Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

mam pytanie takie, czy ktoś z Was miał psychoterapię systemową i czy jest sens się w nią pakować z ChAD typu II?

 

Zawsze jest sens chodzenia na psychoterapię. Pomimo, że nam czadowcom mało pomaga to samo znalezienie się w grupie ludzi chorych jak my, pomaga zrozumieć sedno choroby.

Będąc nastolatkiem i chorując na czad nie miałem tych możliwości, które wy macie teraz. Mając pełne objawy czad myślałem, że każdy człowiek przeżywa wzloty i upadki tak samo jak ja. A ja przeżywałem je strasznie. Byle głupota powodowała bezsenność i ciągłe rozpatrywanie zdarzeń. Ucieczką od rzeczywistości były książki, które pochłaniałem nałogowo. Wtedy potrafiłem jeszcze je czytać. Po pierwszej i jedynej próbie samobójczej już ich nie czytam czyli jakieś 9 lat. Podczas ostatniego - profilaktycznego (bałem się że mogę próbować po raz drugi) pobytu w szpitalu, córka nosiła mi najnowsze bestsellery. Czytałem je, lecz nigdy nie potrafiłem zapamiętać końcówki, w której poprzedniego dnia kończyłem (wpływ lekarstw).

Pozdrawiam cieplutko -- Jose.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, jestem tu nowa.

Nie mam zielonego pojęcia czy mam CHAD ale moje objawy podchodziły tylko pod to, więc jestem leczona, jak pod depresję dwubiegunową.

Historia w skrócie: gdybym miała określić od jak dawna czuję się smutna i przygnębiona, to dobrniemy do przedszkola. Od 3 klasy szkoły podstawowej myśli samobójcze (bez prób, same myśli), okresowo ataki lęku (wrażenie duszenia się), natrętne myśli o śmierci, końcu świata, lęku przed śmiercią bliskich itp. Od gimnazjum do połowy liceum: bulimia, samookaleczenia, nastrój typowy jak u nastolatki z problemami: raz lepiej, raz gorzej, częściej gorzej. Od połowy liceum do połowy studiów udało mi się zlikwidować bulimię i samookaleczenia samodzielnie, ale nadal miałam beznadziejny nastrój z czymś, co jak zwuażyłam, jest krótkimi okresami normalności albo euforii trwającej nie dłużej jak kilka godzin.

Od połowy studiów przeszłam terapię najpierw psychodynamiczną z rozpoznaniem syndromu DDA a potem poznawczo-behawioralną nastawioną na zlikwidowanie negatywnych przekonań.

Wnioski z terapii psychodynamicznej: bulimia i samookaleczenia są wypadkową syndromu DDA a w jego skład wchodzą także problemy z komunikacją interpersonalną, które dodatkowo napędzają moje poczucie niskiej wartości.

Wnioski z terapii poznawczo-behawioralnej: niskie poczucie własnej wartości ustąpi po pracy z myślami negatywnymi co z kolei wpłynie na relacje z innymi (czyli, mam nadzieje, rozwiąże się już wszystko), ale terapeutka uznała, że łatwiej byłoby mi nad nimi pracować, jakbym brała leki.

 

I tak wylądowałam u psychiatry po półrocznej próbie pracowania nad tymi myślami bez leków. Myśli przepracowane, jasność myślenia ostra jak brzytwa, ale wyglądało to tak, że leżałam w łóżku zanosząc się płaczem że nie chce mi się żyć z jednoczesnym przekonaniem, że jestem wartościową osobą którą spotykają rzeczy raz gorze, raz lepsze, ale do przejścia.

Gdy jestem w takim stanie nie chce mi się żyć ale mam świadomość, że to minie.

Potem zwykle następuje kilka godzin pobudzenia psychoruchowego.

