Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ukończyłem swoją książkę.......


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Zaczęłam dziś czytać książkę. Dziękuję za wysłanie.

Ciężka jest i mocna... ledwo mogę ją czytać.

Mam jeden zarzut, który według mnie jest istotny. Moim zdaniem źle zrobiłeś, że nie przepisałeś zapisków w pierwotnej formie z błędami ortograficznymi i stylistycznymi. To nadałoby jej większego sensu, nadało inny wymiar. Jednak Ty się tego wystraszyłeś, pomyślałeś pewnie, że książka nie może zawierać błędów ortograficznych - bardzo złe podejście. Odbiera to wiarygodność Twoim zapiskom. Moim zdaniem jeśli bałeś się zostawić ich w pierwotnej wersji, nie powinieneś o tym pisać we wstępie, ponieważ tłumaczenie, że"Pani od polskiego by mi nie wybaczyła" nie przekonuje mnie.

 

 

Bo na litość boską - to nie jest sztuczny twór, ta książka to jesteś TY - nie kastruj siebie, nie usuwaj prawdy o sobie i chorobie w imię ładnie złożonych zdań! Tylko lamus powie, że to nie niedorzeczne zostawiać błędy ortograficzne. Ty pisząc byłeś w manii, w dole, twój mózg nie nadążał i ja jako odbiorca mam to poczuć! Nie mam mnie ładnie złożonymi, poprawnymi zdaniami.

 

-- 22 lut 2014, 17:59 --

 

Okładkę też bym zmodyfikowała, zostawiła zdjęcie korytarzy bez tych obrazów starych mistrzów. Sama klatka jest dobra i odnosi się do tego co piszesz - korytarza w którym blądzisz wracając wciąż w to samo miejsce. Te obrazki na korytarzach unaiwniają bardzo. Są zbędne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL 1, Dopiero wczoraj trafiłem na ten temat chociaż przeczytałem Twoją książkę już jakiś czas temu.

Co do błędów ort. i stylistycznych nie powinny ukazać się drukiem, więc dobrze, że ich nie ma.

Okładka? Mam kilka pomysłów jak graficznie połaczyć Twój wizerunek z psychiatrycznym holem. Babram się w zawodzie grafika prawie 20 lat.

Potrzebne mi tylko oryginalne foto szpitala i Twoje z tej okładki. Okładka ma też grzbiet i ostatnia stronę. Razem powinny tworzyć całość. (tekst na tył byłby potrzebny). O

Jesli nie jest za późno i jesteś zainteresowany to przeslij mi pliki. Postaram się coś spłodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL 1, Zmiany są na e-mailu.

Tak sobie jako również chadowiec myślę, że warto by zaopatrzyć wpisy w książce w aktualny zdrowia (depresja, remisja, mania, st. mieszany).

Pomimo doświadczenia z chorobą miałem czasem problemy z wywnioskowania w jakim stanie co pisałeś.

Może pokusiłbyś się dodać trochę więcej szczegółów w opisach miejsc, wyglądu osób, sytuacji,odczuć, przedmiotów itp. Detale dodadzą smaczku.

Cos w stylu "chodzę w tych samych majtkach już drugi tydzień" albo "nie mam siły podnosic deski sedesowej i odlewam się do umywalki" ;)

Zwykły ludzik nie wyobrazi sobie sam lęku, derealizacji itp. co znaczy dobrze a co zle sie czuc.

 

Każdemu polecam przeczytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielkie dzięki za informację:) Mam świra na punkcie urban exploringu dlatego m.in mnie to zaciekawiło. Swoją drogą budynek przypomina mi ruinę szpitala psychiatrycznego w Owińskach, który też posiada mroczną historię, w jego przypadku akurat hitlerowcy pozbywali się pacjentów w ramach akcji T4. W tej chwili budynek jest powoli remontowany ale pomimo tego nadal czuć mroczny klimat tego miejsca więc wiem o czym mówisz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Czytałam, kilka razy nawet. W sumie nie wiem co mam napisać, nie wiem czy to wszystko bym wytrzymała. Książka jest mocna, dobra chociaż bardzo ciężka. Mam nadzieję,że wszystko zakończy się dla Ciebie w miarę dobrze. Wierzę w to,że ten wyrok nie będzie aż tak okrutny, że stanie się coś przez co okaże się,że jednak będziesz mieć szansę jeszcze żyć normalnie a nie w zamknięciu. Tego Ci życzę z całego serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL 1, taka ksiazka nie moze byc lekka latwa i przyjemna. Czytelnik musi ja ,,poczuc''. I w tym przypadku tak jest. Ja np. Mam taki proboem ze co jakis cas ja odkladam bo czuje ze.dla mnie za duzo ale nastepnego dnia np. Nie moge sie oderwac.

