Skocz do zawartości
Nerwica.com

Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej


bedzielepiej

Rekomendowane odpowiedzi

minou,

ja wole przedstawiac swoje zdanie ,ale dyskusji unikac bo to prowadzi do kłotni niepotrzebnych uwazam, akceptuje co do mnie ktos mowi, lubie jak ktos akcpetuje moje zdanie i tyle, a ztoba to moge oo jakis fajnych ksiazkach czy filmach porozmawiac albo po prostu o zyciu, ale dyskusja z ludźmi na tematy tego typu jesli maj inne zdanie nie prowadzi do niczego dobrego, konfliktowo nie jestem nastawiona , po prostu mowie jakie mam poglady dosc głosno , nie ukrywam ich i tyle, gorzej bym sie czuła jakbym pod presja czyjas udawała ,ze zdanie mam inne, lubie tez jak ktos mi mowi głosno jakie ma zdanie i mi sie to podoba :mrgreen:;);) , spoko maroko

 

Coz, brzmi logiczne, wiec "zwracam honor" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak co do ksiazki, to udalo mi sie przejrzec fragmenty i takie mam spostrzezenia:

 

Na pewno jest spora grupa ludzi, ktorzy gonia za szczesciem i probuja poukladac sobie zycie, ale nie bardzo im to wychodzi. Nie wychodzi, bo zachowuja sie autodestrukcyjnie, szukaja potwierdzenia wlasnej wartosci u innych, pakuja sie w toksyczne relacje, lub projekty, ktore nie maja szans powodzenia, nie udaje im sie i oczywiste jest to, ze to przynosi rozczarowanie i czesto depresje. Dla tej grupy ludzi "przekodowanie" swojego mozgu, czyli mowiac prosto - praca nad zdrowym poczuciem wartosci, zmiana destrukcyjnych zachowan, nauka prawidlowych relacji z innymi, moze calkowicie odmienic zycie. Pawlikowska raczej nie ukrywala, ze miala sporo problemow, autodestrukcyjnych zachowan, zaburzenia odzywiania, nieodpowiedzialny seks itd. Wiec na pewno w jej przypadku ostra praca nad soba byla bardzo wskazana. W kazdym przypadku jest wskazana ;) ale u niej pewnie zmienila bardzo wiele.

Gdyby ta ksiazka byla zwyklym subiektywnym zapisem walki o szcsescie, to bylaby fajna, jako poradnik jest beznadziejna.

Wydaje mi sie tez, ze jakby Beata poszla do porzadnego terapeuty, to by doszla do tych efektow duzo szybciej i pewnie bez tej calej "zabawy w Indian". Z drugiej strony rozumiem, ze sa ludzie, ktorzy wola dojc do wszystkiego sami, a co do motywow indianskich, czy buddyjskich itd, to wiele osob sie dobrze odnajduje w takiej estetyce i jesli zmieniaja siebie, swoje zycie, to lawtiej im to zrobic w oparciu o jakas stara filozofie.

Nie wiem, czemu Pawlikowska rzucila sie naprawiac swiat i wydaje jeden poradnik za drugim. Chcialabym wierzyc, ze to naiwnosc a nie chciwosc, ale coz....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno jest spora grupa ludzi, ktorzy gonia za szczesciem i probuja poukladac sobie zycie, ale nie bardzo im to wychodzi. Nie wychodzi, bo zachowuja sie autodestrukcyjnie, szukaja potwierdzenia wlasnej wartosci u innych, pakuja sie w toksyczne relacje, lub projekty, ktore nie maja szans powodzenia, nie udaje im sie i oczywiste jest to, ze to przynosi rozczarowanie i czesto depresje. Dla tej grupy ludzi "przekodowanie" swojego mozgu, czyli mowiac prosto - praca nad zdrowym poczuciem wartosci, zmiana destrukcyjnych zachowan, nauka prawidlowych relacji z innymi, moze calkowicie odmienic zycie.

Niom, ale to nie to samo, co depresja, która wynika ze złej chemii mózgu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Beata tłumaczy się z popełnienia książki o chorobie której nikt nie zdiagnozował, a psychiatra ją miażdży. Patrzcie z jaką pogardą i uśmiechem wyższościa patrzy na tego pana psychiatrę.