Gdy jestem w takim stanie wierzę, że wszystko jest piękne i dobre, ale mam świadomość, że to minie. Aha - i lepiej żebym to zużyła na sprzątanie mieszkania, bo jak wyjdę na miasto to potrafię chodzić po sklepach z chęcią na zakupy czy mam na to środki, czy raczej nie ;)

 

Dołek trwa krótko, pobudzenie - krótko (i jedno i drugie do kilku godzin 1-2 razy w tygodniu) a najczęściej mam nastrój na poziomie ciągłego poczucia nieszczęścia. Z rzadka czułam się po prostu normalnie lub szczęśliwa ale bez euforii która jest jak chomiczek w kółku pędzący mi w mózgu.

 

Dostałam więc diagnozę depresji dwubiegunowej, mimo że pod pełne kryteria nie podchodzę, ale lekarz nie mógł mi zapisać leków na samo polepszenie nastroju, bo bał się co się stanie, jak się przełączę na tą, nawet żeby łagodną, euforię.

 

Co biorę to w podpisie.

 

Mam nadzieję spotkać kogoś, kto czuje się podobnie oraz rozstać się z lekami do roku czasu i dalej funkcjonować bez nich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amfibia

z tego co opisujesz to rzeczywiscie objawy nie masz typowe dla CHAD.

A w terapi PB robiłaś zapisy mysli? jakie zdarzenia i mysli poprzedzają zmianę nastroju?

Chodzisz jeszcze na terapie?

 

Ja chodzę na kolejną terapie PB... mam za sobą kilka podejść + od momentu diagnozy CHAD leki już na stałe

cały czas szukam aż mi coś pomoże

 

ale wiele osób wyszło i z zaburzeļ i z CHAD

chyba musisz próbowac i obserować siebie co Ci pomaga

 

powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale wiele osób wyszło i z zaburzeļ i z CHAD

 

CO Ty piszesz? Z z BPD i innych zaburzen osobowosci owszem, ale terapii na CHAD NIE MA i CHAD jest choroba NIEULECZALNA i trwa do konca zycia. Po co piszesz takie rzeczy i dajesz falszywa nadzieje?

 

Aż się spytam znajomych psychologów bo wydawało mi się, że wyleczalnosć lub nie zależy od szkoły terapeutycznej i ich poglądów. Poza tym trzeba rozpatrzeć co autor miał na myśli pisząc "wyleczenie". Jak wyleczona osoba funkcjonuje.

 

A w terapi PB robiłaś zapisy mysli? jakie zdarzenia i mysli poprzedzają zmianę nastroju?

 

Pewnie. Wyeliminowałam i poprawiam wszystkie: "muszę","powinnam","należy" a przy jakiejkolwiek wewnętrznej krytyce momentalnie zapalała mi się lampka, żeby poprawiać ją z dobijania się do trzeźwej oceny sytuacji. Spisywałam też co wpływa na moją zmianę nastroju na gorsze i wychodziło, że ja sama mam na niego największy wpływ tj. moja interpretacja rzeczywistości. Ciężko było jednoznacznie ustalić jakie sytuacje poprzedzają kiedy ledwie się obudziłam a już myślałam: "Boże, jaka szkoda... (że się obudziłam)".

 

Chodzisz jeszcze na terapie?

 

Teraz nie, bo nie mam pieniędzy. Korzystam z poradników i dotychczasowej wiedzy. Wiem że to niewiele, ale na razie nie stać mnie na więcej.

Chcę odłożyć pieniądze na terapie jak leki zaczną działać, żeby je móc potem odstawić, bo na to liczę. Póki co zauważam, że jak tylko odpalają mi się negatywne myśli czy emocje to nie muszę nawet nad nimi pracować - miękko rozbijają się o jakąś wewnętrzną ścianę, która nie pozwala mi zareagować wyjątkowo emocjonalnie. Na nic. Na rzeczy radosne póki co też nie. Jak się złoszczę to krzyczę, ale nie ma we mnie tej adrenaliny jaka była przy złości a jak się śmieję, to naprawde mnie coś bawi, ale wewnątrz nie czuję tej napędzającej endorfiny. Wszystko ledwie się zapali a już gaśnie. Nurzam się w błogiej obojętności. Tak będzie przy lekach czy to przejściowe ?

