Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Na mnie leki chyba przestały działać. Po zmienieniu dawki na 2 tabletki w miarę dobrze było przez pierwsze 4 dni i padło.

Obecnie biorę i nie czuję żadnej poprawy. Jest mi smutno jak cholera i jedyna różnica jest taka, że nie leżę w łóżku tylko normalnie pracuję. Chociaż tyle ale jak dala mnie - to trochę mało. Bo wraz z uspokojeniem wróciły mi myśli i pragnienia sprzed wielu lat: namiętnie myślę o samookaleczaniu, samobójstwie, paleniu, piciu.... Minął mi zwis na wszystko i zaczęłam każdy problem traktować jako: "Jak się zabiję to będę miała z tym spokój".

Bardzo względnie nachodzi mnie myśl o ucieczce gdzieś bardzo daleko.

Czyli absolutnie nic konstruktywnego, a lekarz przyjmuje dopiero od stycznia.

 

Za mała dawka ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na mnie leki chyba przestały działać. Po zmienieniu dawki na 2 tabletki w miarę dobrze było przez pierwsze 4 dni i padło.

Obecnie biorę i nie czuję żadnej poprawy. Jest mi smutno jak cholera i jedyna różnica jest taka, że nie leżę w łóżku tylko normalnie pracuję. Chociaż tyle ale jak dala mnie - to trochę mało. Bo wraz z uspokojeniem wróciły mi myśli i pragnienia sprzed wielu lat: namiętnie myślę o samookaleczaniu, samobójstwie, paleniu, piciu.... Minął mi zwis na wszystko i zaczęłam każdy problem traktować jako: "Jak się zabiję to będę miała z tym spokój".

Bardzo względnie nachodzi mnie myśl o ucieczce gdzieś bardzo daleko.

Czyli absolutnie nic konstruktywnego, a lekarz przyjmuje dopiero od stycznia.

 

Za mała dawka ?

 

trzymam kciuki

może zadzwoń do lekarza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdybym miał siłe decydować o swoim życiu to pewnie zgłosił bym się na eutanazję

mam juz serdecznie dosyc tej choroby ta ciągle hustawki i depresje mecza mnie w moim życiu nie ma żadnego progresu i rozumienia TEJ JAZDY

od 14 lat ciagle problemy na tle osobistym finansowym i jakim kolwiek...

tyle lekow juz wyjadlem, byłem w szpitalu dali tysiac etykiet, bylem na terapiach, bylem na egzorcyzmach juz kochac nawet nie umiem, mam 32 lata inni juz maja rodziny własne domy, dzieci a ja latam z Polski do Anglii z jednej pracy mnie wyrzucaja a druga cięzko znaleźć.

 

mam naprawde dosyc tej wedrówki najpierw zaburzenia schizoafektywne potem choroba dwubiegunowa, mózg bladzi i ja tez błądze.

brak perspektyw że moze byc lepiej jak moge myslec pozytywnie skoro do tej pory nic sie nie wydarzyło.

4 terapeutów kasa w błoto jeden psychiatra nie lepszy od drugiego może ktos tu ze mna porozmawia

jestem z tym sam..........

 

pozdrawiam wszytkich chad z deprecha itp.

skype: strono2 :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pocieszenie powiem Wam,że do maja tego roku też myślałem iż nie wyjdę z depresji . Miałem przez około roku silne stany depresyjne , które spowodowały ,że musiałem zrezygnować z pracy bo nie mogłem się skupić na rzeczach ,które normalnie nie sprawiały mi żadnych kłopotów. Życie traciło sens,brałem kolejne leki od lekarza , byłem na oddziale dziennym nerwic i nawet złożyłem papiery o przyznanie czasowej renty. Na oddziale przesympatyczna lekarka zapisała mi Ketrel ,który prawdopodobnie spowodował z Litem (brałem wcześniej) szybką poprawę zdrowia.

Zacząłem znowu normalnie funkcjonować, papiery o rentę poszły do kosza ,znalazłem pracę i mimo,że czasami pracuję dłużej nie mam większych problemów z koncentracją.Także czasami trzeba poczekać na to aby lekarz trafił najodpowiedniejszy dla nas lek.

