Dokładnie sam nie wiem, może to jest jak ktoś napisał wcześniej, w sensie, że wyłączenie emocji jest efektem nadmiaru negatywnych w moją stronę, teraz to się zastanawiam czy czasem nie jestem bordeline. Generalnie byłem nastawiony pozytywnie do każdego, ale każdy niemiły incydent w stosunku do mnie powoduje pierw przykrość, potem złość (jeżeli dalej mnie się krzywdzi), aż w końcu chcę dojść do stanu zobojętnienia.
Problem tkwi we mnie? A mógłby Pan mnie jakoś naprowadzić?