Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość schizotypowa (schizotypia)


Pomidorek12345698

Rekomendowane odpowiedzi

veganka

Są zaburzeni ale to są najwyżej słabe nerwice,depresje, DDA a rozwój rozpoczynają od autopsychoterapii za pomocą różnych metod, głownie afirmacji, rhebirtingu, EFT i u nich te metody działają. Od początku też potrafią wchodzić w relaks. Czyli leczą się i rozwijają jednocześnie.

Znam jedną osobę z nerwicą lękową kóra chciała się rozwijać i też się to dla niej źle skończyło.

Piszę na podstawie osób które ja znam.

 

-- 15 sty 2014, 21:02 --

 

lukk

Samo ci się poprawia?

Mnie samo nic się nie dzieje, na jakąkolwiek zmianę musze ciężko zapracować. Codzienna praca nad sobą, ciągła obeserwacja i analiza tego co czuję. Nie mam życia poza terapią i pracą nad sobą. O niczym innym nie myślę i tylko do tego dążę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:)

Przez parę miesięcy mialam objawy myslenia magicznego (obok wielu innych), które polegały na tym, ze czulam, ze cos mi zagraza, jakas negatywna energia (czuje energie od dziecka), i probowalam ja hmm.. przekonwertowac i przetransferowac. We wrzesniu st lo sie cos, czego sie balam, ale w formie, jakiej sobie nigdy nie potrafilabym wyobrazic. Innymi slowy, doszlo do pewnej tragedii, bardzo sie boje, ze ja wywolalam. Trafnosc moich przeczuc i skojarzen jest naprawde wysoka. Nie wiem, co robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

White Rabbit, mi pomaga prowadzenie zeszytu. próbuję samej sobie udowodnić, że się mylę i że te wszystkie rzeczy tylko mi się wydają. a co do wywołania tragedii to Ci nie podpowiem, bo ja tak nigdy nie miałam. skup się na realnym życiu, nie zwracaj uwagi na energię, o ile się da. tak na prawdę siła woli jest silniejsza i jesteś chroniona przed wszelkimi atakami. pomaga też modlitwa, niekoniecznie do Boga, może być do anioła opiekuna czy nawet rozmowa z własną podświadomością. no i wolna wola, która jest takim pierwszym prawem, nią możesz odrzucić wszelkie negatywy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staram się o tym nie myśleć, ale to wraca. Będe musiała naprawde sie wysilić. Jest tez coś nęcącego w poczuciu, o którym mówię. Gdy mialam urojenia, zanim pojawiały sie ekstremy oraz gdy z nich sie wynurzalam, przechodzilam przez faze, w ktorej powietrze bylo dotykalne. Lubilam ten stan. Tęsknilam za nim. Gdyby tylko dalo sie nad tym zapanowac, wysrubowac tak, jak chce. Czasem wydaje mi się, ze oprocz 'duszkow' nie ma we mne nic.

 

-- 16 sty 2014, 01:02 --

 

a jesli wola jest zlamana? A jeśli tendencja do autoagresji, wyparta, silna, nieokielznana jest ją sabotuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

White Rabbit, wiem, że to jest pociągające. ale to odrywa od świata. odlatujesz coraz dalej i tracisz kontakt. ustal sobie priorytety. chcesz normalnie żyć, uczyć się, pracować, normalnie spać i mieć znajomych to rzuć to. w przeciwnym razie pogrążysz się w świecie własnych odczuć i nie znajdziesz drogi powrotnej. jak Alicja w krainie czarów przejdziesz na drugą stronę i się zgubisz. a później możesz stracić kontrole nad tymi stanami i co wtedy? ja zawsze się orientuję jak wchodzę za głęboko i trudno mi wrócić do świata, czasem trwam sobie w tym stanie jeden wieczór, ale bywało też, że wsadzałam sobie łeb pod zimny prysznic, żeby się otrząsnąć z tego i "wrócić". u mnie melancholia jest taką zapowiedzią, że coś się zaczyna dziać. w sumie większość życia balansuje sobie na granicy, niby stoję po stronie życia ale palce jednej nogi wsadzam w głąb siebie.

