Skocz do zawartości
Nerwica.com

ZielonyListek

Użytkownik
  • Postów

    120
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia ZielonyListek

  1. U mnie na tapecie znowu lęk przed odrzuceniem. Poruszenie na terapii kwestii relacji terapeutycznej uruchamia u mnie stany odrętwienia, tak jakby urywał mi się film i zaczynam się zapadać w sobie. Odczuwam złość to na siebie, to na t. Ale nie potrafię powiedzieć konkretnie na co. Jak mam cokolwiek przerabiać na terapii, jak mój mózg nie chce ze mną współpracować?
  2. @Illi obstawiam, że to metoda t. W innym wątku pisaliśmy o tym trochę. Taka ambiwalencja terapeutów, która albo ma coś sprowokować, albo chyba tylko doprowadzić do szału Zastanawiałaś się nad tym, aby zapytać swoją t. że widzisz różnice w jej zachowaniu z sesji na sesję i nie rozumiesz o co chodzi?
  3. @Luna*a jak dużo czasu potrzebowałaś, aby zaufać terapeutce? Ja mam bardzo dużo przykrych doświadczeń ze specjalistami i niestety przenoszę wszystkie moje uprzedzenia i lęki na obecną t. Teraz, gdy widzę, że np. sprawdza moją reakcję na oddalenie się, a ja czuję się przez to jakbym zapadała się w sobie, przypominają mi się te wszystkie trudne doświadczenia z innymi specjalistami i walczę ze sobą, aby nie uciec, albo nie wybuchnąć gniewem, bo tak naprawdę nie jestem na 100% pewna, czy ona tylko mnie sprawdza, czy rzeczywiście mnie odrzuca. A to jest dla mnie nie do wytrzymania
  4. Ostatnio się dowiedziałam, że mnie dotyczy ten temat. Od wielu lat miałam zdiagnozowaną depresję i lęk uogólniony. Myślę jednak, że ta diagnoza była wynikiem lenistwa lekarzy, bo miałam przeczucie, że to nie wszystko. Leki działały tylko do pewnego momentu. Czy wyjście na prostą przy cPTSD jest w ogóle możliwe? Głównie chodzi mi o derealizacje, zaburzenia dysocjacyjne, problemy z pamięcią, nawroty depresji, skłonność do izolacji i nawracające, uporczywe myśli samobójcze.
  5. Jak to jest jeśli pacjent jest świadomy tego procesu? W sensie, że terapeuta zachowuje się świadomie w ten sposób, aby coś uzyskać. Czy to, że pacjent wie, jaka metodę stosuje terapeuta nie psuje wszystkiego? Nie wpływa na to, że pacjent zaczyna manipulować i sesją i terapeutą? @Illii jak relacja z twoją terapeutką? Coś się zmieniło?
  6. @Illi ja się dowiedziałam od mojej terapeutki, że milczący terapeuta to najgorsza opcja dla wrażliwego, czy straumatyzowanego pacjenta. Może jeszcze pogłębić traumę i sprawić, że pojawią się myśli samobójcze. Zatroszcz się przede wszystkim o siebie, nie o terapeutkę. Jeśli czujesz, że te rozmowy cię rozwalają i nie wnoszą nic pozytywnego, powiedz jej o tym. Wiem, że to bolesne, bo sama przez to przechodziłam Niepokoi mnie to, co ci powiedziała - że nie masz motywacji do terapii. Przecież sam fakt, że do niej przychodzisz oznacza, że motywację masz. Nie pozwól jej zrzucać odpowiedzialności za przebieg terapii tylko na ciebie. Odpowiedzialność leży po dwóch stronach.
  7. @Illi udało ci się wyjaśnić zachowanie twojej t? Jedna z moich ostatnich terapii też tak wyglądała. Miałam jednak sprawę od początku jasną, bo moja t. prawie nie odzywała się do mnie praktycznie od pierwszych sesji. Powiem ci, że nie przyniosło to nic dobrego, a raczej otworzyło we mnie traumę związaną z odrzuceniem i lekceważeniem.
