Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wiara czyni cuda


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

a tam

z wiara jak z motywacja - najpierw akcja potem motywacja a nastepnie jeszcze wiecej akcji :mrgreen:

ja tam bym sie nie poddawala i probowala dac sobie rade z problemami mimo braku wiary tak samo jak najlepiej dzialac mimo braku motywacji

jakby tak czekac az sie komus cos zachce albo zacznie sam z siebie bez zadnych 'dowodow' w siebie wierzyc to by sie chyba rzadko kiedy doczekal ;)

dzialanie pociaga cala reszte za soba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nawet niewiedzialam ile mam wiary i determinacji w sobie... teraz sie dziwie ,ze mimio tego co przeszlam (jeszcze rok temu byla tragedia) nie poddalam sie . Gdzies tam bardzo gleboko walczylam o siebie i marzenia i mimo ,ze mialam ochote sie poddac -udalo sie. Walka o normalny byt jest jeszcze daleka ,ale teraz juz wiem ,ze jest to mozliwe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie chodzi mi o wiarę w Boga, tylko właśnie o tą w siebie.

 

To mądre rozwiązanie, żeby się nie poddać i działać przede wszystkim. Tylko, że ja już kilka razy próbowałam dać sobie radę. U mnie przebieg rozwiązywania problemu wygląda mniej więcej tak: najpierw jest tak źle, że szukam pomocy. Każda pomoc to dla mnie spora dawka optymizmu i motywacji. Stosuję się do rad, lub biorę leki i jest dużo lepiej. Tylko, że trwa to krótko i po jakimś czasie znowu powracają czarne myśli, zaczyna być źle i znowu szukam pomocy. I tak się ten cykl powtarza. No i myślę sobie, ile jeszcze będę musiała to wszystko powtórzyć, aby w końcu pożegnać się z problemem. I co zrobić, aby podtrzymać cały optymizm i aby skuteczność leczenia nie była tak krótkotrwała. I coraz bardziej w siebie wątpię a jednocześnie ciągle mam nadzieję:/ Wiem, skomplikowane jest moje myślenie, raz optymizm, raz dół, ale cóż:/

 

Co do wiary w siebie, byłam wczoraj u terapeutki i opowiedziałam jej, że rada "uwierz w siebie" u mnie póki co nie działa. Zaproponowała mi, abym zaczęła od przeganiania złych myśli i, jak one się już pojawią, abym zajęła się czymś, co odwróci moją uwagę od nich, chociażby liczeniem kratek w zeszycie. Cóż, spróbować warto. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaproponowała mi, abym zaczęła od przeganiania złych myśli i, jak one się już pojawią, abym zajęła się czymś, co odwróci moją uwagę od nich, chociażby liczeniem kratek w zeszycie.

cieszę się że nie chodzę na żadną terapię bo jak bym za takie rady miała płacić 100 zł za godzinę to szybko bym zrezygnowała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cieszę się że nie chodzę na żadną terapię bo jak bym za takie rady miała płacić 100 zł za godzinę to szybko bym zrezygnowała.

 

Tym razem było bezpłatnie. Ale jeżeli samo stwierdzenie "uwierz w siebie" na mnie nie działa, może powinnam zacząć od czegoś takiego? Powiedziała też, że w moim przypadku sama tylko terapia nie będzie skuteczna i poradziła mi skonsultować się z psychiatrą, aby mi zapisał tabletki nasenne. Poza tym polakita, nie odbierz tego jako złośliwość, ale nawiązując do Twojego opisu, po takim czasie zmagania się z bezsennością to samą wizytę u chociażby psychologa uważałam za niepotrzebną, leki tym bardziej, ale przez pogarszanie się zmieniłam zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przepraszam, ja nie krytykuję faktu że poszłaś do psychologa, ja mam ogólnie negatywne nastawienie do psychologów... po jakichś tam wcześniejszych doświadczeniach, wydaje mi się że się bardzo lubią wymądrzać a mało pomagają... że to są wszystko takie pozory... chciałabym móc zmienić zdanie :)

uwierz w siebie oczywiście nie działa, takie rady to może mi dawać i mama i koleżanka, ale skoro mam lęki to polecenie "uspokój się" nie działa... co zrobić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shia a na jaka terapie chodzisz jesli moge wiedziec?

