Skocz do zawartości
Nerwica.com

Neseir

Użytkownik
  • Postów

    84
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Neseir

  1. A w tak zwanym międzyczasie... Ładnie odwracamy uwagę standardową metodą, czyli skandalem natury "obyczajowo-prawno-religijnej" i inteligentnie modyfikujemy ustawę, stawiając kolejny kroczek w realizacji Lepsiejszego Jutra: szczepionki nie można tak po prostu nazywać szczepionką, także dlatego że SARS-CoV2 nie da się zakwalifikować jako chorobę o wysokiej śmiertelności:
  2. Neseir

    OT

    Się chamsko wtrącę... Takie dyskusje IMHO tylko unaoczniają impotencję psychologii & psychiatrii. Temat nie zaowocuje niczym konstruktywnym, gdyż nikt nie potrafi(ł) SENSOWNIE zdefiniować koncepcji "zdrowia psychicznego", a to przecież ma fundamentalne znaczenie. Powstały ino redukcjonistyczne wojenki spod znaku "psychoterapia vs farmakoterapia". Na czym my w ogóle stoimy? Bo co to jest to zdrowie psychiczne? Jak się przejawia? "Lepszym funkcjonowaniem"? Nie rozśmieszajcie mnie - Marc Dutroux czy John Wayne Gacy "funkcjonowali" znacznie lepiej od większości bywalców tego forum. Maklerzy giełdowi rujnujący życie milionom ludzi za sprawą baniek spekulacyjnych żyją lepiej od nas wszystkich. Kolejna definicja zdrowia psychicznego to "elastyczność zachowania odnośnie zastanej rzeczywistości (nawet forumowy ekspert pisał w identycznym tonie...)". Zatem szmalcownik z okresu II WŚ to podręcznikowy przykład zdrowia psychicznego - po prostu dostosował się do realiów za sprawą donosicielstwa i nie mamy prawa mu nic zarzucić. Bo wiecie, sztywny model zachowania to domena osób z zaburzeniami osobowości, a nie zdrowych. Psychiatryczna definicja zdrowia psychicznego sprowadza się w zasadzie do jednego - pełnego posłuszeństwa i spokoju na oddziale. Chloropromazyna (i późniejsze trucizny) była więc dla personelu szpitali psychiatrycznych darem niebios. A co z nurtem "humanistyczno-egzystencjalnym"? Tam "prawdziwe" zdrowie psychiczne przejawiać się miało w konstrukcie tzw. "dobrego dzikusa" - jednostki wolnej od toksycznych wpływów nowożytnej struktury społecznej, osoby, która odnalazła swoje prawdziwe ja na gruncie "antycznych" ideałów / praktyk. To tylko wierzchołek góry lodowej. Porzygać się idzie. Nie ma życia - jest wojna agend, trendów, osobistych interesów; wszystko to brzmi jak sadystyczny eksperyment społeczny. No ale w internetach piszą, że specjalista X ze swoją filozofią wyleczył z depresji setki tysięcy ludzi. Oczywiście, że wyleczył - musiał trafić w którąś z 676983 definicji "zdrowia psychicznego" i "właściwego życia".
  3. Jest! Jest! W końcu to widzę! Widzę: Plik ----> Nowy ----> Klasyczny_bełkot_każdego_samozwańczego_guru.txt To co, Wasza Dostojność? Przechodzimy do sypialni? Spłodzimy córeczkę w nagualu?
  4. https://swprs.org/a-swiss-doctor-on-covid-19/#latest Tak. Jeśli chodzi o bycie pewnym czegokolwiek, pewność mam odnośnie strategii jaką mogliby przyjąć architekci Nowego Wspaniałego Świata: Faza 1 - lekceważymy koronawirusa na potęgę ("wirus nie przenosi się z człowieka na człowieka", "nie noście masek") sytuacja pogarsza się, nawet "wolnościowcy" chcą strzelać w łeb ludziom wychodzącym z domu Faza 2 - demonizujemy koronawirusa na potęgę, sytuacja w końcu się stabilzuje bez względu na zastosowane środki, gospodarka leży, prawo likwidujące wolności obywatelskie nie zostaje wycofane, totalitarny rząd jest jedyną alternatywą w obliczu potężnych zamieszek i widma głodu Faza 3 - Orwell i Huxley wirują w grobach wpędzając w kompleksy nawet turbinę MHI Vestas V164
  5. Powtórzę się więc: to właśnie jest to, co nazywam "zasileniem konstruktu". Fikcyjna postać odgrywająca bezwartościową rolę - w tym przypadku miałbym dokonać ukłonu 1 - w stronę filozofów z epoki renesansu, gdyż tamci ubzdurali sobie, że człowiek upada, jeśli w centrum życia psychicznego miejsce zajmuje coś innego niż miłość; 2 - w stronę psychoanalityków zafascynowanych szamanizmem - oni ratunek widzą wyłącznie w rytuale przejścia, gdzie osoba musi zmierzyć się z Nieuświadomionym; 3 - w stronę specjalistów z zakresu psychologii transpersonalnej, gdyż ci z kolei "odkryli" że zbawczy wpływ na dramat jednostki powinna być aplazja mechanizmów obronnych ego (wywołana np. zażyciem DMT albo za pomocą hiperwentylacji) skutkująca połączeniem z Jednością. Martwota. Człowiek-kontener na obce idee... Może podam jeszcze przykład: w stanie śmierci ego możesz ujrzeć traumę z dzieciństwa w pełnej krasie. Tylko co z tego wynika? Chociażby powszechny ślinotok terapeutów (zwłaszcza z nurtu psychodynamicznego), gdyż można zasilić konstrukt, tym razem głoszący, że "kluczem do wszystkiego" jest przepracowanie dziecięcych traum, co owocuje w końcu "poprawą". A na czyje konto "wyzdrowieję"? Własne? Nie ma "mnie", tylko jakiś film o gościu, który robi coś dla samego robienia. Ale zasila kolejny konstrukt i to jest najważniejsze.
