Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Tak, Moniko, mam dietę, jem zdrowo... Tyle, że coraz mniej. Po prostu nie mogę. :( I moje postrzeganie swojego ciała jest coraz gorsze, ważę mniej, a widzę siebie grubszą. Terapeutka poleciła mi ostatnio rozebrać się w domu przed lustrem i narysować siebie taką jaką widzę. Nie skończyłam rysunku, bo nie mogłam na siebie patrzeć.

Poczucie winy po jedzeniu jest coraz większe, nie znoszę siebie wtedy. Pojawiło się obsesyjne ważenie się (kilka razy dziennie). Od 12 lat nie traktuję jedzenia normalnie, nawet w okresach, gdy udało mi się trochę przytyć. Bardzo ciężko mi jeść przy kimkolwiek, ciężko mi jeść bez poczucia winy, ciężko mi czerpać przyjemność z jedzenia, nie trzymać się sztywno ram (o tej i o tej godzinie, tyle i tyle). Jedzenie jest dla mnie przykrym obowiązkiem - wiem, że muszę jeść jeśli chcę żyć i się wyleczyć z moich chorób, więc wpycham w siebie na siłę choć potem mam ochotę się pokaleczyć, żeby odwrócić uwagę od poczucia winy i napięcia. Gdyby tylko było możliwe bycie zdrową i niejedzenie - byłabym szczęśliwa. :oops:

Kasiu, fajnie. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, no, ale przecież Joasiu masz dietę, dbasz o siebie.

Ja mogę nie rozumieć charakteru tego zaburzenia odżywiania, może stąd moje błędne interpretacje.

 

Anoreksja to sposób MYŚLENIA i PRZEŻYWANIA, Moniko.

Można mieć już wagę w normie, a wciąż te myśli, że... i wciąż obawy, że... i wciąż odczuwany wstręt, gdy... Anoreksja to stan ducha przede wszystkim. Sama zdrowa dieta i staranie się, aby jeść przez rozum to nie jest leczenie anoreksji, to jest tylko sposób na przytycie/utrzymanie wagi (i czasem oszukiwanie siebie, że coś się robi...), leczyć trzeba to, co w głowie i w sercu. To tak łatwo się pisze... Wiesz, ja potrafiłam na siłę jeść, nawet sporo, ale łaknienia nie czułam wcale, a wręcz odwrotnie... Jedzenie i niejedzenie to temat zastępczy. Wypełnia pustkę, daje jakieś tam poczucie siły (do czasu), sprzeciwu, inności-odrębności, no i dla mnie to było też bierne wyrażanie złości zduszonej, buntu oraz poczucia, że kontroluję otoczenie... no i wyraz wyrzeczenia się siebie, swoich potrzeb, emocji, swojego zdania... Ja mam dość duże poczucie winy związane z zaspokajaniem moich potrzeb, w ogóle z ich odczuwaniem, czuję się jakaś zła, męczy mnie to... chyba to ma duży związek z tym, że zawsze czułam, że liczą się tylko potrzeby matki, a swoje mam zduszać - i to trudno z głowy wyjąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam, jak piszecie o diagnozie, a wcześniej jeszcze wątek o rodzicach i ich odpowiedzialności bądź jej braku za nasze problemy (bo tu i teraz jesteśmy dorośli)...

 

...i ja myślę sobie tak: dla mnie diagnoza i skupianie się na niej to takie zwalnianie z odpowiedzialności (lekarzy i terapeutów, pacjenta i rodziców) na etykietkę:

1. JA robię to i to, bo "MAM bpd" (jakby to jakiś wirus był..). Zamiast wziąć samemu odpowiedzialność za swoje zachowania, np. autoagresję. A przecież to JA się tnę, własnoręcznie. Nikt inny.

2. Z drugiej - aby zabrać odpowiedzialność z rodziców za nasze obecne problemy emocjonalne (depresje, lęki) i tym samym nie zderzyć się zbyt mocno z tym, że nie bardzo się było szanowanym/kochanym. Czyli z rozpaczą, bezsilnością, złością, wręcz nienawiścią. Bo to boli. No i z konsekwencjami: zmianą w relacjach z nimi, nie pozwalaniem sobie na pewne ich zachowania, sprzeciwie - to trudne.

3. A lekarzom i terapeutom jest bardzo łatwo, w razie niepowodzeń, zamiast brać odpowiedzialność za brak kompetencji, zasłaniać się tym, że pacjent "taką ma już osobowość", "taki już jest". Co za chamstwo i wygodnictwo. Usprawiedliwianie własnej nieudolności często.