 

Czy tak właśnie wygląda normalne życie ? :shock: Bo jeśli tak to średnio... Ale wątpię - przecież zwykli śmiertelni też opisują stan, kiedy są bardzo szczęśliwi, że przepełnia ich radość, czują jakieś pobudzenie... no dużo czują. Ja czuję teraz niewiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aż się spytam znajomych psychologów bo wydawało mi się, że wyleczalnosć lub nie zależy od szkoły terapeutycznej i ich poglądów.

 

A chorobę wieńcową też tak wyleczą? Przecież to nie zaburzenia nastroju a choroba związana z biochemią.

Choć terapia pomaga osobom mającym jednocześnie zaburzenia osobowości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aż się spytam znajomych psychologów bo wydawało mi się, że wyleczalnosć lub nie zależy od szkoły terapeutycznej i ich poglądów.

 

A chorobę wieńcową też tak wyleczą? Przecież to nie zaburzenia nastroju a choroba związana z biochemią.

Choć terapia pomaga osobom mającym jednocześnie zaburzenia osobowości.

 

Uczciwie powiem - o CHAD wiem podstawy.Jeśli chodzi o wyleczalność to na pewno gdzieś mi się przewinęła jedna z teorii które mówią o wyleczalności. Może częściowej , może na określonych zasadach, nie wiem. Spytam tych, co siedzą w psychologii klinicznej na co dzień, może będą wiedzieli coś więcej także z nowinek.Tyle :) Najwyżej napiszą, że się nie da wyleczyć.

Mnie nieco przygnębia brak jasnej diagnozy, że nie podpadam w 100% pod żadne kryterium depresji. Byłoby mi chyba prościej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wedle tego,co się dowiedziałam CHAD może być traktowane albo jako choroba o podłożu genetycznym albo od deficytów na wczesnym etapie rozwoju. Z tego co zrozumiałam - szkoły opierające się na teorii, że to przez deficyty mogą uważać, że da się CHAD wyleczyć, ale w praktyce opiniodawcy nie spotkali się nigdy z takim leczeniem. Wszyscy pacjenci do końca życia byli na lekach, zmieniane były tylko ich ilości.

 

Im dłużej czytam o CHAD tym bardziej to mi nie pasuje do mnie. Ja nie mam "epizodów depresyjnych" tylko stałe poczucie smutku które pozwalało mi normalnie funkcjonować, tyle że byłam nieco pesymistycznie nastawiona do życia a CZASAMI przechodziło w kilka GODZIN bardzo głębokiego smutku lub euforii. Tylko że ta euforia to nie było to, co opisują w podręcznikach. Miałam jej pełną świadomość, nie podejmowałam się działań ryzykownych, miałam większą ochotę np. wydać więcej pieniędzy ale tego nie robiłam, miałam bardzo dużo sił fizycznych ale już np. nie miałam ochoty biegać na spotkania towarzyskie... najczęściej sprzątałam w domu, szłam na aerobik, spacer, robiłam coś przy rozpoczętej pracy lub projektach....

 

To nie było życie fajne i miłe, bo za dużo było w nim smutku, ale jestem w związku bez patologii, skończyłam studia, chodziłam do pracy.. Chyba tylko raz w życiu nie poszłam do pracy bo nie byłam w stanie. Nawet w okresie kiedy działo się obiektywnie źle (odejście bliskiej osoby) byłam bardzo smutna, ale chodziłam na zajęcia, uczyłam się, zaliczałam przedmioty... Nie miałam nigdy słomianego zapału, zaczynałam i kończyłam różne rzeczy po przemyśleniu czy mam na to czas i środki oraz czy się dam radę zaangażować..Gdzie w tym dysfunkcjonalnosć i niemożność normalnej aktywności ?

