Skocz do zawartości
Nerwica.com

Perfekcjonizm i samookaleczanie


m20

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry, mam prawie 20 lat i w tym tygodniu zdawałam egzaminy zawodowe. Wiedziałam, że stać mnie na wynik 100%, bo przerobiłam dużo testów i zadań z poprzednich lat i wychodziły mi bardzo dobrze. Niestety, na pisemnym popełniłam jeden błąd. Z frustracji zaczęłam bić się po nogach, nie pierwszy raz, ale nigdy nie pobiłam się aż tak. Mam pełno siniaków na udach i łydkach. Dziś okazało się, że prawdopodobnie zrobiłam źle jedno z zadań w części praktycznej. Płacz, jeszcze trochę bicia, odcięcie w połowie głowy pluszowemu miśkowi. Siebie nie mam odwagi ciąć. Jest mi wstyd, bo byłam jedną z najlepszych uczennic. Nauczyciel powiedział, że na mnie liczy, a tymczasem jako jedna z niewielu być może zawaliłam to zadanie. Emocje już opadają, ale frustracja pozostaje. Nie wiem, jak sobie radzić w takich sytuacjach. Nie wiem, jak przestać się przejmować takimi rzeczami. 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie myślę, że jesteś jedną z wielu uczennic które przez tego typu egzaminy przechodzą. Te dwa błędy nieszczególnie powinny wpłynąć na Twoje przyszłe życie zawodowe, uczuciowe czy edukację. Wyobraź sobie że cały świat ma kompletnie w dupie to jak Ci poszedł ten test i nikt nie będzie o nim wspominał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. Rozum mówi mi, że tak właśnie jest, ale w chwilach wzburzenia emocje biorą górę i przechodzę sama siebie. Długo się przygotowywałam do egzaminów i bardzo dobre wyniki to byłby mój jedyny sukces w ostatnim czasie. W końcu się z tym pogodzę, ale negatywne wspomnienie pozostanie, nawet gdy inni już zapomną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, to co opisujesz to z jednej strony wygląda na zaburzenia depresyjne, a z drugiej na poważne zaburzenie osobowości. Obwiniasz siebie o najmniejsze błędy, nie panujesz nad emocjami, musisz koniecznie coś z tym zrobić, bo jesteś młoda i z wiekiem to może postępować... Psychoterapia jakaś na pewno bardzo ci pomoże, tylko ty musisz chcieć się zmienić najpierw. Możesz też iść do lekarza psychiatry na konsultację, on też może cię pokierować dalej i zdecydować czy potrzebujesz leków, czy psychoterapii bardziej. Nie bój się tego, to naprawdę nie jest żaden wstyd iść do psychiatry! Pozdrawiam i zdrówka!!! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, MarekWawka01 napisał:

Wiesz, to co opisujesz to z jednej strony wygląda na zaburzenia depresyjne, a z drugiej na poważne zaburzenie osobowości. Obwiniasz siebie o najmniejsze błędy, nie panujesz nad emocjami, musisz koniecznie coś z tym zrobić, bo jesteś młoda i z wiekiem to może postępować... Psychoterapia jakaś na pewno bardzo ci pomoże, tylko ty musisz chcieć się zmienić najpierw. Możesz też iść do lekarza psychiatry na konsultację, on też może cię pokierować dalej i zdecydować czy potrzebujesz leków, czy psychoterapii bardziej. Nie bój się tego, to naprawdę nie jest żaden wstyd iść do psychiatry! Pozdrawiam i zdrówka!!! 