  8. Mnie mój własny lęk przed odrzuceniem momentami przeraża. Na co dzień jestem bardzo łagodną i spokojną osobą, aby nagle zamienić się ziejącą jadem bestię, gdy tylko wyczuję, że ktoś mnie odpycha. Wściekłość, jaką wtedy odczuwam mogłaby spalić pół miasta. Zupełnie nie mam pomysłu co z tym zrobić. Gdy mówię innym, że mam taki problem zazwyczaj śmieją się ze mnie, że przesadzam, znając mnie tylko z tej łagodnej strony. Później, gdy okazuje się, że nie pozwalam przekraczać własnych granic i stawiam je dość ostro jest wielki szok i niedowierzanie. Nawet moja ostatnia terapeutka patrzyła na mnie z pobłażaniem, gdy powiedziałam jej, że potrafię być impulsywna i będę trudną pacjentką. Stwierdziła wtedy, że mówię to ponieważ chciałabym być wyjątkowa. Później była w wielkim szoku gdy wygarnęłam jej dosłownie wszystko w przeciągu 50 minut. Nie omieszkałam przypomnieć jej o moim ostrzeżeniu. Dodatkowo, zauważyłam że pod wpływem złości niejednokrotnie poprawia mi się pamięć. Tak jak na codzień mam spore problemy z pamięcią i koncentracją, tak pod wpływem wściekłości staję się innym człowiekiem. Może jestem ukrytą psychopatką? Miał ktoś z was podobny problem?
  9. Może warto, abyś wszystko dokładnie opisał? W moim odczuciu, nie ma czegoś takiego, jak użalanie się nad sobą. Jesteś osobą, która ma problemy i szuka pomocy. Masz prawo mówić i pisać szczerze co leży ci na sercu. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć co się wydarzyło na twoich sesjach. Właśnie tak. Po moim ostatnim doświadczeniu zrozumiałam, że nie powinno się odstępować. Trzeba drążyć. Jeśli masz wątpliwości co do kompetencji specjalisty powiedz mu to, zobacz jak zareaguje. Jeśli zacznie kręcić, motać się i denerwować to znaczy, że masz rację. Będziesz miał wtedy jasność i nie zostaniesz ze swoimi wątpliwościami sam. Nie chroń specjalistów, tylko siebie Oni sami potrafią się ochronić, a jeśli nie, to ich problem Dbaj o siebie, o swoje potrzeby. Mam wrażenie, że to co opisujesz to połączenie patosystemu służby zdrowia w Polsce, kiepskich specjalistów i twoich specyficznych problemów, prawdopodobnie jeszcze nie zdiagnozowanych. Walcz o siebie i szukaj do skutku kogoś, kto poświęci ci swój czas i włoży wysiłek, aby spróbować ci pomóc. Trzymam kciuki
  10. Czy jesteście w stanie polecić dobrego terapeutę w Poznaniu? Psychiatry też szukam, więc jeśli ktoś miałby kogoś godnego polecenia będę wdzięczna
  11. Oczywiście, że miałabym w głowie takie myśli. Na pewno czułabym się odrzucona. Jeśli jednak terapeuta tkwiłby w relacji, w której wie, że nie potrafiłby mi pomóc, ale jednak nie kończył jej ze względu na to, że bałby się mojego uczucia odrzucenia to świadczy tylko o jego kompetencjach. Nie można ciągnąć terapii jeśli wie się, że nie ma się możliwości aby pomóc pacjentowi. Moim zdaniem to nieetyczne i w dłuższej perspektywie zaszkodzi pacjentowi, ponieważ utwierdzi go w poczuciu bezradności. A przecież na terapię chodzimy po to, aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem, aby poczuć, że mamy na niego realny wpływ i potrafimy dokonywać w nim zmian. W moim odczuciu w takim wypadku dobry terapeuta powinien przekierować pacjenta do kogoś innego, komu ufa, wytłumaczyć dlaczego to robi i spróbować to głębiej omówić.