 

-- 11 mar 2014, 21:21 --

 

Depakiniarz, ja chetnie przeczytam opowiadania jesli masz inne oprocz tych ktire wrzuciles na forum?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja się podłączę pod temat. Także napisałam swoją książkę i cóż... pozostało czekanie lub ewentualne dopicowanie jej. Niestety na razie otrzymuję odpowiedzi typu, że wydawnictwa nie przyjmują nowych propozycji bo mają plan na najbliższe 2 lata, ale wysłałam jeszcze na parę konkursów literackich i czekam. Może kogoś z Was też zainteresuje? Ma pewnie parę drobnych błędów no ale jeszcze nie redagowana w końcu...

 

Tytuł powieści to "Z pamiętnika psychiatryka". Książka oparta na moich doświadczeniach ze szpitalami, gdy byłam tam po raz pierwszy. Co nieco pisałam o tym już w krokach do wolności, a tu wstawię parę fragmentów...

 

"Gdy siedziałam, rozmyślając o życiu i śmierci, i czy czasem mój układ z Alą, nie będzie miał, jakiś przykrych konsekwencji (w końcu nie wiadomo było ile potrwa nasza głodówka, Ala też wyglądała na bardzo upartą), do pokoju wpadło całe stadko podnieconych dziewczyn. Podejrzanie rozstawiły się wokół mnie, mając zapewne jakąś niesamowitą nowinę.

- Chcesz zemdleć? – spytały rozchichotane.

- Co??? – zaskoczona wybałuszyłam na nie oczy, nie wiedząc, o co im chodzi i gdzie

kryje się haczyk w tej niedorzeczności.

- Czy chcesz zemdleć? – ponowiły pytanie, bardziej poważnie, ale dalej z uśmiechami,

więc nie wiedząc jak powinnam była się zachować, stwierdziłam, że nie mam nic przeciwko.

Byłam przekonana, że to jakiś żart. One jednak chwyciły mnie za rękę podprowadziły do ściany i zaczęły dawać wskazówki, co powinnam była robić. Oczywiście z Alą na czele. Jednakże kiedy pojęłam, że całą rzecz tkwi w odpowiednim oddychaniu i zmienieniu pozycji w ostatecznym momencie, nadal nie dawałam im wiary i, aby sprawić im radość wykonałam ze skrupulatnością księgowego, zalecenia, naśmiewając się z ich absurdalności. Wykonawszy krok po kroku instrukcje, oparłam się o ścianę, zamknęłam oczy, i poczułam mocny ucisk na sercu, a świat momentalnie zgasnął.

***

- Jesteś? Jesteś już? – dochodziło do mnie gdzieś zza mgły, choć nic prócz światła nie

widziałam. Wszystko było zbyt niewyraźne, bym mogła to zobaczyć. Obróciłam głowę w stronę dochodzących mnie głosów. Powoli dochodziłam so siebie.

- Słyszysz nas?

- Tak… - obrazy nabrały ostrości. Znajdowałam się gdzieś na środku pokoju,

rozpłaszczona w dziwacznej pozie skulonego kłębka. Jakim cudem się tam znalazłam? Spróbowałam wstać, okiełznując zawroty głowy – Ale fajnie! – stwierdziłam po chwili, gdy odzyskałam już wszystkie zmysły.

Faktycznie było to niesamowite uczucie. Najpierw, jakby ktoś zgasił światło i wyłączył mózg, a potem, gdy powracała świadomość, przeistaczająca się rzeczywistość. Gdybym brała kiedykolwiek narkotyki, miałabym chociaż porównanie, ale bez tej wiedzy, mogłam jedynie streścić niezwykłość nowego doświadczenia do jednego słowa – odlot.

- Martwiłyśmy się trochę o ciebie, bo długo nie wracałaś – zaczęły relacjonować – Ale

cieszymy się, że ci się podobało.

- Jak żeście to zrobiły. To chyba nie sama manipulacja powietrzem?

- Nie do końca. Ala jeszcze ucisnęła, w odpowiednim momencie, serce.

- Naprawdę? – niczego nie mogłam sobie przypomnieć. Wszystkie wspomnienia były

jeszcze po trosze wybrakowane, ale dzięki temu od razu polepszył mi się humor. Nie wiedząc do końca, co jest prawdą, a co snem, chwilowo odsunęłam od siebie swoje problemy. Zresztą nawet gdy powróciły, w całej swej bolesnej okazałości, konkurowały o uwagę z fascynacją, nad nowym przedmiotem badań.

- Chcesz wiedzieć co robiłaś? – spytały w końcu rozbawione.

- To ja coś robiłam? – przestraszyłam się.

- No my cię od ściany nie przenosiłyśmy – śmiały się.

- Najpierw upadłaś – zaczęła Ala – tak szybko, że ledwie cię podtrzymałam.