pytam bo np w terapii poznawczo-behawioralnej istnieja pewne strategie pracy ze 'zlymi' negatywnymi myslami i nie sa to stricte 'rady' ale propozycje ktore co prawda nie kazdemu musza pasowac ale wielu zdaje sie pomagaja

no ale racja ze wszystkiego warto sprobowac

wg mnie jakiekolwiek rady 'nakazy' nie sa skuteczne w procesie leczenia

chyba o wiele lepiej sprawdzaja sie propozycje czy sugestie tak przynajmniej bylo w moim przypadku

no i testowanie - nic sie nie traci a zyskac mozna bardzo wiele

co do tej hustawki to ja bym mimo wszystko nie rezygnowala

raczej ciezko non stop tryskac optymizmem a chwile zwatpienia zdarzaja sie kazdemu nawet calkiem 'zdrowemu'

wiara wiara ale wydaje mi sie ze wazniejsza jest sama chec podjecia walki chec zmiany czyli wlasnie ta nadzieja ktora jest motorem dzialania

dla mnie dobra terapia to taka ktora nie tyle pomaga pozbyc sie problemu (raczej rzadko kiedy i rzadko co da sie tak od reki wyleczyc) a uczy samodzielnego odnajdywania sposobow radzenia sobie z nim aby czlowiek potrafil sam sobie byc terapeuta

dla mnie to jest najwiekszy sukces :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polakita, do psychologa przekonasz się prawdopodobnie dopiero, gdy stwierdzisz, że sama nie dajesz sobie rady i przyda Ci się pomoc. Chyba, że teraz przełamiesz swoją niechęć i mimo wszystko pójdziesz na spotkanie i zobaczysz, czy Ci ono odpowiada. Ich praca polega przede wszystkim na podawaniu rad, jak sobie radzić, a czy to pomoże, już zależy, podejrzewam, że w dużej mierze od okresu choroby. Jak nie zadziała, terapeuta czy psycholog powinien zaproponować wizytę u lekarza psychiatry, bo być może będziesz musiała być wspomagana lekami. Teraz mi właśnie taką zaproponowano, ale np, na mojej poprzedniej terapii o niczym takim nie wspomniano.

 

Właśnie przez to, że ogólne frazesy nie działają, terapeutka zaproponowała mi na początek takie zadania. Muszę przyznać, że rady, przy wsparciu leków nasennych przynoszą póki co dobre rezultaty, i łatwiej mi teraz myśleć, że wszystko będzie dobrze:)

 

bunny_wrrr, , teraz byłam tylko na konsultacji, ale prawdopodobnie wybiorę się na nią jeszcze będzie miała charakter poznawczo-behawioralny.

 

Teraz terapie mają za zadanie, aby nauczyć człowieka radzenia sobie z problemem i to jest dobre założenie. Tylko, niestety, czasami jest tak, ze rady, które polecają nie działają i nie mówię, że za pierwszym razem, ale jak za 5 zauważysz, że nie przynoszą rezultatu, to dajesz sobie spokój. Wtedy prawdopodobnie w grę powinny wejść leki. A chęci do wali z bezsennością to ja mam wiele i to się nie zmieni, żeby nie wiem co:) Tylko, gdy jest gorzej pesymizm i bezradność mnie dopada.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ich praca polega przede wszystkim na podawaniu rad, jak sobie radzić, a czy to pomoże, już zależy, podejrzewam, że w dużej mierze od okresu choroby (...) Tylko, niestety, czasami jest tak, ze rady, które polecają nie działają.
Ja tam dostałem od swojego terapeuty jedną, góra dwie rady (3 lata terapii) i to całkiem nie związane z moimi problemami. Za to wypracowałem mnóstwo swoich.