  6. Czyli - trawestując pewnego Dżordża - "doświadczenie transcendentalne jest kluczem do tego wszystkiego"... Nie zamierzam perswadować / unieważniać Twojej historii. Jeśli chodzi o mnie, adaptacja jakiegoś (KOLEJNEGO...) systemu filozoficznego - będzie aktem zbrodni na tym czymś, co jeszcze mogę nazwać "sobą": zasileniem obcego konstruktu, czemu i tak za chwilę sprzeciwi się ten psychiczny układ immunologiczny. To tak jakby krzyczeć do telewizora, próbując ratować protagonistę w horrorze - NIE IDŹ TAM! Przy czym tą fikcyjną postacią jestem ja sam, obserwujący siebie z perspektywy kogoś istniejącego w "rzeczywistości" - właśnie tego przejętego, krzyczącego widza. W "normalnym" świecie seans się jednak kiedyś kończy i "normalny" widz traci zainteresowanie fikcyjnym światem i fikcyjnym bohaterem - wie, że troszczyć należy się należy o prawdziwych ludzi i prawdziwe sprawy.
  7. Łooo panie... od której strony mam to ugryźć? Może tak: postawa, którą proponujesz to nic innego jak słynna podstawa buddyjska, ew. techniki z zakresu mindfulness. I czy to złe podejście? Skądże - musi jednak pojawić się jakieś "ale" - sporo czasu siedziałem w zagadnieniu i doszedłem do wniosku, że korzyści z tych praktyk mogą wyciągać przede wszystkim "rasowi" nerwicowcy. Zaś rdzeń problemów u schizotymika ma naturę psychotyczną, nie nerwicową. Dla schizotymika "Myśli, uczucia i zachowania zlane w jeden punkt" to WYBAWIENIE, oznaka, że mokre sny o wewnętrznej integracji w końcu się spełniają. My potrzebujemy ontologicznej pewności, jakiejś boskiej maszynerii, która przedstawi nam w pełni _obiektywny_ dowód, która z 87765429 rzeczywistości jest tą prawdziwą. I wtedy zaczniemy być "normalni"... Schizofrenik / schizotymik zamyka się w ochronnej bańce (przymiotnik "autystycznej" w ogóle tu nie pasuje), by nie zostać rozerwanym na kawałki przez niepewność tego, co doświadcza. Ale to i tak duże uproszczenie sprawy. Schizofreniczka trafia na izbę przyjęć szpitala psychiatrycznego - wierzyła, że taksówkarz, który ją przewoził chce ją zgwałcić. Po godzinie uważa, że męska część personelu szpitala też chce ją zgwałcić. W kolejnej nie ma już ratunku - wszyscy mężczyźni świata "chcą sobie poużywać". Jej umysł znajduje się w piekle - ale za rogiem, czai się jeszcze większy (wbrew pozorom), mocarny, gargantuiczny koszmar: wypruwająca bebechy świadomość, że nie wie, co jest prawdą. A tak? Urojenia przynoszą jej upragnioną "obiektywną" wiedzę - i wszystko staje się jasne, fałsz przestaje istnieć, podziały są bardzo mocno zakreślone. Ona już wie na czym stoi, sytuacja jest ekstremalnie dramatyczna, ale KLAROWNA - tzw. życie to słaba schizofreniczka, przepraszam: "oświecona" kobieta w świecie potężnych, zbydlęconych wrogów. Ona już wie, że każda aktywność seksualna jest grzeszna, bez względu na okoliczności. Otrzymała z nieba KLAROWNE instrukcje. Nie musi się już obsesyjnie zastanawiać, gdzie zaczyna i kończy gwałt. Ona zna już boskie równanie: istnienie mężczyzn = pożądanie seksualne = gwarancja gwałtu. Paradoksalnie, ale w swoim obłędzie znajduje pewne ukojenie - na chwilę. Kiedy do umysłu schizofreniczki włamie się choć jedna seksualna myśl (może ona sama była jej autorką? Nie, nie, niemożliwe...), stary system urojeń pada na pysk - nie ma już jak się separować od grzesznego świata. Świat przestaje być zero-jedynkowy. Z pomocą przychodzą ponownie wytyczne psychotycznego toku rozumowania: myśl natury seksualnej czyni ją mężczyzną-gwałcicielem. Teraz to ona jest grzesznym bydlęciem. Albo nie - w końcu myśl mogła zostać wysłana przez Szatana albo kosmitów, którzy chcą, by tak myślała. Znowu wszystko staje się KLAROWNE. Na chwilę... Taktyka "pozwólmy sobie na przepływ koncepcji i emocji, nawet jeśli są bolesne" nie ma tu zastosowania. Gra toczy się o kompletnie inną stawkę.
