Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Fajny temat.Dobrze,że na niego trafiłem.Dobrze,że w zmaganiach nie jestem sam.

Mam ostatnio zły i trudny czas.Nie chcę tego nazywać nerwicą,paranoją,czy innym zaburzeniem.

Po prostu dotykam takich spraw w swoim życiu,że jest mi ciężej.

Przeglądając kiedyś wcześniej to forum myślałem,że tu ludzie tylko żalą się i licytują o to kto ma gorzej.

Pomyliłem się jednak.Widzę,że są tu ludzie ,którzy chcą walczyć i iść do przodu.

Kochani,życzę wam i sobie wytrwałości.Dobranoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to może nam pomóc!!

 

http://www.nerwica.vegie.pl/pomoz.html.jeżeli nic nam nie pomaga może warto by tak zacząć od początku.przeczytajcie ten artykuł.po 10 latach nierównej walki z nerwicą depresyjną zamierzam właśnie tak zrobić.od tygodnia biorę podwójną dawkę magnezu i mogę powiedzieć narazie tyle że budzę się rano i nie czuję potwornego zmęczenia które odczuwałam.zamówiłam już kwasy omega 3,biore witaminy b compleks i chcę i będę walczyć z tą cholerną francą:)pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie,życzę zdrowia i szczęścia.jeżeli możemy sobie pomóc to róbmy to bo nikt inny nie zrozumie nas tak dobrze.szczerze Wam polecam lekturę tego artykułu.kasia

 

-- 22 sie 2012, 16:25 --

 

jeżeli ktoś miałby ochote porozmawiać to zapraszam:)

 

-- 23 sie 2012, 11:09 --

 

to może nam pomóc!!

 

http://www.nerwica.vegie.pl/pomoz.html.jeżeli nic nam nie pomaga może warto by tak zacząć od początku.przeczytajcie ten artykuł.po 10 latach nierównej walki z nerwicą depresyjną zamierzam właśnie tak zrobić.od tygodnia biorę podwójną dawkę magnezu i mogę powiedzieć narazie tyle że budzę się rano i nie czuję potwornego zmęczenia które odczuwałam.zamówiłam już kwasy omega 3,biore witaminy b compleks i chcę i będę walczyć z tą cholerną francą:)pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie,życzę zdrowia i szczęścia.jeżeli możemy sobie pomóc to róbmy to bo nikt inny nie zrozumie nas tak dobrze.szczerze Wam polecam lekturę tego artykułu.kasia

 

-- 22 sie 2012, 16:25 --

 

jeżeli ktoś miałby ochote porozmawiać to zapraszam:)

hej,kwasy omega 3 przyszły wczoraj wieczorem,od dzisiaj mam zamiar zacząć wygrywać i w efekcie końcowym wygrać z tą francą!!! :yeah::yeah: dużo z zdrówka słońca i uśmiechu!!! Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HEJ.

JESTEM TU NOWICJUSZEM ..

ale ten post dał mi wiele pozytywnych odczuć.

Tez od jakiegoś czasu dzieje sie ze mną cos co trudno mi wytłumaczyć i na co to zwalić choruję na niedoczynność tarczycy i może w jakimś stopniu mój nastrój jest spowodowany ta chorobą, ale myślę że to nie tylko to zawsze byłam osoba która łatwo się denerwuje i wszytskim przejmuje..i mam wrażenie że mnie to chyba dopadło ze wzmożoną siła od miesiaca jestem jakaś wyjęta ...łatwo mnie wyprowadzić z równowagi szybko zdenerować...a gdy mój chłopka wychodzi do pracy na noc, perspektywa bycia samej w domu napiewa mnie lękiem którego poniekąd nie rozumiem bo co może stać mi się w bloku na 7 piętrze, gdzie otoczona jestem sąsiadami;-)Nie podoba mi się to że popadam w takie dołki bo z natury jestem energiczną osoba uwielbiam śmiech zabawe a ostatnio tak jakby nie sprawia mi to radości.

