Skocz do zawartości
Nerwica.com

Neseir

Użytkownik
  • Postów

    84
  • Dołączył

Osiągnięcia Neseir

  1. A w tak zwanym międzyczasie... Ładnie odwracamy uwagę standardową metodą, czyli skandalem natury "obyczajowo-prawno-religijnej" i inteligentnie modyfikujemy ustawę, stawiając kolejny kroczek w realizacji Lepsiejszego Jutra: szczepionki nie można tak po prostu nazywać szczepionką, także dlatego że SARS-CoV2 nie da się zakwalifikować jako chorobę o wysokiej śmiertelności:
  2. Neseir

    OT

    Się chamsko wtrącę... Takie dyskusje IMHO tylko unaoczniają impotencję psychologii & psychiatrii. Temat nie zaowocuje niczym konstruktywnym, gdyż nikt nie potrafi(ł) SENSOWNIE zdefiniować koncepcji "zdrowia psychicznego", a to przecież ma fundamentalne znaczenie. Powstały ino redukcjonistyczne wojenki spod znaku "psychoterapia vs farmakoterapia". Na czym my w ogóle stoimy? Bo co to jest to zdrowie psychiczne? Jak się przejawia? "Lepszym funkcjonowaniem"? Nie rozśmieszajcie mnie - Marc Dutroux czy John Wayne Gacy "funkcjonowali" znacznie lepiej od większości bywalców tego forum. Maklerzy giełdowi rujnujący życie milionom ludzi za sprawą baniek spekulacyjnych żyją lepiej od nas wszystkich. Kolejna definicja zdrowia psychicznego to "elastyczność zachowania odnośnie zastanej rzeczywistości (nawet forumowy ekspert pisał w identycznym tonie...)". Zatem szmalcownik z okresu II WŚ to podręcznikowy przykład zdrowia psychicznego - po prostu dostosował się do realiów za sprawą donosicielstwa i nie mamy prawa mu nic zarzucić. Bo wiecie, sztywny model zachowania to domena osób z zaburzeniami osobowości, a nie zdrowych. Psychiatryczna definicja zdrowia psychicznego sprowadza się w zasadzie do jednego - pełnego posłuszeństwa i spokoju na oddziale. Chloropromazyna (i późniejsze trucizny) była więc dla personelu szpitali psychiatrycznych darem niebios. A co z nurtem "humanistyczno-egzystencjalnym"? Tam "prawdziwe" zdrowie psychiczne przejawiać się miało w konstrukcie tzw. "dobrego dzikusa" - jednostki wolnej od toksycznych wpływów nowożytnej struktury społecznej, osoby, która odnalazła swoje prawdziwe ja na gruncie "antycznych" ideałów / praktyk. To tylko wierzchołek góry lodowej. Porzygać się idzie. Nie ma życia - jest wojna agend, trendów, osobistych interesów; wszystko to brzmi jak sadystyczny eksperyment społeczny. No ale w internetach piszą, że specjalista X ze swoją filozofią wyleczył z depresji setki tysięcy ludzi. Oczywiście, że wyleczył - musiał trafić w którąś z 676983 definicji "zdrowia psychicznego" i "właściwego życia".
  3. Jest! Jest! W końcu to widzę! Widzę: Plik ----> Nowy ----> Klasyczny_bełkot_każdego_samozwańczego_guru.txt To co, Wasza Dostojność? Przechodzimy do sypialni? Spłodzimy córeczkę w nagualu?
  4. https://swprs.org/a-swiss-doctor-on-covid-19/#latest Tak. Jeśli chodzi o bycie pewnym czegokolwiek, pewność mam odnośnie strategii jaką mogliby przyjąć architekci Nowego Wspaniałego Świata: Faza 1 - lekceważymy koronawirusa na potęgę ("wirus nie przenosi się z człowieka na człowieka", "nie noście masek") sytuacja pogarsza się, nawet "wolnościowcy" chcą strzelać w łeb ludziom wychodzącym z domu Faza 2 - demonizujemy koronawirusa na potęgę, sytuacja w końcu się stabilzuje bez względu na zastosowane środki, gospodarka leży, prawo likwidujące wolności obywatelskie nie zostaje wycofane, totalitarny rząd jest jedyną alternatywą w obliczu potężnych zamieszek i widma głodu Faza 3 - Orwell i Huxley wirują w grobach wpędzając w kompleksy nawet turbinę MHI Vestas V164
