Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

@Heledore dzięki za troskę, u mnie przewroty.

Już wspominałam ostatnio, że jakoś tak mam, że zawsze u mnie dzieje się jakieś COŚ, co wytrąca mnie z równowagi, albo jakoś nadmiernie wszystko odczuwam i tak analizuje życie, żeby się przypadkiem nie zorientować, że o żadnej równowadze nigdy nie było mowy.

Siedzę od tygodnia u mamy w lesie, na końcu świata i przyjechałam tu się zresetować i odpocząć. Ale tu trzeci świat, szpitale, napinka, choroby, problemy, trawie to a to trawi mnie. Relaks marny, wina niczyja.

Mam też zamieszanie w życiu osobistym, bo zaangażowałam się nie na żarty, co oczywiscie w przypadku ludzi z takim lekiem przed bliskością jak mój okupione jest srogo. Ale idę w to, chce wierzyć, że się uda, chce wierzyć że nawet jak na dobre posmakuje mojego zepsucia nadal będzie mnie chciał. 

Obawiam się tez, że czas najwyższy zakończyć relacje terapeutyczna, która trwa od lat i wcale nie jest mi z tym ok. Będę się rozglądać za kimś innym i brać za robotę znów, ale to dla mnie strata i tak.

Mam sporo problemów ze sobą, swoimi emocjami i tym wszystkim co się dokoła mnie dzieje, ale też jakąś odrobinę nadziei, że dam radę i tak, cokolwiek miałoby to nie znaczyć.

@shira123 a nie mówiłam, że dzieci to dramat? Co to za rozjazd, skąd to? Przeginasz z benzo czy jak, skąd ta krzywa faza i dół?

Edytowane przez chojrakowa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej chojraczko) u mnie to samo,zawsze cos się dzieje,nie ma spokoju.

tez chciałam jutro jechać do rodzicow do lasu,ale wpadla mi jutro praca znienacka:)

dzieci to dramat-takie 10-17 lat.reszta może być)maluszki sa fajne

nawet zazdroszczę ci tego zaangażowania,trzymam kciuki,ja już zamknelam swoje serce na klodke,haha.

wiecie co,stosuje codziennie relaksacje Jacobsona i medytacje

i nawet pomaga,polecam)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123 Jacobson mówisz... U mnie bardziej "łyk żołądkowej to obowiązkowe", albo "sto poproszę i tracę wątek" :classic_rolleyes:

Nie no trzeba się ogarnąć, ale xanaxu nie chcę a wytwarzam takie napięcie, że starczyłoby spokojnie dla małego miasta... I nie wiem jak to ugryźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.03.2019 o 10:48, shira123 napisał:

Witaj ulotnosc

Kazdy jest mile widziany:)

A jakie masz objawy?

Nie tak łatwo mi te objawy  jasno określić...

Ogólnie zawsze czułam, że jestem jakaś inna (prawdę powiedziawszy to chyba już od czasów przedszkola). Więcej czasu spędzałam na fantazjowaniu niż życiu realnym, nie nawiązywałam bliskich kontaktów z rówieśnikami. Gdy byłam młodsza lubiłam tę swoją "inność", cieszyłam się, że nie jestem taka jak wszyscy. Jednak pod koniec gimnazjum pojawiła się chęć dopasowania. Próbowałam, ale nie wychodziło, ciągle czułam się gorsza, niedopasowana. Zaczęły się ucieczki ze szkoły (w której czułam się jak w klatce i to poczucie towarzyszyło mi do końca edukacji), wagary potrafiły trwać nawet tydzień, zaczął pojawiać się alkohol.