Ich praca nie polega na dawaniu rad.. Ich praca polega między innymi na uświadomieniu nam, że najlepsze rady możemy dać sobie sami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polakita, do psychologa przekonasz się prawdopodobnie dopiero, gdy stwierdzisz, że sama nie dajesz sobie rady i przyda Ci się pomoc.

 

Shia, ja znam paru psychologów i kilku psychiatrów już zna mnie... ;) szukałam pomocy u psychologów ale się do nich za kazdym razem szybko zniechęcałam, może to moja wina, a może oni nie potrafili odpowiednio pomóc. Ale nic, nie chcę nikogo zniechęcać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ich praca polega przede wszystkim na podawaniu rad, jak sobie radzić, a czy to pomoże, już zależy, podejrzewam, że w dużej mierze od okresu choroby (...) Tylko, niestety, czasami jest tak, ze rady, które polecają nie działają.
Ja tam dostałem od swojego terapeuty jedną, góra dwie rady (3 lata terapii) i to całkiem nie związane z moimi problemami. Za to wypracowałem mnóstwo swoich.

Ich praca nie polega na dawaniu rad.. Ich praca polega między innymi na uświadomieniu nam, że najlepsze rady możemy dać sobie sami.

 

Niekoniecznie. Skoro przychodzisz do terapeuty znaczy, że oczekujesz od niego pomocy i kilka rad musi Ci jednak dać. Jak uczysz się, jak samemu sobie radzić, stosujesz się do rad, które słyszałeś. To dobrze, ze wypracowałeś sobie wiele pomysłów samodzielnie, ale jakieś podstawy musiały ku temu być.

 

polakita, może taka forma właśnie Ci nie odpowiada i coś innego okaże się skuteczniejsze? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem nie potrzebujesz psychologa, tylko mądra osobe ktora porozmawia z Tobą i Twoja determinacja i wytrwałośc zeby sie nie poddawać.

Teraz jest duzo depresji ,nerwic z powodu internetu i komputerow. To rozprzestrzeniło nas do zamkniętych w złotej klatce królików. I potrafimy szczerze powiedziec cokolwiek tylko w cyberprzestrzeni a to o czym myślimy boimy się komukolwiek powiedzieć ,az w końcu przełamujemy się u psychologów i myślimy ,że jestesmy gorsi od innych 'Stuknięci".

Myslę że malo jest dobrych psychologów ,to też zalezy od każdego człowieka z osobna.. I trudno się przelamać i pójśc do kolejnego ale tez myśle że chodzenie do psychologa.

Jak odzyskać wiarę? Własnie ,dyskutowaliście ,ze lepiej nie czekać az motyewacja sama przyjdzie tylko zacząc coś robić .Ale jak to jest jeśli chodzi o wiarę,nadzieje ,akceptację siebie, optymizm? Samo przyjdzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Patrząc wstecz na moje życie, widzę w nim tylko ciemność, pustkę i brak nadziei. Przyczyną takiego stanu była towarzysząca mi niemal przez dziesięć lat depresja. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Dzień rozpoczynałam najczęściej około godziny 13, niekiedy nawet 14. Jadłam coś, oglądałam serial w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje tego były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zaniedbałam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu, bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a najbardziej innych ludzi, ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, co niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra

i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to. Budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Przez kilka lat cierpienia, jakie znosiłam w związku z depresją, życie wydawało mi się jedną wielką karą. Było przykrą koniecznością, którą chciałabym jak najszybciej zakończyć. Nic nie sprawiało mi radości, nikt mnie nie rozumiał, byłam zupełnie sama. Każdego wieczoru, kiedy kładłam się spać, płakałam, nie mogłam już dłużej wytrzymać tego strasznego, przyszywającego całe me wnętrze bólu. W pustce i samotności podejmowałam też czasem modlitwę. Pytałam wtedy Boga, dlaczego mnie to wszystko spotyka, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego nic się zmienia, pomimo tego, że proszę o pomoc. Przyznaję, że długo żyłam w takim stanie.

Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, nastąpił rychły przełom. Teraz jestem tego pewna, że to Bóg dał mi szansę na nowe życie. Na mojej drodze pojawił się człowieka, który zaczął mi odpowiadać o Bożej miłości. Czytaliśmy razem Pismo Święte i prowadziliśmy długie rozważania. Zdałam sobie wtedy sprawę z kilku rzeczy. Od kiedy pamiętam wierzyłam w Boga, ale na czym tak naprawdę polegała moja wiara? Uważałam, że wystarczy sam fakt, że wierzę i że jeśli będę kierować się życiu Dekalogiem, to spełnię swój obowiązek wobec Boga. Teraz wiem, że to było błędne myślenie. Po pierwsze jakkolwiek bym się starała, nie jestem w stanie sprostać dziesięciu przykazaniom. Dowodem na to była moja spowiedź, ponieważ za każdym razem wymieniałam te same grzechy. One cały czas były obecne w moim życiu. Wydawało mi się, że kiedy raz na jakiś czas za nie przeproszę, to wszystko będzie w porządku. Ale tak przecież nie było, nic się w moim życiu nie zmieniało.

W końcu zaczęły docierać do mnie pewne rzeczy, np. skąd mam wiedzieć czego wymaga ode mnie Bóg i co jest wystarczające skoro nie poznaję jego Słowa. Znałam tylko poszczególne fragmenty, które corocznie powtarzały się w kościele, pozostawiając niezgłębionymi setki wartościowych stron. Tymczasem naukę Jezusa, fundament chrześcijaństwa, trzeba poznać całościowo, żeby ją zrozumieć. Kiedy przeczytałam cztery Ewangelie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę złamałam wszystkie przykazania. Według słów Jezusa, jeśli kogoś nienawidzę, to tak jakbym kogoś zabiła, jak pożądam kogoś choćby w myślach, to jak jakbym cudzołożyła. Tak więc gdybym musiała rozstrzygnąć dokąd pójdę po śmierci według Dekalogu, czyli starotestamentowego Prawa, musiałbym wysłać się do piekła. Taka wizja byłaby naprawdę okrutna, bo miejsce to czekałoby wówczas praktycznie każdego z nas... Ale nie muszę tam iść i ponosić kary za moje grzechy, ponieważ Jezus umierając na krzyżu, umarł również za moje grzechy. To On poniósł karę, która należała się mnie i dzięki temu przed Bogiem mogę być czysta, a po śmierci będę mogła zamieszkać w Jego domu. Jest tylko jedna rzecz którą muszę zrobić:

 

List do Rzymian 10:9-10

Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu.

 

Jeśli głęboko w swoim sercu wyznamy, że zgrzeszyliśmy, że źle postępowaliśmy, jeżeli przeprosimy Boga za nasze grzechy i poprosimy Go aby zamieszkał w naszym sercu, On to dla nas zrobi. Wybaczy nam i już nigdy nie będzie pamiętał o tym co zrobiliśmy złego, nigdy nam tego nie wypomni. A co więcej zamieszka w nas, Jego Duch, który od tej pory zawsze będzie z nami, a na nas będzie czekało miejsce w Królestwie Niebieskim. Nie musimy sobie na to zasłużyć, nawet nie jesteśmy w stanie, bo Biblia mówi wyraźnie, że zbawiani możemy być wyłącznie z łaski, a łaska Pana jest dostępna dla każdego.

 

List do Efezjan. 2:8-9

Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar;

Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił.

 

 

Prawda jest taka, że wielu z nas zadaje sobie pytanie dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy. Niektórzy sięgają do Pisma Świętego, żeby tam znaleźć odpowiedź. I to jest zdecydowanie najlepsza droga!!! Pytanie tylko z jakim nastawieniem sięgamy po Biblię? Co tak naprawdę chcemy tam znaleźć? Wiadomo, że nie będzie tam wprost napisane jak mamy rozwiązać nasze konkretne problemy, w moim przypadku jak pokonać depresję. Jednak odnajdziemy tam coś znacznie cenniejszego, mianowicie jak poznać i przyjąć do serca prawdziwego, żywego Boga i obietnice jakie się z tym wiążą. Przytoczę jedną z nich.

