Skocz do zawartości
Nerwica.com

Smutek, lęk przed bliskością i samotność


Snezenka

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

 

postanowiłam napisać ponownie, ponieważ dopadł mnie właśnie straszny dołek i czuję potrzebę wygadania się, choćby wirtualnie. Mam nadzieję, że spotkam się z równie dużym zrozumieniem jak poprzednim razem, gdy tutaj pisałam.

 

Zacznę od tego, że mam 35 lat, jestem DDD i od lat zmagam się z depresją, nerwicą lękową i prokrastynacją. Co prawda chodzę na terapię od dłuższego czasu i widzę duże postępy w porównaniu z tym, co było, ale nadal miewam gorsze momenty, kiedy wszystko wydaje mi się bezsensowne. Przykrywa mnie chmura smutku i mam ochotę wypłakać się pod kołdrą.

 

Z czego wynikają te kryzysy emocjonalne? W dużej mierze z problemów z ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami. O ile w życiu zawodowym i artystycznym układa mi całkiem nieźle i mogę być dumna ze swoich osiągnięć, o tyle sfera osobista pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, co ze mną nie tak, ale wciąż nie mogę się szczęśliwie zakochać, kochać i być kochaną. Praktycznie nigdy nie byłam zakochana ani zauroczona ze wzajemnością. Wprawdzie w zeszłym roku udało mi się być w swoim pierwszym poważnym związku i choć przez moment czuć się ważną i atrakcyjną dla drugiego człowieka, ale trwało to krótko. Któregoś dnia chłopak przyznał mi się do zdrady, tłumacząc, że jest seksoholikiem i nie nadaje się do związku z jedną kobietą. Był to dla mnie potworny cios, bo myślałam, że zależy mu na mnie, a tu okazało się, że to wszystko było złudzeniem. 

 

Od tamtej pory jestem singielką i choć są momenty, kiedy doceniam to, że jestem sama, to w głębi duszy tęsknię za bliskością drugiego człowieka. Ta tęsknota odczuwalna jest zwłaszcza teraz, jesienią, gdy spędzam więcej czasu w pojedynkę. Przykro mi, że mam wręcz zerowe powodzenie u płci przeciwnej (desperatów nie liczę) i jestem ciągle sprowadzana do bycia co najwyżej fajną koleżanką. Tak, jakby nie dane mi było ważną i kochaną. Mężczyźni trzymają mnie na dystans, nie okazują mi zainteresowania (a przynajmniej nie robią tego wprost).

 

Podam może świeży przykład. Jakiś czas temu kumpela poznała mnie ze swoim znajomym Czechem. Chciała, żebym miała z kim rozmawiać (uczę się czeskiego) przed swoim wyjazdem na kurs językowy w Republice Czeskiej, a oprócz tego znalazła bratnią duszę o pokrewnych zainteresowaniach. Tak zaczęłam pisać z tym mężczyzną i choć nic na początku na to nie wskazywało, zauroczyłam się (o ile można tak to nazwać). Okazało się, że to elokwentny, ciekawy świata facet, który dużo podróżuje i ma zbliżone pasje do moich, a który w dodatku odpowiada mi wizualnie. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że nie wiem, czy interesuję go jako kobieta (wyczuwam pewien rodzaj zdystansowania z jego strony) i to mnie smuci. Niedawno napisał, że razem z moją kumpelą wybierają się na spacer na pogranicze polsko-czeski i chciałby, żebym też dołączyła. Niby miło, ale zrobiło mi się przykro, że nie zaprosił tylko mnie, tylko ją również. Napisałam koleżance, że chyba to ona mu się podoba, skoro nie chce być ze mną sam na sam, na co ona odpisała, że absolutnie tak nie jest i że P.. pyta ciągle o mnie. Zapytałam więc, dlaczego nie zaproponował mi spotkania sam na sam. Na to ona odpisała, że on jest po prostu nieśmiały. Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym myśleć. Chciałabym go wreszcie poznać bliżej, ale ta jego ostrożność, zdystansowanie niczego nie ułatwiają. Odnoszę wrażenie, że to kolejny facet, który nie widzi we mnie kobiety, i to mnie zniechęca. Mieliśmy się spotkać po jego powrocie z urlopu już sam na sam, ale boję się tego spotkania, zwłaszcza że uczę się jego języka ojczystego. Obawiam się, że źle wypadnę, że popełnię jakieś gafy językowe. I tak wszystko odkładam w czasie... Czuję, że nic z tego nie będzie, bo on jest dla mnie po prostu za fajny.