 

-- 16 sty 2014, 01:15 --

 

nad wolą też można pracować. ale o autoagresji niewiele wiem, bo jej za bardzo nie doświadczam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Dziekuję Ci.

Zasmucilam się, bo potrafię zlokalizowac w czasie punkt, w którym to całe migotanie sie uruchomiło. Był to moment, w którym poczulam, ze moje potrzeby seksualne (orientacja) sa grzeszne i bede musiala zrezygnowac z ich realizacji (wiara, lęk przed kara oraz ogromne przykładanie wagi do zobowiązań, silna lojalność). Chwile potem pojawiła się alternatywa. Skoro świat rzeczywisty umarl (potrzeba milosci kierowala moim zyciem od jego zarania), to moge wzbudzic ten ponadnormalny. Zaangazowalam sie w jakis mistycyzm intuicyjny - zadnej literatury, for tematycznych. Paciorki modlitw. Doznawalam ekstatyczno-katartycznych oczyszczen podczas slania Bogu uczuc. Nevermind.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiątko,

jetodik, schizotypową

 

ok, to mój błąd, pomyślałem, że schizoidalną, bo mgliście coś pamiętam, że pisałaś o braku chęci nawiązywania kontaktu z ludźmi, a to jest charakterystyczne dla osobowości schizoidalnej...

 

przy osobowości schizotypowej, pomimo tendencji do izolowania się, pragnienie bliskości z innymi ludźmi występuje, tylko, że trudne do zrealizowania, ze względu na lęk przed tą bliskością oraz podejrzliwość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inga, samo się nie poprawia ale ja w ogóle siebie nie doceniam w swoich wysiłkach. Raz na jakiś czas mam takie podsumowanie (i to przychodzi samo, właśnie to miałem na myśli pisząc, że coś się zmienia bo przychodzą chwile głębszych refleksji i po prostu nie wiem kiedy przyjdą ale to, że przychodzą jest oczywiście wynikiem tego, że wciąż się staram i mozolnie robię swoje), więc podczas takiego podsumowania jestem z siebie bardzo dumny i doceniam siebie. Najczęściej to bardzo spokojny stan i jest konsekwencją zrealizowania pewnych swoich zamierzeń, ale czasem jest tak, że widzę jak wiele zrobiłem ale miast być z tego dumny to chłodno to oceniam i wewnątrz coś mi mówi, że nie ma się czym zachwycać bo to co robię po prostu trzeba robić. Moja terapeutka zwróciła uwagę, że ja bardzo mało siebie doceniam, wciąż wymagam od siebie, nie wiem może mam poczucie, że jak choć na chwilę się zatrzymam to marnuję czas. Dlatego też nie bardzo umiałem odpoczywać ale teraz po prostu na zasadzie logiki staram się nauczyć odpoczywać bo wiem, że odpoczynek jest ważny. I rzeczywiście potrafi sprawiać mi przyjemność ale też zanim uda mi się osiągnąć stan odpoczynku to mam szereg myśli. Podobnie na zasadzie logiki podchodzę do innych rzeczy, ciało jest jakby oderwane od świata fizycznego ale łapię się na tym i staram się czuć ciałem to co w danej chwili robię, to mi też porządkuje psychikę. Dzięki temu zdobywam jedność siebie i realny obraz siebie i w tym obrazie dostrzegam teraz, że jestem takim jak widzą mnie inni a nie jak ja siebie postrzegałem przez całe lata. To ostatnie zdanie to właściwie teraz sobie uświadomiłem pisząc je ale też mam poczucie, że było we mnie od zawsze. Dostrzegam też coś takiego jak ogromne zróżnicowanie życia pod względem biologicznym, kiedyś mi się wydawało, że ludzie są mniej więcej pod względem psychiki do siebie podobni, że jest powiedzmy kilka typów osobowości a teraz widzę całą tego złożoność. I pewnie szukam kogoś podobnego do mnie, jak najbardziej dopasowanego bo może kiedy znajdę to będzie znaczyło, że udało mi się osiągnąć jedność samego siebie. Cały czas mam wrażenie, że o to chodzi w życiu, znaleźć swoją drugą (i ostatnią) część, lustro w którym można się przejrzeć.