Poszłam do najlepszego liceum w mieście, chyba tylko po to by udowodnić, że się dostanę, choć powtarzano mi, że nie dam rady, a nawet jeśli dam to potem sobie nie poradzę. W liceum było jeszcze gorzej, wywołana do odpowiedzi na lekcjach zawsze mówiłam, że jestem nieprzygotowana, nawet jeśli znałam odpowiedzi (nie było opcji, żebym wypowiedziała się przed całą klasą). Dużo wagarów, mnóstwo alkoholu. Nie raz z koleżanką wypijałyśmy piwo na przerwie czy podczas okienka, czasem nawet w szkole. Pierwszy pocałunek przeżyłam z jakimś przypadkowym typem po koncercie, a byłam tak pijana, że świadomość odzyskałam już w trakcie pocałunku nie wiedząc jak do tego doszło...

Teraz jak patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to uwierzyć nie mogę, że nikt nie zauważył, nikt nie próbował mi pomóc. A było to wszystko rozpaczliwym wołaniem o pomoc, tak bardzo nie radziłam sobie z bezsensem wszystkiego.

Po liceum poszłam za koleżanką na studia, pedagogika - brali każdego. Nie wytrzymałam nawet semestru, nie mogłam się odnaleźć. Wtedy zaczął się chyba najdziwniejszy okres w moim życiu. Bity rok robiłam nic, dosłownie NIC. Miałam kumpla, był tak samo "skrzywiony" jak ja, chyba dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Większość czasu spędzaliśmy w aucie, jeżdżąc po okolicy, szukając fajnych miejsc do posiedzenia, albo pijąc i oglądając filmy. Zabijaliśmy czas.

Z tego stanu wybiła mnie w końcu mama, naciskając bym znalazła pracę. Dla świętego spokoju zaczepiłam się w kwiaciarni. W niedługim czasie po znalezieniu pracy zaczęłam się sypać. Kontakt z klientem mnie wykańczał, stres był nie do zniesienia, płakałam gdy nikt nie patrzył, momentalnie ogarniając się gdy wchodził klient. Czułam się tak rozdygotana, tak napięta, że uznałam, że muszę znaleźć pomoc. Po pierwszej wizycie weszłam na Citabax, pomógł na tyle, że byłam w stanie przybierać maski i nie okazywać słabości. To mi wystarczyło i po chyba trzech miesiącach odpuściłam leki i lekarza. Weszłam w rytm, mimo ciągłej wewnętrznej pustki, poczucia bezsensu i ogromnego napięcia (paznokcie, opuszki palców i wnętrze ust wiecznie pogryzione do krwi), nauczyłam się jakoś funkcjonować i udawać, że jest ok.

Cztery lata temu poznałam mojego obecnego partnera. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, mimo, że na starcie było raczej skazane na porażkę, ale to już oddzielna historia. Już trzy razy kończyłam ten związek zabierając rzeczy, i trzy razy wracałam zapłakana.

Teraz do wizyty u psychiatry skłoniły mnie głównie komentarze partnera. Zwrócił mi uwagę, że histeryzuję, nic nie można mi powiedzieć bo nerwowo reaguję, że nic mi nie pasuje, że wiecznie jest źle, ciągle narzekam, że całymi dniami nic nie robię, gniję w łóżku, zaniedbuję siebie i dom. Co do tej nerwowości i  drażliwości, to często też słyszałam to od mamy i siostry (siostra nawet mówiła na mnie "nerwous" :roll: ). Teraz obecnie czuję się mega przegrana. Mam 29 lat, i nie mam nic. Jestem w związku bez przyszłości, mam bezsensowną pracę, nie mam znajomych. Czasem myślę, że gdyby nie moja kotka, która wymaga specjalnej opieki, nie miałabym powodu by zwlec się z łóżka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ulotnosc

 

jesli to cie pocieszy tez se tak czulam.przegrana,beznadziejna,do niczego.bez pracy bez studiow.z rodzicami,bez partnera.w wieku 35 lat.

minely 3 lata terapii,i obecnie mieszkam sama z kotem)jakos sie utrzymuje,studiuje na 3 roku psychologii,mam swietna przyjaciolke i z nadzieja patrze w przyszlosc.

wiec nie poddawaj sie,przed toba jakies 40-50 lat zycia)

bylas kiedys na terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123  Fajnie, że terapia dała u Ciebie widoczne (może raczej odczuwalne) efekty 👍 Czy oprócz psychoterapii miałaś tez włączoną jakąś farmakoterapię?