 

Ewangelia Mateusza 7:7-11

Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.

Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą.

Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.

 

Ewangelia Łukasza 18:7-8

A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

 

Wersety te są zapewnieniem, że Bóg zawsze słucha naszych modlitw, każda jest dla niego ważna i na każdą z nich odpowiada, chociaż nie zawsze dokładnie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli i nie zawsze w tym momencie, kiedy byśmy tego chcieli. Bóg widzi nasze życie z szerszej perspektywy. To On wie najlepiej co takiego oraz w jakim czasie będzie dla nas dobre i wtedy nam to ofiarowuje. Warto jednak zastanowić się nad ostatnim zdaniem z tych wersetów – tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

W tym cały problem, zanosimy swoje prośby do Boga i oczekujemy na jego odpowiedź, ale co my robimy dla Boga. Czy pamiętamy o Nim w naszym codziennym życiu, czy może tylko kiedy czegoś potrzebujemy. Prawda jest taka, że żyjemy w trudnych czasach; wojny, głód, różnego rodzaju katastrofy itd. Niekiedy cisną mam się na usta oskarżenia jak Bóg mógł do tego dopuścić, co On takiego dla mnie zrobił, ja tak cierpię, a On nic sobie z tego nie robi. Jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Zło jakie nas otacza i złe rzeczy jakie w większości wydarzyły się w naszym życiu, sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a my dopuściliśmy się grzechu, i to on, grzech, jest sprawcą wszelkiego zła. A co zrobił Bóg ? Myśląc po ludzku powinien być wściekły, stworzył dla nas piękny świat, stworzył nas na swoje podobieństwo, chciał być cały czas blisko swoich dzieci, a czym my się mu odwdzięczyliśmy? Zdradziliśmy go, wybraliśmy życie w grzechu, kłamstwie i na dodatek o wszystko go obwiniamy. Bóg ma wszelkie podstawy do tego, żeby się od nas odwrócić. Ale On tego nie zrobił. Co więcej, przysłał do nas swojego Syna, pozwolił na to, aby został On wydany na ukrzyżowanie, mimo iż jako jedyny na Ziemi nie był obarczony jakimkolwiek grzechem. Bóg musiał patrzeć jak ludzie zadają ból Jezusowi i jak umierał. I zrobił to tylko dlatego, że nas kocha.

 

Ewangelia Jana 3:16

Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.

 

Wszystko co musimy zrobić, to przyjąć ten dar.

 

Kiedy ktoś odda życie Jezusowi Chrystusowi, nic nigdy nie będzie już po staremu. Przestanie być ono tym co można zobaczyć, poczuć, powąchać, wydedukować. Jego częścią stanie się prowadzenie przez wiarę, a to oznacza otwarcie się na cudowne działanie Ducha Świętego.

Jesteśmy ważni dla Boga. On nas stworzył i wie co nas napełni. Wie jakie powołanie jest najbardziej odpowiednie dla naszych talentów i umiejętności. Wie czy mamy się ożenić, wyjść za mąż, czy może pozostać w stanie wolnym, a jeśli zdecydujemy się na małżeństwo, Bóg wie kto jest dla nas najlepszym partnerem. Wie, w jakiej wspólnocie rozkwitniemy. To tak jakby mówił: „Pragnę prowadzić cię przez życie. Wiem, jaka ścieżka uwielbi Mnie i będzie owocna dla ciebie i pragnę pomóc ci ją odnaleźć. Będę to czynił, dając ci wskazówki, zatem ucisz swe życie i słuchaj Mego głosu”

Może oczywiście pojawić się pytanie, ale jak mam oddać życie Jezusowi, co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć. W wielu wypadkach rozumowanie wierzących znajduje się pod silnym wpływem religijności, tj. tradycji i obrzędów. Aby tego uniknąć, każdy z nas powinien naprawdę zagłębić się

w Słowie Pana i odpowiednio przemienić swój sposób myślenia.

