Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nasz wspólny dzienniczek uczuć! ;-)


Gość Monar

Rekomendowane odpowiedzi

Pomaga mi to pisanie tutaj. Piszę też w swoim papierowym dzienniku...

 

Wieczorem, a w zasadzie w nocy już przyszedł do naszego domu mężczyzna w sprawie pokoju, bo współlokator się wyprowadza. I to był mężczyzna, o wiele starszy od nas. Jego obecność w mieszkaniu wywołała we mnie złość. Reaguję często tak na wielu mężczyzn, którzy są tacy zbyt dominujący, skracający dystans i traktują kobiety jak rozrywkę. Ten facet taki był. Poczułam się zszokowana jego postawą gdy przywitał się ze współlokatorką słowami "cześć, Artur jestem", a jak współlokatorka odpowiedziała cześć, to on czy ona się nie cieszy :shock: Mnie chciał zaprosić na kawę, wypytywał o dziewczyny w mieszkaniu i ich chłopaków, jak długo są razem :shock: Przypominał mi kogoś z rodziny...

 

Powiedziedziałam współlokatorom, że mam lęk przed piciem alkoholu, bo w mojej rodzinie ktoś pił... ulżyło mi, że to powiedziałam, ale reakcja była mało wspierająca... :cry: ehh... czuję że za dużo powiedziałam o sobie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę trochę o wczorajszej sesji, bo mam takie poczucie jakbym wyszła z jeszcze większym ciężarem. Powiedziałam na sesji coś takiego, że mam nadzieję, że porozumiemy się i wyjasnimy sobie nieporozumienia. A jedna z osób w grupie powiedziała, że jej ulżyło... poczułam się właśnie obarczona odpowiedzialnością za wcześniejsze nieporozumienia, a ja tylko wyrażałam swoje uczucia, nieprzyjemne. No i byłam nierozumiana i atakowana, bo się odróżniałam. Owszem chcę powiedzieć o swoich uczuciach, ale nie chcę brać odpowiedzialności za całą grupę. Każdy tam jest dorosły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje uczucia są takie zmienne... Jechałam tramwajem i przypomniała mi się rozmowa z terapeutką odnośnie dodatkowej sesji indywidualnej sprzed kilku dni. W czasie rozmowy czułam się jak mała dziewczynka, która cieszyła się bo terapeutką powiedziała, że możliwa jest taka sesja w terapii grupowej. Czułam też radość, bo to tak jakby odzyskać możliwość kontaktu, odzyskać bo osoby w grupie złościły się, że kontaktowałam się z terapeutką, gdy byłam w psychicznej rozsypce :cry:

A te uczucia mam zmienne, bo jak się zastanowiłam, to terapeutka powiedziała coś obciążającego mnie. Dla mnie nigdy z tego, że kontaktowałam się z terapeutką, nie robiłam tajmenicy. Ktoś tam w grupie powiedział, że powstała tajemnica, poczułam się osądzona niesprawiedliwie, a w czasie rozmowy z terapeutką raz jeszcze. No mam ochotę jej to wyrzucić na tej sesji indywidualnej... wrrr! Jeszcze to, że się przede mną tłumaczyła z odbieraniem telefonów, też jest taki niekomfortowy. Być może ta sytuacja coś mi przypomina z relajcji z rodzicami. Po tym jak uświadomiłam sobie to obciążanie, zaczęłam mieć wątpliwości czy chcę być dalej w terapii. Ale te wątplowości u mnie ostatnio są częste :?

 

Racjonalnie wiem, że mogłam prosić o wsparcie, gdy sobie nie radziłam, ale to jak inni na to spojrzeli było i dalej jest bolesne :cry: To takie podważanie tego czy można prosić o wsparcie, zazdrość, bo nikt w grupie tego nie robił. Czuję często odrzucenie... czy to z powodu sytuacji w terapii?