 

-- 17 sty 2014, 01:11 --

 

veganka, miałem 23 lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukk

Odpowiadam tu na twoje pytania z wątku Witam

W tym co napisałeś poruszyłeś również ważne kwestie dla mnie. Z tym że moja sytuacja jest taka że ja ciągle walcze o przetrwanie, przeżycie. Mam złą sytuacje materialną(mogę stracić pracę) i mam bardzo silne lęki przed śmiercią głodową.

Ja też sobie zadaję pytanie po co to wszystko, po co mam się tak męczyć i pracować nad sobą. Po to żeby żyć? Ale ja nie chcę żyć, bo nie widzę sensu życia. Nie wiem po co mam żyć. Nie wiem po co się żyje.

Mnie do pracy nad sobą napędzają cierpienia i lęki że nie uda mi się przeżyć. Każdy dzień staram się jakoś przetrwać.

Jeżeli tobie się żyje dość szczęśliwie to nie masz takiej motywacji do pracy nad sobą. A po to żeby z kimś być to też nie chciałoby mi się tak wysilać aby wywracać całe swoje życie.

O jakich ograniczeniach mówisz których nie da się zmienić? W psychice da się zmienić wszystko co nam zostało wdrukowane a nie jest naszą prawdziwą naturą.

Moim obecnym celem a także celem wcześniejszym jest dążenie do odzyskania swojej prawdziwej natury, do odzyskania siebie, do bycia sobą. A idę w tym kierunku poprzez poznawanie siebie i to poznawanie siebie jest głownym czynnikiem który mnie zmienia.

Ja sobie nie wytyczam żadnych konkretnych celów ani problemów którymi miałabym się zajmować na terapii. Problemy pojawiają się same gdy im pozwalam wydobyć się na powierzchnię. Moja terapia wygląda inaczej niż to się dzieje w przypadku nerwic. Ja staram się dotrzeć do swoich najgłębszych odczuć a następnie opowiadam co czuję.

Wchodzę na terapię, siadam, zasłaniam twarz rękami ( po to aby się wczuć w siebie) i i staram się zobaczyć co czuję, co jest we mnie. Czasami siedzę tak bardzo długo ponieważ niczego nie czuję. W koncu dochodzę do odczucia pustki, tego że nic we mnie nie ma, a to jest najbardziej przerażające. I o tej pustce opowiadam. A terapeuta mnie w tym prowadzi. Te sesje są czasami przerażające.

W podobny sposób pracuję w domu, po to aby coś z siebie wydobyć na światło dzienne, aby zobaczyć co jest we mnie.

Rozmawiałeś o tym swoim problemie z terapeutką?

 

