Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chorobliwa zazdrość


Rekomendowane odpowiedzi

Inga_beta,

Autorka raczej ma problem z tym,ze nie ma własnych znajomych,ze ma tylko koleżanki ikolegów z pracy i nic oprócz dzieci sie nie dzieje w jej zyciu dobrego a z mezem wpadła w marazm i ja to zaczyna nudzić, i ma problem z poczuciem własnej wartosci, ale to dlatego ,że nie ma zycia swojego prywatnego.

W pracy to wszyscy wiemy jak jest robisz swoje i wracasz, jak zmieniasz prace to i przewaznie te znajomosi odchodza w bok, znajomych z któymi sie rozmawia o własnych roblemach , przyjaxni poznaje sie w inny sposób a ona nie ma swojego swiata , bo dzieci i maz to jedno a znajomi ,z którymi mozna wyskoczyc na piwo to drugie i leci jej wartosc na pysk i czuje ,ze nie jest spełniona w zyciu, trzeba miec kogosz kim mozna wyjsc do knajpy w piatek jakąś koleżanke a najlepiej kilka, na jakis wernisaz czy wystawe.A facet kolegów powinien miec oczywiscie te swiaty musza sie mieszac i mąż moze sporadycznie wyjsc z kolezankami a zona z jego kolegami od czasu do czasu razem ,w kilka osob koledzy i kolezanki, bo tak tez byc powino w prawidłowo funkcjonuacym zwiazku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, zgadzam się że autorka ma problem przede wszystkim z samooceną z czego wynika jej poczucie winy a w dalszej kolejności chorobliwa zazdrość.

Tylko że w mojej ocenie to mąż jej zaniża tę samoocenę. Ale jaka jest prawda to wyjdzie na terapii, bo oczywiście trudno jest diagnozować na podstawie wpisów w na forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, zgadzam się że autorka ma problem przede wszystkim z samooceną z czego wynika jej poczucie winy a w dalszej kolejności chorobliwa zazdrość.

Tylko że w mojej ocenie to mąż jej zaniża tę samoocenę. Ale jaka jest prawda to wyjdzie na terapii, bo oczywiście trudno jest diagnozować na podstawie wpisów w na forum.

 

 

Ja powiem tak: ja wiem skąd wszystkie moja zaburzenia takie jak właśnie niska samoocena czy zazdrość wynikają. Miało na to wpływ całe moje dotychczasowe życie, przede wszystkim relacje z matką, toksyczna przyjaźń w okresie podstawówki i liceum itd. Ja tylko nie wiem jak się z przeszłością rozliczyć, jak sobie z tym poradzić. Liczę że terapia mi w tym pomoże.

Co do męża to obawiam się że masz rację, choć myślę że on też nie robi tego świadomie i celowo. W końcu nikt nie jest święty, on również. Ale to też wszystko jeszcze wyjdzie w praniu.

Na razie pracuję nad sobą, ale mąż z tego co widzę jest chętny żeby iść też na terapię małżeńską jeśli zajdzie taka potrzeba, więc myślę że może to jemu też otworzy oczy na pewne sprawy, że jego zachowanie w stosunku do mnie też nie jest do końca takie jak powinno. Pewnie i ja się dowiem paru ciekawych rzeczy o sobie. :zonk:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

flowerpower, trafiłaś na naprawdę fajnego faceta. Większość by nie chciała nawet myśleć o terapii małżeńskiej, nie widząc w sobie problemów. A Twój mąż jest na to otwarty, więc wszystko musi się Wam ułożyć, czego Wam życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

flowerpower, trafiłaś na naprawdę fajnego faceta. Większość by nie chciała nawet myśleć o terapii małżeńskiej, nie widząc w sobie problemów. A Twój mąż jest na to otwarty, więc wszystko musi się Wam ułożyć, czego Wam życzę.

 

Dziękuję, też liczę na to że nam się uda. Szkoda byłoby tyle lat i rozbicia rodziny.

 

A teraz mam pytanie, bo jestem ciekawa opinii postronnej.

 

Mąż i ja jesteśmy razem od kilkunastu lat, w tym kilka lat po ślubie. Od początku stale byliśmy razem. Mieliśmy wspólnych znajomych, zawsze wychodziliśmy wszędzie razem. Żadne z nas nie miało osobnego towarzystwa.

Mi to nie przeszkadzało, ani mężowi. Było nam razem dobrze.