  8. Chyba na tumblr. To, że Iran jest w pierwszej dziesiątce państw odnośnie wydatków na zbrojenia, nie czyni go to mocarstwem zdolnym przeciwstawić się USA (dodatkowo graniczny z państwami sunnickimi...). Gdzie tu niby potencjał na konflikt światowy? A teraz na temat: jeśli chodzi o III WŚ, to zapewne nastąpi w sytuacji "powirusowej", więc tak czy inaczej - ludzkość ma przewalone. To się nazywają ciekawe czasy - jeszcze 2/3 tygodnie temu COVID-19 był wręcz prezentem dla Stanów - wielcy wrogowie, Chiny i Iran, słabnęli pod butem koronawirusa, zaś Pomarańcza oznajmiał, że w USA "ryzyko epidemii jest bardzo niskie". W kwietniu jego kraj będzie stanowić największe ognisko zapalne na świecie. Wciąż nie zamknięto lotów pasażerskich (międzynarodowych i wewnątrzkrajowych), kiedy teraz w Europie ~95% ruchu powietrznego stanowią loty towarowe. Chiny i Rosja (abstrahując od tego, jak kłamią jeśli chodzi o liczbę zarażeń na własnym podwórku) czyhali na upadek USA i chyba właśnie się doczekali za sprawą okoliczności towarzyszącym pandemii koronawirusa w Stanach: a) patologiczny system opieki zdrowotnej b) otyłość, nadciśnienie i cukrzyca u sporego procenta populacji c) kryzys opioidowy d) wysoka koncentracja ludności w strategicznych miejscach, czyli Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu "Masakra" to sumie pewnik. Jeżeli znaczące (w sensie gospodarczym) kraje, właśnie w tej rzeczywistości powirusowej - widząc, co się dzieje - zaczną rozliczać ropę i gaz w juanach (bo kto wierzy w ruble...), a nie w dolarach - "obiecana" III Wojna Światowa w końcu nastąpi.
  9. Przynoszę wam nową warstwę folii, albo "folii" - czyli doniesienia o tajemniczej chorobie płuc z września 2019: The Mysterious Vaping Illness That’s ‘Becoming an Epidemic’ Październik 2019: Scientists chase cause of mysterious vaping illness as death toll rises Luty 2020: Flu, vaping or novel coronavirus: experts suspect the US might have failed to identify causes of deaths No i wuj, no i cześć ("zmarli z innych powodów") - temat zasadniczo odszedł w niepamięć pod koniec października zeszłego roku. Bonusowo załączam jeden stwierdzony przypadek z Polski. Ta cała pandemia, cała ta historia zawiera zbyt dużą liczbę podejrzanych motywów i dziurawych wątków. W miejsce jednej, niespójnej opowieści wchodzi druga, tak samo niespójna. Ale może być niespójna tylko pozornie. Włoscy lekarze zaczęli przypominać sobie, że już w listopadzie 2019 odnotowywano wśród osób starszych "dziwne zapalenie płuc".Tylko... jak to się ma więc do faktu, że koronawirus rozprzestrzenia się bardzo szybko? To, że nikt się dziwną chorobą nie przejął (śmierć w wyniku zapalenia płuc wśród osób +80 jest dość częsta) pomogłoby tylko wirusowi w nowym roku urządzić jeszcze większą rzeźnię. To tylko kolejny z szeregu podejrzanych / "dziurawych" motywów. Tylko jak wiele można jeszcze wytłumaczyć efektem potwierdzenia? Biorę od każdej drużyny po 200 złotych i słucham państwa!
