Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Co wy kur... wiecie o przegrywaniu życia?

 

 

 

Dlaczego jestem tak beznadziejnym człowiekiem. Robię kilkanaście rzeczy na raz i nie skupiam się konkretnie na żadnej z nich, nie kończę jej na 100%. Np. czytam książkę, w między czasie gram w grę w sieci, do tego za chwile przeglądam coś w internecie i jestem uzależniony od kobiet i seksu, co mnie coraz bardziej dołuje. Nie potrafię sklecić nawet dwóch sensownych zdań. W dodatku za chwilę pewnie zacznę coś znów innego i tak ciągle wszystko odkładam. Mam już swoje lata i sądzę że przegrałem całe swoje życie, które jest bez sensu.

 

To może zacznij to zmieniać drobnymi krokami. Zacznij robić jedną rzecz na raz i kończ ją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ooo widzę że jakaś licytacja ;)

Ja się nie będę licytować bo pewnie nie miałam aż tak źle jak inny.

Teraz jest nie za wesoło, a może może być lepiej. Kto wie? Liczę na jakiś skrawek błękitu jeszcze, bo na niebo chyba już nie mam szans.

I kochani też przegrałam życie co tu dużo pisać, więc witam w klubie. Straciłam prawie wszystko i wszystkich a nie miałam za wiele.

Teraz próbuję to odbudować. I wiecie co? Nie wychodzi za cholerę. Łatwo jest tracić, ale odzyskać to co się straciło bardzo trudno.

W pewnym momencie następuje taka zmiana myślenia i nie idzie tego przezwyciężyć. Dawniej żyłam w nieświadomości, w pewnej iluzji swojego życia. Później odkryła się prawda i nadzieja umarła. Najgorzej stracić nadzieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się już zmęczony kolejnymi próbami wyjścia na prostą :cry:

 

Znowu wszystko zaczyna się układać: poznałem wprost idealną dziewczynę- mój typ 10/10, objawy depresji i nerwicy nie dokuczają, dostałem podwyżkę w pracy, i w ogóle jest dobrze :smile:

No tak, zaczyna się układać, by za moment znowu zaczęło się walić :why:

Dziewczyna jak pozna mnie dokładnie to przekona się, że pod płaszczykiem fajnego gościa nie jest już tak fajnie. Nerwica z deprechą czekają tylko na odpowiedni moment, by mnie dobić. Podwyżka cieszy, ale co z tego jak i tak na prawdę zarabiam marne grosze :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna jak pozna mnie dokładnie to przekona się, że pod płaszczykiem fajnego gościa nie jest już tak fajnie. Nerwica z deprechą czekają tylko na odpowiedni moment, by mnie dobić.

 

To nie tylko ja tak mam? Kiedy tylko jakiś lachon (żarcik, żarcik, nie jestem seksistą. Metafizyka jest kobietą) rzuci hasło: poznajmy się, to zawsze kończy się źle.

 

No tak, zaczyna się układać, by za moment znowu zaczęło się walić :why:

 

To się nazywa realizm życiowy, pochwalam. Karma.

 

Ja się nie będę licytować bo pewnie nie miałam aż tak źle jak inny.

 

Nie twierdzę, że miałem gorzej. Podaję tylko fakt, że akurat w kwestii niszczenia sobie życia można mi buty czyścić. W tej kwestii jestem mistrzem i mogę uczyć młodych adeptów jak należy niszczyć sobie życie.

 

Łatwo jest tracić, ale odzyskać to co się straciło bardzo trudno.

 

Po to coś się straci, żeby móc to odzyskane właściwie docenić.

 

Dawniej żyłam w nieświadomości, w pewnej iluzji swojego życia.

 

Każdy ma swoje iluzje, świat jest Iluzją. Nie ma ludzi całkiem świadomych, człowiek kontroluje świadomie ledwie ułamek (właściwy) swoich funkcji życiowych.

 

Kto wie? Liczę na jakiś skrawek błękitu jeszcze, bo na niebo chyba już nie mam szans.

 

Każdy ma szansę na niebo. Zresztą po co mieć tu i teraz dużo, żeby i tak potem to wszystko stracić? Im większy wzlot, tym boleśniejszy upadek. Nie mogąc zbytnio upaść człowiek zbytnio się nie poobija. Metoda drobnych kroków w pracy nad sobą zawsze się w końcu opłaci. Myśl o wiecznośćci (żarcik, chociaż nie do końca).