  5. Powtórzę się więc: to właśnie jest to, co nazywam "zasileniem konstruktu". Fikcyjna postać odgrywająca bezwartościową rolę - w tym przypadku miałbym dokonać ukłonu 1 - w stronę filozofów z epoki renesansu, gdyż tamci ubzdurali sobie, że człowiek upada, jeśli w centrum życia psychicznego miejsce zajmuje coś innego niż miłość; 2 - w stronę psychoanalityków zafascynowanych szamanizmem - oni ratunek widzą wyłącznie w rytuale przejścia, gdzie osoba musi zmierzyć się z Nieuświadomionym; 3 - w stronę specjalistów z zakresu psychologii transpersonalnej, gdyż ci z kolei "odkryli" że zbawczy wpływ na dramat jednostki powinna być aplazja mechanizmów obronnych ego (wywołana np. zażyciem DMT albo za pomocą hiperwentylacji) skutkująca połączeniem z Jednością. Martwota. Człowiek-kontener na obce idee... Może podam jeszcze przykład: w stanie śmierci ego możesz ujrzeć traumę z dzieciństwa w pełnej krasie. Tylko co z tego wynika? Chociażby powszechny ślinotok terapeutów (zwłaszcza z nurtu psychodynamicznego), gdyż można zasilić konstrukt, tym razem głoszący, że "kluczem do wszystkiego" jest przepracowanie dziecięcych traum, co owocuje w końcu "poprawą". A na czyje konto "wyzdrowieję"? Własne? Nie ma "mnie", tylko jakiś film o gościu, który robi coś dla samego robienia. Ale zasila kolejny konstrukt i to jest najważniejsze.
  6. Czyli - trawestując pewnego Dżordża - "doświadczenie transcendentalne jest kluczem do tego wszystkiego"... Nie zamierzam perswadować / unieważniać Twojej historii. Jeśli chodzi o mnie, adaptacja jakiegoś (KOLEJNEGO...) systemu filozoficznego - będzie aktem zbrodni na tym czymś, co jeszcze mogę nazwać "sobą": zasileniem obcego konstruktu, czemu i tak za chwilę sprzeciwi się ten psychiczny układ immunologiczny. To tak jakby krzyczeć do telewizora, próbując ratować protagonistę w horrorze - NIE IDŹ TAM! Przy czym tą fikcyjną postacią jestem ja sam, obserwujący siebie z perspektywy kogoś istniejącego w "rzeczywistości" - właśnie tego przejętego, krzyczącego widza. W "normalnym" świecie seans się jednak kiedyś kończy i "normalny" widz traci zainteresowanie fikcyjnym światem i fikcyjnym bohaterem - wie, że troszczyć należy się należy o prawdziwych ludzi i prawdziwe sprawy.
  7. Łooo panie... od której strony mam to ugryźć? Może tak: postawa, którą proponujesz to nic innego jak słynna podstawa buddyjska, ew. techniki z zakresu mindfulness. I czy to złe podejście? Skądże - musi jednak pojawić się jakieś "ale" - sporo czasu siedziałem w zagadnieniu i doszedłem do wniosku, że korzyści z tych praktyk mogą wyciągać przede wszystkim "rasowi" nerwicowcy. Zaś rdzeń problemów u schizotymika ma naturę psychotyczną, nie nerwicową. Dla schizotymika "Myśli, uczucia i zachowania zlane w jeden punkt" to WYBAWIENIE, oznaka, że mokre sny o wewnętrznej integracji w końcu się spełniają. My potrzebujemy ontologicznej pewności, jakiejś boskiej maszynerii, która przedstawi nam w pełni _obiektywny_ dowód, która z 87765429 rzeczywistości jest tą prawdziwą. I wtedy zaczniemy być "normalni"... Schizofrenik / schizotymik zamyka się w ochronnej bańce (przymiotnik "autystycznej" w ogóle tu nie pasuje), by nie zostać rozerwanym na kawałki przez niepewność tego, co doświadcza. Ale to i tak duże uproszczenie sprawy. Schizofreniczka trafia na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego - wierzyła, że taksówkarz, który ją przewoził chce ją zgwałcić. Po godzinie uważa, że męska część personelu szpitala też chce ją zgwałcić. W kolejnej nie ma już ratunku - wszyscy mężczyźni świata "chcą sobie poużywać". Jej umysł znajduje się w piekle - ale za rogiem, czai się jeszcze większy (wbrew pozorom), mocarny, gargantuiczny koszmar: wypruwająca bebechy świadomość, że nie wie, co jest prawdą. A tak? Urojenia przynoszą jej upragnioną "obiektywną" wiedzę - i wszystko staje się jasne, fałsz przestaje istnieć, podziały są bardzo mocno zakreślone. Ona już wie na czym stoi, sytuacja jest ekstremalnie dramatyczna, ale KLAROWNA - tzw. życie to słaba schizofreniczka, przepraszam: "oświecona" kobieta w świecie potężnych, zbydlęconych wrogów. Ona już wie, że każda aktywność seksualna jest grzeszna, bez względu na okoliczności. Otrzymała z nieba KLAROWNE instrukcje. Nie musi się już obsesyjnie zastanawiać, gdzie zaczyna i kończy gwałt. Ona zna już boskie równanie: istnienie mężczyzn = pożądanie seksualne = gwarancja gwałtu. Paradoksalnie, ale w swoim obłędzie znajduje pewne ukojenie - na chwilę. Kiedy do umysłu schizofreniczki włamie się choć jedna seksualna myśl (może ona sama była jej autorką? Nie, nie, niemożliwe...), stary system urojeń pada na pysk - nie ma już jak się separować od grzesznego świata. Świat przestaje być zero-jedynkowy. Z pomocą przychodzą ponownie wytyczne psychotycznego toku rozumowania: myśl natury seksualnej czyni ją mężczyzną-gwałcicielem. Teraz to ona jest grzesznym bydlęciem. Albo nie - w końcu myśl mogła zostać wysłana przez Szatana albo kosmitów, którzy chcą, by tak myślała. Znowu wszystko staje się KLAROWNE. Na chwilę... Taktyka "pozwólmy sobie na przepływ koncepcji i emocji, nawet jeśli są bolesne" nie ma tu zastosowania. Gra toczy się o kompletnie inną stawkę.
  8. Chyba na tumblr. To, że Iran jest w pierwszej dziesiątce państw odnośnie wydatków na zbrojenia, nie czyni go to mocarstwem zdolnym przeciwstawić się USA (dodatkowo graniczny z państwami sunnickimi...). Gdzie tu niby potencjał na konflikt światowy? A teraz na temat: jeśli chodzi o III WŚ, to zapewne nastąpi w sytuacji "powirusowej", więc tak czy inaczej - ludzkość ma przewalone. To się nazywają ciekawe czasy - jeszcze 2/3 tygodnie temu COVID-19 był wręcz prezentem dla Stanów - wielcy wrogowie, Chiny i Iran, słabnęli pod butem koronawirusa, zaś Pomarańcza oznajmiał, że w USA "ryzyko epidemii jest bardzo niskie". W kwietniu jego kraj będzie stanowić największe ognisko zapalne na świecie. Wciąż nie zamknięto lotów pasażerskich (międzynarodowych i wewnątrzkrajowych), kiedy teraz w Europie ~95% ruchu powietrznego stanowią loty towarowe. Chiny i Rosja (abstrahując od tego, jak kłamią jeśli chodzi o liczbę zarażeń na własnym podwórku) czyhali na upadek USA i chyba właśnie się doczekali za sprawą okoliczności towarzyszącym pandemii koronawirusa w Stanach: a) patologiczny system opieki zdrowotnej b) otyłość, nadciśnienie i cukrzyca u sporego procenta populacji c) kryzys opioidowy d) wysoka koncentracja ludności w strategicznych miejscach, czyli Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu "Masakra" to sumie pewnik. Jeżeli znaczące (w sensie gospodarczym) kraje, właśnie w tej rzeczywistości powirusowej - widząc, co się dzieje - zaczną rozliczać ropę i gaz w juanach (bo kto wierzy w ruble...), a nie w dolarach - "obiecana" III Wojna Światowa w końcu nastąpi.
  9. Przynoszę wam nową warstwę folii, albo "folii" - czyli doniesienia o tajemniczej chorobie płuc z września 2019: The Mysterious Vaping Illness That’s ‘Becoming an Epidemic’ Październik 2019: Scientists chase cause of mysterious vaping illness as death toll rises Luty 2020: Flu, vaping or novel coronavirus: experts suspect the US might have failed to identify causes of deaths No i wuj, no i cześć ("zmarli z innych powodów") - temat zasadniczo odszedł w niepamięć pod koniec października zeszłego roku. Bonusowo załączam jeden stwierdzony przypadek z Polski. Ta cała pandemia, cała ta historia zawiera zbyt dużą liczbę podejrzanych motywów i dziurawych wątków. W miejsce jednej, niespójnej opowieści wchodzi druga, tak samo niespójna. Ale może być niespójna tylko pozornie. Włoscy lekarze zaczęli przypominać sobie, że już w listopadzie 2019 odnotowywano wśród osób starszych "dziwne zapalenie płuc".Tylko... jak to się ma więc do faktu, że koronawirus rozprzestrzenia się bardzo szybko? To, że nikt się dziwną chorobą nie przejął (śmierć w wyniku zapalenia płuc wśród osób +80 jest dość częsta) pomogłoby tylko wirusowi w nowym roku urządzić jeszcze większą rzeźnię. To tylko kolejny z szeregu podejrzanych / "dziurawych" motywów. Tylko jak wiele można jeszcze wytłumaczyć efektem potwierdzenia? Biorę od każdej drużyny po 200 złotych i słucham państwa!