 

Masz rację, czuję, że wizyta u psychiatry wyszłaby mi na dobre. Mam ze sobą naprawdę dużo problemów, które od początku zeszłego roku przybrały na sile. Z dostępem do psychiatry jednak u mnie kiepsko. Rodzice, szczególnie tata, uznaliby to za kolejną moją fanaberię, nawet jeśli nie powiedzieliby tego wprost. Miałabym wyrzuty sumienia, wydając pieniądze na dojazdy i wizyty. Liczę na to, że jeśli kiedyś jakimś cudem uda mi się znaleźć pracę i zyskam więcej niezależności, to odważę się pójść do psychiatry. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak Lilth napisała wyżej, to tylko test, mądrość człowieka kreuje życie, podejmowanie mądrych decyzji. Pamiętam jeden mój znajomy był dobry w nauce, ale to spowodowało zazdrość u innych, on pozostał sam, aż do momentu, kiedy spotkał obcych ludzi, którzy rzekomo "rozumieli" jego, stało się tak, że popadł w narkomanię.
Nie chodzi mi o to, że bycie najlepszym w klasie jest złe, bo mając dobre wyniki, ma się większe szanse na lepszą przyszłość, ale chodzi mi o to, że są równie inne ważne wartości, o które też trzeba dbać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.06.2020 o 00:26, m20 napisał:

Nie wiem, jak sobie radzić w takich sytuacjach. Nie wiem, jak przestać się przejmować takimi rzeczami. 

Oddychaj, policz do 10. Idź pobiegać lub poćwiczyć. Przekieruj uwagę na coś innego. Ilekroć masz ochotę to zrobić pomyśl że zrobisz za 10 min. Budzik sobie ustaw i odraczaj. Bierz witaminy, magnez, regularnie ćwicz.

Ale to tylko tresura, to co się dzieje jest częścią innej, raniącej układanki.

Dobrze by było zastanowić się dlaczego się wstydzisz ciąć (czemu nie? skoro to tylko emocje- kto/co cię wstrzymuje?) ale i czemu działasz jak zaprogramowana lala na 100%.  Jakoś nie czujesz siebie, życia, flow jak nie jest na 100%? Jesteś nikim, jesteś kims kim pogardzasz? Nienawidzisz siebie? Masz jakieś zalety oprócz wyników w szkole? Jest coś co w sobie lubisz oprócz wyniku 100%?

Jak traktowała cię matka, ojciec? Kto de facto ma być odbiorcą wyniku 100%? Kto na ciebie patrzy, przed kim te popisy? O czyje uczucia zabiegasz?

Pogardzano tobą? Masz jakiś inny sposób na kontakt ze światem jak perfekcjonizm? Lubisz robić coś dla samego robienia a nie wyniku? Co się stanie jak będzie 90%? Jakie konsekwencje?

Twoja postawa wobec siebie jest niszcząca, jesteś swoim katem. Tu też warto się zastanowić kto był w przeszłości twoim katem, kogo odgrywasz i od kogo to masz.

Oczywiście nie pisz tutaj bo odpowiedzi wymagają głębszej pracy, i to intymnej, zresztą to nie będzie ciekawe.

Polecam terapię, żeby zobaczyć co się pod tym dzieje, bo "to że to brzyćkie i że masz nie robić i się wytresować" to wiesz i jest to jasne, ale symptom ciągle jest symptomem i chce mówić o tej drugiej Ty, której ty nie chcesz i chcesz zdekapitować jak misia.  Problem w tym, że tej drugiej Ty zabić się nie da, a może cię wzbogacić, pokazać lepszą stronę życia niż "wynik 100%".  Chyba że teraz dla ciebie wszystko jest ok, to też spoko, do terapii (innej niż "powiedzcie mi jak lepiej i szybciej osiągać wynik 100%") trzeba dojrzeć lub dojść do swojej ściany. Potrzebny tu przewrót kopernikański w myśleniu, ale jesteś jeszcze młoda i to może być za trudne na razie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, m20 napisał:

Miałabym wyrzuty sumienia, wydając pieniądze na dojazdy i wizyty. Liczę na to, że jeśli kiedyś jakimś cudem uda mi się znaleźć pracę i zyskam więcej niezależności, to odważę się pójść do psychiatry. 

 

Terapia i leczenie psychiatryczne jest kosztowne, nie da się zaprzeczyć. Ale wierz mi, że NAPRAWDĘ WARTO!!! Nie będziesz żałować, tylko wiedz, że to jest długotrwałe i dość bolesne doświadczenie, więc trzeba się uzbroić w bardzo dużą cierpliwość. Powodzonka! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lilith napisał:

@m20 od kiedy masz skłonności autoagresywne? Kiedy to się zaczęło?