 

Człowiek który ma dużo, ma zarazem dużo trosk. Ludzie posiadający normalne rodziny, są zazwyczaj zadłużeni po uszy (częsta praktyka to zaciąganie kredytu na mieszkanie na ładny szmat życia). Muszą się martwić nie tylko za siebie, ale także za swych bliskich, których też mogą w każdej chwili stracić. Ludzie posiadający dużo mienia dźwigają duży bagaż, który można im ukraść, mogą go stracić. Po co ta krzątanina? Szkoda zdrowia, które i tak narażane jest w każdej chwili na szwank poprzez zatrute środowisko, zatrutą żywność i spaczone ludzkie charaktery.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

xorrida to nie trać jej Nigdy.

 

Już ją straciłam jakiś czas temu, teraz pozostaje wyczekiwanie, że może powróci.

Piszesz o samotności rozumiem cię doskonale, samotność zabija. Pisałaś że masz dziecko, więc posiadasz największe szczęście jakiego kobieta może doświadczyć tu na ziemi. Raduj się tym.

 

Znowu wszystko zaczyna się układać: poznałem wprost idealną dziewczynę- mój typ 10/10, objawy depresji i nerwicy nie dokuczają, dostałem podwyżkę w pracy, i w ogóle jest dobrze :smile:

No tak, zaczyna się układać, by za moment znowu zaczęło się walić :why:

 

Łap szczęście za ogon i nie myśl o tym co będzie później. We dwójkę raźniej, a i depresja może odpuści przy dobrych wiatrach i odpowiednio dobranych lekach. Chwytaj chwilę, bo szczęście ulotne bywa.

 

[To nie tylko ja tak mam? Kiedy tylko jakiś lachon (żarcik, żarcik, nie jestem seksistą. Metafizyka jest kobietą) rzuci hasło: poznajmy się, to zawsze kończy się źle.

 

Jak myślisz dlaczego tak jest? Może za bardzo się boisz żeby coś zagrało?

 

Nie twierdzę, że miałem gorzej. Podaję tylko fakt, że akurat w kwestii niszczenia sobie życia można mi buty czyścić. W tej kwestii jestem mistrzem i mogę uczyć młodych adeptów jak należy niszczyć sobie życie.

 

Możesz coś więcej na ten temat?

 

Każdy ma swoje iluzje, świat jest Iluzją. Nie ma ludzi całkiem świadomych, człowiek kontroluje świadomie ledwie ułamek (właściwy) swoich funkcji życiowych..

 

Wolałam życie w poprzedniej iluzji, było mi ok.

A tam już nie ma powrotu. Trzeba by nową iluzje sobie utkać :)

 

 

Każdy ma szansę na niebo. Zresztą po co mieć tu i teraz dużo, żeby i tak potem to wszystko stracić? Im większy wzlot, tym boleśniejszy upadek. Nie mogąc zbytnio upaść człowiek zbytnio się nie poobija. Metoda drobnych kroków w pracy nad sobą zawsze się w końcu opłaci. Myśl o wiecznośćci (żarcik, chociaż nie do końca).

 

Skąd to przekonanie że koniecznie trzeba się poobijać? Przecież można sobie wypracować jakiś constans dobrobytu.

Wieczność to dla mnie nicość. Nie bardzo jest więc o czym myśleć. Ja szukam namiastki zadowolenia tutaj, choć przyznaję, że wiara się przydaje,

Jak już pisałam lepiej się żyje, łatwiej się godzi z niepowodzeniami i spokojniej umiera. Ja mam sceptyczne podejście do tego tematu, Nic mnie jak dotąd nie przekonało. Co prawda nie szukałam też duchowego ukojenia w tym temacie. Póki co to nie dla mnie. Interesuje mnie ten żywot.

 

 

 

Człowiek który ma dużo, ma zarazem dużo trosk. Ludzie posiadający normalne rodziny, są zazwyczaj zadłużeni po uszy (częsta praktyka to zaciąganie kredytu na mieszkanie na ładny szmat życia). Muszą się martwić nie tylko za siebie, ale także za swych bliskich, których też mogą w każdej chwili stracić. Ludzie posiadający dużo mienia dźwigają duży bagaż, który można im ukraść, mogą go stracić. Po co ta krzątanina? Szkoda zdrowia, które i tak narażane jest w każdej chwili na szwank poprzez zatrute środowisko, zatrutą żywność i spaczone ludzkie charaktery.

 

Tak, tylko wtedy to są inne troski, takie życiowe, przyziemne, które sprawiają że ta machina zwana życiem idzie w ruch, człowiek czuje że żyje, a nie tylko się przygląda. Jak się tym dobrze pokręci to zastanawianie się nad sensem istnienia idzie na boczny plan i czuje się że to co się robi ma sens. Bo są dzieci, jest rodzina, która powiększa plany i marzenia, to się trzyma kupy i jakoś się kręci. Żyje się dla kogoś i po coś.