Dzisiaj np uświadomiłam sobie że ja nie mam własnego napędu do życia, nie mam w sobie źródła życia a moim akumulatorem jest terapeuta i gdybym go straciła to bym umarła. Nie poradziłabym sobie bez oparcia się na nim. I narysowałam tę zależność od niego jako rurę pomiędzy nami którą on mnie zasila życiem. Nie potrafię żyć bez oparcia się na kimś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ograniczenia, może mam na myśli po prostu cechy swojego charakteru, które są (co zrozumiałe) niezmienne jak u każdego człowieka ale u mnie są to cechy, które są zaburzone, tak jak w tym wątku autorka zamieściła - test-osobowo-ci-t38357.html?hilit=test%20osobowosci gdzie podany jest typ charakteru człowieka i przypisane do niego zaburzenia. Na pewno w jakimś stopniu są możliwości naprawiania tego ale wydaje mi się, że w którymś momencie jest granica kiedy już poprawić więcej nie można. Na pewno wytrwałą pracą można bardzo wiele osiągnąć, i tak właściwie jest mój cel żeby zrobić najwięcej jak się da żeby zbliżyć się do nie zaburzonego typu swojej osobowości. Bardzo rozumnie to napisałaś, że problemy w zasadzie pojawiają się same i wystarczy poczekać na ich pojawienie się. Tak też właśnie robię choć po drodze sporo potknięć, a są nimi w moim odczuciu marnowanie czasu na coś niepotrzebnego, coś co odrywa mnie od rozwiązania problemu/ów. Ale odpoczywać też trzeba i tego też staram się nauczyć. I tu mogę powiedzieć, że doszliśmy do kwestii sensu życia lub też po co w ogóle żyć. W moim odczuciu po to żeby korzystać z uroków życia, tego co ono oferuje. A równocześnie mieć świadomość, że życie w dużej mierze składa się z cierpienia, że się go nie uniknie ale właśnie ta chęć dojścia do, jak to ładnie ujęłaś "Moim obecnym celem a także celem wcześniejszym jest dążenie do odzyskania swojej prawdziwej natury, do odzyskania siebie, do bycia sobą.". No chyba po to się żyje właśnie, odkryć swoje możliwości i ograniczenia, wykorzystać swój potencjał w pełni (nie mniej i nie więcej, ja przynajmniej tak chcę) i w końcu cieszyć się tym co jest, tym co daje natura i ogólnie świat. No ale życie nas kopie co powoduje różne schorzenia ale skoro doszedłem już do tego co teraz to może to cierpienie było do zniesienia i można być gotowym na kolejne. Tu przychodzi na myśl słynne powiedzonko "co nie zabija to wzmacnia", które uważam ma dużo sensu. Czy poza złą sytuacją materialną, która oczywiście ma ogromne znaczenie, jest jeszcze coś co powoduje Twoje duże cierpienie, jakiś inny rodzaj lęków? Pisałaś o tej pustce na którą też zwróciłem uwagę ale pisałaś chyba, że ona już sporo ustąpiła obecnie ? Mogłabyś napisać ile masz lat? Ja też nie potrafię żyć bez oparcia się na kimś ale to raczej nic dziwnego, potrzebujemy innych ludzi bo człowiek nie może żyć w oderwaniu od innych.

Rozmawiam z terapeutką o wszystkim co mi akurat przyjdzie do głowy lub jak coś poczuje, podobnie u mnie wygląda jak u Ciebie zawsze początek sesji, kiedy zawsze mówię, że nie wiem co powiedzieć, dziś było nie inaczej. Ale dalsza część sesji dziś była inna od wszystkich w końcu bo w trakcie zacząłem mieć dość dobry wgląd w siebie i potrafiłem się skupić na jednym wątku. Po prostu też mnie przeraża co mogę zobaczyć w głębi siebie i stąd takie na wcześniejszych sesjach skakanie z tematu na temat co niewiele przynosiło, jedynie moją konsternację po co ta terapia. Terapeutka to bardzo dobrze wszystko interpretuje (mówiąc właśnie dziś m.in. że boi się pan zobaczyć czegoś w sobie). Oczywiście to wszystko czubek góry lodowej ten dzisiejszy wgląd w siebie, zobaczymy co dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukk

Cechy charakteru nie są niezmienne. To znaczy niektóre są niezmienne a niektóre można zmienić. Zrobiłam ten test i wyszedł mi pewien typ osobowości który teraz mam. A gdy się wyleczę z mojego zaburzenia to zupełnie inaczej rozwiążę ten test i wyjdzie mi inny typ osobowości. Ja obecnie i przez całe życie jestem cicha i małomówna ale wiem że moja prawdziwa natura jest radosna i pełna energii. I tylko będąc taka mogę się czuć szczęśliwa. Czyli wyrażając to jaka jestem.

