Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

9 minut temu, maribellcherry napisał:

O tych trzech chorobach mysle czasem. Np to drapanie w gardle czy to nie cukrzyca. Nadcisnienie mam prawie (mam wysokie w normie, sporadycznie b.lekko ponad norme ale nie boje sie jako tako). W stawach rak tez mnie czasem boli/kluje i mysle, o moze reumatyzm (tym bardziej ze mama ma i babcia takie ala reumatyczne bole). Ale nie boje sie tych chorob tak jak raka.

 

Ale ciekawa uwaga. Rzeczywiscie piszemy tu glownie o raku.

 

Bo boimy się tego, co jest bezpośrednim zagrożeniem życia. A wyżej wymienione można mieć pod kontrolą i z tym żyć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Toxxxic napisał:

A ja mam pytanie co robicie w tym kierunku by czuć się lepiej? 

 

 Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że owszem jest się chorym, ale na nerwicę lękowa z hipochondria. Przynajmniej u mnie tak jest, że odkąd to mam wpadałem w to samo koło zaburzeń i spieprzenia życiowego - pojawiał się gdzieś ból, albo inny objaw, był internet nakręcanie się na chorobę - czytanie objawów, które nagle magicznie się pojawiały, nakręcanie się jeszcze większe co totalnie niszczyło mi życie - potem lekarze, wszyscy na świecie, wykluczenie zagrożenia życia, jakiś czas spokój i później... Znowu gdzieś jakiś ból i znowu wszystko w kółko to samo.

 

Trzeba zdać sobie sprawę, że to nerwica, odrzucać objawy o żyć. Raz do roku badania zrobić a na resztę i tak nie masz wpływu. Może cię potrącić samochód, może się wydarzyć setka innych rzeczy zagrażającą życiu nie związana z chorobami a jednak ludzie wychodzą z domu. Nerwica sprawia, że wierzymy w każdą najgorsza chorobę, najlepiej prawie nieuleczalna - mimo, że w młodym wieku, albo w średnim przypadki takich chorób są cholernie rzadkie - jasne, zdarzają się, ale zdrowi ludzie o tym nie myślą - kiedyś mogłem imprezować 3 dni, mieć po tym kaca, sraczkę, ból głowy i szedłem tego samego dnia na imprezę bo nie miałem pieprzonej nerwicy i nie wpadałem w ta pętlę s/cenzura/enia.. jasne, że rzadkie choroby są możliwe, ale wygrana w totka też jest - to tak jakbys skreślił 6tke i cały dzień po tym planowal na co wydasz kasę bo przecież jest możliwe, że wygrałeś/as.

 

Ja wam powiem, że od jakiegoś czasu mam po prostu dość tego, tak długo się tym wszystkim przejmowałem, że wywaliłem na to jajca i żyje sobie z dnia dzień czerpiąc radość z prostych przyjemności i.. od tamtej pory minęły mi bóle głowy, żółte stolce, zawroty głowy.. normalnie magia. Teraz jedynie walczę żeby utrzymać jak najdłużej ten stan i znowu nie wpaść w pętlę. Tego sobie i wam wszystkim życzę. 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Toxxxic napisał:

A ja mam pytanie co robicie w tym kierunku by czuć się lepiej? 

 

Ja po prostu stwierdziłam, ze hipochondria tak niszczy mi życie, ze aż przestałam się bać tych chorób. Zaczęłam wręcz pragnąc, żeby dostać diagnozę i albo zrobić plan leczenia albo spisać testament, ale nie żyć już ciagle w tej niepewności, panice. No i umówmy się, wszyscy się ze mnie śmiali za plecami 😉 hipochondrycy nie wzbudzają współczucia tylko rozbawienie albo irytację, ludzie nie wiedzą, jak bardzo się wtedy cierpi. Nawet nie potrafią sobie wyobrazić, jak można jeszcze nie mieć żadnej diagnozy a już cierpieć jakby się umierało! A nawet uważają to za wręcz obraźliwe dla osób naprawdę chorych. Kiedyś rozmawiałam z kobietą chorą na chłoniaka a wtedy akurat miałam jazdę, ze mam chłoniaka. Pytałam o objawy, mówiłam jak bardzo się boje, a ona patrzy na mnie tak dziwnie i mówi „ale Ty nie masz stwierdzonego chłoniaka, badania tez na to nie wskazują, wiec o co chodzi?” Ona nie mogła zrozumieć dlaczego ja tak się nad sobą użalam nawet nie wiedząc, czy jestem chora i realnie rzecz biorąc nie mając twardych podstaw, żeby tak myśleć. Tylko jakieśtam „tu mnie boli, tu mnie kłuje, tu coś spuchło”. Wstyd mi było 😔

Z praktycznych rzeczy to kilka prostych:

- nigdy nie googlować objawów! 
- nie skupiać się i nie wsłuchiwać w siebie. Sporo jakiś drobnych dolegliwości szybko mija same

- ustalić sztywne zasady: jeśli np ten objaw mam dłużej niż x tygodni, lub jeśli się pogorszy, to dzwonię do lekarza

- najtrudniejsze: powiedziałam lekarzowi, ze miałam hipochondrię i to on ma oceniać, czy coś brzmi alarmująco, nie ja. Takie oddanie kontroli, bardzo trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, minou napisał:

Ludzie chorzy na raka zwykle słyszą od psychologa, żeby postarali się wyciągnąć co się da z tego czasu, który im został. 
A ludzie chorzy na hipochondrię marnują swój czas na takie życie-nieżycie, nawet nie będąc fizycznie chorym.