 

I tak sobie myślę, może błędnie, że aby zyskać POCZUCIE odpowiedzialności za siebie tu i teraz, to trzeba po pierwsze wziąć odpowiedzialność tu i teraz za to, co robimy (różne zachowania - w tym destrukcyjne, decyzje, wybory), umiejscowić odpowiednio odpowiedzialność za swoje obecne stany chorobowe (depresje, lęki, etc.), czyli to, że czujemy się źle - po stronie rodziców (a to oni byli odpowiedzialni za nasz emocjonalny rozwój i NIC ich z tej odpowiedzialności nie tłumaczy przez swoimi dziećmi) - po co? - aby pozbyć się poczucia winy i przestać wyżywać się na sobie i na sobie koncentrować złość, która pierwotnie była na nich (ale trzeba było ją stłumić lub obrócić przeciwko sobie).

 

Bo przyłapałam się dziś na takim myśleniu: skoro nie czuję się sobą, to jak mam mieć poczucie odpowiedzialności za siebie? (i tym samym za moje leczenie, zmianę, życie?) A żeby zacząć czuć się sobą to wreszcie trzeba postawić pewną granicę, za co odpowiadam ja, a za co odpowiadali i odpowiadają inni (rodzice, partnerzy, etc.), jakie są prawa moje i jakie innych, a tym samym zacząć stawać po swojej stronie i dopuszczać do siebie przeżywanie pewnych emocji i chyba na tym polega powrót do prawdziwej siebie, zintegrowanej... a etykietka BPD czy inna to trochę taka wymówka, zasłona, że nie wszystko (jakby co!) ode mnie zależy...

 

Jakie są Wasze refleksje po tym przydługawym wywodzie? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Dziekuję za zobrazownie tego problemu. :D

 

Joaśko, tak mi przykro. Ja cały czas myślałam,że problem masz już za sobą. Co teraz będzie?

 

naranja, Wiadomo,że z.o. lub inne zaburzenia to całe spectrum zachowań. I dobrze by było, gdybyśmy zaczęli je zmieniać. Na początku jest trudno bo skoro nie znamy innych zachowań, to ciężko jest się odkleić od starego, niszczącego nas schematu.

Co do rodziców....obarczałam ich w trakcie terapii za to całe zło. Oczywiście przeżywając sama, a tylko czasem w podskokach ciśnienia-wywalając im swoje żale w krzyku.

Doszłam do wniosku,że mam się prawo na nich wkurzać. A prawda jest taka,że co to da. Nie będę ich wychowywać, a jeśli oni nie czują potrzeby zmiany, to tymbardziej. Swoje zdanie mogę im przedstawić.

Na razie jestem na takim etapie.

Doszło te do mnie,że jestem odpowiedzialna za siebie ja i tylko ja.

I ostatnio doszło do mnie,że wzbraniałam się przed uczuciem do G.

I teraz nie wiem czy ta odpowiedzialność przeze mnie rozumiana jako radzenie sobie w pojedynkę była skrajnością. Jakoś tak sobie myślalam,że nikogo nie potrzebuję, skoro mam być odpowiedzialna to będę sama. A to nie w tym kierunku chyba ma iść. Odpowiedzialność to nie samowystarczalność. Ciężko jest się przyznać przed kimś-akurat mnie-do tego,że kogoś potrzebuję. Bo przed samą sobą już się przyznałam i uświadomiłam sobie. Na dzień dzisiejszy jestem na takim oto etapie.

Ostatnio mam wielką zniżkę nastroju. Taką depresyjną.

No i nie wiem czym spowodowana jest. Może nową dla mnie sytuacją po ostatnich sesjach.

To samopoczucie omówię na poniedziałkowej sesji.

Więcej w tym temacie nie jestem w stanie niczego konstruktywnego powiedzieć i odnieść się bo innego stosunku do tego co napisałaś nie mam.

:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, Moniko, mam dietę, jem zdrowo... Tyle, że coraz mniej. Po prostu nie mogę. :( I moje postrzeganie swojego ciała jest coraz gorsze, ważę mniej, a widzę siebie grubszą. Terapeutka poleciła mi ostatnio rozebrać się w domu przed lustrem i narysować siebie taką jaką widzę. Nie skończyłam rysunku, bo nie mogłam na siebie patrzeć.