Ale postanowilam zwalczyc to w sobie mam nadzieje że dam radę w koncu to my rządzimy sobą a nie nerwy czy organizm nami...A powodów do radości mam wiele tylko muszę chyba je wysunąć na wierzch ponad swój lek i strach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie nadwrażliwcy:)2 tydzień biorę dużą dawkę magnezu+kwasy omega3 i ...na początku myślałam że moje lepsze samopoczucie wynikało z auto sugestji(a jak wiadomo możemy sobie wkręcić baaaardzo dużo),ale i tu moje zaskoczenie.o ile jako-tako sie jeszcze czuje to na 2 tyg przed miesiaczką jest dramat,dosłownie.albo drę się na wszystkich i wszystko,jestem chodzącą furią albo na przemian płaczę .moje życie nie ma sensu,jestem głęboko nieszczęśliwa i nie mam ochoty żyć,leże bez sił.a tu w tym miesiącu nie czułam tego wszystkiego w 85% do tego stopnia że zaczęłam się obawiać że zostanę mamą po raz 4:)przepraszam że poruszam tak osobisty temat i domyślam się że niektórzy mogą się poczuć zniesmaczeni ale dla mnie ten czas był najgorszy i na samą myśl że zaraz znowu się zacznie zaczynałam płakać.a w tym miesiącu tak niespodzianka!!!!!!!żadnej większej kurwiczki ani meeega doła :great: wstaje rano z łóżka,mam ochotę COŚrobić,nie czuje tej beznadzieji że oho znowu kolejny beznadziejny dzięń który muszę przeżyć.jest lepiej.samopoczucie podobne jak przy antydepresantach z tą róznicą że nie mam muła i jestem świadoma wszystkiego.jest lepiej i jeszcze lepiej będzie.spróbujcie,jestem chodzącym dowodem że warto.trzymajcie się ciepło i słonecznie.żeby wygrać trzeba grać!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc

Ja się już chyba poddaje, ja chyba nie mam nerwicy, nie pasuje do żadnych zaburzeń ale juz nie mam siły. Dzisiaj kolejny rok szkolny sie zaczął w kościele robiło mi się gorąco, duszno, zimne ręce, pociłem się, to napięcie. Prawie cały czas czuję pustke w głowie, jestem jakby rozdrażniony i sparaliżowany, a najgorsze że to wszystko pochodzi ode mnie, jakbym cały czas wytwarzał sobei niesamowitą presje, chodze już od roku na terapie ale jakoś nic się nie zmienia chociaż próbuje, staram się. Jezu wczoraj już miaęłm myśl że jestem w sytuacji kompletnie bez wyjścia bo ajk będe żył to zosaje mi się męczenie do końca życia, chyba że może zrobie coś z lekiami, albo zostaje mi samobójstwo o którym myśle od 2 lat. To była głęboka rozpacz. Nie potrafię sobie pomóc. Chce umrzeć, wiem jestem strasznym pesymistą i użalam sie nad sobą, ale trudno nie obchodzi mnie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię bardzo dobrze.Miałem podobna sytuację przed dwoma laty.Pociłem się ze strachu nie wiem o co.Miałem ciągle myśli samobujcze.Mnustwo objawów w ciele.Zaczęło mi piszczeć w głowie .Nie mogłem tego wszystkiego uspokoić.Trafiłem wreszcie do szpitala i tam na przepustce miałem próbę samobujczą.Strasznie się sponiewierałem.Po szpitalu dochodziłem długo do siebie.

Teraz wiem,że to tunelowe myślenie.Kiedy się zacznie i człowiek zacznie się nakręcać ,to trudno to zatrzymać.Potem przez dwa lata było ok.Teraz znowu jest mi ciężko jak cholera.Staram się jednak nie zwracać uwagi na te wszystkie obiawy i negatywne myśli.

Wiele zmieniam w swoim życiu i strasznie się wszystkiego boję.Znowu wpadam w tunelowe myślenie,że na pewno mi się nie uda.

No ale to jest jedna część.am też drugą część,która mówi,że się uda na pewno i nie poddam się.

