Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mieszkam z teściami, którzy sterują domem


Rekomendowane odpowiedzi

Dobry wieczór!

 

Moim problemem jestem ja i juz nie daje rady. Uważam że kazdy jest moim wrogiem, boje sie konfliktowych sytuacji, pewnych siebie ludzi. Nie umiem bronić siebie, do niczego sie nie nadaje. W szkole średniej nie miałam znajomych na studiach to samo w pracy bylam nie lubiana, boje sie nie powodzeń.Mieszkam teraz z teściami którzy steruja domem. Jako ludzie sa zazdrośni,teść zawistny ale wiem że problem jest we mnie. Przejmuje sie każdym słowem wypowiedzianych przez innych. Jestem uzalezniona od komentarzy innych, szczegółowo analizuje to co wydarzyło sie w ciągu dnia, a w sytuacje konfliktowe analizuje tygodniami dniem i noca. Nie śpie prawie wcale juz jak musze .. bo moje mysli sa tak natretne że ciągle wracaja i wracają nie pozwalaja zapomniec skupic sie na czyms innym.Boje zwrócic komus uwagę, a jezeli juz zwróce to wybucham a potem przezywam to wszystko i analizuje i koło sie zamyka. Czuje złóść, nienawiśc do osób które wg. mnie dodatkowo zdusili. Nie potrafie cieszyc sie zdrowym i wspaniałym synkiem, którego kocham bardzo ale gdy dopada mnie złośc czy żal na kogoś to nie potrafie ukryć łez przed nim,to że cała sie telepie czuje ze jestem bezsilna wobec tego odczucia w danym momencie. płacze przy nim... jestem taka żałosna. Rani mnie każde słowo które dotyczy mnie lub mojej rodziny. wyczuwam na odleglosc zle emocje i przezywam negatywne spojrzenia.Nie znam swojej wartości bo chyba nie jestem nic warta. Mam niska samoocene ale od samego gadania samoocena mi nie wzrośnie. Boje sie pójśc ztym do lekarza nawet nie mam na to pieniedzy. Ogarniaja mnie często takie lęki , że potrafie przepłakac cała noc skulona, a te mysli ciągle wracaja i wracaja... sa takie natrętne . tak się nie da zyć. nawet tutaj opisałam wszystko chaotycznie ...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takaoo, twierdzisz, że problem tkwi wyłącznie w Tobie, z czym się nie zgadzam. Bez wątpienia masz skrajnie niskie poczucie własnej wartości, ale ono samo w Tobie się nie ukształtowało. Ktoś Ci w tym niestety pomógł – rodzice, rówieśnicy, nauczyciele… Uzależniłaś swoją samoocenę od oceny i opinii innych osób na temat Ciebie. Bierzesz do siebie każdy komentarz wygłoszony pod Twoim adresem, boisz się ludzi, że mogą Cię skrzywdzić, stajesz się nieufna i coraz bardziej zamykasz się w sobie. Czujesz strach przed potencjalną porażką. Nie wierzysz, że cokolwiek może Ci się udać. Negatywne emocje, które się w Tobie kumulują, sprawiają, że czasem nie potrafisz nad sobą zapanować i „wybuchasz”. Wiele zachowań i reakcji przez Ciebie opisanych bardzo mocno koresponduje z obrazem klinicznym depresji. Nie wiem, na ile Twoje samopoczucie jest warunkowane sytuacją w domu i koniecznością mieszkania z teściami. Sugerowałabym wizytę u psychiatry bądź psychologa, np. w ramach NFZ, by nie płacić, skoro masz trudną sytuację finansową. Istotna kwestia to Twoje relacje z mężem, o których nic nie napisałaś. Wspomniałaś tylko, że macie synka. Jak Twój mąż reaguje na Twoje problemy ze snem, płaczliwość, smutek i lęki? Wspiera Cię czy ignoruje problem? Więcej na temat depresji i niskiej samooceny oraz relacji z teściami przeczytasz tutaj:

 

http://portal.abczdrowie.pl/diagnozowanie-depresji

http://portal.abczdrowie.pl/czy-cierpisz-na-depresje

http://portal.abczdrowie.pl/niska-samoocena

http://portal.abczdrowie.pl/relacje-z-tesciami

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje ze ktos sie odezwał w mojej sprawie.

