Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kiedy psychoterapia może być szkodliwa?


johnn

Rekomendowane odpowiedzi

Tak się akurat składa, że jest to mój pierwszy wpis na forum, więc nim przejdę do tematu- cześć wszystkim! Forum czytuję od jakiegoś roku aż naszła mnie ochota by od czasu do czasu dorzucić tu też swoje trzy grosze.   

Przechodząc już do wątku, oczywiście, że psychoterapia może być szkodliwa. Cokolwiek ma jakikolwiek potencjał, aby pomagać, ma też potencjał, aby szkodzić. W moim odczuciu (i niestety mówię to na własnym przykładzie) olbrzymim ryzykiem związanym z podjęciem psychoterapii jest to, że wcale nie jest mało prawdopodobny scenariusz, w którym otworzymy się przed psychoterapeutą, powiemy mu rzeczy, o których nikt inny nie wie, a on nie będzie w stanie pomóc. A my (choć na pewno nie wszyscy, myślę, że tu dużo już zależy od osobowości konkretnej osoby) zostaniemy z poczuciem, hmmm... braku szacunku do siebie? Chyba to mi najbardziej pasuje. Ja często myślę właśnie w takich kategoriach- że więcej szacunku do siebie miałam przed tymi wszystkimi "leczącymi rozmowami" i bardzo żałuję, że kiedykolwiek poszłam do jakiekolwiek psychoterapeuty. Tak więc dla mnie to jest największe zagrożenie. Ale nie jedyne.

U osób z naturalnie dużą (a pewnie często i nadmiarową) skłonnością do introspekcji nie wiem, czy korzystna jest jeszcze ta dodatkowa godzina w tygodniu (już i tak nie liczę czasu przed i po sesji) spędzona na analizowaniu własnych odczuć, bo polemizowałabym. 

Kolejna sprawa to frustracja potrzeby zrozumienia przez drugą osobę. Psycholodzy, nie oszukujmy się, mają duże tendencje do tego, by widzieć drugie dno nawet tam, gdzie akurat go nie ma. No a że dodatkowo, mają monopol na rację (😉) to rozmowa może być frustrującym doświadczeniem, szczególnie w tych momentach, kiedy akurat prawda jest jedna i dostęp do niej masz ty w swojej głowie. 

I już chyba ostatni punkt to skrzywdzenie przez terapeutę. I nawet nie mówię tu o celowym skzywdzeniu. Problem z terapią jest taki, że sporo rzeczy jest subiektywnych. Zdanie, które pokrzepiająco zadziała na 9 osób z podobnym problemem, dziesiątą załamie jeszcze bardziej. A jak trafi na neurotyka to taki klient będzie jeszcze kilka miesięcy po sesji sobie to zdanie w głowie przywoływał. I pewnie jeszcze 20 innych zdań, które usłyszał. Krzywdzące mogą być też niedostosowane reakcje terapeuty. 

Dobra, chyba wystarczy. No, pewnie nietrudno się domyślić, że zagorzałą zwolenniczką psychoterapii nie jestem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Pati95 ja po moich doświadczeniach też chyba wpiszę się do grona sceptyków, jeśli chodzi o psychoterapię.

Zdecydowanie otwartość na zmiany nie wystarczy, aby przepracować problemy. Zgadzam się z tym, że w relacji klient - psychoterapeuta to ten drugi ma zawsze monopol na rację. A jednocześnie w wielu terapiach kładzie się nacisk na samodzielność pacjenta. Wszystko jest dobrze dopóki ta "samodzielność" potwierdza zdanie terapeuty na temat rzeczywistości. Jeśli tak nie jest zaczyna się manipulacja i "naprowadzadzanie" na "prawdę" okrężną drogą.

Nie wydaje mi się aby coś takiego mogło pomagać. Raczej pogłębia problemy kiedy ma się kłopot z wyrażaniem siebie.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogolnie lubie tego goscia, bo ma wiele fajnych przemyslen, ale jednak tutaj nie ze wszystkim sie zgadzam. 

