Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bycie puszystym - wyrok?


Depresyjka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

może dość dziwnie nazwałam ten temat, jednak chciałabym żebyście powiedzieli co sądzicie o moim śmiesznym problemie.

Uogólniając - jestem gruba. Od kiedy pamiętam, byłam gruba. Jedynie nieco szczupłości miałam w okresie dojrzewania, ale teraz? ehh.. dawne czasy.

 

Mam taki 'nawyk', czy jak to inaczej nazwać, że kiedy się martwię, stresuję, albo po prostu nudzę to jem. Jem na potęgę. Moje otoczenie krytykuje mnie na każdym kroku - nie czuję się dobrze ze swoją tuszą, jednak kiedy mi jeszcze inni mówią, że muszę się odchudzać to załamuję się tym bardziej. Mam w sobie coś takiego, ze po takich słowach jeszcze więcej muszę jeść - nie wiem czy to na złość całemu światu, czy co, ale wiem, że krzywdę robię sobie. Jednak nie potrafię się powstrzymać. Moja samoocena sięgnęła dna, wstydzę się siebie i przez to uczucie chce jeść więcej by się jakoś pocieszyć! Wiem, że to absurd, ale.... nie potrafię przestać. Kiedyś przez parę miesięcy odchudzałam się, było widać efekty, nawet samopoczucie miałam o wiele lepsze, ale nagle wszystko trysnęło i powróciło do tego czym jestem teraz. Mam o sobie zdanie, że nie dam rady i tak schudnąć, że lepiej jeść, jeść i jeść. Nie myślę o chorobach, jakie mnie czekają... chciałabym coś z tym zrobić, ale co...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najlepiej to terapia, bo widać Twoje obżarstwo to tylko objaw czegoś poważniejszego

 

choć to tylko teoria, bo sama strasznie się obżeram, ale dotyczy to tylko czekolady :D

jedno na pocieszenie Ci powiem, że najgorzej jest na początku. Ja kiedyś próbowałam zerwać za nałogiem, i jak już wytrzymałam pierwsze tygodnie, to potem było już bardzo łatwo , ale najważniejsza zasada,

ZERO zakazanych rzeczy i żadnych wyjątków w święta itp

( u mnie to były tylko słodycze, u Ciebie powinno być np ZERO jedzenia powyżej iluś tam kalorii, bo chcesz schudnąć)

wiem, łatwo powiedzieć... trzymam jednak kciuki :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze że wiesz co jest źródłem Twoich problemów z nadwagą - złe regulowanie emocji. Myślę że terapia to najlepsze rozwiązanie, jest coś takiego jak mitingi anonimowych żarłoków i od tego bym spróbował zacząć.

No i ćwicz. Dużo ćwicz. Od ćwiczenia się mniej chce jeść. Ja np. od kiedy codziennie ćwiczę to mój apetyt wieczorem i w nocy zmniejszył się dwukrotnie jak nie bardziej.

Powodzenia :smile:

 

-- 01 lip 2012, 22:22 --

 

ale najważniejsza zasada,

ZERO zakazanych rzeczy i żadnych wyjątków w święta itp

To nie jest najważniejsza zasada. Tzn. dla niektórych może być, a dla innych lepsza jest zasada że można sobie np. raz w tygodniu na coś pozwolić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli zacznę się odchudzać to... nie mogę sobie pozwolić na cokolwiek, bo wtedy to już koniec diety.

Najlepsze jest to, że często niektórzy pytają mnie (są w trakcie diet) co powinni jeść itp. Doradzę im, ale sama sobie doradzić nie potrafię.

 

A gdzie ja mogę znaleźć takie grupy wsparcia? Nie wiem czy znajdę odwagę :P:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresyjka, mnie to sie widzi, że masz bardzo małe doświadczenia w zrzucaniu wagi, nie piszesz nic o metodach jakie stosowałaś żeby schudnąć, czy np stosowałaś monodiety czy coś innego? no i przedewszystkim nie wydaje mi się, żebyś miała powazny problem z głową ;) to, że krytyka bliskich Cię rani - to jest rzeczą naturalną, wręcz zdrową reakcją i każdego takie uwagi bolą. nie znaczy to, że trzeba od razu biec do psychologa. z obserwacji znajomych widze, że 3/4 populacji poprawia sobie humor czekoladą i to jeszcze nie zbrodnia. grunt, że potrafisz jasno określić i opisać swoje uczucia w związku z tym i to jest ok. na Twoim miejscu zwróciłabym sie do dietetyka. Masz problem ze stabilizacją diety, a on właśnie w tym Ci pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie lubię takich stwierdzeń w stylu "nie potrafię przestać", "to silniejsze ode mnie", "to wina choroby" itd. E tam, sama przez wiele takich rzeczy przechodziłam i zawsze wystarczyła determinacja i czas, żeby się tego, czy tamtego pozbyć. Jejku, tyle jest informacji teraz na różne tematy, sposobów leczenia itd. Dla mnie takie trwanie przez x lat w jednym i tym samym problemie to po prostu kwestia wyboru. Po prostu lenistwo. Wiem, pewnie większość tu się ze mną nie zgodzi, ale jestem zdania, że problemy typu anoreksja, czy takie jak Ty masz nie wymagają niewiadomo ile dziesiątek lat, żeby się ich pozbyć. Trochę czasu trzeba, ale bez przesady. Za rok, dwa mogłabyś być zdrowa. Jakbyś była wystarczająco dociekliwa to znalazłabyś źródło tego. Może ktoś powie, że osądzam. To prawda, osądzam, ale takie jest moje zdanie. Już mam dosyć słuchania o tym, jak to ludzie są bezradni i jak to nic nie mogą zrobić i tych pytań w rodzaju: "chciałbym, ale jak?". Dla mnie to głupie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście - nie powiedziałam jasno co robiłam w tym kierunku.