Przypominaj sobie kolego chwile,kiedy było Ci dobrze.Uświadom sobie,że żły stan nie trwa wiecznie,że w końcu odejdzie.Na pewno odejdzie.życzę Tobie i sobie tego.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki crack, samemu próbowałeś się pozbierać czy korzystałeś z jakiejś pomocy? ;)

 

Kurde od początku roku, nie jest najlepiej. Jeszcze nie było dnia żebym wytrzymał do końca i nie zwiał. Jutro nie ide, bo muszę nadrobić zaległości matmy, a pójście do szkoły mi w tym nie pomoże. We wtorek myślałem że na matmie wykorkuje serce mi tak zaczęło walić że nie byłem w stanie nic zrobić, wyszedłem z klasy i poszedłęm do pedagog, ona pomogła mi się uspokoić, cały się trząsłem i nie mogłem sie opanować. Dostałem od pani lekarz jakiś leki na uspokojenie żebym mógł w miarę spokojnie pracować na lekcji. Dzisiaj zwiałem po pierwszym wf, bo nie mogłem się przestać pocić, a lęk i napięcie nie pozwoliły mi się opanowąc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja od 18 roku życia byłem na terpii.Teraz mam 35 lat.Polecam terapię,ale nie tak długo.Z tym też można przegiąć i się uzależnić.

Naprawdę polecam dobrego terapeutę i terapię.Ja sobie chwaliłem grupowe terapie.Tam można się dowiedzieć,że nie jest się samemu z podobnym problemem.Wysłuchać kogoś,zobaczyć swoje odbicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Wam szczerze , że te wszystkie kwasy omega i inne śmieci są o dupę rozbić, to coś siedzi w psychice i nad tym trzeba popracować ale samemu lub z pomocą przyjaciół, psycholog posłucha godzinkę, weźmie kasę i bujaj się frajerze....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Wam szczerze , że te wszystkie kwasy omega i inne śmieci są o dupę rozbić, to coś siedzi w psychice i nad tym trzeba popracować ale samemu lub z pomocą przyjaciół, psycholog posłucha godzinkę, weźmie kasę i bujaj się frajerze....

 

mam przyjaciół,ale nikt kto tego nie przeżył,nie zrozumie i nie jest mi w stanie pomóc,co najwyżej wysłucha i pokiwa głową.gdybysmy sami mogli sobie pomóc już dawno byśmy to zrobili,przynajmniej ja napewno.zgadzam sie że coś siedzi w naszej psychice i żeby dotrzec co,trzeba trafić na DOBREGOpsychologa,który będzie chciał nam pomóc ,a nie jak piszesz wziąść kase.wstawiłam link w pierwszym moim poście,przeczytaj proszę uważnie,skąd się biorą nerwice i depresje,nie koniecznie musimy przeżyć jakąś traume.niczego i nikomu nie chcę niczego narzucać,nie twierdzę również że wyleczy nas w 100% od razu.poprostu mam dość życia i godzenia sie z tym jak żyję od 10 lat i spróbowałam.jest duuuużo lepiej,na tyle że chcę coś zmienić,następnym krokiem będzie znalezienie dobrego psychologa.straciłam najlepsze lata mojego życia na to gówno,już wystarczy.mam 37 lat i będę szczęśliwa,choćbym miała to szczęście sama narysować.czego i Tobie życzę :great::great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A ja się zgadzam się z tym, że dużo zależy od nas bo dobry przyjaciel czy psycholog nie pomoże jeśli my nie będziemy chcieć.

Ktoś może nas naprowadzić, ale nie znajdzie za nas rozwiązania. Czasem do ludzi się mówi, tłumaczy, doradza, a oni i tak bywają na to ślepi, a potem tylko mówią, że nic nie pomaga. Wiele razy musiałam zrobić coś dla mnie trudnego i się przemóc, mogłam odpuścić powiedzieć, że za trudno, że to nie ma sensu (na początku tak właśnie robiłam), ale z perspektywy czasu nie żałuję. Za każdym razem podejmując taką decyzję jest trudno, ale gdy się już coś zrobi czuje się o wiele lepiej. Jeden cytat szczególnie wrył mi się w pamięć "Jeśli będziesz ciągle robił to, co zawsze robiłeś, zawsze otrzymasz to, co ciągle otrzymywałeś".