 

Dzisiaj piątek, w piątki często jest tak że mam natłok uczuć... i żal, złość, smutek, rozczarowanie, niechęć, poczucie winy... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest mi smutno :cry: Chciałam sprawić sobie trochę przyjemności i spontanicznie wsiadłam w tramwaj, a potem pociągiem chciałam pojechać i wysiąść w przypadkowym miejscu. Ale po wyjściu z tramwaju zaczęłam mieć wątpliwości czy to dobry pomysł, poczułam się spięta i ta odległość od domu wydała mi się duża, a ja taka samotna i bezranda. No i straciłam chęć. Od jakiegoś czasu mam kłopot, żeby być spontaniczną, radosną, mam problem z wyjściem z domu. Dobrze czuję się w domu i najbliższej okolicy albo w miejscach, które znam. Jak wróciłam to w domu była współlokatorka, która się wyprowadziła i czekała na osobę, która miałaby wprowadzić się na jej miejsce. Porozmawiałyśmy trochę, w zasadzie to ona mówiła więcej, a ja czułam się taka nieważna, jakbym była śmietnikiem. Miałam wrażenie, że traktuje mnie przedmiotowo, tak by tylko się nagadać, a to co ja dodawałam, było tylko dodatkiem. Złości mnie taka postawa. Kiedyś powiedziałam jej jak się czuję, gdy ona głównie mówi i co? Nie było dla mnie przestrzeni w tej rozmowie :( Podobnie zachowywała się moja mama. Chciałabym żeby ktoś z autentycznym zainteresowaniem zapytał co u mnie i wysłuchał. Czy to tak wiele? gdy dodawałam od siebie spostrzeżenia, to mówiłam szybko, bo czułam strach przed tym, że nie zdąże dokończyć.

 

