Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Dorzucę na koniec - całe moje iluś letnie borderowe znoszenie samego siebie, pech i pechowe sytuacje od wieku zerowego, naprawdę nieprzyjemne flashback'i, łomot we łbie, rozpierniczanie samego siebie i tego co wokół nabiera sensu, cały ten syf i cały ten gnój nabiera dla mnie znaczenia. Przerabiam/przerobiłem ten temat, bo moje cele były luftowe i pewnie musiałem coś przeskrobać, no i jeszcze byłem dziecinnym egoistą, który lubił manipulować - potem dowiedział się on, że to choroba i miał wymówkę. Każdy ma swoją wymówkę i każdy jest jakoś chory. Choroba też jest po coś. W każdym jest Budda, Chrystus czy Sokrates (ale to brzmi, wiem - zbiera trochę na rzyganie, ale taka jest prawda), każdy ma swoje rachunki do spłacenia, a cierpienie - czasem nieznośne cierpienie - uczy. Dla każdego jest nadzieja, czasem bardzo rozłożona w czasie. Trzeba żyć tym co tu i teraz, ale właściwie i na temat. W świecie bez sprawiedliwości sens miałoby tylko piwo, a całe to nasze nurzanie się w psychicznym bajorze byłoby funta kłaków nie warte. Po co? Żeby mieć na chwilę krzynę spokoju z samym sobą czy na chwilę uncję przyjemności, które inni mają na wyciągnięcie ręki? Zanim się coś dostanie, najpierw trzeba się nauczyć to cenić. Czasem to ''najpierw'' jest bardzo rozłożone w czasie. Słowa mają swoje drugie, trzecie, czwarte, piąte dno, w każdym człowieku jest zapisany kod kulturowy. Jeśli człowiek przerobi swoje bagno i przyjmie pewne sprawy na wiarę, potem życie same dostarczy mu dowodów, że wszystko ma sens i wszystko ma swoją przyczynę. Po co żyć? Zapewne po to żeby po eonach eonów lat wędrówki dotrzeć do przypisanej, brakującej części siebie, wreszcie ten dar docenić i spełniać się na zawsze po bezkresach ludzkiej świadomości. Świecie bez końca i początku, świecie który jest zamknięty dla tych, których nie dotknęło w życiu duże cierpienie. Przebudzenie jest bolesne, narodziny też są bolesne. Rzekłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde dowiedziałem się że być może wszechświat jest cykliczny tzn. rozszerza się jak teraz w pewnym momencie jednak kurczy do maleńkiego punktu i znowu wybucha... i tak w nieskończoność, biorąc pod uwagę, że materia i liczba jej konfiguracji jest skończona, nasze życie dokładnie jotka w jotke zostanie powtórzone... nieskończoną ilość razy, czyli śmierć nie jest końcem a jedynie resetem i zaczynamy nasze życie od nowa, nie wiedząc nawet o tym, a ja tego posta napisałem już nieskończoną ilość razy.

 

przyznam, że nie podoba mi sie ta myśl :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen,

Alogiczne dla mnie jest, że człowiek miałby się rodzić ot tak, cały bagaż genetyczny, predyspozycje i urodę dostając ''tak jakoś'', na nic nie trzeba pracować, jeden rodzi się w slumsach, drugi w pałacu, jeden ładny, a drugi brzydki.

 

Gdyby życie było tylko jedno, to nie byłoby sprawiedliwości. Świat bez sprawiedliwości byłby nie do przyjęcia.

 

 

logika a sprawiedliwość to dwie różne rzeczy ;)

 

poza tym świat który przedstawiasz wcale nie jest sprawiedliwy, co najwyżej, wszyscy w nim mają przerąbane po równo, ale samo to, że mają przerąbane to sprawiedliwe nie jest.

 

nikt sobie nie zasłużył na cierpienie bo nie istnieje wolna wola, tzn. owszem za przewinienia należy karać ale to się odnosi do porządku społecznego, a nie kosmicznego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najpierw oddam trochę zadość głównemu wątkowi; nie mogę napić się teraz napoju Bogów - piwa, bo zawsze mi po nim odpierdala i spotyka mnie coś nieprzyjemnego. W swoją karmę mam wpisane nie spożywanie piwa, życie jest okrutne i nie do przyjęcia. Ostatnio nie ogarniam najprostszych spraw i czynności, zamiast mózgu mam szambo. Zapewne wystarczyłaby odrobina życiodajnego piwa, aby przywrócić mnie do formy, ale cóż począć - Prorok zabronił.