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley

ja tez dzisiaj mam właśnie taki dzień... na noc wzięłam leki uspokajające i nie mogłam sie obudzić rano... chociaż wyspałam się, a po południu leki na depresje i znowu usnęłam... jak letargu.... bo nie miałam dzisiaj siły walczyć.... ale jutro wstanę i zacznę walczyć o siebie... i tak walczę już 2 lata tak intensywnie... i ciągle nic...i ciągle dostaję po du...

ale walczę, bo nie poddam się i już...chcę osiągnąć to szczęście.... chociaż czasami mam ochotę iść na tamę i się rzucić i poczuć wreszcie to ukojenie...spokój ..ciszę ...i juz nic nie będzie bolało ... ale nie zrobię tego bo mam syna.... czasami nie wierze ,że będę kiedyś szczęśliwa ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zacznę od tego,że wszyscy jesteśmy bohaterami,naprawdę.Naszym największym wrogiem jest lęk,który tak czy inaczej ciągle pokonujemy z lekami czy bez,z pomoca terapeuty czy bez itd.Ciągle obwiniam się za to jaka jestem beznadziejna i nieużyteczna jakim jestem pasożytem, ale z drugiej strony myślę,że naprawde codziennie dokonuje wielkich czynów,pokonując te "turbulencje emocjonalne".

Jednak teraz mam poważny problem.Ostatnio z pewnych powodów lęki i niepokój bardzo mi się zwiększyły,ciężko mi chodzić na uczelnie w sumie to ostatkiem sił siedzę tam i duszę się ze strachu,niepokoju i histerii do tego muszę podjąć zyciową decyzję i polecieć samej na tydzień do innego kraju,mam 4 dni by podjąć decyzje.Jak myślę o tym,że mam sama to wszystko przejść ,samej wsiąść do samolotu,samej lecieć 3 godziny...wytzrzymać z nakręcaniem się masakra,ale tak jak w temacie z drugiej strony zamykam oczy i marzę o tym jak poprostu przechodze przez odprawę z uśmiechem na ustach wsiadam do samolotu i lecę jak normalny człowiek i kurde ciesze się jaka jestem samodzielna i szczęsliwa że mogę odwiedzić koleżankę!!!Sama nie wiem na samą myśl o dniu wylotu nogi mi się trzęsą i strasznie się nakręcam,mam nawet takie mysli,że umre im tam w samolocie. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aniołek, nie wiem czy to ci pomoże, ale ja w zeszłe wakacje 6 razy startowałem i lądowałem samolotem i jeden lot miałm ok 12 godzinny i wszystko było fajnie, więc myślę że nie ma się czego bać, bezpieczniej jest latać samolotem niż jeździć samochodem tak wogóle.

 

Chciałem napisć też co mnie męczy ten niepokój i napięcie przy ludziach, bo już lękiem nie moge tego nazwać, chyba że przy dziewczynie która mi się podoba, a ja jej nawet nie znam, ostatnio prawie tylko takie tematy przerabiam na terapii tak w ogóle. Oraz te dziwne uciekanie myśli jak z kimś rozmawiam. Podsumowując nie zważajć na mój deficyt snu jest w miarę pozytywnie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaki fajny temat, i tak na wymarciu?

Hm, nie mogę się teraz poddać, wszystko poszłoby na marne, nie chcę się cofnąć, tak bardzo, nie teraz, proszę rosemary! :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaki fajny temat, i tak na wymarciu?

Hm, nie mogę się teraz poddać, wszystko poszłoby na marne, nie chcę się cofnąć, tak bardzo, nie teraz, proszę rosemary! :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję więcej czasu aby przeczytać wasze komentarze, natomiast tytuł przyciągnął moją uwagę..