 

Tak to wszystko wygląda. Mężczyźni, którzy mnie interesują, nie wykazują względem mnie większej inicjatywy, a ja jestem zbyt nieśmiała, aby sama do nich podbijać. Oczywiście chętnie rozmawiam, odpisuję, ale gdy widzę, że ktoś zachowuje się obojętnie, to się zniechęcam. Nie wiem, co ze mną nie tak. Jestem normalną dziewczyną, ponoć ładną, interesującą i niegłupią (opinie innych), a jakoś nie mam szczęścia w miłości. Zastanawiam się, z czego to wynika. Czy to kwestia tego, że nie jestem wystarczająco atrakcyjna (długonogą brunetką nie jestem), czy też odstrasza moja nieśmiałość i nieumiejętność nawiązywania bliższych kontaktów z mężczyznami, których się wstydzę jak nie wiem co? Jak myślicie?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Rozumiem Cię, właściwie moja sytuacja jest trochę podobna, wiek zbliżony. Też mam problem we wchodzeniu w relacje, nie umiem w pełni zaufać. W sumie do związków nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło, ale teraz pojawił się lęk przed samotnością. Zastanawiam się co ze mną nie tak. Wokół każdy kogoś ma, każdy kogoś spotkał. Mają swoje rodziny, własne życie. Tylko ja czuję się jak ufo. Mnie się nie udało. Ciągle analizuję co i kiedy zrobiłam nie tak. I nie wiem. Jestem raczej nieśmiała, nie umiem pierwsza wyjść z inicjatywą. Może to są powody. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Snezenka napisał(a):

Cześć,

 

postanowiłam napisać ponownie, ponieważ dopadł mnie właśnie straszny dołek i czuję potrzebę wygadania się, choćby wirtualnie. Mam nadzieję, że spotkam się z równie dużym zrozumieniem jak poprzednim razem, gdy tutaj pisałam.

 

Zacznę od tego, że mam 35 lat, jestem DDD i od lat zmagam się z depresją, nerwicą lękową i prokrastynacją. Co prawda chodzę na terapię od dłuższego czasu i widzę duże postępy w porównaniu z tym, co było, ale nadal miewam gorsze momenty, kiedy wszystko wydaje mi się bezsensowne. Przykrywa mnie chmura smutku i mam ochotę wypłakać się pod kołdrą.

 

Z czego wynikają te kryzysy emocjonalne? W dużej mierze z problemów z ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami. O ile w życiu zawodowym i artystycznym układa mi całkiem nieźle i mogę być dumna ze swoich osiągnięć, o tyle sfera osobista pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, co ze mną nie tak, ale wciąż nie mogę się szczęśliwie zakochać, kochać i być kochaną. Praktycznie nigdy nie byłam zakochana ani zauroczona ze wzajemnością. Wprawdzie w zeszłym roku udało mi się być w swoim pierwszym poważnym związku i choć przez moment czuć się ważną i atrakcyjną dla drugiego człowieka, ale trwało to krótko. Któregoś dnia chłopak przyznał mi się do zdrady, tłumacząc, że jest seksoholikiem i nie nadaje się do związku z jedną kobietą. Był to dla mnie potworny cios, bo myślałam, że zależy mu na mnie, a tu okazało się, że to wszystko było złudzeniem. 

 

Od tamtej pory jestem singielką i choć są momenty, kiedy doceniam to, że jestem sama, to w głębi duszy tęsknię za bliskością drugiego człowieka. Ta tęsknota odczuwalna jest zwłaszcza teraz, jesienią, gdy spędzam więcej czasu w pojedynkę. Przykro mi, że mam wręcz zerowe powodzenie u płci przeciwnej (desperatów nie liczę) i jestem ciągle sprowadzana do bycia co najwyżej fajną koleżanką. Tak, jakby nie dane mi było ważną i kochaną. Mężczyźni trzymają mnie na dystans, nie okazują mi zainteresowania (a przynajmniej nie robią tego wprost).