 

Dostałam takie a nie inne leki i rozpoznanie tylko przez to, że mam epizody kiedy jestem pobudzona chyba bardziej fizycznie, jak psychicznie, bo nie było gonitwy myśli ani innych takich rzeczy, nad którymi nie umiałam zapanować... No zobaczymy co czas pokaże...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

CHADu sie nie wyleczy. W wiekszosci przypadkow leki do konca zycia jesli nie udadza sie jedna, dwie proby odstawienia lekow z zalecenia lekarza. Psychoterapia nie wyleczy ale sprawic moze, ze bedzie zyc latwiej.

Czeste porownanie w tej kwestii chadu z cukrzyca jest dosyc obrazowe.

Z chadem jest tez tak, ze jeszcze przed diagnoza wiekszosc trafia na opisy przypadkow CHAD I rodzaju.

I wtedy nie pasuje. Chad II tez nie za bardzo pasuje bo czesto myli sie dobry nastroj z hipomania.

Do tego i dla tego zeby okreslic wyraznie niefunkcjonujace osoby z zabuzeniami nastroju wprowadzono pojecia spektrum chad.

Z jednej strony wypelnia ono luke z drugiej moze sluzyc jako worek do ktorego zbyt latwo wrzucic pacjenta.

Amfibia poczytaj o spektrum chad a najlepiej to przestan sie diagozowac sama tylko zaufaj lekarzowi...jak nie obecnemu to innemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spytam tych, co siedzą w psychologii klinicznej na co dzień

 

Jak sądzisz co Ci odpowiedzą?

A co to takiego ci psychologowie kliniczni? Jakaś "t-mobile ekstraklasa" wśród psychologów?

Taki klimat kojarzy mi się z psychiatrami klinicznymi , ktorzy poza szpital nosa nie wystawiają i mają błędne pojęcie co skuteczności ich leczenia. Po kilku miesiącach na oddziale zamkniętym w szpitalu KAŻDY zaczyna twierdzić , że lepiej się już czuje. Bo dzieki temu może w końcu iść do domu. Ale jak się to ma do rzeczywistości dobrze widziałem.Natomiast taki "klinicysta" pewnie trochę świadomie utwierdza się w błędnym przekonaniu co do wysokiej skuteczności "swoich" metod...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej

 

o wyleczeniu w ramach CHAD miałam na myśli wyjście z tego stanu i branie leków

tzn że czują się lepiej bez tych wszystkich huśtawek, może "normalnie"?

sorki za nieprecyzyjne wyjaśnienia

 

a terapia może pomóc

przynajmniej w jakimś stopniu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo chciałbym, aby terapia mogła pomóc w naszej chorobie. Czad ma się od urodzenia, tylko etapy jego nasilenia są różne. Mnie bez lekarstw udawało się przeżyć bardzo długo. Lekarstwem dla mnie była wódka - niestety. Gdzieś już o tym pisałem - po zerwaniu z dziewczyną nie mogłem spać. Chodziłem wtedy na studia.

Wyobrażcie sobie, że ja abstynent poprosiłem matkę o wódkę w nocy. Matka dała mi wtedy 0,5 l - wypiłem ok. 200g i zasnąłem. Skończyło się to nudnościami i jeszcze większym załamaniem. Zresztą mam to do tej pory, po libacji wpadam w depresję. Ratuje mnie Ketrel.

Próba samobójcza w moim przypadku nastąpiła po wizycie u psychiatry i zażyciu pierwszych w życiu antydepresantów. Po prostu zmiotły mnie. Przed żoną udawałem bohatera, a po jej wyjściu do pracy traciłem rozum.