 

Idąc tym szlakiem, tą drogą, całkowicie się z tym zgadzam.

ok. 5 lat temu, przeżywałam tzw. "bunt młodzieńczy", wtedy moje życie nie miało dla mnie większej wartości, jakiegokolwiek sensu. Będąc na skraju załamania podjęłam się znienawidzonych przeze mnie kroków: okaleczanie (które w rezultacie nie przyniosło żadnych efektów), upijanie się alkoholem (które dawało chwilowe odprężenie) i myśli samobójcze (które sprawiały że czułam się lepiej - tak tylko myślałam). Każda z tych form uzależniała. Im więcej łączyłam te trzy - nie wytłumaczalne - rozwiązania, tym więcej tak na prawdę wpadałam w pułapkę. Kiedyś będąc na skraju wyczerpania psychicznego, zasłaniając twarz, mając bandaż na rękach i siedząc w ostatniej ławce pustego kościoła.. tak po prostu. Do dziś nie wiem dlaczego właśnie tamto miejsce, przecież moja rodzina nie należała do osób wierzących... Kolejnego dnia trafiłam na wieczorną mszę świętą. Kazanie młodego wikariusza trafiło prosto w moje serce. Weszłam bynajmniej w odpowiednim momencie, właśnie na jego słowa.. wybuchłam rozpaczliwym płaczem i wyszłam. W między czasie miałam jeszcze kilka innych przypadków związanych z tym kapłanem. Po jakimś czasie go przeniesiono, a ja zmieniłam miejsce zamieszkania.. ale cały czas w głowie kołatały się myśli - nie możesz, nie teraz, walcz! Nie poddawaj się. Kilka tygodni od przeprowadzki trafiłam do parafii gdzie szukałam z potrzeby serca ratunku. Myślałam sobie, że skoro tam wcześniej znalazłam ukojenie to dlaczego by nie tutaj. Jednak nic już nie było takie same. Coraz bardziej zagnieżdżałam się w swojej rozpaczy. I nagle kiedy już wszystko planowałam, postanowiłam wejść jeszcze raz.. do parafii nieopodal mojego nowego miejsca zamieszkania. I tak nie wiedząc dlaczego zaczęłam prowadzić monolog.. tak.. monolog.. bo przecież nikt mi nie odpowiadał na stawiane przeze mnie pytania.. dlaczego?, po co?.. W jednej z tychże chwil podszedł do mnie ksiądz, uczynił krzyżyk na mym czole, powiedział że wszystko będzie dobrze, a ja jak dziecko wybuchłam płaczem. Od tamtego momentu - chociaż nie od razu, nie z dnia na dzień, ale odrzuciłam od siebie wszelkiego rodzaju złe myśli, zaczęłam z nimi walczyć.. Ta walka, ciągła walka pomimo tego, że jestem teraz tu, zupełnie inna, odmieniona.. ta walka nadal się toczy, ale pięknie jest żyć dla innych, nie zapominając też o własnych potrzebach, wspaniale jest dawać innym radość i nadzieję, to buduje człowieka od środka.. Teraz nie potrafię nawet pomyśleć.. że nikomu na mnie nie zależy, że do niczego się nie nadaję, że nic mi się nie chce, że nikogo nie mam.. Pomyślcie, jak wielu ludzi nas potrzebuje. Pierwszym miejscem w jakim w ogóle mogłam działam był dom dziecka.. nie ukrywam że ogromnym oczyszczeniem było dla mnie wylanie tysiące łez na widok tak wielu dzieciaków.. potrzebujących rozmowy, zainteresowania, potrzymania za rękę.. Z tego punktu.. po 5 latach.. napiszę: NIE PODDAWAJCIE SIĘ! Życie jest piękne, choć żałośnie trudne. Razem możemy przejść wszystko.

Życzę Wam wszystkiego dobrego! I sił! I wiary! Ktoś pomyśli.. jak można wierzyć skoro zycie bywa takie okrutne.. ale czy wiara w lepsze jutro nie jest lepsza niż zamartwianie sie o to co będzie jutro, pojutrze?

 

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję więcej czasu aby przeczytać wasze komentarze, natomiast tytuł przyciągnął moją uwagę..