 

 

poza tym świat który przedstawiasz wcale nie jest sprawiedliwy, co najwyżej, wszyscy w nim mają przerąbane po równo, ale samo to, że mają przerąbane to sprawiedliwe nie jest.

 

nikt sobie nie zasłużył na cierpienie bo nie istnieje wolna wola, tzn. owszem za przewinienia należy karać ale to się odnosi do porządku społecznego, a nie kosmicznego.

 

Dokładnie, wszyscy mają przegwizdane. Nawet Ci którzy mają chwilowo lajt i high-live i tak przypomną sobie materiał: ból, bieda i poniżenie. Nauka boli, każdy dostaje od życia łomot. Wzrastając w istocie kształtuje się złe ego. Świadomość jest coraz bardziej złożona i skomplikowana, wraz z dobrze pojętym ego wyrasta też i złe. Nie ucieknie się przed sprawiedliwością w żadne zaświaty, cokolwiek człowiek zrobił, powiedział czy nawet pomyślał, zostanie mu zwrócone w nadmiarze. Wracają też pozytywne działania, które składają się na dobrą karmą obecną i przyszłą. Niektórym ciągle przytrafia się coś nieprzyjemnego w życiu, to jest właśnie zła karma. Świat, w którym jest wujowo, ale sprawiedliwie - można zaakceptować. Dążenie do sprawiedliwości, skonstruowania rozumnego prawa i aparatu sądowniczego jest wraz z człowiekiem od jego zarania. To co zna człowiek to jedno z niższych królestw, zanim awansuje się do lepszych krain trzeba się wpierw ponurzać w tym bagnie, co poradzić. Jest to sprawiedliwe, bo każdy spłaca swoje rachunki, nieraz zwielokrotnione, żeby się nauczyć i mieć wreszcie z tym tematem spokój. Móc przejść dalej.

 

Jak to nikt sobie nie zasłużył na cierpienie? To po co jest cierpienie? Dlaczego jest one tak wszechobecne? Widocznie inne bodźce wychowawcze nie są dość skuteczne. Świat, w którym człowieka losowo spotykałoby przypadkowe cierpienie byłby nie do przyjęcia. Co do porządku kosmicznego, nie sąd skaże pedofila, w celu wyrównają mu rachunki kosmiczne. Człowiek tworząc prawo w sposób marny stworzył imitację kosmicznej sprawiedliwości.

 

Cierpienie przy świadomości, że winowajca pozostanie bezkarny nie niosłoby wartości dydaktycznych i byłoby kompletnie bezcelowe. Można narobić syfu i uciec, nie ma tak w życiu - i nie da się uciec przed samym sobą, III prawo dynamiki Newtona.

 

nieskończoną ilość razy, czyli śmierć nie jest końcem a jedynie resetem i zaczynamy nasze życie od nowa, nie wiedząc nawet o tym, a ja tego posta napisałem już nieskończoną ilość razy.

 

Wszystko już było, czas jest przestrzenią, a życie szkołą. Człowiek ciągle przerabia ten sam materiał dydaktyczny i te same pomoce naukowe, dopóki nie awansuje do wyższej klasy. Nie da się wymyślić nic nowego, wszelkie natchnienia ''pani profesor'' - czyli metafizyka - dyktuje pilnym uczniom, żeby dać klasie nową (dla nich) lekcję do przerobienia. Ostatnio pani profesor dyktuje temat pod tytułem - budowa wszechświata - o czym świadczy choćby spora liczba dobrych filmów o pętli czasowej -jak choćby Edge of Tomorrow czy ARQ. Repetitio est mater studiorum - powtarzanie jest matką nauki. Jaka może być nagroda za naukę? Jestem pewien, że w valhalli blond dziewice roznoszą kufle złocistego piwa, które można pić bezkarnie, więc wszystkie te poświęcenia niewątpliwie mają swój głęboki sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen,

Jak to nikt sobie nie zasłużył na cierpienie? To po co jest cierpienie? Dlaczego jest one tak wszechobecne? Widocznie inne bodźce wychowawcze nie są dość skuteczne. Świat, w którym człowieka losowo spotykałoby przypadkowe cierpienie byłby nie do przyjęcia.