Po pewnym czasie mimo brania systematycznie leków poczułem jak by ślizgały mi się po głowie lekkie myśli depresyjne pod wpływem stresu. Postanowiłem trochę wspomóc działanie leków i zmienić swój stosunek m.in. do pracy. Zacząłem reagować z większym dystansem do spraw i zmienić swoje postrzeganie na bardziej pozytywne . Takie szybkie reagowanie na stres nie pozwala mi się nakręcić a więcej optymizmu,nie zajmowanie się nieistotnymi sprawami pozwala zachować więcej energii.Czym więcej rzeczy polubimy i wyrobimy w sobie nawyk szybkiego łagodzenia stresu tym lepiej. Na razie w remisji ta teoria wraz z lekami całkiem dobrze u mnie działa . Zobaczymy jak będzie dalej ale uważam ,że dobry pomysł na chociaż najlżejsze wspomożenie leków. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Waplo, :great: Jak się cieszę, że Cię "czytam" :)

Wpadnij na zlocik, dawno Cię nie widziałam, a tak miło popatrzeć na taką radosną, uśmiechniętą twarz :)

Cieszę się, że u Ciebie wszystko ok i taki pozytywny stosunek do pracy... Ja się wdrążam w pracę i uczę dystansu, na razie jestem na etapie oswojenia, zaraz po etapie entuzjazmu...

 

dragon1980, współczuję... świetnie Cię rozumiem, ja też mam dość ciągłej jazdy... ciągłego roller coastera... eksperymentów z lekami, ciągłe nadzieje, że może te ruszą... może terapia coś da... tzn ja wiem, że największą pracę muszę sama wykonać... nikt tego za mnie nie zrobi, leki i terapia to tylko część pomocy... pozytywne myślenie... no może... nastawienie... tia... ruszyć dupę... wstać i nie myśleć najlepiej. Działać. Nie rozkminiać.

I nie samobiczować się niepowodzeniami. Upadamy? Co z tego? Wstajemy, otrzepujemy się z tego cholernego błota i idziemy dalej. Choćbyśmy mięli zdechnąć, to musimy dojść do mety. Ona sama do nas nie przyjdzie.

I jeszcze jedno. Nie jesteś sam. Nas chadowców jest od cholery. Nie jest to może jakoś specjalnie pocieszające, ale jednak... Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PannoAlicjo - nie do końca masz rację. W naszej chorobie, jeżeli ma się przewagę depresji nad manią i udaje nam się osiągać sukcesy w nauce lub pracy, to potrafimy lata całe egzystować nie zauważając objawów choroby (ja myślałem że każdy człowiek tak samo przeżywa pewne sytuacje jak ja).

Podam dziecinny przykład - dla mnie ocena negatywna w szkole oznaczała ciężkie załamanie - dla normalnych moich rówieśników nie stanowiła problemu. Ja to ciężko przeżywałem. Dlatego strach przed tymi przeżyciami był motorem moich zachowań i moich sukcesów w szkołach.

Uczyłem się jak szalony (nb) bojąc się jakiejkolwiek porażki.Osiągałem sukcesy w pracy, dlatego przejście na emeryturę pokazało mi prawdziwe oblicze czadu.

W ciągu trzech miesięcy straciłem praktycznie kontak z rzeczywistością. Przed S.

Ketrel jest super. Naprawdę. Ja go biorę setkę na noc. Poprawia mi apetyt i usypia. Oczywiście ciągle pracuję. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Waplo

Ta sama mieszanka i mnie wyciagnela+3 miesiace antydepresanta na poczatek. Teraz sam lit.

Twoj fragment wpisu dot. podejscia do stresu itp. jest w pelni zgodny z moimi na ten temat odczuciami!

Tego wlasnie uczy terapia poznawczo-behawioralna i wiele razy o tym pisalem.

Ale zeby nie bylo tak milo to nie zawsze sie tak da:/ Czasami stresowa sytuacja lub jakies wydarzenie spycha nas troche za gleboka ale ogolnie jakos to u mnie dziala. Np. tydzien temu mialem dosc mocno nieciekawe dwa dni na hustawce.

I nawiazujac do tego gdzies, kiedys wyczytalem, ze juz bedac na lekach moga sie pojawiac episody mieszane. Mieszane w sensie zmiany fazy z dnia na dzien. Czy to prawda?

pannaAlicja

W depresji nie ruszumy tylka. Tu sie nie zgodze. Ale juz w momencie w ktorym idzie do gory...tak to najwlasciwszy czas zeby znowu sie odbudowac a nie siedziec z rekoma w kieszeni. Nawet kiedy jestesmy wyzeci, nerwowo rozregulowani trzeba sie przemoc by odbudowywac wiezy spoleczne, nauczyc sie na nowo czerpac przyjemnosc z zycia, malych pierdol i jak pisze Waplo potrenowac cwiczenia zlewy na sprawy ktore kiedys nas zbyt mocno i bez sensu przytlaczaly:D

JOSE 2

Zgadzam sie. Juz o tym pisalismy i nadal nie wiem jak to robiles ale mi nie zawsze starczalo charakteru zeby pracowac tak jak mi talent i checi pozwalaly (choc wyniki jakie osiagnalem moga mowic cos innego).