- Potem przeczołgałaś się na środek, skuliłaś i rozglądałaś przerażonym wzrokiem po

wszystkich wokół! – dokończyła Marysia.

- Zupełnie jakbyś się czegoś bała…

- Nie spodobało mi się to. Tylko ja wiedziałam, co oznaczała pozycja, w której utkwiłam podczas ich eksperymentu. Przez głupotę mogłam zdradzić swój sekret, swój koszmar, jaki przeżyłam w domu matki.

- Ja chcę jeszcze raz! – zakrzyknęłam, kalkulując, że koszmar koszmarem, a

cudotwórstwo to cudotwórstwo. "

 

"Na swojej pierwszej społeczności dowiedziałam się także o panującym rytuale w stylu: „Mamy nową uczennicę w klasie, poznajcie się, bądźcie dla niej mili” i od razu padłam jej ofiarą. Po przedstawieniu mnie ogółowi, psycholog zwrócił się do mnie, chcąc nawiązać indywidualną rozmowę na forum.

- Powiedz nam… Dlaczego tu jesteś? – to pytanie zadawał za każdym razem, każdemu

nowo przyjętemu pacjentowi.

- Bo drzwi są zamknięte – odpowiedziałam zwięźle i bardzo szczerze, kryjąc w tonacji

głosu swoiste „odwal się”, które najwidoczniej zostało poprawnie zinterpretowane, bo od razu przeszli do omawiania kolejnego punktu zebrania. Na koniec spotkania, podczas którego mówił wyłącznie p. Arek, aby nas rozruszać zadał nam pytanie: „Jaki był najszczęśliwszy dzień Twojego życia”. Mieliśmy odpowiadać zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

- To było, jak dostałem Internet! – wykrzyknął pierwszy z brzegu maniak

komputerowy.

- Prosimy o wymyślenie innego dnia- rzekł łagodnie psycholog, chcąc aby uzależniony,

którego widziałam na oddziale już nie raz, jak wyrywał Game Boya kolegom, docenił inne aspekty życia.

- Faktycznie jest coś takiego! – zakrzyknął, po chwili zamyślenia.

- Tak?

- Wtedy, kiedy dostałem bezprzewodowy Internet!

Psycholog poprosił go jeszcze o inną odpowiedź nie związaną z Internetem i usłyszawszy, że wtedy, jak dostał komputer, odpuścił i poprosił kolejną osobę o wypowiedzenie swojego zdania. Było ich kilka zaledwie. Część przemilczana, część uważała, że ten dzień jeszcze nie nadszedł, a będzie to wyjście stąd i tak, aż nadeszła kolej wysokiego, barczystego chłopaka.

- 20 maja 2008 roku – powiedział zdecydowanie.

- Co się wtedy stało – zachęcał p. Arek.

- Zmarła moja mama – zapadła głucha cisza, wszyscy zwrócili w stronę chłopaka swoje

oczy.

- I co w tym szczęśliwego? – dopytywał się psycholog.

- Jak to co? – chłopak wzruszył tylko ramionami – W końcu się z nią pogodziłem."

 

"Kolację przespałam, następnego dnia, kiedy obudziła mnie znowu klekocząca winda i wózek ze śniadaniem, w którym każdy sztuciec zdawał się brzęczeć z osobna, nawet się nie podniosłam. Postawiłam jeszcze w pidżamie doczołgać się do dyżurki i poprosić o swoją MP3, która była przechowywana w depozycie ze względu na ostrą końcówkę. Tak, ze względu na wejście USB. Dotarłam do pomieszczenia ledwo. Postawienie każdego kroku kosztowało mnie zadyszkę. W końcu dotarłam do kontuaru i zażądałam swojej własności.

- Co mówiłaś? – spytała dyżurująca pielęgniarka, siedząca za ladą. Powtórzyłam.

- Przykro mi, ale nie rozumiem – wstała bacznie mi się przyglądając. Zdziwiło mnie to.

Jak to? Dlaczego mnie nie rozumie? Przecież mówię jasno i wyraźnie!

- Proszę mi dać… - zaczęłam po raz ostatni, jak najwyraźniej potrafiłam, lecz zaraz

osunęłam się bezwiednie na podłogę. Pod powiekami widziałam tylko szalejące światła, aż zgasły wszystkie na raz, pogrążając mnie w bezgranicznej ciemności."