Oczywiście nie zawsze tak jest. Im częściej jednak się przyglądam innym ludziom widzę jak pokonują przeszkody, które życie im rzuca z uśmiechem na twarzy i radością z tego co posiadają. Człowiek nie żyje sam dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę takich dni jak dzisiejszy, że kto czegoś od ciebie oczekuje, dzisiaj czułem się jak jakiś kurwa obcy kontra alien w robocie. Koleżanka do mnie-czy ja świętuje dzień kobiet, no kurwa co to znaczy, czy ja swiętuje? to nie mój dzień...Też mnie wkurwia, bo ciągle jakieś insynuacje, że co to ja nie śmiem z nią gadać na co dzień, a ja chcę jedynie spokoju i równowagi, tak trudno to zrozumieć? Co ona nie ma z kim gadać w domu?, mąż, dzieci itd niech się zajmie rodziną. Ja nie obchodzę urodzin i nie obraził bym się jak by mi ktoś nie złożył życzeń więc irytuje mnie to całe pierdolenie świąteczne, czuje się dzisiaj przez to koszmarnie...to tak jak z tą wigilią, rozumiem w gronie najbliższych a nie jakieś szopki na siłe itd itp. :-| , aż musiałem zapalić, a nie robię tego nałogowo, co raz poważnie myśle o porzuceniu roboty...koszmar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Peter88, Być może chciała zagadać czy kogoś masz. Lepiej się tak nie przejmować małymi rzeczami. To jakaś miała być gadka-szmatka, a załapałeś spinę. Swoją drogą chyba ciężko pracowac z takim nastawieniem do innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak myślisz dlaczego tak jest? Może za bardzo się boisz żeby coś zagrało?

 

Bo jestem głupi, dziecinny, chory na łeb i nie mam nic do zaoferowania :). Zresztą, już mi przestało zależeć i nauczyłem się podchodzić do tematu filozoficznie. Starzeć się z szacunkiem, to jest to. Nam, starym, nie trzeba wiele do szczęścia. Sen, micha, fajka i ciepłe kapcie.

 

Możesz coś więcej na ten temat?

 

 

Rzadko komu po kompletnym szambie życiowym (również dosłownie, niestety) przytrafiła się okazja zostać kimś, którą zaprzepaścił, bo musiał mieć wszystko i zrazić do siebie akurat ludzi.

 

Skąd to przekonanie że koniecznie trzeba się poobijać? Przecież można sobie wypracować jakiś constans dobrobytu.

 

Umierając i tak to straci.

 

Zresztą, pieniądze to i tak hologramy, wszystko jest hologramem i świat jest hologramem, po co to zbierać? Jaki pożytek można mieć z pieniędzy?

 

że wiara się przydaje,

Jak już pisałam lepiej się żyje, łatwiej się godzi z niepowodzeniami i spokojniej umiera. Ja mam sceptyczne podejście do tego tematu, Nic mnie jak dotąd nie przekonało. Co prawda nie szukałam też duchowego ukojenia w tym temacie. Póki co to nie dla mnie. Interesuje mnie ten żywot.

 

Wiara poparta wiedzą i codziennymi doświadczeniami. Inna wiara nie ma dla mnie sensu. Wiara która nie wyjaśnia świata i nie sprawdza się w codziennym życiu - nie ma dla mnie sensu.

 

Tak, tylko wtedy to są inne troski, takie życiowe, przyziemne, które sprawiają że ta machina zwana życiem idzie w ruch, człowiek czuje że żyje, a nie tylko się przygląda. Jak się tym dobrze pokręci to zastanawianie się nad sensem istnienia idzie na boczny plan i czuje się że to co się robi ma sens.

 

Właśnie, człowiek nie ma nawet czasu i sił, żeby się porządnie poprzyglądać. Przyglądanie/obserwowanie to główna radocha i pożytek, jaki można mieć z życia. Po co gonić w kieracie, lepiej się poprzyglądać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Peter88, Być może chciała zagadać czy kogoś masz. Lepiej się tak nie przejmować małymi rzeczami. To jakaś miała być gadka-szmatka, a załapałeś spinę. Swoją drogą chyba ciężko pracowac z takim nastawieniem do innych.

nie da się w ogóle. A co do zagadania, to tak, na pewno, mężatka z dzieckiem, jej się nudzi i po prostu lubi dużo gadać, jak każda baba zresztą a mi się nie chce-no i już się pojawia problem, albo po prostu nie mogę bo jestem zajęty. Nie chodzi tu o żaden flirt, to nie ten film kolego, po prostu się narzuca a ja tego nie znoszę. A przez jej prowokacyjne teksty, już uchodzę za odszczepieńca w robocie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo jestem głupi, dziecinny, chory na łeb i nie mam nic do zaoferowania :). Zresztą, już mi przestało zależeć i nauczyłem się podchodzić do tematu filozoficznie. Starzeć się z szacunkiem, to jest to. Nam, starym, nie trzeba wiele do szczęścia. Sen, micha, fajka i ciepłe kapcie.