 

Od wiosny zeszłego roku, czas przedmaturalny, kiedy nie mogłam zmusić się do nauki. To był początek mojego najgorszego czasu w życiu. Byłam sfrustrowana, niby miałam iść na studia, ale wcale nie chciałam, niby powinnam się uczyć, tak jak zwykle, ale w sumie jaki w tym cel. Czułam się jak śmieć, bałam się przyszłości, dobiła mnie pomyłka ortodontki, kiedy dwa miesiące noszenia aparatu poszły na marne. Wszystko dało się naprawić, wiedziałam o tym, ale byłam wściekła. Wtedy zaczęłam się bić. Wcześniej czasami niszczyłam rzeczy, zarówno z błahych powodów, jak i tych poważniejszych. Biję się, gdy czuję bezsilność. Nie mam myśli samobójczych, wręcz od roku boję się o swoje życie, o to, że zachoruję na raka. W najgorszych chwilach, gdy ten strach był ogromny, chciałam się nie urodzić. 

 

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia. Gniew i żal już minęły, w dużej mierze dzięki Wam. Nawet miśka już zszyłam. Gdy w przyszłości będę w podobnej sytuacji, spojrzę na te komentarze i postaram się opanować. I poważniej pomyślę o wizycie u specjalisty. Życie w strachu, na przemian z życiem w smutku i apatii - nie chcę w tym tkwić już na zawsze.

 

Edytowane przez m20
literówka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, m20 napisał:

Rodzice, szczególnie tata, uznaliby to za kolejną moją fanaberię,

 

versus

 

25 minut temu, m20 napisał:

 Życie w strachu, na przemian z życiem w smutku i apatii

 

I co, rodzice niczego dziwnego/niepokojącego w twoim zachowaniu nie dostrzegają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, m20 napisał:

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia. Gniew i żal już minęły, w dużej mierze dzięki Wam. Nawet miśka już zszyłam. Gdy w przyszłości będę w podobnej sytuacji, spojrzę na te komentarze i postaram się opanować.

Powiem tylko, że nie jesteś sama z tym perfekcjonizmem w uczeniu się. Ja miałem zawsze potrzebę błyszczenia na testach, sprawdzianach, egzaminach. Co najmniej po części wynikało to z wysokich oczekiwań innych wobec mnie. Nawet teraz, kiedy kończę studia i już nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, czułem niezadowolenie, kiedy ktoś uzyskał lepszy wynik ode mnie. Boję się tego uczucia, a przez to boję się rywalizacji.

Ale wiem, że z wkuwania dla punktów czy procentów nic mi nie przyjdzie. Mamy do przeżycia określony czas i to, jak go spędzamy zawsze pociąga za sobą koszty alternatywne. Wkuwając, wykorzystujemy czas, który moglibyśmy spożytkować na coś przyjemniejszego albo coś, w czym naprawdę warto "brylować".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, doi napisał:

 

I co, rodzice niczego dziwnego/niepokojącego w twoim zachowaniu nie dostrzegają?

 

Raczej uważają, że przesadzam, zwłaszcza po tym, jak panikowałam, gdy doszukiwałam się u siebie różnych objawów, potem się badałam i okazywało się, że to nic groźnego. Trochę ich to irytuje. Zauważają mój smutek, bo zawsze życzą mi na urodziny lub święta, żebym była weselsza. U nas w domu nie rozmawia się o uczuciach.

 

Godzinę temu, Psychoanalepsja_SS napisał:

Powiem tylko, że nie jesteś sama z tym perfekcjonizmem w uczeniu się. Ja miałem zawsze potrzebę błyszczenia na testach, sprawdzianach, egzaminach. Co najmniej po części wynikało to z wysokich oczekiwań innych wobec mnie. Nawet teraz, kiedy kończę studia i już nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, czułem niezadowolenie, kiedy ktoś uzyskał lepszy wynik ode mnie. Boję się tego uczucia, a przez to boję się rywalizacji.