 

"I co teraz? Kolejny sąd, kolejne ubezwłasnowolnienie, kolejna walka i kolejna porażka? Wiedziałam, że nigdy się nie dostosuję do ich porządku, więc czy miałam jakiekolwiek szanse na wyjście? Próbowałam udowodnić, że nie jestem wariatką i wszystko na marne! Równie dobrze mogłabym nie wyjść już nigdy. Albo odsiedzieć nie wiadomo ile, stracić ileś lat szkoły, pozwolić by świat się zmieniał beze mnie i narobić sobie wieloletnich zaległości z życia, łudząc się, że a nuż kiedyś nadgonię. Lecz czas się nigdy nie zatrzymuje, pędziłby dalej, nie dając mi szansy się pozbierać i wdrożyć. Już przecież miałam problemy na przepustce. Czy taka przyszłość mnie czekała? Byłam więźniem, nie znającym nawet swojego wyroku. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: czym szpital różnił się od więzienia? Na oddziale S. nie było znowu, ani psychologa, ani terapii. Poza możliwością zrobienia sobie koralików, czy wydziergania sobie sweterka nie robiło się tu nic. Siedzieliśmy w swoich pokojach, licząc na cud, że ot, pewnego dnia wstaniemy z uśmiechem i wszystko już będzie piękne i kolorowe, bo zadziałają leki. Ten system był chory, bardziej od pacjentów. Czy chciałam złożyć broń i grzecznie odsiedzieć tyle, ile mi dadzą i to w ten sposób? NIE!

Otarłam łzy, uzbrojona w swoją ostateczną broń. Posklejałam szybko maskę, podziękowałam pielęgniarkom i uprzejmie poprosiłam wszystkich, żeby wyszli, bo niedługo przyjedzie karetka, a ja chciałabym się w spokoju spakować. Proponowano mi co prawda pomoc, ale wytłumaczyłam spokojnie, że wolałabym zrobić to sama i o dziwo przystano na to. Nie wiem, czy bano się mnie dalej drażnić, czy uwierzono w moją pozorną stabilność, pomimo oczu pełnych szaleństwa i trzęsących się rąk. Cała, aż podskakiwałam z nadmiaru adrenaliny.

Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi dałam susa w stronę szafki. Spojrzałam w kierunku półpełnej butelki z piciem i sięgnęłam po torebkę z lekami. Dwiema garściami wrzuciłam je w siebie. Część trochę rozmiękła i była rozkruszona, więc moja dwutygodniowa zbieranina zmniejszyła nieco objętość. „Tym lepiej, szybciej połknę, a proszek szybciej dostanie się do krwi” – pomyślałam. Śmieszne, że to były moje jedyne rozważanie. Nie myślałam, ani o konsekwencjach, ani o babci, ani o mamie. Chciałam tylko się uwolnić i zrobić tym wszystkim ludziom na złość.

Przełknąwszy wszystkie tabletki, poczułam się szczęśliwa. Adrenalina wypędziła ze mnie wszelkie oznaki strachu, serce waliło jak oszalałe. Umrę? Przestanę istnieć? Po obwieszczeniu ordynatora, brzmiało to niemalże obiecująco. Nie było już ważne, czy podjęłam słuszną decyzję, ani co jest po drugiej stronie. W ostateczności, człowiek nie potrzebuje już tej wiedzy. Kiedy dostaje się impuls, ginie rozsądek, a decyzje podejmują emocje, nie ma miejsca na myślenie. Po prostu idzie się z prądem, przyjmuje rzeczy jakie są. Nie chciałam tracić czasu na rozmyślanie o życiu po śmierci, bo i tak zaraz przecież się dowiem. Liczyło się jeszcze moje aktualne położenie i samozadowolenie. Wygrałam, nie dostali mnie. Zaszczuli moją duszę, ale ona zaraz odleci, zaraz wzbije się w niebo. "

 

Takie tam jakby się komuś chciało przeczytać... też mogę przesłać na maila, choć nie wszystkim, bo chciałabym aby jednak ktoś tą książkę kupił :P ale powiedzmy paru osobom najbardziej zainteresowanym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Super się czyta. Tym bardziej jako byłemu pacjentowi psychiatryka o takim samym "zaburzeniu". Jednocześnie cała lektura jest dla mnie bardzo bolesna. Wiele aspektów przekłada się na moje własne przeżycia.

 

"Proszę, błagam żonę aby wyszła sama z synkiem… Ja zaraz do nich dołączę. Może kilkanaście minut leżenia pod kocem, w samotności, w pozycji embrionalnej, spowoduje, że wydarzy się cud"

 

Dziękuję za słowa o okładce.

Tylko już nie pamietam czy Haloperidol był gorzki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Avatar śmiga :)

 

Ty mi lepiej szybciutko dokończ książkę ;)

Dam ją do przeczytania żonie. Nigdy nie próbowałem, albo nie miałem siły uświadomić czym są przeżycia w tej chorobie. Sprowadzało się do ogólnikowych jęków a przy braku zrozumienia do milczenia.

Ciekaw jestem, czy bardziej mnie zrozumie, czy się wystraszy. Twoja małżonka czytała?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×