I o ile wczesniej dawalem rade (teraz wiem, ze tylko talent mnie ratowal a nie pracowitosc) to ostatnie lata juz nie dawalem rady.

Stad dla mnie diagnoza to wybawienie bo dowiedzialem sie, ze niepotrzebnie oskarzalem siebie o lenistwo itd.

Po czasie tez widze, ze 15 lat zylem w nieswiadomosci choc pierwsze mysli o chad byly juz z 12 lat temu.

Najgorsze jest to, ze pomimo internetu itp. nadal w spoleczenstwo nic nie wie o chad. Straszne ile ludzi choruje nawet o tym nie wiedzac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale juz w momencie w ktorym idzie do gory...tak to najwlasciwszy czas zeby znowu sie odbudowac a nie siedziec z rekoma w kieszeni. Nawet kiedy jestesmy wyzeci, nerwowo rozregulowani trzeba sie przemoc by odbudowywac wiezy spoleczne, nauczyc sie na nowo czerpac przyjemnosc z zycia, malych pierdol i jak pisze Waplo potrenowac cwiczenia zlewy na sprawy ktore kiedys nas zbyt mocno i bez sensu przytlaczaly

 

u mnie niestety przejście w górę zawsze wiązało się albo ze stanami mieszanymi albo z odlotem i bardzo głupimi decyzjami, na przykład braniem kompletnie nierealnych do wykonania prac i w rezultacie taśmowe nawalanie; przejście w dół to z kolei stany lękowe, agresja, rozpad relacji

 

w sumie najgorsze momenty w moim życiu to właśnie przejścia z dołu w hipo i z powrotem, do depresji jestem w jakimś tam sensie przyzwyczajony a podczas przejść robi się bardzo groźnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dragon1980 trzymamy kciuki

nie wiem co Ci poradzić

ja też jestem zmęczona deprechą

 

ostatnio doświadczam poczucia, że nie wiem które myśli są moje prawdziwe a które sobie ubzdurałam

co sądzę, jakie mam przekonania

taka jakby dezintegracja siebie

 

może to przez terapię?

zaczęłam pracować nad zmianą schematów

 

i jeszcze pojawiły się problemy z pamięcią

szybko zapominam niektóre ostatnie zdarzenia

 

czy Wam się takie coś przytrafiało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześc.

Ponieważ dawno mnie tu nie było mam zamiar się rozpisać.

A więc jest w miarę dobrze .Najlepiej odkąd zachorowałem .Zbiegło się w czasie wiele czynników , które to spowodowały.

Myślę , że w końcu zbieram żniwo ponad czteroletniego wysiłku. Bywało różnie. Sami wiecie. Byłem tak blisko , tak bliziutko małżeństwa ze śmiercią, że przestałem się Jej obawiać. Stała się ona nawet moją przyjaciółką-jedyną siłą , która mogła w 100% dać mi ukojenie. Dzięki temu mogłem z nadzieją patrzeć w przyszłośc ,dawać sobie "jeszcze dzień" ,który musze wytrzymać. Zawsze miałem samobójstwo w zanadrzu , które dało by kres udręce. Myśli samobójcze były tak częste, tak niepokojąco wyraziste, że kompletnie przestały na mnie robić jakiekolwiek wrażenie i jestem przekonany, że w każdej chwili w razie potrzeby mogę to zrobić. To tylko kilka sekund i zdecydowanie, a potem już tylko błogi niebyt, bez depresji, napięcia, lęku i poczucia całkowitej alienacji i zeszmacenia.

Co się złożyło na mój sukces?

Trafiony lek i 2 lata psychoterapii dzięki której nauczyłem się żyć z tym syfem jakim jest choroba.

Setki godzin swoistej terapii w postaci telefonicznych rozmów z Kolegą z forum .

Swiadomośc, że każdy kolejny miesiąc może być tym ostatnim w moim życiu ( nadchodzący wyrok ) i w związku z tym nie marnuję czasu tylko idę do góry jak rakieta.