  10. "Najgorsze przed nami" w odniesieniu do Indii do to zapowiedź katastrofy podniesionej do potęgi "n". Wciąż bardzo mało zdiagnozowanych przypadków - na tę chwilę 283. Oczywiście nie ma co się czarować - Hindusi siedzą na bombie, a niższa średnia wieku i możliwość zakupu antybiotyków bez recepty nic nie zmieni. 5 testów na 1 000 000 obywateli: Już widzę tę policję & wojsko kontrolujących 300 milionów osób w kwarantannie... (chyba że zaczną sprawdzać prawidłową wentylację czaszek)
  11. Jest już źle, prawda? A teraz wyobraźcie sobie, że pandemia COVID-19 (a jeśli chodzi o Europę - stworzenie ognisk zapalnych we Włoszech) mogłaby wybuchnąć 1,5-2 miesiąca później. Chodzi o Wielkanoc, co równa się z masowymi powrotami do kraju Polaków z Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii - mentalność z kwietnia 2020 odpowiadałaby optyce z czasów wczesnego lutego, czyli "eee tam, grypa zabija więcej, zresztą w 2009 panowała świńska grypa i jakoś katastrofy nie było..." Przy czym te tysiące wracających do Polski ludzi nawet nie podejrzewałyby, że mają jakiegoś zabójczego wirusa i trzeba poddać się kwarantannie (która i tak nawet w obecnych okolicznościach nie działa z wiadomych przyczyn).
  12. O, pan z F20 i takie dyrdymały? Po prostu zaakceptować siebie - i już, tak? To może podejdź do *swojej* choroby racjonalnie i przestań mieć urojenia - bez pomocy neuroleptyków. Zastanów się czego chcesz i przestań odczuwać ambiwalencję. Jeśli Twoja tożsamość jest zdezintegrowana, zbuduj sobie nową - przecież powiadają, że człowiek to istota twórcza. Prościzna. Tylko trzeba mieć na uwadze mętnie zdefiniowany "wyższy cel". Może nie pojmujesz innych ważnych powodów dla których ciężko zaburzeni ludzie się okaleczają; nie bez powodu podkreśliłem na początku kwestię schizofrenii: chodzi o dysocjację, derealizację i depersonalizację. Te stany raczej nie powinny być Ci obce... Nawet kilkugodzinne "D/D/D" może być koszmarem. Intensywny fizyczny ból w większości przypadków PRZERYWA te psychiczne stany świadomości. I wbrew pozorom, jest o wiele bardziej znośny. Uchodzi to za bardzo udaną "transakcję". Osoby z nawracającymi flashbackami z traumatycznych przeżyć w końcu dosłownie zaczynają walić głową w ścianę - i odkrywają, że czasami, nawet kosztem rozwalonego czoła - migawki z bolesnej przeszłości USTĘPUJĄ. To też udana "transakcja". A psychoterapeuci muszą kombinować, jak w subtelny sposób przekonać chorego, że nie tędy droga... W naszym przypadku ewentualne samobójstwo wynika po części z racji tej właśnie głęboko zakorzenionej po(d)stawy narzuconej przez EWOLUCJĘ. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani, by uciekać od bólu i zagrożenia. Jeżeli uciec się "nie da" - jeden ból zamieniamy na drugi, mniejszy. Ale to już wynik kalkulacji, cechy przynależnej istotom obdarzonym samoświadomością.
  13. Jeśli w praktyce tak to ma wyglądać... "Tośmy se pożyli"..... Swoją drogą, w Kielcach, zarażony koroną lekarz (prof. Wojciech Rokita) popełnił samobójstwo. Po prostu nie miał balansu chemicznego w mózgu, to wszystko.
  14. No cóż... plusem sytuacji jest to, że pochowają nas wszystkich jak starożytnych wojowników. Jakiś wspólny mianownik z Achillesem czy innym Hektorem.
  15. https://zdrowie.pap.pl/psyche/uwaga-epidemia-nowej-choroby-odciska-slad-w-psychice Przysięgam, ci pożal-się-Boże specjaliści oferują ten sam, jeden gotowy zestaw koszmarnych nonsensów na każdą dramatyczną sytuację. Ta psychologiczna mowa-trawa...
  16. Myślę, że to raczej arogancja wynikająca ze świadomości, że WB to państwo wyspiarskie. I wszystkim, co się z tym wiąże. Przykład? Hitler nie zarządził w 1940 (i później) lądowej ofensywy właśnie z tego względu - brytyjskie lotnictwo zatopiłoby z łatwością wszystkie transportowce z tysiącami żołnierzy i masą drogiego sprzętu (a desant lotniczy był wówczas kompletną abstrakcją). To poczucie "względnej nietykalności", przekazywane z pokolenia na pokolenie, zbierze potężne żniwo.
  17. Ale ja przecież pisałem dokładnie o tym samym. W tym poprzednim poście interpretowałem jedynie optykę przedstawicieli "zachodnich" społeczeństw. Wciąż znajduję wpisy w rodzaju "To tylko masowa histeria, grypa zabija znacznie więcej osób, idź się lepiej powieś, bo to ty jesteś faktycznym zagrożeniem ze swoją dezinformacją".
