Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

To biedę tam macie z tymi lekarzami :( Ja kiedyś chodziłam do tak beznadziejnej baby, że uzależniła mnie od clonazepamu i doprowadziła do psychozy. Nie wiem czy to problem akurat psychiatrii, ale albo ci ludzie byli zbyt słabi na studiach i zamiast być chirurgami zostali świrologami, albo wypalają się zawodowo tak szybko jak sosnowa igła w sierpniu.

Będzie Ci konował wmawiał, że pomagają, jak źle się czujesz...

Dlaczego sądzisz, że nic poza neuroleptykami nie dostaniesz? Było coś, co Ci pomagało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To biedę tam macie z tymi lekarzami :( Ja kiedyś chodziłam do tak beznadziejnej baby, że uzależniła mnie od clonazepamu i doprowadziła do psychozy. Nie wiem czy to problem akurat psychiatrii, ale albo ci ludzie byli zbyt słabi na studiach i zamiast być chirurgami zostali świrologami, albo wypalają się zawodowo tak szybko jak sosnowa igła w sierpniu.

Będzie Ci konował wmawiał, że pomagają, jak źle się czujesz...

Dlaczego sądzisz, że nic poza neuroleptykami nie dostaniesz? Było coś, co Ci pomagało?

ja przez lekarzy psychiatrów w szpitalu, którzy faszerowali mnie 13 psychotropami dziennie nabawiłam się również psychozy i miałam halucynacje.

jak trafiłam do szpitala miałam typowe objawy nerwicy i głębokiej depresji. nie wyleczyli mnie. jestem pewna ,ze haluny mialam po prochach(bo wczesniej chorowalam 4 lata i jakos ich nie mialam a nie bralam nic) wiec moim zdaniem postawili mi złą diagnozę i mnie na nią leczą. ale sa swiecie przekonani ,ze haluny to objaw chorobowy. i dali neuro. nic dziwnego, że nie pomaga. i do kogo bym nie poszła kierują się tylko tą diagnozą, każą brać neuroleptyki przez kolejne 2,3 lata. jak mówie , że nie pomaga i niech dadzą coś co pomagalo na wstepie (chociazby taki triticco) to mnie zbywaja. praktycznie oni i jeden papier zrujnowal mi zycie. teraz moge sie tym jedynie podetrzeć i zdobyc sie w koncu na odwage, zeby zakonczyc swoje zycie, bo nic innego mi nie pozostało. na zrozumienie czy zainteresowanie kogokolwiek nie mam co liczyc.ci lekarze sa swiecie przekonani, ze maja racje. a tak naprawde uwazam,ze psychiatria zostala stworzona tylko i wylacznie na potrzeby koncernow farmaceutycznych, zeby mieli na kim zarabiac. podobnie psychologia jest mętną nauką , a opinie na temat psychoterapii jaka mam to juz kazdy tutaj wie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trittico to całkiem niezły lek, właśnie na nim jestem i na paroksetynie.

 

Na szczęście lekarze w Kościanie gdzie byłam połapali się, że moje nagłe odstawienie clona stało za urojeniami (omamów nie miałam) i paraliżującym lękiem. Miałam przeczucie zbliżającej się śmierci i zaczęłam rozdawać koleżankom różne moje graty. Byłam przekonana, że umrę - nie zabiję się, tylko umrę w jakiś sposób. Wzięto to oczywiście za myśli samobójcze i skierowano do szpitala, gdzie godzinami tłumaczyłam, że nie chcę się zabić, tylko czuję, że umrę. I miałam ogromne szczęście, że mi uwierzyli. Kiedy dostałam na nowo benzo, żeby odstawiać je już pod kontrolą - wszystko minęło.

 

Próbowałaś trochę "nagiąć" swoją historię choroby i pominąć haluny? Masz je nadal?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zalezna, A może Ty potrzebujesz nie psychiatrów i psychotropów,które i tak nie działają,ale zmiany

chorego myślenia i wyjścia ze swojego egocentryzmu?

myślę, że jestem zbyt chora fizycznie(4 przewlekłe choroby) i zbyt chora psychicznie(ból egzystencjalny, samotność,depresja, brak perspektyw), żeby sobie z czymkolwiek radzić samodzielnie i jedyne wyjście to śmierć. już dawno do tego doszłam. tylko , że samobójstwo nie jest takie proste: zawsze możesz zostać roślinką podłączoną do respiratora, a to gorsze niż śmierć. żałuję, że w tym kraju nie ma legalnej eutanazji(a powinna być). c

