Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ulotność

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ulotność

  1. Pewnie i przydałby się jakiś cel w życiu, ale jakoś nie ma i już nie wiem czy był jakiś kiedykolwiek. A przez to i sensu we wszystkim brak. Wczoraj przez drobnostkę przepłakałam pół wieczoru - poczułam się odrzucona przez partnera, chodź dziś już oczywiste jest dla mnie, że wcale tak nie było. Czasem zastanawiam się jakim cudem jeszcze nie zostawił mnie w cholerę... Na dodatek znowu ciężka noc z męczącym snem... Co najgorsze, wybudzałam się ze trzy razy, ale sen trwał dalej. Śniło mi się, że trafiłam do jakiegoś ośrodka opieki psychiatrycznej, bez sensu to było wszystko, bo nawet we śnie czułam, że tam żadnej pomocy nie otrzymuję i łaziłam po tym ośrodku zła, paląc jednego papierosa za drugim. Potem gdzieś z niego wyszłam i tradycyjnie nie mogłam trafić spowrotem - klasyk, od kiedy pamiętam wiecznie w snach szukam dokądś drogi. Obudziłam się bardziej zmęczona niż kładąc się spać. No i ponoć zgrzytam zębami jeszcze bardziej niż przed braniem leku (przynajmniej tak twierdzi partner). No nic, dziś lekarz, zobaczę co powie i czy tym razem wizyta będzie dłuższa niż 10 min...
  2. @shira123, jestem pod wrażeniem tego jak aktywnie żyjesz i jak ambitne masz plany.. Podziwiam i nawet z lekka zazdroszczę. U mnie jeśli danego dnia pracuję to nie jest źle, nauczyłam się zmuszać do wstania z łóżka bo wiem, że muszę. Potrafię się zmotywować na tyle, by przed klientami wyglądać na pełną energii, zaangażowaną, wesołą itp, czasem udaję tak dobrze, że sama się nabieram Choć nadal mam ten męczący problem w postaci drobiazgów rujnujących wszystko. Wystarczy coś obiektywnie mało znaczącego a ja już przeżywam do końca dnia. Na dodatek mam wrażenie, że jest we mnie więcej tłumionych nerwów (a może czegoś innego?), paznokcie i opuszki obgryzione do granic możliwości (ból nie sprawia, że przestaję), to samo z wnętrzem ust.. Wstyd jak cholera, prawie trzydziestoletnia baba a takie dłonie, sama na siebie już nie mogą patrzeć A jak mam wolne, to lipa straszna... Teraz właśnie siedzę pod kołdrą z laptopem na kolanach. I to też nie tak jak było jeszcze miesiąc temu, że przytłaczała mnie rozpacz i bezsilność i dlatego nie wychodziłam z łóżka. Nie czuję, żeby działa się jakaś tragedia. Po prostu jakoś nie mam motywacji, zwyczajnie nie mam po co wstać, wykąpać się, wyszykować... Bo po co? Żeby wieczorem znowu wskoczyć w piżamę... Nawet już nie wiem czy to problem? Może tak jest, że niektórzy nie potrzebują wiele od życia i po prostu sobie płyną z nurtem? Może właśnie do takich ludzi należę i powinnam to zaakceptować...
  3. @Heledore, przede wszystkim wróciłam do pracy. Ostatnie pół roku siedziałam w domu, pracuję sezonowo czyli wiosną i latem. Teoretycznie jest lepiej - w robocie jestem od 10 do 19-21, więc mam niewiele czasu na cokolwiek innego. Może dzięki temu czuję się mniej rozbita. Moja schorowana kocia córka w końcu zaczęła jeść, samodzielnie i chętnie - do tej pory musiałam za nią chodzić i namawiać - to też sprawiło, że mi lżej. Wreszcie ustąpiły uboki Nexpramu, bite dwa tygodnie ciągle czułam palenie i ciężkość w żołądku, do tego coś na kształt "zespołu niespokojnych nóg" tuż przed zaśnięciem. Nie czuję się już tak beznadziejnie, ale też nie powiedziałabym, że czuję się dobrze. Jest jakoś nijako, czuję się trochę jakbym była z boku, jakbym tylko przyglądała się życiu, mając ciągle maskę dobrego nastroju na twarzy. Ah, i zmieniły się sny. Do niedawna miałam wyłącznie koszmary - zawsze byłam gdzieś zagubiona; czy to w całkiem obcym miejscu, czy też pozornie znanym ale jednak innym; i za każdym razem czegoś szukałam. Teraz z kolei to nie koszmary ale coś mega dziwnego... Załóżmy, że danego dnia rozmawiamy o czymś z partnerem i mam zamiar coś powiedzieć, ale on mnie zagada, albo ja uznam, że lepiej nie, i następnej nocy śni mi się jakby alternatywna wersja tego zdarzenia w której mówię to co chciałam. I tak co noc. Nie udało mi się podać kotce kroplówki - w śnie idzie bezproblemowo; pomyślałam, że powinnam zamówić jej karmę ale tego nie zrobiłam - w śnie zamawiam... Dziwne to dla mnie bardzo, bo czasem już się gubię, czy coś się stało naprawdę, czy mi się przyśniło.
  4. @shira123 Fajnie, że terapia dała u Ciebie widoczne (może raczej odczuwalne) efekty Czy oprócz psychoterapii miałaś tez włączoną jakąś farmakoterapię? Nigdy nie byłam na terapii - nie jestem pewna czy jestem do niej przekonana... Muszę się bardziej zorientować w temacie zanim zdecyduję.
  5. Ulotność