  18. "Turystyka" w wydaniu hinduskim polega na czymś innym: Kupa sekt, aśramów, wspólnot z setkami guru przyciągających z całego świata (te bogatsze...) jednostki szukające oświecenia. "Ośrodki medytacyjne" to niejednorodne ludzkie skupiska żyjące w fatalnych warunkach sanitarnych. A co z bogatymi Hindusami załatwiającymi swoje interesy w Chinach? Absolutnie żadnej wizyty od grudnia 2019? Drogą wyjątku żaden się nie zaraził? Nie no, odnośnie braku testów - to oczywiste. I tak nie daliby rady przebadać tak gigantycznych mas ludzkich. Chodzi mi raczej o to, że Włochy też miały kiedyś "tylko" 84 przypadki - zlekceważyli to; skutki są tragiczne. Co zaś z Indiami? Mam wierzyć, że wdrożyli takie procedury jak Korea Południowa? Pozornie "nic się dzieje", mimo że to już połowa marca. Jeśli za chwilę nie zostanie odnotowany potężny wzrost zachorowań... Nie, niezbyt wierzę w koncepcję "zahartowania się". Jeśli poruszamy kwestię genetycznej odporności - nie bardzo da się ją oddzielić od teorii spiskowych.
  19. No, mam flashbacki z bajki o pastuszku i wilkach. Zachód żył w kulturze histerii od dekad, więc uodpornił się na jakiekolwiek doniesienia osnuwające się na motywie zagłady totalnej. Nie dziwię się - na świńską grypę (w 2009/2010) zmarło przecież 14,000 ludzi - jeśli wierzyć oficjalnym statystykom. Bogate państwa Europy wydały miliardy euro na szczepionki w okresie, kiedy zagrożenie infekcji znacznie zmalało. Takie rzeczy stworzyły punkt odniesienia - "Och, to wszystko to był w dużej mierze pic, aby ktoś mógł zarobić na strachu, hurr durr zwykła grypa zabija znacznie więcej osób". Jak widać, ta mentalność wywołała już potężne szkody. Kojarzy się z hazardzistami w początkowym stadium nałogu - wierzą, że ZAWSZE będą wygrywać, a nawet jeśli przegrają - to za chwilę się odkują. Nie ogarniam tak niskiej liczby zachorowań w tak ludnym kraju, charakteryzującym się ekstremalnie niskim poziomie higieny: 84 na tę chwilę. Indie muszą więc mieć najbardziej zakłamany rząd ze wszystkich dostępnych. Albo... (twoje miejsce na teorię spiskową albo "spiskową")
  20. Jedna z najbardziej sensownych publikacji Hły. hły, hły...
  21. Lillian Glass, autorka pozycji takich jak Toksyczni ludzie i Wspaniali ludzie, jest - o ironio - podręcznikowym przykładem narcystycznego zaburzenia osobowości. Jej publikacje znakomicie wpisują się w nurt "kołczingowo-pseudopsychologicznego barachła z Ameryki". Czytaliście? To może lepiej nie czytajcie... Bo jak inaczej na to wszystko patrzeć? Festiwal projekcji - jest. Zupełny brak empatii i skrajny egocentryzm - jest. Megalomania, nieudolnie maskowana przez fałszywą skromność - oczywiście, że jest (kompletnie nie zrozumiała cytatu z Sartre'a - chodzi o "piekło to inni", gdzie Sartre tak naprawdę ironicznie punktował skłonność do szukania błędów wszędzie i u wszystkich, byle nie w sobie samym). Niesamowicie płytkie podejście do niemal wszystkich sfer życia - jest. Wiecie, co czyni was obrzydliwymi, zasługującymi na śmierć w męczarniach jednostkami? No? Pardą maj frencz - bo nie liżecie narcyzowi dupska. Chyba nawet nie tylko w przenośni. Wszystko sprowadza się wyłącznie do tego - nieustanny podziw, komplementy, "wspieranie", przekuwanie oczywistych porażek w sukcesy; prawdziwa przyjaźń, bycie wspaniałym człowiekiem polega na byciu ludzkim podnóżkiem - zapamiętajcie to na wieki wieków. Glass, mianująca się "ekspertem od spraw komunikacji międzyludzkiej", w przypadku napotkania człowieka "toksycznego" proponuje jedno rozwiązanie - każ mu wy$#%$%ać. Albo samemu. Kryzys w związku? Odejdź. Trudności w pracy? ZBYT trudne dziecko? Oddaj je gdzieś i odetnij się ("Jeśli dzieci wykazują opór i nie chcą wysłuchać głosu rozsądku, musisz w ramach "trudnej