 

niestety w takim chyba żyjemy :bezradny:

po co jest cierpienie? czemu wszechobecne? dobór naturalny faworyzował organizmy cierpiące, ponieważ te były lepiej przystosowane pod kątem przetrwania i rozprzestrzeniania swoich genów...

 

sarna ma czuć lęk aby uciekała przed drapieżcą, ból by nie wchodziła w ciernie, głód by skubała trawkę itd. itd.

 

przyrodnicy doskonale zdają sobie sprawę, że zwierzęta w tym ludzie przystosowani są ewolucyjnie do tego by szukać szczęście a nie je znajdować i się nim rozkoszować, te wszystkie układy nagrody itp. w taki sposób są skonstruowane.

dlatego człowiek potrzebuje nowych celów, nowych wyzwań, nowych gadżetów, bodźców, informacji itd.

 

nawet ktoś kto się zamknął w pokoju i siedzi przed kompem, potrzebuje ciągle to nowych bodźców, strzępków informacji (surfowanie po necie), nowych pornusów, filmów, muzyki itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po co jest cierpienie? czemu wszechobecne? dobór naturalny faworyzował organizmy cierpiące, ponieważ te były lepiej przystosowane pod kątem przetrwania i rozprzestrzeniania swoich genów...

 

sarna ma czuć lęk aby uciekała przed drapieżcą, ból by nie wchodziła w ciernie, głód by skubała trawkę itd. itd.

 

Dokładnie, dlatego w znanym nam świecie jest tyle suczysyństwa, zagrożeń, złych i głupich ludzi. Antylopa bez drapieżników rozleniwiłaby się i ewolucja przestałaby być koniecznością.

 

Nagrodą za mądre cierpienie jest poszerzenie świadomości i uwolnienie od ograniczeń, które wiążą się ze znanym nam światem, serwerem. Więc warto mądrze cierpieć, po to żeby się uczyć, móc unikać zbyt wielkiego cierpienia w przyszłości i awansować szczebel wyżej. Znany nam świat jest tylko jego cząstką, celowo tak naszpikowaną nieprzyjemnościami. Życie tutaj jest raczej karą, może wyżej jest raczej nagrodą. Kaczka wtedy uczy się pływać, kiedy w dupę wody nabierze. Owady nie mają rozwiniętego układu nerwowego, mrówka która straci kończynę będzie dalej tępo walić kikutem w podłoże. Czy komuś uśmiecha się na dłużej takie życie? Mrówka po mrówczym życiu awansuje wyżej, gdzie może więcej posmakować ale i więcej dostać po dupie. Ssaki mają już rozwinięte poczucie miłości, czyli jakąś nagrodę za te wszystkie poświęcenia. Naczelne potrafią już ''zalewać robaka'' sfermentowanymi owocami, co też jest jakąś nagrodą. W końcu człowiek nabywa wątpliwości, po co to wszystko? Filozofia, religia, nauka dostarcza mu podpowiedzi jak się wydostać z tego więzienia materii, celi swojej świadomości. Co jest nagrodą wyżej? Lepiej urządzony serwer, w którym możliwości umysłu ulegają zwielokrotnieniu, materia przestaje być więzieniem, a zamiast szukać piwa - można poszukać miłości, przestrzeń już nie ogranicza - więc znalezienie tego/tej brakującej siebie nie stanowi już problemu.

 

Dlaczego - niestety? Świadomość, że powtarza się utarte schematy dodaje poczucia stałości i pewności w życiu, będac przyzwoitym, skromnym i umiarkowanym (trzy klejnoty Lao Tze) życie pokieruje człowieka na właściwe tory. Ego skłania człowieka do bycia niepowtarzalnym, ale po co? Skoro można mniej cierpieć, to lepiej uznać te podszepty za szkodliwe.

