Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nienawidzę ludzi!!! Tak bardzo nienawidzę ludzi!!!


ewelka91

Rekomendowane odpowiedzi

TwojaLaura1, żeby efektywnie ludziom pomagać trzeba ich chociaż troszkę polubić no i siebie.

Wyobraź sobie terapeutę co pomaga ludziom i ich nienawidzi jednocześnie - jedno drugie wyklucza. Albo kogoś kto nienawidzi zwierząt a pracuje w schronisku. Dziękuję za taką pomoc :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TwojaLaura1, żeby efektywnie ludziom pomagać trzeba ich chociaż troszkę polubić no i siebie.

Wyobraź sobie terapeutę co pomaga ludziom i ich nienawidzi jednocześnie - jedno drugie wyklucza. Albo kogoś kto nienawidzi zwierząt a pracuje w schronisku. Dziękuję za taką pomoc :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszędzie można spotkać ludzi, których się nie lubi: praca, szkoła, dom, sąsiedztwo.

 

ten model z dzieciństwa i lat szkolnych, zauważam, się powtarza.

pracuję wśród koleżeńśtwa, którzy są zdolniejsi, a szef ich chwali za dorze wykonaną robotę. ja potrzebowałbym na to więcej czasu i wnikliwie dochodziłbym do pewnych niuansów. walczę z tą "dziką" zazdrością, by ona nie przesłoniła mego zaangażowania w moje zadania. ale także przesłania mi prawdziwy obraz. później może się okazać, że było zupełnie inaczej. ktoś chciał dla mnie coś dobrego, a ja go odepchnąłem od siebie, tylko dlatego, że w danej chwili patrzyłem na niego w "czarnych okularach".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszędzie można spotkać ludzi, których się nie lubi: praca, szkoła, dom, sąsiedztwo.

 

ten model z dzieciństwa i lat szkolnych, zauważam, się powtarza.

pracuję wśród koleżeńśtwa, którzy są zdolniejsi, a szef ich chwali za dorze wykonaną robotę. ja potrzebowałbym na to więcej czasu i wnikliwie dochodziłbym do pewnych niuansów. walczę z tą "dziką" zazdrością, by ona nie przesłoniła mego zaangażowania w moje zadania. ale także przesłania mi prawdziwy obraz. później może się okazać, że było zupełnie inaczej. ktoś chciał dla mnie coś dobrego, a ja go odepchnąłem od siebie, tylko dlatego, że w danej chwili patrzyłem na niego w "czarnych okularach".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszędzie można spotkać ludzi, których się nie lubi: praca, szkoła, dom, sąsiedztwo.

 

ten model z dzieciństwa i lat szkolnych, zauważam, się powtarza.

pracuję wśród koleżeńśtwa, którzy są zdolniejsi, a szef ich chwali za dorze wykonaną robotę. ja potrzebowałbym na to więcej czasu i wnikliwie dochodziłbym do pewnych niuansów. walczę z tą "dziką" zazdrością, by ona nie przesłoniła mego zaangażowania w moje zadania. ale także przesłania mi prawdziwy obraz. później może się okazać, że było zupełnie inaczej. ktoś chciał dla mnie coś dobrego, a ja go odepchnąłem od siebie, tylko dlatego, że w danej chwili patrzyłem na niego w "czarnych okularach".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy to normalne? ostatnio też miewam wrażenie, że nienawidzę ludzi, ale nie dlatego, że coś mają a ja nie tylko irytują mnie i mam wrażenie, że stoją mi na przeszkodzie

obcowanie do jakiegoś stopnia ok, ale jakieś większe kontakty, dłuższe mnie denerwują

to część dorastania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zeerwij z chłopakiem, olej znajomych ,zamieszkaj na jakiejś górze i mow ,ze Cię oswieciło zostań pustelnikiem ,może bedzie Ci lepiej, mozesz jeszcze isc do klasztoru tam się siedzi w celi samu albo odmawia modły i to akurat dla takich osób jak ty lubiaaych bardzo zyć w samotnosci i nienawidzących innych