Nigdy nie byłam na terapii - nie jestem pewna czy jestem do niej przekonana... Muszę się bardziej zorientować w temacie zanim zdecyduję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie w miare,stresow mniej,ale znowu zaczely się smutki,ze nie mam partnera,a najblizsza przyjaciolka szczęśliwie zakochana.

przede mna tez wyzwania w nowych pracach.

dziś sobie zrobiłam dzień wypoczynku,medytacje w lesie),rolki, pomalowałam tez kuchnie w jesienne liscie)

a co u ciebie Heledore?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore dzieje się, jak zwykle. A u Ciebie lepiej mówisz? Masz takie przyjemne poczucie, że wszystko się jakoś ułoży i możesz głębiej odetchnąć? Pytam, bo sama w takich chwilach tak mam i to najprzyjemniejsze momenty ever. Teraz poniekąd też to czuję.

No wypoczęłam średnio, przynajmniej w lesie, cztery ostatnie dni spędziłam z moim P i było lepiej. Budujemy coś razem i zaczynam ufać, cieszyć się tym i karmić.

Dzisiaj mam słaby wieczór, ale jestem zmęczona, przed okresem i przeziębiona więc mam chyba do tego prawo. Nawet pisać mi się niespecjalnie chce.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Heledore, przede wszystkim wróciłam do pracy. Ostatnie pół roku siedziałam w domu, pracuję sezonowo czyli wiosną i latem. Teoretycznie jest lepiej - w robocie jestem od 10 do 19-21, więc mam niewiele czasu na cokolwiek innego. Może dzięki temu czuję się mniej rozbita.

Moja schorowana kocia córka w końcu zaczęła jeść, samodzielnie i chętnie - do tej pory musiałam za nią chodzić i namawiać - to też sprawiło, że mi lżej.

Wreszcie ustąpiły uboki Nexpramu, bite dwa tygodnie ciągle czułam palenie i ciężkość w żołądku, do tego coś na kształt "zespołu niespokojnych nóg" tuż przed zaśnięciem.

Nie czuję się już tak beznadziejnie, ale też nie powiedziałabym, że czuję się dobrze. Jest jakoś nijako, czuję się trochę jakbym była z boku, jakbym tylko przyglądała się życiu, mając ciągle maskę dobrego nastroju na twarzy.

Ah, i zmieniły się sny. Do niedawna miałam wyłącznie koszmary - zawsze byłam gdzieś zagubiona; czy to w całkiem obcym miejscu, czy też pozornie znanym ale jednak innym; i za każdym razem czegoś szukałam. Teraz z kolei to nie koszmary ale coś mega dziwnego... Załóżmy, że danego dnia rozmawiamy o czymś z partnerem i mam zamiar coś powiedzieć, ale on mnie zagada, albo ja uznam, że lepiej nie, i następnej nocy śni mi się jakby alternatywna wersja tego zdarzenia w której mówię to co chciałam. I tak co noc. Nie udało mi się podać kotce kroplówki - w śnie idzie bezproblemowo; pomyślałam, że powinnam zamówić jej karmę ale tego nie zrobiłam - w śnie zamawiam... Dziwne to dla mnie bardzo, bo czasem już się gubię, czy coś się stało naprawdę, czy mi się przyśniło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co tam slychac dziewczeta?

u mnie ok,poza bezsennoscia.jutro ide do psychiatry po tabletki bo nie da sie nie spac jak sie ma 2 prace,daje korepetycje,studia ciezkie i dzialalnosc gospodarcza) no musze byc wyspana.

dzis oczy na zapalkach,ale na studiach mega mega ciekawy wyklad.

powoli mi sie klaruje co chce robic po studiach.chce pracowac z chorymi na anoreksje,bulimie,ortoreksje.

mam wielkie plany i marzenia w tym temacie)uskrzydla mnie to) czuje ze moge kiedys pomoc wielu ludziom.

i poznalam nowa fajna kolezanke na studiach)na  WF ktory okazal sie maratonem))

z praca jakos sie ulozylo,oby tak dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@shira123, jestem pod wrażeniem tego jak aktywnie żyjesz i jak ambitne masz plany.. Podziwiam i nawet z lekka zazdroszczę.