 

Sprawiedliwość jest dla mnie fundamentem, trochę po dupie dostałem. Wiem, że zasłużenie (pewnie niejeden chory na głowe musiał wysłuchiwać w wieku kilku lat - to wszystko twoja wina! - jak ktoś mógł tak sobie nabroić tak młodo? pamięć ludzka jest ulotna i taka ma być), ale świadomość że prawo karmy działa jest dla mnie kojąca. Chyba wielu, którzy swoje przerobili ma chociaż to pragnienie, żeby było sprawiedliwie, a sprawca cierpienia odebrał swoją należność. Dotychczasowe życie i znajomość dziejów powszechnych upewnia mnie, że każdy odbiera swoją należność. Jaruzelski mógł się nagle ''nawrócić'' na łożu śmierci i wyprosić przebaczenie, ksiądz mógł mu dać czyścieć - życie i tak pozostawiło mu rachunki do spłacenia. Dlaczego niedoszli samobójcy wciąż wysłuchują od życia - ''nie da się uciec od problemu, uciekasz od problemu.'' Bo od swoich problemów naprawdę nie da się uciec. Ludzka świadomość powędruje gdzieś dalej, a wraz z nią jej rachunki. Człowiek rodzi się w danym miejscu, danym czasie, danej rodzinie żeby przerobić co ma do przerobienia. Czasem dane życie trzeba po prostu znieść i to też jest lekcja. Ludzie którzy nie cierpią zbytnio nie skupiają się na tych sprawach, toczą życie utartym torem, rodzina, związki i proza życia. Jest znośnie, coś o czym wielu z nas może pomarzyć, nim nie przyjdzie kolejna nieunikniona lekcja pod tytułem - wojna, kryzys finansowy, zaraza, kataklizm i też pozostaje im się w końcu ze wszystkim tym pożegnać.

 

Świat bez sprawiedliwości by się rozpadł, tak jak rozpada się niesprawiedliwie urządzone państwo, społeczeństwo. Idąć w łatwe i bezkarne suczysyństwo - ludożercy przemogliby rozumnych. Życie podpowiada, że ludożerca w końcu zjada się sam, popada w głupie nałogi lubi przytrafia mu sie nagle coś nieprzyjemnego.

 

Ad rem - muszę trochę pojęczeć - cięzko mi siebie dzisiaj znieść, zmuszam sie do najprostszych czynności, czasami marzę o piwie i rzuceniu całej swojej autodyscypliny w diabły, ale po co prosić sie o licho. Wiem, że może być gorzej, a piwo da chwilę wytchnienia, by potem przyciągnąć stare problemy.

 

nawet ktoś kto się zamknął w pokoju i siedzi przed kompem, potrzebuje ciągle to nowych bodźców, strzępków informacji (surfowanie po necie), nowych pornusów, filmów, muzyki itd.

 

Dokładnie, nawet hikikomori może wykonywać swoim umysłem pewną pracę, co więcej - może wreszcie kiedyś wyjść z tego pokoju ubogacony i mądrzejszy. Świat jest mapą danych i wszystko ma swoją przyczynę, życie czasem stawia w takiej sytuacji żeby dać człowiekowi możliwość zastanowienia się nad sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

To akurat, rzeczywiście, całkiem prosta odpowiedź. Zadowalałaby mnie, gdyby ludzie tylko tak to argumentowali, ale dalej czytam:

 

Skoro mam świadomość tutaj i teraz tylko i wyłącznie to istotne jest jak długo będę i żyć i jaką jakość to życie będzie miało dla mnie, wszak się nie powtórzy.

 

I nie widzę logiki w tym myśleniu. Przecież nie zostanie po Tobie nic, o niczym nie będziesz pamiętać, dlaczego zatem istotna miałaby być jakość twego życia?

 

Sam sobie odpowiadasz. Właśnie dlatego że nie zostanie po mnie nic i skoro dane jest mi dobrodziejstwo świadomości tu i teraz to chcę mieć z tego przyjemność.

Uważasz że po śmierci świadomość pozostanie? Jak niby miałoby to wyglądać?

Biorąc pod uwagę np. reinkarnację nie może być mowy o zachowaniu świadomości poprzednich żyć.

Przez wieczność nie było świadomości przed dniem narodzin każdego z nas.

To są sprawy niezbadane do tej pory. Może kiedyś będziemy mieć pewność co jest po śmierci albo czym jest nieskończoność

 

 

Życie jest do pizdy niepodobne. Nikt mnie nie chce, mam wujową linię (trochę rowerowo to brzmi, ale cóż), a jak wyjątkowo ktoś mnie czasem zechce, to mi musi akurat odpier...wolić.

 

Jak wygląda to odpier..enie ? Aż tak źle że ludzie uciekają ?