  12. Dzięki za te słowa pełne otuchy. To bardzo miłe z twojej strony Trzymam za ciebie kciuki, aby udało ci się znaleźć kogoś z kim będziesz czuł się bezpiecznie Wiesz, że mnie momentami też zachciewa się śmiać Zaczynam mieć trochę inne nastawienie i mniej rzeczy brać do siebie. Przez te wszystkie lata robiłam z siebie ofiarę i obwiniałam siebie, że to może ze mną jest coś nie tak. Koniec tym Kiedyś obudziłam się po próbie samobójczej w szpitalu i pierwszą osobą, którą ujrzałam była wściekła pielęgniarka, która szarpała mnie za koszulę i wyzywała mnie. Wrzeszczała, że jestem niewdzięczną gnojówą, która tak krzywdzi swoją matkę. Fajnie, że przecież nawet nie znała mojej matki Później leżąc tam czułam się jak trędowata. Na szczęście byli jeszcze inni pacjenci.
  13. To nie jest kwestia wiary, tylko doświadczenia. Mam wrażenie, że nie przeczytałaś dokładnie mojego wpisu wyżej. Nie do końca rozumiem co masz na myśli pisząc, że szukam "dziury w całym". Przecież nie znasz mnie ani moich doświadczeń, a łatwo przychodzi ci osądzanie w jednym zdaniu. Co niby miałabym zrobić, gdy terapeuta każe mi się modlić, gdy mam zły czas, sugeruje liczenie do dziesięciu, zaczyna płakać na mojej sesji i unika wytłumaczenia tego? W jaki sposób miałabym wpłynąć na to, że lekarz znika z przychodni bez wcześniejszego powiadomienia mnie o tym? Co to ma wspólnego z byciem w terapii? I jaki to ma związek ze zmuszaniem mnie do bycia w terapii? To chyba logiczne, że skoro zdecydowałam się pójść na terapię to znaczy, że sama tego chcę. NIkt mnie do tego nie zmuszał. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale nie każdy jest w stanie sprawdzić specjalistę zanim do niego trafi. Ludzie na terapię trafiają z różnych powodów, w różnych okresach swojego życia. Terapeuci na NFZ często są nie do sprawdzenia - nie ma o nich żadnych informacji, nie rzadko po długim okresie oczekiwania pacjent dopiero w ostatniej chwili dowiaduje się do kogo tak naprawdę pójdzie. Nie każdego stać na prywatnego terapeutę w wymarzonym nurcie, przyjmującego w dużym mieście. Mnie akurat teraz na to stać, ale nie zawsze tak było. A wierz mi, jak widać nawet prywatnie można trafić na partaczy. Piszesz o tym, że chyba nie bardzo rozumiemy czym jest przeniesienie. Ja bardzo dobrze wiem czym jest przeniesienie. Wiem też czym jest przeciwprzeniesienie. I jeśli widzę, że terapeuta nie radzi sobie z moimi emocjami, sugeruje, że zakończenie terapii mogłam załatwić sms-em, a chęć porozmawiania o tym nazywa katowaniem jej - czegoś tu nie rozumiem. Jeśli widzę, że terapeuta reaguje na moje słowa złością i milczeniem i nie ma ochoty tego wyjaśnić pomimo moich próśb to sorry, ale ja nie mam zamiaru brać odpowiedzialności za jego emocje. To ja przyszłam do niego na terapię, nie odwrotnie. I nie, terapii nie kończy nie na złość komukolwiek. Terapię kończy się wtedy kiedy czuje się, że nic nie wnosi, szkodzi, lub wyciąga od ciebie kasę. Ja nie czuję chęci robienia komukolwiek na złość. Po prostu chciałabym trafić na kogoś, kto zechciałby ze mną pracować. Dokładnie. Super, że są osoby, które spotkały swoich terapeutów. Ale nie bądźcie krótkowzroczni. To, że wam się udało nie znaczy, że wszyscy mają takie doświadczenia. Wiem, że to pytanie nie do mnie - ale też się odniosę. Traktowanie wszystkiego co wychodzi na terapii tak jakby za to był odpowiedzialny jedynie pacjent jest niepoważne. Na tym próbowała jechać moja ostatnia terapeutka. Przecież terapeuci też są ludźmi i też bywają nieuczciwi. Nie wszystko co się dzieje na terapii jest przeniesieniem. Tak samo jak nie wszystko jest winą terapeuty. Aby to odróżnić potrzebne jest coś takiego jak przymierze terapeutyczne. I za to odpowiada terapeuta. Jeśli nie potrafi stworzyć atmosfery zaufania, albo czuje, że pacjent mu nie ufa powinien albo drążyć temat, albo odesłać pacjenta do innego specjalisty.