Później jakoś tak spotkania się zaczęły urywać porodziły się dzieci, przestało stawać czasu na wspólne wypady.

Nadal od czasu do czasu spotykamy się ze znajomymi, najczęściej w domu albo u nich, albo u nas. Raz z jednymi, raz z drugimi. (To nie tak że kompletnie znajomych nie mam, po prostu brakuje mi jakieś prawdziwej przyjaźni).

Mąż nigdy PRZENIGDY nie miał chęci żeby gdzieś chodzić beze mnie. NIGDY. To nie były moje prośby kierowane do niego, bo tak naprawdę nigdy nie chciałam go w jakikolwiek sposób ograniczać, to były jego własne decyzje. Nawet kiedyś jak miał spotkanie po latach ze znajomymi z podstawówki to mnie ze sobą ciągnął mimo że nie chciałam i broniłam się rękami i nogami żeby nie iść, bo nie znałam tych ludzi i nie czułam się komfortowo idąc tam. Aczkolwiek poszłam i było ok.

Jeszcze jedna na przykład taka sytuacja była kiedy byliśmy zaproszeni na wesele do jakiegoś jego kuzyna do innego miasta. Ja była 3 miesiące po porodzie drugiego dziecka i nie miałam ochoty jechać, bo wiedziałam że targanie się z niemowlakiem będzie i dla córci i dla mnie uciążliwe. Zwłaszcza że córeczka źle znosiła podróże samochodem.

Ale przede wszystkim chodziło mi o to że: trzeba się spakować (rzeczy dla mnie, dla dzieci, dla męża, pieluchy, kosmetyki - generalnie pół domu zabrać bo przecież dwójka małych dzieci - 3 m-ce i 1,5 roku) - oczywiście kto pakuje wszystko? Ja. Druga sprawa - targać się w podróży jeszcze z teściową. Ja siedzę z tyłu więc oczywiście mam najgorzej, bo albo się będę gnieździć z dwoma fotelikami, albo z jednym fotelikiem i teściową. Kolejna sprawa: do kościoła na ślub nie idziemy, ale na wesele już tak. Trzeba się wyszykować, ubrać (bo w dresach nie pójdę), pomalować, uczesać i to tylko po to żeby na dwie godziny się w towarzystwie pokazać i zaraz z dziećmi lecieć do pokoju spać, bo przecież dzieci za małe i za długo na weselu nie wytrzymają, i same w pokoju też nie zostaną. Mówiłam, tłumaczyłam że nie ma sensu żebym jechała. NIE. Zaparł się że jesteśmy rodziną i musimy jechać razem. Oczywiście pojechałam.

Dodam jeszcze że mąż był zawsze raczej typem który wolał siedzieć w domu, zapraszać gości do domu, czy chodzić na domowe spotkania w ograniczonym gronie niż do pubu, o dyskotekach nie wspominając (tam to już w ogóle nie bywał i nie bywa).

Ja też nigdy nie miałam takich potrzeb. Wręcz nigdy nie chciałam nigdzie bez niego chodzić. Byliśmy razem, byliśmy parą nie widziałam powodu żeby od niego uciekać. To czego potrzebowałam to był on.

Teraz mam wrażenie że u niego to się zmieniło, choć nie wykluczam że wyolbrzymiam.

Sami praktycznie nigdzie nie wychodzimy. Jeśli gdzieś chodzimy to całą rodziną: do kina, do zoo itd.

Jeśli byliśmy gdzieś sami to w zeszłym roku ze 2 razy w kinie i raz w teatrze i tyle.

Za to mąż był 2 razy na piwie z kolegami z pracy. (Tak wiem - strasznie dużo razy się wyrwał :mrgreen: , w perspektywie całego roku to prawie tyle co nic, ale w perspektywie tego ile razy razem my wyszliśmy to robi się dużo )

I teraz ja mam do tego takie podejście:

Jeśli idzie z kolegami z pracy - proszę bardzo. Może chodzić, dla mnie to nie problem bo rozumiem że musi czasem wyjść, odreagować, pobyć w męskim towarzystwie.

Problem dla mnie się robi w momencie gdy idą też koleżanki z pracy.

Męskie grono to męskie grono, ale jak idą inne baby to czemu ja nie mogę iść? Tutaj wtrącę że znam ludzi z jego pracy, może nie za dobrze, ale nie są to dla mnie obce osoby. Więc jak oni zabierają na piwo koleżanki, to czemu mnie nie mogą zabrać jako kolejnej koleżanki.