 

 

Gdybym wierzyła w wędrówkę dusz to spełnienie teraz nie miałoby większego znaczenia. Ja to tak widzę

 

Może przyjęłabyś perspektywę, że na spełnienie ma się naprawdę dużo czasu. Każdy ma swoje pięć minut, czasem trzeba przez lata, kilkadziesiąt lat czekać na ''swój moment''.

 

Dokładnie w ten sposób myślałabym.

 

Dla Ciebie spełnienie to spełnianie potrzeb emocjonalnych. Jak potrzeby emocjonalne może zaspokoić niewolnica isis? eunuch w cesarskim haremie? dalitowie-niedotykalni w Indiach? Dla mnie spełnienie to nauka, czerpanie jej zarówno z tego co przyjemne jak i nieprzyjemne. Po to jest zło, człowiek w cieplarnianych warunkach by się nie rozwijał. Takie cierpienie ma sens. Człowiek wzrastając może zmienić swój prywatny świat na bardziej znośny, spotykają go inni ludzie, inne sytuacje i inne tematy, więc warto wzrastać.

 

Gdyby życie było tylko jedno, to nie byłoby sprawiedliwości. Świat bez sprawiedliwości byłby nie do przyjęcia.

 

To prawda że cierpienie uczy i rozwija człowieka. Co do sprawiedliwości mam wątpliwości, ale wierzyć w coś powinno się, lepiej się żyje i umiera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wygląda to odpier..enie ? Aż tak źle że ludzie uciekają ?

 

Kiedy piłem browary, kawę, energetyki i jadłem cukier było gorzej, zdecydowanie i bez porównania. Ludzie męscy i ludzie żeńscy - zdecydowanie uciekali. Pech sprawia, że akurat kiedy jakieś ładne stworzenie ma jakieś zbożne zamiary wobec mnie - ja akurat piję, a potem jeszcze więcej - fatum.

 

To prawda że cierpienie uczy i rozwija człowieka. Co do sprawiedliwości mam wątpliwości, ale wierzyć w coś powinno się, lepiej się żyje i umiera.

 

Jeśli szczerze się w coś uwierzy, a potem zacznie medytować - życie samo dostarczy empirycznych dowodów. Dla mnie wszelkie gadanie - że coś jest tak duchowo pokomplikowanie, że nie do zrozumienia - to lanie wody. Prawdy o wszechświecie i rządzących nim prawach są proste, człowiek komplikuje je na siłę, bo lubi komplikować jego ego. Jeśli coś brzmi mądrze, to musi być mądre, prawda? No własnie niekoniecznie. Najpierw trzeba uwierzyć, a potem poobserwować i pomedytować, życie samo dostarczy dowodów. Coś co nie działałoby w życiu, stanowiąc tylko jakieś wzniosłe ecie-pecie, byłoby dla mnie tylko wzniosłym i niepraktycznym ecie-pecie. Prawo karmy działa, a założenia buddyzmu są kompatybilne ze współczesną nauką. Dobra, kończę temat nawracania, to samo dotyczy dżinizmu - i pochodnych filozofii Dalekiego Wschodu. Ślepa wiara jest potrzebna na początku, potem wyjawia to, co na początku zakryte dla ludzkich zmysłów i oczu. Dotyczy to zarówno nauki, filozofii i religii. Tym jest poznanie. Prawo przyczyny i skutku jest nieraz rozłożone w czasie, bo znany człowiekowi czas jest tylko kolejnym złudzeniem, a nim się coś stanie - okoliczności muszą dojrzeć, na tym świecie jest ponad 7 mld. ludzi i nikt nie jest samotną wyspą. Cierpliwość oducza egoizmu.

 

Uważasz że po śmierci świadomość pozostanie? Jak niby miałoby to wyglądać?

Biorąc pod uwagę np. reinkarnację nie może być mowy o zachowaniu świadomości poprzednich żyć.

 

 

Pamięć całej drogi jest zapisana głęboko w podświadomości. Jest na początku niedostępna dla człowieka, potem dla niektórych się odsłania. Niektórym poprzez dziwne uczucie deja-vu, kiedyś już się tu było, kiedyś to się robiło, skąd się już tą osobę zna, inni mają skuteczniejsze sposoby jej poznania.