 

Po tym co piszesz i w jaki sposób myślę że masz sporo do zaoferowania.

To ile ty masz lat skoro już o starości myślisz?

 

Rzadko komu po kompletnym szambie życiowym (również dosłownie, niestety) przytrafiła się okazja zostać kimś, którą zaprzepaścił, bo musiał mieć wszystko i zrazić do siebie akurat ludzi.

Przykro mi., że tak ci przydarzyło.

 

Umierając i tak to straci. Zresztą, pieniądze to i tak hologramy, wszystko jest hologramem i świat jest hologramem, po co to zbierać? Jaki pożytek można mieć z pieniędzy?

Pisząc o dobrobycie raczej chodziło mi o spełnieniu życiowym w jakimś stopniu, a nie dobrach materialnych. Źle się może wyraziłam.

Pieniądze szczęścia nie dają. Są przydatne, owszem, ale ja wolę mieć się dobrze i radować się życiem.

 

Wiara poparta wiedzą i codziennymi doświadczeniami. Inna wiara nie ma dla mnie sensu. Wiara która nie wyjaśnia świata i nie sprawdza się w codziennym życiu - nie ma dla mnie sensu?

Jakimi doświadczeniami wiara jest poparta? Jak sprawdza się w życiu? Ja jakoś nie widzę niczego co mogłoby mnie przekonać.

Dla mnie to ślepa wiara...bo to wiara, a nie wiedza. Oczywiście nie chcę nikogo urazić. Szanuję tych co wierzą i tych co nie wierzą.

 

 

Właśnie, człowiek nie ma nawet czasu i sił, żeby się porządnie poprzyglądać. Przyglądanie/obserwowanie to główna radocha i pożytek, jaki można mieć z życia. Po co gonić w kieracie, lepiej się poprzyglądać.

Oczywiście przyglądanie też jest potrzebne. Osobiście wolałabym sobie trochę pożyć niż się przyglądać. Mnie się przyglądanie już przejadło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tym co piszesz i w jaki sposób myślę że masz sporo do zaoferowania.

To ile ty masz lat skoro już o starości myślisz?

 

Po pierwsze: jestem głupi. Po drugie: może pomimo swojej głupoty, choroby i zdziecinnienia mogę co nieco zaoferować, ale nie to czego tutaj zazwyczaj kobiety oczekują. Pieniądze, stabilizacja życiowa, męskie ramię do oparcia się i pochodne to nie moja bajka.

 

Przykro mi., że tak ci przydarzyło.

 

Wszystko ma swoją przyczynę. Kolejna lekcja dla mnie, dzięki której zapewne uniknąłem przyszłych problemów: nie pożądać za wiele, nie chorować na chciejstwo, nie zrażać do siebie ludzi i nie tłumaczyć się chorobą. Nie ma zdrowych, są tylko niezdiagnozowani, wymówka pozostaje wymówką.

 

Mam nieco poniżej trzydziestki.

 

Wszystko to stan umysłu. Przyjąłem starość jako swój obecny stan, bo z nim znośnie znosi się mój świat. Człowiek młody goni, musi się nasycić, wyszumieć, żeby potem móc się stabilizować. Zamiast gonić frustrację wolę statecznie się starzeć, zadowalać jak najmniejszym i jak najprostszym. unikać niepotrzebnych kłopotów. Kobiety to nowa tematyka, kolejny problem, a moje dotychczasowe życie wskazuje na to, że to nie jest mój problem na teraz. Kobietę trzeba umieć obronić i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Wiem doskonale, że nie byłbym w stanie tego zrobić, więc po co przysparzać sobie i innym cierpienia? Staruszek, którym jestem, nie musi zazdrościć, nie musi gonić, mu wystarczy niewiele, usiąść nad brzegiem strumienia, popijać bezalkoholowe piwo i patrzeć na ten świat.

 

Pisząc o dobrobycie raczej chodziło mi o spełnieniu życiowym w jakimś stopniu, a nie dobrach materialnych. Źle się może wyraziłam.