miłości" pozwolić, by odniosły konsekwencje swoich poczynań. Zastosuj technikę odcięcia, udzieliwszy im wcześniej stosownej pomocy, nawet jeśli pomoc ta oznacza umieszczenie ich w zakładzie psychiatrycznym lub domu poprawczym"). Aż skomentuję: tak jest, niech anorektyczka poczuje konsekwencje swojego odchudzania - wtedy z pewnością zmieni styl życia! Psychika człowieka przecież niczym nie różni się od budowy cepa... No dobrze, a jak konkretnie prezentują się "typy toksyczne"? Oto kilka ynteresującyh przykładów według pani ekspert: UCIEKINIER. Na czym polega jego toksyczność? Na braku zdolności komunikacji. Tak, to w zasadzie wszystko. Człowiek nie potrafi wyartykułować swoich potrzeb i w ogóle - tego, co myśli. Rozwiązanie problemu? Odejdź! DRZEMIĄCY WULKAN. Na czym polega jego toksyczność? Bo nie powie Ci, co naprawdę myśli, więc będzie milczał. Tak, to jest palący (no pun intended) problem. Rozwiązanie problemu? Weź go na spytki, a jakby co - odejdź. BEZBARWNY MIĘCZAK. Nawet nie napisała na czym polega ich toksyczność. Rozwiązanie "problemu"? "Zadawaj pytania, które naświetlą sprawę i ułatwią Mięczakom wyciągnięcie logicznych wniosków". A jak nie wyjdzie - odejdź. Mhm. NIEPRZYTOMNY NIEDOŁĘGA TOWARZYSKI. Na czym polega ich toksyczność? No bo... autorce zdarzyło się wyprowadzać na spacer pieska. I sąsiedzi, też wyprowadzający na spacer psy, zagajali rozmowę. I jeden nich zwierzył się, że jego poprzedni pies zmarł. Tak, na tym polegała ZBRODNIA PRZECIWKO LUDZKOŚCI. Rozwiązanie "problemu"? "Jeśli to historia o zdechłym psie, nie mam zamiaru jej słuchać!". A jak nie wychodzi - odejdź. CHŁODNIA EMOCJONALNA - "są najczęściej ludźmi straconymi dla społeczeństwa". Miło. Ałtorka (wbrew intencjom?) zauważa istnienie osób ze schizoidalnym zaburzeniem osobowości. Chyba. Na czym polega ich toksyczność? Bo nie liżą czterech liter. Chyba. Rozwiązanie "problemu?" Eee... humor? Życzliwość? Jak nie zadziała - odejdź. (Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by w dalszych rozdziałach udzielać rad odnośnie naprawiania relacji z toksycznymi ludźmi - najlepszą jest "nie obwiniaj" - LOL) I ona stawia to na równi z odmianami autentycznie toksycznych ludzi - oczywistymi tyranami, intrygantami, plotkarzami. To jednak i tak mały pikuś. Od strony 228 robi się już tak obrzydliwie, że brakuje słów. Chodzi o INWENTARZ TOKSYCZNEGO WIZERUNKU. Tak, to spis zewnętrznych cech mających sugerować, czy ktoś jest osobą toksyczną (w tym wypadku - jesteś osobą toksyczną, jeśli ludzie źle Cię ocenią...). Oto niektóre przesłanki, jeśli chcecie sprawdzić, czy jesteście dnem, nie dbającym o swój wizerunek na "wyjątkowo trudnym rynku pracy": - chodzicie w ubraniach z włókien sztucznych - wasze ubrania są niemodne & bez stylu - (kobiety) malują się zbyt mocno / w niemodny sposób - matowe włosy / nieodpowiednio uczesane, połamane końcówki - kolor włosów inny niż oficjalnie przyjęte (rudy, czarny, brązowy, blond, brąz, siwy) - zła peruka - (mężczyźni) są nieogoleni - włoski w niepożądanych miejscach na twarzy - odbarwione paznokcie - niedoskonałości na skórze - przeszłe albo teraźniejsze, w sensie trądzik albo ślady po trądziku - pieprzyki - blady odcień skóry - wystająca dolna szczęka - garbienie się - cofanie się za sprawą lekkiego dotknięcia - zbyt częste mruganie - jąkanie się - seplenienie - niewłaściwy głos - zbyt wysoki, zbyt niski, itd. Jest też sekcja "psychologiczna", jeszcze bardziej chora. Uwzględnia choćby to, że osoba zbyt długo zastanawia się co powiedzieć. Albo że osobie tej trudno kogoś skomplementować. Albo że nie lubi własnego głosu. Że popełnia gafy. Albo że zamyka się w sobie, gdy coś ją trapi. Tak, to są oznaki szeroko pojętej toksyczności. Fajna książka, nie ma co.