Dietetyka odwiedzałam parokrotnie - on mi doradzał co i jak. Starałam się to utrzymać, jednak bezskutecznie. Stosowałam mnóstwo rodzajów diet, by przypasowały mi, ćwiczyłam regularnie, to trwało naprawdę parę dobrych lat, ale za każdym razem, kiedy rozpoczynałam coś nowego, po max 3 miesiącach znikało.

Mam w sobie coś takiego ( i się z tym nie kryję), że to co rozpocznę - nie potrafię zakończyć sukcesywnie. W połowie drogi za każdym razem (nie tylko o odchudzaniu tu mówię) uginam się, przestaję to robić, bo nagle powracają mi myśli w stylu: "Po co ja to robię?" czy też "I tak mi się nie uda!!"

Żyję bardzo w świecie marzeń, wyobrażam sobie jaka to szczupła i radosna jestem, ale nie potrafię tego przenieść do świata rzeczywistego i wtedy idę do lodówki i zajadam (niekoniecznie słodycze). Jeżeli chodzi o przygotowanie w stylu "znajomość diety" czy też "co mi wolno, a co nie" to mam to opanowane w malutkim paluszku. Jak wspomniałam... największy mój problem tkwi chyba w tej myśli, że i tak mi się nie uda, ten pesymizm. I tego właśnie nie potrafię pokonać :(((( I kolejna wizyta w kuchni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi o przygotowanie w stylu "znajomość diety" czy też "co mi wolno, a co nie" to mam to opanowane w malutkim paluszku. Jak wspomniałam... największy mój problem tkwi chyba w tej myśli, że i tak mi się nie uda, ten pesymizm. I tego właśnie nie potrafię pokonać :(((( I kolejna wizyta w kuchni...[/quote

 

właśnie! pamiętam,kiedy udało mi się nie jeść słodyczy całe 2 lata, to wyjściowo byłam w zupełnie innym stanie psychicznym niż teraz. Chodzi o to, że teraz czuję się źle, mam objawy nerwicy i teraz wiem, że byłoby mi sto razy trudniej nie jeść, wtedy po prostu było łatwiej zacząć w ogóle. Według mnie te wszystkie metody( tak jak piszesz wiesz co wolno a czego nie wolno itp.) są bez sensu, jak podstawa, czyli psychika działa źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie doszłam do takiego wniosku, że coś u mnie bardziej z psychiką, czy własną samooceną niż z dietą etc.

 

I tu jest ten problem, dlatego wolałam napisać tu do was, byście mi doradzili ;) Psycholog nie doradził, a tylko z wami mogę tak szczerze porozmawiać :((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klarunia, no teraz z deka pitolisz. Każdy przypadek jest inny. Niektórzy walczą z zaburzeniami odżywiania, depresją, nerwicą, ChAD-em przez całe życie. Za szybko stawiasz diagnozy i ferujesz wyroki.

 

 

A to jest już nieuprzejme z Twojej strony. Ja wyraziłam swoje zdanie, do czego miałam prawo i podkreśliłam, że jest to moje zdanie i że pewnie większość się ze mną nie zgodzi. A Ty? Niezbyt miły zwrot: "pitolisz". Poza tym nie postawiłam żadnej diagnozy. Jak się ze mną nie zgadzasz, to nie narzucaj mi swojego zdania, tylko napisz, że Ty masz inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z dietami jest jak z rzucaniem palenia. Odchudzamy sie/rzucamy bo wiemy ze powinnismy to zrobic dla naszego dobra ale tak naprawde wcale nie chcemy sie z tym rozstac. Boimy sie co bedzie potem... jak sobie poradzimy w sytuacji stresujacej nie moga zapalic/ zajec problemu.