 

Idąc tym szlakiem, tą drogą, całkowicie się z tym zgadzam.

ok. 5 lat temu, przeżywałam tzw. "bunt młodzieńczy", wtedy moje życie nie miało dla mnie większej wartości, jakiegokolwiek sensu. Będąc na skraju załamania podjęłam się znienawidzonych przeze mnie kroków: okaleczanie (które w rezultacie nie przyniosło żadnych efektów), upijanie się alkoholem (które dawało chwilowe odprężenie) i myśli samobójcze (które sprawiały że czułam się lepiej - tak tylko myślałam). Każda z tych form uzależniała. Im więcej łączyłam te trzy - nie wytłumaczalne - rozwiązania, tym więcej tak na prawdę wpadałam w pułapkę. Kiedyś będąc na skraju wyczerpania psychicznego, zasłaniając twarz, mając bandaż na rękach i siedząc w ostatniej ławce pustego kościoła.. tak po prostu. Do dziś nie wiem dlaczego właśnie tamto miejsce, przecież moja rodzina nie należała do osób wierzących... Kolejnego dnia trafiłam na wieczorną mszę świętą. Kazanie młodego wikariusza trafiło prosto w moje serce. Weszłam bynajmniej w odpowiednim momencie, właśnie na jego słowa.. wybuchłam rozpaczliwym płaczem i wyszłam. W między czasie miałam jeszcze kilka innych przypadków związanych z tym kapłanem. Po jakimś czasie go przeniesiono, a ja zmieniłam miejsce zamieszkania.. ale cały czas w głowie kołatały się myśli - nie możesz, nie teraz, walcz! Nie poddawaj się. Kilka tygodni od przeprowadzki trafiłam do parafii gdzie szukałam z potrzeby serca ratunku. Myślałam sobie, że skoro tam wcześniej znalazłam ukojenie to dlaczego by nie tutaj. Jednak nic już nie było takie same. Coraz bardziej zagnieżdżałam się w swojej rozpaczy. I nagle kiedy już wszystko planowałam, postanowiłam wejść jeszcze raz.. do parafii nieopodal mojego nowego miejsca zamieszkania. I tak nie wiedząc dlaczego zaczęłam prowadzić monolog.. tak.. monolog.. bo przecież nikt mi nie odpowiadał na stawiane przeze mnie pytania.. dlaczego?, po co?.. W jednej z tychże chwil podszedł do mnie ksiądz, uczynił krzyżyk na mym czole, powiedział że wszystko będzie dobrze, a ja jak dziecko wybuchłam płaczem. Od tamtego momentu - chociaż nie od razu, nie z dnia na dzień, ale odrzuciłam od siebie wszelkiego rodzaju złe myśli, zaczęłam z nimi walczyć.. Ta walka, ciągła walka pomimo tego, że jestem teraz tu, zupełnie inna, odmieniona.. ta walka nadal się toczy, ale pięknie jest żyć dla innych, nie zapominając też o własnych potrzebach, wspaniale jest dawać innym radość i nadzieję, to buduje człowieka od środka.. Teraz nie potrafię nawet pomyśleć.. że nikomu na mnie nie zależy, że do niczego się nie nadaję, że nic mi się nie chce, że nikogo nie mam.. Pomyślcie, jak wielu ludzi nas potrzebuje. Pierwszym miejscem w jakim w ogóle mogłam działam był dom dziecka.. nie ukrywam że ogromnym oczyszczeniem było dla mnie wylanie tysiące łez na widok tak wielu dzieciaków.. potrzebujących rozmowy, zainteresowania, potrzymania za rękę.. Z tego punktu.. po 5 latach.. napiszę: NIE PODDAWAJCIE SIĘ! Życie jest piękne, choć żałośnie trudne. Razem możemy przejść wszystko.

Życzę Wam wszystkiego dobrego! I sił! I wiary! Ktoś pomyśli.. jak można wierzyć skoro zycie bywa takie okrutne.. ale czy wiara w lepsze jutro nie jest lepsza niż zamartwianie sie o to co będzie jutro, pojutrze?

 

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×