 

O tym co sie ze mna dzieje wie najwiecej bliska koleżanka której mama leczy sie na depresję, kontaktujemy sie telefonicznie ze wzgledu na odległośc. Wiem że ona rozumie co czuje poniewaz miała doczynienia z takimi stanami.Zreszta podobnie jak ja przejmuje sie za bardzo tym czym nie powinna. Reszta osób (m.in mąż, moja mama, siostra) powtarzaja żebym nie brała tego do siebie, nie przejmowała tłumaczą i ich rozumowanie jest logiczne, ale niestety to nie pomaga. W tej najgorszej sytuacji widze męża bo wiem że jest zmeczony moimi ciagłymi domysłami, narzekaniem, lękami.Zaznaczam że mąz zawsze mnie we wszystkim wspierał, starał sie rozumieć, ale sama jestem swiadoma tego że to go męczy i irytuje. Kłócimy się, oddalamy. Wiem że potrzebny jest mi lekarz ale boje sie tam pójść, trzeba mnie jak dziecko wziąć za rekę i zaprowadzić. Mieszkam na wsi..czyli brak anonimowosci -a z choroba psychiczna nalezy sie kryć..jak widzicie nawet z wizyta u lekarza psychiatry mam problem.

Teściowie są jacy są ich się nie wybiera.. ale jak wspomniałam wcześniej gdzie bym sie nie pojawiła czy w nowej pracy czy na studiach zawsze mi jest źle... wyobcowana, samotna, brak wiary w siebie, chorobliwa chęc akceptacji, kompletny brak obrony własnej osoby czy swojego zdania, codzienny płacz, użalanie się nad sobą myśli o śmierci to norma.

 

Wiele myślałam na temat tego co się ze mną dzieje już od wielu lat. Tak naprawę nie wiem kto zawinił najwięcej. W szkole podstawowej VII kl. dowiedziałam się że jestem nie ślubnym dzieckiem mój biologiczny ojciec mnie nie chciał znać i tak jest do tej chwili. Z perspektywy czasu tragedii w tym nie ma bo ten tato co mnie wychował nigdy mi nie wypomnial że nie jestem jego. Faktem jest jednak że bardzo to przeżyłam i pamiętam że czułam się nie chciana. Nie pamiętam jednak żeby tato który mnie wychował przytulił mnie czy bawił .. po prostu spędzał czas z dzieckiem,jak by nie okazywał ojcowskich uczuć ale tak było tez w przypadku mojego rodzeństwa. Pamiętam ze tego mi brakowało. To taki chyba typowy choleryk.Ale najbardziej tkwią w mojej pamięci obrazy jak jeden z "kolegów " z klasy któregoś dnia zaczął mnie wyśmiewać, potem wyzywać , popychać ..ośmieszać. BYłam raczej normalna dziewczyna, niestety "kolega" ten był wodzem klasowym, nikt ze mną nie rozmawiał, robili to co on.Nikt się nie sprzeciwił byłam z tym sama, chodzenie do szkoły było dla mnie koszmarem wtedy zaczęłam popłakiwać , panikować tak bardzo się bałam, czułam się nie sprawiedliwie wyobcowana, osaczona, pytałam siebie za co to wszystko, taka trędowata, czułam się bezsilna... Wiedziałam że nie mogę pojść do nauczycieli bo później miałabym piekło po szkole, czułam się zastraszona, zaszczuta jak pies. . A potem w szkole średniej wszystko potoczylo sie samo... wstyd i niesmiałość, kompletny brak pewności siebie taka szara mysz siedząca pod oknem i codzienny wieczorny płacz i żal do całego świata że jestem nic nie warta i do niczego się nie nadaję. Te wspomnienia najbardziej mnie chyba bolą..bo znowu płaczę. W szkole średniej szukając panicznie czyjejś akceptacji wpadłam w złe towarzystwo, które dodatkowo obniżyło moja i tak już nie istniejącą wartość..

 

 

