Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

mark123, jeśli życie wyznaczyło nam drogę, której nie możemy zaakceptować, bo nam to z różnych powodów nie pasuje, trzeba szukać nowych kierunków-poddawać się nie można :nono:

Ja żyję, walcząc, już dość długo, ale mimo, że czasem jestem bardzo zmęczona tym, nie chcę poddać się, bo to oznaczałoby coś, czego też nie chcę. Innego wyjścia więc nie ma...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, jeśli życie wyznaczyło nam drogę, której nie możemy zaakceptować, bo nam to z różnych powodów nie pasuje, trzeba szukać nowych kierunków-poddawać się nie można :nono:

Ja żyję, walcząc, już dość długo, ale mimo, że czasem jestem bardzo zmęczona tym, nie chcę poddać się, bo to oznaczałoby coś, czego też nie chcę. Innego wyjścia więc nie ma...

Mnie poddanie się daje większy spokój emocjonalny, mniej stresu i wstydu; więc na razie wybieram unikanie walki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tylu latach do tego powracam... dotychczas tłumiłem to w sobie, próbowałem o tym zapomnieć jednak dzisiaj zdecydowałem się pierwszy raz opisać swoją drogę. Kolejny mały krok do sukcesu, akceptacji z zrozumienia samego siebie.

Jak byłem szczęśliwym małolatem dla którego każdy dzień był niesamowitą, pełną wyobraźni przygodą, tak wraz z pojawieniem się szkoły wszystko się pokomplikowało. Zderzenie się z prawdziwym światem, gnębienie, cwaniactwo, przekręty, bójki, oszustwa, konflikty, bez honoru, zasad, czysta dzicz (moja podstawówka była zlokalizowana na osiedlu cieszącym się negatywną reputacją). Nie miałem zamiaru dźwigać tego ciężaru i stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Skryłem się w sobie i uciekłem do swojego świata. Czułem, że stoję kilka kroków dalej od społeczeństwa, całego świata, na swoim własnym kawałku ziemi i przyglądam się wszystkiemu. Byłem tak szary i niedostrzegalny jak pojedyncza kropla wody w szklance. W tym okresie pojawił się i komputer który krótko mówiąc przekreślił moje życie społeczne. Kilka dobrych lat stałem obok wszystkiego, w swoim świecie. 0 jakiegokolwiek przystosowania się do społeczeństwa. Jedno wielkie zero. Tym samym jednak nasilały się problemy. Krytyka ze strony rodziców aby mnie zmobilizować pozostawała dla mnie niezrozumiałą i mnie mocno dołowała. Do tego jeszcze przejście w świat gimnazjum. Musiałem jakoś zadziałać i stworzyć niby maskę społeczną aby w jakiś sposób radzić sobie z życiem. Czy było lekko? Nie wiem nie chcę pamiętać co wtedy czułem. Każdy krok poza swój własny obszar pozostawiał niesamowity stres, nerwy, nieśmiałość, wrogość. Krytyka mnie coraz mocniej gniotła. Moja samoocena i akceptacja osiągała możliwie najniższe wartości. Jednak trzymałem się czegoś... ściskałem najmocniej jak tylko mogłem swoją deskę ratunku - mój własny świat, która nie pozwoliła mi w żaden sposób na autoagresję, myśli samobójcze i resztę zła. Z czasem jednak rosła moja agresja wobec tej bezsilności, słabości, krytyki, kolejnych przeciwności. Całe życie obserwowałem ludzi i życie, zawsze stałem obok aby dość rozumieć wszystkie problemy, jednak nie potrafiłem się i nie chciałem wpasować się w całe to chore życie. Schematy, zło, własny czubek nosa, dwulicowość czy prymitywne manipulacje innymi. Stałem i niczym oglądałbym przedstawienie w teatrze przyglądałem się życiu. Jednak coś we mnie w końcu złamało się, pękło. Ta złość niczym słupek rtęć rozrosła się przerażająco prowadząc do takiego wybuchu. To było chwycenie w garść broni i twarde wejście w nieznane. Z początku zaliczyłem zbyt wiele upadków, zbyt wiele, jednak wyszedłem na prostą. Zrozumieć siebie, określić i stanąć twarzą w twarz z każdym problemem jaki tylko nawinął się przede mnie. Doszło do tego, że byłem obojętny całkiem na strach, ból i samą śmierć. Robiło się strasznie głupie rzeczy... jednak z czasem odnalazłem siebie i zrozumiałem. Nigdy nie opuściłem na dobre swojego świata i nadal obserwuję to wszystko jakby z perspektywy 3 osoby z tym, że już nie ukrywam się ze strachu i braku zrozumienia a ze świadomości, że mam lepsze miejsce. Jadnak pojąłem i te szeroko rozumiane życie, odnalazłem się i wciąż nad nim, od kilku lat pracuję. Nie wiem czy mam jeszcze jakieś zaległości, w końcu swojego czasu miałem wielkie braki. Lecz stoję na stabilnym podłożu, bogaty w wiele dziwnych doświadczeń, po wielu przejściach. Wielu schorzeniach psychicznych które mnie chwytały. Nikt mi nie pomógł. W sumie nawet i nie oczekiwałem wsparcia. Lecz dzięki temu nauczyłem się przez to swoje całe życie i doświadczenie jednego. Nie ważne jak jesteś nisko, nie ważne jak jest zła Twoja sytuacja. Możesz być stać na skraju przepaści przekonanym o braku jakiegokolwiek ratunku. Jest jednak jedno niesamowite zjawisko, pewna granica w nas samych gdzie upadając do granic własnych możliwości, do poziomu 0 swojego życia, odbijamy się od samego dna mknąc ku górze. Ze skrajnego pesymizmu, gęstego niepojętego mroku dostrzegamy światło nadziei, mocy, siły które wynosi nas ku górze. A więc nic nie jest w stanie nas zgładzić, pokonać. "wystarczy chcieć"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naszła mnie dzisiaj taka ciekawostka, otóż od jakiś 4 lat tj. od kiedy zacząłem się leczyć farmakologicznie na depresję prawie zawsze omijałem na tym forum pozytywne wątki takie jak ten. Te w których ludzie piszą o tym jak walczą z depresją, nerwicą, fobiami i innymi paskudztwami. Ciągle tylko rozczytywałem się w tematach gdzie się wyżalamy, narzekamy i poddajemy. Dopiero jakiś tydzień temu wszedłem po raz pierwszy na ten temat, kiedy już byłem całkowicie zdesperowany a w głowie kołatała mi tylko jedna myśl "skończ wreszcie ze sobą". Najwyższy czas powalczyć .....

 

 

Zderzenie się z prawdziwym światem, gnębienie, cwaniactwo, przekręty, bójki, oszustwa, konflikty, bez honoru, zasad, czysta dzicz (moja podstawówka była zlokalizowana na osiedlu cieszącym się negatywną reputacją).

Zupełnie jakbym wspominał swoje dzieciństwo :). Moja rodzina kiedy byłem w 6 klasie podstawówki przeprowadziła się do innej części miasta. O ile samo miejsce gdzie mieszkaliśmy było zupełnie OK, to szkoła już nie. Pamiętam, że klasy 7 i 8 (chodziłem jeszcze starym systemem) to był koszmar, zupełnie wtedy wycofałem się w swój własny świat, zamknąłem w sobie, to był chyba jeden z początków depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×