 

 

Przyznaję, że naprawdę robi się z tego solidny off-top. Przepraszam, jestem winny i wciąż zbyt gadatliwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje nieumiarkowane gadulstwo zrobiło w tym temacie nieporządek. Narobiłem bałaganu sprzeciwiając się konfucjańskiemu niebiańskiemu porządkowi. Forum nerwica.com to też pustka, wszystko ma swoje miejsce i czas. Niech niedopowiedziane pozostaje niedopowiedziane. Kończę w tym temacie bałaganić i off-topić. Pokój wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobór naturalny faworyzował organizmy cierpiące, ponieważ te były lepiej przystosowane pod kątem przetrwania i rozprzestrzeniania swoich genów...

 

sarna ma czuć lęk aby uciekała przed drapieżcą, ból by nie wchodziła w ciernie, głód by skubała trawkę itd. itd.

To nie tak. Rozróżnić trzeba cierpienie przewlekłe (dobijające - będące skutkiem choroby) i tymczasowe (jako czynnik ostrzegający). Dobór naturalny nie faworyzuje w żadnym stopniu organizmów cierpiących. Raczej je eliminuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, jezu, jak ty pierdolisz od rzeczy. Przede wszystkim ocena skuteczności czegokolwiek przez pryzmat własnych doświadczeń to jest strasznie zjebana metoda. Świadczą o tym: jakieś kilkadziesiąt lat badań psychologicznych, neurokognitywistycznych i pokrewnych na temat błędów poznawczych oraz podstawy metody naukowej. Każdy twój post to jedno wielkie bredzenie. A teraz proszę - stosuj wszelkiego rodzaju emocjonalne zagrywki, żeby wyjść z twarzą, ale to nie zmieni faktu, że gadasz brednie. I oby jak najmniej osób wzięło twoje tezy na poważnie.

 

Ewolucyjnie to czy cierpimy nie ma aż takiego znaczenia. Dopiero kiedy to cierpienie jest powiązane z poważną dysfunkcją to jest to jakoś eliminowane. Dążenie do szczęścia to taki nowoczesny luksus. Btw. w tej chwili dobór naturalny działa zupełnie inaczej niż kiedyś, bo środowisko w którym żyjemy strasznie się zmieniło. Ale to i tak strasznie powolne procesy i długo minie zanim zobaczymy jakiekolwiek różnice, prędzej sami je zrobimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, jezu, jak ty /cenzura/ od rzeczy. Przede wszystkim ocena skuteczności czegokolwiek przez pryzmat własnych doświadczeń to jest strasznie zjebana metoda. Świadczą o tym: jakieś kilkadziesiąt lat badań psychologicznych, neurokognitywistycznych i pokrewnych na temat błędów poznawczych oraz podstawy metody naukowej. Każdy twój post to jedno wielkie bredzenie. A teraz proszę - stosuj wszelkiego rodzaju emocjonalne zagrywki, żeby wyjść z twarzą, ale to nie zmieni faktu, że gadasz brednie. I oby jak najmniej osób wzięło twoje tezy na poważnie.

 

Jest obserwator i obiekt obserwacji, obiekt obserwacji ulega zmianie pod wpływem obserwatora. Każdy ma swoje prywatne oprogramowanie i swój prywatny świat. Ktoś może mieć skrajnie odmienne doświadczenia w danym temacie, bo ma wbite inne komendy i inne uwarunkowania do systemu. Jeden stwierdzi, że dana dzielnica jest pod psem, ktoś inny że to najbezpieczniejsze miejsce pod Słońcem. To nie miejsce jest przestrzenią, to czas jest przestrzenią, czasem pewne tematy po prostu trzeba przerobić. Taki ma się wbity akurat program w systemie. Jeden obserwując czarne, będzie widział białe, a ktoś inny - na odwrót. Może być daltonistą, a może właśnie mieć rację, gdyż cały znany człowiekowi jest złudzeniem jego zmysłów. Niektórzy pewne sprawy widzą, inni nie. Prawda nie jest pośrodku, prawda jest pomiędzy.

 

Nie rozpisuję się więcej, bo miałem się nie rozpisywać. Mam serdecznie w dupie, czy ktoś weźmie to na poważnie. Mam serdecznie w dupie czy wyjdę z tego z twarzą, czy bez twarzy. Każdy ma wiele twarzy, świat jest ciągłą zmianą i twarz ma się tylko na chwilę, co więcej - czasem trzeba ją stracić, żeby czegoś się nauczyć.