W ewangelii Jezus mówił, że wszystko co musimy robić, to przestrzegać nowego prawa. Jakie prawo ustanowił Jezus w Nowym Przymierzu? Zawiera się ono w jednym rozkazie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (Ewangelia Jana 13,34)

Słysząc te słowa, ludzie natychmiast pytają: „Czy chcesz powiedzieć, że nie musimy przestrzegać dziesięciu przykazań”? Ludzie, którzy są w Chrystusie, nie muszą już starać się wypełniać każdego

z dziesięciu przykazań. Dlaczego? Ponieważ jeśli stosujemy się do przykazania miłości, wypełniamy wszystkie przykazania Starego Testamentu. Kiedy kogoś miłujemy, to rzeczą naturalna jest, że nie chcemy nikogo okłamywać, skrzywdzić, czy nawet źle o nim myśleć. Wyraźnie stwierdza to apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pisząc: „Kto kocha bliźniego, wypełnił Prawo” (list do Rzymian 13,8)

Kiedy zaczniemy stosować to przykazanie w naszym codziennym życiu, szybko zauważymy, że zmieni się ono nie do poznania. Ja tego doświadczyłam. Od kiedy przeprosiłam Boga i poprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu, wszystko zaczęło się zmieniać, nieustannie czułam jego działanie.

Z czasem wszystkie moje lęki, złe przygnębiające myśli odeszły. Bóg się mną zaopiekował, dzięki niemu dokończyłam wiele rzeczy, za które nawet nie mogłam się wcześniej zabrać i zaczęłam nowe życie, w którym nie muszę się martwić o przyszłość.

 

Ewangelia Mateusza 6:25;33

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm,

a ciało niż odzienie? Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.

 

Co prawda zdaję sobie sprawę z tego w jakim świecie żyjemy. Dookoła otacza nas grzech, nienawiść i obojętność. Nasze ciała są niedoskonałe i często cierpimy z tego powodu. Ale wiem też, że cokolwiek się stanie, nie będę nigdy sama. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, przez dwa tygodnie odczuwałam naprawdę silny ból. Nawet najmocniejsze leki, jakie zapisywali mi lekarze, nie pomagały mi. Cierpiałam, ale czułam się jakoś inaczej, czułam jakby ktoś przytulał mnie do swojego ramienia. Często budziłam się w nocy i myślałam, że już nie wytrzymam, nie mogłam zasnąć. Modliłam się wtedy do Pana, dziękowałam mu za jego obecność, za Jego cierpienie, za krzyż. Wtedy też doświadczyłam, jak bardzo Jezus musi nas kochać. Mój ból był niczym w porównaniu do tego co On musiał przeżywać. Ta miłość jest niesamowitym darem, wprost nie do opisania. W trakcie mojej modlitwy, zawsze wypełniał mnie spokój i nagle zapadałam w głęboki sen, który był wybawieniem od bólu.

Zauważyłam także, że zmienił się mój stosunek do innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy

w przeszłości wyrządzili mi jakąś krzywdę. Kiedy byłam nastolatką mój tata postanowił ożenić się ponownie, po śmierci mojej mamy. Nie miałam nic przeciwko temu, w końcu zasługiwał na to aby ułożyć sobie życie od nowa. Ale osoba ta okazała się alkoholiczką i lekomanką, nie chcę tutaj dokładnie opisywać co się działo u nas w domu, ale były to straszne rzeczy. Ta kobieta wyrządziła całej mojej rodzinie ogromną krzywdę, nienawidziłam jej i każdego dnia życzyłam jej śmierci. Tak naprawdę te złe emocje wyrządzały więcej szkód mnie niż jej. Nawet po tym jak mój tata się z nią rozwiódł, ciągle mi się śniła, a na sam dźwięk jej imienia wpadałam w furię. Odkąd Jezus zamieszkał

w moim sercu, zauważyłam, że moje odczucia w stosunku do macochy zaczynają się zmieniać. Już się tak nie denerwowałam na myśl o niej, a z czasem dojrzałam do tego żeby jej wybaczyć. To nie jej wina, że jest taka. Żyjemy w świecie, który jest opanowany przez Szatana i bez Bożej miłości

w naszych sercach, trudno nam radzić sobie ze wszystkimi problemami jakie nas w życiu spotykają. Bardzo często w takich przypadkach popadamy w różnego rodzaju nałogi, a ona akurat w nałóg alkoholowy. Niemniej jednak głęboko wierzę, że kiedyś Bóg odmieni jej serce i uwolni ją od tego ciężaru. Bo Bóg kocha każdego z nas i z utęsknieniem czeka na nasz powrót do domu, który jest

w Niebie.