  22. I tak się żyje na tej wsi, nie posiadając granic ego. Nie pójdę do kościoła czy innej sangi - wówczas wejdę w rolę "wiernego", "osoby uduchowionej", rolę która będzie próbowała dokonać absorpcji na "całości". Nie wyjdę do ludzi - interakcja wiąże się ze sprowadzeniem mojej "tożsamości" do funkcji zapisanego obrazu / wrażenia (w ich umysłach). Nie mają pojęcia, że stają się w pewnym sensie bogami mogącymi uwięzić i zmiażdżyć maluczkiego. Jeśli jednak zaczną mieć pojęcie... Nie chcę mieć żadnych dokumentów tyczących się mojej "tożsamości" - nie mogę pozwolić, by jakiekolwiek fragmenty jakiegokolwiek pisma zdefiniowały mnie, czytaj: zaabsorbowały i unicestwiły. Nie pójdę pograć w piłkę - wówczas wejdę w rolę "piłkarza" i to też będzie próbowało zagarnąć "resztę". I tak dalej, i tym podobne... Zaś konsekwencje działań, przyjemne, nieprzyjemne idą na konto obcego człowieka. To nie ja wejdę w strukturę, mającą poprawić mój stan psychiczny (np. próba powrotu do tzw. normalnego życia) - będzie to obca osoba gimnastykująca się nad obcym konstruktem... "ja" będę tylko z przerażeniem obserwował.
  23. Nie zamierzam być apostołem dokonującym złożonej egzegezy mądrości Petersona. Samozwańczego guru i - przede wszystkim - przedsiębiorcy, który z pełną świadomością nie adresuje swoich prelekcji w kierunku sprecyzowanej grupy słuchaczy właśnie po to, by zgromadzić jak największą grupę klientów-wyznawców. Linkowałem filmy. Może chodziło mu o właściwości neuroplastyczne mózgu - no, coś takiego istnieje... Tylko czemu nasz ekspert, który hołduje biologicznej wykładni odnośnie depresji, nie stosuje jej odnośnie wszelkich zaburzeń lękowych? Osobowość unikająca, fobia społeczna, zespół lęku uogólnionego - nie wynika ani trochę z genów? Albo... ze sposobu konstrukcji układu nerwowego, który kształtują - o zgrozo - rodzice? Z racji traumatycznych doświadczeń? Mam też pominąć potężne wpływy kulturowe, przekładające się na cały katalog lęków? "Po prostu przestańcie się bać, pamiętając, że samoocena nie istnieje!""
  24. Takie tam fragmenty Family Dynamics in Individual Psychotherapy: A Guide to Clinical Strategies (…) Większość obserwatorów rodzin zauważyło, że niektóre rodziny niemal „trzymają się razem”, gdy innym brakuje spoistości. Minuchin (Minuchin, Montalvo, Guerney, Rosman & Schumer, 1967) gdy przyszło zdefiniować style transakcyjne, opisywał rodziny w terminach „uwikłana” versus „wyprzężona”. Zaznacza, że większość rodzin nie jest kompletnie uwikłana ani wyprzężona, ale jej podsystemy charakteryzują się uwikłaną bądź wyprzężoną naturą. Problemy rodzą się na gruncie skrajnych przypadków rodzin lub rodzinnych podsystemów. Członkowie rodziny „uwikłanej” są do siebie nadmiernie przywiązani w następującym sensie: cokolwiek oddziałuje na jedną osobę, wywołuje także niezwykle silne reperkusje wśród reszty rodziny. Dla kontrastu, w systemie ekstremalnie „wyprzężonej” rodziny „tylko wysoki poziom indywidualnego stresu wywołuje reperkusje w postaci udzielenia rodzinnego wsparcia”. Według Minuchina „członkowie uwikłanych rodzinnych podsystemów mogą być życiowo upośledzeni z racji poświęcania własnej autonomii w zamian za wysokie poczucie przynależności, członkowie wyprzężonych rodzinnych subsystemów mogą funkcjonować autonomicznie za cenę wypaczonego pojmowania niezależności, braku poczucia lojalności i przynależności, nieodnajdywania się w sytuacjach opierających się na współzależności, nieumiejętności udzielenia wsparcia, kiedy jest potrzebne”. Murray Bowen (1972) definiuje podobny fenomen za pomocą konceptu „jednolitej bryły ego”. On także zauważa u wielu rodzin motyw wspólnoty kosztem indywidualności. Tak jak Minuchin, Bowen postrzega jednostki w stopionych rodzinach jako wysoce reaktywne emocjonalnie wobec siebie nawzajem. Wersja Bowena nie pokrywa się w pełni z wizją Munchina, wynika to jednak z tego, że nie skupia się on mocno na zjawisku wyprzężenia, kiedy nie jest mechanizmem obronnym przeciwko ujednolicaniu. (…) Podobne podejście znaleźć można w pracach Stierlina (1977), który badał rodziny