  14. Tak, miała trwać kilka lat. Nie wyobrażam sobie tego. Tylko po trzech miesiącach jestem zaorana Polecam taką konfrontację. Bardzo wiele wyjaśnia. Moja terapeutka była wręcz zaskoczona, że w ogóle przyszłam, skoro chciałam zrezygnować. Czuję się teraz naprawdę paskudnie po tym jak rozczarowała mnie osoba, której powiedziałam tyle intymnych rzeczy, ale z drugiej strony mam w sobie poczucie mocy, że się nie dałam, że powiedziałam co myślę o jej zachowaniu. I teraz pomimo uczucia, że świat znowu mnie zawiódł i rozczarował mam przynajmniej w sobie brak poczucia winy, do którego mam skłonność i pewnie którym bym się katowała, gdyby nie ta konfrontacja. Bo wiem, że naprawdę nic nie mogłam zrobić lepiej. Teraz jestem zdania, że trafienie na dobrego terapeutę graniczy z cudem, lub jest wręcz niemożliwe, bo tacy nie istnieją, albo to ja miałam wyjątkowego pecha w przeciągu mojego życia. Byłam już u kilku terapeutów na przestrzeni lat i każdy w mniejszym lub większym stopniu zachowywał się nieprofesjonalnie. Kiedyś chodziłam do pani, która przyjmowała w przychodni, do której przychodziła też moja koleżanka, tylko do innej terapeutki. Moja znajoma była dość ekstrawertyczna, więc gdzie się nie pojawiła wzbudzała zainteresowanie. Pamiętam, że na moich sesjach moja terapeutka nie raz pytała się co słychać u tej mojej koleżanki. Czyli po pierwsze specjaliści plotkowali między sobą o pacjentach, a po drugie jak widać życie mojej koleżanki było ciekawsze skoro wolała rozmawiać o niej i nawet nie ukrywała, że sporo o niej wie. Ta sama terapeutka nie zareagowała na moje działania autodestrukcyjne, unikała trudnych tematów i większość sesji opowiadała mi o sobie, swoich ostatnich wakacjach itd. KIlka lat później w ciężkim stanie szukałam terapeuty i trafiłam na pana w przychodni uzależnień. Czytałam wtedy sporo o DDA, a mnie ten temat dotyczy, więc stwierdziłam, że to będzie dobry kierunek. Pan terapeuta od początku wydawał mi się dziwny - sesje u niego trwały różnie - od 10 minut po godzinę. Oczywiście, jak większość unikał trudnych tematów, dyskutował ze mną raczej o sprawach światopoglądowych. W trudnych dla mnie momentach polecił mi...wypić 2 szklanki wody, następnie policzyć do 10. Zaczął nawet ze mną liczyć. Siedziałam więc naprzeciwko niego i liczyłam razem z nim...do dziesięciu. Kiedy na którejś sesji polecił mi modlitwy i wyjazd razem z grupą wsparcia do jakiegoś miejsca związanego z Matką Teresą zrezygnowałam. Gdy mu o tym powiedziałam uznał, ze to słuszna decyzja i bardziej powinnam się skupić na braniu leków, niż na terapii. Dodam, że był to terapeuta zatrudniony w państwowej placówce. Po tym doświadczeniu trafiłam na inną terapeutkę, bardzo młodą, w innym ośrodku. I oprócz tego, że popłakała się któregoś dnia, jak powiedziałam jej o moich myślach samobójczych i któregoś dnia po prostu zniknęła na wiele tygodni, a informacje o jej ewentualnym powrocie dostawałam z recepcji, nie było aż tak źle. Po raz pierwszy miałam wrażenie, że ktoś mnie w ogóle słucha. Ale miała też skłonność do oceniania i ciężko radziła sobie z trudnymi tematami. A że ja mam bardzo ciężką przeszłość za sobą, chciałam to poruszyć. Bez wsparcia jednak było mi ciężko, więc najtrudniejsze tematy pominęłyśmy. Jej zniknięcie było spowodowane ciążą. Gdy wróciła chodziłam do niej jeszcze 