Ja zdałam sobie sprawę, ze jeśli np jako 70 latka zobaczę, ze zmarnowałam życie w poczekalniach u lekarzy to chyba dopiero wpadnę w głęboką depresje.

Zastanów się, co Ci to daje? Bo wiesz, zwykle coś z tego jednak masz. Ja zrozumialam, że doszukując się u siebie śmiertelnej choroby mogłam nie martwić się sprawami codziennymi. No bo po co, jeśli umieram to co to za różnica, czy zdałam ten egzamin? Brałam L4 bez zastanowienia się czy mnie zwolnią, no bo w końcu i tak pewnie zaraz będę niezdolna do pracy… no i będąc chorym, jest się w pewnym sensie „biednym”… u mnie była to podświadoma ucieczka od prawdziwego życia. W końcu w obliczu smiertelnej choroby, a takich u siebie wyszukiwałam, codzienne problemy bledną.

Ciągle myślałam, ze jak wyklucze to czy tamto, to już będę szczęśliwa, to zacznę wreszcie żyć. Ale okazało się, ze to nie ta kolejność. Trzeba zacząć żyć, zreszta ludzie chorzy tez próbują żyć normalnie…

Jakie to prawdziwe... No o mmie. 

Ale w sumie to ja nawet nie mam innych problemów, tak mi się wydaje. 

Powiedzcie mi coś, juz o to pytałam ale może nie widzieliście. 

 

Czy mieliście badz macie takie cos ze jak myślicie, ze np moglabym nie myslec zrobic cos fajnego to zycie Was zaraz za to pokara i stanie sie cos strasznego, np jakis atak choroby pogorszenie itd?? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Marlenka85 napisał:

Jakie to prawdziwe... No o mmie. 

Ale w sumie to ja nawet nie mam innych problemów, tak mi się wydaje. 

Powiedzcie mi coś, juz o to pytałam ale może nie widzieliście. 

 

Czy mieliście badz macie takie cos ze jak myślicie, ze np moglabym nie myslec zrobic cos fajnego to zycie Was zaraz za to pokara i stanie sie cos strasznego, np jakis atak choroby pogorszenie itd?? 

 

 

Tak, ja mam dokładnie takie myśli. Że jak oleje, nie daj Boże zacznę się czymś cieszyć, zacznie się układać itp.... To nagle bum. Masakra.... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, nadiee napisał:

 

 

Tak, ja mam dokładnie takie myśli. Że jak oleje, nie daj Boże zacznę się czymś cieszyć, zacznie się układać itp.... To nagle bum. Masakra.... 

No to może lepiej cieszyć się chociaż kilka dni niż zamartwiać stale, nawet jak nie ma powodu. W ten sposób nie cieszysz się nigdy. Okropne... 

009-przyczyna-naszych-stresow.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Marlenka85 napisał:

Jakie to prawdziwe... No o mmie. 

Ale w sumie to ja nawet nie mam innych problemów, tak mi się wydaje. 

Powiedzcie mi coś, juz o to pytałam ale może nie widzieliście. 

 

Czy mieliście badz macie takie cos ze jak myślicie, ze np moglabym nie myslec zrobic cos fajnego to zycie Was zaraz za to pokara i stanie sie cos strasznego, np jakis atak choroby pogorszenie itd?? 

Ja tak mam z lękiem wolnopłynącym (ale nadal uważam, że jest „lepszy” od hipochondrii). Ciagle się martwię, choć trochę, że np coś się stanie, że coś się stanie dzieciom, wypadek, choroba, katastrofy, terroryzm, atak dzikich zwierząt czy wybuch wulkanu, co tam chcesz 😉 i mam tą okropną myśl, że jak zacznę się cieszyć z życia, stracę czujność, to do drzwi zapuka policjant mówiąc mi np. że moje dziecko potrącił samochód w drodze ze szkoły. To głupie, takie magiczne myślenie, że moje szczęście przyciągnie kłopoty. Albo to raczej taka taktyka obronna - spodziewając się najgorszego raczej możesz się zaskoczyć tylko pozytywnie… ale walczę z tym, jestem na dobrej drodze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzien dobry. 

I dotarłam do sedna problemu. 

Jak strace kontrole, przestane byc czujna, spodziewać się najgorszego - cos sie stanie, choroba i śmierć. 