WIARA CZYNI CUDA !!!

Jakby ktoś miał ochotę pogadać to napiszcie albo na maila mkm58@wp.pl lub na gg 6908437

http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=58302148 - to jest link to wykładu „Poznać prawdziwą nadzieję” naprawdę warto zobaczyć.

 

Pozdrawiam

Justyna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"...Wiara, to wszystsko co mam..."

Przeszłam wiele, na nerwicę choruję 12 lat i wiem , że to tylko dzięki wierze jeszcze żyję, momentami radzę sobie nawet bardzo dobrze. 12 lat zapomniałam o wierze, w koszmarze choroby, gdy lęk niczym szatan obezwładnił mnie na tyle, że tarnęłam się na własne życie. Pamiętam kiedy budziłam się ze śpiączki ( przedawkowałam leki) usłyszałam obcy a zarazem bliski głos : Dzięki Bogu, żyje!

Nie wiem czyj to był głos: pielęgniarki, lekarza, mojej mamy, a może mojego własnego sumienia, mojej budzącej się wiary, że wyjdę z tego, że dostałam szansę, aby uwierzyć. Uwierzyć, że życie pomimo pasma udręk jest największym Darem, że cierpienie, jest w nie wpisane, nawet jeśli jest go tak wiele, przypomina nam o tym, że po nocy przychodzi chodzi dzień, po burzy blask. Że taka jest natura istnienia.

Od kilku miesięcy znów choruję, boję sie wszystkiego, sama ze soba nie mogę wytrzymać. W momentach, kiedy jestem pewna, ze tym razem już napewno zwariuję lub umieram, wciąż powtarzam sobie: Boże pomóż mi, wierzę że mi pomożesz, tak jak kiedyś, pomoż mi odnaleść tę właściwą drogę. Wiem że ta droga będzie długa, ciężka, pod górkę, wyboista, jeszcze nie raz się przewrócę, ale kiedyś dojdę do oazy spokoju. Ta wiara czasem lepiej skutkuje, niż garść relanium czy xanaxu. Wczoraj odważyłam się iść do kościoła, choć uczyniłam to chyba ostatnim wysiłkiem woli (dawno nie byłam w kościele, ze względu na ostre ataki paniki), było wyjątkowo piękne kazanie. Dzisiaj jest lepiej, znów wyszłam z domu. Uwierzyłam jeszcze bardziej. Choć to bardzo trudno, spróbujcie i Wy! Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem dokładnie czy chodzi o wiare w sensie wiara w Boga-tutaj mam milion pytan do Boga a jesli chodzi o wiare ludzka sama juz nie wiem bo wszystko w co wierzyłam odeszło .........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Mam 17 lat.Od razu mówie że nie zamierzam już rozczulać się nad tym co mi jest i co mnie boli.Powiem tylko tyle ze nie śpie prawie wogóle.Mam nerwice hipohondryczną połączoną z lękową.Wykryto u mnie także zapalenie mięsnia sercowego(bakterie na sercu).Przez tydzien było dobrze bo miałem ten komfort psychiczny.Teraz znów sie przeziebiłem i to wraca.Sam nie wiem komu mam już wierzyć.Jedni mówią tak drudzy inaczej.Ciągle szukam jakiejś pomocy.

 

Ale

 

Doszedłem do wniosku że wszystko zawierze w ręce Pana Boga.

Zaczynam czytać książki o uzdrowieniach cielesnych i duchowych.