Bo to jest dla mnie tak: skoro nie ma czasu/chęci by wychodzić ze mną to czemu z nimi może? Przecież my w gruncie rzeczy nie spędzamy tak dużo czasu razem. W pracy się nie widujemy, po pracy jesteśmy zaabsorbowani dziećmi i sprawami domowymi i tak naprawdę mamy mało czasu dla siebie. Więc jeśli znajduje czas by wyskoczyć z nimi na piwo to dlaczego nie może mnie zabrać? Wstydzi się?

Ja na piwo ze znajomymi z pracy nie chodzę. Zresztą teraz to nawet nie mogę :), ale gdybym szła w gronie mieszanym to bym chętnie męża wzięła. On też w końcu zna ludzi z mojej pracy, to nie są dla niego obce osoby. Dla mnie nie ma problemu z tym. Wręcz przeciwnie. Fajnie byłoby razem gdzieś w końcu się wyrwać. Problemu z opieką do dzieci nie ma.

A to co byłoby dla mnie przykre w tej sytuacji to to że on na pewno by nie chciał z nami iść, ale nie robił by problemu z tym żebym sama poszła. I też tu robi się taka przykra sytuacja - dlaczego nie ma ochoty wyjść ze mną, a z koleżankami z pracy tak.

 

Oooo, nawet przypomniała mi się teraz taka sytuacja: ostatnio kolega nasz wspólny, nawet wręcz bardzo dobry kolega mojego męża robił urodziny w knajpie. Zapraszali nas i miałam szczerą chęć iść. A mąż nie, bo zmęczony bo tamto bo sramto. Ale ja mogę iść nie ma problemu. Oczywiście nie poszłam, bo bez niego nie miałam ochoty. Znam tego kolegę, znam jego żonę - bardzo się lubimy, ale to jest bliższy kumpel mojego męża i dlatego uważałam że nawet głupio że ja bym poszła a mój mąż nie.

 

I teraz jak ja mam się czuć, jak raptem parę tygodni wcześniej czy parę tygodni później na piwo z koleżankami nie był zmęczony - fakt nie był długo, wyskoczył raptem na 3 godziny, ale jednak. Ze mną nie może na tyle wyskoczyć.

 

No. Także ja mam takie podejście. Jeśli idę w damskim towarzystwie, to wiadomo - idę sama. To samo jeśli on wychodzi w towarzystwie męskim - idzie sam. Jeśli natomiast towarzystwo jest mieszane to co za problem zabrać partnera?

Zwłaszcza że jak pisałam wyżej, sami praktycznie nigdzie nie wychodzimy, a wspólnie spędzany czas ogranicza się do siedzenia w domu, gdzie poza łóżkiem nic wspólnie nie robimy.

 

I teraz chciałabym prosić o obiektywne opinie. Tylko błagam oszczędźcie złośliwych uwag czy komentarzy :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro zostałem wywołany do tablicy to spróbuje coś naskrobać.

Wyjazd na wesele. Nie wyobrażam sobie żebym miał jechać na taką okazję sam, bez żony. Albo jedziemy razem albo wcale. Takich małych dzieci nie targałbym ze sobą. Jak jest możliwość to zostają np. u babci a my jedziemy. Nie ma takiej możliwości to zostajemy w domu.

Wypady na piwo w męskim towarzystwie. Te kilka razy, co wymieniłaś to liczba wręcz symboliczna. Facet musi mieć możliwość posiedzenia w męskim gronie i popicia.

Ale Ty również powinnaś mieć swoje znajome i z nimi się spotykać. Może odnów stare znajomości z czasów szkolnych. Postaraj się o jakieś spotkanie.

Jeśli mąż idzie do baru w towarzystwie mieszanym i Ty masz ochotę iść z nim, znasz tych ludzi, to dziwię się, że mąż Ci tego zabrania. Ja bym nie robił przeszkód.

Wyjść razem do kina jak są dzieci jest mało. Wiem to po sobie. Najczęściej idziemy razem na bajkę, a takie wyjścia z żoną na koncert, do restauracji, do kina to prawdziwe święto. Cóż dzieci na pierwszym miejscu i to normalne.