Poczucie winy po jedzeniu jest coraz większe, nie znoszę siebie wtedy. Pojawiło się obsesyjne ważenie się (kilka razy dziennie). Od 12 lat nie traktuję jedzenia normalnie, nawet w okresach, gdy udało mi się trochę przytyć. Bardzo ciężko mi jeść przy kimkolwiek, ciężko mi jeść bez poczucia winy, ciężko mi czerpać przyjemność z jedzenia

 

Asiu, uważaj na siebie, pilnuj się..... Wiesz, że nie możesz się znowu doprowadzić do takiego stanu jak kiedyś. Asiu, wierzę, że sobie poradzisz. Masz w sobie siłę, z której nawet sobie nie zdajesz sprawy.... :*

 

-- 13 maja 2011, 22:25 --

 

Monika1974, bardzo długo rozmawiałam z W. bardzo fajnie... uspokoił mnie, że nie zniknie...fajnie, przyjaźnie sobie porozmawialiśmy. Kocham go.....

Dziękuję Monia :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Kasiu, juz Ci tyle razy mówiłam,że czytam co piszesz. Mogę mijać niektóre posty w pośpiechu, ale Twoje czytam. Interesuję się Twoim zdrowiem, Tobą. Kibicuję. Nie dziękuj maleńka :*

Fajnie,że jest taki ktoś...taki W.

Ja nie wiem jaki nabierze zwrot sytuacja z Wami związana. Chciałabym jak najlepiej. Kasiu......co by się nie wydarzyło....to trzeba będzie to przyjąć co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Wiesz co teraz sobie pomyślałam?

Że to takie schamaty myśleniowe.

Myślałaś,że On odejdzie.....tak jak było wcześniej z innymi chłopakami, a Ty się o to niepotrzebnie obwiniałaś.

Można przecież być po rozstaniu się z kimś w normalnych relacjach, przynajmniej się odzywać, a nie na zasadzie "wszystko, albo nic". To był mój schemat. Alem głupia była!

I jeszcze jedno....W. się odzywa bo chce bo Cię lubi.A Ty pewnie myślałaś,że odejdzie na zawsze, tak jak opuścił pracę, tak jak opuścili Ciebie rodzice.I stąd depresyjne myśli i cały nawał somatyki.

Masz wkoło siebie ludzi przychylnych Tobie Kasiu. Ty możesz ich do siebie nie dopuszczać. Bo się lękasz , bo unikasz....bo..........przyzwyczajenia, wyobrażenia, stare schemaciki.....

Mam rację?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie na +, podjąłem decyzję i się zmieniłem, jednym krokiem rzuciłem dawne życie.

Rok po tym jak A. się ze mną rozstała urodził się Aarón, czyli 18. Kwietnia i mam się całkiem dobrze !

 

Dzisiaj spotkałem dzieczynę z mojej klasy i jest naprawdę hot, gadałem z nią na ławce, później poszliśmy razem na spracer z psami.

Co prawda za pierwszym razem trochę bolał mnie brzuch, ale co tam najwyżej banzo i jedziemy dalej dopóki się nie dowie :D

Wtedy problem nie będzie miał racji bytu i mam nadzieję, że pogodzę go w końcu i zostawię zupełnie za sobą, bo narazie na 50 % uporałem się z chodzeniem do toalety i strachem przed tym.

 

Michuj, ja za to jestem ciekaw, podobnie jak mój doktor czym jest to zdrowie i jak je określić ?

Chyba my możemy to określić i ja się czuję dobrze, czuję się co prawda mniej narcystycznie bo emocje opadły po zachwycie nowym sobą, ale próbuję wrócić do tego.

Sex, Love, Control, Vanity - Sex, miłość, kontrola, próżność ! ( Ta próżność to taka inna, zachwyt sobą i chęć, żeby inni na to patrzyli, tak jak to my lubimy być podziwiani :D )

 

Pamiętajcie, że was kocham i że macie do mnie kontakt w razie czego napiszcie tu i ktoś wam poda, całkiem dużo osób go ma :)

Ja tu co jakiś czas będę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu,, po zniknięciu stąd dostrzegłem jedną rzecz.

Niestety nam nigdy nie będzie wystarczająco od innych i my możemy sobie dać to co chcemy, wtedy naprawdę wystarczy...

 

To przykre i w zasadzie przychodzi zauważenie tego z nienacka, a przy okazji jest lepiej.