Ja uważam że nie ma granic, ale albo może zabraknąć czasu ( co pewnie zdarzy się u mnie), albo metodę trzeba zmienić albo brakuje odwagi aby siebie tak całkowicie zmienić i stać się wręcz kimś innym.

Odpoczywać trzeba oraz zajmować się czymś przyjemnym bo to uczy tego przyjemnego czucia się. A jest to ważne najbardziej w przypadku osób które zawsze cierpiały.

Sensem życia może być korzystanie z jego uroków ale tylko dla osób które potrafią czuć przyjemność. CZy komuś umierającemu na raka powiesz że jego życie ma sens i że jest to radość? Ja nie czuję przyjemnośći ani niczego pozytywnego.

„mieć świadomość, że życie w dużej mierze składa się z cierpienia, że się go nie uniknie” – uważam że taka świadomość jest niepotrzebna bo to jest programowanie się na to żeby te cierpienia jednak były. Wiele osób deklaruje że są szczęśliwe i że nie cierpią więc uważam że życie bez cierpień jest możliwe.

„No ale życie nas kopie co powoduje różne schorzenia”- życie kopało nas w dzieciństwie, co nam ukształtowało taką osobowość która sobie nie radzi i przyciąga różne kopniaki od życia. Życie przestanie nas kopać gdy my się zmienimy. Ja jestem również fizycznie chora ale wszystkie moje choroby pochodzą od psychiki.

Na jakie kolejne cierpienia się przygotowujesz?

Ja nie mam kontaktu ze swoim wnętrzem, nie mam uczuć a na ich miejsce weszły lęki. Boje się wszystkiego, boję się wstać z łóżka, boję się ubrać, boję się jeść, boję się sprzątać, wyjśc z domu, zadzwonić, pójść do sklepu, ćwiczyć, boję się ludzi, nie ma czegoś czego ja się nie boję. Boję się bo za wszystko spotka mnie kara. Boje się przyszłośći, chorób, starośći, wojny, boję się żyć i boję się umrzeć. Nie mam własnej woli, własnej siły, nie mam granic. W moim wnętrzu nie ma mnie i stąd ta pustka.

Czytałeś książke Podzielone ja? Tam dobrze jest opisany stan w którym jestem.

Ja jestem znacznie starsza od ciebie.

 

White Rabbit

Spotkało nas to co najgorsze.

Ja sobie poradziłam z tym tak że się od siebie oddzieliłam i stworzyła się we mnie sztuczna osobowość a z prawdziwą osobowością obecnie nie mam żadnego kontaktu. A ty uciekasz w jakies alternatywne światy, po to aby nie umrzeć ze strachu przed światem rzeczywistym.

 

-- 20 sty 2014, 13:00 --

 

Też się czasami kiwam jak sierota. A moja siostra jak była mała to właśnie tak podtykałam pod nos jakieś szmatki. Rodzice wtedy na nią krzyczeli. U nas się to nazywało mniumanie. Ale ona z tego wyrosła i czuje się dobrze w wieku dorosłym. Nie ma nawet nerwicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że pozbywanie się przeświadczenia, że uniknie się cierpienia prowadzi do jego pojawiania się, natomiast uznanie faktu, że może i najprawdopodobniej się pojawi (w takiej czy innej postaci) nie powoduje "programowania się na to żeby te cierpienia jednak były". Tak wygląda to u mnie, u kogoś innego pewnie może być inaczej. Życie bez cierpień zapewne jest możliwe ale zanim się to osiągnie trzeba swoje wycierpieć, coś na zasadzie osiągania coraz lepszej kondycji, która wymaga wysiłku co z kolei powoduje dyskomfort, który ja w swoim życiu interpretuje jako cierpienie. Wiem, że jest różna skala cierpienia i nie chcę tu absolutnie porównywać bo są różne przypadki u różnych osób. Nie powiem oczywiście osobie chorej na śmiertelną chorobę, że powinna się cieszyć życiem choć tak w zasadzie uważam. Powiedziałbym jej to tylko wtedy kiedy mógłbym to zrobić w delikatny sposób i też wtedy nie uważałbym, że osoba ta powinna być szczęśliwa. Jeśli ktoś pragnie być szczęśliwy to niech będzie a jak takiego pragnienia nie ma to może spędzić życie tak jak się jej podoba. Może się wydawać okrutne to co piszę ale jak już wspomniałem nie oceniam nikogo ze względu na jego motywacje, te są indywidualną sprawą ale nie za bardzo widzę sens w tym by nie dążyć do szczęścia bez względu na okoliczności. Choroba nowotworowa to dość skrajny przypadek i ciężko mi zająć stanowisko w tej kwestii dlatego wolałbym się odnośnie tego nie wypowiadać dalej.