Ale wiem, że z wkuwania dla punktów czy procentów nic mi nie przyjdzie. Mamy do przeżycia określony czas i to, jak go spędzamy zawsze pociąga za sobą koszty alternatywne. Wkuwając, wykorzystujemy czas, który moglibyśmy spożytkować na coś przyjemniejszego albo coś, w czym naprawdę warto "brylować".

 

Święte słowa z tą bezsensownością wkuwania dla punktów. Już w podstawówce uświadomiłam sobie, że nie uczę się dla wiedzy, tylko dla ocen. Dobre wyniki dawały satysfakcję, to były moje sukcesy. I tak aż do końca liceum. W lepszej sytuacji byli oczywiście ci, którzy nie skupiali się na mniej ważnych przedmiotach, tylko na tym, by dobrze zdać maturę i pójść na wymarzone studia. Ja tak nie potrafiłam, zresztą nie miałam dziedziny, która by mnie naprawdę interesowała. Dopiero teraz, w szkole policealnej, polubiłam mój kierunek, choć początkowo wydawał mi się jak z innego świata (wybrałam pierwszy lepszy, rodzice nalegali, bym zapisała się do jakiejś szkoły po maturze, jeśli nie chcę iść na studia). Przyłożyłam się do nauki, okazało się, że radzę sobie najlepiej z grupy, nauczyciel bardzo mnie chwalił, chciałam to wszystko ukoronować doskonałymi wynikami na egzaminach, udowodnić sobie i innym, że jestem najlepsza, choć wiedziałam, że w dłuższej perspektywie to nie ma znaczenia. I stało się, co się stało. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, m20 napisał:

Raczej uważają, że przesadzam, zwłaszcza po tym, jak panikowałam, gdy doszukiwałam się u siebie różnych objawów, potem się badałam i okazywało się, że to nic groźnego. Trochę ich to irytuje. Zauważają mój smutek, bo zawsze życzą mi na urodziny lub święta, żebym była weselsza. U nas w domu nie rozmawia się o uczuciach.

Może właśnie jest tak, że skoro nie rozmawia się o uczuciach i ten dom taki -jeśli dobrze to widzę- zimno poukładany- to twoje ciało, soma, zamiast psyche woła o uwagę. Czyli żyjesz w obszarze, w którym pewnie rzeczy niepokojące jak uczucia, emocje, wydarzenia niekontrolowalne  nie są nazwane, wspólnie przeżyte czy przepracowane. Sama tez ich nie nazywasz a rozgrywasz w akcji, np w okaleczeniu, dekapitacji misia. Więc skoro twoje reakcje są jakoś zablokowane (bo jest założenie w domu że masz być wesoła, że masz być perfekcyjna, że masz nie przesadzać, nie histeryzować), o uwagę prosi ciało, zsomatyzowałaś sobie swoje wołanie o uczucia. Ciało woła jakimiś dolegliwościami, rodzice zwracają na to uwagę bo muszą, ale ciągle cię bagatelizują, więc nadal coraz więcej wołasz smutkiem czy dalszymi dolegliwościami. Takie błędne koło. Może ten nieudany egzamin jest też takim wołaniem, żeby rodzice zobaczyli cię poza tymi wynikami w nauce? (piszesz że zawiodłaś nauczyciela, ale to można odczytać tak, że zawiodłaś jakoś rodziców, a może też jakaś część ciebie chciała ich zawieść?)  W tej sytuacji jaką opisałaś z dekapitacją misia, to ty utożsamiasz się z rodzicami, którzy cię nie widzą, irytujesz ich swoim wołaniem i "obcinają głowę" a miś to ta twoja bezradna część, która prosi o uwagę i która przeżywa jakieś irytujące, niekontrolowalne emocje. Sama dekapitacja jest znacząca, obcinasz misiowi właśnie głowę- bo może nie chcesz już tej swojej chłodnej, racjonalnej części, nie chcesz "głowy"? 