Nie chcę Was straszyć, ale czad przyjmuje formę sinussoidy - niestety wraz z upływem lat jest ona coraz większa, czyli na osi Y ma coraz większe wartości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

CHADu sie nie wyleczy. W wiekszosci przypadkow leki do konca zycia jesli nie udadza sie jedna, dwie proby odstawienia lekow z zalecenia lekarza. Psychoterapia nie wyleczy ale sprawic moze, ze bedzie zyc latwiej.

Czeste porownanie w tej kwestii chadu z cukrzyca jest dosyc obrazowe.

Z chadem jest tez tak, ze jeszcze przed diagnoza wiekszosc trafia na opisy przypadkow CHAD I rodzaju.

I wtedy nie pasuje. Chad II tez nie za bardzo pasuje bo czesto myli sie dobry nastroj z hipomania.

Do tego i dla tego zeby okreslic wyraznie niefunkcjonujace osoby z zabuzeniami nastroju wprowadzono pojecia spektrum chad.

Z jednej strony wypelnia ono luke z drugiej moze sluzyc jako worek do ktorego zbyt latwo wrzucic pacjenta.

Amfibia poczytaj o spektrum chad a najlepiej to przestan sie diagozowac sama tylko zaufaj lekarzowi...jak nie obecnemu to innemu.

 

Czytałam o spektrum - też tak średnio... Wręcz się czułam, jakby na siłę szukano kolejnego rodzaju.

 

Umiem odróżnić normalny nastrój od górki - róznica jest spora. Być może tak jak ja przeżywam górkę inni przeżywają poczucie szczęścia i normalny przypływ energii. Nie wiem - musiałabym mieć grupę porównawczą.

 

Chcę też zauważyć, że nie diagnozuję się sama, tylko byłam u lekarza i biorę, co mi przepisał bo wspólnie uznaliśmy, że zapisanie polepszaczy nastroju przy tych "górkach" może wywołać zły efekt. A że nie widzę się w CHADzie bo nie jestem pełnoobjawowa to inna sprawa.

 

-- 19 lis 2012, 23:19 --

 

Spytam tych, co siedzą w psychologii klinicznej na co dzień

 

Jak sądzisz co Ci odpowiedzą?

A co to takiego ci psychologowie kliniczni? Jakaś "t-mobile ekstraklasa" wśród psychologów?

 

Nie - to osoby które przez 3 lata studiów nic nie robiły tylko wkuwały jak diagnozować choroby żeby się nie pomylić, jakie terapie są przy nich najskuteczniejsze i jak wygląda wyleczalność danego zaburzenia.

W skrócie: nic nie robią tylko siedzą w temacie. A ja nie. Więc wierzę, że mają wiedzę merytoryczną. Nie jest to dla mnie niczym złym.

 

Póki co potwierdzili, że nie da się tego wyleczyć.

 

-- 19 lis 2012, 23:24 --

 

JOSE 2, straszysz. Ponoć dobrze leczona jednak daje żyć.

 

Ja żyłam na samej terapii bez alkoholu, zaburzeń odżywiania, okaleczeń i innych wyskoków ostatnich kilka lat do chwili obecnej. Terapia dała tu znakomite rezultaty. Nie mogłam tylko poradzić sobie ze smutkiem. Mam ciągle nadzieję, że na lekach zobaczę, jak można żyć bez niego, ustabilizuję swój obraz siebie, innych i rzeczywistości po czym je odstawię i liczę, że zachowam przynajmniej normalny nastrój. Kto wie.

 

Dzień 5 - po pierwszej tabletce spałam od 23 do 8 rano. Rano wstanie graniczyło z cudem. Po (znowu) kolorowych snach miałam wrażenie, jakbym nie spała wcale. Wstawałam przez godzinę. Dobrze, że nie pracuję, bo bym się ciągle spóźniała. Jak już się wyrzucę z łóżka i zacznę chodzić, to po pół godzinie mija. Miałam potężną kłótnie z jedną osobą (światopoglądową), wióry leciały - a ja już minutę po kłótni nie czułam nic. Zero złości, pobudzenia. Nada.