Pieniądze szczęścia nie dają. Są przydatne, owszem, ale ja wolę mieć się dobrze i radować się życiem.

 

To się rozumiemy. Wiesz, co do spełnienia. Wychodzę z założenia, że trzeba wyciskać jak najwięcej z najmniejszego. Wówczas widzi się więcej szczegółów i detali. Każda nowa osoba, nowy przedmiot, nowe miejsce to nowa problematyka. Nie lubię zbyt wielu problemów i nie lubię cierpienia, które się z tym wiąże. No i jeszcze myślę w kategoriach więcej niż jednego życia. Są tacy, którzy potrafią czerpać naukę czy satysfakcję z przeżywania wielu spraw, są również tacy którzy potrafią uczyć się i czynić dobro obracając dużymi pieniędzmi, ale to nie moja karma. Zamiast zbytnio radować się życiem, wolę zbytnio nie cierpieć. Ten świat jest więzieniem, a moja cela jest skromna. Usiłując się z niej wyrwać dodałbym sobie cierpienia. Trzeba brać życie jakim jest. Wielki świat to nie mój świat. Mój świat jest mały i dlatego nieograniczony. Życie jest paradoksem, ja wolę poszukiwać go w znajomej mi pryczy i kracie.

 

Jakimi doświadczeniami wiara jest poparta? Jak sprawdza się w życiu? Ja jakoś nie widzę niczego co mogłoby mnie przekonać.

Dla mnie to ślepa wiara...bo to wiara, a nie wiedza. Oczywiście nie chcę nikogo urazić. Szanuję tych co wierzą i tych co nie wierzą.

 

Trzy klejnoty Lao-Tzi; skromność, współczucie i umiarkowanie. Praktykować to, jak i sztukę nie zadawania cierpienia, a także przyjąć prawo przyczyny i skutku. Nie ma przypadków, nic nie jest przypadkiem, metafizyka w holograficznym świecie przemawia poprzez kolory otoczenia, kolory przedmiotów, książki i filmy które ''przypadkowo'' trafiły w ręce, ''przypadkowo'' usłyszane słowa (choćby wypowiedziane przez pana Mietka spod budki z piwem), ''przypadkowe'' reakcje ludzi, ''przypadkowe'' sytuacje. Metafizyka uczy człowieka na każdym kroku i cały czas wysyła mu pewne sygnały, na każdym kroku, daje różne podszepty, skłania do różnych zachowań. Jeśli przyjmie się prawo przyczyny i skutku, zacznie uważnie dobierać pożywienie, lekturę i ludzi człowiek uczy się unikać niepotrzebnych zagrożeń, niepotrzebnego cierpienia, przestaje gonić za pozornym nasyceniem i zaczyna zdrowieć, także na głowę. Współczesny człowiek nie potrafi czytać życia, bo jego świadomość zanieczyszczają używki, (alkohol, kawa, sacharoza, wszelkie pożywienie które wiąże się z niepotrzebnym cierpieniem zadanym istotom żyjącym lub środowisko), niewłaściwe podejście do kultury, chciwość, konieczność nażycia się w jednym życiu i odejście od starych form we wszystkim. Kod wszechświata jest wszędzie. Życie uczy ciągle. Przyjmując jego właściwe podszepty naprawdę można lepiej żyć i nie dostawać niepotrzebnie po pysku. Co do religii, jak pisałem, każdy powinien mieć swoją, szacunek okazywany pustce (wielowymiarowemu wszechświatowi, które jest projekcją naszego umysłu, superhologramem) w muzyce, nauce, filozofii, książce, kobiecie też może być religią. Każdy ma zadanie rozpisane na teraz, na to życie, jeśli zacznie się uważnie śledzić wskazówki - można lepiej żyć i unikać starych błędów. Wiara jest ślepa tylko na pewnym etapie. Na samym początku, gdy trzeba przyjąć za pewnik podstawowe założenia, a potem prześledzić czy one sprawdzają się w dotychczasowym życiu i czy będą sprawdzać się dalej. Dla mnie początek drogi to''Buddyzm dla początkujących'' Thupten Cziedryn, ale każdy ma swój, nie zawsze musi być to lektura. Potem może się okazać, że człowiek już wie z grubsza co ma robić z życiem i dlaczego spotyka go w życiu uparcie własnie ten temat. Religia polegająca na klepaniu bez przekonania formułek, które nic nie dają i nie przynoszą żadnego pożytku, żadnej nauki, żadnej poprawy własnego potencjału, ani darów losu to nie moja religia. Karma działa i karma wraca. Poprzez właściwie pojętą religię metafizyka przemawia do człowieka. Daje mu wiedzę. Poznanie to wiedza poparta doświadczeniem. Bez wiary, że coś może się wydarzyć - nie stworzy się podstawy do zaistnienia doświadczenia. Nie zyska się doświadczenia, które stanowić będzie podpory dla dalszej wiary.