To prawda, że to co nas kopie teraz jest związane z tym co było kiedyś, głównie w dzieciństwie.

Cierpieniem którego się obawiam jest to, że rozsypie mi się wszystko co teraz staram się dość drobiazgowo tworzyć, swoją tożsamość można by powiedzieć. Że teraz wydaje mi się, że mam siłę na to by stworzyć siebie takim jakiego chcę ale w którymś momencie życia okaże się, że to wszystko było tylko chwilowe, że ten plan nie mógł się nigdy udać, że zabraknie sił po prostu. Staram się chyba nie planować zbyt dużo, raczej skupiać się na obecnej chwili, czuć jak najwięcej chwilę która trwa. Po prostu wiele razy pytałem sam siebie w danym momencie co ja właściwie czuję, co ja czuję teraz w tej chwili ?? I tak pomału składam fakty. Mówię sobie też, że skoro czuję to co czuję albo nic nie czuję to musi to z czegoś wynikać, po coś być. Że to jestem ja i chcę się dowiedzieć co mi jest (to już rodzaj modlitwy, w sensie prośby).

"I tylko będąc taka mogę się czuć szczęśliwa. Czyli wyrażając to jaka jestem. Ja uważam że nie ma granic, ale albo może zabraknąć czasu ( co pewnie zdarzy się u mnie), albo metodę trzeba zmienić albo brakuje odwagi aby siebie tak całkowicie zmienić i stać się wręcz kimś innym." - ja to bardzo podobnie postrzegam.

Nie jestem ekspertem ale wydaje mi się, że lęk to wyraźna emocja z którą można pracować, mam takie przeświadczenie, że poprzez lęk możemy osiągnąć choć część tego szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym że do szczęścia trzeba dążyć zawsze, z tym że u jednych będzie to dążenie do szczęścia a u innych dążenie do tego aby przeżyć a u tych którzy umierają bedzie można tylko pogodzić się z tym.

U mnie tym dążeniem do szczęścia jest dążenie do wyleczenia się.

 

"Ja uważam, że pozbywanie się przeświadczenia, że uniknie się cierpienia"

Mnie chodziło o coś innego - o to żeby nie wierzyć w niueuchronność cierpień tylko miec świadomość że życie bez cierpień jest możliwe w jakiejś dalekiej perspektywie, bo wiem że są ludzie którzy są szczęśliwi. A nie można być jednocześnie szczesliwym i cierpieć.

A cierpienie po prostu jest gdy się go czuje. Ale im więcej szczęścia tym cierpienia będzie mniej. Ja uważam że cierpienie nie jest nieodzownym składnikiem ludzkiego życia i że życie bez cierpień jest możliwe.

 

Lęk jak najbardziej jest emocją z którą można pracować.

 

"Mówię sobie też, że skoro czuję to co czuję albo nic nie czuję to musi to z czegoś wynikać, po coś być. Że to jestem ja i chcę się dowiedzieć co mi jest (to już rodzaj modlitwy, w sensie prośby)."

