uwagami głowy, ale nie ja... Po takim tekście, chociaż byłam zła, aż krew mi buzowała, zostawałam w domu....

A teraz przyszła pora na związki, jestem z pewnym chłopakiem... Ona oczywiście zaznacza swoją dezaprobatę.

Mam wrażenie, że ona czasem hamuje radość mojego życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Wesnaa, dziéki e wydobyłaś mój temat, już myślałam, że zgnije w archiwach :lol:

Jedyne co mogę zrobić teraz, to po prostu dodać swoje 3 grosze, ponarzekać i mnożyć przykłady, bo raczej nic nie posunęło się do przodu w mojej sytuacji. Choć widzę szczere chęci i dużo zaangażowania w mamie i babci- niestety nadal pozostaje pod ich ogromem miłości. Właśnie ta miłość, jak mi się wydaje mnie niszczy, bo gdyby one mnie tak nie kochały to i ja bym ich mogła mniej kochać i wtedy mogłabym sobię pozwolić na więcej „rebelii”. Jak byłam dzieckiem, to żałowałam że za bardzo mamę kocham, bo gdybym kochała ją mniej to mogłabym np. wydać kieszonkowe na coś innego zamiast na to co ona mi każe albo pójść sobie w inną stronę po szkolę zamiast wytyczoną przez nią trasą… Głupie dziecinne rozumowanie, a jednak tak mądre…

Co do ścinania włosów- pamiętam sytuację, nie wiem czy miałam 17 czy mniej lat, że kiedy stałam przed lustrem i bawiłam się w robienie fryzur udając że mam krótkie włosy mama z babcią dostały (jednocześnie…!) dziwnego ataku, zaczęły krzyczeć, zanosić się płaczem, że diabeł mnie opętał, że co się ze mną dzieje… To była jedna z potężniejszych awantur, po której mama nie chciała się położyć obok mnie w łóżku (tak, spałyśmy razem, mimo że miałam swój pokój) bo stwierdziła że brzydzi się mnie bo jestem jakaś opętana i jeszcze wiele innych takich oskarżeń… Wtedy nie wiedziałam co ze mną jest nie tak, dziś mając pewną wiedzę z dziedziny psychologii mogę przypuszczać, że wtedy przed tym lustrem zachowywałam się jak… dorosła. Układałam swoje włosy, mówiłam o ich podcięciu, podjęłam małą próbę (udawanego) bycia samodzielną. I to je rozwścieczyło. Było całe mnóstwo podobnych sytuacji.

Dziś mieszkam z mamą i babcią i choć mam dużą dawkę samodzielności (mogę wychodzić sama, często na imprezy) to ciągle czuję na plecach oddech matki. W telefonach, puszczaniu „strzałek”, informowaniu na bieżąco z kim i gdzie jestem. Nie czuję już nawet do niej złości, wiem, że to z troski, a że przesadnej, to już ona tego nie widzi i nigdy tego nie zrozumie, bo sama jest poddana swojej matce, ale na własne życzenie. Gdy umawiam się z kolegą, po prostu kłamię jej, że idę do koleżanki, a potem nawet nie czuję wrzutów sumienia, jak po powrocie bezczelnie jej kłamię o czym rozmawiałam z „koleżanką”… Do siebie mam żal- że nie pozwoliłam sobie na takie właśnie uwolnienie się kilka(naście?) lat wcześniej. Kiedy to dzieciaki odcinają pępowinę i naturalny dla nich ucisk starają się przerwać.

Wiem, że przydałaby mi się psychoterapia, ale już kilka razy byłam, nic to oczywiście nie dało a pozbyłam się całych oszczędności. Nie chcę więcej przepuszczać kasy na coś, co raczej nie przynosi efektów.

Chociaż gdyby jakiś student/ka psychologii chciał/a na mnie „poćwiczyć”, to zapraszam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×