Przerażające.

 

Ta senność kiedyś przejdzie ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Nie - to osoby które przez 3 lata studiów nic nie robiły tylko wkuwały jak diagnozować choroby żeby się nie pomylić, jakie terapie są przy nich najskuteczniejsze i jak wygląda wyleczalność danego zaburzenia.

W skrócie: nic nie robią tylko siedzą w temacie. A ja nie. Więc wierzę, że mają wiedzę merytoryczną. Nie jest to dla mnie niczym złym.

 

Ha, w porządku, ale to tak, jakby stwierdzić , że delikwent po zdaniu testów na prawo jazdy jest już nieomylnym i dobrze oceniającym sytuacje na drodze kierowcą....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy tak właśnie wygląda normalne życie ? :shock: Bo jeśli tak to średnio... Ale wątpię - przecież zwykli śmiertelni też opisują stan, kiedy są bardzo szczęśliwi, że przepełnia ich radość, czują jakieś pobudzenie... no dużo czują. Ja czuję teraz niewiele.

Nie, tak to nie wygląda, przynajmniej u mnie. Jestem w remisji i odczuwam normalne emocje: radość, smutek, nudę, ekscytację, ale są one łagodne w porównaniu do wahnięć poza remisją i jestem z nimi szczęśliwa.

 

Jest tylko jeden problem: SEN. Albo nie mogę spać, albo (po lekach) śpię 12h. Nie mogę sobie na to pozwolić :( Co bierzecie rano aktywizującego? To pomaga? Nie grozi odchył w drugą stronę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj to jest jakaś masakra - czuję, jakby mi kombajn przejechał po nerwach. Cały dzień chodzę jak w śpiączce, nie mam na nic siły, nawet jak byłam głodna to mi się nie chciało wstać i zrobić cokolwiek. Najchętniej bym spała i spała i spała.

Na poprawę piję kawę. Mam niskie ciśnienie, zwykle po kawie się budziłam, teraz nie do końca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

girl anachronism, ja po olanzapinie 10mg sypiałam 11-14 godzin na dobę, teraz mam znowu zmniejszona na 5mg i jest coraz lepiej, teraz ok 10 godz sypiam, mam nadzieję zejść do 7-8, rano biorę citabax 1o mg do początku grudnia, potem 20mg i schodę z wenli jestem na 37,5 mg; czję, że citabax powoli u mnie się wkręca-biorę drugi tydzień i mam większą chęć i motywację do różnych czynności, rano nie budzę się z płaczem i nie przeraża mnie umycie się np. Ty też olanzapinę bierzesz z tego co czytałam, ale nie codziennie ?

p.s. Chad to moja nowa diagnoza według mojej doktor i terapeutki, wcześniej miałąm inną

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś dzień zgubiłam, bo dzisiaj jest dzień 7.

 

Śpiączka, nie mogłam się dozbierać do 14, rozwalony cały dzień, nic nie mogłam zrobić. Wyszłam na miasto, załatwiłam jedną rzecz i nagle wszystkie siły mnie opuściły. Wlokłam się z powrotem, wstąpiłam do sklepu gdzie sklepowa zrobiła pomyłkę podczas zatwierdzania zakupu kartą i całą winę zwaliła na mnie mimo potwierdzenia z banku, że to jej wina... Wróciłam do domu i nie mogłam przestać płakać przez pół godziny - tak mnie drobna kłótnia zdenerwowała.

No przynajmniej coś poczułam. Szkoda że z powrotem w stronę dołka.

 

Nie jestem pewna - antydepresanty mogą do czasu zadziałania (tu - ok. 2 tygodnie) pogłębić posiadaną depresję ?

 

Boże - ześlij chociaż namiastkę tej niby-euforii.Na tyle żebym chociaż starła kurz w domu z półek, a nie padała po kilku krokach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×