Tak mi się wydaje, że w ciągu dnia chciałam sobie udowodnić, że mogę być zadowolona. Ale mi wcale ten pomysł ze spontaniczną podróżą nie sprawił przyjemności. Pokazał mi moje ograniczenia :( Nie chcę robić nic na siłę :( Ja chyba uciekam od swoich uczuć, od poczucia winy, od smutku.. na siłę odgradzam się od nich, bo czuję strach przed tym, że ludzie nie będą chcieli mnie takiej smutnej, potrzebującej wsparcia, bezsilnej. Ostatnio nie akceptuję siebie, brzydzę się tego jak wyglądam. Czuję często pogardę do siebie, nie potrafię się sobą opiekować. Eh...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę wyjść z depresji. Staram się i staram, i nic z tego nie wychodzi. Opowiedziałam już wszystko na terapii. Moja obecna terapia trwa 1,5 roku, poprzednia 1 rok. Razem mamy 2,5 roku i jak byłam chora, tak jestem nadal. Życie uciekło mi przez palce i nadal ucieka. Nie mam prawa jazdy i nie wiem czy kiedykolwiek je zrobię. Powinnam pójść do szkoły językowej i pouczyć się języka, ale nie mam na to siły. Co za straszna choroba z tej depresji. Na dziś koniec użalania, dzienniczku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały rok poprzedni był dla mnie ciężki psychicznie, teraz trafił mi się dłuższy urlop w pracy, leżę i wegetuje. Nie mam ochoty na nic, nie chce widzieć ludzi ani znajomych na oczy. 
A to przez to, że w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że rodzice nigdy nie interesowali się mną, wynikami w szkole, marzeniami, niczym, od tamtych czasów aż po dziś potrafią tylko siedzieć przez tv i sączyć chmielny napój. 
Tak leżę i czuje pustkę, że nic nie osiągnęłam w życiu. Tak to prawda, ledwo gimnazjum skończyłam i po czasie poszłam do byle jakiej pracy, żeby uciec od tamtego syfu i zarobić na to, na co nigdy nie mogłam sobie pozwolić, czyli na wszystko. Ale teraz jak się dorobiłam większości, brakuje mi rodziny takiej jak mają inni, którzy od małego uczyli pewnych rzeczy i manier, ja musiałam sama siebie wszystkiego uczyć bez żadnego autorytetu. 
Zawsze mi dzieciaki zazdrościły, że nie dostaje żadnych kar jak coś przeskrobałam. Też myślałam, mam fajnie ale jednak przejrzałam teraz na oczy i to nie było takie fajne. Może bym się nauczyła, że trzeba się starać lepiej w szkole, czy w domu. A dziś nie potrafię mieć nawet swojego zdania, w pracy mogą mnie wykorzystywać jak im się podoba, nie umiem się bronić ani zawalczyć o swoje dobro i godność. 
Zastanawiałam się nad psychoterapią ale nawet tego się boję. 
Źle się z tym wszystkim czuje, powiedziałabym że jak śmieć nie człowiek. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby ten rok 2019 był dobry, ale skończył się jak zwykle. Na początku roku zakochałam się, na końcu roku musiałam się odkochać moja wina, ztchórzyłam. Dostałam awans w pracy, teraz nie wiem czy dalej zostanę na tym stanowisku (może to dostać osoba po znajomosciach z szefem), rozstałam sie z przyjaciółką, to toksyczna osoba a ja dawalam sie jej wykorzystywać (w sumie to na plus powinnam zaliczyć). Mam takie wrażenie, że szczęście samo do mnie przychodzi, rzuca mi się pod nogi a ja je depcze. Co czuje? POCZUCIE WINY. Ale czy jestem winna? Nikt mnie nie nauczył jak powiedzieć chłopakowi ze sie w nim zakochałam, nikt mnie nawet nie nauczył się uśmiechać (jak sie uśmiecham to od razu słyszę w głowie tekst "i co się tak szczerzysz"). Nikt mnie nie nauczyl walczyc o swoje, nauczyli mnie ustępować ("to sie nie oplaca", "patrzcie jaka ambitna pani ze wsi", "urodzilas sie pod stolem to na stol nie wychodz"). Po co klamac ze ten rok byl dobry, po co walczyc, analizowac, terapie? Mam poczucie winy, że sie nie zmieniam i jest mi bardzo smutno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam poczucie, że psychoterapia indywidualna nie do końca jest dla mnie. Jak skończy się pandemia, to chciałabym pójść na terapię płatną grupową, ale z drugiej strony się boję. Już raz odrzucono moją kandydaturę na terapię grupową, boję się, że sytuacja znów się powtórzy. Boję się znów doznać odrzucenia. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrezygnowałam z terapii i dobrze mi z tym. Nie mam zamiaru kontynuować w przyszłości. Książki dotyczące psychologii będę nadal czytać, ale z mniejszą częstotliwością. Chcę się teraz skupić na innych aspektach mojego zdrowia. Mam kilka celów, które od lat czekają na realizację i czuję, że nadszedł odpowiedni moment, aby zacząć realizować porzucone plany. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj był ciężki dzień. Krewna trafiła do szpitala. Bardzo to przeżyłam. Moja odporność na różne wydarzenia życiowe jest taka niewielka. Jestem taka nieprzygotowana do życia. Obarczona bagażem nieistotnych doświadczeń, które są kulą u nogi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęłam nową pracę.. tęsknię za byłą pracą, tak miło mnie dziewczyny pożegnały.

Ale teraz szukam pracy na rano, bo popołudniami nie chcę pracowac

A co mnie przeraża.. śmierć mojej mamy i bliskich. 

że kiedyś dostanę wiadomość o ich śmierci.. lepiej żebym miała wtedy coś na uspokojenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tym roku zmarło dwóch kolegów,z którymi pracowałam kilka lat temu . Dzieliło ich...30 lat.Bo jeden zmarł jako 60cio,a drugi- jako 30 latek.Po części ( raczej sporej) wykończył ich alkohol.

Staram się - wiem, że to oklepany zwrot,ale- czerpać z życia jak najwięcej.Popełniać błędy, gafy, wygłupiać się,ale też pochylić nad kimś, przytulić,pomilczeć.Być sobą.