 

Oczywiście przyglądanie też jest potrzebne. Osobiście wolałabym sobie trochę pożyć niż się przyglądać. Mnie się przyglądanie już przejadło.

 

Każdy ma swoją karmę i swoje do przerobienia. Ci którzy lubią dużo działać też są potrzebni. Bez nich obserwacja byłaby uboższa. Zamiast dużo działać wolę pozwolić działać życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykładem, że karma działa i właściwie pojęta wiara działa są choćby starożytni Rzymianie. Naród praktyczny do bólu zębów, nie czyniący wysiłków przypadkowo i niepotrzebnie. Mający Bogów do wszystkiego, do handlu, do uprawiania miłości, do leczenia, do uprawiania roli. Naród szanujący Bogów własnych i cudzych. Metafizyka dla celów dydaktycznych wcielała się dla nich w znanych im Bogów i faktycznie im pomagała w spełnieniu ich roli zbiorowo i indywidualnie. Tak długo, jak Rzymianie szanowali metafizykę i powierzone im zadanie/a, tak długo państwo to odnosiło sukcesy na skalę trudną do porównania i trudną do powtórzenia w historii powszechnej. Gdy zaczęli wątpić, ogarnął ich sceptycyzm, zbytnio się rozpaśli własnym dobrobytem, zrobili nieumiarkowani (nadmiar materii, nadmiar obżarstwa i pitego wina), ich kulty zastąpiły nowe religie ze wschodu: manicheizm, chrześcijaństwo, mitraizm, a im samym metafizyka przestała darzyć. Spełnili swoją rolę dziejową, wprowadzili rzymskie prawo (które jak wszystko, stanowiło ziemskie odbicie niebiańskiego porządku w tym nie najweselszym i nie najlepiej urządzonym ze światów), a rozległość ich granic pozwoliła potem szerzyć się chrześcijaństwu. Ponadto prawo retrybucji (przyczyna i skutek, zbrodnia i kara), wszystkie ściągane kontrybucje, zburzenie Kartaginy - do nich wróciło. Zapewne przypadkiem Wandalowie, którzy złupili Rzym w 455r. stworzyli państwo na terenach dawnej Kartaginy. Podobnie na poziomie indywidualnym człowiek nieraz dostaje naprawdę, ale to porządnie po dupie, spotykają go same przykrości z powodu jego nieokiełznanego ego. Dao, droga - która każdy ma do przerobienia uczy go skromności i cierpienia, bo skromność i cierpienie przybliża do metafizyki, wielości bytów składających się na zespolenie świadomości, które ja rozumiem jako Boga. Bóg jest jeden, bo byty te są Jednością, zarazem Bogów może być wielu - bo Jedność objawia się tutaj czasami w postaci kultów religii politeistycznych. Ich moc oparta na wiedzy, poznaniu, doświadczeniu, właściwej percepcji jest czarną magią dla człowieka, który widzi tylko tyle ile widzą dane mu zmysły, pojmuje czas linearnie i każdy dany skrawek mu wiedzy przypłaca nadęciem swojego ego. Wspólnoty bytów o których jest mowa w III rozdziale księgi rodzaju (''oto człowiek stał się taki jak my''). Wielości bytów, w którym każdy przerabiał drogę od insekta do istoty oświeconej, siłą rzeczy dużo cierpiąc, ucząc się kolejnych biegłości, wielości ludzkich perspektyw, nienadużywania przyszłej władzy, empatii, odróżniania poczucia sprawiedliwości od pragnienia zemsty. Człowiek przestaje wartościować, więc i życie także przestaje go wartościować (III prawo dynamiki Newtona, albo z innej mańki: jaką miarą odmierzycie, taką i wam odmierzą i jeszcze wam dołożą). Przestaje się wiedzieć za dużo, bo życie nie lubi takich którzy wszystko wiedzą. Zmieniają się okoliczności, więc i zmienia się własne życie, paleta sytuacji, ludzi, przyjemności i nieprzyjemności, które spotykają człowieka. Drogę ta można przebyć zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, również w zakładzie psychiatrycznym. Przykładem choćby postać John'a Nash'a z ''Pięknego umysłu'', który nadęty na początku swoim ego brał po dupie, by upokorzony chorobą - móc potem wrócić do życia naukowca z innym podejściem niż uprzednio. Wiem, że to tylko film, ale oparty trochę na faktach, zaś metafizyka przemawia również poprzez filmy. Prawo karmy dobrze widać na dobrych filmach, tak jakby ktoś podpowiadał reżyserowi i scenarzyście. ''Wiem, że nic nie wiem'' - wieki temu jakaś siła wypowiedziała te słowa ustami pewnego filozofa, które nie bał się tego przyznać. W dziejach ludzkości, w życiu człowieka pewne słowa uparcie powtarzają się i to też nie jest przypadkiem. Jeśli przyjąć wszechświat pozorne paradoksy zawarte w filozofii czy Biblii przestają być paradoksami.