Bardzo realny sukces mentalny i finansowy - pierwszy raz w życiu zaufano mi w pełni i dano szansę na rozwinięcie skrzydeł. Nie zawiode pokładanego we mnie zaufania.

Z miesiąca na miesiąc, wraz z poprawą samopoczucia narzucałem sobie coraz to nowsze i większe obowiązki. Na tyle intensywne , że każdego dnia miałem poczucie , że jestem na granicy wytrzymałości.

Obecnie pracuję praktycznie od rana do wieczora.Często mam wrażenie że nie dam rady i chcę się poddać. Ale podobnie jak z benzo-nie poddam się i ch...j Czasami obiad jem o godzinie 20 pomimo tego ,że wstaję po 6 rano. Brakuje mi na wszystko czasu. Lecz chyba uwielbiam to.

Nienawidzę niedzieli , kiedy zbyt mało się dzieje. Wtedy powraca odrętwienie, odrealnienie, depresja i przemyślenia Nienawidzę wakacji. Wtedy również niepowstrzymanie dopada mnie ostry zjazd.

Mam nadzieję że wysiłek zaowocuje zyskami jakich się spodziewam. A jeśli nawet nie, to i tak sama świadomośc z jakimi obecnie rzeczami i problemami skutecznie się zmagam daje potężnego kopa i poczucie niezatapialności.Nie wiem jak to opisać, ale czuję ogromną siłe sprawczą i ode mnie zależy jak ją ukierunkuję. Mam nadzieję , że będzie to jasna strona mocy, ale równie dobrze zadowolę się jej ciemną stroną.

JOSE ma rację. W tej chorobie „zajob” daje lekką hipomanię .Jeśli "zajob" nie wystarcza, potrafię wyświetlać sobie w głowie bardzo wyraziste filmy dotyczące tego , co się wydarzy , gdy wpadną na pomysl aby skazać mnie na więzienie.

Wtedy biada wszystkim tym , którzy kiedykolwiek weszli mi w drogę. Cały impet, cały potencjał, jaki wykorzystuję w dążeniu do celu obrócę przeciw światu.

Wezmę ze sobą do dna wszystkich tych , którzy na to zasłużyli. Tylko że ja się nie boję śmierci.

Skoro dla niektórych jestem skurwy..synem postaram się ze wszystkich sił zasłużyć na to miano.

Dotychczas życie nie dało mi żadnych szans. Normalne życie skończyło się gdy miałem 10 lat, kiedy straciłem całe dzieciństwo przez alkoholika z chadem. Potem już było tylko gorzej , czego eskalacją było znalezienie starego na strychu, życie w nędzy , lęk przed światem, choroba psychiczna i więzienie.

Dopiero teraz , gdy mam 40 lat dostałem swą pierwszą szansę od życia.

Powiem szczerze , że oba scenariusze ( sukces życiowy na który ciężko pracuję lub wielka katastrofa, dzięki której wreszcie będę mógł wypuścić z klatki tak uparcie więzionego psychopatę ) sprawiają mi chyba jednakową przyjemnośc.

Nie mam manii. Śpię regularnie od północy do 6.30 rano jak zabity. Potrafię szczegółowo zaplanować dzień i trzymać się planu.Nie chleję , nie ćpam ,nie wyrywam "dupeczek"

Oczywiście czasami przegnę z intensywnością pracy,ale poprostu muszę nadrobić stracone ostatnie 5 lat, kiedy spadłem na samo dno. Żadnej emerytury ani normalnej pracy już nigdy mieć nie będę. Jedynym wyjściem jest ciężka i intensywna praca na własny rachunek.

Za przekroczenie granic wytrzymałości płacę nawrotem fazy depresyjnej .Lecz kiedyś dostawałem potężnego lęku-tym potężniejszego im bardziej próbowałem z depresją i lękiem walczyć. Efektem była trwająca kilka lat derealizacja.

Teraz już wiem , że jedyną rzeczą jaka jest w stanie przywrócić poziom , lub nawet "lekko nad kreską " jest calkowita olewka. Wyłączam telefony , robię furę żarcia i oglądam fimy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia , że "nic nie robię" . Mam to w dupie. Mam świadomośc, że w momencie gdy wróci napęd będę znów pracował za dwoje.