    Witam się i ja..

    Witam i dziękuję Na to liczę... Pewnie najwięcej wyjaśnić się może w trakcie terapii, no ale jeszcze się na nią nie zdecydowałam Co nieco podejrzewam, ale nie powiedziałabym, że wiem. Cześć i dzięki!
  6. Nie tak łatwo mi te objawy jasno określić... Ogólnie zawsze czułam, że jestem jakaś inna (prawdę powiedziawszy to chyba już od czasów przedszkola). Więcej czasu spędzałam na fantazjowaniu niż życiu realnym, nie nawiązywałam bliskich kontaktów z rówieśnikami. Gdy byłam młodsza lubiłam tę swoją "inność", cieszyłam się, że nie jestem taka jak wszyscy. Jednak pod koniec gimnazjum pojawiła się chęć dopasowania. Próbowałam, ale nie wychodziło, ciągle czułam się gorsza, niedopasowana. Zaczęły się ucieczki ze szkoły (w której czułam się jak w klatce i to poczucie towarzyszyło mi do końca edukacji), wagary potrafiły trwać nawet tydzień, zaczął pojawiać się alkohol. Poszłam do najlepszego liceum w mieście, chyba tylko po to by udowodnić, że się dostanę, choć powtarzano mi, że nie dam rady, a nawet jeśli dam to potem sobie nie poradzę. W liceum było jeszcze gorzej, wywołana do odpowiedzi na lekcjach zawsze mówiłam, że jestem nieprzygotowana, nawet jeśli znałam odpowiedzi (nie było opcji, żebym wypowiedziała się przed całą klasą). Dużo wagarów, mnóstwo alkoholu. Nie raz z koleżanką wypijałyśmy piwo na przerwie czy podczas okienka, czasem nawet w szkole. Pierwszy pocałunek przeżyłam z jakimś przypadkowym typem po koncercie, a byłam tak pijana, że świadomość odzyskałam już w trakcie pocałunku nie wiedząc jak do tego doszło... Teraz jak patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to uwierzyć nie mogę, że nikt nie zauważył, nikt nie próbował mi pomóc. A było to wszystko rozpaczliwym wołaniem o pomoc, tak bardzo nie radziłam sobie z bezsensem wszystkiego. Po liceum poszłam za koleżanką na studia, pedagogika - brali każdego. Nie wytrzymałam nawet semestru, nie mogłam się odnaleźć. Wtedy zaczął się chyba najdziwniejszy okres w moim życiu. Bity rok robiłam nic, dosłownie NIC. Miałam kumpla, był tak samo "skrzywiony" jak ja, chyba dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Większość czasu spędzaliśmy w aucie, jeżdżąc po okolicy, szukając fajnych miejsc do posiedzenia, albo pijąc i oglądając filmy. Zabijaliśmy czas. Z tego stanu wybiła mnie w końcu mama, naciskając bym znalazła pracę. Dla świętego spokoju zaczepiłam się w kwiaciarni. W niedługim czasie po znalezieniu pracy zaczęłam się sypać. Kontakt z klientem mnie wykańczał, stres był nie do zniesienia, płakałam gdy nikt nie patrzył, momentalnie ogarniając się gdy wchodził klient. Czułam się tak rozdygotana, tak napięta, że uznałam, że muszę znaleźć pomoc. Po pierwszej wizycie weszłam na Citabax, pomógł na tyle, że byłam w stanie przybierać maski i nie okazywać słabości. To mi wystarczyło i po chyba trzech miesiącach odpuściłam leki i lekarza. Weszłam w rytm, mimo ciągłej wewnętrznej pustki, poczucia bezsensu i ogromnego napięcia (paznokcie, opuszki palców i wnętrze ust wiecznie pogryzione do krwi), nauczyłam się jakoś funkcjonować i udawać, że jest ok. Cztery lata temu poznałam mojego obecnego partnera. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, mimo, że na starcie było raczej skazane na porażkę, ale to już oddzielna historia. Już trzy razy kończyłam ten związek zabierając rzeczy, i trzy razy wracałam zapłakana. Teraz do wizyty u psychiatry skłoniły mnie głównie komentarze partnera. Zwrócił mi uwagę, że histeryzuję, nic nie można mi powiedzieć bo nerwowo reaguję, że nic mi nie pasuje, że wiecznie jest źle, ciągle narzekam, że całymi dniami nic nie robię, gniję w łóżku, zaniedbuję siebie i dom. Co do tej nerwowości i drażliwości, to często też słyszałam to od mamy i siostry (siostra nawet mówiła na mnie "nerwous" ). Teraz obecnie czuję się mega przegrana. Mam 29 lat, i nie mam nic. Jestem w związku bez przyszłości, mam bezsensowną pracę, nie mam znajomych. Czasem myślę, że gdyby nie moja kotka, która wymaga specjalnej opieki, nie miałabym powodu by zwlec się z łóżka
  7. Ulotność