I tak to w skrócie było ze mną i jest.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takaoo, cieszę się, że masz przynajmniej koleżankę, z którą możesz porozmawiać o swoich problemach telefonicznie. To jednak nie załatwi sprawy. Tym bardziej, że Twój stan trwa od długiego czasu. Jeżeli masz dobre relacje z mężem, on stara Ci się pomóc, ale do końca sam nie wie jak, bo to dla niego nieznana sytuacja, to rozważcie wizytę u psychiatry. Porozmawiaj z mężem o tym, jak się czujesz i o tym, że widzisz, że dla niego Twój nastrój, płacz i smutek też jest przeciążeniem, że to negatywnie wpływa na Wasze małżeństwo. Być może on chce Ci pomóc, tylko najzwyczajniej w świecie nie wie, w jaki sposób. Zazwyczaj rady, jakie udzielają bliskie osoby (tak jak Twoja mama czy siostra) są nieskuteczne - i to nie wynika ze złej woli ludzi, bo oni chcą pomóc, tylko z ich nieporadności i braku wiedzy na temat specyfiki depresji. Opinią ludzi ze wsi się nie martw - ludzie zawsze będą "gadać", nie zamkniesz im ust. Poza tym, nie żyjesz dla ludzi, żyjesz dla siebie i swojej rodziny. Radziłabym porozmawiać z mężem, byście razem pomyśleli o terapii dla Ciebie i wizycie u psychiatry. Przeżycia z dzieciństwa same nie znikną... Farmakoterapia i/lub psychoterapia mogłyby Ci pomóc odzyskać optymizm, co na pewno też lepiej wpłynęłoby na jakość Twojego związku z mężem. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postaram sie zapisac do lekarza ale znając siebie to pewnie zrezygnuje... jakie to głupie że się boję...nie jestem pewna czy odważę się pójść. Będę bardzo sie starać... muszę się przemóc.Ataki strachu, paniki i lęku pojawiają się bardzo często, jestem juz tym zmeczona , moja głowa jest tym zmęczona, ciagłymi negatywnymi emocjami. Przerasta mnie to wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takaoo, jeżeli towarzyszą Ci ataki paniki, stany lękowe i obawa przed wykonaniem jakiegokolwiek kroku w przód, to tym bardziej powinnaś zastanowić się nad wizytą u specjalisty. Zauważyłam, że jesteś z okolic województwa lubelskiego. Polecam Ci zatem dra Kopacza i Kozaka - pracują między innymi na oddziele nerwic w szpitalu w Abramowicach. Są naprawdę świetnymi fachowcami i niedrogimi - nawet, jeśli wybrałabyś się do któregoś z nich na wizytę prywatną. Osobiście, miałam u nich praktykę z psychiatrii na studiach. Naprawdę mądrzy i doświadczeni fachowcy w swojej dziedzinie. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak , ludzie w małych miejscowościach potrafią być wredni i tłumaczenie" nie przejmuj się zawsze będą gadać" jest bez sensu. Mogą gadać i zaszczuć jeszcze bardziej , ale...

 

No właśnie jest ale, nikt o tym nie musi wiedzieć, do lekarza pojedziesz do miasta, nie musisz nikomu o tym mówić,poza mężem na przykład. Ani teściowie ani twoi rodzice nie muszą wiedzieć.

 

I nie bój się ,idź jak najszybciej do lekarza, bo szkoda czasu i twojego zdrowia.

 

Pomoże to Tobie,twojemu dziecku bo może zobaczy mamę w końcu uśmiechniętą i twój mąż poczuje się lepiej :)

 

Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za słowa otuchy. Dzis mam znowu gorszy dzień. Nie mogę z tym wszystkim poradzić sobie jakoś. Teściowie już mnie dobijaja psychicznie, nie panuje nad emocjami, patrze tylko żeby wyjść z domu z dzieckiem, bo źle się dzieckiem zajmuję, nie tak jak oni chcą. Jedno i drugie uwielbiają się wtrącać. Przez pierwsze pół roku zycia mojego syna ma teraz 15 miesiecy) potrafilam to wszystko stłumic, milczeć. Ale teraz już nie mogę... nie moge zapomnieć jak mnie wyzywał od szmat itd-teśc jest nerwowy-jak kazał wypieprzac z domu, jak mowil ze nic nie pozwoli zrobic, że dziecko powinni mi odebrać.. a dlaczego? bo jak po pół roku zaczełam (starałam sie przynajmniej )decydować o swoim dziecku to zaczeły się problemy...poprostu nie tak jak dziadkowie tego chcą. A ja się stawiałam. W tej chwili jestem w takim stanie w jakim jestem..., okazało sie dodatkowo ze jestem w drugiej ciazy. Jezeli dziecko sie urodzi i wroci to wszystko co bylo... a dzialo sie wiele to zwykly psycholog nie pomoże. Nie moge o tym zapomnieć wszystkim, nie przejmować się olać. Zebym chociaż wyolbrzymiała fakty...ale niestety nie... a mój mąz niestety jest już bierny tylko sie kłócimy oto wszystko. Myślę że on uważa że to tylko mój problem to że wszystko przeżywam z potrojoną siłą. Czuję że jestem z tym sama.. gdybym chociaż nie przejmowała sie opinią innych to byko by lżej, a ja całe życie patrzyłam na to co kto powie. Dołuje się nawet krzywym uśmiechem skierowanym do mnie. Zdrowy człowiek olał by sobie takie rzeczy...