morphine,

mnie na poczatku pomagalo triticco, ale bylam i jestem w glebokiem depresji wiec uznali,ze to za malo i wlaczyli neuro ktore pogorszylo moj stan i do dzis odczuwam tego skutki. co do papierow nie da się "nagiąć" historii choroby musiałabym nie pokazać obcemu psychiatrze 4 kart wypisu( dwie z zamkniętego i 2 z otwartego). zobaczyłby wtedy tylko zab. adaptacyjne i zab. osobowości. ale tych pierwszych nie leczy się psychotropami, chociaż próbowali u mnie(min. haloperidolem, co skończyło się tragedią)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jeszcze co mnie najbardziej za przeproszeniem wk***wia w tym wszystkim, że żaden lekarz nie wpadnie na to by leczyć przyczynę takich a nie innych stanów/chorób tylko rozdają leki jak cukierki, które robią ci sieczkę z mózgu i potem skutki jakie powodują te leki uznają za objaw chorobowy. i tak powstaje błędne koło. może ja nie nadaję się na studia, ale jak widzę wszystkich tych magistrów czy profesorów, którzy tak się szczycą swoim wykształceniem , a g**o potrafią czy umieją to nie wiem czy te studia są w ogóle w tym kraju coś warte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leki są nadużywane, ale totalne odcięcie się od nich też nie jest możliwe. Ja bez swoich leków nie funkcjonuję w ogóle - jestem płaczącym, trzęsącym się i wyrywającym garściami włosy stworzeniem, które nie opuszcza jednego fotela w kącie pokoju. Co nie oznacza, że jak je biorę to jestem taka jak "przed", tym bardziej, że właściwie nie pamiętam już jak to było. Warto, więc żebyś nie miała jakichś dużych oczekiwań.

Na przyczyny to ostatecznie jest tylko terapia i praca nad postrzeganiem i schematami myślowymi czyli codzienna orka na ugorze, a leki po prostu doprowadzać powinny do stanu, w którym możesz się z tym mierzyć.

I myślę, że mniejsze skupianie się na wrażeniach z ciała i chorobach mogłoby Ci pomóc. Każdy dostaje swój przydział nieszczęścia i tego się nie odwróci, a im bardziej będziesz o tym myśleć jako o przeszkodzie w osiągnięciu szczęścia, tym bardziej to się będzie tą przeszkodą w Twojej głowie stawać.

Zawsze sobie przypominam moją mamę, kiedy prawie umarła po raz pierwszy. Chciałabym umieć to przejść jak ona. Całe lato chodziła w zagrażającym życiu guzem mózgu, zanim jedyny lekarz, który mógł ją operować wrócił z urlopu. Musiała się okropnie bać operacji. Dała z siebie wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do życia. Wróciła do pracy. Opiekowała się mną i bratem. Mimo, że guz odrastał, że bolała ją głowa, że ciągle żyła w strachu potrafiła być szczęśliwa i uszczęśliwiać innych. I to, że przeżyła te 7 lat ze mną sprawiło, że jeszcze tli się we mnie tyle życia, że umiem budować dobre relacje. Ona po prostu nie dała się tą chorobą zdefiniować, nie była nigdy kobietą z guzem w mózgu, tylko sobą. Tak samo Ty nie jesteś osobą z 4 chorobami tylko Sobą - a o tym tak naprawdę na forum piszesz najmniej. IMO powinnaś poopowiadać nam o Zaleznej, a nie jej chorobach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że nic dobrego mnie życiu nie czeka. Mam problemy w relacjach damsko-męskich. Kiedyś marzyłam o rodzinie... Teraz te marzenia mogę sobie schować w kieszeń. Oprócz depresji choruję na padaczkę i zespół policystycznych jajników :( Czyli będę miała problemy z płodnością, a poza tym, przy takiej ilości leków, jakie biorę, chyba nie byłoby rozsądne zachodzenie w ciąże. A jeśli chodzi o adopcję... to przecież depresja mnie totalnie wyklucza jako rodzinę zastępczą :( Boję się, że skończę jako samotna kobieta w kawalerce z kotem albo psem :( Co chwilę widzę jakieś zaręczyny, śluby czy dzieci. Dla mnie to wszystko jest tak dalekie i odległe, że aż niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agnes, mam koleżankę z policystycznymi jajnikami i bez nadziei na ciążę, której potem pół roku niańczyłam śliczne dziecko :smile: Więc wiesz, uszy do góry. A co do ciąży z depresją - mam świetną psychiatryczkę, która specjalizuje się wręcz w prowadzeniu kobiet w ciąży i nie ma jakiś konserwatywno-seksistowskich przekonań w stylu "w ciąży nie bierze się leków, chociażby matka była żywym trupem". Daje malutkie, podzielone na kilka dawki najmniej szkodliwych leków i dzieci rodzą się piękne, zdrowe i mają przede wszystkim zadowolone mamy (które potem przychodzą pochwalić się maluchami, więc spotykam je w poczekalni). I na serio te dzieci nie rodzą się z autyzmem i trzema rączkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agnes, mam koleżankę z policystycznymi jajnikami i bez nadziei na ciążę, której potem pół roku niańczyłam śliczne dziecko :smile: Więc wiesz, uszy do góry. A co do ciąży z depresją - mam świetną psychiatryczkę, która specjalizuje się wręcz w prowadzeniu kobiet w ciąży i nie ma jakiś konserwatywno-seksistowskich przekonań w stylu "w ciąży nie bierze się leków, chociażby matka była żywym trupem". Daje malutkie, podzielone na kilka dawki najmniej szkodliwych leków i dzieci rodzą się piękne, zdrowe i mają przede wszystkim zadowolone mamy (które potem przychodzą pochwalić się maluchami, więc spotykam je w poczekalni). I na serio te dzieci nie rodzą się z autyzmem i trzema rączkami.