Przecież to jest az przerażające.....😥 

Boje się poczuć dobrze, milo, szczęśliwa. Panicznie się tego boje. Bardziej niz czegokolwiek innego boje się własnego szczęścia ktore jeet równoznaczne dla mnie z tym, ze je strace a odbierze mi je rak.... 

 

I pomyslec, ze dwa lata temu bylam normalna.... A teraz piszę takie rzeczy i w nie wierze..... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@daablenart proszę Cię przestań pisać, że bóle w całych plecach to objaw typowy dla raka. Na bóle pleców, całych, kawałka, promieniujących do nóg czy rąk, cierpi pewnie z 90% społeczeństwa. Większość z nich ma zjechany kręgosłup, reumatyzm, napięcie mięśniowe lub nerwobóle, nie raka, wiec skoro już nakręciłeś siebie, nie nakręcaj innych.

@Marlenka85 może obróć to w drugą stronę. Życie jest krótkie i nieprzewidywalne, jeśli niedługo czeka Cię choroba i nieszczęście, co byś wolała? Przyjąć to na zasadzie „ok, i tak się tym zadręczałam wiec nie ma aż takiej różnicy”, czy żyć normalnie, szczęśliwie dopóki się da, nawet jeśli to będzie krótki okres szczęścia? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, daablenart napisał:

A masz jakieś somaty że boisZ się raka?.Marlenka 85 ja mam bóle w całych plecach a to jest objaw typowy dla raka.

Nie ma czegoś takiego jak typowe objawy raka. Jak Cię bolą plecy to idź do fizjoterapeuty i/lub do ortopedy żeby znaleźć przyczynę. 80% społeczeństwa bolą plecy a jakoś 80% populacji nie ma raka.  Stawiam że prawdopodobna przyczyną w Twoim przypadku jest napięcie mięśni  spowodowane stresem, z tym się pracuje u fizjoterapeuty. 

Mnie jakoś od dobrych 2 tyg bolą plecy i nawet przez myśl mi rak nie przeszedł. Rozważałam jedynie złamane zebro bo miałam wypadek na treningu ale na to były małe szanse. Fizjoterapeuta stwierdził, że mam tak spięty mięsień czworoboczny, że to wymaga pracy na powięzi. Co prawda leczenie jest bolesne bo mnie poturbować musiał jeszcze bardziej żeby wywołać stan zapalny, ale bez tego to nie odpuści. Z tym, że do mnie podszedł jak do sportowca, bo trenuje. Może w przypadku osób mało aktywnych fizycznie inne metody stosują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raka nie zawsze widać w morfologii nawet chłoniaki czasem nie dają znać w morfologii prócz żelaza na granicy normy . Mój wujek miał zaawansowanego raka odbytu krwawił latami a morfologia idealna. Nawet niedokrwistości nie było. Nie chodzi mi tutaj absolutnie o straszenie ale morfologia nie wykrywa raka.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, maribellcherry napisał:

Chyba jednak musze isc do lekarza. Wczoraj mialam cytologie i cos sie stalo potem. Oczywiscie wyniku jeszcze nie mam, jakies 2 tyg, ale cos innego sie stalo i jestem zalamana. To co sie stalo nie da sie wymyslec przez nerwice.

 

Ale staram sie wdrozyc Twoje rady @minou. Musze sie rzucic w wir zajec, praca czy cos, bo oszaleje... Poczekam jeszcze, nie pojde jeszcze do lekarza. Poczekam jak sie sytuacja rozwinie.

Brzmi kiepsko, co się stało? Jeśli coś, co wiesz, że nie jest nerwicowe, to po co czekać? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, maribellcherry napisał:

Dziekuje Wam.

Narazie nie chce o tym pisac. Poki co=jest dobrze, minelo. Jesli znowu mi sie to stanie to ide do lekarza.

Trzymam kciuki żeby się nie powtórzyło. Tez miałam ze dwie takie jednorazowe akcje gdzie myślałam ze naprawdę dzieje się coś bardzo bardzo złego, raz trafiłam natychmiast na pogotowie, raz przesiedziałam pół nocy w łazience na podłodze z telefonem w ręce gotowa dzwonić po karetkę. W pierwszym przypadku wytłumaczenie było dość banalne  choć wyglądało groźnie (długa historia), a w drugim nie wiem, chyba reakcja na lek to była połączona z jedynym w życiu ataki paniki. Potem powtórzyła się kilka razy ale sporo słabiej po tym samym leku wiec myślałam ze już nigdy nie będę mogła go brać. Ale kilka miesięcy temu zażyłam lek z tą samą substancją i tym razem nic się nie stało… to naprawdę tak trudno stwierdzić, co i dlaczego nam się dzieje. Moja teoria to wyczerpanie jakiegoś np enzymu, który metabolizuje lek po jakimś okresie brania. Potem może zapas w ciele się odbudował i mogłam wziąć lek bez skutków ubocznych. Ale kto wie, to zgadywanki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×