nie.daj się zamknąć na oddziale psychiatrii sądowej z zapewnieniem maksymalnego bezpieczeństwa.tam ludzie siedzą sami w izolatkach a jedyny kontakt z rzeczywistością to pojawiające się jedzenie w otworze w drzwiach.może taki tryb życia tamhttps://www.youtube.com/watch?v=K11Zm8nenRg będzie ci super odpowiadał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam to samo. Na ogół nienawidzę ludzi. Uważam że są wredni, bezlitośni, dwulicowi, zazdrośni i generalnie mnie zeszmacili w życiu bez powodu. Chodzenie do pracy to dla mnie męka, nie umiem podlizywać się ani udawać że kogoś lubię jak go nie lubię. Dlatego mi tam ciężko. Trzymam się na uboczu choć mimo wszystko brakuje mi bliskich. Kogoś z kim można pogadać i wyżalić się trochę. Jedną osobę kocham, mojego syna ale codziennie myślę o tym ze podrośnie i tez mnie oleje jak każdy.

Siebie też nienawidzę choć momentami uważam że nie jestem taka zła. Od jakiegoś czasu jest gorzej, bo czuję złość na rodziców, siostrę, męża. Rozczarowali mnie. Przestałam się widywać z koleżankami a one też olały z czasem sprawę zamiast dowiedzieć się co jest przyczyną i trochę "powalczyć" o mnie. Typowe. Jestem więc od niedawna praktycznie sama i jest mi z tym źle. Nocami ryczę, nie mogę się zmusić żeby iść do pracy. Wpadam we wściekłość i rzucam w męża rzeczami. Rodziców przy każdej rozmowie telefonicznej opierdzielam. Z siostrą miałam kłótnie po której się nie widujemy.Po części wiem czemu taka jestem, pewne wydarzenia w życiu mnie ukształtowały ale pytanie czy to można jakoś zmienić? Czy to choroba jakaś czy po prostu taka jestem?

 

-- 01 sie 2014, 21:21 --

 

ludzie to skurwysyny. potrafia wykorzystywac i ranic. malo kto chce Twojego dobra
być może sama sobie jesteś winna. Jak człowiek sam siebie nie szanuje to niestety nie może oczekiwać szacunku od innych :bezradny:

 