    Witam się i ja..

    @Anomka hej! Ależ w żadnym stopniu nie jesteś niemiła Z chęcią naświetliłabym Ci sprawę, jednak sama nie wiem w czym rzecz, dlatego umieściłam to w cudzysłowie. Nie mam pojęcia dlaczego nie powiedział "depresja" tylko właśnie tak mgliście "długofalowe zaburzenia depresyjne"... Lekarz polecany i bardzo długo trwało zanim przekonałam się by do niego pójść, więc nie chcę się niepotrzebnie nakręcać i zrażać, ale mam wrażenie, że to tak trochę na odwal się było powiedziane Jest też opcja, że to tak naprawdę depresja nie jest, tylko jakiegoś rodzaju stan depresyjny który zakrywa prawdziwy problem. Miałam wrażenie, że nie chciał mnie męczyć. Dał receptę i powiedział, że za miesiąc, jak już będę miała trochę energii, porozmawiamy o terapii itd.
  8. Ulotność

    Witam się i ja..

    Cześć. A dzięki dzięki
  9. Witajcie! Mogę dołączyć? Jestem na początku drogi, mam za sobą pierwszą wizytę u lekarza z wstępnym rozpoznaniem długofalowych zaburzeń depresyjnych. Nie jestem pewna czy się z tym utożsamiam, raczej czuję, że to wierzchołek góry lodowej. Dawno temu (7-8 lat) już raz podjęłam próbę zrobienia czegoś ze sobą, ale jakoś zbrakło motywacji... wtedy usłyszałam, że mam jakiś rodzaj nerwicy i dda
  10. Ulotność

    [Legnica]

    Gdyby ktoś tu jeszcze zaglądał, to i ja się melduję z Legnicy. Wstępnie z "długofalowymi zaburzeniami depresyjnymi" - trochę to mętne, ale co można zdiagnozować po 10 min rozmowy...
  11. Witajcie! Jestem świeżakiem w temacie, 7-8 lat temu krótko brałam Citabax, ale zbrakło motywacji i przerwałam. Teraz dziewiąty dzień na Nexpram'ie i chyba dostanę pierdolca. Od paru dni ciągłe mrowienie-swędzenie w kończynach, przymus ruchu (głównie w nogach)... Wczoraj zasnąć przez to nie mogłam, miotałam się w łóżku jak opętana. Oprócz tego ciężkość i palenie w żołądku po każdym posiłku. I na razie tyle zmian po leku
  12. Ulotność

    Witam się i ja..

    Witam z Dolnego Śląska! Po wielu miesiącach wahania i uciążliwej dyskusji z samą sobą (powinnaś - nie powinnaś; coś jest nie tak - jest w porządku; potrzebujesz pomocy - dasz radę sama) - trafiłam w końcu do specjalisty. Z gabinetu wyszłam z "długofalowymi zaburzeniami depresyjnymi". Dziewiąty dzień na Nexpram'ie
×