Trzeba zmienic sposob myslenia i dobrze przygotowac sie do diety/ rzucania palenia, bo wszystko tkwi w naszej glowie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, też tak uważam. Jestem zdania, że jest to kwestią naszego wyboru, tak, jak napisałaś. Sama też czasem wybierałam źle dla siebie. Stąd mój pogląd, że nie potrzeba x lat, żeby się zmienić. Myślę, że taki pogląd może bardzo pomóc i bardzo przyspieszyć wyzdrowienie z czegokolwiek. Może autorce tematu tez pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klarunia, no teraz z deka pitolisz. Każdy przypadek jest inny. Niektórzy walczą z zaburzeniami odżywiania, depresją, nerwicą, ChAD-em przez całe życie. Za szybko stawiasz diagnozy i ferujesz wyroki.

A to jest już nieuprzejme z Twojej strony. Ja wyraziłam swoje zdanie, do czego miałam prawo i podkreśliłam, że jest to moje zdanie i że pewnie większość się ze mną nie zgodzi. A Ty? Niezbyt miły zwrot: "pitolisz". Poza tym nie postawiłam żadnej diagnozy. Jak się ze mną nie zgadzasz, to nie narzucaj mi swojego zdania, tylko napisz, że Ty masz inne.

A owszem. Zgadzam się. Było nieuprzejme. Wybacz, ale do szału doprowadza mnie brak empatii. Dużo w życiu widziałam, swoje przeżyłam i wiem, że różnie bywa. Nie oceniam i staram się być otwartą na każdy przypadek. Widać, że dziewczyna ma problem psychiczny i dobrze tu wszyscy wiemy, że sypanie tekstami typu "dla mnie to głupie, dla mnie to lenistwo" w niczym nie pomoże. Ba! Może jeszcze zaszkodzić, bo jak dobrze przeczytałaś, całe otoczenie Depresyjki odnosi się do niej w podobny do Twojego sposób.

 

Depresyjko powinnaś zwrócić się do psychologa, który specjalizuje się w zaburzeniach odżywiania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, spoko :) Choć co innego trochę miałam na myśli. Myślę, że wypowiedź Candy bardziej jasno oddaje mój punkt widzenia, niż moja własna. Ale prawda jest taka, że kilkudziesięcioletnie trwanie w jednym problemie uważam za głupie, niestety. I mnie z kolei co innego denerwuje. I też nie bardzo wiem, jak to napisać. Chodzi o to, że kogo chorego nie spotkam, to wydaje mi się, że on nie chce się zmienić. Niby cośtam robi, ale tak naprawdę nie chce. Woli raczej korzyści płynące z choroby. To dla mnie trochę jak w filmie "Lot nad kukułczym gniazdem". Mam taką filozofię, że 99% takich rzeczy jest kwestią wyboru. Uważam, że decyzja to potęga. Że można pewnego dnia wstać i powiedzieć "idę sobie stąd". I pójść. Taki sposób myślenia ma też Daniel Ilabaca, może go kojarzycie? Można go znaleźć na youtube mi. w filmiku "Choose not to fall" (jest z polskimi napisami) Myślę, że jest to osoba, która bardzo ładnie wprowadza to w czyn. No, ale dobra :) jeszcze raz podkreślam, że to wyłącznie moja opinia i nie rozgadowuję się już więcej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam taką filozofię, że 99% takich rzeczy jest kwestią wyboru. Uważam, że decyzja to potęga. Że można pewnego dnia wstać i powiedzieć "idę sobie stąd". I pójść. Taki sposób myślenia ma też Daniel Ilabaca, może go kojarzycie? Można go znaleźć na youtube mi. w filmiku "Choose not to fall" (jest z polskimi napisami) Myślę, że jest to osoba, która bardzo ładnie wprowadza to w czyn. No, ale dobra :) jeszcze raz podkreślam, że to wyłącznie moja opinia i nie rozgadowuję się już więcej :)
To tylko piękna teoria, ale moim zdaniem nieprawdziwa. Taki zryw do zmiany rzadko kiedy ma charakter dłuższy niż chwilowy. Wydaje mi się że pewne schematy myślowe, sposoby reakcji są jednak dosyć utrwalone i porównałbym je do rzek które mają swoje koryta. Żeby zmienić brzeg rzeki nie wystarczy postawić gdzieś tamy, bo woda się tylko rozleje bezsensownie, ale trzeba zbudować nowe koryto.

 

Ja trochę przytyłem od siedzącego trybu życia i leków, może nie jakoś tragicznie, ale zauważalnie. No ale też niezbyt do jakichś ćwiczeń potrafię się zmobilizować bo efektu nie widać, a ćwiczyć nigdy nie lubiłem.

 

Depresyjka - a może przeceniasz swoją nadwagę? Kobiety mają skłonność do dramatyzowania w tej kwestii ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×