przeżywających trudności nastolatków w USA i Niemczech. Według Stierlina w rodzinach, które są związane zbyt ciasno, „członkowie nie potrafią wyartykułować swoich potrzeb i życzeń vis-à-vis”. (…) Tak jak Minuchin dostrzega w niezrównoważonych rodzinach niedostatecznie silnie zarysowane granice między pokoleniami i płciami. Robin Skynner, brytyjski terapeuta rodzin, który także postrzega rodzinę przez pryzmat odpowiedzi na pytanie „jak wiele oddzielności, indywidualności, oraz jaki poziom dojrzałości jest do zaakceptowania” zauważył bardzo specyficzną właściwość jednolitych rodzin – tam największymi komplementami są „nic się nie zmieniłeś”, „on wciąż jest taki sam” (1981). (…) Stierlin inaczej jeszcze tłumaczy „homeostatycznie uwikłaną” rodzinę. Brak różnicowania pomiędzy członkami rodziny miałoby w niebezpośredni sposób wynikać z próby chronienia się pary małżeńskiej przed poczuciem rozczarowania, jakiego dostarczyli im ich właśni rodzice, a także rozczarowaniem sobą samymi metodą, którą Laing (1965) określił jako „mistyfikacja”. Poprzez „mistyfikację”rozumiał on mechanizm przypisywania własnych negatywnych emocji bądź cech komuś innemu i przekonywaniu tej osoby, że jest tą, za jaką ją postrzegał. Skynner (1981) także interpretuje rozmycie granic i niejasne stanowisko odnośnie tożsamości w rodzinie jako mechanizm obronny. W celu odpędzenia zakazanych na przestrzeni pokoleń emocji stosowana jest projekcja, inni manipulowani są, by zachowywać się w sposób potwierdzający projekcję. W opinii Skynnera to projekcja tworzy poplątanie tożsamości i granic w rodzinie. Terapeuta musi mieć na uwadze, że nie może troszczyć się wyłącznie o granice w systemie rodzinnym, ale także o relację rodzina-reszta świata. Niektóre rodziny pozwalają na nawiązywanie znajomości poza najbliższym środowiskiem. Inne zdają się tworzyć niepisane zasady, które zakazują bądź istotnie utrudniają nawiązywania relacji z osobami „z zewnątrz”. Lyman Wynne (Wynne, Ryckoff, Day, Hirsch, 1958) jeden ze wczesnych badaczy rodzin schizofreników zauważył, że rodziny te wykazują bardzo niski poziom tolerancji na indywidualizację jej poszczególnych członków. W celu podtrzymania iluzji „trzymania się razem”, bądź czegoś, co Wynne określa „pseudowspólnota”, rodzina buduje „gumowe ogrodzenie” między sobą a otaczającym światem. I tak jak gumowe ogrodzenie, rodzinne granice wydają się coś przepuszczać, w rzeczywistości są nie do spenetrowania. (...)
  25. BŁASZCZYKOWSKI TEsz MIAŁ TRAUMĘ, A ZOSTAŁ SŁAWNYM PIŁKARZEM1!!!!11111111JEDENAŚCIE NIE RÓB SOBIE WYMUWEK GENERACJO X!!!!!!!!!!jeden A teraz na serio... johnn - od strony teoretycznej nie ma już za wiele do dodania (no, z "naszej" perspektywy). Identyfikujesz się w jakikolwiek sposób z historiami / rozprawkami / cytatami z poprzednich stron? Pisałeś o "radach specjalistów" - rzeczy w stylu zmiana jest możliwa, jeśli tylko się bardzo chce i przeszłości nie zmienisz, ale wciąż możesz wzrastać (co to awruk w ogóle znaczy w kontekście schizotymika?) to ekwiwalent naplucia w twarz przez ignoranta, a nie otrzeźwiająca informacja posłana przez diabelnie inteligentnego, empatycznego psychologa. Ci przećpani humanizmem znawcy zobligowani są, by robić dobrą minę do złej gry - zawsze można przecież zarobić parę złociszy... Badania? Cokolwiek w tym stylu? Jeden przypadek, któremu pomogło 20 mg arypiprazolu. Mam też drugi - pacjentowi poprawiło się po... "lekach" homeopatycznych. Zbadano grupę schizotymików w Indiach, większość jednak kwalifikowała się także na borderline - słaby punkt odniesienia, jeśli uwzględnimy jeszcze kwestie kulturowe. A jak z UDANĄ terapią? W jednym przetłumaczonym przeze mnie studium przypadku. Erik był jednak słabo dotknięty zaburzeniem... Swoją drogą, gdyby terapeuta w Polsce, w latach 90, doradził schizotymikowi służbę wojskową "w celach nabycia zdolności społecznych", to po dwóch tygodniach pacjent uspołeczniałby się w czarnym worku. Ponieważ nie chcę się powtarzać, polecę może kolejny film, z takim zachęcającym screenem: I trzymać się z daleka od żenady pt. "Piękny umysł".
×