2 lata, ale było dziwnie drętwo. Do tej pory zastanawiam się na czym polegała ta terapia, bo nie wyniosłam z niej umiejętności analizowania swojego życia. Raczej pomagał mi sam fakt, że w ogóle do kogoś chodziłam i rozmawiałam twarzą w twarz. I teraz ta terapeutka, którą poleciła mi moja psychiatra. Zarzekała się, że ręczy za jej profesjonalizm. Spotkałam się z zimną ścianą od samego początku. Ale byłam tak zmęczona tym co się ze mną dzieje i tak przytłoczona moją przeszłością, że nie zważając na to że jestem u mniej dopiero na drugiej czy trzeciej sesji i nie zważając na to jak ona się względem mnie zachowuje, powiedziałam wszystko co mnie bolało w moim życiu. Czułam się tak, jakby to samo ze mnie wyszło, jakbym zwymiotowała, a nie opowiedziała historie. Jej reakcją było albo milczenie, albo stwierdzenie, że " no, tak, było pani bardzo trudno" i temat się skończył. Oczywiście nie pomogła mi go pociągnąć pomimo moich prób powrotu do nich. A ja już nie chcę uciekać od przeszłości, chciałam wreszcie się z nią skonfrontować. Niestety do psychiatrów też nie mam zbytnio szczęścia. Mój pierwszy psychiatra do którego chodziłam wiele lat, nasze spotkania poświęcał na rozmowy o tematach światopoglądowych, pytał się mnie np. czy w moim środowisku jest dużo gejów, opowiadał anegdoty, jak ukrywając się za przystankiem autobusowym fotografował dwóch facetów - gdzie jeden drugiemu pomagał zapiąć kurtkę. Zdaniem mojego psychiatry było to bardzo dwuznaczne i przez to śmieszne. Postanowił więc zrobić zdjęcie i nie omieszkał mi go pokazać. Któregoś dnia po prostu...zniknął. Okazało się, że już nie przyjmuje jako psychiatra, bo został ordynatorem szpitala. Gdy przyszłam umówić się do innego lekarza spotkałam go przez przypadek przy recepcji. Spojrzał na mnie i nie odpowiedział mi nawet dzień dobry A chodziłam do niego kilka lat. Moja następna psychiatra też któregoś dnia po prostu zniknęła. Gdy przyszłam któregoś dnia na wizytę okazało się, że placówka już nie istnieje, na miejscu zastałam zaskoczonego ciecia. Na szczęście panie w aptece sprzedały mi leki bez recepty w oparciu o historię wykupowanych recept. Później, gdy znalazłam sobie nowego lekarza doniosłam receptę. I teraz zaczęłam chodzić do nowej psychiatry, która na pierwszej wizycie wydawała się być naprawdę super. I to właśnie ona poleciła mi tę terapeutkę. Ze względu na to wrażenie zaufałam jej. A okazało się to po prostu nagabywaniem klientów koleżance. Dodam, że moja psychiatra na kolejnych wizytach nie była już tak fajna, zaczęła się spóźniać, raz w ogóle zapomniała o mnie. Będę więc musiała szukać nowego psychiatry, także ze względu na to, że nie chcę chodzić do miejsca gdzie mogłabym spotkać moją byłą t. Powiedzcie mi - i jak tu zaufać specjalistom? Jestem zaorana tymi doświadczeniami i już nikomu nie wierzę. Do psychiatry muszę chodzić, więc i tak będę go szukała, ale jeśli chodzi o terapeutów przestaję wierzyć, że ten zawód ma w ogóle sens, czy nie jest to tylko nabijaniem ludzi i żerowanie na ich problemach i słabościach.
  15. ZielonyListek

    OT

    Jak widzę ile energii niektórzy tracą na udowodnienie, że istnieje coś takiego jak ideologia gender powołując się na logikę, a później idą się pomodlić do dziewicy, która żyła 2 tys. lat temu, wierząc że ich wysłucha, też mam ochotę stąd wyjechać.
×