To jest dla mnie ważne.Być sobą bez względu na szepty i spojrzenia ludzi.Robić to,co lubię,a nie to,co WYPADA.

Nie wiadomo, kiedy mnie dorwie kostucha,nie myślę o tym w ogóle, aczkolwiek boję się śmierci.

Jednak-zanim się spotkamy -zamierzam ŻYĆ i cieszyć się tym,na ile potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Maat napisał(a):

W tym roku zmarło dwóch kolegów,z którymi pracowałam kilka lat temu . Dzieliło ich...30 lat.Bo jeden zmarł jako 60cio,a drugi- jako 30 latek.Po części ( raczej sporej) wykończył ich alkohol.

Staram się - wiem, że to oklepany zwrot,ale- czerpać z życia jak najwięcej.Popełniać błędy, gafy, wygłupiać się,ale też pochylić nad kimś, przytulić,pomilczeć.Być sobą.

To jest dla mnie ważne.Być sobą bez względu na szepty i spojrzenia ludzi.Robić to,co lubię,a nie to,co WYPADA.

Nie wiadomo, kiedy mnie dorwie kostucha,nie myślę o tym w ogóle, aczkolwiek boję się śmierci.

Jednak-zanim się spotkamy -zamierzam ŻYĆ i cieszyć się tym,na ile potrafię.

Oooooo a takich co się zapiło to nie liczę. Teraz nawet jeden już na etapie końcowym jest.

Moja praca to głównie na obcowaniu z pijanymi się kręci. 

Ja to trzy razy kosy uniknąłem z wypadków. Raz mnie chciała bandyterka skończyć. To był okropny okres mojego życia. Wtedy to już miałem ochotę im w tym pomóc. 

Ktoś mi wtedy pomógł i życie uratował za co będę do końca życia wdzięczny. 

Bóg już tam dla dla tego człowieka luksusy ma przygotowane na bank.  

Staram się jakoś tam żyć. 

Co ma być to będzie. 

Poświęcam życie żeby pomóc innym jak tylko mogę. 

Ja to już praktycznie rzecz biorąc to nie jestem nikomu potrzebny więc to robię to dla tych  co moja wiedza będzie przydatna.

 Rodzice wychowali mnie jak mogli. 

Do dziś przychodzi mi taka myśl, że gdyby matka mnie zaraz po urodzeniu do wora wsadziła i wrzuciła do rzeki to by było z korzyścią dla wszystkich. 

Teraz to ani z kim porozmawiać ani nic. 

Wszystko takie bez celu i sensu. 

Dlatego innym ludziom chcę pomóc żeby im ułatwić coś w życiu. 

Przychodzimy na ten świat po coś.

Ja nie wiem po co ja tu jestem. Skoro żyję to coś do zrobienia jeszcze widocznie jest.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, maribellcherry napisał(a):

Masz ciezka prace i podziwiam Cie za to, ze masz sile ja wykonywac. Widocznie wykonujesz ja bardzo dobrze i wracajac do Twojego ostatniego zdania, moze jestes tu po to, zeby wlasnie pomoc tym ludziom.... Moze Twoje zadanie na ziemi to uratowac ich jak najwiecej...

Ja tez mam takie rozkminy czasem, po co do *uja pana chodze po ziemi? Skoro wszystko robie zle, czy to praca, czy to prywata. Z kazdej strony dostaje baty i krytyke, biere na klate... Poplacze sie, kilka dni chodze jak struta z bolem glowy, a potem z podniesiona glowa ide do pracy, tam gdzie mi klapy dali i dalej prowadze swoje lekcje i staram sie glabow nieukow i leni nauczyc troche jezyka (w innym poscie opisalam swoja sytuacje, wiec jak chcecie wiecej wiedziec to zapraszam do moich wylewów https://www.nerwica.com/topic/49178-czy-sa-tu-na-forum-nauczyciele/#comment-2711722 , tu nie miejsce na to).