 

Ale wiecie co? Nie wiem jakim cudem ale...wczoraj zapisałam się do psychologa na NFZ. Wolałabym do psychiatry bo by mi cos może przepisał, ale ze wzglęgu na ciążę to wybrałam psychologa.Za tydzień rozmowa... ale czuje że slowa nie wykrztuszę, niewiem czy mnie podejdzie rozmową, wątpie... jak można z obcym człowiekiem rozmawiać o problemach co napewno dla niego jest w zyciu codziennym błahostką...Weszłam tam do gabinetu i stanełam jak jakaś idiotka... jak on mnie wyleczy rozmową...?/ no jak?? ja w to nie wierzę... Ale wazne że sie zapisałam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takaoo, a ja uważam, że słusznie zrobiłaś, że zapisałaś się do psychologa. Jestem z Ciebie dumna! Super! Tym bardziej, że jesteś teraz w ciąży i warto, byś nauczyła się panować nad negatywnymi emocjami i umiała je konstruktywnie wyrażać i przestała przejmować się opinią innych ludzi. Teściowie nie mają prawa traktować Cię w ten sposób, w jaki Cię traktują. Jakiś solidny trening asertywności by Ci się przydał :) Jeśli chodzi o spotkania z psychologiem, to on nie leczy ;) On pomaga zrozumieć swoje reakcje i wspiera w odnajdywaniu przez Ciebie rozwiązania Twoich problemów. Nie dysponuje tylko rozmową. Zajrzyj do wątku na forum "Narzędzia terapeutyczne". Tam jest o tym, w jaki sposób może psycholog (psychoterapeuta) pracować ze swoim pacjentem. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc

To ja znowu. Byłam u psychologa w poniedzialek...a dzis mamy piątek. Chyba nie miał dla mnie czasu... bo tylko chwile posłuchał mniej więcej o tych moich teściach a resztę kazał spisać na kartce i dozobaczenia nastepnym razem...i chwile potem już się zbierał pośpiesznie do domu. Kazał napisac jaka byłam i o czym marzyłam wcześniej a o czym teraz...niewiem juz sama... tu rozmowa mi nie pomoze.. mi sa potrzebne prochy jakieś, ale wiem ze nie moge teraz bo w ciąZy jestem. To że mam takich teściów jakich mam to jedno a to co się ze mną dzieje przez wiele lat to drugie.. bo nigdzie nie nie mogę odnaleźć szczęścia.Wiem że sie użalam nad sobą, jestem taka załosna że z takimi problemami moimi nie mogę sobie poradzić... ludzie mają prawdziwe mega problemy a ja z sama z soba nie mogę sobie poradzić. Gdy dopada mnie stan lęku kiedy płaczę, czuje taką beznadzieję, nie możność wyjścia z sytuacji, samotność, nienawiść i to jest mi wstyd że mój syn ma taka matkę, słabą, bezwartościową itd. Dlaczego taka jestem? Ludzie mogą mnie wyzwać, ponizyć a ja i tak z tym racjonalnie nic nie zrobie nie obronie się tylko przełkne ślinę i posłucham, czerwieniąc się z napadem kołatania serca...odreagowuje potem bezsennością, kotłowaniem myśli które wracają jak bumerang cały czas, cały czas- mysli które pozwalają mi tylko płakać i użalać się nad sobą.

Na męża nie mam co liczyć, bo ile mozna słuchać tego.. z drugiej strony żal mam i do niego że w kwestii teściów (kiedy jeszcze nie było zapóźno) nie wytyczył granic.. a bo będa się obrażać, nie odzywać itd. Faktycznie nauka asertywności przydałaby mi się, bo niewiem co to znaczy. Ale jak mam wypracować asertywność w sobie skoro moja samoocena sięga DNA albo i niżej. Zero wartości dla siebie. Psycholog na spotkaniu zdarzył powiedzieć że powinnam nauczyc sie podchodzic do rózynch sytuacji z dystansem( w tym przypadku mówił o teściach) i że n a kolejnych spotkaniach bede sie tego uczyć. ja do niczego nie podchodze z dystansem co dotyczy sie mnie czy w pobliżu mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×