 

I tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobór naturalny faworyzował organizmy cierpiące, ponieważ te były lepiej przystosowane pod kątem przetrwania i rozprzestrzeniania swoich genów...

 

sarna ma czuć lęk aby uciekała przed drapieżcą, ból by nie wchodziła w ciernie, głód by skubała trawkę itd. itd.

To nie tak. Rozróżnić trzeba cierpienie przewlekłe (dobijające - będące skutkiem choroby) i tymczasowe (jako czynnik ostrzegający). Dobór naturalny nie faworyzuje w żadnym stopniu organizmów cierpiących. Raczej je eliminuje.

 

pisząc organizmy cierpiące, miałem na myśli organizmy zdolne do cierpienia i rzecz jasna cierpiące w momencie kiedy nie mogą zaspokoić swoich potrzeb lub doznających bodźców informujących o zagrożeniu organizmu, anie wtedy kiedy bzykają itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie mogę już znieść głosu w mojej głowie, znajomości nawiązuje chyba tylko po to żeby właśnie ten męczący głos się pojawiał, bo w przeciwnym razie czuję się jeszcze gorzej (chyba bliżej swojego tragizmu czy coś w tym stylu), więc choć chcę być samotny to nie mogę znieść samego siebie i zawieram znajomości, zapycham się tymi znajomościami jak kibel gównem.

 

Jest to nie do pomyślenia, ciągle coś myślę o danej nowo poznanej osobie, scenariusze, oczekiwania, wyobrażenia, analizy, - to leci samo, z górki, a gdy się kończy to znowu szukam kogoś, żeby mój umysł miał się czym bawić. Tylko że ja słucham tego wszystkiego - to tak jakby ktoś non stop za mną chodził i opowiadał mi o swoich wszystkich przeżycia, żalach, wątpliwościach. JEZU skąd brać na to wyrozumienie? zamknij się wreszcie człowieku!

 

Zamknięte koło cierpienia, bo chcę żeby mój umysł się bawił - w przeciwnym razie stracę w niego wiarę. I chcę cierpieć, bo cierpienie wzmacnia motywację do działania, ale też chcę być otępiały, nic nie czujący. Może to wszystko doprowadzi mnie do choroby psychicznej, utracę świadomość i już nikt mnie nie wyrzuci z otwartego stacjonarnego odzialu leczenia zaburzen osobowości za brak motywacji...

 

Jest ich więcej - kół cierpienia. Piękna sprawa, życie z fajerwerkami hehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrobił się trochę off-top, ale co tam.

Akwen nie przejmuj się swoim gadulstwem i pisz jak masz tylko ochotę. Przynajmniej jest co czytać ;)

 

co do jęczenia : znieczuliłam się piwem ostatnio choć obiecywałam sobie więcej nie pić tego cholerstwa.

Samotność mi doskwiera, wychodzę w znane mi miejsce do znanych mi ludzi, a tam browar się leje na całego i choć przez chwilę nie czuje tego syfu.

Teraz mam wyrzuty bo zmarnowałam weekend dochodząc do siebie. Kiedyś bywało inaczej, dziś ciężko mi się regeneruje po zapiciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubię zapobiegać wykształceniu się w sobie złego ego. Ja nawet nie zacząłem siebie kopać, tylko prewencyjnie stwierdziłem fakt. Jestem kompletnie do niczego. Ma to swoje plusy, to dobrze że jest do dupy. Przynajmniej nie będzie dużo gorzej, a zawsze może być dużo gorzej. Jeśli spadać w gnój to z kucyka.

 

Życie jest nieprzewidywalne, no właśnie. Dokładnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie. Jestem kompletnym śmieciem i przywykłem do tej świadomości. Znane człowiekowi życie to wysypisko śmieci, lepiej być na dole niż na górze. Przynajmniej spadając człowiek się nie poobija. Skoro człowiek jest taki, a nie inny, to lepiej być nawozem niż na wozie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro życie jest wysypiskiem śmieci to wszyscy nimi jesteśmy. Wszystko zależy jak się na to patrzy.

Przecież są ludzie, którzy czerpią radość z życia. Sama kiedyś czerpałam radość z życia. Było o niebo lepiej.

Wszystko ma swój czas, a prawdą jest że lepiej się nie nastawiać na wiele. Uniknie się rozczarowania.

Czarnowidztwo nie pomaga jednak w zachowaniu spokoju ducha i jest destrukcyjne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×