  10. "Najgorsze przed nami" w odniesieniu do Indii do to zapowiedź katastrofy podniesionej do potęgi "n". Wciąż bardzo mało zdiagnozowanych przypadków - na tę chwilę 283. Oczywiście nie ma co się czarować - Hindusi siedzą na bombie, a niższa średnia wieku i możliwość zakupu antybiotyków bez recepty nic nie zmieni. 5 testów na 1 000 000 obywateli: Już widzę tę policję & wojsko kontrolujących 300 milionów osób w kwarantannie... (chyba że zaczną sprawdzać prawidłową wentylację czaszek)
  11. Jest już źle, prawda? A teraz wyobraźcie sobie, że pandemia COVID-19 (a jeśli chodzi o Europę - stworzenie ognisk zapalnych we Włoszech) mogłaby wybuchnąć 1,5-2 miesiąca później. Chodzi o Wielkanoc, co równa się z masowymi powrotami do kraju Polaków z Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii - mentalność z kwietnia 2020 odpowiadałaby optyce z czasów wczesnego lutego, czyli "eee tam, grypa zabija więcej, zresztą w 2009 panowała świńska grypa i jakoś katastrofy nie było..." Przy czym te tysiące wracających do Polski ludzi nawet nie podejrzewałyby, że mają jakiegoś zabójczego wirusa i trzeba poddać się kwarantannie (która i tak nawet w obecnych okolicznościach nie działa z wiadomych przyczyn).
  12. O, pan z F20 i takie dyrdymały? Po prostu zaakceptować siebie - i już, tak? To może podejdź do *swojej* choroby racjonalnie i przestań mieć urojenia - bez pomocy neuroleptyków. Zastanów się czego chcesz i przestań odczuwać ambiwalencję. Jeśli Twoja tożsamość jest zdezintegrowana, zbuduj sobie nową - przecież powiadają, że człowiek to istota twórcza. Prościzna. Tylko trzeba mieć na uwadze mętnie zdefiniowany "wyższy cel". Może nie pojmujesz innych ważnych powodów dla których ciężko zaburzeni ludzie się okaleczają; nie bez powodu podkreśliłem na początku kwestię schizofrenii: chodzi o dysocjację, derealizację i depersonalizację. Te stany raczej nie powinny być Ci obce... Nawet kilkugodzinne "D/D/D" może być koszmarem. Intensywny fizyczny ból w większości przypadków PRZERYWA te psychiczne stany świadomości. I wbrew pozorom, jest o wiele bardziej znośny. Uchodzi to za bardzo udaną "transakcję". Osoby z nawracającymi flashbackami z traumatycznych przeżyć w końcu dosłownie zaczynają walić głową w ścianę - i odkrywają, że czasami, nawet kosztem rozwalonego czoła - migawki z bolesnej przeszłości USTĘPUJĄ. To też udana "transakcja". A psychoterapeuci muszą kombinować, jak w subtelny sposób przekonać chorego, że nie tędy droga... W naszym przypadku ewentualne samobójstwo wynika po części z racji tej właśnie głęboko zakorzenionej po(d)stawy narzuconej przez EWOLUCJĘ. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani, by uciekać od bólu i zagrożenia. Jeżeli uciec się "nie da" - jeden ból zamieniamy na drugi, mniejszy. Ale to już wynik kalkulacji, cechy przynależnej istotom obdarzonym samoświadomością.
  13. Jeśli w praktyce tak to ma wyglądać... "Tośmy se pożyli"..... Swoją drogą, w Kielcach, zarażony koroną lekarz (prof. Wojciech Rokita) popełnił samobójstwo. Po prostu nie miał balansu chemicznego w mózgu, to wszystko.
  14. No cóż... plusem sytuacji jest to, że pochowają nas wszystkich jak starożytnych wojowników. Jakiś wspólny mianownik z Achillesem czy innym Hektorem.
  15. https://zdrowie.pap.pl/psyche/uwaga-epidemia-nowej-choroby-odciska-slad-w-psychice Przysięgam, ci pożal-się-Boże specjaliści oferują ten sam, jeden gotowy zestaw koszmarnych nonsensów na każdą dramatyczną sytuację. Ta psychologiczna mowa-trawa...
×