 

Też tak uważam i też staram się tego dowiadywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No w dalszej perspektywie na pewno ale póki co... Tylko co z tym, że to przez cierpienie można zdobyć szczęście ? A jak się będzie unikać cierpienia to w dłuższej perspektywie, za jakiś czas i tak się ono pojawi i wtedy trudniej będzie ogarnąć siebie, swoje życie. Ale to wszystko takie subiektywne, ktoś kto doswiadcza cierpienia na bieżąco i się mu przeciwstawia na bieżąco ma szansę stawać się tym kim chce a przez to szczęśliwy, myślę tu o sobie cały czas no bo o kim innym skoro siebie tylko w miarę znam (dlatego subiektywne jest wszystko) bo spychałem to czego chcę, o co wołało moje wnętrze gdzieś tam spychałem, unikałem, bo się bałem wyszukując coś co mi pozwala tego nie czuć a i tak przyszło się z tym zmierzyć. I nie wiem co powodowało to, że spychałem, strach przed bliskością. Beznadzieja normalnie, trzeba przeprogramować swój umysł, stać się kimś nowym (i tym razem tym prawdziwym ?) co wymaga ciągłego skupienia i tylko na myśl przychodzą słowa "nic nie boli tak jak życie". Ale co pozostało, trzeba iśc dalej w tym kierunku i tym razem nie wymięknąć, zwracać uwagę na każdy szept wewnątrz siebie, ktory może ponieść w tym właściwym kierunku. Nie chce mi się ale nie mam wyjścia, też walcze o swoje (prze)życie. Za wiele to ja chyba nie oczekuję ale przyznaję liczę na cud, na przeznaczenie. A co do tego czasu ? Może zrobie jakąś głupotę i wszystko diabli wezmą ?

jak mozna wytrwac tyle lat nie tracac drogi, nie gubiac celu

gdy oczy bola od patrzenia w przyszlosc a ona wydaje sie coraz dalsza, bajkowy swiat prysnal jak mydlana banka - prosto w moje oczy

piekacy bol wyciska slone lzy, brutalnosc swiata nie zna granic..

"milosc moze przezwyciezyc wszystko"

to jedyna droga w morzu nienawisci i klamstwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

Mnie również możecie dopisać do schizo-typowych (f21).

Dziś (można by powiedzieć) jest pamiętny dzień - skończyłam brać leki. Rzekomo mój stan tak się poprawił, że stały się zbędne. Jednak nic nie jest takie jak wcześniej.

Przeszłość powraca w kawałkach, fotografiach zapisanych gdzieś tam. Tylko tyle potrafię sobie przypomnieć.

I oto ja nowa powstałam ? Tak? Czy ja to właściwie ja? Kim jestem? Sama nie wiem ,bo czy po tym wszystkim można nadal być sobą? Czy można się odnaleźć? Znaleźć odpowiednią dla siebie ścieżkę, którą można podążać, chociaż za życiem?

 

.......

 

Czasami chciałabym by ludzie, którzy kiedyś nas zranili zobaczyli nasz ból. Weszli w uczucia, odczucia, poczuli jak to na prawdę jest, czuć, żyć. By widzieli i słyszeli co potem wyrządzili, jakie to miało konsekwencje - co tak na prawdę się stało - jak to było dalekie od zamierzeń. Jak bardzo się pomylili. Subiektywność jest największą skazą.

Ale przecież to tylko taka zabawa słowna.

 

...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś (można by powiedzieć) jest pamiętny dzień - skończyłam brać leki. Rzekomo mój stan tak się poprawił, że stały się zbędne. Jednak nic nie jest takie jak wcześniej.

 

O to właśnie w tym chodzi :)

 

Przeszłość powraca w kawałkach, fotografiach zapisanych gdzieś tam. Tylko tyle potrafię sobie przypomnieć.

I oto ja nowa powstałam ? Tak? Czy ja to właściwie ja? Kim jestem? Sama nie wiem ,bo czy po tym wszystkim można nadal być sobą? Czy można się odnaleźć? Znaleźć odpowiednią dla siebie ścieżkę, którą można podążać, chociaż za życiem?

 

Jest to takie zaburzenie, gdzie po terapii trzeba odkryć siebie na nowo i stać się kimś zupełnie innym. Stać się prawdziwym sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×