Oczywiście będąc w depresji nie wygląda to wszystko tak różowo ….cięzko pozytywnie myśleć patrząc na zniekształcony depresją obraz rzeczywistości. Wtedy nie jestem już taki pewien swego jak teraz.Na szczęscie depresyjna faza trwa maksymalnie kilka dni.Pojawia się co kilkanaście dni niestety. Jeśli miała by znów się „zawiesić” na dłużej-z pewnością się zabiję. Bezapelacyjnie. Jestem przekonany że to ostatnia szansa na ustabilizowanie swojego życia i zabezpieczenie go od strony materialnej. Za chwilę ze względu na wiek będzie już za późno. Po prostu nie zdążę zarobić na „starość” ZUS mi wyliczył , że na obecną chwilę moje składki POZWOLĄ MI NA 270 PLN emerytury.

 

Myślę że choroba też się przyczyniła do obecnego wzlotu. Czasami trzeba spaść na samo dno, żeby mieć się od czego wybić.

Wiem dzięki niej , że jeśli zechcę potrafię przetrwać wszystko . Problem w tym , że w depresji ciężko z tym „chceniem"

Nie mam zamiaru również robić tego ,czego nie chce ( np wyrok w więzieniu ) Wiem że zawsze potrafię postawić na swoim. Nawet za cenę życia.

I to pomaga.

Lamotryginę będę brał już do końca życia. Ale nie mam z tym problemu-nie ma absolutnie żadnych skutków ubocznych.

Bardzo natomiast doskwiera mi przetrącony przez milicję kręgosłup szyjny. Głowa boli mnie stale od 2 lat , czasami nawet rzygam od rana. Być może czeka mnie operacja. Być może ktoś mi za to kiedyś zapłaci. Sąd stwierdził, że to ja napadłem na 8 milicjantów z antyterrorki , a oni tylko zastosowali „chwyty obronne” .

Najgorzej czuję się rano. Ciężko wstać . Nienawidzę również stałej kuli w gardle .Czuję przez nią agresję . Tylko po browarach uczucie to staje się nieistotne.

Liczę się z tym, że w każdej chwili czar może prysnąć.

Wtedy mój prywatny psychopata dostanie ode mnie zielone światło i "na pochybel wszystkim" jak to pięknie stwierdził Gajos w "Psach"

Dobrze jest czasami dostać mocno w dupsko. Nie boję się NICZEGO. Bo cóż może być gorszego od śmierci, ktorej absolutnie się nie boję?

Trzymajcie się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od pół roku nie biorę niczego oprócz lamotryginy.

Tak więc sen jet fizjologiczny, a nie chemiczny.

Nie wiem czy stan w którym obecnie się znajduję to "norma" , czy "górka".

Poprostu nie pamiętam juz jak powinna wyglądać "norma" . Po latach choroby nie mam już punktu odniesienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W trakcie.....

Powiem szczerze że pier dolę to. Mogę albo się tym gryźć i tkwić w głębokiej dupie, albo pierd olić ich z cała tą temidą.

Robię swoje . Jak się uda, to będę "rozpędzony" i nie będę musiał się zastanawiać " co dalej" zwłaszcza , że znając polskie sądy będzie to trwać jeszcze nawet kilka lat.

Jeśli za jakiś czas stwierdzą , że trzeba mnie dożywotnio odizolować ( bo w moim przypadku pójście do puchy w wieku czterdziestu kilku lat na 5-7 lat, jak domaga sie prokuratura ,to dla mnie dożywocie-to chyba oczywiste ) to wtedy jak już napisalem ,cały impet , cały napęd i nagromadzoną nienawiśc obrócę przeciwko "światu"

Mój prywatny psychopata , ktory ciągle gdzieś siedzi w mojej glowie i wyświetla różne scenariusze marzy o czarnej wersji rozwoju wypadków, dzięki czemu przestanę Go dalej krępować i kontrolować :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie będę tutaj twierdził że "trzeba myśleć pozytywnie" oraz "oto efekty psychoterapii" i inne tego typu kretynizmów, bo tak naprawdę gdyby nie lek, który "zatrybił" dalej byłbym w ciemnej d..... i nie byłbym w stanie napisac takich mądrości.

Niezależnie od tego jak dalece bym się sterapeutyzował.

Ale przyznać musze , że sam lek, bez terapii również nie byłby w stanie przywrócić mi mojej prawdziwej osobowości.

Lek przywrócił sprawnośc intelektualną. Terapia natomiast działa kojąco na moją psychikę, moje tak ciężko doświadczone i zranione ego.

Lek i terapia to klasyczny przykład transakcji wiązanej.

Nie czuję jednak trwałego bezpieczeństwa umysłowego. Zbyt dużo już się wydarzyło aby być naiwnym dzieckiem we mgle.