W. jest przy tobie i myślę, że najważniejsza jest teraźniejszość.

 

-- 13 maja 2011, 22:52 --

 

Monika1974, :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, nie zniknęłaś w tłumie, ja też czytam to co piszesz... Wiem, że to nie jest łatwe, ale staraj się nie powtarzać tych schematów myślowych, przeganiaj myśli, że W. odejdzie tak jak poprzednie ważne dla Ciebie osoby, przełamuj te schematy. Nakręcanie się i dobijanie nie jest dobre... Choć doskonale rozumiem, że się tego boisz... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak dobre rozmawiało Ci się z W.!!! :smile:

 

Krzyś, jak Cię czytam teraz to zupełnie inny człowiek z Ciebie, tak trzymaj!!!!! :great:

 

Moniko, co teraz będzie - tego dokładnie nie wiem... Na pewno wiem, że muszę się w końcu wziąć za leczenie na terapii pod kątem anoreksji, bo do tej pory jakoś to... ukrywałam. :oops: Nawet przed samą sobą. Ale niestety znów mam "epizod", a że zbliża się kolejna stresująca dla mnie sytuacja życiowa i moje anorektyczne myślenie wtedy się właśnie nasila, więc nie mogę dłużej przed sobą udawać, że nie mam problemu. :roll: Ta sytuacja to obrona mojej pracy magisterskiej, którą się już bardzo stresuję, bo przy leczeniu borelli mam dosłownie wodę w mózgu i bardzo mnie to martwi, wścieka. Nauka nigdy nie sprawiała mi trudności, zawsze miałam świetne oceny, wszystko na tip top, przed czasem... a teraz nie pamiętam czego się uczyłam wczoraj, nie mogę się z tym pogodzić i do tego przywyknąć, boję się, że zawiodę moich wykładowców i siebie. W epizody anorektyczne wpadałam przed egzaminami wstępnymi do liceum, przed obroną pracy licencjackiej, i teraz magisterka... Czyli pogorszenie jest zawsze wtedy, gdy czeka mnie jakieś wyzwanie.

Kasiu, staram się z całych sił, walczę sama ze sobą, żeby jeść, bo wiem, że przy moich infekcjach po raz trzeci może mi się nie udać z tego wygrzebać... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja od 2 dni leżę totalnie chora...wymioty i temperatura 38,5 mimo wielkiej ilości paracetamolu...do 3 nad ranem leżałam z tą gorączkąi nie mogłam zasnąć, w koncu o 3 olanzapina zaczela dzialac i zasnelam... lekarka mi kazala wziac ibuprom, ze niby jest najlepszy na gorączkę i faktycznie dziś po 2 ibupromach mam tylko 37,4...ale nadal czuję się nie za dobrze...

Okropnie było leżeć samej w pustym mieszkaniu, z gorączką i tą pustką w duszy...w momentach kiedy nie mam zajęcia, brak uczuć, zainteresowań itd. staje się strasznie dojmujący...

Przeczytałam do końca " Uratuj mnie" - to stanowczo nie o mnie... czytałam to i się zastanawiałam JAK MOŻNA tak się zachowywać, tak myśleć...nigdy, nigdy tak nie miałam...czytałam to jak jakieś wielkie dziwo... dlatego myślę, że prawidłowa jest diagnoza lekarza z Warszawy, że ten zanik uczuć to reakcja na stres, ale osobowość mam normalną...on powiedział, że mnie strasznie skrzywdzono dając mi to borderline, że to bzdura...i też mi się tak wydaje...cięcie się? huśtawka nastrojów? anoreksja? nigdy tak nie miałam... myśli samobójcze -owszem, są cały czas odkąd zanikły mi uczucia, bo takie zycie nie ma sensu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja gdy czytałam tą książkę nie dziwiłam się, nie byłam oburzona, bardzo współczułam autorce książki. Próbowalam zrozumieć jak ona mogła się czuć. I rozumiałam,że wpływ rodziców, zwlaszcza ojca na jej wychowanie przyniosło efekt w postaci Borderline.

brak uczuć, myślisz,że Twoje zaburzenie nie ma przyczyny,że uczucia od tak zanikły?

Z niczego nie ma nic. I może dobrze bo przynajmniej można szukać przyczyny na sesjach terapeutycznych. A wachlarz wyboru pomocy dla siebie nie jest wcale taki mały.

 

_asia_, Nie chcesz zawieść wykładowców? :shock: A dlaczego? Bo zawsze dawałaś radę? Mięli o Tobie najlepsze zdanie? Dlaczego tak zależy Ci na ich opinii? Masz prawo by źle się czuć. Masz gorszy okres w życiu. Zdasz mgr, zobaczysz. Wcale nie musisz mieć samych piątek. To o niczym nie świadczy-dobre i złe oceny.

Ja wkuwałam, kolekcjonowałam czerwone paski, robiłam to pod wpływem mamy bo się bałam,że będzie awantura. I co mi z tego przyszło?