ale głupota...jak ja sama zacznę siebie szanować to inni też zaczną? To taki sam dyrdymał jak to że wygląd się nie liczy tylko to co ma się w środku :blabla:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak samo lub podobnie jak autorzy wątków, z tą różnicą że ja znam przyczyny takiego postępowania u siebie. Jest to spowodowane "chłodnym" traktowaniem przez rodziców, głównie przez ojca. Od dziecka czułem, że nie darzy mnie sympatią, a spowodowane to było tym że sam miał toksyczny kontakt z własnym ojcem i zachowywał się tak samo jak on. Pomimo tego że próbował uciec od tego jaki był jego ojciec, był taki sam. Ja z kolei byłem taki sam jak mój ojciec i myślę że on to widział i próbował to ze mnie "wyoutować". Problem w tym że robił to w zły sposób, a mianowicie krytykował wszystko co robię i nigdy nie pochwalił mnie szczerze. Dało się w tym czuć takie udawane i sztuczne chwalenie. Nawet jako 7letnie dziecko łatwo się w tym orientowałem. Myślę że przez to brakowało mi miłości i jeszcze do czasów gimnazjalnych wskakiwałem mamie na kolana, dzieliłem się wszystkimi przemyśleniami i potrzebowałem czułości. Niestety mama też była dość zdawkową osobą w uczucia (ojciec również alkoholik). Teraz mam 25lat i jestem upośledzony w uczucia, zauważam z każdym dniem jak jestem do nich podobny. Nie potrafię pochwalić nikogo szczerze, bo sam potrzebuję być chwalony. Krytykuję wszystkich dookoła, nieważne czy robią coś dobrze czy źle, ja ich krytykuję przekornie, bo sam chciałbym być wystawiony na piedestał i być najlepszy. Wiem że jestem zerem i nigdy nic nie osiągnę przez to myślenie, mało tego sam jestem zdołowany gdy krytykuję innych. O wiele lepiej czuję się gdy nie mówię nic, a na pewno lepiej czułbym się gdybym umiał kogoś pochwalić szczerze. Jednak potrafię to zrobić tylko sztucznie, a to nie zadowala mnie w pełni. Przez taką sytuację cierpią na tym moje związki i ja sam cierpię. Byłem u psychiatry- zaproponował mi leki, byłem u psychoterapeutów wielu, ale nie potrafili odkryć tego problemu a nie chciałem im podawać go na tacy. Co mogę zrobić by to wyleczyć albo chociaż zagłuszyć? Dobrze czuję się jedynie na krótką metę gdy nie wychodzę z domu i nie mam na co narzekać. Wtedy wiem że nikogo nie krzywdzę i paradoksalnie nie krzywdzę też siebie, bo krytykowanie i nienawiść do innych wracają do nas z podwójną siłą, gdy jesteśmy sami. Proszę o pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak samo lub podobnie jak autorzy wątków, z tą różnicą że ja znam przyczyny takiego postępowania u siebie. Jest to spowodowane "chłodnym" traktowaniem przez rodziców, głównie przez ojca. Od dziecka czułem, że nie darzy mnie sympatią, a spowodowane to było tym że sam miał toksyczny kontakt z własnym ojcem i zachowywał się tak samo jak on. Pomimo tego że próbował uciec od tego jaki był jego ojciec, był taki sam. Ja z kolei byłem taki sam jak mój ojciec i myślę że on to widział i próbował to ze mnie "wyoutować". Problem w tym że robił to w zły sposób, a mianowicie krytykował wszystko co robię i nigdy nie pochwalił mnie szczerze. Dało się w tym czuć takie udawane i sztuczne chwalenie. Nawet jako 7letnie dziecko łatwo się w tym orientowałem. Myślę że przez to brakowało mi miłości i jeszcze do czasów gimnazjalnych wskakiwałem mamie na kolana, dzieliłem się wszystkimi przemyśleniami i potrzebowałem czułości. Niestety mama też była dość zdawkową osobą w uczucia (ojciec również alkoholik). Teraz mam 25lat i jestem upośledzony w uczucia, zauważam z każdym dniem jak jestem do nich podobny. Nie potrafię pochwalić nikogo szczerze, bo sam potrzebuję być chwalony. Krytykuję wszystkich dookoła, nieważne czy robią coś dobrze czy źle, ja ich krytykuję przekornie, bo sam chciałbym być wystawiony na piedestał i być najlepszy. Wiem że jestem zerem i nigdy nic nie osiągnę przez to myślenie, mało tego sam jestem zdołowany gdy krytykuję innych. O wiele lepiej czuję się gdy nie mówię nic, a na pewno lepiej czułbym się gdybym umiał kogoś pochwalić szczerze. Jednak potrafię to zrobić tylko sztucznie, a to nie zadowala mnie w pełni. Przez taką sytuację cierpią na tym moje związki i ja sam cierpię. Byłem u psychiatry- zaproponował mi leki, byłem u psychoterapeutów wielu, ale nie potrafili odkryć tego problemu a nie chciałem im podawać go na tacy. Co mogę zrobić by to wyleczyć albo chociaż zagłuszyć? Dobrze czuję się jedynie na krótką metę gdy nie wychodzę z domu i nie mam na co narzekać. Wtedy wiem że nikogo nie krzywdzę i paradoksalnie nie krzywdzę też siebie, bo krytykowanie i nienawiść do innych wracają do nas z podwójną siłą, gdy jesteśmy sami. Proszę o pomoc.