Zastanów się, choć obawiam się że jak na młodą dziewczynę to może za głęboka refleksja. W każdym razie-materiału na psychoterapię jest sporo.

 

Jeśli chodzi o egzamin to może się przegrzalaś, za dużo emocji, przeszłaś swój punkt rozsądnego myślenia. Ja też zawaliłam swój pierwszy egzamin w życiu, ale potem się nauczyłam działać. Może wyciągniesz z tego jakieś wnioski, nauczysz się nie nakręcać i samo-uspokajać w sytuacji stresu? Jak oczekujesz 100% to się napinasz, niepotrzebnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, doi napisał:

Może właśnie jest tak, że skoro nie rozmawia się o uczuciach i ten dom taki -jeśli dobrze to widzę- zimno poukładany- to twoje ciało, soma, zamiast psyche woła o uwagę. Czyli żyjesz w obszarze, w którym pewnie rzeczy niepokojące jak uczucia, emocje, wydarzenia niekontrolowalne  nie są nazwane, wspólnie przeżyte czy przepracowane. Sama tez ich nie nazywasz a rozgrywasz w akcji, np w okaleczeniu, dekapitacji misia. Więc skoro twoje reakcje są jakoś zablokowane (bo jest założenie w domu że masz być wesoła, że masz być perfekcyjna, że masz nie przesadzać, nie histeryzować), o uwagę prosi ciało, zsomatyzowałaś sobie swoje wołanie o uczucia. Ciało woła jakimiś dolegliwościami, rodzice zwracają na to uwagę bo muszą, ale ciągle cię bagatelizują, więc nadal coraz więcej wołasz smutkiem czy dalszymi dolegliwościami. Takie błędne koło. Może ten nieudany egzamin jest też takim wołaniem, żeby rodzice zobaczyli cię poza tymi wynikami w nauce? (piszesz że zawiodłaś nauczyciela, ale to można odczytać tak, że zawiodłaś jakoś rodziców, a może też jakaś część ciebie chciała ich zawieść?)  W tej sytuacji jaką opisałaś z dekapitacją misia, to ty utożsamiasz się z rodzicami, którzy cię nie widzą, irytujesz ich swoim wołaniem i "obcinają głowę" a miś to ta twoja bezradna część, która prosi o uwagę i która przeżywa jakieś irytujące, niekontrolowalne emocje. Sama dekapitacja jest znacząca, obcinasz misiowi właśnie głowę- bo może nie chcesz już tej swojej chłodnej, racjonalnej części, nie chcesz "głowy"? 

Zastanów się, choć obawiam się że jak na młodą dziewczynę to może za głęboka refleksja. W każdym razie-materiału na psychoterapię jest sporo.

 

Jeśli chodzi o egzamin to może się przegrzalaś, za dużo emocji, przeszłaś swój punkt rozsądnego myślenia. Ja też zawaliłam swój pierwszy egzamin w życiu, ale potem się nauczyłam działać. Może wyciągniesz z tego jakieś wnioski, nauczysz się nie nakręcać i samo-uspokajać w sytuacji stresu? Jak oczekujesz 100% to się napinasz, niepotrzebnie.

 

Wydaje mi się, że dużo w tym słuszności. Już wcześniej zauważyłam, że swoimi działaniami pragnę zwrócić na siebie uwagę rodziców, otrzymać jakieś wsparcie - ale najczęściej się nie udaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, m20 napisał:

 

Wydaje mi się, że dużo w tym słuszności. Już wcześniej zauważyłam, że swoimi działaniami pragnę zwrócić na siebie uwagę rodziców, otrzymać jakieś wsparcie - ale najczęściej się nie udaje.

To się dzieje na poziomie nieświadomym, psyche sama somatyzuje, bez twojego "grania" czy udziału świadomości. Somatyzacja jako wołanie o miłość i lęk przed uczuciami/niekontrolowanym to z pewnością są obszary do pracy terapeutycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×