 

http://pytanienasniadanie.tvp.pl/27984829/beata-pawlikowska-o-walce-z-depresja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu dostałem tą książkę w prezencie. Dzisiaj skończyłem czytać. Ogólnie to to może być poradnik na lenistwo, marazm i chwilowy dołek, ew. lekką depresję z jakimiś problemami wewnętrznymi, ale nie mającą negatywnego wpływu na codzienne funkcjonowanie.

Przez pół dość grubej książki to pisanie o podświadomości, która nas kontroluje i że musimy sami przejąć kontrolę nad swoim życiem. Poza tym ciągłe porównania i metafory - podświadomość jest raz komputerem, raz bobasem za kierownicą, depresja jest jak pustynia, a ona znalazła na niej kiełek nadziei itp. Są też jakieś jej wątki z życiorysu, które można sobie złożyć w całość i ocenić całą depresję Beaty. Można wywnioskować, że ogólnie Beata radziła sobie w życiu świetnie - miała rodzinę, pracę i pieniądze, skoro pojechała walczyć z depresją do dżungli amazońskiej (taki wyjazd to łącznie z 10 tyś zł kosztuje), a całym problemem Beaty było złe postrzeganie siebie i napady doła w samotności w domu. Złe postrzeganie siebie mogło być spowodowane jakimś konfliktem między rodzicami i ich problemami, których Pawlikowska jako małe dziecko nie rozumiała i to się na niej później odbiło. I największy błąd autorki - uznanie, że wszystkie depresje są takie same i każdy przypadek jest właściwie podobny do niej. Widać to we fragmentach jak sie zwraca do czytelnika - wbija, że depresja jest na pewno spowodowana zachowaniem rodziców i innych dorosłych gdy byliśmy małymi dziećmi. Nigdy nie było np. odrzucenia przez rówieśników, jakieś wstrząsające wydarzenia, czy nawet w późniejszym życiu - jakimiś osobistymi porażkami. Czy nawet jakiś fizycznych schorzeń, które mogą też wywołać depresje. Tego pani Pawlikowskiej juz do głowy nie przyszło. W innym fragmencie uważa czytelnika za dobrego rodzica , i sumiennego chwalonego pracownika. A dlaczego musi mieć swoją rodzinę, może przecież być sam, może nie byc zdolny do założenia rodziny choćby przez depresję. Dlaczego nie może być bezrobotnym, albo mieć problem z utrzymaniem się w jakiejkolwiek pracy też przez depresje - wystarczy dostać jakiegoś doła, który się negatywnie odbije na pracy i już grozi wyrzucenie.

W drugiej części książki dopiero Pawlikowska coś tam zaczyna pisać o ćwiczeniach , ale oczywiście powoli, żeby strony zapełnić ciągłym wodolejstwem o pustyni łez i podświadomości. Czyli mamy spoglądanie w lustro i mówienie "kocham cię", wychodzenie codziennie na spacery, wyliczania sobie pozytywów życia na palcach i pisania notatek w zeszycie o pozytywach dnia. Z tymi spacerami to też Beata nie wzięła pod uwagę, że niektórzy z depresja mają psy, które i tak wyprowadzają na spacer, niektórzy uprawiają sport, a jakoś z depresji nie wyszli. Te ćwiczenia nie są jakieś tam złe - jeżeli nasz problem dotyczy tylko nieprawidłowego postrzegania siebie, a poza tym nie mamy większych problemów, bo mamy swoje miejsce w życiu i sobie dobrze radzimy (czyli jak Pawlikowska).

Dalej mamy też parę rozdziałów o medytacji, ale dość po macoszemu i zbyt słabo - lepiej puścić treningi Schutza i Jacobsona z jakiegoś nagrania, albo zgłosic się do kogoś kto się tym zajmuje fachowo i nas rzeczywiście nauczy. Pod koniec jeszcze po części teoriami spiskowymi o medycynie (dzisiaj się leczy słabiej niż w starożytności), żywności (sama chemia, przez którą mamy depresję) i jakieś paplanie sekciarskie jak to odrzuciła nałogi bo znalazła jakieś wielkie dobro w sobie. Aha w jednym rozdziale zahaczyła o reinkarnacje - jeżeli nie wyjdziemy z depresji teraz to moze nam się uda w następnym wcieleniu ;) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×