 

Cześć Fachowiec, nie wiem, czy będę w stanie pomóc, bo mam podobny problem, ale mogę wskazać, w jaki sposób sama z nim walczę. U mnie również problem leży w rodzicach, krytycznej postawie rodziny, rodzinnych plotkach i konfliktach. Nigdy nie doświadczyłam pełnego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, zewsząd ogarniały mnie przyglądające się i oczekujące wpadki krytyczne oczy rodziny, wyczekiwanie na moje błędy. Dopiero, kiedy byłam najlepsza w jakiejś dziedzinie, krytyka cichła. Obecnie w takim sam sposób postrzegam całe społeczeństwo. Uważam, że we wszystkim trzeba być perfekcyjnym, aby nikt się nie przyczepił. Kiedy nie miałam depresji, moja wiara w ludzi była większa, chętniej się otwierałam. Od kiedy choruję na depresję, patologicznie nie ufam ludziom, uważam, że każdy mi się przygląda, ocenia, czeka na moje potknięcie, źle życzy. Wszędzie widzę zawiść, nienawiść, brak bezpieczeństwa, zagrożenie ze strony ludzi i sama tak ich traktuję. Odnośnie bliższych relacji i związków, mam podobnie, jak Ty. Mam wrażenie, że nie potrafię się otworzyć, kochać, wybaczać, tolerować, przymknąć oko na wady. Chyba nie umiem kochać siebie, jeżeli nie jestem perfekcyjna, więc też trudno mi wybaczyć wady i błędy innych ludzi.

 

A teraz do rzeczy, co mi pomaga:

1. Psychoterapia i uzmysłowienie sobie, że moje postrzeganie nie jest właściwe, a przynajmniej nie w przypadku każdego człowieka. Nadal nie ufam ludziom, ale zdaję sobie sprawę, że moje postrzeganie ludzi jest patologiczne. Wiedząc to, łatwiej dać im szansę.

2. Uśmiechanie się i bycie miłym i uprzejmym. Mimo, że w większości sytuacji nie jest to do końca szczere, tak, jak piszesz. Nawet nie z zawiści, ale dlatego, że większość ludzi postrzegam jako złe albo mało ciekawe osoby i nie uważam, aby zasługiwali na chwalenie. Niewiele robi też na mnie wrażenie, jestem obojętna na swoje i ludzkie sukcesy, większość powodów do chwalenia uważam za banały, którymi wstyd się chwalić.

3. Okazywanie zainteresowania czyimś życiem, chwalenie i docenianie drobnych rzeczy (np. zrobiłaś świetny sernik, ale masz super bluzkę). I znów, nie jest to do końca szczere, w sensie naprawdę uważam, że sernik jest dobry, ale sama z siebie nigdy bym tej osoby nie pochwaliła. Robię to, bo wiem, że generuje to pozytywne emocje, tej osobie jest lepiej i mnie jest lżej na sercu.

4. Unikanie wyniosłości, braku sympatii, pychy i pogardy. Nawet, jeżeli kogoś nie lubisz, gardzisz nim, uważasz, że jest złym człowiekiem i masz ku temu realne powody, okazanie tego typu emocji może wywołać lawinę nieprzyjemnych sytuacji i niepotrzebnych komplikacji. Uczę się gryźć w język, mimo, że wielokrotnie drga mi warga z niechęci do tej osoby, czasami nawet mam ochotę zrobić komuś krzywdę. Np. w pracy, jak się na kogoś zdenerwuję, idę do toalety odetchnąć i czasami klnę do siebie w myślach, robiąc wszystko, aby tylko nie wyrazić moich emocji wprost. Zawsze pomaga, po 2-3 minutach mega wkurwu dochodzę do wniosku, że ta osoba też ma trochę racji i że sytuacja wcale nie jest tak dramatyczna, jak mi się wydaje.