Tak, wiem, że są kobiety z PCOS, które jednak urodziły dzieci. Ale tu jest też kwestia odpowiedniego partnera, mojej sytuacji życiowej. Jestem jeszcze na studiach, jeśli je skończę, to za 2 lata dopiero pójdę do pracy. Poza tym, mam toksyczną matkę, która chce decydować o moim życiu. Dla niej najlepszą sytuacją byłoby to, gdybym na studiach tylko się uczyła i z nikim nie spotykała. A męża znalazła sobie w pracy, oczywiście przystojnego, wykształconego i dobrze zarabiającego,. Tylko matka nie bierze pod uwagę, że nie każdy mężczyzna chce być z chorą kobietą. A moja depresja niszczy wszystko :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kolejna bezsenna samotna noc. co tu robic...

Ja też miałam bezsenną noc. Nie wzięłam mirtazapiny a bez niej nie usypiam. Miałam wyrzuty sumienia, że za mało się uczyłam.

Poza tym, dopiero wczoraj sobie uświadomiłam, że moje nadmierne pocenie to skutek uboczny wenlafaksyny :( Pocę się tak, jakby było na dworze 35 stopni. Mam wrażenie, że śmierdzę :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wspaniale rzucam po raz drugi. Świetnie.. Wzięłam 4tabletki ziołowe na uspokojenie, wypiłam 3 melisy i co? g.. Nic nie daje bo i tak się boję. A poza tym tydzień mnie nie było i ja nie wiem co oni robią. Ta. Nie umiem sobie radzić w życiu, wiem. Nawet jakbym miała kogoś zapytać to kogo? a zresztą boję sie.. jak zwykle odpowiedz na wszystko. taka prawda. A ja nie umiem być taka, że przychodze po dwóch zajęciach na których mnie nie było i jeszcze jestem nieprzygotowana, bo nie wiem co robili.. przecież ne powiem tak jak mnie zapyta o to profesor.. to nie przedszkole, zdaję sobie z tego sprawę.. I co.. Świetna przyszłość. 20 lat. 2 razy rzucone studia. Ten sam kierunek. Dlaczego? "BO SIĘ BAŁAM CHODZIĆ" . tata mówi, może idz na zaoczne.. ale co będe miała po zaocznych? Nic. Jeszcze gorsze nic niż po normalnych.. Zresztą pewnie na zaoczne też się będe bała chodzić. Czy można być głupszą? Nie mam przyszłości. Wolałabym być chłopakiem, iśc do zawodówki, mieć zawód i iść do pracy.. albo nawet do łopaty.. Ale nie.. Ja jestem dziewczyną.. "ja jestem ambitna" bzdury. Jestem idiotką. Jak ja na siebie zarobię? Pojde na zaoczne i co będe robić poza dniami w których studiuje? Pójde do pracy? Taa. Boję się iśc na zajęcia a pójde do pracy.. Będe takim pasożytem zawsze .. Do końca życia. Tylko się zarąbać. Nienawidze siebie. Koleżanki z podstawówki już są na 3roku.. a ja rzucam 2 raz. Nigdy w życiu się nikomu nie pokaże ze wstydu. Wstyd. Każdy mnie w wakacje pytał co bede studiować coś tam.. a ja wdziecznie, dumnie na prawo i lewo opowiadałam, że anglistyke.. To teraz pięknie rzucam po drugim tygodniu.. Ostatnim razem wytrzymałam chociaż prawie 4 miesiące. A tutaj 2 tygodnie i rzucam.. Zabijcie mnie. Nie chce być sobą.