Widać że nie potrafisz postawić na swoim, łatwo ulegasz, chyba przez niską samoocenę. Może terapia nauczy wyrażać odważnie swoje stanowisko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wypady na piwo w męskim towarzystwie. Te kilka razy, co wymieniłaś to liczba wręcz symboliczna. Facet musi mieć możliwość posiedzenia w męskim gronie i popicia.

 

Tu absolutnie nie mam nic przeciwko. Jeśli o mnie chodzi to może sobie z kolegami na piwo chodzić. Może nie co tydzień, ale raz-dwa razy w miesiącu - droga wolna :).

 

Jeśli mąż idzie do baru w towarzystwie mieszanym i Ty masz ochotę iść z nim, znasz tych ludzi, to dziwię się, że mąż Ci tego zabrania. Ja bym nie robił przeszkód.

 

On nie zabrania, tylko nie proponuje. A ja nie mam śmiałości poprosić żeby mnie zabrał bo nie chcę się narzucać :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli mąż idzie do baru w towarzystwie mieszanym i Ty masz ochotę iść z nim, znasz tych ludzi, to dziwię się, że mąż Ci tego zabrania. Ja bym nie robił przeszkód.

On nie zabrania, tylko nie proponuje. A ja nie mam śmiałości poprosić żeby mnie zabrał bo nie chcę się narzucać :oops:

 

A takie buty, to rzeczywiście kuleje komunikacja :) To zaproponuj mężowi i zobacz jak zareaguje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ano facet to taki prosty stwór, ciężko mu się domyślać, trzeba powiedzieć wprost. Pewnie on sobie myśli, że byś się tylko nudziła na tym spotkaniu i nie proponuje, a Ty nie masz odwagi się odezwać. To żadne narzucanie się przecież.

Poleż sobie raz z mężem i powiedz mu, kotuś zabierz mnie następnym razem ze sobą, jak spotkacie się w mieszanym gronie. Też mam ochotę na takie wyjście. That's all.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luki_is_back, no wiec właśnie. Mąż flowerpower, ciekawie postępuje,że nie chce jej w towarzystwie mieszanym. Inga_beta, :lol:

no to juz nie jest normalne powinien sie zapytac czy chce i jak by chciała to by poszła a jak by nie chciłato by ie poszła, jak nie proponuje to cos nie halo jest, jak to luk napisał, ze on by nie miał nic przeciw jak sie nic nie kombinuje to sie bierze na spotkania bez problemu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam. Myślałam że znów ze mną jest coś nie tak. :D

Nie wiem czemu mój mąż tak postępuje. Zupełnie nie wiem. Wiem że na piwo chodzi rzadko i chodzi tylko dlatego żeby "nie wyjść na pantoflarza" jak to sam stwierdził. :roll:

A mój problem z komunikacją to już odrębna sprawa. Rozmawiać to oczywiście z mężem rozmawiamy, normalnie na różne tematy, poruszamy różne sprawy, ale ja faktycznie mam ogromny problem z tym żeby mówić o swoich oczekiwaniach. :oops: co już na pierwszej wizycie terapeuta zauważył.

Za to jak ktoś mnie o coś prosi, to z kolei nie umiem odmawiać. I na stopie prywatnej i zawodowej. Już nawet koleżanka w pracy ostatnio na mnie naskoczyła że mam być trochę bardziej asertywna :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli w tej chwili stoimy na tym że nie wiemy jak jest naprawdę, czy mąż nie chce żeby żona z nim wychodziła czy chciałby. A ta wiedza jest konieczna aby ocenić jaki jest jego stosunek do żony i czy jest o co być zazdrosnym.

 

Mi szczerze mówiąc też ciężko coś powiedzieć. On nie proponuje, ja nie pytam czy by mnie nie zabrał. Choć raz się go zapytałam ale już po fakcie to chyba wtedy stwierdził że inni koledzy też chodzą bez żon. Ale szczerze mówiąc dokładnie już tego nie pamiętam. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

flowerpower, czyli wygodnie mu jak z nim nie idziesz?

 

Nie wiem, naprawdę nie umiem powiedzieć co nim kieruje, zwłaszcza że nie ma najmniejszego problemu z pozostawieniem dzieci pod opieką dziadków. Dziadkowie mieszkają blisko i są na każde zawołanie.

Nie wiem. Może po prostu nie pomyślał. Może nie chciał wyjść na pantoflarza który bez żony nigdzie się nie może ruszyć :roll:

Nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×