 

Podam może świeży przykład. Jakiś czas temu kumpela poznała mnie ze swoim znajomym Czechem. Chciała, żebym miała z kim rozmawiać (uczę się czeskiego) przed swoim wyjazdem na kurs językowy w Republice Czeskiej, a oprócz tego znalazła bratnią duszę o pokrewnych zainteresowaniach. Tak zaczęłam pisać z tym mężczyzną i choć nic na początku na to nie wskazywało, zauroczyłam się (o ile można tak to nazwać). Okazało się, że to elokwentny, ciekawy świata facet, który dużo podróżuje i ma zbliżone pasje do moich, a który w dodatku odpowiada mi wizualnie. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że nie wiem, czy interesuję go jako kobieta (wyczuwam pewien rodzaj zdystansowania z jego strony) i to mnie smuci. Niedawno napisał, że razem z moją kumpelą wybierają się na spacer na pogranicze polsko-czeski i chciałby, żebym też dołączyła. Niby miło, ale zrobiło mi się przykro, że nie zaprosił tylko mnie, tylko ją również. Napisałam koleżance, że chyba to ona mu się podoba, skoro nie chce być ze mną sam na sam, na co ona odpisała, że absolutnie tak nie jest i że P.. pyta ciągle o mnie. Zapytałam więc, dlaczego nie zaproponował mi spotkania sam na sam. Na to ona odpisała, że on jest po prostu nieśmiały. Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym myśleć. Chciałabym go wreszcie poznać bliżej, ale ta jego ostrożność, zdystansowanie niczego nie ułatwiają. Odnoszę wrażenie, że to kolejny facet, który nie widzi we mnie kobiety, i to mnie zniechęca. Mieliśmy się spotkać po jego powrocie z urlopu już sam na sam, ale boję się tego spotkania, zwłaszcza że uczę się jego języka ojczystego. Obawiam się, że źle wypadnę, że popełnię jakieś gafy językowe. I tak wszystko odkładam w czasie... Czuję, że nic z tego nie będzie, bo on jest dla mnie po prostu za fajny.

 

Tak to wszystko wygląda. Mężczyźni, którzy mnie interesują, nie wykazują względem mnie większej inicjatywy, a ja jestem zbyt nieśmiała, aby sama do nich podbijać. Oczywiście chętnie rozmawiam, odpisuję, ale gdy widzę, że ktoś zachowuje się obojętnie, to się zniechęcam. Nie wiem, co ze mną nie tak. Jestem normalną dziewczyną, ponoć ładną, interesującą i niegłupią (opinie innych), a jakoś nie mam szczęścia w miłości. Zastanawiam się, z czego to wynika. Czy to kwestia tego, że nie jestem wystarczająco atrakcyjna (długonogą brunetką nie jestem), czy też odstrasza moja nieśmiałość i nieumiejętność nawiązywania bliższych kontaktów z mężczyznami, których się wstydzę jak nie wiem co? Jak myślicie?

 

 

Zadajesz pytanie, a za chwilę na nie odpowiadasz. Jest jesień i dopada Cię chandra. Jesteś sama, a teraz długie wieczory, przytuliło się do jakiegoś misia, a tu misia brak 😱 i to jest powodem Twojego pogorszenia. W dodatku już analizujesz spotkanie i zastanawiasz się jak tu dobrze wypaść, zamiast pomyśleć, albo Mu się spodobam taka, albo wcale. Takie udawanie na początku odciska piętno później, pokazują się pazury i wszystko zaczyna się sypać i się ludzie zastanawiają dlaczego 🤔 a dlatego, że się na początku udawało. Więc lepiej być sobą od samego początku i później nie ma problemów w związku , bo wszystko pokazuje się od razu i nie ma rozczarowania. Jest się cały czas takim samym:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jaki interes miałaby kłamać twoja kumpela? Chyba że to genialny plan zemsty, co mało prawdopodobne. A to że bał się pierwszy raz z tobą widzieć sam na sam, to ostrożność i nieśmiałość pewnie:)

A kim są desperaci wg ciebie? 