U mnie jeśli danego dnia pracuję to nie jest źle, nauczyłam się zmuszać do wstania z łóżka bo wiem, że muszę. Potrafię się zmotywować na tyle, by przed klientami wyglądać na pełną energii, zaangażowaną, wesołą itp, czasem udaję tak dobrze, że sama się nabieram ;)

Choć nadal mam ten męczący problem w postaci drobiazgów rujnujących wszystko. Wystarczy coś obiektywnie mało znaczącego a ja już przeżywam do końca dnia. Na dodatek mam wrażenie, że jest we mnie więcej tłumionych nerwów (a może czegoś innego?), paznokcie i opuszki obgryzione do granic możliwości (ból nie sprawia, że przestaję), to samo z wnętrzem ust.. Wstyd jak cholera, prawie trzydziestoletnia baba a takie dłonie, sama na siebie już nie mogą patrzeć :?

A jak mam wolne, to lipa straszna... Teraz właśnie siedzę pod kołdrą z laptopem na kolanach. I to też nie tak jak było jeszcze miesiąc temu, że przytłaczała mnie rozpacz i bezsilność i dlatego nie wychodziłam z łóżka. Nie czuję, żeby działa się jakaś tragedia. Po prostu jakoś nie mam motywacji, zwyczajnie nie mam po co wstać, wykąpać się, wyszykować... Bo po co? Żeby wieczorem znowu wskoczyć w piżamę... Nawet już nie wiem czy to problem? Może tak jest, że niektórzy nie potrzebują wiele od życia i po prostu sobie płyną z nurtem? Może właśnie do takich ludzi należę i powinnam to zaakceptować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie i przydałby się jakiś cel w życiu, ale jakoś nie ma i już nie wiem czy był jakiś kiedykolwiek. A przez to i sensu we wszystkim brak.

Wczoraj przez drobnostkę przepłakałam pół wieczoru - poczułam się odrzucona przez partnera, chodź dziś już oczywiste jest dla mnie, że wcale tak nie było. Czasem zastanawiam się jakim cudem jeszcze nie zostawił mnie w cholerę...

Na dodatek znowu ciężka noc z męczącym snem... Co najgorsze, wybudzałam się ze trzy razy, ale sen trwał dalej. Śniło mi się, że trafiłam do jakiegoś ośrodka opieki psychiatrycznej, bez sensu to było wszystko, bo nawet we śnie czułam, że tam żadnej pomocy nie otrzymuję i łaziłam po tym ośrodku zła, paląc jednego papierosa za drugim. Potem gdzieś z niego wyszłam i tradycyjnie nie mogłam trafić spowrotem - klasyk, od kiedy pamiętam wiecznie w snach szukam dokądś drogi. Obudziłam się bardziej zmęczona niż kładąc się spać. No i ponoć zgrzytam zębami jeszcze bardziej niż przed braniem leku (przynajmniej tak twierdzi partner).

No nic, dziś lekarz, zobaczę co powie i czy tym razem wizyta będzie dłuższa niż 10 min...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co tam u was dziewczeta?

Ja jestem glupia...jak mi sie teraz uklada to mam kryzys egzystencjalny...

W jakim celu zyjemy? Jaki jest sens zycia ludzkosci?

Mamy na studiach zrobic sobie test MMPI.zobaczymy czy mi sie poprawilo haha.

Brakuje mi terapii teraz majowka mam 2 tyg przerwy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×