5. Wyeliminowanie ze swojego życia najbardziej toksycznych ludzi, którzy generują w Tobie najbardziej negatywne emocje. Czasami to niezwykle trudne. Musiałam na przykład w tym celu raz zmienić pracę i zdecydowałam się wyeliminować jedną bliską osobę z mojego otoczenia, którą znałam od lat, dlatego, że całkowicie nie tolerowałam, a wręcz czułam odrazę i nienawiść do jej partnera, a przez różne życiowe czynniki niestety nie dało się tego inaczej rozwiązać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie również problem leży w rodzicach, krytycznej postawie rodziny, rodzinnych plotkach i konfliktach. Nigdy nie doświadczyłam pełnego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, zewsząd ogarniały mnie przyglądające się i oczekujące wpadki krytyczne oczy rodziny, wyczekiwanie na moje błędy. Dopiero, kiedy byłam najlepsza w jakiejś dziedzinie, krytyka cichła. Obecnie w takim sam sposób postrzegam całe społeczeństwo. Uważam, że we wszystkim trzeba być perfekcyjnym, aby nikt się nie przyczepił. .

Gotowa recepta na nerwicę natręctw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie również problem leży w rodzicach, krytycznej postawie rodziny, rodzinnych plotkach i konfliktach. Nigdy nie doświadczyłam pełnego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, zewsząd ogarniały mnie przyglądające się i oczekujące wpadki krytyczne oczy rodziny, wyczekiwanie na moje błędy. Dopiero, kiedy byłam najlepsza w jakiejś dziedzinie, krytyka cichła. Obecnie w takim sam sposób postrzegam całe społeczeństwo. Uważam, że we wszystkim trzeba być perfekcyjnym, aby nikt się nie przyczepił. .

Gotowa recepta na nerwicę natręctw.

 

Dlatego tu jestem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Praga, a rodzicom jesteś w stanie wybaczyć jak Cię traktowali w przeszłości ?

Mnie to bardzo ciężko przychodzi. Np. mój ojciec już doskonale wie czego się boję, a często wykorzystuje to do "walki" ze mną. Teraz jedną głupią rzeczą potrafił mi zepsuć wigilię i zrobił to celowo. Doprowadził mnie do takiego stanu, że pokłóciłem sie z całą rodziną. Tradycyjnie stwierdził że "a TEN znowu szaleje..." Kiedy to mówił przy rodzinie jego głos był spokojny i niski, jakby odczuwał satysfakcję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Praga, a rodzicom jesteś w stanie wybaczyć jak Cię traktowali w przeszłości ?

Mnie to bardzo ciężko przychodzi. Np. mój ojciec już doskonale wie czego się boję, a często wykorzystuje to do "walki" ze mną. Teraz jedną głupią rzeczą potrafił mi zepsuć wigilię i zrobił to celowo. Doprowadził mnie do takiego stanu, że pokłóciłem sie z całą rodziną. Tradycyjnie stwierdził że "a TEN znowu szaleje..." Kiedy to mówił przy rodzinie jego głos był spokojny i niski, jakby odczuwał satysfakcję.

 

Rodzice byli jeszcze z tego wszystkiego najbardziej spoko. Moja mama ma problemy nerwicowe, więc w stanach napadowych potrafiła bardzo boleśnie krytykować i mówić różne bardzo przykre rzeczy, których nigdy nie zapomnę i które obecnie wpływają destrukcyjnie na moje życie. Kiedy wracała po rozum do głowy, próbowała zakopać problem pod dywan albo przepraszać, ale niewiele to dawało. Generalnie wybaczyłam jej już wiele lat temu, nie zapomniałam, ale wybaczyłam. Poza tym wiele zrzucam na jej zaburzenia nerwicowe. Natomiast cała reszta mojej rodziny to mistrzowie plotkarstwa, krytykanctwa, oceniania, wyśmiewania i wyczekiwania na ludzkie błędy. Niestety jako dziecko nie mogłam się od nich odciąć, więc całą młodość spędziłam w takiej atmosferze. Mam do nich ogromny żal, ale jako osoba wierząca staram się wybaczać. Czasami miewam chwile, gdy mówię sama do siebie, jak bardzo ich nienawidzę, czasami nawet marzę, aby poumierali, ale potem studzę emocje i wiem, że to tylko ludzie. Nawet, jeżeli źli, niezasługujący na szacunek, to tylko ludzie, którzy popełniają błędy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×