Asiu, sporóbuj podczas przygotowań do egzaminów dbać o siebie, o prawidłowe żywienie. Będzie trudno, ale nie popadaj ze skrajności w skrajność.Jedz i ucz się.

Wszystko przedkładasz nad naukę, bo chcesz dobrze wypaść, a to się dzieje kosztem Twojego zdrowia. Zaliczysz to z palcem.......nie powiem gdzie.

A poruszenie problemu na terapii to dobry pomysł Joasiu.Trzymam kciuki za Ciebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, myślisz,że Twoje zaburzenie nie ma przyczyny,że uczucia od tak zanikły?

Z niczego nie ma nic. I może dobrze bo przynajmniej można szukać przyczyny na sesjach terapeutycznych. A wachlarz wyboru pomocy dla siebie nie jest wcale taki mały.

Na pewno są tego jakieś przyczny...jak już mówiłam ja stosuję leczenie dwutorowe - leki+psychoterapia....tylko niestety psychoterapia nie przynosi jak na razie zadnych efektow, zresztą to dziwna psychoterapia, w której nie mozemy rozmawiac o uczuciach, bo nic nie czuję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, dzięki za zainteresowanie... Wiesz, zawsze miałam bardzo dobre oceny, same świadectwa z czerwonym paskiem, stypendia naukowe, szkoła muzyczna, kółka zainteresowań, prywatne zajęcia... Wiedziałam, że oceny nie są najważniejsze, ale nigdy nie umiałam pouczyć się trochę. Albo wszystko, albo nic. Poza tym nauczyciele i wykładowcy postrzegali mnie jako kogoś, na kim zawsze można polegać, kto zawsze jest przygotowany nawet gdy nikt z klasy/grupy tego nie wie. Wrosłam w to i odkąd pamiętam panicznie się bałam, że ich zawiodę. Bałam się, że mogę czegoś nie wiedzieć i że wtedy bardzo ich rozczaruję. A nie znoszę rozczarowywać ludzi. Gdy mi się coś troszkę gorzej udało to siebie za to nienawidziłam, karałam się, miałam straszne poczucie winy - tak jakby mi się w ogóle nie udało. Jak miałam wynik testu 98% to się wkurzałam na siebie, co źle zrobiłam, że obcięto mi 2%. :hide: Nigdy nie jestem z siebie zadowolona. Zawsze może być lepiej. Gdy coś osiągnę to nie cieszę się z wyniku tylko już myślę co następnego mnie czeka i czy temu podołam. I wciąż mi się wydaje, że nie zasłużyłam wystarczająco na dobrą ocenę, że po prostu miałam szczęście, udało mi się.

 

-- 14 maja 2011, 13:44 --

 

brak uczuć, a o czym rozmawiacie na terapii?

ja też chodzę 20ty miesiąc tak jak Monika, i "im dalej w las" tym mam coraz to silniejsze wrażenie, że jeszcze dłuuuuuga droga przede mną, nawet nie sądziłam, że aż tak długa. :shock:

współczuję Ci choroby. :( Ibuprom/Ibuprofen skutecznie obniża gorączkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, a o czym rozmawiacie na terapii?

 

Jak na razie to rozmawiałyśmy ogólnie...o tym jak spędzam dnie, jak układają się relacje z rodzicami, z chłopakiem...ta moja terapia jest kuriozalna, bo z powodu braku uczuć, a głónie braku przeżywania rzeczywistości nie możemy rozmawiać o tym, co czuję, co przeżywam...sądziłam, że w tym stanie spotkana z terapeutą w ogóle nie będą możliwe, bo nie będziemy mieć o czym rozmawiać, ale chodzę już 5 miesiąc i cały czas o czymś gadamy....z tym, że ma to bardziej charakter wsparcia i dlatego nie rezygnuję z terapii, bo zauwazyłąm, że mimo mojej bladości emocjonalnej wpsarcie jest mi potrzebne...a neikoniecznie mogę liczyć na rodzinę...w sumie najwięcej jeszcze na ojca, mama to jak jej zawieje, ale ogólnie Ona ma trudny charakter (sama ma dużo z bordera - nawet sama to przyznała niedawno), a co do siostry to w ogóle nie mogę na nią liczyć...tak więc wsparcie terapeuty jest mi potrzebne...ale dopiero teraz mamy ustalić prawdziwe cele terapeutyczne...oczywiście dla mnie głównym celem jest odzyskanie uczuć...choć z tegoco mówił doktor, to głównym leczeniem będzie fluanksol, a terapia tylko wspomagająco, niestety muszę poczekać 2 tyg do zaczęcia stosowania tego leku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×