W każdej chwili wszystko może się zakończyć niczym w filmie "Przebudzenia" z De Niro ( myślę że to lektura obowiązkowa dla każdej osoby borykającej z mniej lub bardziej nasiloną chorobą psychiczną )

Tak więc korzystam maksymalnie z mojego osobistego "Przebudzenia"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chłopie życzę Ci z całego serca powodzenia. Mnie psychoterapie w stadium depresji nigdy nie pomagały. Depresja mnie obezwładniła tylko raz. Potrafiłem tak ukrywać stan mej psychiki, że żona nie zauważyła jak jest ze mną żle. Po prostu biedna kobiecina myślała, że ja taki twardziel przetrzymam wszystko. Niestety.

Jak spojrzę wstecz na moje życie to przypominam sobie szczegóły od lat kiedy miałem piętnaście lat. Epizodów depresji miałem mnóstwo.

.Z naszą chorobą nieodłącznie związany jest alkohol (99,9%). Zdażyło mi się w moim długim życiu jak na czadowca, poprzez schlanie się totalne zmienić fazy naszej choroby. Częściej była to zmiana na gorsze.

Wszystkich chorych na to świństwo chciałbym zapewnić, że można z tym żyć. Ja np. tęsknię za hipo, które w moim przypadku nie jest zbyt duże - ALE JAK WTEDY ŻYCIE MI SIĘ PODOBA.

W chwili obecnej nie potrafię cieszyć się np. z osiąganych sukcesów. Ketrel i Depakina (biorę ją od bardzo dawna - moim zdaniem do niczego -czas ją rzucić) wypoziomowały mój nastrój na minus jeden bez większych odchyłek. Ten stan trwa już trzeci rok.

Pomimo mego wieku w hipo, bardzo podobają mi się dziewczyny. Teraz od trzech lat tylko jak motylki, które się podziwia. :why::why::why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JOSE 2

Tak to jest z depresja/chad. Szczegolnie u facetow. Nie dosc, ze inni nie dostrzegaja jej to jeszcze samemu nie jest sie w stanie rozpoznac swojego zachowania. Zrzuca sie to wszytsko na nadwrazliwosc, nerwice itd.

Jak sobie pomysle ile lat sie meczylem zanim poszedlem do lekarza. A jesli do tego wezmiemy tylko lekkie i krotkie hipomanie, ktore otoczenie postrzega jako pozytywne i normalne to kompletnie nie ma sie co dziwic, ze nikt nie pomysli o nas, ze mamy chad.

Ech...kobiety w hipo to temat rzeka.

 

Intel

Dwa dni temu chcialem opier....c tego psychopate w Tobie ale akurat mi sie przestawialo z + na - i uswiadomilem sobie, ze zawsze w takich momentach wlacza mi sie tzw. wkurw :) Stad moze Ciebie rozumiem... choc daleko mi od zrobienia rozpierdziuchy :) Sorry za brzydkie slowa ale one chyba najlepiej wyrazaja ten stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szalone okresy? Zrujnowaly mi osmioletni zwiazek, zrujnowaly finansowo, przypadkowy seks z byle czym, ostre chlanie i cpanie. To wlasnie byly moje "szalone okresy". Owszem, w trakcie bawilem sie doskonale, ale jak przyszlo po latach policzyc straty, to zaluje, i to cholernie, ze to kure wskie chorobsko nie zostalo rozpoznane u mnie wczesniej (pierwsza depresja i proba samobojcza w wieku 13 lat, potem 17, 26 i 28). Za pozno zostalem prawidlowo zdiagnozowany i leczony, zeby nie lizac teraz ran. A ile rzeczy jeszcze sie wydarzylo, o ktorych wole nie pisac. Ehhh, szkoda slow. Teraz staram sie zyc z dnia na dzien, niechetnie wracam do przeszlosci i nie wybiegam za daleko w przyszlosc bo zycie ciagle mi pokazuje, ze dobra passa moze szybko sie skonczyc i na odwrot.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

suma (prócz prób samobójczych) wygląda u mnie bardzo podobnie - akurat jedyne co dobrze wspominam, to te nawiązywane na hipo i często przypadkowe relacje, jakoś udało mi się uniknąć syfiastych sytuacji; zgadzam się z Widmem, że w tych relacjach są naprawdę niespotykane historie

 

związek rypnął mi się pięcioletni, teraz od ponad 6 lat jestem w otwartym związku z dziewczyną z BPD, książkę by można o tym napisać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×