W ostatnim zdaniu piszesz ze wstydzisz sie mężczyzn, ale każdego czy tych co ci się podobają? 

Przykro mi ze nie odwazjemniaja do tej pory twoich uczuc. Załóż aplikacje do randek i szukaj, w końcu znajdzie się ktoś "całkiem calkiem" nawet jak na Twoje oko:p A bycie wybrednym to akurat w tej kwestii raczej dobrze. Lepiej być samemu niż z kimś kogo się nie kocha, bo po co kogoś ranic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Barbecue napisał(a):

Cześć. Rozumiem Cię, właściwie moja sytuacja jest trochę podobna, wiek zbliżony. Też mam problem we wchodzeniu w relacje, nie umiem w pełni zaufać. W sumie do związków nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło, ale teraz pojawił się lęk przed samotnością. Zastanawiam się co ze mną nie tak. Wokół każdy kogoś ma, każdy kogoś spotkał. Mają swoje rodziny, własne życie. Tylko ja czuję się jak ufo. Mnie się nie udało. Ciągle analizuję co i kiedy zrobiłam nie tak. I nie wiem. Jestem raczej nieśmiała, nie umiem pierwsza wyjść z inicjatywą. Może to są powody. 

@Barbecue mam podobnie. Też jestem nieśmiała i boję się wyjść pierwsza z inicjatywą. Czasami nawet napisanie jako pierwszej sprawia mi trudność. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, DEPERS napisał(a):

Zadajesz pytanie, a za chwilę na nie odpowiadasz. Jest jesień i dopada Cię chandra. Jesteś sama, a teraz długie wieczory, przytuliło się do jakiegoś misia, a tu misia brak 😱 i to jest powodem Twojego pogorszenia. W dodatku już analizujesz spotkanie i zastanawiasz się jak tu dobrze wypaść, zamiast pomyśleć, albo Mu się spodobam taka, albo wcale. Takie udawanie na początku odciska piętno później, pokazują się pazury i wszystko zaczyna się sypać i się ludzie zastanawiają dlaczego 🤔 a dlatego, że się na początku udawało. Więc lepiej być sobą od samego początku i później nie ma problemów w związku , bo wszystko pokazuje się od razu i nie ma rozczarowania. Jest się cały czas takim samym:)

 

 

Problem w tym, że przy mężczyznach, którzy mi się podobają, zjada mnie stres i wypadam gorzej niż na co dzień. Ten facet jest obcokrajowcem, co jeszcze bardziej utrudnia sprawę, bo nie wiem, czy nie popełnię przy nim jakichś błędów językowych w stresie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Dalja napisał(a):

A jaki interes miałaby kłamać twoja kumpela? Chyba że to genialny plan zemsty, co mało prawdopodobne. A to że bał się pierwszy raz z tobą widzieć sam na sam, to ostrożność i nieśmiałość pewnie:)

A kim są desperaci wg ciebie? 

W ostatnim zdaniu piszesz ze wstydzisz sie mężczyzn, ale każdego czy tych co ci się podobają? 

Przykro mi ze nie odwazjemniaja do tej pory twoich uczuc. Załóż aplikacje do randek i szukaj, w końcu znajdzie się ktoś "całkiem calkiem" nawet jak na Twoje oko:p A bycie wybrednym to akurat w tej kwestii raczej dobrze. Lepiej być samemu niż z kimś kogo się nie kocha, bo po co kogoś ranic

 

 

Nie wydaje mi się, żeby kumpela miała złe intencje, choć jak dla mnie jej zachowanie jest dość dziwne. Niby mówi, że facet ją nie interesuje, bo jest w kimś innym zakochana, a jednak z nim się koleguje. On to samo - rzekomo jest mną zainteresowany, ciagle o mnie wypytuje i chce poznać, a jakoś jego zachowanie o tym nie świadczy. Sama nie wiem, czy to brak zainteresowania czy też nieśmiałość... 

 

Desperatów rozumiem jako ludzi nachalnych, nierozumiejących słowa ,,nie", którzy próbują szans u każdej kobiety po kolei. 