Moim zdaniem sama psychoterapia nie moze szkodzic, jesli jest prowadzona zgodnie ze sztuką. Swego czasu bardziej mnie interesowalo, czy niekompetentny terapeuta moze zaszkodzic, czy tylko nie pomoc, ale na to nie odpowiedzi w tym filmiku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.06.2021 o 00:26, Pati95 napisał:

 

Przechodząc już do wątku, oczywiście, że psychoterapia może być szkodliwa. Cokolwiek ma jakikolwiek potencjał, aby pomagać, ma też potencjał, aby szkodzić. W moim odczuciu (i niestety mówię to na własnym przykładzie) olbrzymim ryzykiem związanym z podjęciem psychoterapii jest to, że wcale nie jest mało prawdopodobny scenariusz, w którym otworzymy się przed psychoterapeutą, powiemy mu rzeczy, o których nikt inny nie wie, a on nie będzie w stanie pomóc. A my (choć na pewno nie wszyscy, myślę, że tu dużo już zależy od osobowości konkretnej osoby) zostaniemy z poczuciem, hmmm... braku szacunku do siebie? Chyba to mi najbardziej pasuje. Ja często myślę właśnie w takich kategoriach- że więcej szacunku do siebie miałam przed tymi wszystkimi "leczącymi rozmowami" i bardzo żałuję, że kiedykolwiek poszłam do jakiekolwiek psychoterapeuty. Tak więc dla mnie to jest największe zagrożenie. Ale nie jedyne.

Wydaje mi się, że normalnie powinno być tak, że o najbardziej skrywanych rzeczach mówimy osobom bliskim.  Mówienie o pewnych rzeczach wymaga ogromnego zaufania, jeżeli coś chronimy to nie chcemy by ktoś nas zranił. Zwykle to się też łączy z silnym bólem emocjonalnym. Więc jeżeli powiemy psychoterapeucie coś ważnego, a on to potraktuje obojętnie, albo utylitarnie, jak kolejną cechę badanego obiektu - to faktycznie można mieć poczucei, że coś się powiedziało nadaremnie, albo komuś, kto na to nie zasługiwał.

Relacja z psychoterapeutą to dziwna relacja, czasami może przyjąć formę płącenia za substytut przyjaciela.

 

Moje doświadczenie jest takie, że otwierałem się, opowiadałem co wywołuje we mnie jakąś emocję, rozgrzebywałem się emocjonalnie. Raz na dwa tygodnie wizyta, która rozgrzebuje, a w międzyczasie, w tej przerwie moja introspekcja i rozgrzebywanie wszystkiego co było na sesji, męczenie się z silnymi emocjami zupełnie samemu.

Z czasem sesje zaczęły się powtarzać w pewien schemat, gdzie mówiłem co się ostatnio negatywnego wydarzyło, co się pozytywnego wydarzyło, jakie emocje to wywoływało + jakieś grzebanie w przeszłości. Wtedy sesje przestały cokolwiek dawać, nie było żadnego postępu, żadnych rozwiązań, więc zrezygnowałem. Nie miałem może poczucia braku szacunku do siebie, ale zmarnowanego czasu i pieniędzy, oraz energii na opowiadanie o sobie tego wszystkiego.

Gdybym miał iść do kolejnego psychoterapeuty to teraz opowiadanie o sobie wszystkiego co powiedziałem poprzedniej zajęło by 10 kolejnych sesji

Cytat

Kolejna sprawa to frustracja potrzeby zrozumienia przez drugą osobę. Psycholodzy, nie oszukujmy się, mają duże tendencje do tego, by widzieć drugie dno nawet tam, gdzie akurat go nie ma. No a że dodatkowo, mają monopol na rację (😉) to rozmowa może być frustrującym doświadczeniem, szczególnie w tych momentach, kiedy akurat prawda jest jedna i dostęp do niej masz ty w swojej głowie. 

Ja akurat trafiłem na psychoterapeutkę ,która bardziej słuchała i nie była apodyktyczna. Niemniej często miałem wrażenie, że jej pytania "drążące" są dosyć płytkie, że na to wszystko co ona mówi już dawno sobie odpowiedziałem drogą introspekcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×