Wiec tak sie oglnie czuje od kilku miesiecy coraz czesciej. Niepotrzebna, nienadajaca sie do pracy, nieudacznik...

 

 

Moja jedna z prac jest totalnie nudna i nic nie wnosi. Nudzę się w niej tylko i nie wiem jak mam zabić w niej swój czas.

Mam uczucie marnowania każdej sekundy tam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.01.2020 o 04:14, aishiteru napisał(a):

Cały rok poprzedni był dla mnie ciężki psychicznie, teraz trafił mi się dłuższy urlop w pracy, leżę i wegetuje. Nie mam ochoty na nic, nie chce widzieć ludzi ani znajomych na oczy. 
A to przez to, że w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że rodzice nigdy nie interesowali się mną, wynikami w szkole, marzeniami, niczym, od tamtych czasów aż po dziś potrafią tylko siedzieć przez tv i sączyć chmielny napój. 
Tak leżę i czuje pustkę, że nic nie osiągnęłam w życiu. Tak to prawda, ledwo gimnazjum skończyłam i po czasie poszłam do byle jakiej pracy, żeby uciec od tamtego syfu i zarobić na to, na co nigdy nie mogłam sobie pozwolić, czyli na wszystko. Ale teraz jak się dorobiłam większości, brakuje mi rodziny takiej jak mają inni, którzy od małego uczyli pewnych rzeczy i manier, ja musiałam sama siebie wszystkiego uczyć bez żadnego autorytetu. 
Zawsze mi dzieciaki zazdrościły, że nie dostaje żadnych kar jak coś przeskrobałam. Też myślałam, mam fajnie ale jednak przejrzałam teraz na oczy i to nie było takie fajne. Może bym się nauczyła, że trzeba się starać lepiej w szkole, czy w domu. A dziś nie potrafię mieć nawet swojego zdania, w pracy mogą mnie wykorzystywać jak im się podoba, nie umiem się bronić ani zawalczyć o swoje dobro i godność. 
Zastanawiałam się nad psychoterapią ale nawet tego się boję. 
Źle się z tym wszystkim czuje, powiedziałabym że jak śmieć nie człowiek. 

Jestem ciekawa jak się potoczyły Twoje losy. Jak jest dzisiaj ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj mnie przeraziło jak moja mama po tym jak kiedyś miała problem z alkoholem postanowiła znów się napić. A niestety mama po alkoholu jest kłótliwa, zaczepna. Dotarło do mnie że sobie z tym nie radzę. Ciężki temat. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, zarr napisał(a):

Wczoraj mnie przeraziło jak moja mama po tym jak kiedyś miała problem z alkoholem postanowiła znów się napić. A niestety mama po alkoholu jest kłótliwa, zaczepna. Dotarło do mnie że sobie z tym nie radzę. Ciężki temat. 

Czyli nie odstawila? Ona jest swiadoma tego że miała/ma ten problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

51 minut temu, bei napisał(a):

Czyli nie odstawila? Ona jest swiadoma tego że miała/ma ten problem?

Nie jest świadoma bo u nas w domu to był temat tabu, powiedzieć rodzicowi że ma problem z alkoholem to tak jakby go obrazić, zaraz by się zaczęło: "za kogo ty mnie masz..", ale mama ostatni raz napiła się rok temu no i wczoraj piwo.Dziś mieli spotkać się na drinka ale nie poszła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, zarr napisał(a):

Nie jest świadoma bo u nas w domu to był temat tabu, powiedzieć rodzicowi że ma problem z alkoholem to tak jakby go obrazić, zaraz by się zaczęło: "za kogo ty mnie masz..", ale mama ostatni raz napiła się rok temu no i wczoraj piwo.Dziś mieli spotkać się na drinka ale nie poszła.

U mnie też raczej tabu,no i jeszcze trzebabylo uważać żeby ludzie nie gadali... Jesli zadko pije to moze podejrzewa ze ma z tym problem. Ty w każdym razie zadbaj w tym o siebie. Jeśli sobie nie radzisz,  popros o pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×