 

Wspomniałaś o portalach randkowych. Założyłam ostatnio konto na jednym i szczerze mówiąc, jakoś nie potrafię przekonać się do tego typu aplikacji. Nikt mnie tam nie zaintrygował jak na razie na tyle, żebym chciała się bliżej poznać. Czy jestem wybredna? Nie wiem. Na pewno mam słabość do mężczyzn, którzy są oczytani, ciekawi świata i o barwnej osobowości. Takich, którzy pasjonują się kulturą i są wrażliwi na krzywdę słabszych. Jakichś. Wygląd to kwestia drugoplanowa dla mnie. 

 

Wstydzę się wyłącznie mężczyzn, którzy mi się podobają. W ich obecności z miejsca się stresuję i nie potrafię pokazać, kim naprawdę jestem. Spotkania z Petrem bardzo się boję. W końcu nie dość, że interesujący i zdolny człowiek, to jeszcze obcokrajowiec. Boję się, że wyjdę przy nim na idiotkę i nie będzie mnie chciał bliżej poznać. 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2023 o 14:10, Snezenka napisał(a):

Zacznę od tego, że mam 35 lat, jestem DDD i od lat zmagam się z depresją, nerwicą lękową i prokrastynacją. Co prawda chodzę na terapię od dłuższego czasu i widzę duże postępy w porównaniu z tym, co było, ale nadal miewam gorsze momenty, kiedy wszystko wydaje mi się bezsensowne. Przykrywa mnie chmura smutku i mam ochotę wypłakać się pod kołdrą.

 

Z czego wynikają te kryzysy emocjonalne? W dużej mierze z problemów z ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami. O ile w życiu zawodowym i artystycznym układa mi całkiem nieźle i mogę być dumna ze swoich osiągnięć, o tyle sfera osobista pozostawia wiele do życzenia.

Cześć , wiele z tego co napisałaś pokrywa się z moim zachowaniem i odbiorem otaczającego świata . U mnie dużym problemem był a pewnie i nadal jest perfekcjonizm , zawsze chciałem wszystko robić tak , żeby nikt nie miał powodu żeby mieć do mnie jakieś pretensje , bałem się krytyki , tego co ludzie sobie o mnie pomyślą , starałem się być najlepszą wersją siebie , łatwiej mi było pracować niż nawiązywać relacje partnerskie bo w pracy byłem chwalony za dobrze zrobioną pracę którą często przypłacałem własnym zdrowiem . Nie umiałem pozwolić sobie na błędy a krytyka była nie do zniesienia . Uczęszczałem na terapię , słuchałem dużo audycji o rozwoju , uczę się jak sobie pozwolić na błędy , zaakceptować siebie takim jakim jestem i przestać się bać krytyki . Obecnie dużo łatwiej mi się żyje , pokazuje siebie takim jakim jestem , nie mam potrzeby bycia doskonałym , nauczyłem się mieć wady i wiem , że prawo do krytykowania mnie to sam daje innym w mojej głowie . Rozmawiam o tym co uznaje za mój problem a później się okazuje , że to wcale nie jest problem dla osoby która ze mną rozmawia . Uczę się być prawdziwy , mówić jak jest , pozwolić innym odbierać mnie jak chcą i pozwolić im mnie nie akceptować , samemu być wolnym i dać wolność innym . Przestaje dążyć do scenariusza który stworzyłem sobie w głowie , uczę się pozwalać rzeczom się dziać , odpuścić kontrolę . Mi to pomaga , lęk mnie paraliżował a poczucie bycia wolnym dodaje chęci do życia . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2023 o 14:10, Snezenka napisał(a):

Czy to kwestia tego, że nie jestem wystarczająco atrakcyjna (długonogą brunetką nie jestem), czy też odstrasza moja nieśmiałość i nieumiejętność nawiązywania bliższych kontaktów z mężczyznami, których się wstydzę jak nie wiem co? Jak myślicie

Dla mnie wielką sztuką było pozwolić sobie być nieatrakcyjnym w oczach innych , zdjęło to ze mnie poczucie wstydu , dodało odwagi , i myślę , że ważne jest , żeby być atrakcyjnym dla siebie , patrzeć na siebie jako atrakcyjnego człowieka ze wszystkimi swoimi zasobami które od nas zależą i nie zależą 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×