 

A ja w swojej głupocie i nieumiarkowaniu po raz kolejny się rozpisałem, więc - kończę. Na koniec wklejając przepowiednię dla świata zawartą przed laty w pewnym filmie:

 

- Póki co się sprawdza. Metafizyka może czasem wcielić się w postać dziada, dla niej to bez różnicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze co mi się dało we znaki to Ty niecałe 30, to co 28,26??

Jesteś bardzo młodym człowiekiem i wszystko przed tobą..Twoje myślenie też się zmienić może.Wiem to bo jak miałam 20 kilka lat do uważałam że jestem przegrana. Później okazało się że mogę wiele i byłam szczęśliwa. I do tego widziałam jak ludzie rzekomo przegrani chwytają życie i mają wiele dobrego. Nie skreślaj życia… fajny chłopak jesteś.

Gdybym była młodsza to brałabym cię jak złoto, jesteś hot stuff.

Sorrki jutro się ustosunkuję do tego co pisałeś. Dzisiaj piję i wybacz mi bezczelność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteś bardzo młodym człowiekiem i wszystko przed tobą.

 

Niestety wszystko jeszcze przede mną, Wiem, mogą mi odrąbać kończynę, wyruchać od tyłu, połamać nogę, ugotować żywcem. Ja znam swoją karmę, nie wiem co wyrabiałem przedtem, ale to musiało być coś okropnego. Od ok. 30 lat spłacam odsetki. Niestety muszę jeszcze przeżyć trochę lat, o ile sprawy nie skróci jakiś globalny kataklizm, co jest wysoce możliwe.

 

Jeśli niestety muszę tutaj jeszcze trochę pożyć, to po co silić się na młodego. Nigdy nie byłem młody. Od roku zerowego byłem stary. Po co sobie komplikować życie, przywykłem.

 

Wiem to bo jak miałam 20 kilka lat do uważałam że jestem przegrana.

 

Nie rozumiemy się. Ten świat (tutaj, w tym wyrywku czasoprzestrzeni) to śmietnik. Brzydzę się nim. Religa <żarcik> mi zabrania skończyć sprawę życiowego rozdania, to by jedynie pogorszyło moje dalsze położenie i kolejne żywoty. Uciekłbym od swojego problemu, czyli obecnego życia. Życie nie wynagradza uciekania. Skoro już muszę tutaj żyć, to z niesmakiem żyję, bo jaki mam inny wybór? A skoro już muszę tutaj żyć, to wolę żyć powoli i świadomie zamiast gonić za pozornymi przyjemnościami, które nic nie dają oprócz przesytu i/lub cierpienia. Wolę drobnymi krokami czerpać z życia naukę.

 

Prośba, nie przyjmuj roli mamusi głaskającej małego chłopczyka, który buczy bo właśnie dostał bobu u dentysty. Życie mi wyprostowało ego. Rzekomo z ryja jestem w porządku, ale jak pisałem: przywiązanie do tego świata to nie moja bajka. Nie lubię życia tutaj, z wielu powodów. Za dużo cierpienia (które w znanym nam wyrywku czasoprzestrzeni będzie zawsze, bo jest niezbędne do zachowania równowagi we wszechświecie), dzieci w Afryce nie mają co jeść, za dużo bezmyślności i marnotrawstwa, świat jest sprawiedliwy, ale z powodu względności czasu i zachowania symetrii - sprawiedliwość jest nieraz bardzo oddalona w czasie, za dużo wszystkiego. To nie mój świat. Nie trzeba mi słodzenia, nie lubię słodzić, cukier to trucizna. Życie w tym wymiarze jest klatką. Jakieś tam związki - to zobowiązanie, to kolejne problemy, po co mnożyć sobie problemy? Trochę poznałem jak życie działa i ja po prostu wolę nie cierpieć. Poznałem z grubsza zasady jak unikać cierpienia, rozgryzam je dalej, więc jestem na dobrej drodze do przełamania swojej karmy. Moje życie nigdy nie było tak znośne jak teraz i nigdy nie było tak dobrze z moją głową jak teraz. Gdy goniłem za pozornymi przyjemnościami i myślałem kategoriami - wygrane jedno życie, przegrane jedno życie - wtedy było całkiem inaczej. Ja już nie myślę w ten sposób.