 

Wiekszosc osob tutaj Ci powie zebys poszla do specjalisty, ale moze jakis plan na zycie do tego? Po anglistyce wiekszych perspektyw nie ma (pracowalem z jednym, 5 lat starszym, po studiach, robilismy to samo), ale warto skonczyc i nauczyc sie jezyka, Zawsze do tego jakis papierek. A na kolezanki nie patrz bo watpie ze wszystkie studiuja cos takiego jak dentystyka tylko wlasnie turystyka anglistyka etc.

 

To tez na pewno jest jeden z powodow Twojej depresji czyli studiowanie nietrafnego kierunku. Moim zdaniem dzienne>zaoczne ale studiowanie zaoczne dobrego kierunku>dzienna turystyka

 

Jak uwzglednilem, jest to tylko moje zdanie, jesli kogos urazilem to przepraszam, nie uwazam anglistyki za glupi kierunek, ba, jest calkiem fajny, tylko nieoplacalny jesli na tym zaprzestaniemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po anglistyce wiekszych perspektyw nie ma

po moich studiach to perspektyw nie ma. po anglistyce można być nauczycielem w szkole, profesorem na uczelni, można zrobić podyplomówkę z tłumaczenia i być tłumaczem, można zatrudnić się w firmie, która współpracuje z międzynarodowymi korporacjami, można dawać korepetycje, można wyjechać za granicę, bo się zna język... po filologiach obcych jest mnóstwo możliwości. w mojej rodzinie mam 5 osób po filologii i żadna nie miała problemów z zatrudnieniem.

 

wiem, że znów narzekam na to samo, ale po antybiotykach mam jeszcze gorsze problemy z pęcherzem. teraz latam do łazienki co 5 min a i tak nie czuję ulgi. koszmar co ta lekarka mi "zafundowała"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filologia to dobre studia, myślę, że najkonkretniejsze z humanistycznych.

Ale studia generalnie nie dają pracy jeśli to nie jest medycyna, prawo (chociaż tutaj gorzej) albo te co ciekawsze inżynieryjne. Ja studiowałam hobbystycznie, z pasji, zaocznie (z powodu przymusu pracy i choroby) i nie żałuję. Często zaoczne są o tyle ciekawsze, że w połowie wykład prowadzą studenci, którzy pracują w danej branży, jest więc więcej konkretów a mniej "teoretów" i onanizowania się Chantal Mouffe.

Pracę dają umiejętności i ogólne ogarnięcie.

Więc nie załamywać się tutaj, bo umiejętności i ogarnięcie macie = znajdziecie pracę. Tylko poszukacie dłużej albo krócej.

I niech zamilkną Ci wszyscy, którzy dezawuują czyjeś osiągnięcia (piję do Ciebie arrivistE). Nieważne co się kończy tylko co się ma pod czerepem :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filologia to dobre studia, myślę, że najkonkretniejsze z humanistycznych.

Ale studia generalnie nie dają pracy jeśli to nie jest medycyna, prawo (chociaż tutaj gorzej) albo te co ciekawsze inżynieryjne. Ja studiowałam hobbystycznie, z pasji, zaocznie (z powodu przymusu pracy i choroby) i nie żałuję. Często zaoczne są o tyle ciekawsze, że w połowie wykład prowadzą studenci, którzy pracują w danej branży, jest więc więcej konkretów a mniej "teoretów" i onanizowania się Chantal Mouffe.

Pracę dają umiejętności i ogólne ogarnięcie.

Więc nie załamywać się tutaj, bo umiejętności i ogarnięcie macie = znajdziecie pracę. Tylko poszukacie dłużej albo krócej.

I niech zamilkną Ci wszyscy, którzy dezawuują czyjeś osiągnięcia (piję do Ciebie arrivistE). Nieważne co się kończy tylko co się ma pod czerepem :D

Zgadzam się że wszystkim. Mam znajomych po filologiach i jakoś wszyscy sobie poradzili. Sa tłumaczami, nauczycielami w prywatnych szkołach czy nawet korepetytorami. Za to znam dwóch prawników, którzy mieli ogromny problem z aplikacją, bo nie mieli znajomych. Tak samo kilku inżynierow pracujących w sklepach.

Ja czasami żałuję, że nie poszłam na filologię niemiecką, bo bardzo lubiłam uczyć się tego języka. O wiele bardziej niż angielskiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dosyć, albo nie ma we mnie żadnych emocji, i nic nie jest w stanie mnie ruszyć ( z łóżka), albo jakaś totalna nawałnica.

Dostałam telefon, o tym jak na naszej cudownej uczelni wygląda walka o dyplomy i mimo, że problem ten będzie mnie dotyczyć za rok to już się martwię i zastanawiam jakie mam w o ogóle szanse w tym starciu :/

 

Jestem zmęczona, umrę bezdzietnie jako odpad ewolucji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×