Wiem że Bóg jest najlepszym lekarzem tym który może mi pomóc

W czwartek jadę na mszę wstawienniczą o uzdrowienie.Poproszę Boga aby uwolnił mnie od natrętnych myśli

Ze mna jest tak że kiedy jestem chory więcej się modlę proszę Boga o pomoc a kiedy to mija znów wracam do dawnych nawyków

Jak myslicie czy Bóg może mi pomóc? Czy znajdę w nim ukojenie? Pierwsze co zrobie to na pewno pójdę do spowiedzi;)

Pozdrawiam wkrótce napisze coś wiecej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam nie wiem komu mam już wierzyć.Jedni mówią tak drudzy inaczej.Ciągle szukam jakiejś pomocy.

Właśnie! Szukasz pomocy a to jest najważniejsze! Obyś tylko nie popadł w hipochondrię bo to jest też objaw nerwicy ;)

 

Doszedłem do wniosku że wszystko zawierze w ręce Pana Boga.

Zaczynam czytać książki o uzdrowieniach cielesnych i duchowych.

Wiem że Bóg jest najlepszym lekarzem tym który może mi pomóc

W czwartek jadę na mszę wstawienniczą o uzdrowienie.Poproszę Boga aby uwolnił mnie od natrętnych myśli

Ze mna jest tak że kiedy jestem chory więcej się modlę proszę Boga o pomoc a kiedy to mija znów wracam do dawnych nawyków

Jak myslicie czy Bóg może mi pomóc? Czy znajdę w nim ukojenie? Pierwsze co zrobie to na pewno pójdę do spowiedzi;)

Pozdrawiam wkrótce napisze coś wiecej

Powiedziałabym - super! Ja tez jestem wierząca (chyba należymy do mniejszości, nie tylko na tym forum ale w ogóle). Też modliłam się więcej kiedy miałam nawroty choroby - czułam lęk... jest takie powiedzenie bardzo prawdziwe - jak trwoga to do Boga... Na takich mszach o uzdrowienie też byłam, bardzo mi się podobały. Chętnie zostanę z tobą w kontakcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szanuje wiarę, ale sam nie wierzę... Gdybym powiedział sobie "mimo wszystko" "wierzę" to by zaprzeczyło wszystkiemu co wiem, co dostrzegam.

 

Uczę się wierzyć w siebie, i badam całym sobą rzeczywistość która mnie o tacza, cieszę się sukcesami, nie przejmuje się porażkami, pragnę kochać i być kochanym. Czy jest w moim życiu miejsce na boga? Jeśli jest (i jesli on istnieje) to pewnie już tam jest i nie muszę go wołać. Zamiast tworzyć mitologie wolę żyć w skupieniu i pochłaniać moją egzystencje wszystkimi zmysłami. Pokój umysłu jest dla mnie sacrum i w nim pragnę przebywać, aż mój mój czas dobiegnie końca, w szczęściu i radości, dzieląc smutki z najbliższymi, dla mnie to w życiu się liczy. A dla was?

 

Jeśli pragniecie odkryć wiarę w siebie, znaleźć się w miejscu przepełnionym nieograniczoną przestrzenią i spokojem zapraszam do:

http://www.nerwica.com/medytacja-nasza-forumowa-grupa-wsparcia-t19376.html

 

POZDRAWIAM. :o

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prometeus, widzę że należysz do tych którzy znaleźli jedyną słuszną metodę ;) Ja wierzę w zbawienie przez Jezusa Chrystusa, pokój umysłu to nie dla mnie poszukiwania ;) ale życzę ci powodzenia w odnajdywaniu tego czego szukasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiara W Pana Boga na prawde pomaga. Nie można tylko porzucać wiary i modlitwy jesli Bóg nie spełnia naszych oczekiwan

Te wszystkie choroby które przezywamy- to bóg chce nas doświadczyć. Wczoraj zasnąłem jak małe dziecko, zaufałem Panu i chociaz dzis od rana wali mi serce to wiem że Pan jest ze mną, wiem że wszystko co sie stanie jest jego wolą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×