 

Ja jestem szczęśliwy teraz, gdy nauczyłem się uczyć życia, poznałem podstawy i zrozumiałem dlaczego przytrafiała mi się wcześniej choroba i inne sprawy. Im mniej, tym lepiej. Wygrywanie jednego życia - nie ma dla mnie sensu. Czasem życie trzeba przegrać, żeby siebie nieco oświecić. Liczy się pod koniec zgromadzona pozytywna karma i nauka wyniesiona z życiowego rozdania. Chwilowa satysfakcja, związki i takie tam duperele nie dla mnie, ja przestałem żyć iluzją w Iluzji.

 

Dziękuje za dobre intencje w sprawie pocieszania, ale nie zrozumieliśmy się. Mnie nie trzeba pocieszać, ja myślę innymi kategoriami. Świat jest teatrem, a wszyscy jesteśmy aktorami. Nie ważne jaka rola akurat przypadnie w danym akcie, ważne w jakim stopniu opanuje się aktorski fach. Wszystko jest względne. Nigdy nie wiadomo co wyjdzie na zdrowie, a co na nie zdrowie. To znaczy - trochę wiadomo - ale trzeba znać podstawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, dorzucę jeszcze - każdy powinien skupić się na tym, do czego najbardziej się nadaje. Robić to, do czego najlepiej zaprogramowało go życie, zdolności, nabyta wprawa, fenotyp. Nie będę się powtarzał, że środowisko, rodzina i predyspozycje to elementy karmy, bo zbierało by już od tego mojego gadania o karmie na rzyganie. Gdybym skupił się na innym życiu niż mieć te minimum egzystencji tutaj, przeżuwać życie drobnymi kęsami, by zamiast tego gonić w jakimś bezsensownym kieracie, może bym się dochrapał na tym polu zdolności i kasy, które inni mieli w wieku ok. 20 lat. Tylko po co? Obserwacja daje mi dość satysfakcji, a gonienie za przyjemnościami, to mnożenie sobie problemów. Ja wolę być ostatni i pozwalać życiu działać, wiedząc nieco jak ono działa mogę mniej cierpieć, mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Jeśli nie jest zimno, jest mi syto, mam gdzie spać, nic mnie w głowie nie napierwala chwilowo, to gonienie w tym wyścigu, by dostać ochłapy - jest dla mnie bezsensowne. Więcej mogę się nauczyć, więcej zrozumieć i mniej po pysku oberwać. Przesadne działanie powoduje cierpienie, bo człowiek nieświadomie czyni sporo zła, sobie, innym , środowisku, działając dużo nie analizuje się całkiem swoich działań. Zła rozumianego zarówno jako szkoda, egoizm jak i naiwność czy marnotrawstwo. Życie to łamigłówka, łatwiej ją rozwiązać, gdy nie komplikuje sobie równania do rozwiązania, nie dodaje niepotrzebnych zagadnień. Łatwiej wychwycić kluczowe zagadnienia i słowa. Mało efektowna rola w danym akcie światowego teatru, to nie przegrane życie, to tylko mało efektowna rola. Więcej rekwizytów i bardziej eksponowana rola to więcej zobowiązań, więcej trosk i większe zagrożenie dla ego. Jeśli człowiek zagra skromną rolę dobrze, to wyjdzie mu to na zdrowie. Zaś zdrowie jest troską ciągłą. Parśwa, Mahawira, Budda - porzucali książęce życie w zbliżonym do mojego wieku, bo wiedzieli że wyjdzie im to na zdrowie. Ja jestem parobasem, mogę w spokoju ducha przerzucać gnój i nie myśleć o fiołkach, jest mi łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie matkuje, nie pocieszam i nie słodzę. Pomiędzy słodzeniem a wyrażaniem swojego przekonania jest istotna różnica.

Przyjąłeś taką postawę i stosunek do życia ok. Masz swoje przekonania i bardzo dobrze. Najważniejsze jest to co napisałeś, że nigdy nie było tak dobrze jak teraz i tego się trzymaj. Widać krok po kroku doszedłeś do jako takiej stabilizacji i to jest sukces. Rozumiem twoje przekonania i szanuję.

Jednak nie możesz wykluczyć, że kiedyś one mogą ulec zmianie i zechce ci się żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×